kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2011

Dystans całkowity:895.11 km (w terenie 216.00 km; 24.13%)
Czas w ruchu:56:48
Średnia prędkość:17.22 km/h
Maks. tętno maksymalne:177 (98 %)
Maks. tętno średnie:161 (89 %)
Liczba aktywności:42
Średnio na aktywność:28.87 km i 1h 21m
Więcej statystyk

Mazovia MBT Supraśl - jak to Wielki Manitou uratował mnie przed OTB

Niedziela, 31 lipca 2011 Kategoria >50 km, wyścigi, ze zdjęciami
Km: 59.00 Km teren: 55.00 Czas: 03:10 km/h: 18.63
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 171171 ( 95%) HRavg 159( 88%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Po wczorajszej czasówce, nocleg w Supraślu, około 1 km od miasteczka maratonowego, pozwolił się trochę wyspać. Tym bardziej, że spać poszłam dość wcześnie. Oko otwieram i widzę, że na dworze wreszcie słonko.

Na start jadę rowerkiem, bo Marek musi wytarabanić auto z parkingu pod naszą kwaterą a potem znaleźć miejsce do zaparkowania przy miasteczku maratonowym. W międzyczasie ja szukam namiotu serwisowego i smaruję napęd po wczorajszym piaskowym występie. Niedaleko spotykam Olafa, z którym zamieniam parę słów. Idę potem od razu do sektora. Tam już czeka Krzysiek. Po chwili dołącza do nas Aretzky, który bezceremonialnie i z zachwytem oświadcza: „Objechałem Cię wczoraj!”. Już nie chcę mu mówić, żeby go nie zestresować przed startem, że objechanie mnie o minutę to żaden wynik, jak na faceta, ale napisać mogę, a co ;P Z naszego sektora startuje też Ela, którą spotkałam wczoraj na czasówce.

Start jest szybki, asfaltowy. Całkiem długi, pofałdowany odcinek, na którym cały sektor grzeje na maksa, ja też - z blatu. Szybko zapominam, że miałam nie napierać na początku i po chwili doganiam Krzyśka, który w międzyczasie wysforował się na czoło naszego małego peletonu. Razem robimy małą ucieczkę ale sektor szybko nas wchłania. Jednak to fajne doświadczenie, przez chwilę prowadzić peleton.

Potem już nie szarżuję, ale staram się kontrolować Krzyśka. Gdzieś go przeganiam, potem on mnie dogania znów i powtarza moje słowa z któregoś maratonu: „Co to, spacerek”? Chyba jednak przedwcześnie ten tekst, bo gdzieś w okolicach pierwszego bufetu mu odjeżdżam. Przez kilometr czy coś koło tego widzę go gdzieś za swoimi plecami przy zakrętach, ale po pewnym czasie już przestaje mi migać między drzewami.

Trasa jest świetna. Nietechniczna, ale mocno pofałdowana. Amplituda i częstotliwość wzniesień całkiem spore ;) Marek skomentował to potem tak, że od razu widać, że zgodnie z prawami fizyki energia zależy od amplitudy i częstotliwości ;) Chyba lubię takie trasy. Wymagające kondycyjnie, tak jak wszystkie trzy tegoroczne maratony Mazovii na Mazurach. Jednak ta, w porównaniu do mazurskich, jest BARDZO wymagająca kondycyjnie. Ciągłe podjazdy i zjazdy powodują jednak, że nie ma czasu podziwiać uroków trasy. Cały czas trzeba pilnować kierownicy... albo oganiać się od komarów. Te atakują głównie na podjazdach – bo część podjazdów, czy to ze względu na nastromienie, czy też ze względu na zmęczenie, pokonuje się na najmniejszym przełożeniu, w ślimaczym tempie. Najgorzej, że w takich miejscach nie bardzo daje się od nich oganiać bo ręce cały czas muszą pilnować kierownicy.

Po maratonie w Szydłowcu nie mam żadnych oporów żeby przejeżdżać centralnie przez wszystkie kałuże i drobne błotka na trasie, dzięki czemu zyskuję trochę czasu. Nie ma ich zresztą na trasie wiele. Na podjazdach wyprzedzam, na zjazdach też wyprzedzam. Na nielicznych prostych odcinkach odpoczywam.

Pierwsza połowa trasy zlatuje mi jak z bicza strzelił. Nawet nie wiem kiedy. Druga połowa jednak jest bardziej wymagająca. Tutaj już ze trzy razy podprowadzam rower ze zmęczenia, bo podjazdy lecą jeden za drugim. Nawet podchodzić jest mi trudno. Ale jest też kilka fajnych miejsc, gdzie rozpędzam się na zjeździe i podjazd zaliczam co najwyżej podpedałowując trochę pod koniec.

Z ciekawszych momentów trasy zapamiętuje mi się slalom między krowami :D Zastanawiam się tylko, czy której nie wpadnie do głowy aby akurat wleźć mi pod koło. Jednak one znoszą przejeżdżających rowerzystów ze stoickim spokojem, przeżuwając sobie trawkę.

No i najważniejszy moment na trasie, a mianowicie mój cudny R7 ratuje mnie przed OTB! Otóż jest sobie kałuża, nieduża, ot wielkości może koła od roweru. I głębokości równej promieniowi piłki do nogi, tak na oko. A za tą kałużą... płyta chodnikowa, dość wysoko położona. Nie zauważam tego, dopiero w ostatniej chwili – gdy już za późno na hamowanie, ale wystarczająco wcześnie, żeby się przerazić. Może i dobrze, bo bym zahamowała a tak – amor po prostu się ugina i rower bezproblemowo przejeżdża przez to.

Inny fajny fragment, już pod koniec, to przejazd przez gigantyczną kałużę i wjazd na wąski mostek. Przez kałużę przejeżdżam impetem środkiem, ochlapując solidnie wolniejszego rowerzystę, szukającego suchszej trasy (oj, biedny był). Mostek za to jest fajny, a za nim masa fotografów. Jednak pewnie będę miała głupią minę na zdjęciach.

Nie jest tak źle, z tą miną


Gdzieś w okolicach tego mostku dopędzam dwóch rowerzystów. Wyraźnie jeden ciągnie drugiego. W pierwszej chwili chcę się podłączyć jako wagonik do tego pociągu, ale widzę, że jestem sporo szybsza, więc ich wyprzedzam. Wagonik od tego pociągu odczepia się i przyczepia się do mnie. Lokomotywa też się przyczepia, ale szybko odpada.

Wagonik ciągnę aż do mety, gdzie bezczelnie wagonik wrzuca wyższy bieg i mnie wyprzedza. Na mecie okazuje się, że to Arek. Co jak co, ale jego nie spodziewałam się za swoimi plecami!

Z niedowierzaniem patrzę, jak mnie wyprzedza, próbuję jeszcze cisnąć


Muszę chyba popracować nad sprintami do mety


Arek jednak ledwo żyje. Po wtorkowej glebie jest mocno poobijany i wszystko go boli. Sam się dziwi, że nie pojechał Fit. Ratuję go jeszcze wodą i izotonikiem.

Dystans według orga 61 km, według licznika niecałe 59 km, czas 03:10:36.
Średnia nie za wysoka, ale trasa była naprawdę wymagająca (bardzo dużo męczących podjazdów, było mocno kondycyjnie). Garmin pokazuje sumę przewyższeń około 800 m (!)
Miejsce open 12/25, w kategorii 5/9. Strata do najlepszej w open tylko 20:06, a do najlepszej w K3 16:04. W związku z tym mam bardzo wysokie ratingi, zarówno w open jak i w kategorii - najlepsze w tym sezonie. Niestety, spadłam do 6 sektora bo odpadł mi najlepszy z ostatnich startów, a dzisiaj nie starczyło mi punktów, żeby zostać w piątce.

Dobrze rozłożyłam siły, miałam jeszcze "parę" żeby całkiem ostro finiszować. Wyprzedziłam Krzyśka o prawie 20 minut, zaś Dorotę o 28 minut. Mam nad nią w tej chwili sporą przewagę punktową w generalce. Podjazdy w drugiej połowie dystansu dały mi ostro w kość, było ich dużo i długie. Nie wszystkie dałam radę podjechać z powodu zmęczenia (technicznie wszystkie były do podjechania bez problemów). Za to błotny trening w Szydłowcu spowodował, że na dzisiaj przejeżdżałam centralnie przez wszystkie kałuże i błotka na trasie, nie szukając dogodnej ścieżki na przejechanie "suchą nogą" - co pozwoliło mi na wyprzedzenie kilku osób. Jak to Majka Włoszczowska kiedyś stwierdziła "najgorszy wyścig jest lepszy od najlepszego treningu" :)
Ogólnie jestem bardzo zadowolona :)

Aha, jeszcze:
Generalka Podlasie MTB Tour - Duch Puszczy czyli ITT Białystok + MTB Supraśl
Nie popisałam się, 7/8 ;)



kadencja 77/113
KOW: 9 (657)

z brudnym bajkiem do auta, nawet nie próbowałam

Sobota, 30 lipca 2011 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: 5.06 Km teren: 0.00 Czas: 00:15 km/h: 20.24
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 162162 ( 90%) HRavg 143( 79%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Po mokropiaszczystej czasówce w Białymstoku rower był tak usyfiony, że sama zaproponowałam Markowi, że pojadę do naszej kwatery w Supraślu rowerem. No bo myjki po czasówce, niestety, nie zapewnił organizator.
Na szczęście nie było daleko więc relaksowo dojechałam sobie na miejsce.
Przy okazji poprzyglądąłam się okolicy. Wygląda na to, że okolice Supraśla są wspaniałym miejscem na eksplorację rowerową. Sam Supraśl zresztą to bardzo miłe, niewielkie miasteczko z dużą ilością zabytków.
Pani, która wynajęła nam pokój, z uśmiechem i zrozumieniem udostępniła kranik i wiaderko do umycia roweru, co też skwapliwie uczyniłam. Potem doczyściłam jeszcze trochę chrzęszczący napęd. Niestety, okazało się, że nie zabrałam smaru - trzeba będzie jutro zajrzeć do namiotu serwisowego przed zawodami w Supraślu.
Po umyciu roweru, a potem umyciu siebie, ruszyliśmy się z Markiem na metę czasówki, zobaczyć dekorację. Tam pogadaliśmy chwilę z Elą i Basią. Obie zaliczyły po medalu w swojej kategorii, więc poklaskaliśmy im pod podium i zebraliśmy się nazad do Supraśla na obiad i spanie.

Mazovia ITT Białystok

Sobota, 30 lipca 2011 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: 9.29 Km teren: 7.00 Czas: 00:23 km/h: 24.23
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 169169 ( 93%) HRavg 161( 89%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Dojechaliśmy do Białegostoku około 45 minut przed planowanym startem czasówki. Niestety, jak stałam w kolejce do biura zawodów, to zaczęło lać. I tak lało, na przemian z siąpieniem, prawie do wieczora. W związku z deszczem, popełniłam dwa poważne błędy strategiczne.
Pierwszy - nie zrobiłam objazdu trasy, chociaż mogłam i powinnam bo była na tyle krótka, że spokojnie można było ją sobie przejechać bez męczenia się a przy okazji zrobić rozgrzewkę.
Drugi - nie zrobiłam rozgrzewki.
W związku z tym po pierwszym około 2,5 km asfaltowej ścieżki rowerowej, gdzie dawałam jak tylko mogłam najszybciej, gdy trasa odbiła w piaszczystą polno-leśną drogę - spuchłam. Spuchłam tym bardziej, że piach na trasie w deszczu przypominał piach na plaży. Koła grzęzły a piasek przyklejał się do wszystkiego. Napęd zaczął trzeszczeć już po 30 sekundach od zjechania z asfaltu. Cały "terenowy" odcinek zmęczył mnie mocno.
Końcowy odcinek asfaltu, około 1 km tak na oko, piął się całkiem ostro w górę do linii mety i byłam już tak zdechła, że się na nim trochę wlokłam.
Najśmieszniejsze z tego wszystkiego było to, że startowałam pierwsza :)

Trochę mokro było...



W związku z tym przez początkowy odcinek trasy eskortowała mnie policja, jadąc szosą wzdłuż ścieżki rowerowej, a potem prowadził mnie pick-up mazovii i dwa quady. Dobrze, że jechały na tyle daleko, żeby nie bryzgać na mnie piachem.
Wadą tego, że jechałam pierwsza było to, że organizator nie zdążył do końca przygotować oznaczeń trasy! Taśma na wyjeździe z lasu na ścieżkę rowerową była niezałożona i w związku z tym zamiast wjechać na ścieżkę rowerową, wjechałam na szosę. Dopiero po pokrzykiwaniach i machaniu ręcami przez obsługę trasy, wróciłam się i wjechałam na ścieżkę. Myślę, że parę cennych sekund na tym straciłam.
Gdyby nie błędy strategiczne i strata na zawracaniu na trasę, mogłabym urwać z minutę z wyniku, tak przynajmniej sądzę, co i tak nie poprawiłoby mojej pozycji końcowej, ale przynajmniej nie miałabym sobie nic do zarzucenia.
Ale nic, nigdy nie jechałam czegoś takiego, pierwsze koty za płoty :)

Dystans wg licznika 9,36, wg orga 10 km, czas 23:09, miejsce open 8/17, miejsce K3 5/7, strata do najlepszej (jednocześnie w open i w mojej kategorii) 2:06. Dla porównania, najlepszy facet przejechał to w niecałe 17 minut! Co za mutanty :)


kadencja 86/126
KOW: 8 (184)

TdP czyli jaka ze mnie pierdoła

Piątek, 29 lipca 2011 Kategoria dojazdy
Km: 34.61 Km teren: 0.00 Czas: 01:48 km/h: 19.23
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 161161 ( 89%) HRavg 122( 67%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Wracałam dzisiaj z pracy standardową okrężną trasą, która wiodła między innymi Al. Ujazdowskimi i Belwederską.
Zdziwiła mnie duża ilość kolarzy na wypasionych szosówkach w okolicy. Zdziwiło mnie też to, że jeden z kolarzy jadących w sporej grupie miał na kasku przyczepioną kamerę. Ale no dobra, może jakiś gruppentrening jest albo wycieczka zakładowa.
Zdziwiła mnie obecność sporej ilości ludzi z kamerami. Ale no dobra, może jakiegoś oficjela ścigają w związku z raportem w sprawie Smoleńska.
Zdziwiło mnie wreszcie to, że grupa kolarzy jadąca centralnie przez środek skrzyżowania wpierdzieliła się na mnie prawie, gdy grzecznie jechałam ścieżką rowerową i usłyszałam "Excuse me!".
Jak już byłam w połowie zjazdu z Belwederskiej dopiero do mnie dotarło. Przecież TdP będzie tędy jechać w niedzielę i na pewno kolesie oglądają nasz imponujący podjazd! Ale ze mnie pierdoła. Jakby jeszcze chociaż trochę znać twarze tych kolarzy to można bym tam sporo autografów nałapać :)

A w ogóle to co za porażka - TdP będzie jechał dwa razy prawie koło mojego bloku a mnie akurat nie będzie :(

słonko!

Czwartek, 28 lipca 2011 Kategoria trening
Km: 32.46 Km teren: 0.00 Czas: 01:38 km/h: 19.87
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 158158 ( 87%) HRavg 132( 73%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Dzisiaj wyszłam z pracy wcześniej, akurat jak wyszło słonko! Słonko, słonko, jak ja go dawno nie widziałam :) Cudownie!
Niestety, szybko się schowało :( Jak wracałam ze szczepionki antyalergicznej to wręcz zrobiło się nawet zimno. Nie miałam ochoty się zatrzymywać ale jednak przejechałam przez myjnię bo po ostatnich jazdach musiałam chociaż trochę opłukać rower zanim wsadzę go w piątek do auta :)
Miałam jechać spokojnie ale wyszły mi interwały ;)
Wieczorem jeszcze doczyszczenie napędu i smarowanko.

kadencja 82/121
KOW: 4 (392)

wielokrotne ucieczki przed deszczem

Środa, 27 lipca 2011 Kategoria trening
Km: 30.13 Km teren: 0.00 Czas: 01:16 km/h: 23.79
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 166166 ( 92%) HRavg 143( 79%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Dzisiaj rano to jakaś opatrzność chyba nade mną czuwała. Jak rano wstałam to tylko nieco mżyło więc zdecydowałam, że pojadę do pracy rowerem. Po porannej toalecie, już ubrana w rowerowe ciuchy, wyjrzałam jeszcze raz za okno... Niestety, okazało się, że mżawka zamieniła się w deszczyk. Z westchnieniem przebrałam się w cywilne i poszłam do metra. Jak się okazało, dobrze jednak na tym wyszłam. Jak wysiadłam z metra to całkiem porządnie lało i solidnie mnie zmoczyło na małym odcinku, który mam z metra do pracy. Gdybym pojechała rowerem to bym zmokła jak nie wiem co.

Po południu jednak miałam zaplanowany trening. Postanowiłam, że jeśli nie będzie padało to pójdę na rower od razu po powrocie z pracy. Nie chciało mi się jakoś i po cichu liczyłam, że jednak się rozpada. Ale się nie rozpadało więc poszłam.

Mimo wcześniejszej niechęci do wyjścia na rower, jeździło mi się świetnie. Fartownie wiatr na Przyczołkowej dzisiaj miałam z boku, więc interwały z zawrotkami w obie strony wyszły o podobnej intensywności i w podobnym tempie. Miałam wrażenie niezłego powera, chociaż pod koniec łydki i uda już mówiły dosyć.

Po zakończonym treningu dokręciłam jeszcze kółko wokół bloku do 30 km :)

kadencja 83/123
KOW: 6 (456)

pompujemy + inne ćwiczonka

Wtorek, 26 lipca 2011 Kategoria trening, trening siłowy
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:30 km/h: 0.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Aktywność: Jazda na rowerze
pompeczki
12 + 14 + 10 + 10 + 24

i zestaw ćwiczeń CA
zwiększenie obciążenia na na nogi -> + 2x 3,5 kg

WKK Kazoora, ja - bohaterka ze skuwaczem ;)

Wtorek, 26 lipca 2011 Kategoria trening
Km: 17.23 Km teren: 9.00 Czas: 01:52 km/h: 9.23
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 162162 ( 90%) HRavg 125( 69%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Dzisiaj wreszcie wrócił Błażej. Od razu trening był ciekawszy. Najpierw nieco błotny przejazd rozgrzewkowy skrajem Lasku Kabackiego ale generalnie cały trening na Kazoorce, chociaż widać, że wszyscy jacyś zdechli i ciężko było podjeżdżać. Nawet Błażej się przyznał do chwili słabości ;) Komary w dodatku cięły niemiłosiernie. Dlatego po pierwszych próbach podjeżdżania stromizn Błażej odpuścił i wjeżdżaliśmy na traskę z hopkami łagodnym podjazdem od "frontu". Zjazd traską przy każdym kolejnym powtórzeniu coraz bardziej odważnie. Jednak przyznam, że jak rower na hopkach wyrzuca mnie jak brykający kucyk to mam niezłego pietra...
Bilans:
- jedna (chyba) gleba, którą zaliczył Arek. Wyglądało, że się dość mocno potłukł, ale jeździł z nami do końca, chociaż minę miał nieco nieszczęsliwą;
- dwa zerwane łańcuchy w tym jeden Krzyśka; przy okazji okazało się, że albo tylko ja z całej ekipy wożę ze sobą skuwacz albo nikt poza mną się nie przyznał do posiadania takowegoż...
Ogólnie było strasznie fajnie :)

kadencja 68/146
KOW: 3 (336)

LOTem bliżej

Wtorek, 26 lipca 2011 Kategoria dojazdy
Km: 18.13 Km teren: 0.00 Czas: 00:52 km/h: 20.92
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 163163 ( 90%) HRavg 126( 70%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Nie przejęłam się poranną mżawką i dobrze bo przestało mżyć jak tylko wyszłam z domu. Trochę zamoczyłam skarpetki, chlapiąc wodą z ulicy. Wracało mi się fantastycznie, łuk łączący Puławską z Dol. Służewiecką dosłownie przeleciałam, jak samolotem :) Wjechałam prawie cały w tempie ze 37 km/h.

praca

Poniedziałek, 25 lipca 2011 Kategoria dojazdy
Km: 38.86 Km teren: 0.00 Czas: 02:07 km/h: 18.36
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 157157 ( 87%) HRavg 117( 65%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Do pracy i nazad. Wczoraj nie miałam weny na opis wycieczki a dzisiaj nie mam jeszcze bardziej.
W ogóle jestem zmęczona, źle się czuję i chce mi się spać.

Przy powrocie w Lasku Kabackim odcięło mi kompletnie prąd z niewiadomych przyczyn. Resztę trasy wlokłam się jak ostatnia nędza.
Miałam dzisiaj robić ćwiczenia ale odpuszczam.

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum