Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2013
Dystans całkowity: | 571.98 km (w terenie 50.00 km; 8.74%) |
Czas w ruchu: | 26:45 |
Średnia prędkość: | 21.38 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 186 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 152 (84 %) |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 33.65 km i 1h 34m |
Więcej statystyk |
błotna maseczka
Czwartek, 30 maja 2013 Kategoria trening
Km: | 25.14 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:16 | km/h: | 19.85 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 166166 ( 89%) | HRavg | 146( 78%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Chciałam dziś, poza treningiem, pojeździć na Stradzie, ale się nie dało - zbyt napięty grafik.
Najpierw Zając spał do 10 (sic!), więc ja też. Korzystam z takich dni bo one się naprawdę rzadko zdarzają.
Potem poszliśmy na spacer a przy okazji załatwiłam myjnię Tribanowi,którego zamierzam sprzedać. Ktoś, coś...?
Potem wróciliśmy do domu na obiad a po obiedzie było parę rzeczy do zrobienia, m. in. przełożyłam siodło z Tribana do Strady, nasmarowałam Tribana po myciu, przykręciłam do Strady różne ustrojstwa typu koszyki na bidon itp.
Potem poszłam na trening, który był zaplanowany dziś w lesie więc na pewno nie na szosówce. Może i dobrze bo jeżdżę ostatnio na Scotcie tak rzadko, że za każdym razem odkrywam go na nowo.
Jeździło mi się cudownie, tak, że z zaplanowanych 30 min zrobiła się chyba z godzina. Na dobry początek wjechałam na wał przy metrze i postanowiłam nie jechać jak dupa wołowa omijając kałuże tylko potrenować jazdę po błocie. Po zjechaniu z wału byłam już niemiłosiernie brudna i strasznie zadowolona więc kontynuowałam w tym samym stylu. Pokręciłam się po singlu (bagienko obecne) a na koniec zafundowałam sobie zjazd po schodach.
Gdy wracałam, natknęłam się na Tomskiego. Chwilkę pogadaliśmy i poratowałam go skuwaczem ale szybko się rozjechaliśmy bo komary zaczęły ciąć. Więc dla odświeżenia błotnej maseczki po tej przerwie przejechałam się jeszcze raz wałem.
Zahaczyłam o myjnię wracając do domu więc gdy stanęłam w drzwiach, rower był o wiele czystszy niż ja.
Potem jeszcze mnóstwo mycia, smarowanie i na pojeżdżenie na Stradzie jużnie starczyło czasu.
Najpierw Zając spał do 10 (sic!), więc ja też. Korzystam z takich dni bo one się naprawdę rzadko zdarzają.
Potem poszliśmy na spacer a przy okazji załatwiłam myjnię Tribanowi,którego zamierzam sprzedać. Ktoś, coś...?
Potem wróciliśmy do domu na obiad a po obiedzie było parę rzeczy do zrobienia, m. in. przełożyłam siodło z Tribana do Strady, nasmarowałam Tribana po myciu, przykręciłam do Strady różne ustrojstwa typu koszyki na bidon itp.
Potem poszłam na trening, który był zaplanowany dziś w lesie więc na pewno nie na szosówce. Może i dobrze bo jeżdżę ostatnio na Scotcie tak rzadko, że za każdym razem odkrywam go na nowo.
Jeździło mi się cudownie, tak, że z zaplanowanych 30 min zrobiła się chyba z godzina. Na dobry początek wjechałam na wał przy metrze i postanowiłam nie jechać jak dupa wołowa omijając kałuże tylko potrenować jazdę po błocie. Po zjechaniu z wału byłam już niemiłosiernie brudna i strasznie zadowolona więc kontynuowałam w tym samym stylu. Pokręciłam się po singlu (bagienko obecne) a na koniec zafundowałam sobie zjazd po schodach.
Gdy wracałam, natknęłam się na Tomskiego. Chwilkę pogadaliśmy i poratowałam go skuwaczem ale szybko się rozjechaliśmy bo komary zaczęły ciąć. Więc dla odświeżenia błotnej maseczki po tej przerwie przejechałam się jeszcze raz wałem.
Zahaczyłam o myjnię wracając do domu więc gdy stanęłam w drzwiach, rower był o wiele czystszy niż ja.
Potem jeszcze mnóstwo mycia, smarowanie i na pojeżdżenie na Stradzie jużnie starczyło czasu.
<3 jest, nareszcie!
Środa, 29 maja 2013 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: | 30.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:14 | km/h: | 24.32 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Odbiór nowej kolarki ze sklepu i powrót na niej do domu. Strasznie się wyczekałam bo zamówiłam rower w długi weekend majowy i miał być "w przyszłym tygodniu". Nie było. Ani też w następnym i kolejnym - a w sklepie zwalali na dostawcę czyli KTMa w Austrii. Rower był do odbioru dopiero wczoraj, jednak wczoraj była przez prawie cały dzień tak ohydna pogoda, że chociaż bardzo chciałam to sobie odpuściłam jechanie po rower.
Dziś, niestety, choć pogoda dopisała, nie pojeździłam zbyt długo bo miałam umówioną wizytę u lekarza a potem trzeba było odebrać Zająca od dziadków.
Dziś, niestety, choć pogoda dopisała, nie pojeździłam zbyt długo bo miałam umówioną wizytę u lekarza a potem trzeba było odebrać Zająca od dziadków.
One rainy day
Wtorek, 28 maja 2013 Kategoria trening
Km: | 38.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:37 | km/h: | 23.51 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 161161 ( 86%) | HRavg | 135( 72%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: b'twin Triban 3 (sprzedany) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ufff, całe szczęście, że wieczorem w końcu przestało lać. No, ile można?
Dziś jakoś trudno było mi się wkręcić na zadane tętno a poza vtym było zimno. Ubrana byłam jak na późną jesień i wcale nie czułam potrzeby zrzucenia z siebie jednej warstwy. Brrrr!
Na odtwarzaczu za to kawałek akurat dopasowany do dzisiejszej aury Godsmack "One rainy day"
Dziś jakoś trudno było mi się wkręcić na zadane tętno a poza vtym było zimno. Ubrana byłam jak na późną jesień i wcale nie czułam potrzeby zrzucenia z siebie jednej warstwy. Brrrr!
Na odtwarzaczu za to kawałek akurat dopasowany do dzisiejszej aury Godsmack "One rainy day"
nie dałam rady
Niedziela, 26 maja 2013 Kategoria trening
Km: | 36.65 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:46 | km/h: | 20.75 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 158158 ( 84%) | HRavg | 126( 67%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: b'twin Triban 3 (sprzedany) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Znowu Zając w nocy nie dał mi spać ale na dziś zaplanowana spokojna jazda, 2h. Chyba nie umrę przy tej okazji. Wyszłam sobie późnym po południem, po powrocie z Siedlec. Kropiło lekko ale niedługo przestało. Niestety, byłam tak zmęczona po nieprzespanej nocy, że nie dojeździłam zaplanowanych dwóch godzin. Po prostu nie miałam siły. Jeszcze jedna taka nocka i w ogóle nie będę miała siły jeździć.
w domu
Sobota, 25 maja 2013 Kategoria trenażer, trening
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 165165 ( 88%) | HRavg | 133( 71%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Trenażer | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nie zrobiłam treningu w czwartek bo byłam bardzo zmęczona (Mały dał mi popalić w nocy). W piątek nie zrobiłam bo padało. Chcąc nie chcąc, trzeba było zrobić dzisiaj. Niestety, na dworze znów padało... przestało akurat jak rozłożyłam trenażer ale już nie chciało mi się szykować na dwór bo to przedłużyłoby całą operację a w planie był dzisiaj wyjazd.
Trudno.
Nie cierpię trenażera.
Trudno.
Nie cierpię trenażera.
podwózka
Wtorek, 21 maja 2013 Kategoria trening
Km: | 31.60 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:20 | km/h: | 23.70 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 162162 ( 87%) | HRavg | 128( 68%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: b'twin Triban 3 (sprzedany) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś dość krótko i niezbyt intensywnie. Na Okrzeszynie, jak zwykle, hulał wiatr ale przyjemnie mi się jeździło. Dobrze mi zrobiła ta rundka po niedzielnych zawodach.
Powrót pod wiatr, co już niezbyt mi się podobało, więc skorzystałam z podwózki na kole wracającego z treningu, dość potężnego bikera. Był na tyle uprzejmy, że poczekał na mnie po przejechaniu przez Przyczółkową (ja nie zdążyłam przed nadjeżdżającym autem). Zamieniliśmy kilka słów, w tym on ponarzekał, że wszyscy za nim się chowają a on nie ma za kim :-) Na Wilanowie odbił na Siekierki więc podziękowałam za wiatrochron i pojechałam dalej do domu.
Powrót pod wiatr, co już niezbyt mi się podobało, więc skorzystałam z podwózki na kole wracającego z treningu, dość potężnego bikera. Był na tyle uprzejmy, że poczekał na mnie po przejechaniu przez Przyczółkową (ja nie zdążyłam przed nadjeżdżającym autem). Zamieniliśmy kilka słów, w tym on ponarzekał, że wszyscy za nim się chowają a on nie ma za kim :-) Na Wilanowie odbił na Siekierki więc podziękowałam za wiatrochron i pojechałam dalej do domu.
Mazovia Piaseczno
Niedziela, 19 maja 2013 Kategoria wyścigi, >50 km, ze zdjęciami
Km: | 55.00 | Km teren: | 50.00 | Czas: | 02:49 | km/h: | 19.53 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 173173 ( 93%) | HRavg | 135( 72%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj przekonam się, jak bardzo spadła mi forma po przerwie. Zdecydowałam się wystartować bo mogę zostawić Zająca na cały dzień nawet z Tatą a do Piaseczna jest wygodny dojazd autobusem.
Na miejscu jestem dość wcześnie. Jest dużo czasu, objeżdżam spory kawał trasy z właśnie poznanym Januszem a potem jeszcze ucinam sobie pogawędkę z Olafem.
Ucinam sobie pogawędkę z Olafem
Gdy ruszamy się do sektorów, spotykamy jeszcze Tomka i Ludwika. Komary też spotykamy. Jak zwykle w Piasecznie, żrą niemiłosiernie, a ja zapomniałam przed wyjściem z domu się czymś opryskać. Postanawiam ruszyć się do swojego sektora i to jest słuszna decyzja, bo mój sektor stoi na słońcu i tu komary nie śmieją zaglądać.
Wciągnę sobie jeszcze batona, a co.
Tu dopada mnie Krzysiek, który przyjechał na kolarce życzyć mi powodzenia.
Jadę z czwórki. I to nie jest dobre. Nie startowałam w pierwszym maratonie z cyklu w tym sezonie, więc mimo wywalczenia czwartego sektora w zeszłym roku, powinnam startować z jedenastki. Napisałam do organizatora z prośbą o przeniesienie do wyższego sektora, ale chyba mój mail został źle zrozumiany, bo chciałam startować z 6 albo 7 a został mi przywrócony 4.
No cóż, ustawię się na końcu, żeby nie przeszkadzać. Liczę się z tym, że wyprzedzi mnie na pewno co najmniej piąty i szósty sektor. Będzie dobrze, jeśli tylko te dwa.
Pierwsza połowa trasy jest szybka. Szeroko, równo, ubite trakty, mało piachu i błota. Jedzie mi się nieźle, ale nie staram się gonić wyprzedzających mnie zawodników. Jedyną atrakcją w tej części trasy jest stały punkt programu, czyli strumyk. Przejeżdżam go z rozmachem.
Strumyk pokonuję z rozmachem
[edit: Swoją drogą, jak potem obejrzałam fotki z tego miejsca to byłam zdumiona, jak wiele osób przenosiło rower przez tę płytką kałużę na piechotę]
Niestety, druga połowa trasy usiana jest bardziej i mniej błotnistymi fragmentami, które wysysają ze mnie całą energię. Jedzie się coraz gorzej, ze trzy razy odcina mi prąd, skurcze łapią mnie nawet w dłonie a kolana bolą mnie niemiłosiernie. Sławne piaseczyńskie łąki dają się we znaki nagarstkom i tyłkowi. Coraz mniejsze mam widoki na ukończenie wyścigu w czasie poniżej 2,5 h.
Staram się podczepiać pod wyprzedzających mnie bikerów, ale rzadko mi się to udaje, kompletnie nie mam siły. Gdy wyprzedza mnie Ela, dopiero zdaje sobie sprawę, jak nędznie jadę. Nawet nie mam już ochoty gonić wyprzedzających mnie dziewczyn.
Koniec trasy witam z ogromną ulgą.
No cóż, w kategorii 11/18 ze stratą ok. 40 minut do prowadzącej. Wynik jak z początków mojej zabawy w ściganie. Ale czego można się było spodziewać. Długa przerwa, treningi rozpoczęłam zaledwie około 1,5 miesiąca temu a w dodatku mam co najmniej o 6 kg za dużo po ciąży. Co więcej, popełniłam co najmniej dwa szkolne błędy. Niewystarczająco się nawadniałam wczoraj oraz z lenistwa nie poprawiłam sobie zbyt nisko ustawionego siodła.
Niestety, nie poprawię wyników w tym roku. W lipcu czeka mnie operacja przepukliny i kolejne dwa miesiące przerwy.
Na miejscu jestem dość wcześnie. Jest dużo czasu, objeżdżam spory kawał trasy z właśnie poznanym Januszem a potem jeszcze ucinam sobie pogawędkę z Olafem.
Ucinam sobie pogawędkę z Olafem
Gdy ruszamy się do sektorów, spotykamy jeszcze Tomka i Ludwika. Komary też spotykamy. Jak zwykle w Piasecznie, żrą niemiłosiernie, a ja zapomniałam przed wyjściem z domu się czymś opryskać. Postanawiam ruszyć się do swojego sektora i to jest słuszna decyzja, bo mój sektor stoi na słońcu i tu komary nie śmieją zaglądać.
Wciągnę sobie jeszcze batona, a co.
Tu dopada mnie Krzysiek, który przyjechał na kolarce życzyć mi powodzenia.
Jadę z czwórki. I to nie jest dobre. Nie startowałam w pierwszym maratonie z cyklu w tym sezonie, więc mimo wywalczenia czwartego sektora w zeszłym roku, powinnam startować z jedenastki. Napisałam do organizatora z prośbą o przeniesienie do wyższego sektora, ale chyba mój mail został źle zrozumiany, bo chciałam startować z 6 albo 7 a został mi przywrócony 4.
No cóż, ustawię się na końcu, żeby nie przeszkadzać. Liczę się z tym, że wyprzedzi mnie na pewno co najmniej piąty i szósty sektor. Będzie dobrze, jeśli tylko te dwa.
Pierwsza połowa trasy jest szybka. Szeroko, równo, ubite trakty, mało piachu i błota. Jedzie mi się nieźle, ale nie staram się gonić wyprzedzających mnie zawodników. Jedyną atrakcją w tej części trasy jest stały punkt programu, czyli strumyk. Przejeżdżam go z rozmachem.
Strumyk pokonuję z rozmachem
[edit: Swoją drogą, jak potem obejrzałam fotki z tego miejsca to byłam zdumiona, jak wiele osób przenosiło rower przez tę płytką kałużę na piechotę]
Niestety, druga połowa trasy usiana jest bardziej i mniej błotnistymi fragmentami, które wysysają ze mnie całą energię. Jedzie się coraz gorzej, ze trzy razy odcina mi prąd, skurcze łapią mnie nawet w dłonie a kolana bolą mnie niemiłosiernie. Sławne piaseczyńskie łąki dają się we znaki nagarstkom i tyłkowi. Coraz mniejsze mam widoki na ukończenie wyścigu w czasie poniżej 2,5 h.
Staram się podczepiać pod wyprzedzających mnie bikerów, ale rzadko mi się to udaje, kompletnie nie mam siły. Gdy wyprzedza mnie Ela, dopiero zdaje sobie sprawę, jak nędznie jadę. Nawet nie mam już ochoty gonić wyprzedzających mnie dziewczyn.
Koniec trasy witam z ogromną ulgą.
No cóż, w kategorii 11/18 ze stratą ok. 40 minut do prowadzącej. Wynik jak z początków mojej zabawy w ściganie. Ale czego można się było spodziewać. Długa przerwa, treningi rozpoczęłam zaledwie około 1,5 miesiąca temu a w dodatku mam co najmniej o 6 kg za dużo po ciąży. Co więcej, popełniłam co najmniej dwa szkolne błędy. Niewystarczająco się nawadniałam wczoraj oraz z lenistwa nie poprawiłam sobie zbyt nisko ustawionego siodła.
Niestety, nie poprawię wyników w tym roku. W lipcu czeka mnie operacja przepukliny i kolejne dwa miesiące przerwy.
objazd trasy przed maratonem
Niedziela, 19 maja 2013 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: | 15.01 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:55 | km/h: | 16.37 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 165165 ( 88%) | HRavg | 145( 77%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
dojazdy wszelakie w dniu maratonu
Sobota, 18 maja 2013 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: | 14.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:45 | km/h: | 18.67 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
pięta achillesowa, a może kolano
Czwartek, 16 maja 2013 Kategoria trening
Km: | 36.92 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:35 | km/h: | 23.32 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 173173 ( 93%) | HRavg | 142( 76%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: b'twin Triban 3 (sprzedany) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś na śniadanie moja pięta achillesowa czyli sprinty. Zapowiadało się ciężko, bo już w zeszłym sezonie miałam kłopot z wytrzymaniem szybkiej jazdy na stojąco dłużej niż 30 sekund a tu, bach, minutowe sprinty w rozpisce. Ała.
No cóż, zaczęłam źle, bo na zbyt miękkim przełożeniu. Paradoksalnie, lepiej mi to idzie, jeśli nie muszę przy tym zbyt szybko kręcić kulasami. Więc pierwszego sprintu faktycznie wytrzymałam ok. 30 sekund i musiałam odpuścić bo zmiękły mi kolana. Następne robiłam już z blatu i było lepiej. Każdy kolejny coraz dłuższy i chyba ostatnie dwa lub trzy faktycznie wyszły po minucie.
Przy sprintach strasznie dostają kolana, dlatego się zastanawiam, czy to aby na pewno pięta achillesowa w moim przypadku, może jednak kolano. Co ciekawe, poza faktem, że lepiej jest z blatu, dodatkowo - lepiej jest pod wiatr.
Napotkani szosowcy dziś jacyś ponurzy i niekontaktowi. Żaden nie odmachał. Może to zależy od tego, jak bardzo PRO koszulkę założę na trening...? Dzisiaj np. byłam w koszulce Bikestats.
No cóż, zaczęłam źle, bo na zbyt miękkim przełożeniu. Paradoksalnie, lepiej mi to idzie, jeśli nie muszę przy tym zbyt szybko kręcić kulasami. Więc pierwszego sprintu faktycznie wytrzymałam ok. 30 sekund i musiałam odpuścić bo zmiękły mi kolana. Następne robiłam już z blatu i było lepiej. Każdy kolejny coraz dłuższy i chyba ostatnie dwa lub trzy faktycznie wyszły po minucie.
Przy sprintach strasznie dostają kolana, dlatego się zastanawiam, czy to aby na pewno pięta achillesowa w moim przypadku, może jednak kolano. Co ciekawe, poza faktem, że lepiej jest z blatu, dodatkowo - lepiej jest pod wiatr.
Napotkani szosowcy dziś jacyś ponurzy i niekontaktowi. Żaden nie odmachał. Może to zależy od tego, jak bardzo PRO koszulkę założę na trening...? Dzisiaj np. byłam w koszulce Bikestats.