kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

wycieczki i inne spontany

Dystans całkowity:9732.82 km (w terenie 896.47 km; 9.21%)
Czas w ruchu:559:53
Średnia prędkość:18.34 km/h
Maksymalna prędkość:62.35 km/h
Suma podjazdów:7812 m
Maks. tętno maksymalne:179 (96 %)
Maks. tętno średnie:157 (84 %)
Suma kalorii:29597 kcal
Liczba aktywności:349
Średnio na aktywność:30.23 km i 1h 36m
Więcej statystyk

M jak mżawka

Sobota, 23 maja 2015 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, >50 km, ze zdjęciami
Km: 71.49 Km teren: 0.00 Czas: 02:48 km/h: 25.53
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Czasem trzeba uciec od codziennej rundy. I dziś postanowiłam skorzystać z tego, że jedziemy z małżem do teściów, do Siedlec.
Pogoda przez cały dzień była dość niepewna - co jakiś czas kropiło ale było całkiem przyjemnie więc skorzystałam wieczorem z chwili przerwy w deszczu i poszłam kręcić.
Ponieważ w planie był długi trening to zdecydowałam się na trasę do Korczewa.
Jechało mi się bardzo przyjemnie, chociaż deszczyk zaczął mżyć gdy byłam około 40 minut od domu i przestał dopiero gdy dojechałam do Korczewa (czyli kolejne 40 minut później). Mżawka była nieznaczna i nie przeszkadzało mi, że moknę.
Niemniej jednak, żeby się nie wychłodzić, w Korczewie zatrzymałam się tylko na jedno zdjęcie, chociaż należałoby się dłużej bo park pałacowy jest wart uwagi i wielu zdjęć.

Pałac w Korczewie w całej mżystej okazałości


W drodze powrotnej zrobiłam się głodna więc wstąpiłam do lokalnego sklepiku po jakieś batony. Tu zaczepił mnie lokalny koloryt. "Dzień dobry, a Pani to musi dużo kilometrów przejeżdżać na tym rowerze, nieeee?" - "No tak, trochę przejeżdżam" - "Aaaaa, bo wie Pani, tutaj nasi jeżdżą czasem...". Pan nie potrafił wyjaśnić, co za "nasi".
Swoją drogą, to smutne, że w takich miejscach jedyną rozrywką jest alkohol i okazjonalny rowerzysta, który wstąpi do sklepiku na batona (w naszej Ciszycy czy choćby w okolicach Góry Kalwarii jest to samo).

Powrót zajął mi prawie identyczną ilość czasu co dojazd i czasowo wyszło prawie idealnie tyle, ile miałam "zadane". Deszcz po raz drugi złapał mnie tuż przed wjazdem do Siedlec i tutaj już było zdecydowanie mniej przyjemnie - na szczęście do domu było blisko.

ucieczka przed chmurą

Sobota, 9 maja 2015 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: 81.39 Km teren: 0.00 Czas: 03:26 km/h: 23.71
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Dobra, przyznaję się. Znowu uciekłam z wykładu ;)

Na wykład przyjechałam zbyt wcześnie i nie było nikogo, kto by mnie wpuścił do środka, ale oczekiwanie było przyjemne - zielono dookoła, ptaszki śpiewają i wszędzie pełno lipowego puchu... aaaaapsik!


Ale jak można było nie uciec, skoro na jutro ICM zapowiadał cały dzień deszczu a dziś - co prawda jest trochę chmur ale poza tym pogoda na pielęgnowanie tanlajnu ;)
Standardowo z Madalińskiego poleciałam przez Czerniaków do szutrowej ścieżki na Wale. Plan był dość zwykły - do Gassów, pętelka przez Habdzin, Opacz i Ciszycę i do domu. Ale wielka czarna chmura, która zaczęła mnie gonić od wjechania na Wał zweryfikowała moje plany. Przed chmurą uciekłam najpierw do Słomczyna (licząc przy okazji na odzyskanie QOMa ale to się nie udało).

Takie widoki zawsze robią wrażenie :P


Gdy obejrzałam się tam za siebie, chmura nadal była tuż za mną więc postanowiłam jej zwiać do Góry Kalwarii i tym samym zaliczyć jeszcze podjazd Lipkowską a potem powrót z podjazdem do Kawęczyna.
Lipkowska to była dziś mordęga, normalnie myślałam, że nie podjadę - chyba już tutaj zaczynało mi brakować paliwa, bo popełniłam błąd nie biorąc sobie nic do żarcia. W Górze Kalwarii jak zwykle zdenerwował mnie fakt, że widok ze skarpy jest zasłonięty przez domki i ogrodzenia. Poza tym zrobiłam się porządnie głodna więc zakręciłam się jeszcze w GK szukając jakiegoś sklepu. Nie chciałam jednak zbytnio zwiedzać, żeby nie przedłużać więc ostatecznie machnęłam ręką i wróciłam, zahaczając o mały sklepik w Dębówce (hura, otwarte!). Dwa Twixy uratowały mi życie ;)
Podjazd do Kawęczyna poszedł już nieco sprawniej. W międzyczasie chmura przeszła na drugą stronę mojej trasy. Na horyzoncie wisiała druga ale chyba nie groziło, że dogoni mnie przed moim powrotem do domu. Wracając, kluczyłam trochę po bocznych drogach, żeby nie jechać cały czasu ruchliwą 724ką i ostatecznie odbiłam z niej w stronę Habdzina a stamtąd standardową trasą już do domu.
Jechało mi się dziś super, dawno nie zrobiłam takiej spontanicznej wycieczki ;)

Siedlce - Warszawa - bicie rekordu i burza z piorunami

Niedziela, 26 kwietnia 2015 Kategoria >50 km, dojazdy, trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: 93.90 Km teren: 0.00 Czas: 03:34 km/h: 26.33
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Zwykle jadę w stronę do Siedlec. Zawsze, ale to zawsze, mam pod górkę i pod wiatr. Tym razem postanowiłam więc pojechać w drugą stronę. Niestety, pogoda postanowiła spłatać mi figla... ;)

Zaczęło się od tego, że było pod wiatr. Kuuuuuurde, miało być z wiatrem, co to za oszustwo! Wmordewind był taki, że tętno próbowało wskoczyć w górne rejestry a prędkość jazdy oscylowała zaledwie w okolicach 25-26 km/h. Dodatkowo, początek tej trasy jest mocno interwałowy. Góra - dół - góra - dół, i tak w kółko. A miało być "bez napinki" ;)
Pierwsze kilometry były dodatkowo uatrakcyjnione z powodu niewielkiego pobocza. Przejeżdżające tiry i autobusy na moment "odcinały" wiatr i próbowały mnie wessać pod koła. Dopiero kilka kilometrów od Siedlec pobocze robi się szerokie i dopiero tam tiry i autobusy - zamiast stresować - dawały chwilę oddechu od czołowego wiatru.
Godzina jazdy minęła mi co prawda jak z bicza strzelił ale to dopiero początek! Zaczynałam odczuwać coraz większe zmęczenie walką z wiatrem i zaczynałam żałować, że mój Małż razem z Zającem pojechali do domu autem (wyjechali z Siedlec o tej samej godzinie co ja więc po godzinie byli już w 2/3 drogi do domu).
Średnia prędkość podczas tej godziny była nieznacznie wyższa niż średnia z całości mojej jazdy do Siedlec ostatnio ale wmordewind i narastające zmęczenie nie wróżyły aby ta średnia się utrzymała.
Postanowiłam sobie, że dojadę do Mińska a "potem się zobaczy" (mój standardowy motywator używany w trakcie ciężkich interwałów lub podjazdów, tzn. "jeszcze jeden raz... jeszcze jeden kilometr... itd. - a potem się zobaczy - zwykle działa i udaje mi się wykonać całość).

Tymczasem, po minięciu Kałuszyna, nagle zaczęło mi się jechać. Z zapisu trasy wynika, że mniej więcej w tym miejscu droga nieco zmieniła kierunek - więc zmienił się kąt kierunku jazdy w stosunku do wiatru. Co więcej, odtąd droga stała się mniej interwałowa a nawet zaczęła głównie biec w dół.
Ufff, poczułam ulgę i prędkość zaczęła trochę rosnąć. Dałam też odpocząć płucom wrzucając twardsze przełożenie i mniejszą kadencję. Miałam też wrażenie że momentami mnie nawet popycha - najdziwniejsze było to, że lżej mi się jechało pod górkę niż po płaskim.

Za Mińskiem prędkości wzrosły do powyżej 30 km/h i naprawdę dobrze mi się jechało. Zapowiadało się bicie rekordu trasy ale również zapowiadało się potencjalne gradobicie. Bo otóż, dojeżdżając do Zakrętu zarejestrowałam, że jadę prosto w ogromną, sinoczarną, paskudną chmurę...
Niedługo potem zaczęło kropić. Ponieważ spodziewałam się tego to jadąc obserwowałam skraj drogi, żeby w razie czego mieć gdzie się schować. I znalazłam wiatę przystankową. Przy wiacie jedna dziewczyna próbowała łapać stopa, a druga, "do pary" siedziała na ławeczce.
Stopa. Na Trakcie Brzeskim. W Zakręcie.
Okazało się, że dziewczyny wracają z Sanoka (gdzie również dojechały stopem w piątek) do Olsztyna.
Poinformowałam panny, że tutaj na stopa raczej nie mają co liczyć. W tym miejscu, w niedzielę po południu, standardowo jest duży ruch, auta popylają na maksa i raczej nikt się nie zatrzyma. Lepiej już dotrzeć w jakieś lepsze miejsce autobusem. Ludzie, którzy w międzyczasie również pojawili się na przystanku potwierdzili moją hipotezę i podpowiedzieli im, jak najlepiej zbiorkomem dojechać na północny wylot z Warszawy.

Rozmowa kwitła w najlepsze a ulewa też. Oberwanie chmury i burza z piorunami.

W międzyczasie zastanawiałam się, czy nie zadzwonić po Marka albo czy też nie skorzystać ze zbiorkomu ale potencjalny rekord dojazdu kusił. Gdy dziewczyny pojechały autobusem, który jeździł co pół godziny (a więc gdybym chciała skorzystać z tej opcji to czekało mnie trochę czekania) i deszcz zelżał, ruszyłam dalej.

Kto jeździ tą trasą, rowerem czy autem, ten wie jak ona wygląda po ulewnym deszczu. Zmasakrowany skraj szosy i stojąca wszędzie brudna woda. Nie ryzykowałam jechania po prawej stronie totalnie zalanej wodą (i potencjalnego OTB) - trudno, najwyżej będą mnie musieli wyprzedzać sąsiednim pasem. A i tak momentami jechałam zahaczając czubkami butów o wodę. Niestety, chodnika tam nie uświadczyć więc nie było innej opcji jak tylko jechanie szosą.

W dalszej drodze zdążyło przestać i zacząć padać jeszcze dwa razy ;) Dotarłam do chaty całkowicie mokra a ogromie armagedonu niech zaświadczy wygląd moich (przedtem białych) skarpet ;)



Musiałam prosić Męża, żeby mi na korytarz wyniósł miskę (żebym mogła część mokrych rzeczy tam wrzucić zanim je wniosę do domu), szmaty (do podłożenia pod rower) i ręcznik (do wytarcia chociaż nóg, żeby mokrych śladów w domu nie narobić).

Rekord w każdym razie pobiłam o kilka minut chociaż ze względu na profil trasy (raczej w dół) - nie wiem czy to się powinno liczyć ;)


do PowerTapa podejście kolejne

Wtorek, 28 października 2014 Kategoria dojazdy, wycieczki i inne spontany, recenzje, testy
Km: 26.08 Km teren: 0.00 Czas: 01:19 km/h: 19.81
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Po konsultacji z Prezesem, ustawiłam w Joule uśrednianie pokazywanej mocy bieżącej na 10 sekund. I naprawdę poprawiło to sytuację. Wskazania wreszcie przestały szaleć. Owszem, skaczą o kilka watów ale na tyle niewiele, że można mniej więcej zawierzyć temu, co pokazuje licznik. Sprawdziłam to jadąc dziś do pracy i wracając. Chciałam zrobić zadany trening w plenerze, wracając z pracy, ale na tyle szybko zrobiło się ciemno, że musiałam zmienić plany. Zrobiłam sobie zatem ciut dłuższą rundę niż zwykle a trening postanowiłam zrobić na trenażerze.
Podczas treningu pojawił się kolejny problem, a właściwie powtórzył. Tętno wzrasta dużo szybciej, niż wskazywałyby to wskazania mocy. Przy pierwszym odcinku z narastającym tempem (10 minut od ok. 120 do 180 Watów czyli przejście z s1 do górnej granicy s2) średnie tętno już wylądowało w s3. Przy kolejnym odcinku (5 minut od ok. 180 do 210 Watów czyli od s2 do górnej granicy s3) średnie tętno było w s4. Przy ostatnim odcinku do 230 Watów nie wyrobiłam zadanych 10 minut, po minucie zdechłam. Już to przerobiłam na podobnym treningu wcześniej, ale sądziłam że to wina mojego samopoczucia.
Prawdę powiedziawszy, nie wiem co to oznacza :):) Czy jestem za cienka na trenowanie z mocą? Czy może rodzaj treningów jest niedostosowany do treningu z mocą? Nie wiem, naprawdę. Bez specjalisty ani rusz :)
Tymczasem jednak, wysłałam zgłoszenie na konkurs Oxygencycling, w którym można wygrać roczny plan treningowy. I dostałam się do półfinału. Czekam co dalej. Gdybym się dostała to może specjalista mi powie, o co chodzi w tym pomiarze mocy...?

akcja "wymiana baterii" i wizyta w Cyklonie

Niedziela, 26 października 2014 Kategoria dojazdy, recenzje, testy, trening, wycieczki i inne spontany, >50 km
Km: 54.62 Km teren: 0.00 Czas: 02:23 km/h: 22.92
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Ze względów rodzinnych miałam nie uczestniczyć w dzisiejszym spotkaniu klubowym podsumowującym sezon. Ale konieczność wymiany baterii w piaście, a co za tym idzie, konieczność przejechania się do Cyklona spowodowała, że postanowiłam jednak wziąć udział w tym spotkaniu. W wyniku spotkania dowiedziałam się z kolei, że cośtam trzeba pozmieniać w ustawieniach Joule, konkretnie czas, w którym pokazywana moc jest uśredniana, żeby pokazywał moc bardziej stabilnie. Łobaczym...
Trening mi dziś niezbyt wyszedł bo chciałam być jak najszybciej w domu, co eliminowało możliwość pojechania okrężną trasą i przejechania zadanego s3 na trasie bez "przeszkadzajek". Poza tym, objawiła się duża wada Joule. Brak podświetlenia. Trening wieczorno-nocny z mocą, bez możliwości patrzenia na wskaźnik mocy, jest pozbawiony sensu ;)
Mimo wszystko tak trochę zboczyłam z najprostszej drogi i pojechałam sobie Przyczółkową bo klimaty dziś były tak ciekawe, że żal było wracać do domu. Mgła kleiła się do wszystkiego, skraplała na kasku i zamarzała (TAK!) na okularach. Hmmm...

Smutno mi, bo Zająca dziś "sprzedałam" dziadkom na tydzień. Z różnych względów tak będzie dla wszystkich wygodniej. W domu pusto, ciemno, nie ma na kogo pogderać, nie ma komu dać jeść. Bu ;(

znów niesubordynacja

Niedziela, 28 września 2014 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany
Km: 39.54 Km teren: 0.00 Czas: 01:44 km/h: 22.81
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Trochę mniejsza, ale jednak. Dziś miało być 60 min spokojnej jazdy, wyszło ciut więcej. Ale musiałam pojechać do Wkręconych na Wilanów, przymierzyć ściągnięte dla mnie Sidacze (za duże). A skoro już tam pojechałam to czemu nie zrobić sobie jakiejś rundki przez Okrzeszyn...? Wróciłam przez Kierszek, w nadziei, że odzyskam swój KOM (nie udało się), oraz trochę "przełajowo" przez Las Kabacki.

straszna niesubordynacja

Sobota, 27 września 2014 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany
Km: 30.85 Km teren: 0.00 Czas: 02:00 km/h: 15.43
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Mam wolne. Mam nie jeździć, odpocząć od roweru. Jeszcze przez około tydzień.
No ale jak tu nie jeździć, jak jest taka wspaniała pogoda? No i wolny weekend (co się rzadko zdarza)?
Nie mogłam dziś sobie zrobić wolnego, po prostu musiałam pójść na rower. Wzięłam Szkota i pojechałam do lasu.
Jeździłam dwie godziny. Na rozgrzewkę singiel a potem, zainspirowana wpisem na rovver.pl, poszłam na pętlę dookoła parku linowego. Z silnym postanowieniem zjechania po korzeniach koło wejścia do parku. Niestety, determinacji starczyło mi jedynie na dokładne obejrzenie tego zjazdu. Resztę pętli pokonałam bez problemów, dwa razy. Potem jeszcze pojechałam na pętlę między Nowoursynowską i Gąsek (wariant luźniejszy).
Jeździłam ze dwie godziny i było super :):)

wreszcie można pojeździć w ciągu dnia

Sobota, 13 września 2014 Kategoria >50 km, trening, wycieczki i inne spontany
Km: 62.37 Km teren: 0.00 Czas: 02:31 km/h: 24.78
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Co za piękna pogoda! Skorzystałam dziś z tego, że zajęcia skończyły się wcześniej niż miały i pojechałam sobie na bajabongo.
Dowiedziałam się przy okazji co to jest sławna GRAPA. Nie wiem natomiast ciągle, co to jest GARGAMEL ;)
Warstwa opalenizny dodana, to już ostatnie momenty, żeby jeszcze się opalić.

Karpacz dzień 5 - pitu pitu po Karpaczu

Czwartek, 7 sierpnia 2014 Kategoria wycieczki i inne spontany, trening
Km: 10.14 Km teren: 0.00 Czas: 00:37 km/h: 16.44
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze

Karpacz dzeń 4 - pitu pitu po Karpaczu

Środa, 6 sierpnia 2014 Kategoria ze zdjęciami, wycieczki i inne spontany, trening
Km: 14.07 Km teren: 0.00 Czas: 01:06 km/h: 12.79
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Oprócz tego, że pokręciłam się po Karpaczu, to powtórzyłam również trasę, którą rano szliśmy z Zającem, bo była całkiem przyjemna.



kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum