Wpisy archiwalne w kategorii
ze zdjęciami
Dystans całkowity: | 11430.57 km (w terenie 2034.63 km; 17.80%) |
Czas w ruchu: | 707:49 |
Średnia prędkość: | 17.31 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.40 km/h |
Suma podjazdów: | 7583 m |
Maks. tętno maksymalne: | 181 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 166 (94 %) |
Suma kalorii: | 37753 kcal |
Liczba aktywności: | 335 |
Średnio na aktywność: | 36.29 km i 2h 06m |
Więcej statystyk |
pierwsze kilometry w tym roku
Wtorek, 6 stycznia 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 27.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:54 | km/h: | 14.63 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trzech Króli, dzień wolny od pracy - wspaniałe, prawda? Tym bardziej, że pogoda dziś dopisywała od rana. Było co prawda dość wietrznie co mnie trochę zniechęciło do szoszowania. Miałam dziś zrobić izolowanie nogi co w lesie jest trudno wykonalne, więc wybrałam wariant pośredni. Pojechałam na Szkocie na Przyczółkową, tam zrobiłam izolowanie a potem pojechałam do lasu :D
W lesie troszkę śniegu ale niewiele. Na biegówki się toto nie nadaje ale na wszelkie inne sporty najwyraźniej tak bo pełno spacerowiczów, nordicwalkerów, biegaczy i rowerzystów. Na singlu też ruch jak na Marszałkowskiej. Ale ponieważ ja dziś zupełnie bez napinki to mi to nie przeszkadzało. Z raz się zatrzymałam, żeby zrobić fotki i zmienić bidon i przy tej okazji napatoczyła się truchtająca Ela. Porozmawiałyśmy chwilę ale niezbyt długo bo przy takiej temperaturze człowiek się szybko wychładza.


W lesie troszkę śniegu ale niewiele. Na biegówki się toto nie nadaje ale na wszelkie inne sporty najwyraźniej tak bo pełno spacerowiczów, nordicwalkerów, biegaczy i rowerzystów. Na singlu też ruch jak na Marszałkowskiej. Ale ponieważ ja dziś zupełnie bez napinki to mi to nie przeszkadzało. Z raz się zatrzymałam, żeby zrobić fotki i zmienić bidon i przy tej okazji napatoczyła się truchtająca Ela. Porozmawiałyśmy chwilę ale niezbyt długo bo przy takiej temperaturze człowiek się szybko wychładza.


Mrok to podstawa
Niedziela, 14 grudnia 2014 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 49.37 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:11 | km/h: | 22.61 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wczoraj w lesie było przyjemnie, ale dziś jeszcze przyjemniej. Deszcz padał przez cały dzień i tęsknie wyglądałam przez okno, czekając aż przestanie. Bardzo nie widziało mi się 2h na trenażerze. W końcu podjęłam męską decyzję - wolę moknąć - i wyszłam.
Okazało się, że właśnie przestało padać więc choć na drodze było bardzo mokro a w powietrzu wisiała wilgoć, to aura była bardzo przyjemna.
Na podwarszawskich, zjeżdżonych przeze mnie do granic możliwości, trasach - bardzo mgliście. Momentami miałam wrażenie, że mogę złapać tę mgłę i zwinąć ją w rulonik ;)
Pierwsza część treningu z wiatrem więc było mega super fajnie. Nawet s3 poszło gładko i miałam wrażenie, że mogę w tym s3 jechać i jechać. Po planowej półgodzinie jednak wróciłam do s2 a moja pętla, z okazji powrotu do domu, wkrótce zmieniła kierunek na pod wiatr. Teraz już nie było tak przyjemnie. W dodatku temperatura chyba znacznie spadła.
Mam dobrą lampę, ale nie dawała zbyt dalekiego pola widzenia bo światło zatrzymywało się na wiszących w powietrzu kroplach mgły. Miałam wrażenie jazdy w tunelu. Mgła w dodatku zgęstniała a na wale wzdłuż Wisły zaczęła gromadzić się szadź. Z chwili na chwilę robiło się na wale coraz bielej. Zastanawiałam się, czy ja też pokryta jestem szadzią ;)
Zatrzymałam się na chwilę na odjeździe do Ciszycy, żeby się ubrać w kurtkę i dodatkowe portki i cyknęłam takie oto mroczne fotki. Ta pierwsza wyszła całkiem nieźle, jak na fotę z telefonu w takich warunkach :)


Okazało się, że właśnie przestało padać więc choć na drodze było bardzo mokro a w powietrzu wisiała wilgoć, to aura była bardzo przyjemna.
Na podwarszawskich, zjeżdżonych przeze mnie do granic możliwości, trasach - bardzo mgliście. Momentami miałam wrażenie, że mogę złapać tę mgłę i zwinąć ją w rulonik ;)
Pierwsza część treningu z wiatrem więc było mega super fajnie. Nawet s3 poszło gładko i miałam wrażenie, że mogę w tym s3 jechać i jechać. Po planowej półgodzinie jednak wróciłam do s2 a moja pętla, z okazji powrotu do domu, wkrótce zmieniła kierunek na pod wiatr. Teraz już nie było tak przyjemnie. W dodatku temperatura chyba znacznie spadła.
Mam dobrą lampę, ale nie dawała zbyt dalekiego pola widzenia bo światło zatrzymywało się na wiszących w powietrzu kroplach mgły. Miałam wrażenie jazdy w tunelu. Mgła w dodatku zgęstniała a na wale wzdłuż Wisły zaczęła gromadzić się szadź. Z chwili na chwilę robiło się na wale coraz bielej. Zastanawiałam się, czy ja też pokryta jestem szadzią ;)
Zatrzymałam się na chwilę na odjeździe do Ciszycy, żeby się ubrać w kurtkę i dodatkowe portki i cyknęłam takie oto mroczne fotki. Ta pierwsza wyszła całkiem nieźle, jak na fotę z telefonu w takich warunkach :)


Suchożebry i takie tam
Niedziela, 23 listopada 2014 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 39.28 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:51 | km/h: | 21.23 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Brrrr dzisiejsza rundka zaczęła się co prawda dość przyjemnie ale powrót był zimny i męczący.
Wybrałam trasę w stronę Korczewa ale jak po pół godzinie jazdy zobaczyłam znak, że do Korczewa jeszcze 25 km to zrezygnowałam. Choć to piękne miejsce i na pewno warto tam kopnąć się rowerem. Odbiłam jednak z trasy do Korczewa na lewo i jechałam przez puste wioski. Puste, bo zimno i jak ktoś nie musi to siedzi w domu. Co najwyżej koło kościołów było więcej ludzi, bo niedziela i taka pora kościółkowa.
Skręcałam w dowolne drogi, oby tylko mniej więcej prowadziły po pętli powracającej do Siedlec. Postanowiłam, że po godzinie jazdy spróbuję się zorientować gdzie jestem. Zorientowałam się w Brzozowie - że niedługo dojadę do Suchożebr i "stamtąd już blisko do Siedlec". Faktycznie, niedługo dojechałam do Suchożebr i nie namyślając się zbyt długo skręciłam w prawo, bo wydawało mi się, że tamtędy właśnie powinnam jechać do Siedlec. Po jakimś czasie zastanowiło mnie, dlaczego nie ma żadnego znaku na Siedlce więc stanęłam i zerknęłam na nieocenione Guglemapy. I trzeba było zawrócić bo zamiast do Siedlec, dojechałabym do Sokołowa Podlaskiego.
Ach, moja cudowna zdolność orientacji w terenie! ;)
Takie kapliczki tutaj co 500 metrów

Powrót pod wiatr i pod górkę. Zimno i nieprzyjemnie, brrr.
Wybrałam trasę w stronę Korczewa ale jak po pół godzinie jazdy zobaczyłam znak, że do Korczewa jeszcze 25 km to zrezygnowałam. Choć to piękne miejsce i na pewno warto tam kopnąć się rowerem. Odbiłam jednak z trasy do Korczewa na lewo i jechałam przez puste wioski. Puste, bo zimno i jak ktoś nie musi to siedzi w domu. Co najwyżej koło kościołów było więcej ludzi, bo niedziela i taka pora kościółkowa.
Skręcałam w dowolne drogi, oby tylko mniej więcej prowadziły po pętli powracającej do Siedlec. Postanowiłam, że po godzinie jazdy spróbuję się zorientować gdzie jestem. Zorientowałam się w Brzozowie - że niedługo dojadę do Suchożebr i "stamtąd już blisko do Siedlec". Faktycznie, niedługo dojechałam do Suchożebr i nie namyślając się zbyt długo skręciłam w prawo, bo wydawało mi się, że tamtędy właśnie powinnam jechać do Siedlec. Po jakimś czasie zastanowiło mnie, dlaczego nie ma żadnego znaku na Siedlce więc stanęłam i zerknęłam na nieocenione Guglemapy. I trzeba było zawrócić bo zamiast do Siedlec, dojechałabym do Sokołowa Podlaskiego.
Ach, moja cudowna zdolność orientacji w terenie! ;)
Takie kapliczki tutaj co 500 metrów

Powrót pod wiatr i pod górkę. Zimno i nieprzyjemnie, brrr.
dobrze czasem pokręcić gdzie indziej
Sobota, 22 listopada 2014 Kategoria ze zdjęciami, trening
Km: | 16.91 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:02 | km/h: | 16.36 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dobrze czasem pokręcić gdzie indziej niż zwykle. Zabrałam ze sobą rower do Siedlec i postanowiłam pokręcić nad Zalewem Siedleckim. Plan był taki, żeby pokręcić jeszcze "za dnia" ale nie udało mi się, a że nie zabrałam ze sobą lampy to musiałam skrócić trening. Jazda bez lampy to żadna rozkosz - chyba, że księżyc świeci - a nie świecił, skubany ;)
To zdjęcie zrobiłam jeszcze zanim się ściemniło

To zdjęcie zrobiłam jeszcze zanim się ściemniło

czasem się przegrywa, czasem się coś wygrywa
Niedziela, 9 listopada 2014 Kategoria ze zdjęciami, trening
Km: | 37.84 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:22 | km/h: | 15.99 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ostatnio było o tym, że gdzieś się zyskuje a gdzieś traci. Dziś, że gdzieś się przegrywa ale czasem można coś wygrać.
Ja na przykład ostatnio wygrałam konkurs w Plus Rowery na zdjęcie roweru Scott w wakacyjnej scenerii (niestety, nie wiem, które zdjęcie wybrało Szanowne Jury, bo wysłałam kilka). Beczkę piwa.
To było miłe, jednak do ciekawszych wygranych mogę zaliczyć konkurs Oxygencycling na darmowy roczny plan treningowy. Zgłoszeń było wiele, finalistów jedynie sześcioro, wśród nich ja. No i fajnie.
Na razie jesteśmy na etapie ustaleń i korespondencji, póki co jeszcze dalej jadę plan według Jacka.
Dziś wreszcie przestało siąpić więc pojechałam po zajęciach na Skarpę Ursynowską i do lasu, przy okazji natknęłam się na zapomnianą przez świat, ludzi i przeze mnie (byłam tam raz chyba na treningu WKK) miejscówkę do skakania (na dole, pod stadniną na Kabatach).
To chyba będzie jedna z ostatnich rund obecnym Scottem bo z uwagi na pęknięcie ramy muszę się streścić z nowym rowerem lub nową ramą. Na razie jednak czekam na werdykt Scotta w kwestii wymiany ramy na nową w ramach gwarancji.
Jakoś ręka mi się trzęsła i wyszło nieostre.

Ja na przykład ostatnio wygrałam konkurs w Plus Rowery na zdjęcie roweru Scott w wakacyjnej scenerii (niestety, nie wiem, które zdjęcie wybrało Szanowne Jury, bo wysłałam kilka). Beczkę piwa.
To było miłe, jednak do ciekawszych wygranych mogę zaliczyć konkurs Oxygencycling na darmowy roczny plan treningowy. Zgłoszeń było wiele, finalistów jedynie sześcioro, wśród nich ja. No i fajnie.
Na razie jesteśmy na etapie ustaleń i korespondencji, póki co jeszcze dalej jadę plan według Jacka.
Dziś wreszcie przestało siąpić więc pojechałam po zajęciach na Skarpę Ursynowską i do lasu, przy okazji natknęłam się na zapomnianą przez świat, ludzi i przeze mnie (byłam tam raz chyba na treningu WKK) miejscówkę do skakania (na dole, pod stadniną na Kabatach).
To chyba będzie jedna z ostatnich rund obecnym Scottem bo z uwagi na pęknięcie ramy muszę się streścić z nowym rowerem lub nową ramą. Na razie jednak czekam na werdykt Scotta w kwestii wymiany ramy na nową w ramach gwarancji.
Jakoś ręka mi się trzęsła i wyszło nieostre.

The Day we Made Contact czyli pierwszy raz z PowerTap
Czwartek, 23 października 2014 Kategoria dojazdy, recenzje, testy, ze zdjęciami
Km: | 21.02 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:03 | km/h: | 20.02 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wczoraj pierwszy trening z pomiarem mocy. Położyłam Zająca spać i zabrałam się za rozparcelowywanie komputerka.
Koło już przygotowane więc z tym nie musiałam robić nic.
Piastę zdążyłam już upećkać ;)

Komputerek Joule 1.0 wygląda całkiem zgrabnie.

...ale dość długą chwilę zajęło mi rozgryzienie, co on dokładnie pokazuje, gdzie i komu ;)
Zamocowanie go na kierownicy też zajęło mi sporo czasu bo dołączone do zestawu gumki okazały się mocno ciasne na moją kierę. Uf... ufff... uff... ała mój palec... no dobra, po chwili szamotania się udało. Było to tak upiardliwe, że nie mam ochoty go przesuwać bliżej mostka, chociaż powinnam, bo mam trochę mało miejsca na rękę. Ponieważ to i tak "tymczas" to trudno, przemęczę się. Mocne gumki natomiast gwarantują, że się nie będzie przesuwał ani przekręcał.
Joule ma trzy ekrany, które można sobie zdefiniować za pomocą oprogramowania PowerAgent, dostępnego na stronie CycleOps, ale póki co, nie zawracałam sobie tym głowy, wystarczyło mi, że moc pokazuje. Bardzo pozytywną cechą tego zegarka jest błyskawiczne parowanie z czujnikami (moc, kadencja, prędkość, tętno). Fajnie, że czujnik prędkości/kadencji oraz tętna Garmina są kompatybilne z ANT+ więc nie musiałam tu nic kombinować.
Na moją prośbę Jacek rozpisał mi treningi na mocy. I ten pierwszy trening polegał na tym, że miałam sobie kręcić spokojnie i co kilka minut miałam szybko przyspieszyć do 220 Watów.
Przy spokojnej jeździe porównywałam sobie wskazania trenażera i Joule. Były podobne, z tą różnicą, że przy jeździe ze stałą w miarę prędkością trenażer pokazywał dość płynnie (pokazywał cały czas mniej więcej tę samą wartość Watów, 180 +/-5), natomiast Joule skakał w tę i nazad, w jednej chwili pokazywał np. 160 Watów żeby za sekundę pokazać 200. Ciężko w takich warunkach stwierdzić, ile Watów się generuje. Przyspieszenia były jeszcze gorsze, bo przy mocniejszym depnięciu Joule skakał do 500-600 Watów. Więc w praktyce trening wykonałam patrząc na wskazania z trenażera.
Udało mi się skończyć trening przed pobudką Zająca ale zgrać zapisu treningu już nie. A to dlatego, że miałam problemy z zainstalowaniem oprogramowania.
Próbowałam najpierw na laptoku. Ściągnęłam PowerAgent. Po zainstalowaniu dostałam komunikat, że nie można odpalić czegośtamczegoś bo brak Javy w wersji co najmniej 1.7. Hę? No dobra, no to zainstaluję tę Javę. Niestety, Java nie chciała ze mną gadać bo nie podobały jej się ustawienia sieci.
Po kilku próbach zrezygnowałam z instalacji na laptopie i poszłam do PCta. Szczęściem tam poszło bez problemu. Niestety, Zając się obudził więc reszta zabawy została na wieczór.
Wieczorem siadłam i odpaliłam PowerAgent. Dość długo się uruchamia a po uruchomieniu widzimy puste tabelki, jakieś menu i zero wskazówek, co dalej. Metodą prób i błędów doszłam, że trzeba użyć menu Tools a potem Configure Device (!). W tym Configure Device jest kilka zakładek, jedna z nich pokazuje zapisane treningi. Ale tu znowu zero podpowiedzi, co zrobić, żeby je zgrać. Ponieważ był tylko jeden trening to kliknęłam na niego i kliknęłam Save. Wow, zadziałało, zgrało się do jednego z okienek do PowerAgenta. Strasznie długo się zgrywał ten jeden trening ale się zgrał.
Można sobie ten zapis obejrzeć, jakieś wykresy, które kompletnie mi nic nie mówią, ponieważ Joule 1.0 nie ma GPSa to tracka trasy brak jednak jest informacja "z koła" o odległości. Nic tam, nie wnikałam w ten zapis tylko od razu go wyeksportowałam i zgrałam na Stravę. Tam coś widać ;)
No cóż, po pierwszym kontakcie jestem nieco rozczarowana, ale zobaczymy co dalej.
Koło już przygotowane więc z tym nie musiałam robić nic.
Piastę zdążyłam już upećkać ;)

Komputerek Joule 1.0 wygląda całkiem zgrabnie.

...ale dość długą chwilę zajęło mi rozgryzienie, co on dokładnie pokazuje, gdzie i komu ;)
Zamocowanie go na kierownicy też zajęło mi sporo czasu bo dołączone do zestawu gumki okazały się mocno ciasne na moją kierę. Uf... ufff... uff... ała mój palec... no dobra, po chwili szamotania się udało. Było to tak upiardliwe, że nie mam ochoty go przesuwać bliżej mostka, chociaż powinnam, bo mam trochę mało miejsca na rękę. Ponieważ to i tak "tymczas" to trudno, przemęczę się. Mocne gumki natomiast gwarantują, że się nie będzie przesuwał ani przekręcał.
Joule ma trzy ekrany, które można sobie zdefiniować za pomocą oprogramowania PowerAgent, dostępnego na stronie CycleOps, ale póki co, nie zawracałam sobie tym głowy, wystarczyło mi, że moc pokazuje. Bardzo pozytywną cechą tego zegarka jest błyskawiczne parowanie z czujnikami (moc, kadencja, prędkość, tętno). Fajnie, że czujnik prędkości/kadencji oraz tętna Garmina są kompatybilne z ANT+ więc nie musiałam tu nic kombinować.
Na moją prośbę Jacek rozpisał mi treningi na mocy. I ten pierwszy trening polegał na tym, że miałam sobie kręcić spokojnie i co kilka minut miałam szybko przyspieszyć do 220 Watów.
Przy spokojnej jeździe porównywałam sobie wskazania trenażera i Joule. Były podobne, z tą różnicą, że przy jeździe ze stałą w miarę prędkością trenażer pokazywał dość płynnie (pokazywał cały czas mniej więcej tę samą wartość Watów, 180 +/-5), natomiast Joule skakał w tę i nazad, w jednej chwili pokazywał np. 160 Watów żeby za sekundę pokazać 200. Ciężko w takich warunkach stwierdzić, ile Watów się generuje. Przyspieszenia były jeszcze gorsze, bo przy mocniejszym depnięciu Joule skakał do 500-600 Watów. Więc w praktyce trening wykonałam patrząc na wskazania z trenażera.
Udało mi się skończyć trening przed pobudką Zająca ale zgrać zapisu treningu już nie. A to dlatego, że miałam problemy z zainstalowaniem oprogramowania.
Próbowałam najpierw na laptoku. Ściągnęłam PowerAgent. Po zainstalowaniu dostałam komunikat, że nie można odpalić czegośtamczegoś bo brak Javy w wersji co najmniej 1.7. Hę? No dobra, no to zainstaluję tę Javę. Niestety, Java nie chciała ze mną gadać bo nie podobały jej się ustawienia sieci.
Po kilku próbach zrezygnowałam z instalacji na laptopie i poszłam do PCta. Szczęściem tam poszło bez problemu. Niestety, Zając się obudził więc reszta zabawy została na wieczór.
Wieczorem siadłam i odpaliłam PowerAgent. Dość długo się uruchamia a po uruchomieniu widzimy puste tabelki, jakieś menu i zero wskazówek, co dalej. Metodą prób i błędów doszłam, że trzeba użyć menu Tools a potem Configure Device (!). W tym Configure Device jest kilka zakładek, jedna z nich pokazuje zapisane treningi. Ale tu znowu zero podpowiedzi, co zrobić, żeby je zgrać. Ponieważ był tylko jeden trening to kliknęłam na niego i kliknęłam Save. Wow, zadziałało, zgrało się do jednego z okienek do PowerAgenta. Strasznie długo się zgrywał ten jeden trening ale się zgrał.
Można sobie ten zapis obejrzeć, jakieś wykresy, które kompletnie mi nic nie mówią, ponieważ Joule 1.0 nie ma GPSa to tracka trasy brak jednak jest informacja "z koła" o odległości. Nic tam, nie wnikałam w ten zapis tylko od razu go wyeksportowałam i zgrałam na Stravę. Tam coś widać ;)
No cóż, po pierwszym kontakcie jestem nieco rozczarowana, ale zobaczymy co dalej.
Poland Bike XC Kopa Cwila
Niedziela, 19 października 2014 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: | 7.35 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:23 | km/h: | 19.17 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś wystartowałam dla zabawy. Bo po Kazurce, Kopa raczej nie mogła mnie zaskoczyć nagłym wzrostem stopnia trudności. Trudnym fragmentem byłby odcinek po kamulach do suchego "jeziorka" (tak było kilka lat temu) - ale nie zapowiadało się. Za to w programie nie mogło zabraknąć przejazdu przez Smródkę. I dziś nie nastawiałam się na żaden wynik tylko na dobrą zabawę i na przejechanie (po raz pierwszy, może kilkukrotnie) przez Smródkę. Kiedyś na treningu WKK nie odważyłam się, czy teraz mi się uda?
Przed startem objechałam kawałek trasy. W ramach objazdu przejechałam ten strumyk bez większych kłopotów. Kłopot sprawił mi podjazd na "ściankę" wyjazdową ze smródkowej dolinki ale uznałam, że to kwestia przełożenia i toru jazdy.
Start grupowy, wszystkie "dorosłe" kategorie hurtem, około 150 osób. Zapowiadał się niezły tłok na trasie ale już pierwszy podjazd na Kopę poukładał stawkę i tłok się nieco rozluźnił. Podjazd chodnikiem do "siodła", potem z chodnika w lewo na mniejszy pagórek, tam ostry zakręt pod górę o 180 stopni, potem przejazd przez "siodło" i podjazd na większy pagórek z ławką. Zjazd zygzakiem na dół, dalej chodnikiem koło parczku, potem po trawniku łukiem pod Dolinką Służewiecką i w lewo na wydeptaną spacerową ścieżkę do Smródki. Przejazd przez smródkową dolinkę tym razem nie sprawił mi problemu. Potem wałem wzdłuż Smródki, przejazd na drugą stronę i dalej wzdłuż Smródki aż do mostka. Przez mostek i jazda w przeciwnym kierunku, trochę pod górę bliżej ulicy. Potem kawałek chodnikiem ze ścieżką a potem, za ponownym przejazdem pod Dolinką Służewiecką, wzdłuż ścieżki rowerowej. Podjazd i zjazd se skarpy, po której biegnie fragment ścieżki rowerowej. Tu z podjazdem miałam problem, muszę chyba poćwiczyć krótkie ścianki bez możliwości wjechania z rozpędu (zakręt bezpośrednio przed). I prosta do mety. Wszystko było fajnie, na drugim okrążeniu poprawiłam czas o 30 sekund (mniejszy tłok). Na trzecim, zaraz za przejazdem przez Smródkę, złapałam kapcia i tyle było ścigania.
Trochę szkoda, że nie miałam dętki, zmiana trochę by mi zajęła ale bym pojechała wszystkie 6 okrążeń. A tak, z kilometr z buta do punktu serwisowego... już mi się nie chciało potem ;)

Pogoda się udała przewspaniała, akurat na ten dzień słonko wyszło zza chmur i było suchutko.
Nowe buty przeszły chrzest bojowy w Smródce :)
Przed startem objechałam kawałek trasy. W ramach objazdu przejechałam ten strumyk bez większych kłopotów. Kłopot sprawił mi podjazd na "ściankę" wyjazdową ze smródkowej dolinki ale uznałam, że to kwestia przełożenia i toru jazdy.
Start grupowy, wszystkie "dorosłe" kategorie hurtem, około 150 osób. Zapowiadał się niezły tłok na trasie ale już pierwszy podjazd na Kopę poukładał stawkę i tłok się nieco rozluźnił. Podjazd chodnikiem do "siodła", potem z chodnika w lewo na mniejszy pagórek, tam ostry zakręt pod górę o 180 stopni, potem przejazd przez "siodło" i podjazd na większy pagórek z ławką. Zjazd zygzakiem na dół, dalej chodnikiem koło parczku, potem po trawniku łukiem pod Dolinką Służewiecką i w lewo na wydeptaną spacerową ścieżkę do Smródki. Przejazd przez smródkową dolinkę tym razem nie sprawił mi problemu. Potem wałem wzdłuż Smródki, przejazd na drugą stronę i dalej wzdłuż Smródki aż do mostka. Przez mostek i jazda w przeciwnym kierunku, trochę pod górę bliżej ulicy. Potem kawałek chodnikiem ze ścieżką a potem, za ponownym przejazdem pod Dolinką Służewiecką, wzdłuż ścieżki rowerowej. Podjazd i zjazd se skarpy, po której biegnie fragment ścieżki rowerowej. Tu z podjazdem miałam problem, muszę chyba poćwiczyć krótkie ścianki bez możliwości wjechania z rozpędu (zakręt bezpośrednio przed). I prosta do mety. Wszystko było fajnie, na drugim okrążeniu poprawiłam czas o 30 sekund (mniejszy tłok). Na trzecim, zaraz za przejazdem przez Smródkę, złapałam kapcia i tyle było ścigania.
Trochę szkoda, że nie miałam dętki, zmiana trochę by mi zajęła ale bym pojechała wszystkie 6 okrążeń. A tak, z kilometr z buta do punktu serwisowego... już mi się nie chciało potem ;)

Pogoda się udała przewspaniała, akurat na ten dzień słonko wyszło zza chmur i było suchutko.
Nowe buty przeszły chrzest bojowy w Smródce :)
raport koronera - Shimano M086
Wtorek, 14 października 2014 Kategoria dojazdy, ze zdjęciami, recenzje, testy
Km: | 19.06 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:51 | km/h: | 22.42 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Miałam dwie pary tych butów i ogólnie to byłam z nich całkiem zadowolona. Jak na buty dość budżetowe (250-300 zł zależnie od sklepu) to były całkiem spoko. Jednak po kilku sezonach jeżdżenia w nich - i zmiany sposobu jazdy w ogóle (mocniej, szybciej, inna kadencja, więcej terenu) zaczęłam odczuwać potrzebę, aby podeszwa w bucie SPD była sztywniejsza.
Buty całkiem wygodne. Obie pary miały jakąś przypadłość (a może to moja stopa ma przypadłość?), że przy monotonnej jeździe dłuższej niż 2,5h zaczyna mnie napierniczać kostka małego palca u prawej stopy. Co ciekawe, to zjawisko nie występuje na zawodach, prawdopodobnie inaczej naciskam na pedały na szosie a inaczej w terenie.
Butki w chwili obecnej wyglądają tak:

Para po prawej (czarna) jest starsza.
Pierwsza moja jazda w czarnych butach - 22 listopada 2009. Ostatnia regularna jazda - trudno stwierdzić, prawdopodobnie kwiecień 2012. Potem ta para służyła mi już tylko jako para "awaryjna", tzn. zakładałam je wtedy, gdy codzienna para nie wyschła po jakiejś mokrej jeździe lub myciu :)
Jeśli przyjąć, że skończyłam w nich jeździć 1 kwietnia to przebieg wyniósł około 13500 km, do tego pewnie trzeba dodać ze 200 km a może więcej, późniejszej jazdy "awaryjnej". Z tego około 1250 km przejechałam w nich na zawodach.
Kolejna para takich samych butów (złote) - od (załóżmy) 1 kwietnia 2012 do 10 października 2014. Przebieg 11406 km, na zawodach 1000 km.
Jak widać, czasowo obie pary wytrzymały mniej więcej tyle samo. Jednak druga para skończyła po mniejszej ilości km. Być może wynika to z faktu, że ten sezon obfitował w błotne masakry i po prostu buty tego nie wytrzymały.
W obu parach jeździłam we wszelkich możliwych warunkach pogodowych więc niejednokrotnie były ubłocone, przemoczone, zaśnieżone, niedoschnięte itd.
Obie pary mają podobne uszkodzenia i podobnie śmierdzą ;) Tzn. te czarne już nie śmierdzą bo z powodu rzadkiego obecnie używania wywietrzały, stojąc sobie na sucho, ale śmierdziały w trakcie częstego używania. Do tych złotych bez potrzeby nosa nie wsadzam ;)
Czarne buty mają bardziej uszkodzoną podeszwę lewego buta w miejscu, gdzie jest przestrzeń na bloki, gdyż był jeden maraton, na którym połowę dystansu jechałam bez bloku (śrubki zgubiłam...). Naciskanie na pedał bezpośrednio podeszwą spowodowało to uszkodzenie. W niczym ono jednak później nie przeszkadzało. Jak widać na zdjęciu poniżej, w obu parach te miejsca są nieco uszkodzone, co wynika z nieprecyzyjnego wpinania się w pedały albo z pedałowania - od czasu do czasu - bez wpięcia. A, no i jeszcze mocne wgniecenia na podeszwie od przykręconego bloku. To akurat przydatne bo można go przykręcić za każdym razem w idealnie dobranej pozycji, ale chyba nie świadczy dobrze o twardości podeszwy ;)
Te stópki na zdjęciu po prawej u góry to stópki Zająca, który bardzo pomagał mi przy układaniu butów do robienia fotek ;)



Obie pary mają podobne uszkodzenia na zapiętku, "opśrupana" wyściółka, widoczne na zdjęciu poniżej. W złotych bardziej. Poza tym w złotych jeszcze ta wyściółka wewnątrz jednego z butów na pięcie się chyba ugniotła i wystaje tam taka twarda część (nie widać tego ale jest wyczuwalne pod palcami). Podczas jazdy to jeszcze nie jest wyczuwalne ale pewnie niedługo by zaczęło. Poza tym w obu parach te białe elementy wyściółki bardzo szybko przestały być białe i nie dały się już doprać (w pralce nie próbowałam a mydło względnie inne detergenty + gąbka albo szczotka nie dały rady).

Obie pary mają delikatne zniekształcenia czubka buta oraz otarcia powierzchni.


Rzepy w obu parach wyglądają okropnie ale nie straciły nic ze swej funkcjonalności. Są przyczepne na całej powierzchni i nie odpinają się.

W obu parach zrobiła się dziura w obu butach w miejscu małego palca, na styku paneli. W złotych ta dziura jest dużo większa.

Przepraszam za to niewyraźne zdjęcie ale Zając mi przeszkadzał ;)

Paski zębate wyglądają nieźle ale w prawym bucie złotej pary coś wyraźnie szwankuje. Nie wiem, czy to kwestia klamerki czy paska (bo wygląda na niezniszczony) ale szwankuje "dociąganie" zapięcia.


Więc podsumowując - w sumie całkiem niezłe buty na początek przygody z SPD. Tanie, dość wygodne, funkcjonalne, trwałe. Są dość ciężkie ale czego chcieć za taką sumę.
Z uwagi na większy stopień zniszczenia i zaśmiardnięcie oraz złe działanie klamerki, złota para, chociaż młodsza, została niniejszym zutylizowana. Niech jej zsyp lekkim będzie.
Buty całkiem wygodne. Obie pary miały jakąś przypadłość (a może to moja stopa ma przypadłość?), że przy monotonnej jeździe dłuższej niż 2,5h zaczyna mnie napierniczać kostka małego palca u prawej stopy. Co ciekawe, to zjawisko nie występuje na zawodach, prawdopodobnie inaczej naciskam na pedały na szosie a inaczej w terenie.
Butki w chwili obecnej wyglądają tak:

Para po prawej (czarna) jest starsza.
Pierwsza moja jazda w czarnych butach - 22 listopada 2009. Ostatnia regularna jazda - trudno stwierdzić, prawdopodobnie kwiecień 2012. Potem ta para służyła mi już tylko jako para "awaryjna", tzn. zakładałam je wtedy, gdy codzienna para nie wyschła po jakiejś mokrej jeździe lub myciu :)
Jeśli przyjąć, że skończyłam w nich jeździć 1 kwietnia to przebieg wyniósł około 13500 km, do tego pewnie trzeba dodać ze 200 km a może więcej, późniejszej jazdy "awaryjnej". Z tego około 1250 km przejechałam w nich na zawodach.
Kolejna para takich samych butów (złote) - od (załóżmy) 1 kwietnia 2012 do 10 października 2014. Przebieg 11406 km, na zawodach 1000 km.
Jak widać, czasowo obie pary wytrzymały mniej więcej tyle samo. Jednak druga para skończyła po mniejszej ilości km. Być może wynika to z faktu, że ten sezon obfitował w błotne masakry i po prostu buty tego nie wytrzymały.
W obu parach jeździłam we wszelkich możliwych warunkach pogodowych więc niejednokrotnie były ubłocone, przemoczone, zaśnieżone, niedoschnięte itd.
Obie pary mają podobne uszkodzenia i podobnie śmierdzą ;) Tzn. te czarne już nie śmierdzą bo z powodu rzadkiego obecnie używania wywietrzały, stojąc sobie na sucho, ale śmierdziały w trakcie częstego używania. Do tych złotych bez potrzeby nosa nie wsadzam ;)
Czarne buty mają bardziej uszkodzoną podeszwę lewego buta w miejscu, gdzie jest przestrzeń na bloki, gdyż był jeden maraton, na którym połowę dystansu jechałam bez bloku (śrubki zgubiłam...). Naciskanie na pedał bezpośrednio podeszwą spowodowało to uszkodzenie. W niczym ono jednak później nie przeszkadzało. Jak widać na zdjęciu poniżej, w obu parach te miejsca są nieco uszkodzone, co wynika z nieprecyzyjnego wpinania się w pedały albo z pedałowania - od czasu do czasu - bez wpięcia. A, no i jeszcze mocne wgniecenia na podeszwie od przykręconego bloku. To akurat przydatne bo można go przykręcić za każdym razem w idealnie dobranej pozycji, ale chyba nie świadczy dobrze o twardości podeszwy ;)
Te stópki na zdjęciu po prawej u góry to stópki Zająca, który bardzo pomagał mi przy układaniu butów do robienia fotek ;)



Obie pary mają podobne uszkodzenia na zapiętku, "opśrupana" wyściółka, widoczne na zdjęciu poniżej. W złotych bardziej. Poza tym w złotych jeszcze ta wyściółka wewnątrz jednego z butów na pięcie się chyba ugniotła i wystaje tam taka twarda część (nie widać tego ale jest wyczuwalne pod palcami). Podczas jazdy to jeszcze nie jest wyczuwalne ale pewnie niedługo by zaczęło. Poza tym w obu parach te białe elementy wyściółki bardzo szybko przestały być białe i nie dały się już doprać (w pralce nie próbowałam a mydło względnie inne detergenty + gąbka albo szczotka nie dały rady).

Obie pary mają delikatne zniekształcenia czubka buta oraz otarcia powierzchni.


Rzepy w obu parach wyglądają okropnie ale nie straciły nic ze swej funkcjonalności. Są przyczepne na całej powierzchni i nie odpinają się.

W obu parach zrobiła się dziura w obu butach w miejscu małego palca, na styku paneli. W złotych ta dziura jest dużo większa.

Przepraszam za to niewyraźne zdjęcie ale Zając mi przeszkadzał ;)

Paski zębate wyglądają nieźle ale w prawym bucie złotej pary coś wyraźnie szwankuje. Nie wiem, czy to kwestia klamerki czy paska (bo wygląda na niezniszczony) ale szwankuje "dociąganie" zapięcia.


Więc podsumowując - w sumie całkiem niezłe buty na początek przygody z SPD. Tanie, dość wygodne, funkcjonalne, trwałe. Są dość ciężkie ale czego chcieć za taką sumę.
Z uwagi na większy stopień zniszczenia i zaśmiardnięcie oraz złe działanie klamerki, złota para, chociaż młodsza, została niniejszym zutylizowana. Niech jej zsyp lekkim będzie.
test FTP
Niedziela, 12 października 2014 Kategoria dojazdy, test, ze zdjęciami, trenażer
Km: | 12.35 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:38 | km/h: | 19.50 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś tylko rundka na wykłady i powrót.
Po południu zaplanowany był test FTP. Spodziewałam się zastoju lub lekkiego spadku po roztrenowaniu więc wyjątkowo nie stresowałam się tym testem. Zwykle trochę się denerwuje, "żeby tylko nie wypaść gorzej niż poprzednio".
Dałam z siebie wszystko, a speedu dodały mi nowe buty ;)
Byłam pozytywnie zaskoczona wynikiem, bo nie było zastoju ani spadku, za to jeszcze był leciutki wzrost. Wykręciłam średnią 250 watów na pięciominutówce i 215 watów na dwudziestce. Mimo to mój współczynnik mocy do masy ciała spadł o 0,01 bo ostatnio trochę utyłam ;) Ale i tak jest niezły, bo wynosi 3,14 co plasuje mnie już w kategorii 3 z tej tabelki (zaczynałam treningi w listopadzie z 2,26, czyli w dolnej połowie kategorii 5 i miałam wątpliwości, czy uda mi się osiągnąć chociaż 2,5):

Czyli jest dobra baza do pracy na następny sezon :)
Chyba wypada w tym miejscu podziękować za niespodziewanie dobre efekty dwum moim wspaniałym trenerom. Adamowi Starzyńskiemu (ProCycling Promotion), z którym dobrze przepracowałam część przygotowawczą do sezonu oraz Jackowi Gardenerowi (JacekBiega), który pracował nade mną w pocie czoła przez pozostałą część sezonu.
Muszę też podziękować mojemu teamowi, Klub Kolarski Cyklon, gdyż bez wsparcia motywacyjnego teamu, a w szczeólności Prezesa, pewnie by tego wyniku nie było.
W związku z tym wynikiem naprawdę optymistycznie patrzę na przyszły rok :D
Po południu zaplanowany był test FTP. Spodziewałam się zastoju lub lekkiego spadku po roztrenowaniu więc wyjątkowo nie stresowałam się tym testem. Zwykle trochę się denerwuje, "żeby tylko nie wypaść gorzej niż poprzednio".
Dałam z siebie wszystko, a speedu dodały mi nowe buty ;)
Byłam pozytywnie zaskoczona wynikiem, bo nie było zastoju ani spadku, za to jeszcze był leciutki wzrost. Wykręciłam średnią 250 watów na pięciominutówce i 215 watów na dwudziestce. Mimo to mój współczynnik mocy do masy ciała spadł o 0,01 bo ostatnio trochę utyłam ;) Ale i tak jest niezły, bo wynosi 3,14 co plasuje mnie już w kategorii 3 z tej tabelki (zaczynałam treningi w listopadzie z 2,26, czyli w dolnej połowie kategorii 5 i miałam wątpliwości, czy uda mi się osiągnąć chociaż 2,5):

Czyli jest dobra baza do pracy na następny sezon :)
Chyba wypada w tym miejscu podziękować za niespodziewanie dobre efekty dwum moim wspaniałym trenerom. Adamowi Starzyńskiemu (ProCycling Promotion), z którym dobrze przepracowałam część przygotowawczą do sezonu oraz Jackowi Gardenerowi (JacekBiega), który pracował nade mną w pocie czoła przez pozostałą część sezonu.
Muszę też podziękować mojemu teamowi, Klub Kolarski Cyklon, gdyż bez wsparcia motywacyjnego teamu, a w szczeólności Prezesa, pewnie by tego wyniku nie było.
W związku z tym wynikiem naprawdę optymistycznie patrzę na przyszły rok :D
sidacze :D
Piątek, 10 października 2014 Kategoria dojazdy, ze zdjęciami, new gear
Km: | 18.28 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:56 | km/h: | 19.59 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
W trakcie podjazdu na Śnieżkę obiecałam sobie, że jak się zmieszczę w optymistycznej wersji czasowej to kupię sobie jakieś zajefajne buty :) No, jakaś nagroda mi się jednak należy, lepsza niż bony do kiepsko zaopatrzonego sklepu dla TRI.
Problem z butami dla mnie jest wielowątkowy i skomplikowany. Mogłabym, oczywiście, zamówić przez internet kolejną parę Shimano M086 bo mam dwie i wiem, że są dobre rozmiarowo, ale chciałabym coś o sztywniejszej podeszwie.
A jak o sztywniejszej podeszwie to raczej nie Shimano. Zaczęłam więc poszukiwania w okolicznych sklepach rowerowych. Owszem, mają tysiącpińcetstodziewińcet rodzajów butów ale 40tek z modeli, które mnie interesują - ni chusteczki. Nawet bardzo dobrze zaopatrzony w buty Airbike poległ. Mogą oczywiście zamówić ale będę musiała je kupić. A co, jeśli nie będą pasowały? Nie dam się tak wrobić, o nie.
Więc szukałam sklepu, który ma na stanie lub może ściągnąć buty do przymiarki. Trochę to trwało, aż w końcu kolega Marcin podpowiedział mi, żeby się zgłosić do Wkręconych. Ponieważ mają swój sklep na Wilanowie, to nawet nie trzeba było gdzieś daleko zapylać. Nie namyślając się, któregoś dnia podjechałam tam po pracy i ustaliłam, że mogą dla mnie ściągnąć Sidacze do przymiarki <3 Przy okazji okazało się, że pracuje tam Seco więc rozmowa później toczyła się już w zupełnie przyjacielskiej atmosferze.
Seco przesłał mi propozycję dwóch modeli Sidi i jednego Speca. Speca mieli na miejscu, Sidi musieli ściągać. Wymiana i ustalenia trochę trwały,w końcu jednak ustaliliśmy, że na razie ściągnie jedne Sidacze w rozm. 40.
Po kilku dniach dostałam maila, że ściągnęli, ale rozmiar 40,5. Wątpiłam, że będą pasować - i słusznie. Okazało się też przy okazji, że tych Speców to nie ma, "coś się musiało koledze pomylić" - jak skwitował to inny pracownik sklepu. Poprosiłam o ściągnięcie jednak 40tki z SiDi.
W międzyczasie sprawa nowych butów zaczęła się robić pilna bo mój obecny obuw zaczął się nieco rozłazić ;) Raport koronera już wkrótce... ;)
Na szczęście nie zdążył się rozleźć do końca bo oto dziś Seco zadzwonił, że są 40tki do przymiarki. Więc w te pędy po wykładach poleciałam do Wkręconych. Przyznam się, że byłam święcie przekonana, że nie będą pasować - ale pasowały! Zapłaciłam za nie nawet nie wiedząc dokładnie ile płace, zupełnie mnie to nie obchodziło, taka byłam zadowolona.
Czyż nie są piękne? :]

Problem z butami dla mnie jest wielowątkowy i skomplikowany. Mogłabym, oczywiście, zamówić przez internet kolejną parę Shimano M086 bo mam dwie i wiem, że są dobre rozmiarowo, ale chciałabym coś o sztywniejszej podeszwie.
A jak o sztywniejszej podeszwie to raczej nie Shimano. Zaczęłam więc poszukiwania w okolicznych sklepach rowerowych. Owszem, mają tysiącpińcetstodziewińcet rodzajów butów ale 40tek z modeli, które mnie interesują - ni chusteczki. Nawet bardzo dobrze zaopatrzony w buty Airbike poległ. Mogą oczywiście zamówić ale będę musiała je kupić. A co, jeśli nie będą pasowały? Nie dam się tak wrobić, o nie.
Więc szukałam sklepu, który ma na stanie lub może ściągnąć buty do przymiarki. Trochę to trwało, aż w końcu kolega Marcin podpowiedział mi, żeby się zgłosić do Wkręconych. Ponieważ mają swój sklep na Wilanowie, to nawet nie trzeba było gdzieś daleko zapylać. Nie namyślając się, któregoś dnia podjechałam tam po pracy i ustaliłam, że mogą dla mnie ściągnąć Sidacze do przymiarki <3 Przy okazji okazało się, że pracuje tam Seco więc rozmowa później toczyła się już w zupełnie przyjacielskiej atmosferze.
Seco przesłał mi propozycję dwóch modeli Sidi i jednego Speca. Speca mieli na miejscu, Sidi musieli ściągać. Wymiana i ustalenia trochę trwały,w końcu jednak ustaliliśmy, że na razie ściągnie jedne Sidacze w rozm. 40.
Po kilku dniach dostałam maila, że ściągnęli, ale rozmiar 40,5. Wątpiłam, że będą pasować - i słusznie. Okazało się też przy okazji, że tych Speców to nie ma, "coś się musiało koledze pomylić" - jak skwitował to inny pracownik sklepu. Poprosiłam o ściągnięcie jednak 40tki z SiDi.
W międzyczasie sprawa nowych butów zaczęła się robić pilna bo mój obecny obuw zaczął się nieco rozłazić ;) Raport koronera już wkrótce... ;)
Na szczęście nie zdążył się rozleźć do końca bo oto dziś Seco zadzwonił, że są 40tki do przymiarki. Więc w te pędy po wykładach poleciałam do Wkręconych. Przyznam się, że byłam święcie przekonana, że nie będą pasować - ale pasowały! Zapłaciłam za nie nawet nie wiedząc dokładnie ile płace, zupełnie mnie to nie obchodziło, taka byłam zadowolona.
Czyż nie są piękne? :]
