kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Prawie do Olsztynka

Środa, 5 sierpnia 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: 45.58 Km teren: 0.00 Czas: 02:02 km/h: 22.42
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś miałam do zrobienia długi, szybki odcinek. Trener napisał mi co prawda "teren" ale nie chciało mi się za bardzo robić tego w lesie więc postanowiłam odbębnić to jednak na szosie do Olsztynka i przy okazji może odzyskać QOM w Kurkach ;)
Gdy skończyłam ten odcinek, to do Olsztynka zostało mi zaledwie 5-6km ale postanowiłam zawrócić. Już w spokojnym tempie kontemplowałam uroki tutejszych asfaltów.




Ale żeby być w zgodzie sama ze sobą, odbiłam jednak w las.


Po drodze skręciłam na chwilę na mostek nad Łyną.


QOMa się nie udało odzyskać ;)

Wyprawa do Jedwabna i znów prawie zabładziłam ;)

Wtorek, 4 sierpnia 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: 43.28 Km teren: 0.00 Czas: 02:05 km/h: 20.77
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś miałam do zrobienia sprinty. Do tego był mi potrzebny solidny kawał asfaltu więc odpuściłam sobie terenową jazdę w pierwszej części treningu. Asfaltem myknęłam do Jedwabna i muszę przyznać, że zżerała mnie przy tym złość, że nie mam kolarki. Cudnej urody asfalt i wspaniała, w większości zacieniona droga, nie zachęcały do spokojnej jazdy pomiędzy sprintami i musiałam się powstrzymywać, żeby nie wychodzić poza tlen ;) Ta trasa ma, niestety, jedną wadę. Jest dość ruchliwa, przy czym sporo jeździ ciężarówek i nie ma pobocza. Na szczęście kierowcy chyba są przyzwyczajeni do obecności tutaj rowerzystów bo nie było chamstwa, trąbienia i wyprzedzania na żyletkę. Wręcz przeciwnie, gdy w pewnym momencie zorientowałam się, że jedzie za mną auto i zjechałam z asfaltu na trawę, żeby je puścić, okazało się, że puszczam całkiem niezły sznureczek samochodów - wszyscy grzecznie jechali w rządku i czekali na okazję do legalnego (bez przekraczania podwójnej ciągłej, której tu pełno) wyprzedzenia mnie.
W Jedwabnem, po wykonaniu sprintów, miałam odbić w lewo na leśne drogi. Ale źle obliczyłam czas i sprinty zakończyłam już za Jedwabnem. Nie chciało mi się wracać więc odbiłam później, w miejscowości Narty, w skręt nad jezioro Świętajno.
Zapytani przeze mnie wakacjowicze nie wiedzieli, czy dojadę tędy gdziekolwiek. Nawet nie wiedzieli, jakie to jezioro, chociaż przyjechali się w nim kąpać.
Machnęłam ręką i pojechałam dalej tutaj - akurat - mega dziurawym asfaltem, który po jakimś czasie zmienił się w szuter. Odbiłam z niego w lewo, bo z kierunku prawo-lewo, ten drugi wydawał się bardziej zgodny z moim celem ale musiałam zawrócić, bo droga w lewo zaczęła skręcać z powrotem do Jedwabna.

Upał dzisiaj niemiłosierny.


Pojechałam zatem w prawo i w końcu dojechałam do poprzecznej szosy. Tutaj nie bardzo wiedziałam, jak dalej ale na szczęście napatoczył się samotny samochód. Pani powiedziała mi, że do Burdąga muszę dojechać i dalej skręcić do Małszewa. Ta opcja wyglądała na zgodną z moim pierwotnym planem więc tak pojechałam.
Na tej trasie dość długo jechałam wzdłuż jeziora Małszewskiego a potem szutrówka odbiła i wbiła się w las. W pewnym momencie zaczęłam mieć wątpliwości, czy jadę w dobrym kierunku ale napotkany leśny drogowskaz na szczęście potwierdził, że tak.

Do Bałdów już blisko.


Z Bałdów wróciłam inną, znaną sobie, szutrówką, niż ta koło Wrót Warmii. Prowadziła przez obóz harcerski nad jeziorem Gim.
Tym razem obyło się bez wielkiego błądzenia ale i tak trasa zajęła mi więcej czasu niż przewidywałam.

Nowa Kaletka - pitu pitu po okolicy

Poniedziałek, 3 sierpnia 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: 16.85 Km teren: 0.00 Czas: 00:58 km/h: 17.43
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś lekka, krótka jazda. Po wczorajszym błądzeniu dziś postanowiłam nie oddalać się zbytnio od znanych sobie ścieżek.
Więc znów na Bałdy i Wrota Warmii.

Tak malowniczych szos jest tu pod dostatkiem. A przy tym asfalt na większości z nich - świetnej jakości. Jak zwykle żałuję, że nie przywiozłam szosy ze sobą.


Wrota Warmii - atrakcja turystyczna - konkretnie jest to ścieżka dydaktyczna opisująca kolejnych warmińskich biskupów. Nuda. Ale sama ścieżka jest bardzo urokliwa i wiedzie pomiędzy bardzo starymi drzewami.


Po przejechaniu przez Wrota Warmii skierowałam się do Butryn a tam wbiłam się na szuter prowadzący do Starej Kaletki.

MIędzy polami


Niestety, odgałęzienie szutrówki, które wybrałam, okazało się kończyć na czyimś podwórku ;) więc zawróciłam i wybrałam inny skręt.
Ze zdumieniem odkryłam, że ta droga prowadzi na tyły parku rozrywki Bartbo. Jeden pracownik parku chyba był tak zdziwiony, że ktoś im wjechał "od tyłu", że aż mi powiedział "Dzień dobry" ;) Dodam, że na teren parku wchodzi się od frontu za opłatą ;)

Takie tu atrakcje (między innymi)


Pokręciłam się chwilę po parku patrząc "co tu jeszcze jest", po czym wyjechałam główną bramą. Dalej, szosą udałam się do Zgniłochy po zaopatrzenie obiadowe ;) i wróciłam do domu.

Jak się jedzie jak popadnie to... się błądzi ;)

Niedziela, 2 sierpnia 2015 Kategoria trening, >50 km, ze zdjęciami
Km: 51.82 Km teren: 0.00 Czas: 02:49 km/h: 18.40
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś miałam w planie treningowym 2-3h. Żeby nie obciążać zbytnio mojego Taty opieką nad Zającem, postanowiłam jeździć około 2h.

Ruszyłam w stronę Bałdów i Wrót Warmii. Po przejechaniu ścieżką "biskupią" przez jakiś czas jechałam znaną sobie trasą... ale gdzieś skręciłam a potem znowu gdzieś skręciłam i w pewnym momencie pomyliły mi się chyba kierunki... ;)

Którą drogą do domu?


Zaczęłam kluczyć, szukając asfaltu. No bo jak jest asfalt, to prowadzi tylko we dwie strony i jedna z nich na pewno jest dobra ;) Na asfalt natknęłam się dość szybko ale nie bardzo chciało mi się nim jechać więc znów zboczyłam w las z zamiarem jechania wzdłuż szosy. E-e... znowu mnie gdzieś poniosło bo drogi leśne mają to do siebie, że rzadko lecą wzdłuż szos ;) Zresztą znów gdzieś skręciłam bo tamta droga wyglądała tak zachęcająco... :)

Gdzie ja do jasnej ciasnej jestem?


Może i bym się wkrótce "wybłądziła" bo po jakimś czasie znowu trafiłam na asfalt i to na drogę, którą już jechałam w zeszłym roku... ale znowu gdzieś skręciłam ;) I tym razem zabłądziłam już na dobre. W dodatku trafiłam na Łynę (dalej się nie dało jechać). Nawet Garmin się zgubił (na zapisie są w niektórych miejscach proste co oznacza brak zasięgu GPS).

Łyna - dalej drogi ni mo.

Zaczęłam kluczyć, wracać po własnych śladach, potem zorientowałam się, że wcale nie wracam tą samą drogą i zaczęłam się martwić, że już się nie wybłądzę. Na szczęście (po raz pierwszy dzisiaj) trafiłam na żywą duszę. Pana na rowerze z dzieciem na siodełku oraz drugim dzieciem na rowerku. Uszczęśliwiona, wysłuchałam wskazówek, jak dojechać do Butryn i ruszyłam. Po chwili znowu zabłądziłam ale na krótko bo ta sama ekipa zmaterializowała się nagle koło mnie, jakby się teleportowali z miejsca gdzie się rozstaliśmy. Pan musiał się ze mnie uśmiać w duchu bo postanowił mi towarzyszyć przez część trasy wyjazdowej z lasu ;)
Gdy dojechałam do szosy wiedziałam już dokładnie gdzie jestem i postanowiłam już nigdzie nie skręcać tylko jechać do domu.
Zamiast 2h wyszły prawie 3 ale na szczęście Tato nie miał problemu z Zającem :)

Nowa Kaletka, powitanie

Sobota, 1 sierpnia 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: 16.31 Km teren: 0.00 Czas: 01:00 km/h: 16.31
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś dzień podróży, po dotarciu na miejsce nie było zbyt wiele czasu przed zmrokiem, żeby sobie pokręcić ale udało mi się godzinkę pokręcić.

Mentalnie jako pierwszy z auta wyciągnęłam rower. Fizycznie, było to niemożliwe bo był obłożony innymi bagażami ;) Gotowy do jazdy.


Przejażdżka niedługa, pokręciłam się tylko koło jeziora Gim, Nowej Kaletki i Zgniłochy, głównie po lesie. Ach, te zapachy! Zawsze takie, jakie pamiętam z dzieciństwa.



Wieczorem, rowery spały koło mojego łóżka ;)

otwarty trening techniki Polskiego Klubu MTB

Czwartek, 30 lipca 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: 16.78 Km teren: 0.00 Czas: 01:46 km/h: 9.50
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Ponieważ mój Szanowny Małż ma rozwaloną nogę ale już jest trochę lepiej ;) to zostawiłam go z Zającem i skorzystałam z okazji, że Polski Klub MTB akurat dziś organizuje otwarty trening techniki w Lesie Kabackim.
Trening na znanej rundzie wokół parku linowego w Powsinie ale trenowaliśmy pewien konkretny szczegół - zmianę biegów w odpowiednim momencie.

Jak zwykle, oglądam ten zjazd... ale jak zwykle nie zjechałam ;) Chociaż poczyniłam pewien krok naprzód bo przynajmniej podjęłam próbę. (fot. Krzysztof Lipczyński)


Koniec jazdy po pętli. Tu się rozstaliśmy - chłopaki pojechali na schody przy polance a ja, z buta, z flakiem do metra (fot. Arek Zieliński)


Trener zrobił sobie z nami selfie ;)

Strasznie fajnie mi się dziś jeździło ale musiałam zakończyć imprezę przedwcześnie. Przez większość czasu miałam wrażenie, że schodzi mi powietrze z tyłu no i gdy w końcu zdecydowałam się podpompować to spowodowało to chyba powiększenie się dziury w dętce i powietrze schodziło w minutę. Oczywiście nie miałam ze sobą dętki. Żaden z uczestników nie miał również dętki w rozmiarze 27,5 więc o dalszej jeździe nie było mowy :)
Cztery kapcie w ciągu dwóch tygodni to chyba lekka przesada.

W domu obejrzałam dokładnie oponę i znalazłam o takie:

przez chwilę w domu ;)

Środa, 29 lipca 2015 Kategoria >50 km, trening, ze zdjęciami
Km: 51.64 Km teren: 0.00 Czas: 02:02 km/h: 25.40
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
W poniedziałek wróciliśmy z Gór Świętokrzyskich. O rany, ale tu jest płasko... bleeee... ;)
Dziś podrzuciłam Zająca dziadkom i wybrałam się na trening od nich. Na zwyczajową trasę musiałam przejechać mostem Siekierkowskim, za którym wisiała czarna chmura. Mocno zastanawiałam się, czy uda mi się pojeździć na sucho ;)



Po zjechaniu z wału na kawałek szutrówki, złapałam gumę. No... szlag! Dawno żadnej gumy nie złapałam ;)
Na szczęście tym razem miałam i dętkę i pompkę więc po 10 minutach sprawa była załatwiona. Ja, trochę tylko brudniejsza niż przedtem, pojechałam dalej, machać interwały.
A na rozjazd natchnęło mnie na takie coś.

A mówią, że to dzieci się znajduje w kapuście.

Święta Katarzyna - dzień 7

Niedziela, 26 lipca 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami, wycieczki i inne spontany
Km: 28.62 Km teren: 0.00 Czas: 01:44 km/h: 16.51
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś miałam jakieś straszliwe interwały do zrobienia. Miałam przeczucie, że nic z tego nie będzie ale postanowiłam pojechać na ten podjazd, którym zjeżdżałam wczoraj. Tam tętno powinno samo wpaść do dobrej strefy ;)
Na rozgrzewkę wjechałam w jakieś straszliwe chaszcze, które pokroiły mi kolana na plasterki.



Uciekłam z tamtej scieżki czym prędzej i wróciłam na asfalt.
Oczywiście z interwałów nic nie wyszło, bo nie tylko tętno nie chciało ale nogi za nic nie chciały. Chyba mój mazowiecki organizm nie jest przyzwyczajony do takich dawek podjazdów, jakie sobie zaserwowałam w tym tygodniu ;) 
Po dwóch minutach pierwszego interwału, kiedy to próbowałam swoje serducho zmusić do wejścia do S4 a ono nie tylko do S4 nie chciało ale nawet do S3, poddałam się i postanowiłam po prostu pojechać sobie trasę odwrotną do wczorajszej.
Z tego pomysłu też nic nie wyszło bo skręciłam gdzieś w bok i odkryłam fajny szuter, który po chwili wleciał w las i zamienił się w starą, zarośniętą, asfaltową drogę a potem w zarośnięty bruk.




Niestety, tutaj rzuciły się na mnie takie chmary owadów (chyba nie jadły od miesiąca), że uciekałam stamtąd szybciej, niż się zatrzymałam ;)
Wyjechałam, zupełnie niespodziewanie, w Świętej Katarzynie.


Święta Katarzyna - dzień 6 - Pasmo Klonowskie

Sobota, 25 lipca 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami, wycieczki i inne spontany
Km: 37.34 Km teren: 0.00 Czas: 02:01 km/h: 18.52
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś miało być długo lekko i przyjemnie. Nie bardzo miałam pomysł na trasę więc googlnęłam sobie i trafiłam tutaj.
Mapkę ściągnęłam na telefon, choć trasa wydawała się prosta.
Ze Świętej Katarzyny ruszyłam w dół do Bodzentyna, gdzie odbiłam w lewo i potem znów w lewo skosem od głównej drogi - na Psary. Odtąd czekała mnie głównie dość długa wspinaczka. Nie ukrywam, że w pewnym momencie miałam tej wspinaczki dość, tym bardziej, że trasa wiodła po odsłoniętym terenie, w niezłym upale. Jednak fajnie mi się tędy jechał. Trochę widoków, bardzo spokojna, nieruchliwa szosa a podjazd co prawda nieustępliwy ale niezbyt stromy ani wymagający.



Trochę lepiej mi się zaczęło jechać, gdy wjechałam między drzewa, na szosę prowadzącą przez Pasmo Klonowskie. Kusiło mnie trochę, żeby nieco zboczyć na chwilę z trasy w lewo i zjechać do Centrum Łączności Satelitarnej (cokolwiek to jest) ale gdy pomyślałam, że będę musiała potem podjechać ten naprawdę bardzo stromy kawałek asfaltu, to odechciało mi się. Po chwili zastanowienia ruszyłam więc dalej. Tu zasadniczo kończył się podjazd. Droga ciągnęła się "granią" Pasma Klonowskiego, czasem w górę, czasem w dół ale nie mogłam nią jechać zbyt długo bo dotarłabym do S7-ki a tego nie chciałam ;)



Zjechałam więc z grani na boczną drogę przez Klonów i tutaj dopiero zaczęły się widoki! W zasadzie co chwilę zatrzymywałam się i patrzyłam, cyknęłam kilka fotek ale wybrałam tylko najlepsze.





Stąd czekał mnie super szybki i dość kręty zjazd do Brzezinek. Jadąc, miałam ochotę robić "WZIUUUUU!" oraz "ŁIIIIIIII!" ;)
Z Brzezinek bocznymi drogami do Ciekot, tam jeszcze pokręciłam się trochę po polu ;) i wróciłam do domu.

Święta Katarzyna - dzień 5 (Łysica)

Piątek, 24 lipca 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami, wycieczki i inne spontany
Km: 13.94 Km teren: 0.00 Czas: 01:30 km/h: 9.29
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Nie wiem czemu pomyślałam sobie, że wjazd na Łysicę to świetna trasa na dzisiejszy tlenowy trening ;) Nie mogłam być bardziej w błędzie. 
Z Internetów wyczytałam, że rowerem nie wolno więc skorzystałam z podpowiedzi na forum MTB Cross Maraton, gdzie ktoś opisywał boczny, stary szlak na Łysicę, omijający bramę do ŚPN i punkt pobierania myta ;) Obrałam zatem ten kierunek. Tuż po wyjechaniu ze Świętej Katarzyny w stronę Krajna, zauważyłam małą ścieżkę w las w lewo. Skręciłam tam i chyba to było właśnie to miejsce, gdzie powinnam była jechać szlakiem w górę.



Wyglądało to jednak na zbyt uczęszczaną ścieżkę. Obawiając się, że jadąc tędy trafię na główny szlak na Łysicę, skręciłam w prawo. Ścieżka zdecydowanie mniej widoczna ale jednak ścieżka. Przez jakiś czas rozkoszowałam się nią, jednak gdy odbiła w górę stoku, zaczęła powoli zanikać, aż wreszcie znikła całkowicie. Nie chcąc przedzierać się po chaszczach, wróciłam, jak niepyszna, w dół, ale postanowiłam poszukać alternatywy i niedługo trafiłam na ścieżkę jadącą wzdłuż granicy lasu. Oczywiście kończyła się na polu. Zwykle takie ścieżki nie mają dalszego ciągu, jednak zauważyłam w górnej części pola "wyrwę" w lesie i postanowiłam, przed ostatecznym wycofaniem się, sprawdzić czy tam jest droga. Szczęśliwie - była.

Ostatni widok przed wjechaniem w gąszcz.


Na początek ta droga zafundowała mi podejście prawie pionowej ścianki ale dalej dało się jechać. Nawet gdzieniegdzie widać było na drzewach oznaczenia niebieskiego szlaku od Kakonina więc cieszyłam się, że dobrze jadę i parłam w górę.
Niestety, im wyżej, mało używana ścieżka stawała się coraz mniej przejezdna. Blokowały ją zwalone drzewa, suche gałęzie i wybujałe gęste krzaki. Sporą część trasy cięłam z buta. Oznaczenia szlaku gdzieś wyparowały i zaczęłam mieć wątpliwości czy aby na pewno to dobry kierunek. Na domiar złego GPS w telefonie nie chciał złapać a muchy nie chciały się odczepić. Ponieważ jednak pasmo Łysogór jest dość krótkie a między szczytami biegnie szlak turystyczny, doszłam do wniosku, że idąc w górę - muszę prędzej czy później dotrzeć do tego szlaku.
Moje myślenie okazało się być prawidłowe ;) Doszłam do głównego szlaku turystycznego w zasadzie tuż koło Łysicy (nieco na wschód od szczytu) i ostatni kawałek przejechałam. Droga od miejsca, gdzie "stacjonuję" zajęła mi około 33 minut.




Victory! ;)


Niestety, droga w dół również okazała się dla mnie w sporej części nieprzejezdna. W pobliżu szczytu prowadziła gołoborzem z głazami o średnicy prawie kół mojego roweru ;)



Dopiero po przejściu sporego kawałka dało się fragmentami jechać, bo głazy były trochę mniejsze ;)

Po przejechaniu tego odcinka ręce mi się tak trzęsły, że nie byłam w stanie zrobić ostrego zdjęcia. Zdjęcie nie oddaje trudności tego zjazdu. Kamulce były duże i wystające a od czasu do czasu dość wysokie progi drewniane, z których bałam się zjechać (dawało się je objechać bokiem, też po kamulach).


Po drodze do zejścia były jeszcze również usiane głazami schody. Tam niosłam rower na ramieniu i zatrzymała mnie jakaś pani, z którą chwilę pogawędziłam. Pytała mnie, czy zjechałam na rowerze więc odpowiedziałam, zgodnie z prawdą, że fragmentami. Pani pogratulowała mi odwagi ;)

Chociaż nie dałam rady zjechać całości to i tak byłam zadowolona, że udało mi się zjechać choć częściowo. Zjazd w dół zajął mi jakieś 27 minut czyli w sumie całość godzinę. 
Ponieważ miałam dziś jeździć 1,5h to skoczyłam sobie jeszcze nad zalew w Wilkowie.

Tam byłam jakieś 40 minut temu

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum