kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

recenzje, testy

Dystans całkowity:593.22 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:31:06
Średnia prędkość:19.07 km/h
Maksymalna prędkość:30.00 km/h
Suma podjazdów:110 m
Maks. tętno maksymalne:165 (91 %)
Maks. tętno średnie:131 (72 %)
Suma kalorii:1112 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:29.66 km i 1h 33m
Więcej statystyk

Guru bike fitting

Sobota, 30 maja 2015 Kategoria trening, dojazdy, recenzje, testy, fitting
Km: 23.50 Km teren: 0.00 Czas: 01:15 km/h: 18.80
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Postanowiłam zużyć bony do SportGuru wygrane na czasówce w Opaczy w inny sposób niż zakupy. Częściowo sfinansowałam sobie nimi bikefitting.
Zwykle robie fitting w Airbiku ale ponieważ miałam te bony, a chciałam spróbować czegoś innego, to Guru było dość oczywistym wyborem.

Guru fitting odbywa się ciut inaczej niż BG Fit (jakby ktoś chciał zapoznać się z moimi wpisami na temat BG Fit to są tu: BG Fit 1: Scott Scale 70BG Fit 2: B'twin Triban 3BG Fit 3: KTM Strada 2000). BG Fit robi się siedząc na własnym rowerze. Do większości zmian trzeba zejść z roweru - fitter wprowadza proponowaną zmianę, po czym siada się i pedałuje dalej. W związku z tym każda zmiana wymaga czasu i za każdym powrotem na rower ciało układa się na rowerze inaczej. Tymczasem Guru ma taki oto sprzęt do tortur:



Najpierw dokonuje się pomiarów na rowerze, który ma być ustawiany i przenosi się obecne ustawienia na tę maszynkę. Montuje się odpowiednią kierownicę (analogiczną do tej, która jest w rowerze klienta - może to być szosowy baranek, kierownica czasowa, kierownica mtb), biorąc pod uwagę jej szerokość. Moja była niestandardowa (była obcięta) więc fitter nie miał na składzie identycznej, musiał zamontować szerszą - ale zaznaczył na niej taśmami miejsca, gdzie kończy się moja., odpowiednie pedały (analogiczne jak ma klient), analogiczne siodło (w moim przypadku zamontowane zostało identyczne siodło), nawet korby można ustawić dłuższe lub krótsze.
W międzyczasie fitter wypytywał mnie co, jak i gdzie jeżdżę, ile trenuję itd. oraz co mi doskwiera. A doskwierały mi w rowerze najbardziej dwie rzeczy (wydawało by się, że sprzeczne): pierwsza to odczucie bardzo mocno obciążonych rąk i barków zaś druga - uciekanie przedniego koła na podjazdach.
Po zamontowaniu odpowiednich "miejsc styku" rowerzysty z rowerem, komputer - po wprowadzeniu danych z mojego roweru - automatycznie ustawił odpowiednio wszystkie pozostałe parametry (wysokość siodła i kierownicy, odległości kiera - siodło itd.). 
Komputer zmierzył również mnie samą (wzrost, długość kończyn), co jest realizowane za pomocą systemu Xbox Kinect (do czegoś się to przydaje, jak się okazuje).
Potem kręciłam sobie a fitter zmieniał różne ustawienia - a to mi podnosił siodło (w trakcie jazdy), a to opuszczał, a to kierę, a to wydłużał całość, a to skracał. Zaczęliśmy jednak od prób różnych siodeł bo ostatnio moje wydaje mi się jakieś niewygodne. Żadne mi jednak nie pasowało aż wróciliśmy do pierwotnego... i okazało się, że jest najwygodniejsze ;)
W związku z faktem, że nie musiałam przy każdej zmianie schodzić z roweru (tylko przy wymianie siodeł oraz przy skracaniu korb), całość trwała o wiele krócej niż BG Fit - chociaż i tak fitter powiedział, że dłużej niż to zwykle zajmuje (około 2,5h, zwykle około 2h). Ale to głównie z powodu próbowania wielu siodeł (wypróbowałam ze 6 siodeł).
Gdy skończyliśmy okazało się, że nie będę musiała dokupywać żadnej części (innego mostka itd.), wystarczyło wyjąć podkładki spod mostka i zmienić jego kąt (jest to mostek, który za pomocą różnych wkładek można ustawić pod innym kątem).

Pierwsze uczucie po wyjściu - cudowna lekkość bytu, tzn. wreszcie zniknęło odczucie obciążania rąk. Na przetestowanie wątku z uciekającym kołem będę chyba musiała poczekać do zawodów w Kielcach albo wybrać się na Kazurkę... ;)

lusterko Selle Italia Eyelink - recenzja

Piątek, 20 marca 2015 Kategoria recenzje, testy, trening, ze zdjęciami
Km: 45.57 Km teren: 0.00 Czas: 02:01 km/h: 22.60
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Dostałam w prezencie. Pod choinkę ;) Trochę dawno zatem... ale kilka razy musiałam się przejechać, żeby przetestować a nie bardzo miałam okazję przetestować w dzień (ciągle tylko jazdy po nocy i po nocy).



Wreszcie zrobiło się trochę cieplej i jaśniej, można było kilka razy się z lusterkiem przejechać w warunkach standardowego użycia lusterek rowerowych, to znaczy po ulicach miasta.

Na pierwszy rzut oka lusterko wygląda ładnie i solidnie. Jest jednocześnie dość lekkie. W górnej części, przy oprawie lusterka, widać smugi, jakby w procesie produkcji nie doczyszczono resztek kleju. Nie da się tego usunąć. Być może jest tylko tylko wada mojego egzemplarza. W niczym to nie przeszkadza ale jest mało estetyczne.




Na odwrocie lusterka jest niewielki odblask. Przy ustawieniu lusterka "po mojemu", tylna strona lusterka jest skierowana w dół więc odblask świeci sobie w asfalt. Kompletnie nieprzydatny.




Mocowanie lusterka na kierownicy polega na założeniu lusterka od góry na łapę (baranka) i zapięciu rzepem pod klamką hamulca. Jak widać, rzep jest "na okrętkę" i jest, niestety, bardzo krótki. W związku z tym lusterko jest zamocowane dość niepewnie na kierownicy i ma tendencje do lekkiego przechylania się. Zwykle po mieście jeżdżę na łapach i przytrzymuję je dłonią, więc nie ma problemu, ale jeden ze słabych elementów tego lusterka. Ponadto odnoszę wrażenie, że mocowanie pod klamką hamulca upośledza jego pracę (hamulec robi się jakby mniej responsywny).




Obszar lusterka jest nieco wypukły i wystarczająco duży, aby gdy jedzie się prawym pasem trzypasmówki, widać było w nim pozostałe dwa pasy. Sprężynowanie mechanizmu ustawienia lusterka jednak powoduje, że na wspaniałych warszawskich ulicach lusterko się trzęsie i czasem trudno ocenić, na którym pasie jest auto za nami. Efekt - i tak muszę się czasem obrócić do tyłu żeby zweryfikować czy mogę skręcić w lewo... Słabe mocowanie powoduje również, że przy większym wstrząsie całe lusterko się nieco przechyla.

Zakres regulacji położenia lusterka jest duży. Można je obracać wokół osi poziomej, przyginać dół-góra oraz dodatkowo jeszcze delikatnie regulować za pomocą lekkiego przechylenia całości na kierownicy. Można ustawić lusterko naprawdę idealnie do własnych potrzeb. Niestety, nie da się za bardzo tego robić w trakcie jazdy bo regulacja obrotu i przygięcia chodzi dość ciężko i nieco sprężynuje. Z jednej strony zapobiega to samoczynnej zmianie ustawień przy wstrząsie, z drugiej - utrudnia ustawienie lusterka po zmianie pozycji na rowerze. Ustawienie lusterka utrudnia też tendencja do przechylania się całości z powodu słabego mocowania, o czym pisałam powyżej.

Lusterko można całkowicie złożyć np. do postawienia roweru przy ścianie ale żeby jechać trzeba je rozłożyć, bo przeszkadza w położeniu dłoni na łapie kierownicy.


Cena tego lusterka to około 220 zł, sporo...

Plusy: duży zakres widoczności, duży zakres regulacji
Minusy: bardzo wątpliwe mocowanie, trzęsienie się lusterka co utrudnia ocenę sytuacji za nami, cena.

Podsumowanie: najgorzej w tym wszystkim wypada sposób mocowania lusterka. Słabe mocowanie wpływa na stabilność lusterka i pracę hamulca. Gdyby to poprawić, to lusterko byłoby naprawdę fajne a tak, dostaje u mnie jedynie "czyzplusem".

Przepis na rower

Środa, 4 lutego 2015 Kategoria recenzje, testy, trening
Km: 49.10 Km teren: 0.00 Czas: 02:12 km/h: 22.32
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Wpadła w mojej ręce pozycja stricte rowerowa. Tylko dla zapaleńców i maniaków. Jest tylko i wyłącznie o rowerach i trochę o ludziach. Ale głównie o rowerach.
Jest to książka Roberta Penna "Przepis na rower". Wydana przez Wydawnictwo Galaktyka. Nie wygląda zbyt imponująco ale wsysa niesamowicie.


Autor odbywa podróż po wielu miejscach świata, odwiedza duże i małe fabryki, manufaktury i warsztaty w poszukiwaniu idealnych komponentów do swojego wymarzonego, jedynego w swoim rodzaju roweru.
Rama stalowa czy aluminiowa? Osprzęt Campagnolo? Koła ręcznie robione na zamówienie czy może fabryczne...? Te i inne dylematy rozwiewa prowadząc dyskusje z zapaleńcami, właścicielami warszatatów, twórcami komponentów - a to odwiedzając bliskie miejsca w Wielkiej Brytanii a to wędrując aż do Kalifornii aby zaraz odwiedzić Mediolan.
Przy tej okazji opowiada co nieco o historii powstania roweru i o kształtowaniu się poszczególnych elementów roweru. Jak wyglądały pierwsze rowery? Z czego robiono ramy? Dlaczego ramy współczesnych rowerów przeważnie mają kształt zbliżony do diamentu? Kiedy koła roweru zrównały swoją wielkość?
Przy okazji dowiadujemy się wielu ciekawostek rowerowych, takich na przykład, że szybkozamykacz jest stosowany od 1930 roku (!), że rowery były nazywane "boneshakers", że Mark Twain uważa, że lądowanie na instruktorze nauki jazdy na rowerze jest lepsze od lądowania na kołdrze...
Książka napisana płynnie, lekko i z polotem, chociaż momentami autor skacze po tematach i zaczyna się czasem mylić, co było pierwsze - łańcuch czy wolnobieg. Ale czy to ma znaczenie? Zawsze można wrócić i przeczytać jeszcze raz.
Jeszcze jej nie skończyłam ale mogę z pełnym przekonaniem polecić ją każdemu maniakowi rowerowemu.

Dalszy ciąg dziś będę czytać do poduszki a tymczasem... Gassy czekają.

PowerTap - podsumowanie

Wtorek, 4 listopada 2014 Kategoria dojazdy, recenzje, testy
Km: 21.80 Km teren: 0.00 Czas: 01:10 km/h: 18.69
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Tydzień przymusowej przerwy od roweru (wyjazd służbowy) chyba dobrze mi zrobił. Dziś do pracy jechało mi się lekko i przyjemnie.

W trakcie mojej nieobecności zrobiła się straszna kolejka do klubowego sprzętu, czyli koła z pomiarem mocy. Chciałam je dłużej potestować ale cóż, testy wydolnościowe kolegów z klubu są ważniejsze niż moja chęć zabawy tym gadżetem.
Po moim powrocie z pracy, w Bikemanie panowie przełożyli mi kasetę z powrotem na moje koło a wieczorem po koło z PowerTapem przyjechał Rafał. No i tyle zabawy.

Niemniej jednak, chyba wypada podsumować te kilka dni (zdecydowanie niewystarczające) testów.

Najgorzej z tego wszystkiego wypadł komputerek Joule 1.0. Dla moich celów absolutnie niezbędne jest podświetlenie ekranu, którego tenże nie posiada. Trenuję najczęściej późnym wieczorem i trening bez podświetlenia nie ma najmniejszego sensu. Poza tym ekran Joule jest mało czytelny - informacje na nim są "naćkane" małym drukiem (za wyjątkiem wartości "głównej" (moc, prędkość, tętno), którą można wybrać na każdym z trzech ekranów. Pozostałe informacje też można wybrać ale w ograniczonym zakresie. Konfiguracja komputerka odbywa się przez program na PC i jest dość prosta. Komputerek nie posiada GPS, rejestruje kilometry i prędkość na podstawie czujnika na kole. Dla mnie to wada bo lubię sobie obejrzeć trasę i pochwalić się nią np. na Stravie ;) Na początku miałam problem z chwilowym pokazywaniem mocy (wahania rzędu +/- 20 Watów) ale okazało się, że trzeba było ustawić uśrednienie pokazywanej mocy chwilowej na dłuższy czas (10 sekund) - dzięki Marcin za podpowiedź. Zaletą komputerka (ale nie wiem, czy to nie jest czasem zaleta wszystkich urządzeń działających na ANT+) jest błyskawiczne parowanie wszystkich czujników (piasta, pulsometr, czujnik prędkości/kadencji). Trwa to kilka sekund, po rozpoczęciu jazdy. Paruje je jednak za każdym razem - nie da się tego zrobić na stałe. Czasem podczas jazdy komputerek gubi połączenie i musi szukać na nowo czujników. Komputerek jest kompatybiliny z Garminowym czujnikiem tętna oraz prędkości/kadencji. Być może rozsądną alternatywą byłby któryś Garmin z ANT+ (niestety, mój Forerunner 305 jest za stary żeby to obsługiwać).

Program na PC, PowerAgent, też wypada w moich oczach słabo. Zgrywanie z Joule jest mało intuicyjne, trzeba naprawdę podumać, żeby dojść gdzie to się robi i jak. Pokazuje wiele różnych analiz treningu, m. in. słupki z procentowym czasem w strefie - dla porównania obok siebie można zobaczyć strefy mocy i strefy tętna - co jest fajne. Brakuje mi jednak wykresów liniowych wartości mocy/tętna w czasie. Program wolno się ładuje, dane wolno się zgrywają (ale to już kwestia indywidualnej cierpliwości zawodnika...). Po wyeksportowaniu zapisu do tcx i wgraniu na GarminConnect/Stravę/Endo wartości prędkości pokazuje totalnie z dupy (może ja nie umiałam czegoś ustawić... ale 758 km/h to mi się nie zdarza jeździć).

Piasta - wersja, która jest w klubowym kole to wersja do roweru górskiego. Jest o wiele większa i cięższa niż szosowa. Mój rower po dzisiejszej zamianie koła na normalne, zrobił się nagle strasznie lekki ;) Poza tym piasta ta jest też szersza. Miałam spory problem z zamocowaniem koła z piastą do mojego roweru, w przytrzymaniu rozgiętych tylnych wideł roweru musiał mi pomóc mąż. Dodatkowo, do wymiany baterii w piaście, jak się okazało, jest potrzebny specjalny klucz.

A teraz coś o samym treningu. Nie było tego zbyt wiele ale już po tych kilku treningach mogę powiedzieć, że trening z mocą jest dla hardkorów :) Bo jest tak: masz zadaną jazdę w zakresie mocy od-do. Jedziesz pierwszą minutę, drugą, trzecią... tętno zaczyna lecieć w górę, jest ze strefę wyżej niż ta zasrana strefa mocy... a Ty jeszcze masz dwie minuty. Dobra, może wytrzymasz. Ufff, przerwa. Odpoczywasz i już czujesz zniechęcenie na myśl o kolejnym interwale. Ale nic, jedziesz kolejny. Jedna minuta, druga... trzecia... tym razem jest gorzej, tętno leci już dwie strefy wyżej. Dobra, udaje się dokończyć. Odpoczywasz. Trzeci interwał, już na samą myśl bolą Cię płuca, ale jedziesz. Pierwsza minuta, druga... tętno wylata poza wszelkie standardy, ledwo dajesz radę trzecią minutę, przy czwartej wymiękasz.
Dupa, siadasz, padasz, płaczesz, nie dajesz rady, tętno nie daje skończyć treningu.

Trzeba być naprawdę ostrym zawodnikiem, żeby trenować na mocy. Ja nie jestem więc pozostanę przy treningu na HR ;) Tym samym zaoszczędziłam mnóstwo pieniędzy...;)

do PowerTapa podejście kolejne

Wtorek, 28 października 2014 Kategoria dojazdy, wycieczki i inne spontany, recenzje, testy
Km: 26.08 Km teren: 0.00 Czas: 01:19 km/h: 19.81
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Po konsultacji z Prezesem, ustawiłam w Joule uśrednianie pokazywanej mocy bieżącej na 10 sekund. I naprawdę poprawiło to sytuację. Wskazania wreszcie przestały szaleć. Owszem, skaczą o kilka watów ale na tyle niewiele, że można mniej więcej zawierzyć temu, co pokazuje licznik. Sprawdziłam to jadąc dziś do pracy i wracając. Chciałam zrobić zadany trening w plenerze, wracając z pracy, ale na tyle szybko zrobiło się ciemno, że musiałam zmienić plany. Zrobiłam sobie zatem ciut dłuższą rundę niż zwykle a trening postanowiłam zrobić na trenażerze.
Podczas treningu pojawił się kolejny problem, a właściwie powtórzył. Tętno wzrasta dużo szybciej, niż wskazywałyby to wskazania mocy. Przy pierwszym odcinku z narastającym tempem (10 minut od ok. 120 do 180 Watów czyli przejście z s1 do górnej granicy s2) średnie tętno już wylądowało w s3. Przy kolejnym odcinku (5 minut od ok. 180 do 210 Watów czyli od s2 do górnej granicy s3) średnie tętno było w s4. Przy ostatnim odcinku do 230 Watów nie wyrobiłam zadanych 10 minut, po minucie zdechłam. Już to przerobiłam na podobnym treningu wcześniej, ale sądziłam że to wina mojego samopoczucia.
Prawdę powiedziawszy, nie wiem co to oznacza :):) Czy jestem za cienka na trenowanie z mocą? Czy może rodzaj treningów jest niedostosowany do treningu z mocą? Nie wiem, naprawdę. Bez specjalisty ani rusz :)
Tymczasem jednak, wysłałam zgłoszenie na konkurs Oxygencycling, w którym można wygrać roczny plan treningowy. I dostałam się do półfinału. Czekam co dalej. Gdybym się dostała to może specjalista mi powie, o co chodzi w tym pomiarze mocy...?

akcja "wymiana baterii" i wizyta w Cyklonie

Niedziela, 26 października 2014 Kategoria dojazdy, recenzje, testy, trening, wycieczki i inne spontany, >50 km
Km: 54.62 Km teren: 0.00 Czas: 02:23 km/h: 22.92
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Ze względów rodzinnych miałam nie uczestniczyć w dzisiejszym spotkaniu klubowym podsumowującym sezon. Ale konieczność wymiany baterii w piaście, a co za tym idzie, konieczność przejechania się do Cyklona spowodowała, że postanowiłam jednak wziąć udział w tym spotkaniu. W wyniku spotkania dowiedziałam się z kolei, że cośtam trzeba pozmieniać w ustawieniach Joule, konkretnie czas, w którym pokazywana moc jest uśredniana, żeby pokazywał moc bardziej stabilnie. Łobaczym...
Trening mi dziś niezbyt wyszedł bo chciałam być jak najszybciej w domu, co eliminowało możliwość pojechania okrężną trasą i przejechania zadanego s3 na trasie bez "przeszkadzajek". Poza tym, objawiła się duża wada Joule. Brak podświetlenia. Trening wieczorno-nocny z mocą, bez możliwości patrzenia na wskaźnik mocy, jest pozbawiony sensu ;)
Mimo wszystko tak trochę zboczyłam z najprostszej drogi i pojechałam sobie Przyczółkową bo klimaty dziś były tak ciekawe, że żal było wracać do domu. Mgła kleiła się do wszystkiego, skraplała na kasku i zamarzała (TAK!) na okularach. Hmmm...

Smutno mi, bo Zająca dziś "sprzedałam" dziadkom na tydzień. Z różnych względów tak będzie dla wszystkich wygodniej. W domu pusto, ciemno, nie ma na kogo pogderać, nie ma komu dać jeść. Bu ;(

zdechło mi, czyli z PowerTapem perypetii ciąg dalszy

Sobota, 25 października 2014 Kategoria recenzje, testy, trening
Km: 17.94 Km teren: 0.00 Czas: 00:56 km/h: 19.22
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
We czwartek wieczorem jeszcze jeden trening na trenażerze z PowerTapem.
Tym razem miało być z narastającą prędkością. Problematyczne jednak było pilnowanie mocy na danym etapie, gdyż wskaźnik mocy skakał w tę i nazad, o czym już pisałam.

Dzisiaj względy logistyczne nie pozwoliły mi na wykonanie zaplanowanego treningu terenowego. Miałam robić siłę i technikę na Kazurce jednak mogłam wyjść na rower dopiero wieczorem, gdy już było ciemno. Więc postanowiłam zrezygnować z techniki, za to pojechać na Agrykolę podjazdy potrzaskać. Niestety, w piaście zdechła mi bateria, tuż przed Belwederską ;) Wredna. Poza tym jakoś się zdechło czułam i jak po drugim podjeździe zrobiło mi się niedobrze z wysiłku to odpuściłam sobie.

Szybkie ustalenia z Prezesem i okazało się, że baterię w piaście można wymienić tylko za pomocą specjalistycznego klucza, który jest w Cyklonie. No cóż, wygląda na to, że na jutrzejsze spotkanie podsumowujące muszę się przejechać rowerem ;)

The Day we Made Contact czyli pierwszy raz z PowerTap

Czwartek, 23 października 2014 Kategoria dojazdy, recenzje, testy, ze zdjęciami
Km: 21.02 Km teren: 0.00 Czas: 01:03 km/h: 20.02
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Wczoraj pierwszy trening z pomiarem mocy. Położyłam Zająca spać i zabrałam się za rozparcelowywanie komputerka.
Koło już przygotowane więc z tym nie musiałam robić nic.

Piastę zdążyłam już upećkać ;)


Komputerek Joule 1.0 wygląda całkiem zgrabnie.


...
ale dość długą chwilę zajęło mi rozgryzienie, co on dokładnie pokazuje, gdzie i komu ;)
Zamocowanie go na kierownicy też zajęło mi sporo czasu bo dołączone do zestawu gumki okazały się mocno ciasne na moją kierę. Uf... ufff... uff... ała mój palec... no dobra, po chwili szamotania się udało. Było to tak upiardliwe, że nie mam ochoty go przesuwać bliżej mostka, chociaż powinnam, bo mam trochę mało miejsca na rękę. Ponieważ to i tak "tymczas" to trudno, przemęczę się. Mocne gumki natomiast gwarantują, że się nie będzie przesuwał ani przekręcał.

Joule ma trzy ekrany, które można sobie zdefiniować za pomocą oprogramowania PowerAgent, dostępnego na stronie CycleOps, ale póki co, nie zawracałam sobie tym głowy, wystarczyło mi, że moc pokazuje. Bardzo pozytywną cechą tego zegarka jest błyskawiczne parowanie z czujnikami (moc, kadencja, prędkość, tętno). Fajnie, że czujnik prędkości/kadencji oraz tętna Garmina są kompatybilne z ANT+ więc nie musiałam tu nic kombinować.

Na moją prośbę Jacek rozpisał mi treningi na mocy. I ten pierwszy trening polegał na tym, że miałam sobie kręcić spokojnie i co kilka minut miałam szybko przyspieszyć do 220 Watów. 
Przy spokojnej jeździe porównywałam sobie wskazania trenażera i Joule. Były podobne, z tą różnicą, że przy jeździe ze stałą w miarę prędkością trenażer pokazywał dość płynnie (pokazywał cały czas mniej więcej tę samą wartość Watów, 180 +/-5), natomiast Joule skakał w tę i nazad, w jednej chwili pokazywał np. 160 Watów żeby za sekundę pokazać 200. Ciężko w takich warunkach stwierdzić, ile Watów się generuje. Przyspieszenia były jeszcze gorsze, bo przy mocniejszym depnięciu Joule skakał do 500-600 Watów. Więc w praktyce trening wykonałam patrząc na wskazania z trenażera.

Udało mi się skończyć trening przed pobudką Zająca ale zgrać zapisu treningu już nie. A to dlatego, że miałam problemy z zainstalowaniem oprogramowania.
Próbowałam najpierw na laptoku. Ściągnęłam PowerAgent. Po zainstalowaniu dostałam komunikat, że nie można odpalić czegośtamczegoś bo brak Javy w wersji co najmniej 1.7. Hę? No dobra, no to zainstaluję tę Javę. Niestety, Java nie chciała ze mną gadać bo nie podobały jej się ustawienia sieci.
Po kilku próbach zrezygnowałam z instalacji na laptopie i poszłam do PCta. Szczęściem tam poszło bez problemu. Niestety, Zając się obudził więc reszta zabawy została na wieczór.

Wieczorem siadłam i odpaliłam PowerAgent. Dość długo się uruchamia a po uruchomieniu widzimy puste tabelki, jakieś menu i zero wskazówek, co dalej. Metodą prób i błędów doszłam, że trzeba użyć menu Tools a potem Configure Device (!). W tym Configure Device jest kilka zakładek, jedna z nich pokazuje zapisane treningi. Ale tu znowu zero podpowiedzi, co zrobić, żeby je zgrać. Ponieważ był tylko jeden trening to kliknęłam na niego i kliknęłam Save. Wow, zadziałało, zgrało się do jednego z okienek do PowerAgenta. Strasznie długo się zgrywał ten jeden trening ale się zgrał.
Można sobie ten zapis obejrzeć, jakieś wykresy, które kompletnie mi nic nie mówią, ponieważ Joule 1.0 nie ma GPSa to tracka trasy brak jednak jest informacja "z koła" o odległości. Nic tam, nie wnikałam w ten zapis tylko od razu go wyeksportowałam i zgrałam na Stravę. Tam coś widać ;)



No cóż, po pierwszym kontakcie jestem nieco rozczarowana, ale zobaczymy co dalej.

raport koronera - Shimano M086

Wtorek, 14 października 2014 Kategoria dojazdy, ze zdjęciami, recenzje, testy
Km: 19.06 Km teren: 0.00 Czas: 00:51 km/h: 22.42
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Miałam dwie pary tych butów i ogólnie to byłam z nich całkiem zadowolona. Jak na buty dość budżetowe (250-300 zł zależnie od sklepu) to były całkiem spoko. Jednak po kilku sezonach jeżdżenia w nich - i zmiany sposobu jazdy w ogóle (mocniej, szybciej, inna kadencja, więcej terenu) zaczęłam odczuwać potrzebę, aby podeszwa w bucie SPD była sztywniejsza.
Buty całkiem wygodne. Obie pary miały jakąś przypadłość (a może to moja stopa ma przypadłość?), że przy monotonnej jeździe dłuższej niż 2,5h zaczyna mnie napierniczać kostka małego palca u prawej stopy. Co ciekawe, to zjawisko nie występuje na zawodach, prawdopodobnie inaczej naciskam na pedały na szosie a inaczej w terenie.

Butki w chwili obecnej wyglądają tak:

Para po prawej (czarna) jest starsza.
Pierwsza moja jazda w czarnych butach - 22 listopada 2009. Ostatnia regularna jazda - trudno stwierdzić, prawdopodobnie kwiecień 2012. Potem ta para służyła mi już tylko jako para "awaryjna", tzn. zakładałam je wtedy, gdy codzienna para nie wyschła po jakiejś mokrej jeździe lub myciu :)
Jeśli przyjąć, że skończyłam w nich jeździć 1 kwietnia to przebieg wyniósł około 13500 km, do tego pewnie trzeba dodać ze 200 km a może więcej, późniejszej jazdy "awaryjnej". Z tego około 1250 km przejechałam w nich na zawodach.
Kolejna para takich samych butów (złote) - od (załóżmy) 1 kwietnia 2012 do 10 października 2014. Przebieg 11406 km, na zawodach 1000 km
Jak widać, czasowo obie pary wytrzymały mniej więcej tyle samo. Jednak druga para skończyła po mniejszej ilości km. Być może wynika to z faktu, że ten sezon obfitował w błotne masakry i po prostu buty tego nie wytrzymały.
W obu parach jeździłam we wszelkich możliwych warunkach pogodowych więc niejednokrotnie były ubłocone, przemoczone, zaśnieżone, niedoschnięte itd.
Obie pary mają podobne uszkodzenia i podobnie śmierdzą ;) Tzn. te czarne już nie śmierdzą bo z powodu rzadkiego obecnie używania wywietrzały, stojąc sobie na sucho, ale śmierdziały w trakcie częstego używania. Do tych złotych bez potrzeby nosa nie wsadzam ;)

Czarne buty mają bardziej uszkodzoną podeszwę lewego buta w miejscu, gdzie jest przestrzeń na bloki, gdyż był jeden maraton, na którym połowę dystansu jechałam bez bloku (śrubki zgubiłam...). Naciskanie na pedał bezpośrednio podeszwą spowodowało to uszkodzenie. W niczym ono jednak później nie przeszkadzało. Jak widać na zdjęciu poniżej, w obu parach te miejsca są nieco uszkodzone, co wynika z nieprecyzyjnego wpinania się w pedały albo z pedałowania - od czasu do czasu - bez wpięcia. A, no i jeszcze mocne wgniecenia na podeszwie od przykręconego bloku. To akurat przydatne bo można go przykręcić za każdym razem w idealnie dobranej pozycji, ale chyba nie świadczy dobrze o twardości podeszwy ;)
Te stópki na zdjęciu po prawej u góry to stópki Zająca, który bardzo pomagał mi przy układaniu butów do robienia fotek ;)





Obie pary mają podobne uszkodzenia na zapiętku, "opśrupana" wyściółka, widoczne na zdjęciu poniżej. W złotych bardziej. Poza tym w złotych jeszcze ta wyściółka wewnątrz jednego z butów na pięcie się chyba ugniotła i wystaje tam taka twarda część (nie widać tego ale jest wyczuwalne pod palcami). Podczas jazdy to jeszcze nie jest wyczuwalne ale pewnie niedługo by zaczęło. Poza tym w obu parach te białe elementy wyściółki bardzo szybko przestały być białe i nie dały się już doprać (w pralce nie próbowałam a mydło względnie inne detergenty + gąbka albo szczotka nie dały rady).



Obie pary mają delikatne zniekształcenia czubka buta oraz otarcia powierzchni.



Rzepy w obu parach wyglądają okropnie ale nie straciły nic ze swej funkcjonalności. Są przyczepne na całej powierzchni i nie odpinają się.


W obu parach zrobiła się dziura w obu butach w miejscu małego palca, na styku paneli. W złotych ta dziura jest dużo większa.

Przepraszam za to niewyraźne zdjęcie ale Zając mi przeszkadzał ;)

Paski zębate wyglądają nieźle ale w prawym bucie złotej pary coś wyraźnie szwankuje. Nie wiem, czy to kwestia klamerki czy paska (bo wygląda na niezniszczony) ale szwankuje "dociąganie" zapięcia.



Więc podsumowując - w sumie całkiem niezłe buty na początek przygody z SPD. Tanie, dość wygodne, funkcjonalne, trwałe. Są dość ciężkie ale czego chcieć za taką sumę.

Z uwagi na większy stopień zniszczenia i zaśmiardnięcie oraz złe działanie klamerki, złota para, chociaż młodsza, została niniejszym zutylizowana. Niech jej zsyp lekkim będzie.

BG Fit - rower jak zatankowany maluch

Poniedziałek, 27 lutego 2012 Kategoria wycieczki i inne spontany, fitting, recenzje, testy
Km: 5.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:20 km/h: 15.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Aktywność: Jazda na rowerze
W zeszłym roku robiłam sobie BG Fit Scale'a i choć wydałam na to trochę kasy, to naprawdę było warto. Po kupnie Tribana postanowiłam nie przyzwyczajać się do jego oryginalnej pozycji tylko od razu zrobić BG Fit i przyzwyczajać się już do prawidłowej. W dodatku, w pakiecie zeszłorocznego BG Fit miałam możliwość ustawienia dwóch rowerów, więc postanowiłam ją wykorzystać.

Po pracy zatem ruszyłam do Airbike'a. Trochę się studio BG Fit zmieniło od zeszłego roku. W Airbiku dobudowali "pięterko", gdzie się mieści studio. Jest to o tyle fajne, że jest tam kameralnie i zdecydowanie bardziej prywatnie niż poprzednio. W dodatku dokupili kamery i program do fittingu. Gorzej, że rower trzeba "wtaszczyć" po schodach - co nie jest uciążliwe w przypadku lekkiej szosówki, ale w przypadku np. fulla MTB może być już gorzej.

Poprzedni rower był ustawiany na "oko" i z pomiarami. Triban był ustawiany dodatkowo z filmowaniem mojej sylwetki podczas jazdy - z przodu i z boku. Dzięki temu można było dokładnie prześledzić zmiany oraz prawidłowość pracy nóg i ułożenia ciała. Filmiki zresztą dostałam na pendrivie jak o nie poprosiłam.

Sądziłam, że całość potrwa krócej niż poprzednio. Trwała ciut krócej, ale naprawdę niewiele. Spędziłam w Airbiku około 4h. Najpierw zamontowaliśmy SPDki. Postanowiłam od razu je kupić bo sądzę, że połowa braku stabilności wynika z faktu, że mam ochotę ciągnąć pedał, czego nie mogę zrobić nie mając SPD.

I znów - kręcenie - zmiana - kręcenie - zmiana - kręcenie - zmiana... przeplatane pogadankami na różne tematy.

Zmiany w rowerze wydają się nieznaczne - tak jak podejrzewałam - do wymiany mostek (na o wiele krótszy i o większym wzniosie) i opcjonalnie siodło. Ustawienie klamkomanetek zostało poprawione (wyrównane, bo jedna była niżej od drugiej a w dodatku lewa była skręcona do wewnątrz). Resztę sama wcześniej ustawiłam sobie już instynktownie - prawie idealnie.

Zamontowane komponenty (pedały i nowy mostek) znacząco zwiększają wartość roweru :) Zupełnie jak z tym maluchem - zatankowany jest wart ze dwa razy więcej ;)

Przymierzyłam się chyba do 4 siodeł i co prawda nie muszę siodła wymieniać, ale jedno mi się tak spodobało, że postanowiłam je kupić, chociaż jego cena jest bardzo wysoka w stosunku do ceny całego roweru :) Zostało dla mnie zamówione.

No cóż, mam nadzieję, że jutro pogoda pozwoli mi wypróbować nowe ustawienia.

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum