Wpisy archiwalne w kategorii
białe szaleństwo
Dystans całkowity: | b.d. |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 21 |
Średnio na aktywność: | 0.00 km |
Więcej statystyk |
będzie ten śnieg w końcu, czy nie będzie?
Czwartek, 5 stycznia 2012 Kategoria białe szaleństwo
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:00 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na dzisiaj prognozy mówiły, że trochę śnieżku ma spaść.
Pełna nadziei więc wyruszyłam na Palenicę. Póki co - to co wczoraj napadało deszczem, dzisiaj zamarzło. Więc śnieg na stokach zmrożony i twardy. O dziwo, całkiem fajnie mi się jeździło. Od rana co prawda mocny wiatr ale jakoś nie przeszkadzał. Po południu jednak wiatr się jeszcze wzmógł i w końcu zaczęło nieco prószyć śniegiem. Niestety, symbolicznie tylko. Zazdroszczę Damianowi, który siedzi w Jakuszycach i wrzuca na Bikestats zdjęcia takie jak w tym wpisie.
Dzisiaj jednak udało się pojeździć trochę dłużej niż wczoraj i przedwczoraj. Miałam uczucie dobrej kontroli nad deską, mimo jazdy po zmrożonej nawierzchni.
Pełna nadziei więc wyruszyłam na Palenicę. Póki co - to co wczoraj napadało deszczem, dzisiaj zamarzło. Więc śnieg na stokach zmrożony i twardy. O dziwo, całkiem fajnie mi się jeździło. Od rana co prawda mocny wiatr ale jakoś nie przeszkadzał. Po południu jednak wiatr się jeszcze wzmógł i w końcu zaczęło nieco prószyć śniegiem. Niestety, symbolicznie tylko. Zazdroszczę Damianowi, który siedzi w Jakuszycach i wrzuca na Bikestats zdjęcia takie jak w tym wpisie.
Dzisiaj jednak udało się pojeździć trochę dłużej niż wczoraj i przedwczoraj. Miałam uczucie dobrej kontroli nad deską, mimo jazdy po zmrożonej nawierzchni.
siąpawka
Środa, 4 stycznia 2012 Kategoria białe szaleństwo
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
No i znów nie pojeździłam. Warunki nadal dobre, chociaż temperatura wyższa niż wczoraj (+7 stopni). Jednak zaczął kropić deszczyk. Z początku to nie przeszkadzało ale po jakimś czasie zrobił się na tyle intensywny, że ciuchy zaczęły być mokre. Żadna to przyjemność, zjeżdżać, gdy po goglach spływa woda :(
Więc tylko kilka zjazdów i potem do domu. Po południu wypad na obiad. Pyszne placki ziemniaczane i pomidorówka. Wciąż pada więc pewnie już nie pójdziemy dzisiaj na stok. Jednak prognozy od jutra są obiecujące - ma być chłodniej i trochę poprószyć śniegiem. Tymczasem, reszta dnia to nudzenie się w pokoju.
Więc tylko kilka zjazdów i potem do domu. Po południu wypad na obiad. Pyszne placki ziemniaczane i pomidorówka. Wciąż pada więc pewnie już nie pójdziemy dzisiaj na stok. Jednak prognozy od jutra są obiecujące - ma być chłodniej i trochę poprószyć śniegiem. Tymczasem, reszta dnia to nudzenie się w pokoju.
Szczawnica niezimowa
Wtorek, 3 stycznia 2012 Kategoria białe szaleństwo
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:00 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wczorajszy dzień spędziłam w aucie. Niestety, interesujące mnie miejsca w naszych górach są oddalone od Warszawy o minimum 7 godzin drogi. Więc, pozwoliwszy sobie na wyspanie się, do Szczawnicy dotarłam około 18.30.
Nie ma tu ani grama śniegu a temperatura w dzień jest na plusie. Dzisiaj rano około +5 stopni. Z duszą na ramieniu udałam się z deską snowboardową na Palenicę, mając w głowie najczarniejsze scenariusze.
Dzięki temu nastawieniu chyba przeżyłam miłe rozczarowanie. Wspaniale naśnieżone są dwie trasy, Szafranówka i trasa Rodzinna. Spora warstwa sztucznego śniegu nie jest zbyt mokra i nie rozpuszcza się zbyt szybko, bo oba stoki są po północnej stronie. Ponadto, z uwagi na małą ilość gości (wszyscy z Sylwestra już wyjechali) śnieg nie jest rozjeżdżony i jeździ się naprawdę dobrze.
Nie jeździłam dzisiaj długo, pomna zakwasów, które mam zawsze po pierwszym dniu na desce.
Wieczorem krótki spacer po Szczawnicy, obiad included ;)
Gdy wracałam, ścisnął lekki mrozik i zrobiło się ślisko. Nie dziwne, że śnieg na Palenicy się utrzymuje, skoro w nocy jest mróz.
Nie ma tu ani grama śniegu a temperatura w dzień jest na plusie. Dzisiaj rano około +5 stopni. Z duszą na ramieniu udałam się z deską snowboardową na Palenicę, mając w głowie najczarniejsze scenariusze.
Dzięki temu nastawieniu chyba przeżyłam miłe rozczarowanie. Wspaniale naśnieżone są dwie trasy, Szafranówka i trasa Rodzinna. Spora warstwa sztucznego śniegu nie jest zbyt mokra i nie rozpuszcza się zbyt szybko, bo oba stoki są po północnej stronie. Ponadto, z uwagi na małą ilość gości (wszyscy z Sylwestra już wyjechali) śnieg nie jest rozjeżdżony i jeździ się naprawdę dobrze.
Nie jeździłam dzisiaj długo, pomna zakwasów, które mam zawsze po pierwszym dniu na desce.
Wieczorem krótki spacer po Szczawnicy, obiad included ;)
Gdy wracałam, ścisnął lekki mrozik i zrobiło się ślisko. Nie dziwne, że śnieg na Palenicy się utrzymuje, skoro w nocy jest mróz.
Jaworki tylko przez chwilę
Czwartek, 17 lutego 2011 Kategoria białe szaleństwo
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:30 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Zapowiadało się od rana nędznie. Temperatura na plusie i to sporo, zapowiadany śnieg nie spadł. W Jaworkach jakieś dzikie tłumy w porównaniu do poprzednich dni. Poza tym chyba właściciele stoku liczyli na opad śniegu, którego nie było i stok nie został w nocy naśnieżony. W związku z tym były gigantyczne lodowe pola nawet nie udające, że leży tam śnieg. W dodatku uległa uszkodzeniu jedna bramka (z dwóch) na wejście na wyciąg i zaczęły się tworzyć kolejki. Szybko opchnęliśmy zakupione czterogodzinne karnety i uciekliśmy stamtąd. Przez moment planowaliśmy pójść na Palenicę, ale rozmyśliliśmy się. Jazda w rozpuszczającej się brei to żadna przyjemność.
Jaworki
Środa, 16 lutego 2011 Kategoria białe szaleństwo
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:00 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pojechaliśmy dzisiaj do Kluszkowców. Tam jest spory ośrodek narciarski usytuowany na zboczach góry Wdżar. Niestety, rekonesans wyszedł niekorzystnie. Na pierwszy rzut oka wyglądało zachęcająco - od strony parkingu widać było dwa szerokie stoki, jeden bardziej, drugi mniej stromy. Z mapki wynikało, że jest ich więcej. Niestety... odstraszyła nas gigantyczna koleja do wyciągu. Zawróciliśmy na pięcie i pojechaliśmy do Jaworek.
Dzisiaj trochę wiało a temperatura lekko na plusie. Jednak z powodu wiatru odczucie było zimnawe. Po południu zaczęły się zbierać chmury. Mieliśmy nadzieję na trochę świeżego śniegu, niestety nie doczekaliśmy się.
Jeździło się dzisiaj świetnie. O wiele pewniej się czuję w tej chwili na desce, nawet na lodzie. Odkryłam wczoraj ponadto, że jeśli inaczej zapinam wiązania deski (paski od palców bardziej na czubki palców), to lepiej kontroluję deskę. Chyba dlatego zaczęły mi jakoś lepiej iść zwroty z palców na pięty.
Dzisiaj trochę wiało a temperatura lekko na plusie. Jednak z powodu wiatru odczucie było zimnawe. Po południu zaczęły się zbierać chmury. Mieliśmy nadzieję na trochę świeżego śniegu, niestety nie doczekaliśmy się.
Jeździło się dzisiaj świetnie. O wiele pewniej się czuję w tej chwili na desce, nawet na lodzie. Odkryłam wczoraj ponadto, że jeśli inaczej zapinam wiązania deski (paski od palców bardziej na czubki palców), to lepiej kontroluję deskę. Chyba dlatego zaczęły mi jakoś lepiej iść zwroty z palców na pięty.
Jaworki
Poniedziałek, 14 lutego 2011 Kategoria białe szaleństwo
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:00 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Markowi się nie podobało, że trzeba podchodzić kawałek do wyciągu po zjechaniu z Palenicy a poza tym kawałek trzeba jechać orczykiem. Postanowiliśmy zatem przetestować "Polanę Jaworki".
Stok trochę krótszy, około 700 m, ale za to dość szeroki. Niezbyt stromy, chociaż momentami ma większe spadki. Strasznie narowisty wyciąg, starego typu. Ale jeździło się doskonale. Dzisiaj czułam się na desce jak król :) Jeździło mi się swobodnie i pewnie. Śnieg dobrze niósł, słońce świeciło przez cały dzień a temperatura była ciut poniżej zera (na słońcu chyba powyżej, bo tyłek miałam całkiem mokry od siedzenia na śniegu.
Pod koniec dnia stok przetarł się i zaczęły spod śniegu wyłazić łachy lodu, ale i tak się fajnie jeździło. To był dobry dzień.
Wieczorem kupiliśmy dla mnie nowe spodnie na deskę. Mam nadzieję, że te nie będą przemakać.
Mam straszne zakwasy, jutro chyba nie będę się mogła ruszyć...
Stok trochę krótszy, około 700 m, ale za to dość szeroki. Niezbyt stromy, chociaż momentami ma większe spadki. Strasznie narowisty wyciąg, starego typu. Ale jeździło się doskonale. Dzisiaj czułam się na desce jak król :) Jeździło mi się swobodnie i pewnie. Śnieg dobrze niósł, słońce świeciło przez cały dzień a temperatura była ciut poniżej zera (na słońcu chyba powyżej, bo tyłek miałam całkiem mokry od siedzenia na śniegu.
Pod koniec dnia stok przetarł się i zaczęły spod śniegu wyłazić łachy lodu, ale i tak się fajnie jeździło. To był dobry dzień.
Wieczorem kupiliśmy dla mnie nowe spodnie na deskę. Mam nadzieję, że te nie będą przemakać.
Mam straszne zakwasy, jutro chyba nie będę się mogła ruszyć...
Urlop :D
Niedziela, 13 lutego 2011 Kategoria białe szaleństwo
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy dzień w Szczawnicy. Miałam dzisiaj okazję się przekonać, jak może zmienić się subiektywna ocena stoku po roku jeżdżenia na desce. Jak byłam w Szczawnicy poprzednio to trasa łatwa i krótka wydawała mi się odpowiednia, trasa średnia i długa tzw. rodzinna wydawała mi się trudna i strasznie długa i męcząca a na trasę FIS'owską nawet nie patrzyłam, a jeśli patrzyłam to z przerażeniem. W każdym razie przez myśl mi nie przeszło, żeby chociaż spróbować tam zjechać.
Dzisiaj strasznie się byczyliśmy z Markiem, wyczłapaliśmy z domu dopiero przed pierwszą. Słonko pięknie świeciło od samego rana, wiatr ucichł jednak temperatura nieco na plusie, niestety (+1). Na szczęście trasy na Palenicy porządnie naśnieżone. Pod spodem lód, ale dużo sztucznego śniegu, więc tylko gdzieniegdzie deska się ślizgała.
Trasa łatwa i krótka tym razem wydała mi się bardzo łatwa i bardzo krótka. Nawet nie miałam szczególnego problemu z wjeżdżaniem orczykiem, chociaż tego nie lubię.
Po kilku zjazdach poszliśmy na trasę średnią i długą, która wydała mi się niezbyt trudna i odpowiednio długa. Raz spróbowaliśmy też zjechać trasą FISowską. Jednak ona była mocno oblodzona i stroma więc pozostaliśmy przy tym jednym razie :)
Jeździliśmy krótko, bo Marek był jakiś nie w sosie a ja po 2h poczułam się mocno zmęczona, poza tym skarpety mnie obtarły. Za ciepło.
Resztę dnia prawie całą przespaliśmy, z przerwami na jedzenie :)
Czasem też się trzeba polenić, nie tylko sport i sport...;)
Dzisiaj strasznie się byczyliśmy z Markiem, wyczłapaliśmy z domu dopiero przed pierwszą. Słonko pięknie świeciło od samego rana, wiatr ucichł jednak temperatura nieco na plusie, niestety (+1). Na szczęście trasy na Palenicy porządnie naśnieżone. Pod spodem lód, ale dużo sztucznego śniegu, więc tylko gdzieniegdzie deska się ślizgała.
Trasa łatwa i krótka tym razem wydała mi się bardzo łatwa i bardzo krótka. Nawet nie miałam szczególnego problemu z wjeżdżaniem orczykiem, chociaż tego nie lubię.
Po kilku zjazdach poszliśmy na trasę średnią i długą, która wydała mi się niezbyt trudna i odpowiednio długa. Raz spróbowaliśmy też zjechać trasą FISowską. Jednak ona była mocno oblodzona i stroma więc pozostaliśmy przy tym jednym razie :)
Jeździliśmy krótko, bo Marek był jakiś nie w sosie a ja po 2h poczułam się mocno zmęczona, poza tym skarpety mnie obtarły. Za ciepło.
Resztę dnia prawie całą przespaliśmy, z przerwami na jedzenie :)
Czasem też się trzeba polenić, nie tylko sport i sport...;)
Alpe di Siusi - pożegnanie
Piątek, 10 grudnia 2010 Kategoria białe szaleństwo, ze zdjęciami
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:00 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wczoraj wieczorem wypiliśmy parę toastów za to, aby ostatni dzień pobytu był taki, żeby nie chciało nam się wyjeżdżać. Chyba poskutkowało.
Pogoda była wymarzona. Lekki minusik, świeży śnieg z nocy, piękne słońce przez cały dzień.
Na początek zamieniłam się z Magdą na sprzęt. Ona chciała spróbować jazdy na desce, ja na nartach - numer buta ten sam... idealnie.
Okazało się, że nauczyć się "pierwszych kroków" na nartach jest o wiele łatwiej, niż na desce. Było świetnie, zaczęłam już coraz szybciej zjeżdżać. Jednak przy ostatnim zjeździe przed przerwą na knajping nabrałam w niekontrolowany sposób prędkości, nie umiałam się zatrzymać - skończyło się to oczywiście wywrotką... i dokręceniem skręconej w poniedziałek kostki, bo narta się nie wypięła. Na szczęście nic strasznego, ale wolałam jednak oddać już sprzęt Magdzie :)
Potem jeździłam już do końca na desce.
Dzisiaj 5h jeżdżenia... i naprawdę szkoda, że musimy już wracać do domu :(
Pogoda była wymarzona. Lekki minusik, świeży śnieg z nocy, piękne słońce przez cały dzień.
Na początek zamieniłam się z Magdą na sprzęt. Ona chciała spróbować jazdy na desce, ja na nartach - numer buta ten sam... idealnie.
Okazało się, że nauczyć się "pierwszych kroków" na nartach jest o wiele łatwiej, niż na desce. Było świetnie, zaczęłam już coraz szybciej zjeżdżać. Jednak przy ostatnim zjeździe przed przerwą na knajping nabrałam w niekontrolowany sposób prędkości, nie umiałam się zatrzymać - skończyło się to oczywiście wywrotką... i dokręceniem skręconej w poniedziałek kostki, bo narta się nie wypięła. Na szczęście nic strasznego, ale wolałam jednak oddać już sprzęt Magdzie :)
Potem jeździłam już do końca na desce.
Dzisiaj 5h jeżdżenia... i naprawdę szkoda, że musimy już wracać do domu :(
Uwięzieni w zamieci
Czwartek, 9 grudnia 2010 Kategoria białe szaleństwo, ze zdjęciami
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:00 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wczoraj świetnie nam się zjeżdżało z Dantercepies prawie aż do samej Corvary. Studiując mapkę narciarską regionu odkryliśmy, iż aby dostać się na Dantercepies nie musimy wcale jechać autem do Corvary. Możemy też zostawić je w Wolkenstein (które dla celów roboczych przezwaliśmy Wolfenstein), gdyż stamtąd jest gondolka bezpośrednio na Dantercepies.
Rano przywitał nas taki widok z okna
To był chyba drugi raz, gdy mieliśmy okazję zobaczyć ten szczyt spoza mgły. Trochę obawialiśmy się, że dzisiaj warunki pogodowe będą gorsze niż wczoraj.
Po drodze jednak chmury się rozwiały i słonko zaczęło na nas spoglądać.
Zatrzymaliśmy auto pod pierwszą kolejką gondolkową w Wolkenstein na jaką się natknęliśmy. Gdy już w niej siedzieliśmy, okazało się, iż nie prowadzi ona wcale na Dantercepies ale na Ciampinoi.
Stamtąd były tylko dwie trasy - trudna i bardzo trudna ;) Postanowiliśmy jednak chociaż raz z jechać z tej "łatwiejszej" - przenieść się w inne miejsce zawsze można, mająć karnet na całe Dolomiti.
Jak się okazało, stok był potwornie stromy, jeszcze bardziej potwornie oblodzony i nasze skromne umiejętności nie pozwoliły nam się cieszyć tym zjazdem. Ja spędziłam chyba z 80% stoku na tyłku i z 10% na brzuchu ;) Przy czym jeden zjazd na brzuchu był naprawdę imponujący - nie mogłam się zatrzymać przez tak na oko chyba z 10 metrów!
Zrobiliśmy parę fotek i postanowiliśmy się ewakuować, chociaż było przepięknie.
Podczas robienia tych zdjęć musiałam zdjąć rękawice. Palce mi zesztywniały w kilka sekund, bo bardzo mocno wiało.
Po dokładniejszej analizie mapki, odkryliśmy, że gondolka na Dantercepies jest niewiele dalej. Na Dantercepies najpierw pokrzepiliśmy się pysznym Eier mit Speck und Pommes :) a potem rozdzieliliśmy. Marcin na nartach ruszył na poszukiwanie łatwiejszych tras, zaś my na deskach podążyliśmy wczorajszą trasą w dół do Corvary. Na początku było prawie równie trudno jak na Campinoi, wiał poza tym silny wiatr, który albo zatrzymywał w miejscu albo popychał do granic utraty kontroli. Jednak udało nam się cało dotrzeć do stacji przesiadkowej kolejnego wyciągu gondolkowego. Tutaj ja zaprotestowałam i powiedziałam, że dalej nie jadę, dla mnie było zbyt trudno. Marek z Krzychem postanowili jednak sprawdzić, czy dalsza trasa jest równie trudna.
Po długich minutach mojego oczekiwania chłopcy wyłonili się z gondolki i poinformowali, że dalej jest już lepiej. No to ruszyliśmy dalej.
Faktycznie, dalej było łatwiej, trochę spokojniej, mniej lodu. Dojechaliśmy do ostatniego wyciągu, którym zjeżdżało się do Corvary i tu pozwiedzaliśmy lokalne stoki. Trochę tu, trochę tam. Gdy wjeżdżaliśmy na Colfosco, wiatr był tak potężny, że co jakiś czas zatrzymywali wyciąg. Na górze, zimny wiatr całkiem zamroził mi usta - znieczulenie, jak u dentysty :)
Zjechaliśmy ostatni raz i postanowiliśmy wracać na Dantercepies a stamtąd w dół gondolką do auta. Czekała nas długa podróż wyciągami.
Niestety, okazało się, iż wyciągi powyżej zostały w międzyczasie pozamykane z powodu zamieci! Pozostało nam jedynie udać się do Corvary i stamtąd szukać transportu do Wolkenstein. Dowiedzieliśmy się także, że zamknięta została na jakiś czas przełęcz Passo Gardena i trzeba czekać do godz. 16tej żeby przez nią przejechać!
I weź tu wróć do domu!...
No cóż. Zjechaliśmy do Corvary, gdzie spotkaliśmy się z Marcinem, który już tam był. Na chwilę skoczyliśmy do kafejki żeby się rozgrzać. Było w niej pełno ludzi, widać wszyscy akurat po tych wieściach zeszli ze stoków. Ja z Markiem poszliśmy dowiedzieć się o jakiś transport. Okazało się, że jest autokar, który tam właśnie rusza - niestety... nie chciał poczekać na resztę ekipy, która została w kafejce :(
Potem poinformowano nas, że do Wolkenstein można się dostać jedynie taryfą, na którą trzeba czekać. No to czekaliśmy. Po 1,5 h, gdy przez cały czas taryfa przyjechała tylko jedna, a nikt z odjeżdżających nie chciał nas podrzucić, wkurzeni postanowiliśmy lokalnym skibusem udać się do "centrum" Corvary i tam szukać ratunku. Tu jednak również nie było pomocy. Dopiero w knajpie sympatyczny barman dał mi wizytówkę do Taxi. Udało mi się jakoś dogadać i taksówka przyjechała po nas bardzo szybko.
Wiózł nas przez otwartą już przełęcz Gardena. Na przełęczy hulał huragan, tumany śniegu waliły w każdą stronę i nie było widać nic poza światłami samochodu. Poza tym było ślisko i kręto, jak zwykle tutaj. Taryfa nie miała łańcuchów (!) Taksówkarz jednak prowadził tak, jakby nigdy nic innego nie robił tylko zasuwał w zamieci przez przełęcz. Pewnie, spokojnie, nie przejmując się uślizgującymi się od czasu do czasu kołami.
Podwiózł nas aż do naszego samochodu. Za tę wyprawę zapłaciliśmy mu 65 Euro, co uznaliśmy za bardzo niewygórowaną kwotę za ten kurs... gotowi byliśmy zapłacić dużo więcej byle być już na miejscu :)
Ale czekał nas jeszcze powrót autem. Na szczęście warunki w drodze z Wolkenstein do Castelrotto były już dużo lepsze. W Castelrotto zatrzymaliśmy się na pyszną pizzę.
To nie był koniec niespodzianek na ten dzień. Na zwykle całkiem pustej drodze z Castelrotto do St. Vigil, gdzie mieszkaliśmy, było pełno aut jadących w przeciwnym kierunku! Trzeba było ciągle ustępować, bo droga była szeroka na jedno auto. Doszliśmy do wniosku, że chyba musieli zrobić tędy jakiś objazd ze względu na złe warunki.
Dotarliśmy do domu całkiem wyczerpani i podjęliśmy gremialną decyzję, że jutro nie wystawiamy nosa dalej niż do Alpe di Siusi :)
Tylko 4h deskowania, ale ile emocji...!
Rano przywitał nas taki widok z okna
To był chyba drugi raz, gdy mieliśmy okazję zobaczyć ten szczyt spoza mgły. Trochę obawialiśmy się, że dzisiaj warunki pogodowe będą gorsze niż wczoraj.
Po drodze jednak chmury się rozwiały i słonko zaczęło na nas spoglądać.
Zatrzymaliśmy auto pod pierwszą kolejką gondolkową w Wolkenstein na jaką się natknęliśmy. Gdy już w niej siedzieliśmy, okazało się, iż nie prowadzi ona wcale na Dantercepies ale na Ciampinoi.
Stamtąd były tylko dwie trasy - trudna i bardzo trudna ;) Postanowiliśmy jednak chociaż raz z jechać z tej "łatwiejszej" - przenieść się w inne miejsce zawsze można, mająć karnet na całe Dolomiti.
Jak się okazało, stok był potwornie stromy, jeszcze bardziej potwornie oblodzony i nasze skromne umiejętności nie pozwoliły nam się cieszyć tym zjazdem. Ja spędziłam chyba z 80% stoku na tyłku i z 10% na brzuchu ;) Przy czym jeden zjazd na brzuchu był naprawdę imponujący - nie mogłam się zatrzymać przez tak na oko chyba z 10 metrów!
Zrobiliśmy parę fotek i postanowiliśmy się ewakuować, chociaż było przepięknie.
Podczas robienia tych zdjęć musiałam zdjąć rękawice. Palce mi zesztywniały w kilka sekund, bo bardzo mocno wiało.
Po dokładniejszej analizie mapki, odkryliśmy, że gondolka na Dantercepies jest niewiele dalej. Na Dantercepies najpierw pokrzepiliśmy się pysznym Eier mit Speck und Pommes :) a potem rozdzieliliśmy. Marcin na nartach ruszył na poszukiwanie łatwiejszych tras, zaś my na deskach podążyliśmy wczorajszą trasą w dół do Corvary. Na początku było prawie równie trudno jak na Campinoi, wiał poza tym silny wiatr, który albo zatrzymywał w miejscu albo popychał do granic utraty kontroli. Jednak udało nam się cało dotrzeć do stacji przesiadkowej kolejnego wyciągu gondolkowego. Tutaj ja zaprotestowałam i powiedziałam, że dalej nie jadę, dla mnie było zbyt trudno. Marek z Krzychem postanowili jednak sprawdzić, czy dalsza trasa jest równie trudna.
Po długich minutach mojego oczekiwania chłopcy wyłonili się z gondolki i poinformowali, że dalej jest już lepiej. No to ruszyliśmy dalej.
Faktycznie, dalej było łatwiej, trochę spokojniej, mniej lodu. Dojechaliśmy do ostatniego wyciągu, którym zjeżdżało się do Corvary i tu pozwiedzaliśmy lokalne stoki. Trochę tu, trochę tam. Gdy wjeżdżaliśmy na Colfosco, wiatr był tak potężny, że co jakiś czas zatrzymywali wyciąg. Na górze, zimny wiatr całkiem zamroził mi usta - znieczulenie, jak u dentysty :)
Zjechaliśmy ostatni raz i postanowiliśmy wracać na Dantercepies a stamtąd w dół gondolką do auta. Czekała nas długa podróż wyciągami.
Niestety, okazało się, iż wyciągi powyżej zostały w międzyczasie pozamykane z powodu zamieci! Pozostało nam jedynie udać się do Corvary i stamtąd szukać transportu do Wolkenstein. Dowiedzieliśmy się także, że zamknięta została na jakiś czas przełęcz Passo Gardena i trzeba czekać do godz. 16tej żeby przez nią przejechać!
I weź tu wróć do domu!...
No cóż. Zjechaliśmy do Corvary, gdzie spotkaliśmy się z Marcinem, który już tam był. Na chwilę skoczyliśmy do kafejki żeby się rozgrzać. Było w niej pełno ludzi, widać wszyscy akurat po tych wieściach zeszli ze stoków. Ja z Markiem poszliśmy dowiedzieć się o jakiś transport. Okazało się, że jest autokar, który tam właśnie rusza - niestety... nie chciał poczekać na resztę ekipy, która została w kafejce :(
Potem poinformowano nas, że do Wolkenstein można się dostać jedynie taryfą, na którą trzeba czekać. No to czekaliśmy. Po 1,5 h, gdy przez cały czas taryfa przyjechała tylko jedna, a nikt z odjeżdżających nie chciał nas podrzucić, wkurzeni postanowiliśmy lokalnym skibusem udać się do "centrum" Corvary i tam szukać ratunku. Tu jednak również nie było pomocy. Dopiero w knajpie sympatyczny barman dał mi wizytówkę do Taxi. Udało mi się jakoś dogadać i taksówka przyjechała po nas bardzo szybko.
Wiózł nas przez otwartą już przełęcz Gardena. Na przełęczy hulał huragan, tumany śniegu waliły w każdą stronę i nie było widać nic poza światłami samochodu. Poza tym było ślisko i kręto, jak zwykle tutaj. Taryfa nie miała łańcuchów (!) Taksówkarz jednak prowadził tak, jakby nigdy nic innego nie robił tylko zasuwał w zamieci przez przełęcz. Pewnie, spokojnie, nie przejmując się uślizgującymi się od czasu do czasu kołami.
Podwiózł nas aż do naszego samochodu. Za tę wyprawę zapłaciliśmy mu 65 Euro, co uznaliśmy za bardzo niewygórowaną kwotę za ten kurs... gotowi byliśmy zapłacić dużo więcej byle być już na miejscu :)
Ale czekał nas jeszcze powrót autem. Na szczęście warunki w drodze z Wolkenstein do Castelrotto były już dużo lepsze. W Castelrotto zatrzymaliśmy się na pyszną pizzę.
To nie był koniec niespodzianek na ten dzień. Na zwykle całkiem pustej drodze z Castelrotto do St. Vigil, gdzie mieszkaliśmy, było pełno aut jadących w przeciwnym kierunku! Trzeba było ciągle ustępować, bo droga była szeroka na jedno auto. Doszliśmy do wniosku, że chyba musieli zrobić tędy jakiś objazd ze względu na złe warunki.
Dotarliśmy do domu całkiem wyczerpani i podjęliśmy gremialną decyzję, że jutro nie wystawiamy nosa dalej niż do Alpe di Siusi :)
Tylko 4h deskowania, ale ile emocji...!
Alta Badia
Środa, 8 grudnia 2010 Kategoria białe szaleństwo, ze zdjęciami
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:00 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wczoraj, gdy my łaziliśmy po Bolzano, reszta ekipy odwiedziła Alta Badię i zaliczyła fragment trasy narciarsko-wyciągowej Sella Ronda. Przynieśli piękne, słoneczne zdjęcia. A więc dzisiaj ruszyliśmy wszyscy w to samo miejsce.
Mapka dojazdu do miejscowości Corvara
Najciekawszy z tego jest profil wysokości. Najwyższy punkt, przez jaki przejechaliśmy autem leży na wysokości ponad 2100 m (przełęcz Passo Gardena). Było potwornie kręto, wąsko, z boku przepaść. Miejscami mocno ślisko. Średnia prędkość koło 30 km/h... Masakra :) Najgorsze jest to, że tutaj wszystkie drogi są takie...
6 h deskowania.
Rano było okropnie - deszcz padał, było ciepło i zapowiadało się, że nie będzie dzisiaj warunków do jeżdżenia. Ciuchy mieliśmy przemoczone już po wjechaniu pierwszym wyciągiem krzesełkowym... Potem było już tylko gorzej. Dotarliśmy kilkoma wyciągami na Dantercepies.
Tam też mokro, ale jakby mniej padało. Postanowiliśmy jednak pozjeżdżać.
Po południu na szczęście pogoda się nieco poprawiła. Przestało siąpić i troszkę spadła temperatura. Śnieg się zrobił mniej mokry.
Dantercepies
Chmura wpadła do kotlinki i zatrzymała się tam :)
Z Dantercepies dało się zjechać prawie aż do samej Corvary na desce :D
Mapka dojazdu do miejscowości Corvara
Najciekawszy z tego jest profil wysokości. Najwyższy punkt, przez jaki przejechaliśmy autem leży na wysokości ponad 2100 m (przełęcz Passo Gardena). Było potwornie kręto, wąsko, z boku przepaść. Miejscami mocno ślisko. Średnia prędkość koło 30 km/h... Masakra :) Najgorsze jest to, że tutaj wszystkie drogi są takie...
6 h deskowania.
Rano było okropnie - deszcz padał, było ciepło i zapowiadało się, że nie będzie dzisiaj warunków do jeżdżenia. Ciuchy mieliśmy przemoczone już po wjechaniu pierwszym wyciągiem krzesełkowym... Potem było już tylko gorzej. Dotarliśmy kilkoma wyciągami na Dantercepies.
Tam też mokro, ale jakby mniej padało. Postanowiliśmy jednak pozjeżdżać.
Po południu na szczęście pogoda się nieco poprawiła. Przestało siąpić i troszkę spadła temperatura. Śnieg się zrobił mniej mokry.
Dantercepies
Chmura wpadła do kotlinki i zatrzymała się tam :)
Z Dantercepies dało się zjechać prawie aż do samej Corvary na desce :D