Święta Katarzyna - dzień 7
Niedziela, 26 lipca 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami, wycieczki i inne spontany
Km: | 28.62 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:44 | km/h: | 16.51 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś miałam jakieś straszliwe interwały do zrobienia. Miałam przeczucie, że nic z tego nie będzie ale postanowiłam pojechać na ten podjazd, którym zjeżdżałam wczoraj. Tam tętno powinno samo wpaść do dobrej strefy ;)
Na rozgrzewkę wjechałam w jakieś straszliwe chaszcze, które pokroiły mi kolana na plasterki.
Uciekłam z tamtej scieżki czym prędzej i wróciłam na asfalt.
Oczywiście z interwałów nic nie wyszło, bo nie tylko tętno nie chciało ale nogi za nic nie chciały. Chyba mój mazowiecki organizm nie jest przyzwyczajony do takich dawek podjazdów, jakie sobie zaserwowałam w tym tygodniu ;)
Po dwóch minutach pierwszego interwału, kiedy to próbowałam swoje serducho zmusić do wejścia do S4 a ono nie tylko do S4 nie chciało ale nawet do S3, poddałam się i postanowiłam po prostu pojechać sobie trasę odwrotną do wczorajszej.
Z tego pomysłu też nic nie wyszło bo skręciłam gdzieś w bok i odkryłam fajny szuter, który po chwili wleciał w las i zamienił się w starą, zarośniętą, asfaltową drogę a potem w zarośnięty bruk.
Niestety, tutaj rzuciły się na mnie takie chmary owadów (chyba nie jadły od miesiąca), że uciekałam stamtąd szybciej, niż się zatrzymałam ;)
Wyjechałam, zupełnie niespodziewanie, w Świętej Katarzynie.
Na rozgrzewkę wjechałam w jakieś straszliwe chaszcze, które pokroiły mi kolana na plasterki.
Uciekłam z tamtej scieżki czym prędzej i wróciłam na asfalt.
Oczywiście z interwałów nic nie wyszło, bo nie tylko tętno nie chciało ale nogi za nic nie chciały. Chyba mój mazowiecki organizm nie jest przyzwyczajony do takich dawek podjazdów, jakie sobie zaserwowałam w tym tygodniu ;)
Po dwóch minutach pierwszego interwału, kiedy to próbowałam swoje serducho zmusić do wejścia do S4 a ono nie tylko do S4 nie chciało ale nawet do S3, poddałam się i postanowiłam po prostu pojechać sobie trasę odwrotną do wczorajszej.
Z tego pomysłu też nic nie wyszło bo skręciłam gdzieś w bok i odkryłam fajny szuter, który po chwili wleciał w las i zamienił się w starą, zarośniętą, asfaltową drogę a potem w zarośnięty bruk.
Niestety, tutaj rzuciły się na mnie takie chmary owadów (chyba nie jadły od miesiąca), że uciekałam stamtąd szybciej, niż się zatrzymałam ;)
Wyjechałam, zupełnie niespodziewanie, w Świętej Katarzynie.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!