kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

wycieczki i inne spontany

Dystans całkowity:9732.82 km (w terenie 896.47 km; 9.21%)
Czas w ruchu:559:53
Średnia prędkość:18.34 km/h
Maksymalna prędkość:62.35 km/h
Suma podjazdów:7812 m
Maks. tętno maksymalne:179 (96 %)
Maks. tętno średnie:157 (84 %)
Suma kalorii:29597 kcal
Liczba aktywności:349
Średnio na aktywność:30.23 km i 1h 36m
Więcej statystyk

do Siedlec

Sobota, 9 grudnia 2017 Kategoria >50 km, trening, wycieczki i inne spontany
Km: 54.70 Km teren: 0.00 Czas: 02:24 km/h: 22.79
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze

jezdę kolarzę czyli pierwszy raz w Pruszkowie

Niedziela, 12 listopada 2017 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, tor
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:27 km/h: 0.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Aktywność: Jazda na rowerze
Whoa, wreszcie! Pierwszy raz w życiu wybrałam się na tor w Pruszkowie. Wzięłam udział w zorganizowanym treningu VeloDame.
Najpierw podpytałam Ziółka o treningi bo wiedziałam, że jeździ regularnie. Wszystko mi opowiedział i wyjaśnił i dodał do grupy treningowej na Fejsie. Tam zbierane są zapisy na poszczególne treningi, które odbywają się we środy i w niedziele.

Raz kozie śmierć, zapisałam się, poprosiłam o rower na mój rozmiar (bo z własnym można tylko wtedy, jeśli jest to ostre koło) i pojechałam z Ziółkiem. Dorotę Rajską, o której słyszałam od mojego męża (razem pracują) poznałam dopiero tutaj osobiście. Babka petarda, nie wiem czy wiecie, ale Dorota jest Mistrzynią Polski Masters w kolarstwie torowym a i w MTB nie w kij dmuchał ;)
Dorota organizuje te treningi i zajmuje się całą formalną ich otoczką. Idzie jej to naprawdę sprawnie a treningi są popularne, co widać po frekwencji.

Tor sam w sobie zrobił na mnie duże wrażenie. Z rzadka oglądam kolarstwo torowe w telewizji. Gdy widzi się tory (różne) tam, to nie wydają się takie wielkie, jednak tor w Pruszkowie wydał mi się duży. I stromy. Bandy do jazdy rowerem w wirażach to są ścianki, mega strome i wyglądają przerażająco.
Rowery też wyglądają przerażająco - chyba najbardziej przerażający jest brak hamulców... bo na ostrym kole hamuje się wytracając prędkość (korby cały czas obracają się) a następnie zatrzymuje się przy bandzie, trzymając barierki, co jest dla początkującego dość trudne. Zwłaszcza, że pedały są wpinane. Podobnie się rusza - trzymając barierkę wsiada się na rower i wpina oba pedały a następnie odpycha się od niej i rusza, od razu pedałując na dość ciężkim obrocie (jeden bieg w rowerze). Zaletą za to takiego roweru jest jego lekkość (brak osprzętu).
Przyznam, że za każdym razem podczas treningu startując i zatrzymując się, widziałam siebie na deskach, ale udało mi się nie wyglebić ;) Trener wytłumaczył mi wszystko i podpowiedział co robić, żeby było dobrze. Potem zadał coś grupie a mnie kazał jeździć oddzielnie - najpierw po samym dole (taka rozbiegówka), a jak się rozkręciłam, to po najniższej, minimalnie nachylonej w wirażach, części toru.

Jak już oswoiłam się z rowerem i nauczyłam, że trzeba pedałować cały czas (jedna próba puszczenia nóg luźno wystarczyła, żeby już pamiętać potem), zaczęłam się nakręcać. Nakręciłam się dość szybko bo zapierniczający wyżej inni trenujący, mijający mnie jak furmankę, siedli mi na ambicję ;) Więc w efekcie w pewnym momencie jechałam już prawie ich tempem, wjeżdżając nawet już ciut wyżej. Niestety (a może stety), choć trener pochwalił mnie, że szybko się uczę, to nie wpuścił mnie na wyższą część toru.

Trening trwał okoo 1,5h, z dwiema krótkimi przerwami na omówienie dalszych ćwiczeń i picie/jedzenie. Minął mi bardzo szybko, żal mi było wychodzić.

Strasznie fajnie się tam jeździ, wkręciłam się i wykupiłam sobie karnet ;) Nie sądzę, żebym chodziła regularnie ale mam nadzieję karnet wyjeździć do wiosny ;)

Sieldce; wyszło ciut dalej niż planowałam ;)

Niedziela, 5 listopada 2017 Kategoria >50 km, trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: 78.68 Km teren: 0.00 Czas: 03:25 km/h: 23.03
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Chłodno ale pogoda cudowna, dawno takiej nie było. Że wylądowałam z rowerem w Sieldcach to zrobiłam sobie rundkę po okolicy. Po choróbsku nie planowałam takiej długiej jazdy ale... ;)

Góry to to nie są, ale zawsze trochę mniej płasko niż w domu ;)

spacer

Sobota, 21 października 2017 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: 3.50 Km teren: 0.00 Czas: 01:00 min/km: 17:08
Pr. maks.: Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Aktywność: Chodzenie

jest słońce, jest wycieczka

Niedziela, 1 października 2017 Kategoria >50 km, trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: 52.31 Km teren: 0.00 Czas: 02:37 km/h: 19.99
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś wreszcie obadałam trochę dalsze rejony ścieżki nad Wisłą. Dojechałam do EC Żerań :)
Pogoda dopisała, zdecydowanie na krótki rękaw, cudownie <3
Warszawa jest całkiem ładna, co nie?




do Cyklona

Wtorek, 29 sierpnia 2017 Kategoria >50 km, dojazdy, trening, wycieczki i inne spontany
Km: 50.86 Km teren: 0.00 Czas: 02:18 km/h: 22.11
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze

s1

Sobota, 26 sierpnia 2017 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany
Km: 30.12 Km teren: 0.00 Czas: 02:14 km/h: 13.49
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze

Sieldce

Niedziela, 13 sierpnia 2017 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany
Km: 45.40 Km teren: 0.00 Czas: 01:53 km/h: 24.11
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze

Nie tylko góry

Sobota, 12 sierpnia 2017 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami, >50 km
Km: 67.77 Km teren: 0.00 Czas: 02:15 km/h: 30.12
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Dzisiaj wypad weekendowy do teściów więc jest okazja zrobić niecodzienną trasę. Poprosiłam męża, żeby wyrzucił mnie z auta po drodze do Siedlec, przy czym ze względu na "długi weekend" nie jechaliśmy najprostszą trasą przez Mińsk tylko znaną nam, malowniczą trasą, przez Siennicę i Latowicz. 



Większość tej trasy to dobry asfalt, mały ruch samochodowy i urokliwe krajobrazy. Gór tu co prawda nie ma ale też jest ładnie :) Fajnie mi się jechało, w zasadzie cały czas z wiatrem więc wziuuuu...!
Jadąc jeszcze samochodem zastanawiałam się, czy ryzykować deszcz bo momentami coś kropiło ale w miejscu, gdzie powinnam była wysiąść, pokazało się słońce, co ostatecznie przekonało mnie do dalszej jazdy już rowerem.





Lekki deszczyk złapał mnie w Grali, niecałe 20km od celu, ale zdażyłam zaledwie schować się pod wiatą przystankową i wysłać smsa do męża i przestał ;) Zatrzymałam się na chwilę znowu w sklepiku, żeby kupić pyszne cytrynowe wafelki, które kupiłam tu przy poprzedniej takiej wycieczce, ale pan powiedział mi, że przestał je zamawiać bo więcej ich zjadał niż sprzedawał... ;) Szkoda.




To mnie Baba Na Rowerze przeczołgała na rowerze...;)

Sobota, 5 sierpnia 2017 Kategoria >50 km, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: 75.59 Km teren: 0.00 Czas: 04:12 km/h: 18.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Paulina zaplanowała na dziś około 80km wycieczkę i miałam bardzo duże wątpliwości, czy po wczorajszym TdPA zdołam taki dystans po mniejszych i większych górkach przejechać. Mimo to pierwszą moją myślą było podjęcie tej rękawicy. Umówiłyśmy się w Nowym Targu, z Bukowiny to w zasadzie cały czas w dół. Pojechałam mniej więcej trasą sugerowaną przez Paulinę, tzn. przez Gliczarów. Z Bukowiny najpierw trzeba było jednak trochę wspiąć się odrobinę w górę, niby niewiele, 50m up na 2,5km ale moje nogi zaprotestowały. Ledwo kręcąc dojechałam do Gliczarowa i zaczęłam zastanawiać się, czy nie poprosić Pauliny o zmodyfikowanie trasy tak, żeby po drodze nie musiała mnie ciągnąć ;)
Tymczasem już czekała mnie droga w dół. Zjeżdżając z Gliczarowa musiałam poszukać kamienia z napisem Ściana Bukovina, którego jak dotąd nie udało mi się zauważyć, nawet podczas powolnego podjazdu na wczorajszym wyścigu.
Kamień jest trochę oddalony od drogi, prawdopodobnie dlatego go nie widziałam.



Zjazd z Gliczarowa jest tak szybki, że aż przerażający. Momenty największych nastromień dają takie przyspieszenie, że traci się kontrolę nad czymkolwiek, dlatego nie odważyłam się zbyt szybko zjechać. Kiedy się trochę wypłaszczyło pozwoliłam sobie na zdjęcie jednej ręki z baranka (i hamulca) i cyknięcie foteczki ;)



Do miejsca spotkania z Pauliną dojechałam w około godzinę, choć Paulina spodziewała się, że zejdzie mi się krócej. Ta godzina zapewne wynikła z faktu, że mimo dość dokładnych wskazówek, kilka razy zatrzymywałam się i sprawdzałam, czy dobrze jadę. Niemniej jednak spotkałyśmy się pod małym sklepikiem, gdzie wciągnęłam drożdżówkę i colę bo czułam, że śniadanie zaczyna już znikać z mojego żołądka ;)
Ruszyłyśmy, niewielki kawałek przez miasto, omijanie korka szutrowym poboczem ;) a potem jakiś czas dość niesympatyczną, ruchliwą i bez pobocza, szosą z Nowego Targu przez Gronków. Po prawej stronie za to otwierała się przepiękna panorama Tatr, której jednak nie było okazji zrobić zdjęcia bo starałyśmy się w miarę sprawnie gęsiego jechać i uważać na pędzących idiotów. Dopiero po zjechaniu w stronę Trybsza zrobiło się przyjemnie. Tutaj dało się jechać obok siebie i rozmawiać. O ile jednak wcześniej droga była dość płaska, to tutaj zaczęła się powoli wspinać do góry, długim ale niezbyt stromym odcinkiem. Chwila zjazdu i przestało być odpoczynkowo, podjazd na Łapszankę (przez Łapsze Wyżne), jednak zaskoczona byłam, jak w sumie dobrze mi się jechało, mając w pamięci pierwsze poranne kilometry w Bukowinie. Może wolno, ale stałym rytmem, bez napinki - było OK.
Na Łapszance zrobiłyśmy chwilę przerwy, głównie na podziwianie widoków ale też cosik zjadłyśmy i zamieniłyśmy kilka słów z dwoma cyklistami, których tutaj spotkałyśmy. Przyznam, że widok z Łapszanki to jeden z piękniejszych widoków Tatr, jakie widziałam.




Słowiański przykuc na słowiańskiej granicy (fot. Baba na Rowerze)


Zaledwie kilkaset metrów później byłyśmy już na Słowacji. Zjazd na Osturnię (Osturna), choć stosunkowo krótki, był chyba najbardziej czadowym zjazdem, jaki miałam okazję kiedykolwiek przebyć na szosie. Choć Paulina uprzedzała mnie, żeby nie rozpędzać się zanadto, bo szosa jest wąska i kręta, a sam zjazd dość stromy, i chociaż nie znając drogi, zastosowałam się do tej rady, i tak mało nie wywaliło mnie na jednym zakręcie (co mogłoby się skończyć sturlaniem w cholerę daleko w dół po zboczu). Na szczęście udało się zmieścić i bezpiecznie dojechać do Pauliny, która jechała tu sporo szybciej ode mnie i odjechała całkiem daleko.
Dalej czekał nas długi i żmudny, ponad ośmiokilometrowy podjazd, z wcale nie małym nachyleniem, ciągnący się w nieskończoność po totalnej patelni, prawie bez krztyny cienia, częściowo po fajnych serpentynach.




Przyznam szczerze, że ten podjazd mnie ostro wymęczył, a Paulina zaczęła mi odjeżdżać (co widać na powyższych zdjęciach) ale wreszcie Paulina zlitowała się nade mną i zarządziła chwilę postoju na fotki ;)





Po foteczkach, piciu i polewaniu się wodą pojechałyśmy dalej. Stąd został nam już niewielki kawałek podjazdu, do jednego z dwóch najwyższych punktów (1127m) naszej wycieczki, a potem zjazd po baaaaadzo niefajnym, mega dziurawym asfalcie - ale to był chyba jedyny taki parszywy fragment asfaltu na naszej wycieczce. Dotarłyśmy w ten sposób do dużej szosy, w jednym kierunku prowadzącej na Zdiar na Słowacji, w drugim zaś - do naszej Łysej Polany.



Obrałyśmy ten drugi kierunek, nadal jadąc w dół. Dalej droga była nieznacznie pofałdowana a asfalt miał świetną jakość, w dodatku było trochę cienia więc można było wreszcie trochę odetchnąć. Po drodze zatrzymałyśmy się najpierw gdzieś w cieniu, gdzie wyżarłąm resztę swojego zapasu węglowodanów, a potem w sklepiku w Tatrzańskiej Jaworzynie (jeszcze na Słowacji), gdzie ja oparłam się pokusie zakupienia hurtem Lentilków, zaś Paulina nie oparła się pokusie zakupienia wielkiej butli Kofoli, którą potem wiozła pod koszulką na plecach z zamiarem zastosowania jej jako odrzut w przypadku utraty sił ;) Obie uzupełniłyśmy zapas wody i pokrzepione ruszyłyśmy dalej.






Po minięciu granicy poczułam się już jak w domu. Chociaż trasy Łysa Polana - rondo (rozjazd Zakopane - Bukowina) nie jechałam rowerem, kilka razy przebyłam ją wcześniej samochodem, więc była mi znana. Zaskoczyło mnie jednak i tak to, jak mocno pnie się do góry i jak jest długa. Mimo wszystko zachowałam się już jak koń, który poczuł stajnię i niepostrzeżenie Paulina zaczęła zostawać trochę z tyłu ;) 
Dojechałyśmy do Bukowiny i zjadłyśmy razem obiad. Potem Paulina odprowadziła mnie do domu (bo w zasadzie było po drodze) i tu się rozstałyśmy.
Trasa wyszła krótsza, niż zapowiadała Paulina. Gdy spytałam, przyznała, że w stosunku do pierwotnego planu trasa została skrócona. I mając na uwadze swoje samopoczucie w tym momencie (pod koniec wycieczki) poczułam lekki zawód. Z drugiej strony jednak nie jestem pewna czy dodatkowe ~20km nie byłoby zbyt ryzykowne ;) Z drugiej strony, i tak wyszło sporo więcej kilometrów niż zazwyczaj robię po płaskim ;D Wycieczka była super, jestem nią zachwycona, podobnie zresztą jak towarzystwo Pauliny, z którą pierwszy raz miałam okazję jeździć na rowerze (ale nie pierwszy raz się spotkałyśmy). Widoki wspaniałe, aura bardzo fajna (upał ale nie aż taki jak wczoraj), tempo... dostosowane do kondycji ;) Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to najlepsza jazda rowerowa, na jakiej kiedykolwiek byłam. Mam nadzieję, że uda mi się powtórzyć ustawkę z Pauliną przy okazji jakiegoś pobytu w Tatrach w przyszłym roku. Na pewno zaś będę chciała wrócić na okoliczne szosy.... to nie ulega wątpliwości :)
Dla chętnych, zapis mojej trasy ze Stravy:

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum