Jak się jedzie jak popadnie to... się błądzi ;)
Niedziela, 2 sierpnia 2015 Kategoria trening, >50 km, ze zdjęciami
Km: | 51.82 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:49 | km/h: | 18.40 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś miałam w planie treningowym 2-3h. Żeby nie obciążać zbytnio mojego Taty opieką nad Zającem, postanowiłam jeździć około 2h.
Ruszyłam w stronę Bałdów i Wrót Warmii. Po przejechaniu ścieżką "biskupią" przez jakiś czas jechałam znaną sobie trasą... ale gdzieś skręciłam a potem znowu gdzieś skręciłam i w pewnym momencie pomyliły mi się chyba kierunki... ;)
Którą drogą do domu?
Zaczęłam kluczyć, szukając asfaltu. No bo jak jest asfalt, to prowadzi tylko we dwie strony i jedna z nich na pewno jest dobra ;) Na asfalt natknęłam się dość szybko ale nie bardzo chciało mi się nim jechać więc znów zboczyłam w las z zamiarem jechania wzdłuż szosy. E-e... znowu mnie gdzieś poniosło bo drogi leśne mają to do siebie, że rzadko lecą wzdłuż szos ;) Zresztą znów gdzieś skręciłam bo tamta droga wyglądała tak zachęcająco... :)
Gdzie ja do jasnej ciasnej jestem?
Może i bym się wkrótce "wybłądziła" bo po jakimś czasie znowu trafiłam na asfalt i to na drogę, którą już jechałam w zeszłym roku... ale znowu gdzieś skręciłam ;) I tym razem zabłądziłam już na dobre. W dodatku trafiłam na Łynę (dalej się nie dało jechać). Nawet Garmin się zgubił (na zapisie są w niektórych miejscach proste co oznacza brak zasięgu GPS).
Łyna - dalej drogi ni mo.
Zaczęłam kluczyć, wracać po własnych śladach, potem zorientowałam się, że wcale nie wracam tą samą drogą i zaczęłam się martwić, że już się nie wybłądzę. Na szczęście (po raz pierwszy dzisiaj) trafiłam na żywą duszę. Pana na rowerze z dzieciem na siodełku oraz drugim dzieciem na rowerku. Uszczęśliwiona, wysłuchałam wskazówek, jak dojechać do Butryn i ruszyłam. Po chwili znowu zabłądziłam ale na krótko bo ta sama ekipa zmaterializowała się nagle koło mnie, jakby się teleportowali z miejsca gdzie się rozstaliśmy. Pan musiał się ze mnie uśmiać w duchu bo postanowił mi towarzyszyć przez część trasy wyjazdowej z lasu ;)
Gdy dojechałam do szosy wiedziałam już dokładnie gdzie jestem i postanowiłam już nigdzie nie skręcać tylko jechać do domu.
Zamiast 2h wyszły prawie 3 ale na szczęście Tato nie miał problemu z Zającem :)
Ruszyłam w stronę Bałdów i Wrót Warmii. Po przejechaniu ścieżką "biskupią" przez jakiś czas jechałam znaną sobie trasą... ale gdzieś skręciłam a potem znowu gdzieś skręciłam i w pewnym momencie pomyliły mi się chyba kierunki... ;)
Którą drogą do domu?
Zaczęłam kluczyć, szukając asfaltu. No bo jak jest asfalt, to prowadzi tylko we dwie strony i jedna z nich na pewno jest dobra ;) Na asfalt natknęłam się dość szybko ale nie bardzo chciało mi się nim jechać więc znów zboczyłam w las z zamiarem jechania wzdłuż szosy. E-e... znowu mnie gdzieś poniosło bo drogi leśne mają to do siebie, że rzadko lecą wzdłuż szos ;) Zresztą znów gdzieś skręciłam bo tamta droga wyglądała tak zachęcająco... :)
Gdzie ja do jasnej ciasnej jestem?
Może i bym się wkrótce "wybłądziła" bo po jakimś czasie znowu trafiłam na asfalt i to na drogę, którą już jechałam w zeszłym roku... ale znowu gdzieś skręciłam ;) I tym razem zabłądziłam już na dobre. W dodatku trafiłam na Łynę (dalej się nie dało jechać). Nawet Garmin się zgubił (na zapisie są w niektórych miejscach proste co oznacza brak zasięgu GPS).
Łyna - dalej drogi ni mo.
Zaczęłam kluczyć, wracać po własnych śladach, potem zorientowałam się, że wcale nie wracam tą samą drogą i zaczęłam się martwić, że już się nie wybłądzę. Na szczęście (po raz pierwszy dzisiaj) trafiłam na żywą duszę. Pana na rowerze z dzieciem na siodełku oraz drugim dzieciem na rowerku. Uszczęśliwiona, wysłuchałam wskazówek, jak dojechać do Butryn i ruszyłam. Po chwili znowu zabłądziłam ale na krótko bo ta sama ekipa zmaterializowała się nagle koło mnie, jakby się teleportowali z miejsca gdzie się rozstaliśmy. Pan musiał się ze mnie uśmiać w duchu bo postanowił mi towarzyszyć przez część trasy wyjazdowej z lasu ;)
Gdy dojechałam do szosy wiedziałam już dokładnie gdzie jestem i postanowiłam już nigdzie nie skręcać tylko jechać do domu.
Zamiast 2h wyszły prawie 3 ale na szczęście Tato nie miał problemu z Zającem :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!