PowerTap - podsumowanie
Wtorek, 4 listopada 2014 Kategoria dojazdy, recenzje, testy
Km: | 21.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:10 | km/h: | 18.69 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Tydzień przymusowej przerwy od roweru (wyjazd służbowy) chyba dobrze mi zrobił. Dziś do pracy jechało mi się lekko i przyjemnie.
W trakcie mojej nieobecności zrobiła się straszna kolejka do klubowego sprzętu, czyli koła z pomiarem mocy. Chciałam je dłużej potestować ale cóż, testy wydolnościowe kolegów z klubu są ważniejsze niż moja chęć zabawy tym gadżetem.
Po moim powrocie z pracy, w Bikemanie panowie przełożyli mi kasetę z powrotem na moje koło a wieczorem po koło z PowerTapem przyjechał Rafał. No i tyle zabawy.
Niemniej jednak, chyba wypada podsumować te kilka dni (zdecydowanie niewystarczające) testów.
Najgorzej z tego wszystkiego wypadł komputerek Joule 1.0. Dla moich celów absolutnie niezbędne jest podświetlenie ekranu, którego tenże nie posiada. Trenuję najczęściej późnym wieczorem i trening bez podświetlenia nie ma najmniejszego sensu. Poza tym ekran Joule jest mało czytelny - informacje na nim są "naćkane" małym drukiem (za wyjątkiem wartości "głównej" (moc, prędkość, tętno), którą można wybrać na każdym z trzech ekranów. Pozostałe informacje też można wybrać ale w ograniczonym zakresie. Konfiguracja komputerka odbywa się przez program na PC i jest dość prosta. Komputerek nie posiada GPS, rejestruje kilometry i prędkość na podstawie czujnika na kole. Dla mnie to wada bo lubię sobie obejrzeć trasę i pochwalić się nią np. na Stravie ;) Na początku miałam problem z chwilowym pokazywaniem mocy (wahania rzędu +/- 20 Watów) ale okazało się, że trzeba było ustawić uśrednienie pokazywanej mocy chwilowej na dłuższy czas (10 sekund) - dzięki Marcin za podpowiedź. Zaletą komputerka (ale nie wiem, czy to nie jest czasem zaleta wszystkich urządzeń działających na ANT+) jest błyskawiczne parowanie wszystkich czujników (piasta, pulsometr, czujnik prędkości/kadencji). Trwa to kilka sekund, po rozpoczęciu jazdy. Paruje je jednak za każdym razem - nie da się tego zrobić na stałe. Czasem podczas jazdy komputerek gubi połączenie i musi szukać na nowo czujników. Komputerek jest kompatybiliny z Garminowym czujnikiem tętna oraz prędkości/kadencji. Być może rozsądną alternatywą byłby któryś Garmin z ANT+ (niestety, mój Forerunner 305 jest za stary żeby to obsługiwać).
Program na PC, PowerAgent, też wypada w moich oczach słabo. Zgrywanie z Joule jest mało intuicyjne, trzeba naprawdę podumać, żeby dojść gdzie to się robi i jak. Pokazuje wiele różnych analiz treningu, m. in. słupki z procentowym czasem w strefie - dla porównania obok siebie można zobaczyć strefy mocy i strefy tętna - co jest fajne. Brakuje mi jednak wykresów liniowych wartości mocy/tętna w czasie. Program wolno się ładuje, dane wolno się zgrywają (ale to już kwestia indywidualnej cierpliwości zawodnika...). Po wyeksportowaniu zapisu do tcx i wgraniu na GarminConnect/Stravę/Endo wartości prędkości pokazuje totalnie z dupy (może ja nie umiałam czegoś ustawić... ale 758 km/h to mi się nie zdarza jeździć).
Piasta - wersja, która jest w klubowym kole to wersja do roweru górskiego. Jest o wiele większa i cięższa niż szosowa. Mój rower po dzisiejszej zamianie koła na normalne, zrobił się nagle strasznie lekki ;) Poza tym piasta ta jest też szersza. Miałam spory problem z zamocowaniem koła z piastą do mojego roweru, w przytrzymaniu rozgiętych tylnych wideł roweru musiał mi pomóc mąż. Dodatkowo, do wymiany baterii w piaście, jak się okazało, jest potrzebny specjalny klucz.
A teraz coś o samym treningu. Nie było tego zbyt wiele ale już po tych kilku treningach mogę powiedzieć, że trening z mocą jest dla hardkorów :) Bo jest tak: masz zadaną jazdę w zakresie mocy od-do. Jedziesz pierwszą minutę, drugą, trzecią... tętno zaczyna lecieć w górę, jest ze strefę wyżej niż ta zasrana strefa mocy... a Ty jeszcze masz dwie minuty. Dobra, może wytrzymasz. Ufff, przerwa. Odpoczywasz i już czujesz zniechęcenie na myśl o kolejnym interwale. Ale nic, jedziesz kolejny. Jedna minuta, druga... trzecia... tym razem jest gorzej, tętno leci już dwie strefy wyżej. Dobra, udaje się dokończyć. Odpoczywasz. Trzeci interwał, już na samą myśl bolą Cię płuca, ale jedziesz. Pierwsza minuta, druga... tętno wylata poza wszelkie standardy, ledwo dajesz radę trzecią minutę, przy czwartej wymiękasz.
Dupa, siadasz, padasz, płaczesz, nie dajesz rady, tętno nie daje skończyć treningu.
Trzeba być naprawdę ostrym zawodnikiem, żeby trenować na mocy. Ja nie jestem więc pozostanę przy treningu na HR ;) Tym samym zaoszczędziłam mnóstwo pieniędzy...;)
W trakcie mojej nieobecności zrobiła się straszna kolejka do klubowego sprzętu, czyli koła z pomiarem mocy. Chciałam je dłużej potestować ale cóż, testy wydolnościowe kolegów z klubu są ważniejsze niż moja chęć zabawy tym gadżetem.
Po moim powrocie z pracy, w Bikemanie panowie przełożyli mi kasetę z powrotem na moje koło a wieczorem po koło z PowerTapem przyjechał Rafał. No i tyle zabawy.
Niemniej jednak, chyba wypada podsumować te kilka dni (zdecydowanie niewystarczające) testów.
Najgorzej z tego wszystkiego wypadł komputerek Joule 1.0. Dla moich celów absolutnie niezbędne jest podświetlenie ekranu, którego tenże nie posiada. Trenuję najczęściej późnym wieczorem i trening bez podświetlenia nie ma najmniejszego sensu. Poza tym ekran Joule jest mało czytelny - informacje na nim są "naćkane" małym drukiem (za wyjątkiem wartości "głównej" (moc, prędkość, tętno), którą można wybrać na każdym z trzech ekranów. Pozostałe informacje też można wybrać ale w ograniczonym zakresie. Konfiguracja komputerka odbywa się przez program na PC i jest dość prosta. Komputerek nie posiada GPS, rejestruje kilometry i prędkość na podstawie czujnika na kole. Dla mnie to wada bo lubię sobie obejrzeć trasę i pochwalić się nią np. na Stravie ;) Na początku miałam problem z chwilowym pokazywaniem mocy (wahania rzędu +/- 20 Watów) ale okazało się, że trzeba było ustawić uśrednienie pokazywanej mocy chwilowej na dłuższy czas (10 sekund) - dzięki Marcin za podpowiedź. Zaletą komputerka (ale nie wiem, czy to nie jest czasem zaleta wszystkich urządzeń działających na ANT+) jest błyskawiczne parowanie wszystkich czujników (piasta, pulsometr, czujnik prędkości/kadencji). Trwa to kilka sekund, po rozpoczęciu jazdy. Paruje je jednak za każdym razem - nie da się tego zrobić na stałe. Czasem podczas jazdy komputerek gubi połączenie i musi szukać na nowo czujników. Komputerek jest kompatybiliny z Garminowym czujnikiem tętna oraz prędkości/kadencji. Być może rozsądną alternatywą byłby któryś Garmin z ANT+ (niestety, mój Forerunner 305 jest za stary żeby to obsługiwać).
Program na PC, PowerAgent, też wypada w moich oczach słabo. Zgrywanie z Joule jest mało intuicyjne, trzeba naprawdę podumać, żeby dojść gdzie to się robi i jak. Pokazuje wiele różnych analiz treningu, m. in. słupki z procentowym czasem w strefie - dla porównania obok siebie można zobaczyć strefy mocy i strefy tętna - co jest fajne. Brakuje mi jednak wykresów liniowych wartości mocy/tętna w czasie. Program wolno się ładuje, dane wolno się zgrywają (ale to już kwestia indywidualnej cierpliwości zawodnika...). Po wyeksportowaniu zapisu do tcx i wgraniu na GarminConnect/Stravę/Endo wartości prędkości pokazuje totalnie z dupy (może ja nie umiałam czegoś ustawić... ale 758 km/h to mi się nie zdarza jeździć).
Piasta - wersja, która jest w klubowym kole to wersja do roweru górskiego. Jest o wiele większa i cięższa niż szosowa. Mój rower po dzisiejszej zamianie koła na normalne, zrobił się nagle strasznie lekki ;) Poza tym piasta ta jest też szersza. Miałam spory problem z zamocowaniem koła z piastą do mojego roweru, w przytrzymaniu rozgiętych tylnych wideł roweru musiał mi pomóc mąż. Dodatkowo, do wymiany baterii w piaście, jak się okazało, jest potrzebny specjalny klucz.
A teraz coś o samym treningu. Nie było tego zbyt wiele ale już po tych kilku treningach mogę powiedzieć, że trening z mocą jest dla hardkorów :) Bo jest tak: masz zadaną jazdę w zakresie mocy od-do. Jedziesz pierwszą minutę, drugą, trzecią... tętno zaczyna lecieć w górę, jest ze strefę wyżej niż ta zasrana strefa mocy... a Ty jeszcze masz dwie minuty. Dobra, może wytrzymasz. Ufff, przerwa. Odpoczywasz i już czujesz zniechęcenie na myśl o kolejnym interwale. Ale nic, jedziesz kolejny. Jedna minuta, druga... trzecia... tym razem jest gorzej, tętno leci już dwie strefy wyżej. Dobra, udaje się dokończyć. Odpoczywasz. Trzeci interwał, już na samą myśl bolą Cię płuca, ale jedziesz. Pierwsza minuta, druga... tętno wylata poza wszelkie standardy, ledwo dajesz radę trzecią minutę, przy czwartej wymiękasz.
Dupa, siadasz, padasz, płaczesz, nie dajesz rady, tętno nie daje skończyć treningu.
Trzeba być naprawdę ostrym zawodnikiem, żeby trenować na mocy. Ja nie jestem więc pozostanę przy treningu na HR ;) Tym samym zaoszczędziłam mnóstwo pieniędzy...;)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!