Wpisy archiwalne w kategorii
dojazdy
Dystans całkowity: | 26235.53 km (w terenie 204.30 km; 0.78%) |
Czas w ruchu: | 1360:35 |
Średnia prędkość: | 19.28 km/h |
Maksymalna prędkość: | 53.20 km/h |
Suma podjazdów: | 35782 m |
Maks. tętno maksymalne: | 172 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 148 (83 %) |
Suma kalorii: | 141746 kcal |
Liczba aktywności: | 1193 |
Średnio na aktywność: | 21.99 km i 1h 08m |
Więcej statystyk |
taranowanie pijaków nie ma sensu
Wtorek, 28 lutego 2012 Kategoria dojazdy
Km: | 9.05 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:30 | km/h: | 18.10 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 159159 ( 88%) | HRavg | 141( 78%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: b'twin Triban 3 (sprzedany) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trudno i darmo. Wczoraj był BG Fit więc dzisiaj nic nie mogło mnie powstrzymać przed pojechaniem do pracy na Tribanie i sprawdzeniem ustawień. Nawet to, że jest -5 stopni i zapowiadają śnieg i śnieg z deszczem na dzisiaj. Ojtam, najwyżej wrócę metrem :)
Ubrałam się ciepło i wio.
A więc wrażeń ciąg dalszy:
Ten rower sam jedzie! :D:D
Faktycznie, duża część mojego odczucia braku stabilności wynikała z faktu nieposiadania pedałów SPD :) Chyba już nie umiem jeździć na zwykłych. No więc to jest raz. Dwa - trochę się obawiałam, że po zmianie mostka na krótszy rower stanie się "nerwowy" ale nic takiego nie nastąpiło, a przynajmniej nie odczułam.
Trzy - podniesienie kierownicy do góry i skrócenie pozycji dało naprawdę dużo jeśli chodzi o komfort jazdy. Nawet używanie klamek hamulcowych z górnego chwytu stało się o wiele wygodniejsze.
Dojazd do pracy zajął mi w przybliżeniu mniej więcej tyle czasu, co góralem (czyli około 12 minut krócej niż w piątek). Czułam się na rowerze dzisiaj na tyle pewnie, że odważyłam się nawet przez większą część trasy jechać ulicą co mocno wpłynęło na prędkość jazdy.
W centrum za to postanowiłam staranować idiotę maszerującego ścieżką rowerową z wielką walizą na kółkach (zajmował skutecznie całą szerokość ścieżki). Jednak chociaż na mnie patrzył, zobaczył mnie dopiero jak już w niego wjechałam. Oczywiście wywaliłam się, ale miałam świadomość, że tak się stanie. Powiedziałam mu, co o nim myślę, jednak poza otrzymaniem od niego jakiejś pani lekki obyczajów, żadnej więcej reakcji nie uzyskałam.
Jak się okazało, taranowanie gościa nie miało większego sensu bo był w sztok pijany (jednak nie było tego widać z mojej perspektywy bo waliza przeszkadzała mu się zataczać).
Eh, trudno, zmarnowana wywrotka ;)
Ubrałam się ciepło i wio.
A więc wrażeń ciąg dalszy:
Ten rower sam jedzie! :D:D
Faktycznie, duża część mojego odczucia braku stabilności wynikała z faktu nieposiadania pedałów SPD :) Chyba już nie umiem jeździć na zwykłych. No więc to jest raz. Dwa - trochę się obawiałam, że po zmianie mostka na krótszy rower stanie się "nerwowy" ale nic takiego nie nastąpiło, a przynajmniej nie odczułam.
Trzy - podniesienie kierownicy do góry i skrócenie pozycji dało naprawdę dużo jeśli chodzi o komfort jazdy. Nawet używanie klamek hamulcowych z górnego chwytu stało się o wiele wygodniejsze.
Dojazd do pracy zajął mi w przybliżeniu mniej więcej tyle czasu, co góralem (czyli około 12 minut krócej niż w piątek). Czułam się na rowerze dzisiaj na tyle pewnie, że odważyłam się nawet przez większą część trasy jechać ulicą co mocno wpłynęło na prędkość jazdy.
W centrum za to postanowiłam staranować idiotę maszerującego ścieżką rowerową z wielką walizą na kółkach (zajmował skutecznie całą szerokość ścieżki). Jednak chociaż na mnie patrzył, zobaczył mnie dopiero jak już w niego wjechałam. Oczywiście wywaliłam się, ale miałam świadomość, że tak się stanie. Powiedziałam mu, co o nim myślę, jednak poza otrzymaniem od niego jakiejś pani lekki obyczajów, żadnej więcej reakcji nie uzyskałam.
Jak się okazało, taranowanie gościa nie miało większego sensu bo był w sztok pijany (jednak nie było tego widać z mojej perspektywy bo waliza przeszkadzała mu się zataczać).
Eh, trudno, zmarnowana wywrotka ;)
hardkor łysooponowy
Wtorek, 28 lutego 2012 Kategoria dojazdy
Km: | 5.30 | Km teren: | 5.30 | Czas: | 00:27 | km/h: | 11.78 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 159159 ( 88%) | HRavg | 131( 72%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: b'twin Triban 3 (sprzedany) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Oż fak, czegoś takiego to się nie spodziewałam. Rano było dość fajnie, nie spodziewałam się, że może aż taki kataklizm pogodowy nastąpić. Po południu zaczęło zacinać śniegiem i to dość ostro. W dodatku nieźle wiało. Wahałam się, czy pojechać do domu na Tribanie czy też z Tribanem (metrem). Zupełnie jak opcja z tarczą czy na tarczy ;)
Gdy wyszłam z pracy stwierdziłam, że nawet nie jest tak źle. Ale akurat miejsce, gdzie wyłaniam się z garażu było osłonięte od wiatru budynkiem. Więc wsiadłam na rower i popedałowałam.
Warunki powierzchniowe wydawały się znośne, ale jechałam bardzo ostrożnie - pomna wczorajszego ostrzeżenia Wojtka Marcjoniaka, żeby oponom szosowym zbytnio nie ufać.
Jednak w okolicach Metra Pole Mokotowskie zaczęłam mieć dość śniegu zacinającego kłującymi igiełkami prosto w twarz więc z ulgą zaszyłam się w kącie ostatniego wagonu metra.
Skoro już jednak byłam w metrze to postanowiłam zajechać na moment do Aribika, gdyż musiałam oddać Wojtkowi pendrive'a, na którym nagrał mi moje filmiki z BG Fit. Poza tym czekał na mnie odłożony błotnik.
Wysiadłam na Natolinie i podjechałam do Aribika uliczką osiedlową. A raczej doślizgałam się. Bo na uliczce śnieg zdążył napadać, roztopić się po czym zamarznąć. Nawet auta tańczyły więc chyba nie muszę opisywać, co wyczyniał Triban.
Chłopaki w Airbiku zrobili duże oczy na mój widok (a konkretnie na widok osoby na szosówce w taką pogodę). Akurat napatoczył się wychodzący Wojtek więc zamieniliśmy dwa słowa. Oddałam pendrive'a, odebrałam błotnik. Kupiłam jeszcze dętkę, ot tak, dla "miecia".
Stamtąd pojechałam już bardzo ostrożnie do domu. Koło domu na uliczce numer z tańcem rowerowym powtórzył się. Naprawdę, świetny trening równowagi ;)
Gdy wyszłam z pracy stwierdziłam, że nawet nie jest tak źle. Ale akurat miejsce, gdzie wyłaniam się z garażu było osłonięte od wiatru budynkiem. Więc wsiadłam na rower i popedałowałam.
Warunki powierzchniowe wydawały się znośne, ale jechałam bardzo ostrożnie - pomna wczorajszego ostrzeżenia Wojtka Marcjoniaka, żeby oponom szosowym zbytnio nie ufać.
Jednak w okolicach Metra Pole Mokotowskie zaczęłam mieć dość śniegu zacinającego kłującymi igiełkami prosto w twarz więc z ulgą zaszyłam się w kącie ostatniego wagonu metra.
Skoro już jednak byłam w metrze to postanowiłam zajechać na moment do Aribika, gdyż musiałam oddać Wojtkowi pendrive'a, na którym nagrał mi moje filmiki z BG Fit. Poza tym czekał na mnie odłożony błotnik.
Wysiadłam na Natolinie i podjechałam do Aribika uliczką osiedlową. A raczej doślizgałam się. Bo na uliczce śnieg zdążył napadać, roztopić się po czym zamarznąć. Nawet auta tańczyły więc chyba nie muszę opisywać, co wyczyniał Triban.
Chłopaki w Airbiku zrobili duże oczy na mój widok (a konkretnie na widok osoby na szosówce w taką pogodę). Akurat napatoczył się wychodzący Wojtek więc zamieniliśmy dwa słowa. Oddałam pendrive'a, odebrałam błotnik. Kupiłam jeszcze dętkę, ot tak, dla "miecia".
Stamtąd pojechałam już bardzo ostrożnie do domu. Koło domu na uliczce numer z tańcem rowerowym powtórzył się. Naprawdę, świetny trening równowagi ;)
Triban rozdziewiczony
Piątek, 24 lutego 2012 Kategoria dojazdy
Km: | 9.18 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:42 | km/h: | 13.11 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 155155 ( 86%) | HRavg | 131( 72%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: b'twin Triban 3 (sprzedany) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wczorajsze zdarzenie komunikacyjne tak mnie wkurzyło, że postanowiłam dzisiaj pojechać do pracy rowerem "choćby żabami z nieba padało". Poza tym... no trzeba było w końcu po raz pierwszy przelecieć Tribana.
Ale może najpierw opowiem co mnie tak wkurzyło :)
Otóż, gdy wracałam z pracy (Centrum), nastąpiła awaria metra. Cośtamcośtam zasilanie. Metro kursowało tylko do Politechniki a potem dopiero od Stokłos do Kabat, co mnie zupełnie nie urządzało :) Wysiadłam zatem z metra i potuptałam na jedyny jadący w interesującą mnie okolicę autobus (210). Nieważne, że jeździ co pół godziny. Nieważne, że jedzie na Ursynów 46 minut (!). Nieważne, że przyjechał krótki. Nawet nie wepchnęło się do niego tak strasznie dużo ludzi i udało mi się nawet mieć miejsce siedzące.
Problem powstał dwa przystanki dalej, czyli przy stacji Metro Politechnika. Otóż, do tego krótkiego, kursującego co pół godziny autobusu wcisnęła się kolejna porcja ludzi z metra. Niestety, drzwi nie chciały się zamknąć. W związku z tym kilka osób uwiesiło się na drzwiach i postanowiło "nie odpuścić". W autobusie rozpoczęła się najpierw rozmowa, potem dyskusja, potem gorąca dyskusja, potem awantura z przeklinaniem. Wiszący na drzwiach byli twardzi - nawet któraś z wiszących na drzwiach pań stwierdziła, że jak ona nie pojedzie to nikt nie pojedzie.
Kierowca wykazał się cierpliwością. Postanowił przeczekać aferę i zobaczyć co z niej wyniknie. Wyłączył silnik i czekał.
Awantura trwała około 10, może 15 minut. Całkiem długo, można było liczyć że wkrótce pojawi się kolejne 210 :)
Na szczęście w międzyczasie uruchomiono autobusy zastępcze i na nasz nieszczęsny przystanek na raz podjechały aż trzy, w tym dwa zupełnie puste. Więc nastąpił szybki szturm z 210 do M-ki. Przy czym - co ciekawe - wiszący na drzwiach ludzie postanowili na nich wisieć dalej więc było trudno wyjść z autobusu!
Wróciłam do domu zła, zmęczona, zmarznięta i o pół godziny później niż zwykle.
Zła byłam jeszcze z tego powodu, że chciałam pójść po powrocie na chwilkę chociaż na rower "za dnia". Niestety, nie udało się to.
Dlatego dzisiaj pojechałam rowerem. O.
Cóż mi rzec :) Tak długo do pracy rowerem to chyba jeszcze nigdy nie jechałam ;) Zwykle zajmuje mi to poniżej 30 minut. Tribanem jechałam około 42 minuty ale złożyło się na to kilka okoliczności.
Przede wszystkim czuję się na nim niepewnie.
Raz, że nie umiem jeździć w dolnym chwycie, gdzie przy naciśnięciu klamek hamulec dużo lepiej reaguje. Więc jechałam w górnym, naciskając podczas hamowania górne części klamek. Niestety, hamowanie w tym wydaniu jest mało efektywne. W dodatku bolą od tego dłonie.
Dwa, że cienkie, prawie łyse oponki, mają tendencję do ześlizgiwania się z mokrych krawędzi płytek chodnikowych oraz przypadkowych resztek lodu, co mnie trochę stresuje.
Poza tym było strasznie mokro a ja nie mam błotników, więc musiałam zwalniać przed każdą większą kałużą :)
A, no i... chyba muszę jednak zainwestować w SPD bo ciągle mi się buty ślizgały, co mnie nieco irytowało :) W dodatku odruch ciągnięcia pedału jednak już jakiś mam, co też nie pomaga ;)
Ale i tak jechało mi się fajnie, przede wszystkim gęba mi się cieszyła, że wreszcie wyszłam na rower ;)
Mam całkiem mokry tyłek. Całe szczęście, że w pracy mam do przebrania wszystko, włącznie ze skarpetami!
Pierwsze wrażenia z jazdy:
Rower jest dość stabilny, nawet przy uślizgach koła na fragmentach lodu, daje się dość łatwo opanować. Jest jednocześnie stosunkowo zwrotny, ciasne zakręty nie są niemożliwe :) Przerzutki chodzą gładko, przynajmniej w tym zakresie w jakim je wykorzystałam - z przodu środek i młynek, z tyłu nie wiem bo nie patrzę na wskaźniki tylko jadę na czuja - ale raczej były niskie biegi bo nie jechałam szybko. Przerzutki daje się obsługiwać tylko w górnym chwycie.
Klamki hamulcowe są dość daleko od baranka i nie są regulowalne. Dla męskiej dłoni pewnie to nie będzie problem ale dla mnie jest bo ledwo sięgam palcami do klamek. Hamulce są moim zdaniem niezłe, przy dolnym chwycie jest bardzo przyzwoita moc hamowania. Przy górnym (naciskanie górnej części klamek) jest słabo.
Carbonowy widelec dość fajnie tłumi drgania, ale dłonie mnie bolały bo nie jestem przyzwyczajona do ułożenia ich inaczej niż na prostej kierownicy (w rowerze MTB).
Rower jest dość długi, musiałam przesunąć siodło maksymalnie do przodu. Prawdopodobnie będę też musiała zmienić mostek na krótszy.
Sądzę, że jak się przyzwyczaję do niego, zwłaszcza do jazdy w dolnym chwycie, to będzie super :)
Było mi dość wygodnie, pozycja nie jest tak strasznie nachylona (jak przesunęłam siodło do przodu to się okazało, że jest całkiem ok pod tym względem). Zdjęłam sobie rano daszek z kasku bo sądziłam, że przy głowie nachylonej tak nisko daszek będzie zasłaniał, ale chyba niepotrzebnie. Muszę się przejechać z daszkiem następnym razem i zobaczyć jak jest.
Ale może najpierw opowiem co mnie tak wkurzyło :)
Otóż, gdy wracałam z pracy (Centrum), nastąpiła awaria metra. Cośtamcośtam zasilanie. Metro kursowało tylko do Politechniki a potem dopiero od Stokłos do Kabat, co mnie zupełnie nie urządzało :) Wysiadłam zatem z metra i potuptałam na jedyny jadący w interesującą mnie okolicę autobus (210). Nieważne, że jeździ co pół godziny. Nieważne, że jedzie na Ursynów 46 minut (!). Nieważne, że przyjechał krótki. Nawet nie wepchnęło się do niego tak strasznie dużo ludzi i udało mi się nawet mieć miejsce siedzące.
Problem powstał dwa przystanki dalej, czyli przy stacji Metro Politechnika. Otóż, do tego krótkiego, kursującego co pół godziny autobusu wcisnęła się kolejna porcja ludzi z metra. Niestety, drzwi nie chciały się zamknąć. W związku z tym kilka osób uwiesiło się na drzwiach i postanowiło "nie odpuścić". W autobusie rozpoczęła się najpierw rozmowa, potem dyskusja, potem gorąca dyskusja, potem awantura z przeklinaniem. Wiszący na drzwiach byli twardzi - nawet któraś z wiszących na drzwiach pań stwierdziła, że jak ona nie pojedzie to nikt nie pojedzie.
Kierowca wykazał się cierpliwością. Postanowił przeczekać aferę i zobaczyć co z niej wyniknie. Wyłączył silnik i czekał.
Awantura trwała około 10, może 15 minut. Całkiem długo, można było liczyć że wkrótce pojawi się kolejne 210 :)
Na szczęście w międzyczasie uruchomiono autobusy zastępcze i na nasz nieszczęsny przystanek na raz podjechały aż trzy, w tym dwa zupełnie puste. Więc nastąpił szybki szturm z 210 do M-ki. Przy czym - co ciekawe - wiszący na drzwiach ludzie postanowili na nich wisieć dalej więc było trudno wyjść z autobusu!
Wróciłam do domu zła, zmęczona, zmarznięta i o pół godziny później niż zwykle.
Zła byłam jeszcze z tego powodu, że chciałam pójść po powrocie na chwilkę chociaż na rower "za dnia". Niestety, nie udało się to.
Dlatego dzisiaj pojechałam rowerem. O.
Cóż mi rzec :) Tak długo do pracy rowerem to chyba jeszcze nigdy nie jechałam ;) Zwykle zajmuje mi to poniżej 30 minut. Tribanem jechałam około 42 minuty ale złożyło się na to kilka okoliczności.
Przede wszystkim czuję się na nim niepewnie.
Raz, że nie umiem jeździć w dolnym chwycie, gdzie przy naciśnięciu klamek hamulec dużo lepiej reaguje. Więc jechałam w górnym, naciskając podczas hamowania górne części klamek. Niestety, hamowanie w tym wydaniu jest mało efektywne. W dodatku bolą od tego dłonie.
Dwa, że cienkie, prawie łyse oponki, mają tendencję do ześlizgiwania się z mokrych krawędzi płytek chodnikowych oraz przypadkowych resztek lodu, co mnie trochę stresuje.
Poza tym było strasznie mokro a ja nie mam błotników, więc musiałam zwalniać przed każdą większą kałużą :)
A, no i... chyba muszę jednak zainwestować w SPD bo ciągle mi się buty ślizgały, co mnie nieco irytowało :) W dodatku odruch ciągnięcia pedału jednak już jakiś mam, co też nie pomaga ;)
Ale i tak jechało mi się fajnie, przede wszystkim gęba mi się cieszyła, że wreszcie wyszłam na rower ;)
Mam całkiem mokry tyłek. Całe szczęście, że w pracy mam do przebrania wszystko, włącznie ze skarpetami!
Pierwsze wrażenia z jazdy:
Rower jest dość stabilny, nawet przy uślizgach koła na fragmentach lodu, daje się dość łatwo opanować. Jest jednocześnie stosunkowo zwrotny, ciasne zakręty nie są niemożliwe :) Przerzutki chodzą gładko, przynajmniej w tym zakresie w jakim je wykorzystałam - z przodu środek i młynek, z tyłu nie wiem bo nie patrzę na wskaźniki tylko jadę na czuja - ale raczej były niskie biegi bo nie jechałam szybko. Przerzutki daje się obsługiwać tylko w górnym chwycie.
Klamki hamulcowe są dość daleko od baranka i nie są regulowalne. Dla męskiej dłoni pewnie to nie będzie problem ale dla mnie jest bo ledwo sięgam palcami do klamek. Hamulce są moim zdaniem niezłe, przy dolnym chwycie jest bardzo przyzwoita moc hamowania. Przy górnym (naciskanie górnej części klamek) jest słabo.
Carbonowy widelec dość fajnie tłumi drgania, ale dłonie mnie bolały bo nie jestem przyzwyczajona do ułożenia ich inaczej niż na prostej kierownicy (w rowerze MTB).
Rower jest dość długi, musiałam przesunąć siodło maksymalnie do przodu. Prawdopodobnie będę też musiała zmienić mostek na krótszy.
Sądzę, że jak się przyzwyczaję do niego, zwłaszcza do jazdy w dolnym chwycie, to będzie super :)
Było mi dość wygodnie, pozycja nie jest tak strasznie nachylona (jak przesunęłam siodło do przodu to się okazało, że jest całkiem ok pod tym względem). Zdjęłam sobie rano daszek z kasku bo sądziłam, że przy głowie nachylonej tak nisko daszek będzie zasłaniał, ale chyba niepotrzebnie. Muszę się przejechać z daszkiem następnym razem i zobaczyć jak jest.
nieco śmielej
Piątek, 24 lutego 2012 Kategoria dojazdy
Km: | 9.33 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:39 | km/h: | 14.35 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 153153 ( 85%) | HRavg | 128( 71%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: b'twin Triban 3 (sprzedany) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wracałam nieco już śmielej bo chodniki podeschły. Wypracowałam sobie trochę wygodniejsze hamowanie w górnym chwycie. Był nawet moment, gdy odważyłam się jechać ze 28km/h (!). No i pod koniec trasy spróbowałam jechać w dolnym chwycie. Okazało się, że jest to o wiele wygodniejsze niż chwyt górny... Zaskoczka :)
czy wraca zima?
Piątek, 13 stycznia 2012 Kategoria dojazdy, trening
Km: | 31.92 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:39 | km/h: | 19.35 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 158158 ( 87%) | HRavg | 133( 73%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rano kolano nie bolało mnie wcale więc tym chętniej wsiadłam na rower - mimo wyjącej wichury. Prawie zwiewało mnie z roweru.
Powrót za to był dużo przyjemniejszy. Prawie cały czas z wiatrem. Jak wychodziłam z pracy to na dworze nie było już tak bardzo ciemno - tym bardziej, że chmury się nieco rozwiały. Na zachodzie widać było łunę zachodzącego słońca, kawałek błękitu, trochę chmur i pomiędzy chmurami bardzo silnie świecący obiekt na niebie - chyba Jowisz.
KOW: 3 (297)
Powrót za to był dużo przyjemniejszy. Prawie cały czas z wiatrem. Jak wychodziłam z pracy to na dworze nie było już tak bardzo ciemno - tym bardziej, że chmury się nieco rozwiały. Na zachodzie widać było łunę zachodzącego słońca, kawałek błękitu, trochę chmur i pomiędzy chmurami bardzo silnie świecący obiekt na niebie - chyba Jowisz.
KOW: 3 (297)
dwóch towarzyszy :)
Czwartek, 12 stycznia 2012 Kategoria dojazdy
Km: | 19.87 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:05 | km/h: | 18.34 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 163163 ( 90%) | HRavg | 135( 75%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolano mnie rano bolało ale mniej niż wczoraj. Postanowiłam je w związku z tym rozruszać, oczywiście na rowerze ;) Rzeczywiście się rozruszało ale po odsiedzeniu swojego przy biurku znowu zaczęło bardziej boleć. No więc dla odmiany Lioton i Voltaren ;)
Wracałam do domu krótką trasą, ze względu na kolano. Miałam po drodze dwóch towarzyszy. Jednym z nich był Przyjaciel Damiana, Wiatr. Trochę pomagał ale bardziej jednak przeszkadzał. Na Sikorskiego dawał z boku tak mocno, że zwiewało mnie na lewą stronę chodnika :)
Na Sikorskiego też dołączył się drugi towarzysz. Młody chłopak, który dogonił mnie na rowerze, zagadnął mnie. Trochę się zdziwiłam, spytałam czy się znamy. Nie znamy się :) Jechał z Gocławia na Kabaty czyli prawie moja standardowa trasa od rodziców. Pogadaliśmy chwilę o Mazovii i o Polandbiku - jak się okazuje chłopak właśnie przeszedł z MJ, gdzie w generalce był siódmy (!) do M1. W tej nowej kategorii chyba będzie miał nieco trudniej żeby być w ścisłej czołówce.
Ponieważ jednak rozmowa się przestała kleić, pożegnałam go przy którymś skrzyżowaniu, odbijając na drugą stronę ulicy.
A w ogóle to dzisiaj doszłam do wniosku (ale to nie pod wpływem tego drugiego towarzysza), że niektóre osoby mają wsporniki siodła tak głęboko, że koniec wystający przed oczami przesłania im rzeczywistość.
Wracałam do domu krótką trasą, ze względu na kolano. Miałam po drodze dwóch towarzyszy. Jednym z nich był Przyjaciel Damiana, Wiatr. Trochę pomagał ale bardziej jednak przeszkadzał. Na Sikorskiego dawał z boku tak mocno, że zwiewało mnie na lewą stronę chodnika :)
Na Sikorskiego też dołączył się drugi towarzysz. Młody chłopak, który dogonił mnie na rowerze, zagadnął mnie. Trochę się zdziwiłam, spytałam czy się znamy. Nie znamy się :) Jechał z Gocławia na Kabaty czyli prawie moja standardowa trasa od rodziców. Pogadaliśmy chwilę o Mazovii i o Polandbiku - jak się okazuje chłopak właśnie przeszedł z MJ, gdzie w generalce był siódmy (!) do M1. W tej nowej kategorii chyba będzie miał nieco trudniej żeby być w ścisłej czołówce.
Ponieważ jednak rozmowa się przestała kleić, pożegnałam go przy którymś skrzyżowaniu, odbijając na drugą stronę ulicy.
A w ogóle to dzisiaj doszłam do wniosku (ale to nie pod wpływem tego drugiego towarzysza), że niektóre osoby mają wsporniki siodła tak głęboko, że koniec wystający przed oczami przesłania im rzeczywistość.
łoweł :)
Środa, 11 stycznia 2012 Kategoria dojazdy
Km: | 32.11 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:35 | km/h: | 20.28 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 164164 ( 91%) | HRavg | 138( 76%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj miałam mieszane uczucia - jechać bajkiem czy nie jechać? Na dworze ciemno jak w czarnej d... mokro... ale nie pada. Ale jechać meeetreeeeemm??? W dodatku książka została w sypialni a nie chciałam tam włazić i budzić. Ten argument przeważył :)
Po tygodniu przerwy jechało mi się świetnie, jakbym cały czas miała wiatr w plecy. Tak samo przy powrocie. Aura była przyjemna, lekki ciepły wiatr... też miałam mieszane uczucia wracając - czy jechać krótszą trasą i pograć w Wiedźmina czy jechać dłuższą? Wybrały za mnie światła, które ustawiły się tak, że skierowały mnie na dłuższą trasę przez LK ;)
Po tygodniu przerwy jechało mi się świetnie, jakbym cały czas miała wiatr w plecy. Tak samo przy powrocie. Aura była przyjemna, lekki ciepły wiatr... też miałam mieszane uczucia wracając - czy jechać krótszą trasą i pograć w Wiedźmina czy jechać dłuższą? Wybrały za mnie światła, które ustawiły się tak, że skierowały mnie na dłuższą trasę przez LK ;)
zaspałam...?!
Piątek, 30 grudnia 2011 Kategoria dojazdy
Km: | 9.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:27 | km/h: | 20.67 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 152152 ( 84%) | HRavg | 133( 73%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Naprawdę, rzadko mi się zdarza, żeby zaspać. Ze dwa razy do roku. W tym roku zdarzyło mi się wcześniej tylko raz... więc musiał być i drugi, dzisiaj była ostatnia szansa ;)
Zaspałam jakieś 45 minut ale do pracy spóźniłam się tylko o 15. Niezły wynik :D
Plac Konstytucji zablokowany, przygotowania do imprezy sylwestrowej już idą pełną parą. Ale musiałam to objechać więc przecięłam bezczelnie na skos na czerwonym skrzyżowanie żeby wjechać na ścieżkę rowerową ;)
Zaspałam jakieś 45 minut ale do pracy spóźniłam się tylko o 15. Niezły wynik :D
Plac Konstytucji zablokowany, przygotowania do imprezy sylwestrowej już idą pełną parą. Ale musiałam to objechać więc przecięłam bezczelnie na skos na czerwonym skrzyżowanie żeby wjechać na ścieżkę rowerową ;)
gdzie jest zima?
Piątek, 30 grudnia 2011 Kategoria dojazdy, trening
Km: | 22.21 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:18 | km/h: | 17.08 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 150150 ( 83%) | HRavg | 120( 66%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dobrze, że znów szefostwo puściło nas wcześniej. Dzięki temu w większej części treningu pogoda oszczędziła mi swoich wybryków. Na mżawkę załapałam się już pod koniec, wracając od Kabat do domu. Co za ohydna pogoda. Gdzie jest zima?
kadencja 81/116
KOW: 3 (234)
kadencja 81/116
KOW: 3 (234)
człap człap
Środa, 28 grudnia 2011 Kategoria dojazdy
Km: | 19.15 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:03 | km/h: | 18.24 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 158158 ( 87%) | HRavg | 126( 70%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
O rety rety! Co to się porobiło. Dzisiaj niby fajnie, ładnie, słonko wygląda zza bloków, temperatura odpowiednia (nieco bardziej zimowa niż wczoraj) - wydawałoby się wymarzony dzień na rower. Ale... do pracy jechało mi się fatalnie! Ciężko, zdechło. Nogi jak z ołowiu. Ciekawe, czy to po poniedziałkowym bieganiu? Niedobrze bo na dzisiejszy wieczór mam rozpisane następne...