ucieczka przed chmurą
Sobota, 9 maja 2015 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: | 81.39 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:26 | km/h: | 23.71 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dobra, przyznaję się. Znowu uciekłam z wykładu ;)
Na wykład przyjechałam zbyt wcześnie i nie było nikogo, kto by mnie wpuścił do środka, ale oczekiwanie było przyjemne - zielono dookoła, ptaszki śpiewają i wszędzie pełno lipowego puchu... aaaaapsik!
Ale jak można było nie uciec, skoro na jutro ICM zapowiadał cały dzień deszczu a dziś - co prawda jest trochę chmur ale poza tym pogoda na pielęgnowanie tanlajnu ;)
Standardowo z Madalińskiego poleciałam przez Czerniaków do szutrowej ścieżki na Wale. Plan był dość zwykły - do Gassów, pętelka przez Habdzin, Opacz i Ciszycę i do domu. Ale wielka czarna chmura, która zaczęła mnie gonić od wjechania na Wał zweryfikowała moje plany. Przed chmurą uciekłam najpierw do Słomczyna (licząc przy okazji na odzyskanie QOMa ale to się nie udało).
Takie widoki zawsze robią wrażenie :P
Gdy obejrzałam się tam za siebie, chmura nadal była tuż za mną więc postanowiłam jej zwiać do Góry Kalwarii i tym samym zaliczyć jeszcze podjazd Lipkowską a potem powrót z podjazdem do Kawęczyna.
Lipkowska to była dziś mordęga, normalnie myślałam, że nie podjadę - chyba już tutaj zaczynało mi brakować paliwa, bo popełniłam błąd nie biorąc sobie nic do żarcia. W Górze Kalwarii jak zwykle zdenerwował mnie fakt, że widok ze skarpy jest zasłonięty przez domki i ogrodzenia. Poza tym zrobiłam się porządnie głodna więc zakręciłam się jeszcze w GK szukając jakiegoś sklepu. Nie chciałam jednak zbytnio zwiedzać, żeby nie przedłużać więc ostatecznie machnęłam ręką i wróciłam, zahaczając o mały sklepik w Dębówce (hura, otwarte!). Dwa Twixy uratowały mi życie ;)
Podjazd do Kawęczyna poszedł już nieco sprawniej. W międzyczasie chmura przeszła na drugą stronę mojej trasy. Na horyzoncie wisiała druga ale chyba nie groziło, że dogoni mnie przed moim powrotem do domu. Wracając, kluczyłam trochę po bocznych drogach, żeby nie jechać cały czasu ruchliwą 724ką i ostatecznie odbiłam z niej w stronę Habdzina a stamtąd standardową trasą już do domu.
Jechało mi się dziś super, dawno nie zrobiłam takiej spontanicznej wycieczki ;)
Na wykład przyjechałam zbyt wcześnie i nie było nikogo, kto by mnie wpuścił do środka, ale oczekiwanie było przyjemne - zielono dookoła, ptaszki śpiewają i wszędzie pełno lipowego puchu... aaaaapsik!
Ale jak można było nie uciec, skoro na jutro ICM zapowiadał cały dzień deszczu a dziś - co prawda jest trochę chmur ale poza tym pogoda na pielęgnowanie tanlajnu ;)
Standardowo z Madalińskiego poleciałam przez Czerniaków do szutrowej ścieżki na Wale. Plan był dość zwykły - do Gassów, pętelka przez Habdzin, Opacz i Ciszycę i do domu. Ale wielka czarna chmura, która zaczęła mnie gonić od wjechania na Wał zweryfikowała moje plany. Przed chmurą uciekłam najpierw do Słomczyna (licząc przy okazji na odzyskanie QOMa ale to się nie udało).
Takie widoki zawsze robią wrażenie :P
Gdy obejrzałam się tam za siebie, chmura nadal była tuż za mną więc postanowiłam jej zwiać do Góry Kalwarii i tym samym zaliczyć jeszcze podjazd Lipkowską a potem powrót z podjazdem do Kawęczyna.
Lipkowska to była dziś mordęga, normalnie myślałam, że nie podjadę - chyba już tutaj zaczynało mi brakować paliwa, bo popełniłam błąd nie biorąc sobie nic do żarcia. W Górze Kalwarii jak zwykle zdenerwował mnie fakt, że widok ze skarpy jest zasłonięty przez domki i ogrodzenia. Poza tym zrobiłam się porządnie głodna więc zakręciłam się jeszcze w GK szukając jakiegoś sklepu. Nie chciałam jednak zbytnio zwiedzać, żeby nie przedłużać więc ostatecznie machnęłam ręką i wróciłam, zahaczając o mały sklepik w Dębówce (hura, otwarte!). Dwa Twixy uratowały mi życie ;)
Podjazd do Kawęczyna poszedł już nieco sprawniej. W międzyczasie chmura przeszła na drugą stronę mojej trasy. Na horyzoncie wisiała druga ale chyba nie groziło, że dogoni mnie przed moim powrotem do domu. Wracając, kluczyłam trochę po bocznych drogach, żeby nie jechać cały czasu ruchliwą 724ką i ostatecznie odbiłam z niej w stronę Habdzina a stamtąd standardową trasą już do domu.
Jechało mi się dziś super, dawno nie zrobiłam takiej spontanicznej wycieczki ;)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!