kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2015

Dystans całkowity:900.73 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:42:01
Średnia prędkość:21.44 km/h
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:34.64 km i 1h 36m
Więcej statystyk

suplement do wpisu Baby na Rowerze - przygotowanie przedstartowe

Środa, 29 kwietnia 2015 Kategoria trening
Km: 51.18 Km teren: 0.00 Czas: 02:05 km/h: 24.57
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Baba na Rowerze dała ostatnio bardzo fajny wpis. Fajny, bo jego zawartość w dużej mierze odzwierciedla to, co ja bym napisała w temacie. Ponieważ jednak każdy jest inny i każdy ma inne preferencje co do tego co i jak zapakować ze sobą na zawody to postanowiłam w wyniku własnych doświadczeń ująć pewne rzeczy w suplemencie do tego wpisu, za - oczywiście - Baby łaskawym przyzwoleniem ;)

Punkt 1 czyli Czynności wykonywane przy rowerze (i nie tylko) dzień przed zawodami
- Umycie roweru. Jak nie chrzęści to nie ruszam a to z prostego powodu - jak nie chrzęści to znaczy że chodzi dobrze a jak umyjesz to możesz przenieść drobinki pyłu w inne miejsca i zacznie chrzęścić ;) A jak chrzęści to można się z nim użerać długo i namiętnie...
- Napompowanie kół. Tylko jeśli są wyraźnie niedopompowane. Miałam kilka razy sytuację, że coś nie zagrało na linii dętka/pompka i dętka mi wybuchła po napompowaniu (raz nastąpiło to w środku nocy). Miałam też kilka razy sytuację, kiedy co prawda nie wybuchła po napompowaniu ale zeszło z niej powietrze do zera w ciągu nocy. Lepiej unikać takich niespodzianek i jeśli chcemy dopompować koła to lepiej zrobić to dwa dni wcześniej.
- Nasmarowanie łańcucha. Obowiązkowo. Po uprzednim wytarciu WD-40 (tak, stosuję ten specyfik chociaż to jest ponoć prawnie zakazane ;) albo innym odtłuszczaczem.
- Przypięcie numeru jeśli już go mamy. Obowiązkowo :)

Do tego zestawu dodam jeszcze od siebie:
- Sprawdź, czy wszystkie śrubki w rowerze są dokręcone tak jak powinny. W blokach SPD też. To akurat z własnego doświadczenia bo miałam raz maraton, kiedy większą część trasy przejechałam bez jednego bloku i to była makabra. Śrubki się poluzowały i nie mogłam się wypiąć. Jak już w końcu wyrwałam nogę (po wypierniczeniu się uprzednio) to się okazało, że śrubki wypadły i wpadły w trawę - szukaj wiatru w polu ;) Spotkałam też na którymś maratonie gościa, który stał przy trasie i żebrał o klucz. Zatrzymałam się i w krótkiej rozmowie dowiedziałam się, że odkręciły mu się i wypadły wszystkie śrubki mocujące kierownicę do mostka, poza jedną. Chciał tą jedną dokręcić żeby jakoś dojechać do mety ;)
- Załóż na rower licznik/pulsometr/komputerek czy z czego tam korzystasz i przestaw go na rower wyścigowy (jeśli masz dwa rowery i musisz ręcznie to przestawiać w liczniku).
- Naładuj baterię w liczniku i w telefonie
- Nawadniaj się!!! (ale nie, że masz od razu wychłeptać 1l wody tylko pij wodę po trochu przez cały dzień aż osiągniesz minimum 2 litry)
- Nie jedz nic niesprawdzonego (paradoksalnie, najlepszy jest McDonalds...)

Punkt 2 czyli Pakowanie właściwe
Pakowania dokonuję również dzień przed maratonem, włącznie z nalaniem wody do źródeł wszelakich i zapakowania niektórych spożywek.
- Odzież podstawowa. Moja lista zasadniczo pokrywa się z listą Baby. Poza tym, że ja najczęściej ubieram wszystko w czym planuję się ścigać na siebie, bo dojeżdżam z reguły na zawody w dniu zawodów. Po co mam się pińcet rasy przebierać (tym bardziej, że nie mam ochoty gołym tyłkiem świecić w ilościach nadmiarowych) i tracić na tym jeszcze czas. Aha, do odzieży podstawowej zaliczam również pasek od pulsometru. No i dodałabym do tego buty SPD! Bo jadę w zwykłych (lepiej się auto prowadzi). Spotkałam raz na maratonie gościa, który bez butów SPD przyjechał i latał pytał czy ktoś mu pożyczy ;)
- Odzież dodatkowa - tutaj również w dużej mierze pokrywa się z listą Baby. Potówka z długim/krótkim rękawem, kurtka, bluza, rękawki, nogawki, alternatywne dłuższe spodenki lub spodenki bez wkładki do założenia "na", ocieplacze na buty. Dorzucam do zestawu jeszcze alternatywne cieplejsze rękawiczki oraz zimową czapkę i buffa :)
- Akcesoria. Licznik/pasek do HR załatwiam w punkcie 1 ;) narzędzia (multitool, dętka/łatki albo jedno i drugie, łyżki do opon, pompka, spinka i skuwacz do łańcucha - dzięki bogom nigdy jeszcze nie musiałam z tego korzystać, dodatkowe śrubki do bloków SPD ;) patrz punkt 1) pakuję w kieszonkę Camelbacka, drugi aparat telefoniczny (mam jeden normalny i jeden na wyścigi - jak go rozwalę to nie będzie mi szkoda) z baterią
- Kosmetyki. Nic dodać nic ująć - u Baby wszystko jest co trza. Kobietki, Wam może się przydać jeszcze tampon/podpaski...  ;)
- Worki na śmieci. Popieram w całej rozciągłości.
- Portfel. Tak, razem z dokumentami - zwłaszcza jak jedziesz autem. I kluczyki :) I jeszcze klucze do mieszkania.
- Woda niegazowana/bidony/izotoniki. Tak. Ja nalewam wody do bukłaka 2L, butelki 1,5L i bidonu 0,5L. Kolejny bidon 0,5L napełniam izotonikiem. Robię to dzień wcześniej i jeśli zapowiada się upał - wrzucam do lodówki. Izotoniczny bidon i bukłak lecą potem ze mną na trasę a reszta - do napicia się przed i po zawodach, do obmycia się itd. Oczywiście możesz sobie też wziąć inne napoje jeśli tylko Ci to odpowiada.
- Żele, batony, banany. Tak. Wszystko, co potrzebne Ci będzie do uzupełnienia zapasów energii podczas wyścigu. Ja z reguły zjadam przed startem batona a w trakcie jazdy 2-3 żele (zależy od długości trasy). Czasem łapię na bufecie banana i izotonik (jeśli wychłepczę to co było w bidonie).
- Posiłek przedstartowy. Co Ci pasuje. Ja zwykle wstaję bardzo wcześnie na wyścig i mam ściśnięty żołądek. Robię sobie po wstaniu kanapki z wędliną i zjadam w aucie.

Do tego dodam od siebie:
- Ubrania normalne na przebranie po zawodach. Bo jak pisałam w pkt. 1 ubieram się w ciuchy rowerowe od razu i po maratonie ubieram się dopiero w zwykłe. Jak pogoda jest niepewna dobrze mieć ze sobą coś cieplejszego. Mnie 19 kwietnia W Daleszycach uratowało od zamarznięcia zabranie zimowej kurtki ;)

Ponieważ z reguły dojeżdżam na zawody samochodem to nie muszę się ograniczać co do ilości. Rower najczęściej pakuje do auta (po odbębnieniu pkt 1) poprzedniego dnia więc mam rano do zaniesienia tylko torbę. Torba jest tym większa im jest zimniej ;) Ale z uwagi na dużą ilość wody zabieraną ze sobą, nie próbuję się zmieścić w plecak.

W podsumowaniu rzeczy, które bym dorzuciła do zestawu Baby:
Dzień przed:
- sprawdzenie śrubek
- założenie na rower licznika
- naładowanie baterii w liczniku i telefonie
- nawadnianie
- unikanie jedzenia niesprawdzonego

Pakowanie:
- buty SPD
- rękawki, nogawki, zimowa czapka, buff
- cieplejsze rękawiczki i dłuższe spodenki lub spodenki wierzchnie
- skuwacz i spinka do łańcucha
- zapasowe śrubki do SPD (a to takie moje małe schorzenie)
- tampony/podpaski (dla Pań)
- klucze do mieszkania, kluczyki do auta, dokumenty
- ubrania normalne (jeśli na zawody jedziesz w ciuchach startowych), w tym coś cieplejszego przynajmniej na górną część ciała

po teście

Poniedziałek, 27 kwietnia 2015 Kategoria test, trening
Km: 16.25 Km teren: 0.00 Czas: 00:59 km/h: 16.53
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Weekend był ciężki. W sobotę robiłam test wydolnościowy i jechanie z Siedlec w niedzielę rowerem było ciut ryzykowne. Ale jak się okazało, nie było tak źle.
Test poszedł świetnie. Chociaż byłam ciut niewyspana, to jednak czułam się dobrze i postanowiłam z niego nie rezygnować.
Wysłałam Małża z Zającem na spacer a sama siadłam na trenażer i wio.
Wykręciłam 203 waty na pięciominutówce (o 13 więcej niż na poprzednim) i 183 waty na 20 minutach (o 19 więcej). Te 20 minut to było również o 5 więcej niż w zeszłym roku o tej samej porze. Bardzo mnie ten wynik cieszy :)
W niedzielę też nie było tak źle - dojechałam - chociaż z przygodami - ale z dobrym czasem.

Dziś przyszło mi chyba odpokutować. Miałam plan nawet nie jechać rowerem do pracy ale było ładnie i ciepło więc nie mogłam sobie tego podarować. Potem, wieczorem, w planie było s1 i to było najcięższe s1 jakie zdarzyło mi się jechać ;) Nogi w ogóle nie chciały się kręcić i krzyczały do mnie STOP! STOP!
Jakoś jednak przetrwałam, to tylko godzina. ;)

praca

Poniedziałek, 27 kwietnia 2015 Kategoria dojazdy
Km: 23.14 Km teren: 0.00 Czas: 01:17 km/h: 18.03
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze

Siedlce - Warszawa - bicie rekordu i burza z piorunami

Niedziela, 26 kwietnia 2015 Kategoria >50 km, dojazdy, trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: 93.90 Km teren: 0.00 Czas: 03:34 km/h: 26.33
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Zwykle jadę w stronę do Siedlec. Zawsze, ale to zawsze, mam pod górkę i pod wiatr. Tym razem postanowiłam więc pojechać w drugą stronę. Niestety, pogoda postanowiła spłatać mi figla... ;)

Zaczęło się od tego, że było pod wiatr. Kuuuuuurde, miało być z wiatrem, co to za oszustwo! Wmordewind był taki, że tętno próbowało wskoczyć w górne rejestry a prędkość jazdy oscylowała zaledwie w okolicach 25-26 km/h. Dodatkowo, początek tej trasy jest mocno interwałowy. Góra - dół - góra - dół, i tak w kółko. A miało być "bez napinki" ;)
Pierwsze kilometry były dodatkowo uatrakcyjnione z powodu niewielkiego pobocza. Przejeżdżające tiry i autobusy na moment "odcinały" wiatr i próbowały mnie wessać pod koła. Dopiero kilka kilometrów od Siedlec pobocze robi się szerokie i dopiero tam tiry i autobusy - zamiast stresować - dawały chwilę oddechu od czołowego wiatru.
Godzina jazdy minęła mi co prawda jak z bicza strzelił ale to dopiero początek! Zaczynałam odczuwać coraz większe zmęczenie walką z wiatrem i zaczynałam żałować, że mój Małż razem z Zającem pojechali do domu autem (wyjechali z Siedlec o tej samej godzinie co ja więc po godzinie byli już w 2/3 drogi do domu).
Średnia prędkość podczas tej godziny była nieznacznie wyższa niż średnia z całości mojej jazdy do Siedlec ostatnio ale wmordewind i narastające zmęczenie nie wróżyły aby ta średnia się utrzymała.
Postanowiłam sobie, że dojadę do Mińska a "potem się zobaczy" (mój standardowy motywator używany w trakcie ciężkich interwałów lub podjazdów, tzn. "jeszcze jeden raz... jeszcze jeden kilometr... itd. - a potem się zobaczy - zwykle działa i udaje mi się wykonać całość).

Tymczasem, po minięciu Kałuszyna, nagle zaczęło mi się jechać. Z zapisu trasy wynika, że mniej więcej w tym miejscu droga nieco zmieniła kierunek - więc zmienił się kąt kierunku jazdy w stosunku do wiatru. Co więcej, odtąd droga stała się mniej interwałowa a nawet zaczęła głównie biec w dół.
Ufff, poczułam ulgę i prędkość zaczęła trochę rosnąć. Dałam też odpocząć płucom wrzucając twardsze przełożenie i mniejszą kadencję. Miałam też wrażenie że momentami mnie nawet popycha - najdziwniejsze było to, że lżej mi się jechało pod górkę niż po płaskim.

Za Mińskiem prędkości wzrosły do powyżej 30 km/h i naprawdę dobrze mi się jechało. Zapowiadało się bicie rekordu trasy ale również zapowiadało się potencjalne gradobicie. Bo otóż, dojeżdżając do Zakrętu zarejestrowałam, że jadę prosto w ogromną, sinoczarną, paskudną chmurę...
Niedługo potem zaczęło kropić. Ponieważ spodziewałam się tego to jadąc obserwowałam skraj drogi, żeby w razie czego mieć gdzie się schować. I znalazłam wiatę przystankową. Przy wiacie jedna dziewczyna próbowała łapać stopa, a druga, "do pary" siedziała na ławeczce.
Stopa. Na Trakcie Brzeskim. W Zakręcie.
Okazało się, że dziewczyny wracają z Sanoka (gdzie również dojechały stopem w piątek) do Olsztyna.
Poinformowałam panny, że tutaj na stopa raczej nie mają co liczyć. W tym miejscu, w niedzielę po południu, standardowo jest duży ruch, auta popylają na maksa i raczej nikt się nie zatrzyma. Lepiej już dotrzeć w jakieś lepsze miejsce autobusem. Ludzie, którzy w międzyczasie również pojawili się na przystanku potwierdzili moją hipotezę i podpowiedzieli im, jak najlepiej zbiorkomem dojechać na północny wylot z Warszawy.

Rozmowa kwitła w najlepsze a ulewa też. Oberwanie chmury i burza z piorunami.

W międzyczasie zastanawiałam się, czy nie zadzwonić po Marka albo czy też nie skorzystać ze zbiorkomu ale potencjalny rekord dojazdu kusił. Gdy dziewczyny pojechały autobusem, który jeździł co pół godziny (a więc gdybym chciała skorzystać z tej opcji to czekało mnie trochę czekania) i deszcz zelżał, ruszyłam dalej.

Kto jeździ tą trasą, rowerem czy autem, ten wie jak ona wygląda po ulewnym deszczu. Zmasakrowany skraj szosy i stojąca wszędzie brudna woda. Nie ryzykowałam jechania po prawej stronie totalnie zalanej wodą (i potencjalnego OTB) - trudno, najwyżej będą mnie musieli wyprzedzać sąsiednim pasem. A i tak momentami jechałam zahaczając czubkami butów o wodę. Niestety, chodnika tam nie uświadczyć więc nie było innej opcji jak tylko jechanie szosą.

W dalszej drodze zdążyło przestać i zacząć padać jeszcze dwa razy ;) Dotarłam do chaty całkowicie mokra a ogromie armagedonu niech zaświadczy wygląd moich (przedtem białych) skarpet ;)



Musiałam prosić Męża, żeby mi na korytarz wyniósł miskę (żebym mogła część mokrych rzeczy tam wrzucić zanim je wniosę do domu), szmaty (do podłożenia pod rower) i ręcznik (do wytarcia chociaż nóg, żeby mokrych śladów w domu nie narobić).

Rekord w każdym razie pobiłam o kilka minut chociaż ze względu na profil trasy (raczej w dół) - nie wiem czy to się powinno liczyć ;)


test

Sobota, 25 kwietnia 2015 Kategoria test
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Trenażer Aktywność: Jazda na rowerze
5 min: 203 waty
20 min: 183 waty

ITT

Czwartek, 23 kwietnia 2015 Kategoria trening
Km: 49.78 Km teren: 0.00 Czas: 02:06 km/h: 23.70
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze

praca + s1

Środa, 22 kwietnia 2015 Kategoria dojazdy, trening
Km: 35.20 Km teren: 0.00 Czas: 01:51 km/h: 19.03
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze

s1 + młynek

Poniedziałek, 20 kwietnia 2015 Kategoria trening
Km: 24.92 Km teren: 0.00 Czas: 01:29 km/h: 16.80
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze

praca

Poniedziałek, 20 kwietnia 2015 Kategoria dojazdy
Km: 10.17 Km teren: 0.00 Czas: 00:33 km/h: 18.49
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze

MTB Cross Maraton Daleszyce

Niedziela, 19 kwietnia 2015 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: 44.20 Km teren: 0.00 Czas: 03:39 km/h: 12.11
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Zapowiadało się, że będzie zimno, buro i ponuro i że będzie padało. Jak wstaję to jest zimno, buro i ponuro. Zaczyna kropić gdy jadę autem. Trochę mi siada morale ale skoro już się zwlokłam to co, wrócę teraz? Toż to hańba i wstyd ;)

Na miejscu nie jest lepiej. Jest nadal zimno, buro i ponuro. I strasznie wieje. Powiedziałabym, że jak w kieleckiem ale to byłby truizm ;) Marznę już przy aucie, gdy dorzucam na siebie dodatkowe, zabrane "na wszelki" ciuchy. Nie żałuję ani jednej zabranej dodatkowo sztuki odzieży. Gdy wypakowuję rower przechodzą koło mnie dwa Krzyśki. Ja też zaraz za nimi podążam do biura zawodów.
W biurze spotykam kolegów z Cyklona. Odbiór numerów bezproblemowy, poza faktem, że panowie zapomnieli, że trzeba zapłacić za wydanie czipa ;)
Jest strasznie zimno, ręce grabieją mi podczas przypinania numeru. Sugeruję więc chłopakom rozgrzewkę - nie protestują więc jedziemy sobie kawałek w tę, kawałek w tamtę... narzucam mocniejsze tempo na początku, żeby się porządnie rozgrzać, na kolana najlepsza jest kadencja 120 ;)

Wracamy akurat na czas żeby się ustawić w "bez-sektorze" ;) (fot. KK Cyklon)


Start. W zeszłym roku był honorowy. W tym...? Właściwie nie wiem, bo wszyscy jakoś szybko jadą. Tak jakby jednak start był ostry. Chyba na początku zostaję w tyle, nie bardzo mogę się rozkręcić. W dodatku zaczyna padać deszcz, no... super.

Start z rynku w Daleszycach (fot. Grzegorz Rzegociński)


Gdzieś mijam się z chłopakami z Cyklona, raz bardziej z przodu, raz z tyłu. Fajne są nasze stroje, od razu je widać - nie trzeba się wysilać, żeby wyszukać swoich. W pewnym momencie jednak znikają mi z oczu a ja sobie jadę spokojnie. Tętno jakoś nie chce się rozkręcić. Miałam pilnować, żeby nie wychodzić do strefy "szybkie zajechanie" a tu nie ma czego pilnować. Mimo to jedzie mi się dobrze.

(fot. http://www.kocham-kielce.pl/ )


Ciągle trochę siąpi ale w lesie nie jest to bardzo odczuwalne. A trasa, podobnie jak w zeszłym roku - jest mniamuśna. Najpierw długaśny ale niezbyt stromy podjazd, z którym radzę sobie bez kłopotów. Potem, tak jak zapamiętałam, równie długaśny, mocno błotny zjazd. Chyba ciut mniej błotny niż w zeszłym roku ale błota jest pod dostatkiem ;) Trochę zjeżdżam, trochę się ześlizguję ale w całości w siodle. W zeszłym roku tutaj był zator - tym razem chyba ja się bardziej snuję albo peleton się szybciej porozciągał, bo jest zdecydowanie luźniej - na zjeździe mijam pojedyncze osoby.
Na którymś z kolei podjeździe mijamy się z Przemkiem z Cyklona ale koniec końców ucieka mi. Gdzieś, w sumie niedaleko od początku trasy, widzę Krzyśka z boku trasy. Awaria, chyba hak.

Kamieniste odcinki, na których głównie prowadziłam rower w zeszłym roku, łykam na śniadanie (no... może nie łykam, bo gdzieniegdzie muszę jednak zejść z roweru, ale ogólnie jednak raczej jadę niż idę). Jadę i błogosławię wybór nowego roweru z kołami 27,5. W zasadzie przejeżdża prawie wszystko sam ;)
Nie podejmuję się wjechania na Zamczysko. Legendy głoszą, że niektórzy wjeżdżają, ale jakoś sobie tego nie wyobrażam. Nie tylko ja zresztą - przede mną i za mną ludzie prowadzą rowery pod tę stromiznę. Włażę tam a gęba mi się cieszy bo pamiętam, co mnie teraz czeka. W zeszłym roku po zjechaniu z Zamczyska (2 zjazdy) wydarł mi się z gardła triumfalny okrzyk wywołany adrenaliną i szczęściem, że zjechałam. Tym razem okazuje się, że te zjazdy jakby się zrobiły bardziej płaskie i nie robią na mnie takiego wrażenia jak wtedy. Ciekawe, czy to kwestia a) nastawienia b) większych kół c) może ciut lepszej jednak techniki jazdy...? A może KUMULACJA! ;) Na chwilę tylko muszę się na drugim zjeździe zatrzymać bo ratownicy w górę prowadzą poszkodowanego, nieciekawie to wygląda. Jak tylko mnie mijają, popylam dalej na dół.

Punkt kontrolny (fot. Szymon Lisowski)


Jedzie mi się super przez większość trasy. Staram się pilnować tego cholernego tętna i w sumie mi się to udaje, poza fragmentami, gdzie mi się nie udaje ;) - podjazdy, błoto... A... błoto... no - jest go na trasie dość sporo. Rower szybko zaczyna rzęzić a w dodatku mam mokre nogi bo gdzieś w początkowej części trasy podczas przejazdu przez kałużę zawodnik przede mną nagle się zatrzymał i musiałam się podeprzeć w wodzie. Cała trasa jest nieco "ślapkowata" - zapewne wszyscy wiedzą jak fajnie się jedzie po takiej nawierzchni kiedy gumy nie chcą się odklejać. Niemniej jednak chwalę się w myślach za wczorajszą zmianę opon z Conti na sprawdzone Rocket Rony. Conti ślizgają się nawet jak nie ma na czym - a tutaj - zdecydowanie jest na czym się ślizgać. RRy są dużo lepsze pod tym względem.

W tym roku zmieniony jest końcowy fragment trasy po łące i po asfalcie. Fajnie bo łąk nie cierpię a na asfalcie byłoby strasznie zimno. W ogóle... co to jest asfalt? Bo dziś go prawie nie ma. Specjalnie na okoliczność tej zmiany organizatorzy ufundowali mostek, za pomocą którego zmodyfikowali trasę.
Asfaltowo jest tylko fragmentarycznie na końcówce, gdzie próbuję się trzymać na ogonie jakiegoś gościa ale jestem już na tyle zmęczona, że nie mam siły.

Gdzie ta cholerna meta? (fot. Rower-Sport Kielce)


Staram się jeszcze deptać, żeby urwać choć kilka sekund z wyniku chociaż już wiem, że czas będzie o kilka minut gorszy niż zeszłoroczny. Gdy wreszcie dojeżdżam na metę, jestem szczęśliwa, że już koniec. I wdzięczna chłopakom z Cyklona, że stoją i biją brawo. Chociaż byłabym bardziej wdzięczna, gdyby darowali sobie tekst typu "No, ile można na ciebie czekać? Już chcieliśmy się zmywać" ;)

(fot. KK Cyklon)


Przez chwilę po moim wjechaniu na metę rozmawiamy ale jest tak zimno, że ja się urywam - muszę się szybko w coś poubierać bo inaczej będę jutro chora. Dopiero potem idę coś zjeść. Gdy szamam całkiem niezły makaron z sosem, na metę dociera Radek z Mastera. Coś niezadowolony jest. W dodatku nie ma kluczy do auta a właściciel kluczy gdzieś przepadł... ;) 
Po wysępieniu i zjedzeniu drugiej porcji makaronu udaję się do myjki. W przeciwieństwie do zeszłego roku, dziś do myjki jest straszna kolejka a każdy myje ten swój rower jakby na wystawę jakąś. Zamiast szybko opłukać "oby tylko" to myją każdy po pół godziny. Stoję i narzekam, gadam z ludźmi z kolejki.
Gdy wreszcie, po dobrych 45 minutach chyba, już prawie - prawie jestem przy myjce, nagle słyszę swoje nazwisko wywoływane do dekoracji.

5 miejsce - tego się zupełnie nie spodziewałam.


Po dekoracji udaje mi się wcisnąć do myjki "na krzywy ryj". Całe szczęście, bo gdybym miała stać kolejne kilkadziesiąt minut to chyba by mnie szlag trafił ;)

Dystans: 46 km (u mnie wyszło około 44 km)
Czas: 3:39:00 - gorszy o około 6,5 minuty od zeszłorocznego ale składam to na karb sporej ilości błota
Miejsce: K3 - 5/7, Open - 14/22. Rating odpowiednio 79,9 / 79,8 co jest sporo lepszym wynikiem niż w zeszłym roku.

Zadowolona :)

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum