kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2011

Dystans całkowity:1016.73 km (w terenie 305.00 km; 30.00%)
Czas w ruchu:57:43
Średnia prędkość:19.40 km/h
Maks. tętno maksymalne:175 (97 %)
Maks. tętno średnie:162 (90 %)
Liczba aktywności:42
Średnio na aktywność:29.90 km i 1h 22m
Więcej statystyk

utknęłam w korku (!)

Środa, 31 sierpnia 2011 Kategoria dojazdy, trening
Km: 46.92 Km teren: 10.00 Czas: 02:29 km/h: 18.89
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 163163 ( 90%) HRavg 123( 68%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Nie dość, że zaspałam, to jeszcze wyjątkowo długo jechałam do pracy. A to dlatego, że rano było strasznie dużo aut na Al. Niepodległości. Pomyślałam sobie, że to z tego powodu, że ludzie powracali z wakacji. Było mocno ciasno, korek zaczynał się prawie przy skrzyżowaniu z Wilanowską. Przeciskałam się, lawirując między autami dłuższą chwilę - a końca nie widać. Dopiero przy Rakowieckiej się rozluźniło... i okazało się dlaczego był korek. Otóż był dzwon. I to musiał być niezły dzwon bo jedno auto leżało przewrócone na bok, zaś drugie - w połowie skasowane - tkwiło na środku skrzyżowania...
Wracając z pracy, w Lasku Kabackim widziałam dzisiaj sarenkę :) Jechałam za nią nawet dłuższą chwilkę powoli. Ona truchtała sobie ścieżką i co jakiś czas przystawała i patrzyła na mnie - jakby chciała mnie gdzieś zaprowadzić. Po jakimś czasie odbiła w las - ale nie zdecydowałam się pojechać za jej przewodnictwem bo były krzaki ;)

kadencja 75/122
KOW: 3 (447)

o nie, ja dzisiaj nigdzie nie idę

Wtorek, 30 sierpnia 2011 Kategoria dojazdy
Km: 18.96 Km teren: 0.00 Czas: 01:00 km/h: 18.96
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 144144 ( 80%) HRavg 116( 64%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Tak wolno do pracy to dawno nie jechałam, chyba prawie 31 minut. A przecież ostatnimi czasy zajmuje mi to mniej niż 28. Jechałam na miękkich nogach i miękkim tylnym kole :) Miękkie nogi to po niedzielnym Skarżysku. A miękkie koło w zasadzie też po Skarżysku bo nie napompowałam dostatecznie zmieniając opony przed zawodami.

Po południu koniec końców postanowiłam odpuścić trening WKK. Tym bardziej, że coś mnie boli tu i ówdzie. Miałam rozterki bo zawsze mi żal treningu terenowego ale okazało się potem, że dzisiaj był trening szosowy. Więc trochę żal, ale z drugiej strony dobrze, bo nie straciłam treningu w terenie.

Miałam wieczorem zająć się zamiast tego rowerem bo do tej pory nie został wyczyszczony i naoliwiony napęd po zawodach, ale nie mogłam się zebrać i w końcu tego nie zrobiłam.

Leń.

bilans strat po Skarżysku

Poniedziałek, 29 sierpnia 2011 Kategoria dojazdy
Km: 31.99 Km teren: 0.00 Czas: 01:41 km/h: 19.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Na wczorajszych zawodach coś sobie naciągnęłam, nadwyrężyłam czy co... Boli mnie coś w biodrze, co ewidentnie odpowiada za podnoszenie nogi do góry ;) I boli mnie ścięgno pod kolanem. Chyba wczoraj naprawdę nie był mój dzień.

Dzisiaj spokojnie do pracy i nazad.
Na światłach przy metrze Kabaty jakiś uprzejmy pan poinformował mnie, że powinnam sobie kupić koła plecione na cztery krzyże (wiem, że są różne rodzaje plecienia szprych ale nie wiem jak one wyglądają i czym się charakteryzują) bo są lepsze, ale trzeba je robić na zamówienie. Podziękowałam ładnie, chociaż przyznam, że oceniłam tego pana jako nieszkodliwego wariata.
Gorzej, że pod blokiem szwendał się znajomy pijak, który koniecznie starał się mnie wkurzyć twierdzeniami na temat tego, gdzie powinni jeździć rowerzyści. Usilnie starałam się go zignorować ale był tak namolny, że uciekłam szybko do klatki.
Przy okazji, dzisiaj się nieźle spietrałam bo po ostatnich przygodach Krzyśka z uszkodzoną piastą, jak coś mi zaczęło chrępać z tyłu przy najmniejszej koronce to już widziałam czarno i chciałam lecieć do Bikemana. Całe szczęście, że tego nie zrobiłam bo bym sobie narobiła wstydu. Pokręciłam luźno kołem pod warzywniakiem... To tylko końcówka linki od przerzutki się zawinęła i obijała się o szprychy ;)

Mazovia MBT Marathon Skarżysko Kamienna - zdechlak na strzale

Niedziela, 28 sierpnia 2011 Kategoria >50 km, wyścigi, ze zdjęciami
Km: 58.81 Km teren: 50.00 Czas: 02:47 km/h: 21.13
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 168168 ( 93%) HRavg 156( 86%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Prawdę mówiąc, to ja nie wiem jakim cudem mam z tego maratonu najlepszy rating w open i drugi najlepszy w kategorii z tego sezonu. Zaprawdę, jest to dla mnie tajemnica wielka i niezgłębiona. Cały tydzień trochę źle się czułam - najpierw przez trzy dni jakbym miała kaca (!), potem przez dwa dni przeziębieniowo. W czwartek i piątek pokurowałam się Fervexem i w sobotę już było OK ale piątkowy trening pokazał, że formę to mam dość słabą.

Ze znajomych w sektorze jest tylko Aretzky, ale nawiązuję gadkę też z innym bikerem, próbującym udawać, że jest z czwórki. Przyznaje się jednak, że jest z piątki (o co go podejrzewałam od początku). Radzi trzymać się jednej laski z czwartego sektora.

Wytęż wzrok


A tu dla ułatwienia trochę mnie lepiej widać


Jedzie mi się fatalnie, paskudnie, masakrycznie, źle. Trzymanie się KOGOKOLWIEK jest bardzo trudne. Jest okropnie. Nogi kompletnie nie chcą się kręcić. Pierwsze pół mojego sektora, z ambicjami do czwórki odjeżdża mi w ciągu pierwszych 10 km a drugie pół z tendencją do spadnięcia do szóstki, intensywnie próbuje mnie wessać w swoje towarzystwo. Te pierwsze 10 km jest najgorsze, dopiero potem się trochę rozkręcam. Nie, żeby jakoś strasznie, ale trochę. Pomaga mi zresztą żel wciągnięty na 15tym kilometrze, a potem kolejny na 30tym i 45ym (tradycyjnie).

Trasa bardzo przyjemna, chociaż dużo łatwiejsza, niż się spodziewałam. Orgowie określili trudność na 6, ja jednak trochę jestem rozczarowana bo moim zdaniem to niezasłużona kategoria - liczyłam na więcej. Wydaje mi się, że w Supraślu było trudniej. Co zresztą widać z przewyższeń - tu około 700m, tam o stówkę więcej. Tu podjazdy niezbyt strome ale za to bardzo długie (takie np. około kilometra a może nawet dłuższe, nie wiem), tam za to było bardziej interwałowo - podjazdy krótsze i bardziej strome).

Trasa przyjemna, niezbyt trudna


Urzekają mnie dwa szutrowe podjazdy około 19-20 kilometra. Jeden podjazd krótszy, za nim lekki zjazd a potem drugi, bardzo długi podjazd, na oko z kilometr długości. Na tych podjazdach odzyskuję trochę siły i podskakuję o kilka pozycji w peletonie.

Odzyskuję kilka pozycji


Potem jeszcze jeden podjazd, asfaltowy. Przyznam szczerze, że takiej mordęgi na asfalcie się nie spodziewałam. Wtaczam się na czubek góry ostatkiem sił, ale było warto, bo widoki stąd są przepiękne... a i zdobycie tej górki wynagrodzone jest megadługim asfaltowym zjazdem, na którym rozpędzam się do 55,5 h. Chociaż by się dało, boję się jechać szybciej bo nie wiem, gdzie czai się zakręt... i to słuszne założenie, bo ledwo udaje mi się przyhamować do 40 km/h żeby zmieścić się w takim jednym wrednym zakręcie.

Sporo ćwiczeń na równowagę, gdyż część trasy jest wytyczona leśnymi drogami z ogromnymi błotno-wodnymi koleinami i grobelką pośrodku. Nie cierpię takich przejazdów. Zawsze się spinam i w związku z tym mam tendencje do zjechania z takiej grobelki prosto w błoto. Trochę jest też fajnych, bardzo krętych i nieco korzenistych singli.

Załapałam się na fotkę na mostku


O ile pierwszą połowę jedzie mi się fatalnie, to pierwszą połowę drugiej połowy jedzie mi się jeszcze bardziej fatalnie. Po prostu kompletnie nie mam siły.
Dopiero gdy w okolicach 45 kilometra podczepiam się na koło pociągowi złożonemu z dwóch bikerów i bikerki, udaje mi się złapać drugi oddech i niedługo odjeżdżam im na podjeździe.

Pod koniec jeszcze jeden z tych bikerów próbuje mnie gonić, czuję jego oddech na plecach, ale nie daję się. Wjeżdżam na metę z całkiem niezłą przewagą. Z minutę po mnie dojeżdża Krzysiek i zastanawiam się, czy czasowo mnie nie wyprzedził (startował z szóstki).

Jednak nie, byłam lepsza o 14 sekund :)

59 km (według organizatora 63 km), czas 02:46:43
miejsce open 11/23, K3 5/6
bardzo wysoki rating, w kategorii drugi w kolejności w tym roku a w
open najlepszy
strata do najlepszej 14:43
Krzyśka wyprzedziłam tylko o 14 sekund, ale jednak wyprzedziłam ;)
Dorotę o ponad 15 minut ale ona już się nie liczy w walce o miejsce (mam nad nią taką przewagę punktową, że już jej nie odrobi w tym sezonie).

Teoretycznie powinnam być zadowolona ale nie jestem, ale to z powodu
samopoczucia. Myślę, że gdyby jechało mi się tak dobrze jak na
poprzednim maratonie (pierwszym etapie Gwiazdy Mazurskiej) to mogłabym
uciąć z 10 minut i być co najmniej czwarta jak nie trzecia. Ale
trudno, nie zawsze jest się w szczycie formy :)

Obecnie jestem 3 w generalce w kategorii. W tej chwili mam szanse być
3 lub 4 ale to już nie zależy od moich wyników tylko od tego, czy
jedna dziewczyna, której brakuje 2 maratonów do kompletu przejedzie te
2 co zostały, czy nie.


kadencja 76/119

popylanie po Przyczółkowej

Piątek, 26 sierpnia 2011 Kategoria dojazdy, trening
Km: 31.75 Km teren: 0.00 Czas: 01:23 km/h: 22.95
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 169169 ( 93%) HRavg 138( 76%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Wydawałoby się, że prosty dzisiaj trening. Ot, takie tam powtórzenia, krótkie 2min x 1min.
Ale było okropnie. Po Przyczółkowej hulał wiatr, miałam wrażenie, że hula we wszystkie strony i nieważne czy jadę w stronę Wilanowskiej czy w Stronę Konstancina - i tak mam wmordewind.
Bardzo ciężko mi się ten trening robiło. Jechałam wpatrzona w przednie koło i nawet nie wiem, kto do mnie krzyczał "Kantele!" - kątem oka tylko zauważyłam, że na ścinarce. Jak na ścinarce to pewnie Aretzky, ale nie będę przecież się zatrzymywać w środku interwału, żeby to sprawdzić.

kadencja 79/117
KOW: 7 (581)

praca

Piątek, 26 sierpnia 2011 Kategoria dojazdy
Km: 9.36 Km teren: 0.00 Czas: 00:28 km/h: 20.06
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 146146 ( 81%) HRavg 122( 67%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Ee... źle się czuję, nie chce mi się próbować sobie przypomnieć żadnej błyskotliwej myśli z dojazdu do pracy :P

pompujemy

Czwartek, 25 sierpnia 2011 Kategoria trening, trening siłowy
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:15 km/h: 0.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Aktywność: Jazda na rowerze
14 + 18 + 14 + 14 + 32

regen - że tak powiem fachowo :)

Czwartek, 25 sierpnia 2011 Kategoria dojazdy
Km: 31.97 Km teren: 0.00 Czas: 01:31 km/h: 21.08
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 141141 ( 78%) HRavg 117( 65%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Dzisiaj jazda bez napinki, nawet mi się z nikim ścigać nie chciało po drodze :)
Oczywiście nie obyło się bez moczenia tyłka, bo deszcz zaczął padać tuż przed moim wyjściem z pracy. Na szczęście nie był jakiś mocny więc moczenie głównie polegało na polewaniu się wodą z tylnego i przedniego koła (bo oczywiście błotniki są "be")

półtorej godziny w deszczu

Środa, 24 sierpnia 2011 Kategoria dojazdy, trening
Km: 33.18 Km teren: 0.00 Czas: 01:34 km/h: 21.18
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 152152 ( 84%) HRavg 78( 43%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Wielka chmura dzisiaj po południu wisiała nad Centrum złowieszczo. Nad moim miejscem pracy chmura zawijała się dookoła i rozchodziła falami - wyglądała tak, jakby nasz budynek był samym jej środku. W dodatku zupełna cisza i spokój, zero wiatru. To dało mi do myślenia. Oko cyklonu?
Pół godziny przed moim wyjściem z pracy spadł grad, ale trwało to krótko. Ucieszyłam się, że może to już po burzy, jednak chmura wisiała złowieszczo dalej.

Jak wyszłam z pracy to lekko kropiło więc postanowiłam pojechać trasą jak na trening, z opcją szybkiego skrętu w prawo do domu przy skrzyżowaniu Sobieskiego/Sikorskiego zamiast pojechania prosto na Przyczółkową, gdyby lunęło.
Niestety, lunęło dużo wcześniej bo już na Al. Ujazdowskich. Na chwilę przystanęłam pod drzewem, ale pod drzewem padało prawie równie mocno. Więc tylko założyłam pokrowiec na plecak i pojechałam dalej. Po minucie byłam całkiem mokra a w butach miałam żaby.
Ponieważ i tak już byłam mokra więc postanowiłam jednak zrobić trening.
3 rundki po Przyczołkowej w tę i nazad, trening z narastającym tempem we wciąż padającym z różnym natężeniem deszczu. Przez wszystkie kałuże jak leci (chłodzenie stóp).
Wracałam z treningu dość wolno więc zrobiło mi się zimno, aż mi ręce zgrabiały, ale zajrzałam po drodze do Plusa w celu oddania manetki od amora do naprawy. Na szczęście zamówiona sztyca nie dotarła (na szczęście bo nie mam na nią kasy chwilowo). W Plusie natknełam się na Tomskiego, któremu nie dość trzech rowerów, z których jeden kupił całkiem niedawno i już ostrzy sobie zęby na Scottowe twentyninery zapowiadane na 2012 rok :)

kadencja 78/117
KOW: 5 (470)

praca

Środa, 24 sierpnia 2011 Kategoria dojazdy
Km: 9.34 Km teren: 0.00 Czas: 00:28 km/h: 20.01
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 144144 ( 80%) HRavg 116( 64%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Fajnie mi się dzisiaj jechało, mimo złego samopoczucia. Chyba coś mnie rozkłada. Mam nadzieję, że nie rozłoży mnie na Skarżysko!

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum