kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2011

Dystans całkowity:814.02 km (w terenie 128.06 km; 15.73%)
Czas w ruchu:48:18
Średnia prędkość:19.60 km/h
Maks. tętno maksymalne:176 (97 %)
Maks. tętno średnie:164 (91 %)
Liczba aktywności:38
Średnio na aktywność:28.07 km i 1h 16m
Więcej statystyk

zaległy wpis :)

Środa, 28 września 2011 Kategoria dojazdy
Km: 31.85 Km teren: 0.00 Czas: 01:35 km/h: 20.12
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 151151 ( 83%) HRavg 120( 66%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Do i z pracy. Zaległość ma 3 tygodnie więc nie pamiętam czy chciałam coś konstruktywnego wpisać w tym dniu czy nie ;)

błe błe błe, laczki ciągne swe...

Wtorek, 27 września 2011 Kategoria dojazdy
Km: 31.90 Km teren: 0.00 Czas: 01:41 km/h: 18.95
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 149149 ( 82%) HRavg 111( 61%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
No dzisiaj to mnie chyba dopadło zakumulowane zmęczenie po weekendzie. Wlokłam się jak mucha w smole. Dawno nie jechałam do pracy tak długo, 32 minuty. Powrót też nie był ekspresowy. Nawet nie chciało mi się wyprzedzać casuali. Wróciłam do domu majestatycznie, po drodze zahaczając o warzywniak, gdzie rzuciła się na mnie fasolka szparagowa (pycha).
Nie mam już treningów. P. Jacek powiedział, że do powrotu z urlopu mogę robić co chcę. No, może nie tak do końca co chcę bo mogę nie jeździć a jeśli jeździć to spokojne wycieczki co najwyżej. Spacery, leniuchowanie itd.
No to na pewno się da zrealizować bo nie zabieram roweru na urlop. Chociaż kusi mnie, żeby się wdrapać na piechotę na Etnę :D

w pijanym widzie

Poniedziałek, 26 września 2011 Kategoria dojazdy
Km: 32.84 Km teren: 0.00 Czas: 01:46 km/h: 18.59
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 148148 ( 82%) HRavg 120( 66%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Wczorajszy wieczór był... męczący a noc bardzo krótka. A to z powodu oblewania mojego pucharu w generalce. Rano byłam kompletnie nieprzytomna i robiłam wszystko machinalnie. Nawet nie zastanowiłam się nad tym, żeby może nie jechać jednak rowerem, tylko po prostu ubrałam się w rowerowe, rower do windy i wio.
Jechało mi się, o dziwo, całkiem dobrze, ale mogło się to źle skończyć.
Kac dopadł mnie w pracy i zaczęłam się zastanawiać, czy mam siłę żeby wracać swoją standardową okrężną trasą. Ale jak wyszłam to się okazało, że jest całkiem nienajgorzej.
Po powrocie zajrzałam do p. Jacka, żeby podziękować mu za owocny rok współpracy. On dla odmiany biegł wczoraj w Maratonie Warszawskim ale nie dla wyniku tylko charytatywnie. Potem pojechałam jeszcze do Plusa, bo jakże to - nie pochwalić się pucharem w moim ulubionym sklepie rowerowym :) Przy okazji p. Paweł obiecał mi "dobrą cenę" na sztyce, którą chcę kupić ;) Mam ją odebrać po urlopie (sztycę, nie cenę).

Z jednej strony, szkoda że już koniec ścigania na ten rok. W dodatku w czwartek lecę na urlop i czekają mnie ze 3 tygodnie bez roweru. Z drugiej strony, odetchnęłam już z ulgą i cieszę się, że mogę odpocząć od tego sajgonu :)

na ciasto :)

Niedziela, 25 września 2011 Kategoria dojazdy
Km: 26.36 Km teren: 0.00 Czas: 01:20 km/h: 19.77
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 162162 ( 90%) HRavg 125( 69%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Ojejku, no miało być spokojnie i co z tego :)

Najpierw myjnia. Rower po toruńskiej Mazovii tak zapylony, że napisów Scott nie widać ;) Postanowiłam mu urządzić mega mycie. Należy mu się po udanym sezonie :)
Umyłam go aż za 7 zł. Z płynem ;) Krótka rundka do Airbika i nazad żeby wysechł a potem jeszcze smarowanko.

Po południu krótki wypad na Gocław w odwiedziny do rodziców. Pyszne czekoladowe ciasto, które zrobiła moja ciocia. Mimo tego, że byliśmy obżarci niemiłosiernie po obiedzie w "chinolu" i tak wrąbaliśmy jeszcze po dwa kawałki.
Powrót w jakimś masakrycznym tempie, żeby nie zaniżać średniej ;)
Miało być spokojnie ale nie wyszło.

kadencja 78/117
KOW: 5 (325)

Mazovia MTB Marathon Toruń - szatan!

Sobota, 24 września 2011 Kategoria >50 km, wyścigi, ze zdjęciami
Km: 54.00 Km teren: 50.00 Czas: 02:27 km/h: 22.04
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 170170 ( 94%) HRavg 160( 88%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Pobudka o jakiejś barbarzyńskiej porze: 4:45. Ledwo oczy otwieram, ale trzeba się szybko ogarnąć jak mamy o 6 wyjechać.
Wyjeżdżamy z delikatną obsuwą bo zapominamy kubka z kawą dla Kierowcy i się trzeba wrócić spod bloku.
Dojazd kompletnie bezproblemowy, mamy mimo wszystko sporo zapasu. Motoarenę znajdujemy bez problemu bo jest oznaczona w naszym GPS. Chociaż po samym Toruniu jedziemy dość powoli bo wszędzie są remonty.

Już z zewnątrz wygląda interesująco (źródło: Wikipedia)


Przy Motoarenie piękny, duży parking. Dla wszystkich jest miejsce. W ogóle to po wyjściu z auta okazuje się, że to nie parking tylko tor, chyba do kartingu.

Niedaleko nas parkuje również Ela ze swoim towarzystwem, tylko sobie machamy idąc już na stadion. Nie bardzo widać kogoś więcej ze znajomych. Jest zimno. Ubieram się w bluzę i biorę długie rękawiczki ale krótkie rzeczy też mam bo start dopiero za godzinę więc może się jeszcze zrobić ciepło.

W środku też jest ciekawie


Powierzchnia toru do żużlu jest bardzo szeroka więc i sektory są szerokie. Bikerzy ustawiają się na całą szerokość, wzdłuż taśm ograniczających więc wrażenie jest takie jakby frekwencja nie była zbyt oszałamiająca.

Robi się już sporo cieplej więc po pozbyciu się bluzy i długich rękawiczek, lokuję się w piątym sektorze.Krzyśka jeszcze nie ma. Zastanawiam się, czy w ogóle się pojawi po wtorkowym locie. Jednak jest. Dość późno, jak na niego, ale jest. W doskonałym nastroju, chociaż poobijany.

W blokach startowych


Ja jakoś dzisiaj nie jestem zbyt rozmowna, staram się skupić. Teoretycznie mogę się już nie ścigać bo moja pozycja już się nie zmieni. Ale, także teoretycznie, mam szansę wskoczyć do 4 sektora co uznałabym za mega osiągnięcie i ukoronowanie sezonu. Jednak prawdę mówiąc rozważam to czysto teoretycznie bo musiałabym pojechać jak szatan żeby zdobyć tak dużo punktów.
Orientuję się w pewnym momencie, że stoję w złym miejscu. Po wewnętrznej stronie toru, podczas gdy wyjazd z obiektu stanowi ostry zakręt w prawo i w dodatku jest tam nagłe zwężenie (brama startowa). Więc przy wyjeździe mogę utknąć po zewnętrznej stronie zakrętu przyblokowana przez innych. Dlatego w miarę startowania pierwszych sektorów i powolnego przesuwania się naszego sektora do przodu, staram się wymanewrować bardziej na środek.
Wreszcie start, udaje mi się gładko wyjechać ze stadionu. Potem sprint rampą w lewo i prawie od razu wjazd na polną drogę. I zonk bo znowu daje znać mój wstręt do zapoznania się przed startem choćby z fragmentem trasy. Wielka piaskownica, w której cały peleton gromadnie utyka. Blokują mnie z różnych stron więc w końcu też grzęznę i przeprowadzam rower po piachu. Oczywiście Krzysiek mi ucieka i ginie mi z oczu w tłumie cyklistów. Postanawiam sobie, że więcej dzisiaj w piachu nie utknę.

Udaje mi się gładko wyjechać ze stadionu



Pierwsze kilometry jedzie mi się ciężko. Tym bardziej, że Krzysiek mi umknął. Zła jestem na siebie. Ale powoli się rozkręcam. Około ósmego kilometra niespodziewanie doganiam Krzyśka. Chyba mu się ciężko jedzie przez tę kontuzję. Sugeruję mu, żeby pojechał Fita, ale nie, woli się jednak skatować na Mega. Chwilkę rozmawiamy ale potem postanawiam mu odjechać.

Od tej chwili zdecydowanie lepiej mi się jedzie. Ciekawe, że to, czy się jest przed czy za jakąś osobą ma tak ogromny wpływ na morale.

Jadę rozluźniona bo tak naprawdę nie walczę dzisiaj o wynik. Być może też dlatego od momentu wyprzedzenia Krzyśka tak dobrze mi się jedzie. Doganiam czołówkę sektora, która uciekła mi razem z Krzyśkiem na początkowym odcinku i powoli wyprzedzam pojedyncze osoby. Noga jest dzisiaj mocna, zwłaszcza na podjazdach - tam wyprzedzam najwięcej osób. Sporo też wyprzedzam na zjazdach, bo moja głowa jest spokojna - bardzo szybko zjeżdżam, bez obaw, bez kurczowego pilnowania hamulców. Ostro biorę zakręty, kładąc rower w dość duży przechył. Przetestowałam ostatnio w konkretnym miejscu na trasie do pracy na ile mogę sobie pozwolić, jeśli chodzi o położenie roweru, i wykorzystuję to. Zresztą rower chyba ma też dzisiaj dobry dzień bo się rozpędza szybciej, niż ja myślę.

Nawet na bardzo długim i bardzo piaszczystym zjeździe radzę sobie bez problemu. Mijam dwóch ugrzęźniętych w piaskownicy bikerów - przejeżdżam w wąskiej szczelinie między nimi. Niestety, trochę dalej na zjeździe muszę przyhamować i podeprzeć się bo wolniejszy rowerzysta blokuje przejazd ale jak tylko się robi szerzej to też go wyprzedzam.

Wąwozy, którymi straszył organizator nie są żadnym problemem.
Są trzy. Pierwszy, faktycznie wymaga pewnej precyzji w kierowaniu rowerem. Słabsi rowerzyści pewnie będą tu prowadzić, ale mnie się jedzie znakomicie. Przede mną jeszcze jedna dziewczyna, też dobra. Na podjeździe ja jestem lepsza i ją doganiam ale ona mi potem odjeżdża na prostej. Za nami jakiś gość się drze "Dalej, jedziesz, jedziesz!" Myślę sobie, jakby mu tu zrobić miejsce bo pewnie jest szybszy - ale nie bardzo jest jak. Na końcu tego podjazdu on krzyczy do nas "Bardzo dobrze dziewczyny!" ale wyraźnie jest sporo za nami. Obie odjeżdżamy mu zaraz po wyjechaniu z wąwozu. Myślałam, że to jakiś harpagan a to tylko krzykacz.
Kolejny wąwóz ma przeszkodę w postaci zwalonego drzewa - trzeba zejść z roweru i pod nim przejść. Ale poza tym w całości do bezproblemowego podjechania. Trzeci wąwóz to prawie szosa - bardzo szeroki ale dość stromy podjazd. Na końcu, przyznam, trochę jestem zziajana i muszę odpocząć.
W kość dają mi też na trasie dwa długie asfaltowe podjazdy. Na jednym z nich jadę chyba na najlżejszym przełożeniu z 7 km/h a i tak kogoś jeszcze wyprzedzam.

Zjazdy są doskonałe. Szybkie, niektóre trochę wymagające techniki. Na jednym mam zastrzyk adrenaliny bo zjazd początkowo prowadzi polną drogą w pełnym słońcu, gdzie jadę grubo powyżej 30 km/h, a potem wpada w zacieniony las, zwęża się i pod kołami wyrastają korzenie. A z cienia, tuż przede mną, wyrasta rowerzysta, którego zupełnie nie było widać wcześniej. Staram się nie panikować, hamuję pulsacyjnie. Udaje mi się wyhamować tuż przed tylnym kołem gościa i wznoszę modły dziękczynne do bogów wszelakich za świetne hamulce. Gdyby nie one, pewnie obydwoje oglądalibyśmy karetkę od środka.
Znów, adrenalinka robi swoje i pędzę dalej na złamanie karku. Wyprzedzam wszystkich aż do samej mety. Oprócz jednego bikera, któremu się najpierw chwilę powiozłam na kole i chyba się obraził i postanowił mi się nie dać przegonić.

Żeby tradycji stało się zadość, jest też strumyk. Aczkolwiek, gdyby nie to, że ochlapałam sobie łydkę, to pewnie bym go w ogóle nie zauważyła. Ale to jedyne mokre miejsce na całej trasie. Nie było poza tym ani pół grudki błota.

Wjazd na metę tą samą drogą, co wyjazd. Wypad z lasu na polną drogę. Widać stadion z daleka. Pamiętam, żeby nie ugrzęznąć tu w piachu, mijam jeszcze kilku fitowców prowadzących rowery. Rampa, zakręt 90 stopni w prawo do tunelu prowadzącego na stadion. Tam jakaś laska trąbi wuwuzelem i drze japę jak opętana: "Uwaga! Ostry zakręt i pół kółka do przejechania! Dajesz, dajesz, DAJEEEEESZ!". Końcowe pół kółka na pełnym gazie i z wyszczerzoną gębą, chyba ze 4 osoby robią mi zdjęcia. Na mecie podnoszę ręce w geście triumfu.

Ostatnia prosta


Na metę wpadam z wyszczerzoną gębą


Czuję się jak mistrz MTB, mam ochotę jechać dalej więc dokańczam kółko aż do miejsca gdzie wjeżdża się na stadion. Tam dopiero się zatrzymuję.

Chwilę po mnie na stadion wjeżdża Krzysiek, jakby go goniło stado wściekłych byków. Widać kontuzja nie przeszkodziła mu w zrobieniu dobrego czasu.

54 km, 02:26:52
miejsce open 12/28, K3 4/6
Strata do najlepszej tylko 13 minut, do najlepszej w kategorii niecałe 10 minut. Najlepszy rating w tym sezonie. Wyprzedziłam Krzyśka o jakieś 1,5 minuty a Dorotę o ok. 16,5 minuty.

Jestem bardzo zadowolona, jechało mi się wprost szatańsko. Przejechałam wszystko co można było przejechać, zaliczyłam wszystkie podjazdy, wszystkie zjazdy, wszystkie piachy (oprócz tego pierwszego i zatrzymania ze dwa razy potem w trasie z powodu przyblokowania przez kogoś z przodu) i jeszcze miałam siłę na ostry finisz. Szkoda, że na finiszu nie było z kim się pościgać.

Odstaję w kolejce do biura zawodów - odbieram koszulkę Finisher i batony za ostatni bon z dzisiejszego startu.
Potem, po lekkim odkurzeniu za pomocą miotełki, pakujemy rower do auta i ja muszę się umyć bo jestem cała w pyle. Wyglądam jak górnik. Na szczęście prysznic dzisiaj jest naprawdę kulturalny. Można w spokoju i porządnie się umyć w ciepłej wodzie. Super.

Czekając na dekorację generalki wciągamy grilla. Ja chodzę sprawdzać na tablicy czy aby na pewno jestem trzecia ale jeszcze nie ma listy. Pojawia się bardzo późno, ale tak. Jestem trzecia. :)

Zamieniam kilka słów z Zetinho i z Che. Che jest trzecia w generalce w open ale do jej dekoracji chyba nie będziemy czekać bo to i tak strasznie długo trwa już.

Mamy w międzyczasie okazję poklaskać Oldze, która jest dekorowana za 6 miejsce w swojej kategorii Potem kolej na moją dekorację.

Odbieram puchar za trzecie miejsce i torbę z masą gadżetów z rąk Cezarego Zamany. Bogna jako triumfatorka generalki otwiera szamapana i pryska nim naokoło, jak na Formule 1 :) Pijemy wszystkie z gwinta i gratulujemy sobie wzajemnie.

Odbieram puchar z rąk Cezarego


Szampan się leje


I z gwinta :)


Z ciekawością zaglądam potem do torby: buty Garneau, rozmiar 43 ;) Rękawiczki zimowe nieznanej mi firmy, M-ka - też za duże. Okulary z polaryzacją Solano. Za duże. Pendrive i kosmetyki. Całość pakietu szacuję na ok. 500 zł. Szczerze mówiąc jestem bardzo pozytywnie zaskoczona bo spodziewałam się bardziej symbolicznego upominku. Oczywiście tylko teraz trzeba będzie coś zrobić z tymi za dużymi rzeczami. Wymienić, sprzedać...
Dziewczyny z 1 i 2 miejsca dostały ponadto po amortyzatorze, ale nie przyjrzałam się więc nie wiem jakim.

Jeszcze pożegnalna fotka z Motoareną


To był męczący, długi dzień, ale bardzo fajny. Powrót też jest męczący i się dłuży, przysypiam gdzieś po drodze.

W domu jeszcze zaglądam w wyniki... i JEST CZWARTY SEKTOR! No szok!

:D

kadencja 79/109
KOW: 10 (1470) naprawdę, dałam z siebie wszystko!

spokój, spokój...

Piątek, 23 września 2011 Kategoria dojazdy
Km: 31.53 Km teren: 0.00 Czas: 01:37 km/h: 19.50
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 158158 ( 87%) HRavg 126( 70%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Dzisiejszy poranny pomiar tętna spoczynkowego był chyba najniższym dotychczas przeze mnie zanotowanym. 56 ud./min. Siła spokoju ;) Jakoś ostatnio mierzę je rzadko ale tętno w ostatnich kilku pomiarach było bliskie 70.
Chłodek pozwolił mi się znów cieszyć świetną bluzą Mazovii. Naprawdę nie spodziewałam się, że będzie tak fajna. Zwykle ubieram się tak, żeby po wyjściu z bloku odczuwać lekki chłód - bo rozgrzewam się w trakcie jazdy i potrafię dotrzeć do pracy solidnie spocona. Dzisiaj wyszłam w bluzie i było mi komfortowo. Jak dojechałam do pracy to było mi prawie równie komfortowo, nawet się szczególnie nie zgrzałam.

Co za bzdury mi Garmin zarejestrował z tej jazdy, normalnie wymiękam :)
Maks. prędkość: 109,0 km/h
Wzrost wysokości: 2.747 m
Spadek wysokości: 2.745 m
:D:D

kadencja 80/115
KOW: 2 (194)

jupikajej :)

Czwartek, 22 września 2011 Kategoria dojazdy
Km: 34.51 Km teren: 0.00 Czas: 01:49 km/h: 19.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 156156 ( 86%) HRavg 119( 66%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Dzisiaj jakoś tak szaroburo przez cały dzień. Ale za to ciepło.
Rano mało nie rozjechałam gołębia. Jechałam ścieżką przy Marszałkowskiej a na ścieżce sobie łaziło stadko gołębi (ktoś im tam chyba wysypuje jakieś okruszki bo są tam zawsze). Z naprzeciwka jechał inny rowerzysta. I gołębie się rozpierzchły na wszystkie strony, ale dwa chyba nie były zdecydowane, w którą stronę uciekać i jeden wleciał mi prosto na koło! Na szczęście chyba nic mu się nie stało...

przyjemne z pożytecznym

Środa, 21 września 2011 Kategoria dojazdy, trening, wycieczki i inne spontany, >50 km
Km: 52.72 Km teren: 0.00 Czas: 02:38 km/h: 20.02
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 159159 ( 88%) HRavg 122( 67%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Po pracy pojechałam na Bielany załatwić sprawę dla Krzycha, który jest chwilowo unieruchomiony. Przyjemne z pożytecznym, bo oczywiście rowerem. Trochę zabłądziłam, ale szybko się znalazłam :) Powrót wzdłuż Wisły i potem standardowo Przyczółkową i przez Lasek Kabacki.
Dużo ludzi siedzi sobie i spaceruje wzdłuż Wisły. Ciekawe, że nie przeszkadza im unoszący się tam smrodek zgnilizno-stęchlizny i mewiego łajna ;)

kadencja 78/118
KOW: 3 (474)

WKK flow na Kazurce

Wtorek, 20 września 2011 Kategoria trening
Km: 16.89 Km teren: 9.00 Czas: 01:23 km/h: 12.21
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 164164 ( 91%) HRavg 122( 67%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Aktywność: Jazda na rowerze
Prawie 19 stopni jak wychodziłam więc ubrałam się na krótko. Jednak chyba termometr naoszukiwał bo jak wyszłam, to przez dłuższą chwilę żałowałam, że jednak nie założyłam bluzy. Jednak jak dotarłam do Kabat to już mi było ciepło i przez cały trening było mi ciepło. Większość osób jednak już w długim rękawie na treningu.
Dzisiaj dość kameralnie, w porównaniu do letniej frekwencji, wręcz ubogo. Ale to dobrze - zdecydowanie tak wolę.
Ponieważ szybko się robi ciemno to dzisiejszy trening był na Kazurce - tam przynajmniej można złapać jeszcze ostatnie podrygi dnia, w przeciwieństwie do treningów w lesie.
Zjeżdżało mi się dzisiaj wprost fantastycznie. Pierwsze zjazdy dość ostrożne, dla wyczucia terenu, ale potem się rozhasałam. Błażej mnie publicznie pochwalił a nawet Michał, którego uważam za mutanta rowerowego, przyznał, że fajnie mi idzie :)
Gorzej natomiast z podjazdami. Owszem, do ostatnich hopek jest OK ale wysiadam jak trzeba przejechać przez "kurzą grzędę" łączącą dwie hopki na sąsiednich fragmentach trasy.
A jeszcze przy okazji - widok czerwonej kuli na horyzoncie ze "szczytu" - bezcenny.
Powrót do domu w szybkim tempie i szybkim towarzystwie :)

kadencja 67/151 (?)
KOW: 4 (332)

praca

Wtorek, 20 września 2011 Kategoria dojazdy
Km: 18.33 Km teren: 0.00 Czas: 00:50 km/h: 22.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 158158 ( 87%) HRavg 126( 70%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Jakoś ludzie się ostatnio na mnie dziwnie patrzą rano. Jest 14-15 stopni więc to zdecydowanie jest pogoda na krótkie ciuchy na rowerze, ale i tak się na mnie dziwnie patrzą :) Ale ja się też dziwnie na nich patrzę bo przy takiej temperaturze jest pełen przekrój rodzajów ubrań: począwszy od krótkich gaci i koszulek a skończywszy niemalże na futrach :) I jedni i drudzy lekko przesadzają.

Rano niezły wmordewind ale i tak mi się całkiem nieźle jechało. Powrót za to to byłaby bajka, gdyby nie milion świateł. Czasem jakoś tak się układają, że staję na prawie wszystkich jak leci.

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum