Wpisy archiwalne w miesiącu
Luty, 2015
Dystans całkowity: | 325.99 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 19:12 |
Średnia prędkość: | 16.98 km/h |
Liczba aktywności: | 10 |
Średnio na aktywność: | 32.60 km i 1h 55m |
Więcej statystyk |
po choróbsku
Sobota, 28 lutego 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 25.10 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:29 | km/h: | 16.92 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Zgodnie z moimi przewidywaniami, po weekendzie rozłożyło mnie. W poniedziałek tylko skoczyłam rowerem do pracy bo była przyjemna aura, ale to nie był chyba dobry pomysł. Skończyło się na kilkudniowej przerwie od treningu. Dopiero wczoraj poszłam na rower, na bardzo spokojne rozruszanie kulasów. Chciało mi się strasznie jeździć więc poszłam z przyjemnościąDzisiaj, z jeszcze większą przyjemnością pojechałam na już normalny trening do lasu. Zachęcona porannymi treningami z zeszłego weekendu, wyszłam z domu zanim wstał Zając.
Poranny las przywitał mnie nieco chłodną aurą. Miało to swoje zalety, bo pokłady błota na fragmencie ścieżki wzdłuż torów były na tyle gęste, że błoto nie chlapało i ani ja ani rower nie utytłaliśmy się zanadto.
Widok z rana
Trening sprowadził się do objechania singla. Wszędzie w zasadzie sucho, poza właśnie tym fragmentem przy torach. Jak zrobi się cieplej to błoto będzie tam chlapać na potęgę. Główne ścieżki trochę "ślapkowate".
Ciekawie za to wyglądały okolice wału przy metrze. Ziemia na wjeździe i zjeździe była tak poryta, jakby grasowało tam stado dzików ale ślady opon sugerowały, że to raczej były jakieś dziki zmotoryzowane. Być może ktoś tam szalał na motorze, ale nieładnie tak rozjeżdżać ścieżki. W niektórych miejscach za to chyba faktycznie grasowały dziki - zostawiają charakterystyczne rozległe dołki z fragmentami ziemi porozrzucanymi na krawędziach.
Rowerzyści chyba o tej porze jeszcze śpią za to biegacze mają używanie. Można chyba śmiało powiedzieć, że były ich tabuny ;)
Poranny las przywitał mnie nieco chłodną aurą. Miało to swoje zalety, bo pokłady błota na fragmencie ścieżki wzdłuż torów były na tyle gęste, że błoto nie chlapało i ani ja ani rower nie utytłaliśmy się zanadto.
Widok z rana
Trening sprowadził się do objechania singla. Wszędzie w zasadzie sucho, poza właśnie tym fragmentem przy torach. Jak zrobi się cieplej to błoto będzie tam chlapać na potęgę. Główne ścieżki trochę "ślapkowate".
Ciekawie za to wyglądały okolice wału przy metrze. Ziemia na wjeździe i zjeździe była tak poryta, jakby grasowało tam stado dzików ale ślady opon sugerowały, że to raczej były jakieś dziki zmotoryzowane. Być może ktoś tam szalał na motorze, ale nieładnie tak rozjeżdżać ścieżki. W niektórych miejscach za to chyba faktycznie grasowały dziki - zostawiają charakterystyczne rozległe dołki z fragmentami ziemi porozrzucanymi na krawędziach.
Rowerzyści chyba o tej porze jeszcze śpią za to biegacze mają używanie. Można chyba śmiało powiedzieć, że były ich tabuny ;)
s1
Piątek, 27 lutego 2015 Kategoria trening
Km: | 24.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:26 | km/h: | 17.02 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
praca
Poniedziałek, 23 lutego 2015 Kategoria dojazdy, trening
Km: | 20.90 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:01 | km/h: | 20.56 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
grupowo teamowo
Niedziela, 22 lutego 2015 Kategoria >50 km, trening, ze zdjęciami
Km: | 75.74 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:07 | km/h: | 24.30 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wczorajszy trening MTB pozostawił u mnie pewien niedosyt wyjechanych kilometrów ale dziś odbiłam to sobie z nawiązką. Dawno nie machęłam takiego dystansu. Weekend upłynął mi pod znakiem Cyklona i było to bardzo fajne.
Wczoraj co prawda musiałam się zerwać "skoro świt" i zastanawiałam się, czy dziś mam ochotę znowu się zrywać. Nie aż tak wcześnie jak wczoraj ale wcześniej niż Zając ;) Weekend zawsze poświęcam na sen do godziny, do której Zając pozwoli spać i wczoraj już zarwałam 1,5h więc miałam wątpliwości. Jednak znów - perspektywa przyjemnie rowerowo spędzonego czasu o poranku zgoniła mnie z wyrka przed pobudką Zająca.
Ustawka na znanym okolicznym szosowcom przystanku "Rosochata". Gdy przyjechałam, był tylko jeden Cyklonoosobnik, który właśnie wyładowywał się z samochodu. Czekaliśmy, gawędząc sobie, a tu szumnie zapowiadanej reszty ani widu ani słychu.
Wkrótce pojawił się Szymon i dowiedzieliśmy się, że ustawka nad Wisłą przy Moście Siekierkowskim ma opóźnienie - stąd te braki kadrowe. Wkrótce jednak brakujący element (w tym Prezes) pojawił się i mogliśmy ruszać.
Aura była dość chłodna ale słonko przebijało się przez cienką warstwę chmur. Zapowiadało się, że będzie cieplej - tak też zapowiadali w prognozach więc nie ubrałam się zbyt grubo. Na początku przez to było mi trochę chłodno ale zaraz dobre, równe tempo pozwoliło się rozgrzać.
fot. Marcin Lirski
Chłopaki z Siekierkowskiego byli już po rozgrzewce bo musieli nieźle zasuwać, żeby się za bardzo nie spóźnić na Roso więc chcieli od razu zrobić jakiś wyścig ale ostudziliśmy ich zapędy. Więc po dłuższej chwili w miarę spokojnej jazdy Prezes zarządził ćwiczenie zmian. I w zasadzie trwało to przez cały trening (z przerwami).
fot. Marcin Lirski
Jak się okazało, jazda na zmiany nie jest prosta - nawet przy niewielkiej prędkości. A to ktoś urywał koło, a to ktoś schodził za późno a to za wcześnie. Prezes zdzierał gardło, żeby przywrócić nas do porządku. Nie uniknął przy tym wykrzykiwania brzydkich wyrazów, które to stały się bardziej intensywne jak zwiększyliśmy prędkość a apogeum osiągnęły gdy ktoś mało nie wpadł pod samochód.
W ramach przerywników od ćwiczenia robiliśmy wyścigi pod górkę. Było tych wyścigów chyba ze trzy albo cztery i tylko raz nie byłam ostatnia. Ale mam podejrzenia, że Prezesowi coś nie zadziałało w rowerze (przerzutka?) i dlatego tylko dał się wyprzedzić ;)
Po drodze do Góry Kalwarii musieliśmy zrobić przerwę techniczną.
Mistrz drugiego planu zmienia kapcia, a kapciów było chyba ze dwóch (fot. Szymon Seliga)
Tak, były dwa kapcie ;) (fot. Szymon Seliga)
Podczas tego postoju ostygłam i zrobiło mi się nieźle zimno. Biorąc pod uwagę wczorajszoporanny i dzisiejszoporanny ból gardła, to bankowo będę chora. Ale i tak było warto ;)
Wczoraj co prawda musiałam się zerwać "skoro świt" i zastanawiałam się, czy dziś mam ochotę znowu się zrywać. Nie aż tak wcześnie jak wczoraj ale wcześniej niż Zając ;) Weekend zawsze poświęcam na sen do godziny, do której Zając pozwoli spać i wczoraj już zarwałam 1,5h więc miałam wątpliwości. Jednak znów - perspektywa przyjemnie rowerowo spędzonego czasu o poranku zgoniła mnie z wyrka przed pobudką Zająca.
Ustawka na znanym okolicznym szosowcom przystanku "Rosochata". Gdy przyjechałam, był tylko jeden Cyklonoosobnik, który właśnie wyładowywał się z samochodu. Czekaliśmy, gawędząc sobie, a tu szumnie zapowiadanej reszty ani widu ani słychu.
Wkrótce pojawił się Szymon i dowiedzieliśmy się, że ustawka nad Wisłą przy Moście Siekierkowskim ma opóźnienie - stąd te braki kadrowe. Wkrótce jednak brakujący element (w tym Prezes) pojawił się i mogliśmy ruszać.
Aura była dość chłodna ale słonko przebijało się przez cienką warstwę chmur. Zapowiadało się, że będzie cieplej - tak też zapowiadali w prognozach więc nie ubrałam się zbyt grubo. Na początku przez to było mi trochę chłodno ale zaraz dobre, równe tempo pozwoliło się rozgrzać.
fot. Marcin Lirski
Chłopaki z Siekierkowskiego byli już po rozgrzewce bo musieli nieźle zasuwać, żeby się za bardzo nie spóźnić na Roso więc chcieli od razu zrobić jakiś wyścig ale ostudziliśmy ich zapędy. Więc po dłuższej chwili w miarę spokojnej jazdy Prezes zarządził ćwiczenie zmian. I w zasadzie trwało to przez cały trening (z przerwami).
fot. Marcin Lirski
Jak się okazało, jazda na zmiany nie jest prosta - nawet przy niewielkiej prędkości. A to ktoś urywał koło, a to ktoś schodził za późno a to za wcześnie. Prezes zdzierał gardło, żeby przywrócić nas do porządku. Nie uniknął przy tym wykrzykiwania brzydkich wyrazów, które to stały się bardziej intensywne jak zwiększyliśmy prędkość a apogeum osiągnęły gdy ktoś mało nie wpadł pod samochód.
W ramach przerywników od ćwiczenia robiliśmy wyścigi pod górkę. Było tych wyścigów chyba ze trzy albo cztery i tylko raz nie byłam ostatnia. Ale mam podejrzenia, że Prezesowi coś nie zadziałało w rowerze (przerzutka?) i dlatego tylko dał się wyprzedzić ;)
Po drodze do Góry Kalwarii musieliśmy zrobić przerwę techniczną.
Mistrz drugiego planu zmienia kapcia, a kapciów było chyba ze dwóch (fot. Szymon Seliga)
Tak, były dwa kapcie ;) (fot. Szymon Seliga)
Podczas tego postoju ostygłam i zrobiło mi się nieźle zimno. Biorąc pod uwagę wczorajszoporanny i dzisiejszoporanny ból gardła, to bankowo będę chora. Ale i tak było warto ;)
Wesoło w Wesołej
Sobota, 21 lutego 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 9.39 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:12 | km/h: | 4.27 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na forum Cyklona Prezes zapodał interesujący mnie temat. Trening techniki MTB. Niestety, w Wesołej, która to miejscowość o przyjemnej nazwie jest mi kompletnie nie po drodze. W dodatku o jakiejś barbarzyńskiej godzinie (8 rano).
Ponieważ jednak z techniką jestem mocno na bakier (co pokazały starty w zeszłorocznym MTB Cross Maratonie), zapowiadała się świetna pogoda oraz zapowiedziało się sporo osób z klubu, co stwarzało wspaniałą okazję dla zacieśnienia moich dość luźnych kontaktów wewnąrzklubowych (głównie ograniczających się do Fejsbuka), postanowiłam zignorować bolesny fakt, że jeśli chcę być na tym treningu to muszę się zwlec z wyra o 6:30. O dziwo, obudziłam się całkiem wyspana - chyba perspektywa poświęcenia dwóch godzin na czystą przyjemność to spowodowała. Szybko się ogarnęłam i o 7:45 byłam już pod Kwaterą Główną
Jak to zwykle bywa przy takich okazjach, trzeba było najpierw pogadać i coś ogarnąć więc wyruszyliśmy w teren z lekkim opóźnieniem
Zbiórka pod Cyklonem (ta i wszystkie kolejne fotki autorstwa Przemka Staszkiewicza)
Ujechaliśmy może z kilkadziesiąt metrów, kiedy to Prezes postanowił nam strzelić piętnastominutową pogadankę o środku ciężkości kolarza.
Po wysłuchaniu prelekcji ruszyliśmy na pierwszą miejscówkę.
Tam, na bardzo łatwym zjeździe trenowaliśmy szuranie tyłkiem po tylnej oponie. W międzyczasie można też było poćwiczyć podjazdy.
Dalej nastąpiła kolejna część wykładu, tym razem dotyczyła pompowania i zastosowania zasięgu rąk ;) Tu pozjeżdżaliśmy na ciut trudniejszym zjeździe z udziałem uskoku, gdzie trzeba było wypiąć tyłek i wyciągnąć ręce, żeby zrównoważyć nagły przechył roweru.
Później przenieśliśmy się na dużo trudniejszy zjazd, bardziej stromy i z pewną ilością korzeni. Nie wszyscy odważyli się go zjechać, ale dla mnie nie stanowił wielkiego problemu.
Kolejnym elementem była mała mulda na ścieżce, gdzie ćwiczyliśmy zasysanie roweru pod siebie.
Najazd na muldę, której tu nie widać bo była malutka - ale była
...i po muldzie, HA!
Potem przejechaliśmy się jeszcze luźno po potencjalnych kolejnych miejscówkach treningowych, między innymi zaliczyliśmy stromy podjazd (nie udało mi się go podjechać do końca chociaż dwa razy próbowałam).
Najfajniejszy był kawałek, którego zdjęć, niestety, nie posiadam. Coś w rodzaju naturalnego pumptracka, nie wiem jak to inaczej określić... ŚWIETNE MIEJSCE, chcę jeszcze raz.
Lansik potreningowy
Cały trening trwał ponad dwie godziny ale ilość kilometrów nie powala - niecałe 10. Czuję straszny niedosyt ale odbiję sobie jutro :P
Było fajnie, opłacało się zerwać z wyra bladym świtem!
Ponieważ jednak z techniką jestem mocno na bakier (co pokazały starty w zeszłorocznym MTB Cross Maratonie), zapowiadała się świetna pogoda oraz zapowiedziało się sporo osób z klubu, co stwarzało wspaniałą okazję dla zacieśnienia moich dość luźnych kontaktów wewnąrzklubowych (głównie ograniczających się do Fejsbuka), postanowiłam zignorować bolesny fakt, że jeśli chcę być na tym treningu to muszę się zwlec z wyra o 6:30. O dziwo, obudziłam się całkiem wyspana - chyba perspektywa poświęcenia dwóch godzin na czystą przyjemność to spowodowała. Szybko się ogarnęłam i o 7:45 byłam już pod Kwaterą Główną
Jak to zwykle bywa przy takich okazjach, trzeba było najpierw pogadać i coś ogarnąć więc wyruszyliśmy w teren z lekkim opóźnieniem
Zbiórka pod Cyklonem (ta i wszystkie kolejne fotki autorstwa Przemka Staszkiewicza)
Ujechaliśmy może z kilkadziesiąt metrów, kiedy to Prezes postanowił nam strzelić piętnastominutową pogadankę o środku ciężkości kolarza.
Po wysłuchaniu prelekcji ruszyliśmy na pierwszą miejscówkę.
Tam, na bardzo łatwym zjeździe trenowaliśmy szuranie tyłkiem po tylnej oponie. W międzyczasie można też było poćwiczyć podjazdy.
Dalej nastąpiła kolejna część wykładu, tym razem dotyczyła pompowania i zastosowania zasięgu rąk ;) Tu pozjeżdżaliśmy na ciut trudniejszym zjeździe z udziałem uskoku, gdzie trzeba było wypiąć tyłek i wyciągnąć ręce, żeby zrównoważyć nagły przechył roweru.
Później przenieśliśmy się na dużo trudniejszy zjazd, bardziej stromy i z pewną ilością korzeni. Nie wszyscy odważyli się go zjechać, ale dla mnie nie stanowił wielkiego problemu.
Kolejnym elementem była mała mulda na ścieżce, gdzie ćwiczyliśmy zasysanie roweru pod siebie.
Najazd na muldę, której tu nie widać bo była malutka - ale była
...i po muldzie, HA!
Potem przejechaliśmy się jeszcze luźno po potencjalnych kolejnych miejscówkach treningowych, między innymi zaliczyliśmy stromy podjazd (nie udało mi się go podjechać do końca chociaż dwa razy próbowałam).
Najfajniejszy był kawałek, którego zdjęć, niestety, nie posiadam. Coś w rodzaju naturalnego pumptracka, nie wiem jak to inaczej określić... ŚWIETNE MIEJSCE, chcę jeszcze raz.
Lansik potreningowy
Cały trening trwał ponad dwie godziny ale ilość kilometrów nie powala - niecałe 10. Czuję straszny niedosyt ale odbiję sobie jutro :P
Było fajnie, opłacało się zerwać z wyra bladym świtem!
s2
Czwartek, 19 lutego 2015 Kategoria trenażer, trening
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Trenażer | Aktywność: Jazda na rowerze |
s2
Środa, 18 lutego 2015 Kategoria trening
Km: | 34.84 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:38 | km/h: | 21.33 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
s2 + młynek
Poniedziałek, 16 lutego 2015 Kategoria trenażer, trening
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Trenażer | Aktywność: Jazda na rowerze |
s2 + s3
Niedziela, 15 lutego 2015 Kategoria trenażer, trening
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Trenażer | Aktywność: Jazda na rowerze |
pierwsze, drugie i trzecie wrażenie
Sobota, 14 lutego 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 37.01 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:28 | km/h: | 15.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś trzeci raz na nowym Szkocie. Wreszcie za dnia. Można było w końcu pohasać, pohulać i potestować rower na niektórych bardziej technicznych ścieżkach w Lesie.
Za pierwszym razem nie byłam zachwycona. A nawet byłam rozczarowana. Miałam wrażenie, że rower jest ociężały, wolno się rozpędza a w dodatku jest "śliski". To ostatnie zapewne było spowodowane zimowymi leśnymi warunkami. Jeździłam po ciemku, po lesie, po śniegu i lodzie. To nie są warunki do testowania roweru ;)
Za drugim razem było już znacznie lepiej. Efekt napompowania opon do prawidłowego ciśnienia ;) Od razu rower zaczął lepiej jechać i lepiej się prowadzić. Nadal, niestety, nie mogłam się rozbujać bo znów byłam w lesie jak już zapadał zmrok a warunki były chyba jeszcze gorsze niż poprzednio bo śnieg i lód zaczęły topnieć i było mnóstwo błota. Z testowania techniki zrobił mi się dzień uciekającego tylnego koła ;)
Dziś za to, za dnia, mogłam się wreszcie zabawić. Oczywiście przejechałam się singlem a potem pojechałam w dwie miejscówki.
Najpierw przejechałam się singlem, tutaj czuje się już powiew wiosny
Najpierw na wkopane w ziemię wysokie leśne schody przy drodze wzdłuż pola na polanę + mały podjazd obok - tu przetestowałam wielkość kół i amortyzator. Na 26'ce te schody są dużo bardziej przerażające. Na 27'5 za to nie robią większego wrażenia, prawie jak po maśle. Potem skoczyłam na pętlę przy Gąsek/Nowoursynowskiej, gdzie przekonałam się, że duży może więcej ;)
Jak się okazało, rower prowadzi się świetnie, świetnie leży - jak dobrze dopasowana rękawiczka. Odczuwam jedynie potrzebę przesunięcia środka ciężkości do przodu bo mam wrażenie uciekania przedniego koła na podjazdach, może wystarczy przełożenie podkładki. Za to większe koła skutecznie eliminują problem korzeni. Mniejsze korzenie są prawie nieodczuwalne, po większych przejeżdża się jak po delikatnych nierównościach.
Muszę chyba jednak zmienić opony bo na błocie tylne koło niestety dużo łatwiej traci przyczepność niż na Rocket Ronach (takie miałam w poprzednim rowerze).
W głębi lasu nadal zima
Tak sobie myślę, czy by nie zrobić kolejnego (nie wiem już którego) podejścia do mega korzeni koło parku linowego... ;) Na większych kołach może się to da zjechać (tzn. ja dam radę, bo to że inni potrafią to ja wiem). Ale chyba się muszę w tym celu umówić z Czarkiem, udzieli mi kilku instrukcji i w razie czego pozbiera mnie z gleby ;)
Za pierwszym razem nie byłam zachwycona. A nawet byłam rozczarowana. Miałam wrażenie, że rower jest ociężały, wolno się rozpędza a w dodatku jest "śliski". To ostatnie zapewne było spowodowane zimowymi leśnymi warunkami. Jeździłam po ciemku, po lesie, po śniegu i lodzie. To nie są warunki do testowania roweru ;)
Za drugim razem było już znacznie lepiej. Efekt napompowania opon do prawidłowego ciśnienia ;) Od razu rower zaczął lepiej jechać i lepiej się prowadzić. Nadal, niestety, nie mogłam się rozbujać bo znów byłam w lesie jak już zapadał zmrok a warunki były chyba jeszcze gorsze niż poprzednio bo śnieg i lód zaczęły topnieć i było mnóstwo błota. Z testowania techniki zrobił mi się dzień uciekającego tylnego koła ;)
Dziś za to, za dnia, mogłam się wreszcie zabawić. Oczywiście przejechałam się singlem a potem pojechałam w dwie miejscówki.
Najpierw przejechałam się singlem, tutaj czuje się już powiew wiosny
Najpierw na wkopane w ziemię wysokie leśne schody przy drodze wzdłuż pola na polanę + mały podjazd obok - tu przetestowałam wielkość kół i amortyzator. Na 26'ce te schody są dużo bardziej przerażające. Na 27'5 za to nie robią większego wrażenia, prawie jak po maśle. Potem skoczyłam na pętlę przy Gąsek/Nowoursynowskiej, gdzie przekonałam się, że duży może więcej ;)
Jak się okazało, rower prowadzi się świetnie, świetnie leży - jak dobrze dopasowana rękawiczka. Odczuwam jedynie potrzebę przesunięcia środka ciężkości do przodu bo mam wrażenie uciekania przedniego koła na podjazdach, może wystarczy przełożenie podkładki. Za to większe koła skutecznie eliminują problem korzeni. Mniejsze korzenie są prawie nieodczuwalne, po większych przejeżdża się jak po delikatnych nierównościach.
Muszę chyba jednak zmienić opony bo na błocie tylne koło niestety dużo łatwiej traci przyczepność niż na Rocket Ronach (takie miałam w poprzednim rowerze).
W głębi lasu nadal zima
Tak sobie myślę, czy by nie zrobić kolejnego (nie wiem już którego) podejścia do mega korzeni koło parku linowego... ;) Na większych kołach może się to da zjechać (tzn. ja dam radę, bo to że inni potrafią to ja wiem). Ale chyba się muszę w tym celu umówić z Czarkiem, udzieli mi kilku instrukcji i w razie czego pozbiera mnie z gleby ;)