Wpisy archiwalne w kategorii
wycieczki i inne spontany
Dystans całkowity: | 9732.82 km (w terenie 896.47 km; 9.21%) |
Czas w ruchu: | 559:53 |
Średnia prędkość: | 18.34 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.35 km/h |
Suma podjazdów: | 7812 m |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (96 %) |
Maks. tętno średnie: | 157 (84 %) |
Suma kalorii: | 29597 kcal |
Liczba aktywności: | 349 |
Średnio na aktywność: | 30.23 km i 1h 36m |
Więcej statystyk |
BG Fit
Czwartek, 31 marca 2011 Kategoria ze zdjęciami, wycieczki i inne spontany, dojazdy, fitting, recenzje, testy
Km: | 22.57 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:47 | km/h: | 12.66 |
Pr. maks.: | 30.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 165165 ( 91%) | HRavg | 131( 72%) |
Kalorie: | 1112kcal | Podjazdy: | 110m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
No, dzisiaj to już rano było całkiem przyjemnie. Można było pojechać w krótszych spodenkach i cieńszych warstwach na górze. Wilgotno trochę, bo chyba w nocy padało. Ale powietrze już pachnie inaczej.
A pod Kopą Cwila wiosna:



Po pracy szybki sprint do Airbike'a na KEN. Umówiona byłam na BGFit, czyli na profesjonalne dostosowanie parametrów roweru do mojej sylwetki. Po cichu liczę na to, że przestanie mnie po tym boleć bark, który dolega mi po dłuższych wycieczkach.
Z Wojtkiem Marcjoniakiem, BGFitterem, przeszliśmy od razu na „Ty”. Coś tam sobie porozmawialiśmy na różne luźne okołorowerowe tematy, na początek. Trochę o Nim, trochę o teamie Airbike'a, trochę o mnie, moim rowerowaniu, moim rowerze.
Na początku było spokojnie.
Najpierw Wojtek wymaglował mnie teoretycznie. Pytał o mnóstwo rzeczy. Od jakiego czasu jeżdżę regularnie na rowerze, jaki jest mój styl jazdy, ile godzin tygodniowo spędzam na rowerze, ile kaemów rocznie przejeżdżam. Pytał też o cele treningowe i cel ustawień BGFit. Pytał o stan zdrowia, typ i natężenie dolegliwości podczas jazdy, urazy... Zapisał nawet uwagę o tym, że jak jadę „bez trzymanki” to rower mi się przechyla w prawo.
Potem mnie dokładnie obejrzał i pomierzył. Zmierzył rozmiar tyłka (rozstaw guzów kulszowych), obejrzał moje stopy, sprawdził w jaki sposób je układam, jak układam kolana, czy mam równą miednicę, czy nie mam krzywego kręgosłupa, czy mam na równej wysokości łopatki, czy nie mam jednej nogi krótszej. Kazał mi robić skłony, przysiady na jednej nodze, zginał mi nogi we wszystkie strony, sprawdzał na ile jestem rozciągnięta, mierzył kąty ugięcia stawów... nawet już nie pamiętam co dokładnie robił, tyle tego było.
Następnie dokładnie obejrzał rower. Pomierzył wszelkie możliwe parametry i obecne ustawienia (wysokość i przesunięcie siodła, kąty ugięcia kolan, długość i kąt mostka i mnóstwo innych rzeczy).
Nawet bloki w butach obejrzał.
Prawdę mówiąc to nie wpadłam na to, żeby przed tą operacją umyć rower... a w idealnym stanie to on nie był ;) Poza tym świeżość moich butów pozostawia wiele do życzenia i trochę mi było wstyd, jak je oglądał.
Potem się zaczęło.
Ustawianie roweru polegało na pokręceniu trochę na trenażerze, zmianie czegośtam, pokręceniu znowu, zmianie czegośtam, pokręceniu... zmianie... i tak baaaaardzo długo.
Wojtek pozmieniał w rowerze chyba wszystko, co można było pozmieniać.
W efekcie pomiaru kątów ugięcia kolan oraz spuszczenia „wahadełka” z kolana do końca korby, siodło powędrowało do góry i maksymalnie do przodu. Mam trochę niedobrą sztycę do prawidłowego ustawienia, bo ma spory offset. Lepsza by była bez offsetu, ale trzeba by było nową kupić. Z tą co mam, brakuje 0,5 cm do pozycji idealnej według BGFit.
Siodło powinnam mieć sporo szersze. Mam 130, powinnam mieć 143/155. Najpierw przymierzaliśmy 155 ale kompletnie nie umiałam znaleźć na nim komfortowej pozycji. Przy 143 było lepiej ale i tak uważałam je za strasznie niewygodne. W sumie zostało moje stare siodło ale z zaleceniem zmiany.
Przymierzaliśmy potem różne długości i kąty mostka. Mostek też został zmieniony na dużo dłuższy i o zupełnie innym kącie. Dostałam mostek testowy, do wtorku mam go oddać lub kupić.
O dziwo, różnica wysokości siodło-kierownica w efekcie pozostała bez zmian.
Kierownic nie przymierzaliśmy, ale mam zalecenie, żeby była węższa (akurat to już sama wyczaiłam tylko jeszcze nie zrealizowałam).
Bloki w butach zostały przesunięte do tyłu, na środek szczeliny mniej więcej (!). Okazało się za to, że instynktownie ustawiłam sobie bardzo prawidłowo bloki w przesunięciu prawo-lewo, maksymalnie do wewnętrznej strony (to ponoć dobre ustawienie, jak się ma tzw. „iksy”).
Śmiesznie, bo po tej zmianie w ogóle przez chwilę nie potrafiłam się wpiąć. Nie mogłam znaleźć połączenia blok-pedał.
Wszystkie te zmiany jakoś nie wywoływały we mnie entuzjazmu a wręcz nie podobały mi się. Było mi dziwnie i niewygodnie. Ale Wojtek pocieszył mnie, że to normalne i że potrzeba około miesiąca, żeby się przyzwyczaić a potem dopiero odczuwa się różnicę.
Na koniec zafundował mi wkładki do butów, korygujące „iksy”. To był strzał w dziesiątkę! Jak popedałowałam trochę na trenażerze to poczułam, jakby mi ktoś skrzydełka Hermesa przyprawił.
Wszystko trwało potwornie długo, chyba z pięć godzin. Wyszłam z Airbika przed godz. 22-gą (około 2 godziny po zamknięciu sklepu – podziwiam Wojtka i innych chłopaków za ofiarność, bo jeszcze pod koniec jeden z panów regulował mi hamulec...).
Wsiadłam na rower, żeby pojechać do domu... i o k... ktoś mi normalnie podmienił rower!
Masakra, jakbym zupełnie inny rower dostała. Strasznie niewygodnie, wrażenie, że pozycja mocniej pochylona do przodu niż dotychczas. Chociaż teoretycznie – tak nie jest. Zupełnie nie umiałam jechać. W dodatku to uczucie, że tyłek zjeżdża mi do przodu (że siodło jest pochylone do przodu). Dobrze, że do domu blisko.
Wróciłam trochę załamana i uboższa o 1088 złotych (590 zł BGFit, 200 zł kaucja za wypożyczenie mostka, reszta to 2 pary kompletów wkładek).
Liczę na to, że faktycznie się przyzwyczaję do tego, bo inaczej to mnie chyba szlag trafi, że wydałam bez sensu tę kasę (póki co widzę sens tylko we wkładkach).
A pod Kopą Cwila wiosna:



Po pracy szybki sprint do Airbike'a na KEN. Umówiona byłam na BGFit, czyli na profesjonalne dostosowanie parametrów roweru do mojej sylwetki. Po cichu liczę na to, że przestanie mnie po tym boleć bark, który dolega mi po dłuższych wycieczkach.
Z Wojtkiem Marcjoniakiem, BGFitterem, przeszliśmy od razu na „Ty”. Coś tam sobie porozmawialiśmy na różne luźne okołorowerowe tematy, na początek. Trochę o Nim, trochę o teamie Airbike'a, trochę o mnie, moim rowerowaniu, moim rowerze.
Na początku było spokojnie.
Najpierw Wojtek wymaglował mnie teoretycznie. Pytał o mnóstwo rzeczy. Od jakiego czasu jeżdżę regularnie na rowerze, jaki jest mój styl jazdy, ile godzin tygodniowo spędzam na rowerze, ile kaemów rocznie przejeżdżam. Pytał też o cele treningowe i cel ustawień BGFit. Pytał o stan zdrowia, typ i natężenie dolegliwości podczas jazdy, urazy... Zapisał nawet uwagę o tym, że jak jadę „bez trzymanki” to rower mi się przechyla w prawo.
Potem mnie dokładnie obejrzał i pomierzył. Zmierzył rozmiar tyłka (rozstaw guzów kulszowych), obejrzał moje stopy, sprawdził w jaki sposób je układam, jak układam kolana, czy mam równą miednicę, czy nie mam krzywego kręgosłupa, czy mam na równej wysokości łopatki, czy nie mam jednej nogi krótszej. Kazał mi robić skłony, przysiady na jednej nodze, zginał mi nogi we wszystkie strony, sprawdzał na ile jestem rozciągnięta, mierzył kąty ugięcia stawów... nawet już nie pamiętam co dokładnie robił, tyle tego było.
Następnie dokładnie obejrzał rower. Pomierzył wszelkie możliwe parametry i obecne ustawienia (wysokość i przesunięcie siodła, kąty ugięcia kolan, długość i kąt mostka i mnóstwo innych rzeczy).
Nawet bloki w butach obejrzał.
Prawdę mówiąc to nie wpadłam na to, żeby przed tą operacją umyć rower... a w idealnym stanie to on nie był ;) Poza tym świeżość moich butów pozostawia wiele do życzenia i trochę mi było wstyd, jak je oglądał.
Potem się zaczęło.
Ustawianie roweru polegało na pokręceniu trochę na trenażerze, zmianie czegośtam, pokręceniu znowu, zmianie czegośtam, pokręceniu... zmianie... i tak baaaaardzo długo.
Wojtek pozmieniał w rowerze chyba wszystko, co można było pozmieniać.
W efekcie pomiaru kątów ugięcia kolan oraz spuszczenia „wahadełka” z kolana do końca korby, siodło powędrowało do góry i maksymalnie do przodu. Mam trochę niedobrą sztycę do prawidłowego ustawienia, bo ma spory offset. Lepsza by była bez offsetu, ale trzeba by było nową kupić. Z tą co mam, brakuje 0,5 cm do pozycji idealnej według BGFit.
Siodło powinnam mieć sporo szersze. Mam 130, powinnam mieć 143/155. Najpierw przymierzaliśmy 155 ale kompletnie nie umiałam znaleźć na nim komfortowej pozycji. Przy 143 było lepiej ale i tak uważałam je za strasznie niewygodne. W sumie zostało moje stare siodło ale z zaleceniem zmiany.
Przymierzaliśmy potem różne długości i kąty mostka. Mostek też został zmieniony na dużo dłuższy i o zupełnie innym kącie. Dostałam mostek testowy, do wtorku mam go oddać lub kupić.
O dziwo, różnica wysokości siodło-kierownica w efekcie pozostała bez zmian.
Kierownic nie przymierzaliśmy, ale mam zalecenie, żeby była węższa (akurat to już sama wyczaiłam tylko jeszcze nie zrealizowałam).
Bloki w butach zostały przesunięte do tyłu, na środek szczeliny mniej więcej (!). Okazało się za to, że instynktownie ustawiłam sobie bardzo prawidłowo bloki w przesunięciu prawo-lewo, maksymalnie do wewnętrznej strony (to ponoć dobre ustawienie, jak się ma tzw. „iksy”).
Śmiesznie, bo po tej zmianie w ogóle przez chwilę nie potrafiłam się wpiąć. Nie mogłam znaleźć połączenia blok-pedał.
Wszystkie te zmiany jakoś nie wywoływały we mnie entuzjazmu a wręcz nie podobały mi się. Było mi dziwnie i niewygodnie. Ale Wojtek pocieszył mnie, że to normalne i że potrzeba około miesiąca, żeby się przyzwyczaić a potem dopiero odczuwa się różnicę.
Na koniec zafundował mi wkładki do butów, korygujące „iksy”. To był strzał w dziesiątkę! Jak popedałowałam trochę na trenażerze to poczułam, jakby mi ktoś skrzydełka Hermesa przyprawił.
Wszystko trwało potwornie długo, chyba z pięć godzin. Wyszłam z Airbika przed godz. 22-gą (około 2 godziny po zamknięciu sklepu – podziwiam Wojtka i innych chłopaków za ofiarność, bo jeszcze pod koniec jeden z panów regulował mi hamulec...).
Wsiadłam na rower, żeby pojechać do domu... i o k... ktoś mi normalnie podmienił rower!
Masakra, jakbym zupełnie inny rower dostała. Strasznie niewygodnie, wrażenie, że pozycja mocniej pochylona do przodu niż dotychczas. Chociaż teoretycznie – tak nie jest. Zupełnie nie umiałam jechać. W dodatku to uczucie, że tyłek zjeżdża mi do przodu (że siodło jest pochylone do przodu). Dobrze, że do domu blisko.
Wróciłam trochę załamana i uboższa o 1088 złotych (590 zł BGFit, 200 zł kaucja za wypożyczenie mostka, reszta to 2 pary kompletów wkładek).
Liczę na to, że faktycznie się przyzwyczaję do tego, bo inaczej to mnie chyba szlag trafi, że wydałam bez sensu tę kasę (póki co widzę sens tylko we wkładkach).
do sklepu po... Mass Effecta
Poniedziałek, 28 marca 2011 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: | 6.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:24 | km/h: | 15.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Maleńki wypadzik do pobliskiego sklepu z grami po Mass Effect 2 na PS3 bo jakoś nam się nudziło. Biedny Marek, będę teraz okupować konsolę... ;)
Wieczorem nie było już tak przyjemnie jak koło godz. 16tej. Zachmurzyło się i zaczęło wiać. Za lekko się ubrałam i trochę zmarzłam. Dziwnie się jeździ bez pampersa :]
Wieczorem nie było już tak przyjemnie jak koło godz. 16tej. Zachmurzyło się i zaczęło wiać. Za lekko się ubrałam i trochę zmarzłam. Dziwnie się jeździ bez pampersa :]
letko deszczowy wypadzik po pakiet na Półmaraton Warszawski
Piątek, 25 marca 2011 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, dojazdy
Km: | 31.81 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:04 | km/h: | 15.39 |
Pr. maks.: | 30.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 158158 ( 89%) | HRavg | 125( 70%) |
Kalorie: | 1519kcal | Podjazdy: | 413m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po pracy kopnęłam się do Centrum Olimpijskiego, odebrać pakiety dla mnie i dla Marka na Półmaraton Warszawski. Pogoda była, prawdę mówiąc, paskudna. Ale skoro już się zadeklarowałam, że odbiorę, no to pojechałam. Wiało, próbowało padać, było okropnie zimno... brrr ohyda.
Biuro Półmaratonu było otwarte od 16-tej. Ja dotarłam około 16.30 i już były tłumy. Kolejka samochodów na niewielki parking, wąska uliczka dojazdowa, w dodatku obstawiona samochodami po obu stronach. Dzięki takim intelygentom płynny ruch dwustronny nie było możliwy. Nawet wyjechanie rowerem stamtąd okazało się nie lada wyzwaniem!
Na szczęście odbiór pakietów był zorganizowany sprawnie, więc odbiór zajął mi dosłownie chwilkę.
Wracając do domku spotkałam Arka, który wyszedł na swoje "16 czy 17 km", ale jak widzę po wpisie, pokręcił jednak trochę dłużej ;)
Jutro szykuje mi się dzień odpoczynku. A przed Półmaratonem rośnie mi już kulka w brzuchu, bo nigdy wcześniej nie biegłam takiego dystansu!
Kat: E2
kadencja 84/131
KOW: 3
obciążenie: 372
Biuro Półmaratonu było otwarte od 16-tej. Ja dotarłam około 16.30 i już były tłumy. Kolejka samochodów na niewielki parking, wąska uliczka dojazdowa, w dodatku obstawiona samochodami po obu stronach. Dzięki takim intelygentom płynny ruch dwustronny nie było możliwy. Nawet wyjechanie rowerem stamtąd okazało się nie lada wyzwaniem!
Na szczęście odbiór pakietów był zorganizowany sprawnie, więc odbiór zajął mi dosłownie chwilkę.
Wracając do domku spotkałam Arka, który wyszedł na swoje "16 czy 17 km", ale jak widzę po wpisie, pokręcił jednak trochę dłużej ;)
Jutro szykuje mi się dzień odpoczynku. A przed Półmaratonem rośnie mi już kulka w brzuchu, bo nigdy wcześniej nie biegłam takiego dystansu!
Kat: E2
kadencja 84/131
KOW: 3
obciążenie: 372
zabłądziłam się
Środa, 16 marca 2011 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, dojazdy
Km: | 47.15 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:45 | km/h: | 17.15 |
Pr. maks.: | 42.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 165165 ( 93%) | HRavg | 139( 78%) |
Kalorie: | 2109kcal | Podjazdy: | 481m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Miałam dzisiaj 30 km do wyjeżdżenia. Pomyślałam sobie, że może ścieżka nad Wisłą to dobry pomysł - bez większych przeszkadzajek - będzie można zrealizować plan treningu (miało być z narastającą prędkością). Ale gdzie tam... ścieżka gdzieś znikała, kręciła, potem zamieniła się w piaszczystą łachę i remont jakiejś trasy. Odbiłam więc z niej i chciałam wracać drugą stroną drogi ale... okazało się, że druga strona drogi niepostrzeżenie oddaliła się od pierwszej ;) I znalazłam się w miejscu całkiem dla mnie niepojętym :) Wydawało mi się, że widzę ratusz na Bemowie i że chyba wiem, gdzie jechać. Jednak wybrany przeze mnie kierunek jazdy stawał się coraz bardziej wątpliwy, zwłaszcza jak zobaczyłam tabliczkę przy drodze z przekreślonym napisem "Warszawa".
Zapytany o drogę rowerzysta upewnił się, że chcę na Ursynów rowerem, a nie metrem i ze zgrozą w oczach stwierdził "Ale to chyba ze 20 km!". Skromnie spuściwszy oczy odparłam, że 20 km mi nie straszne. Na co on powiedział, że niestety nie wie, jak na Ursynów, ale jak dalej pojadę w tym kierunku, co jadę, to trafię na Wolę.
Na szczęście wiedziałam mniej więcej jak dotrzeć na Ursynów z Woli. Jak zobaczyłam Prymasa Tysiąclecia i kierunek Kasprzaka to poczułam się jak w domu.
Tak więc nie zrealizowałam planu treningowego na dzisiaj bo nie dało się jechać narastającym tempem. Do zawrotki było OK a potem niestety, światła, zatrzymania, zmiana kierunku jazdy, wmordewind... i w ogóle mnóstwo przeszkadzajek. W dodatku głupia wybrałam się na tak długi trening głodna więc na Woli odcięło mi prąd. Ledwo dowlokłam się do domu.
kadencja 84/119
KOW: 5
obciążenie: 825
Zapytany o drogę rowerzysta upewnił się, że chcę na Ursynów rowerem, a nie metrem i ze zgrozą w oczach stwierdził "Ale to chyba ze 20 km!". Skromnie spuściwszy oczy odparłam, że 20 km mi nie straszne. Na co on powiedział, że niestety nie wie, jak na Ursynów, ale jak dalej pojadę w tym kierunku, co jadę, to trafię na Wolę.
Na szczęście wiedziałam mniej więcej jak dotrzeć na Ursynów z Woli. Jak zobaczyłam Prymasa Tysiąclecia i kierunek Kasprzaka to poczułam się jak w domu.
Tak więc nie zrealizowałam planu treningowego na dzisiaj bo nie dało się jechać narastającym tempem. Do zawrotki było OK a potem niestety, światła, zatrzymania, zmiana kierunku jazdy, wmordewind... i w ogóle mnóstwo przeszkadzajek. W dodatku głupia wybrałam się na tak długi trening głodna więc na Woli odcięło mi prąd. Ledwo dowlokłam się do domu.
kadencja 84/119
KOW: 5
obciążenie: 825
lekko błotny chrzest pedałów
Wtorek, 15 marca 2011 Kategoria trening, dojazdy, wycieczki i inne spontany
Km: | 34.69 | Km teren: | 8.00 | Czas: | 02:16 | km/h: | 15.30 |
Pr. maks.: | 42.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 166166 ( 93%) | HRavg | 141( 79%) |
Kalorie: | 1789kcal | Podjazdy: | 494m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pojechałam dzisiaj do pracy rowerem. W końcu. Aura całkiem przyjemna, ciepło chociaż pochmurnie. Chodniki mokre, chyba w nocy trochę pokropiło.
Wracając odrobiłam na Przyczółkowej "pracę domową", chociaż było mi trudno.
Zadanie było niby proste, 5 minut pod progiem tlenowym na najtwardszym przełożeniu i kolejne pięć minut na najmiększym.
Pierwsze było trudne bo przy takim przełożeniu, jak się wolno jedzie to trudno pedałować a jak się jedzie szybciej to tętno wyskakuje ponad próg tlenowy. Trudno mi to było kontrolować ale jakoś poszło.
Drugie było jeszcze trudniejsze bo na tym przełożeniu nie da się w ogóle jechać po prostym. Jechałam zatem na 1x3 ale i tak nie było dobrze, bo przy takim przełożeniu musiałabym mieć chyba kadencję z 1500 żeby się rozkręcić do progu tlenowego. Więc tutaj to nie dałam rady jechać pod progiem tlenowym, kręciłam się gdzieś na przełomie strefy 1/2.
Wróciłam sobie przez Lasek Kabacki. Miałam tylko zahaczyć o skraj lasu i wrócić, ale władowałam się w błotną pułapkę. To znaczy - tak się zacietrzewiłam w ćwiczeniu jazdy po błocie, że gdy błoto zaczęło się robić coraz gorsze, postanowiłam nie zawracać tylko jechać dalej. W efekcie wywiało mnie aż pod Puławską.
Jechało mi się po tym błocku całkiem dobrze, chociaż kilka razy musiałam się podeprzeć bo siły mi nie starczyło na przepchanie roweru przez większą muldę błotną. Ubłocone pedały wpinają się bardzo dobrze, wypinają też. Nie mają wady Wellgo tzn zamkniętej budowy - całe błotko wypada dołem zatrzasku. No i git :)
rozgrzewka
5 min na twardym przełożeniu avgHR 145 - średnia 26,8 km/h
5 min na miękkim przełożeniu avgHR 134 - średnia 11 km/h
rozjazd
KOW: 3
obciążenie 408
Wracając odrobiłam na Przyczółkowej "pracę domową", chociaż było mi trudno.
Zadanie było niby proste, 5 minut pod progiem tlenowym na najtwardszym przełożeniu i kolejne pięć minut na najmiększym.
Pierwsze było trudne bo przy takim przełożeniu, jak się wolno jedzie to trudno pedałować a jak się jedzie szybciej to tętno wyskakuje ponad próg tlenowy. Trudno mi to było kontrolować ale jakoś poszło.
Drugie było jeszcze trudniejsze bo na tym przełożeniu nie da się w ogóle jechać po prostym. Jechałam zatem na 1x3 ale i tak nie było dobrze, bo przy takim przełożeniu musiałabym mieć chyba kadencję z 1500 żeby się rozkręcić do progu tlenowego. Więc tutaj to nie dałam rady jechać pod progiem tlenowym, kręciłam się gdzieś na przełomie strefy 1/2.
Wróciłam sobie przez Lasek Kabacki. Miałam tylko zahaczyć o skraj lasu i wrócić, ale władowałam się w błotną pułapkę. To znaczy - tak się zacietrzewiłam w ćwiczeniu jazdy po błocie, że gdy błoto zaczęło się robić coraz gorsze, postanowiłam nie zawracać tylko jechać dalej. W efekcie wywiało mnie aż pod Puławską.
Jechało mi się po tym błocku całkiem dobrze, chociaż kilka razy musiałam się podeprzeć bo siły mi nie starczyło na przepchanie roweru przez większą muldę błotną. Ubłocone pedały wpinają się bardzo dobrze, wypinają też. Nie mają wady Wellgo tzn zamkniętej budowy - całe błotko wypada dołem zatrzasku. No i git :)
rozgrzewka
5 min na twardym przełożeniu avgHR 145 - średnia 26,8 km/h
5 min na miękkim przełożeniu avgHR 134 - średnia 11 km/h
rozjazd
KOW: 3
obciążenie 408
leniwe kręcenie dookoła domu :)
Piątek, 11 marca 2011 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany
Km: | 9.17 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:34 | km/h: | 16.18 |
Pr. maks.: | 25.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 152152 ( 85%) | HRavg | 135( 76%) |
Kalorie: | 489kcal | Podjazdy: | 25m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po prostu MUSIAŁAM dzisiaj wyjść na rower. Nieważne, że mam katar do pasa i kaszel a rano chyba temperaturę. Musiałam i JUŻ. Była tak przyjemna aura przez cały dzień... w końcu od pół godziny lekkiego jeżdżenia, jak się dobrze ubiorę, chyba nie umrę?
Pokręciłam się po Ursynowie z przysłowiowym "bananem". Na szczęście komarów i innych potworów jeszcze nie ma więc jazda z "bananem" nie stwarza większych zagrożeń ;)
Było cudnie :)
kat: E2
kadencja 84/126
KOW: 2
obciążenie: 68
Pokręciłam się po Ursynowie z przysłowiowym "bananem". Na szczęście komarów i innych potworów jeszcze nie ma więc jazda z "bananem" nie stwarza większych zagrożeń ;)
Było cudnie :)
kat: E2
kadencja 84/126
KOW: 2
obciążenie: 68
łyżwy :)
Piątek, 11 lutego 2011 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:30 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Znowu umówiłam się z koleżanką na lodowisko, tym razem pamiętała, że ma przyjść ;)
Ale się wyjeździłam, byłam tak zmęczona, że prawie zasnęłam w metrze jak wracałam z lodowiska, chociaż to tylko jedna stacja ;)
KOW: 2
obciążenie 180
Ale się wyjeździłam, byłam tak zmęczona, że prawie zasnęłam w metrze jak wracałam z lodowiska, chociaż to tylko jedna stacja ;)
KOW: 2
obciążenie 180
Wiosna idzie
Niedziela, 6 lutego 2011 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: | 38.15 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 03:05 | km/h: | 12.37 |
Pr. maks.: | 32.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 167167 ( 94%) | HRavg | 130( 73%) |
Kalorie: | 2101kcal | Podjazdy: | 319m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Poroztopowy wypad w Kabaty. Jak się okazało, roztopiło się jeszcze bardziej, niż po poprzedniej odwilży. Lodu dużo mniej na głównych ścieżkach, za to na bocznych dróżkach więcej błota. Zrobiliśmy z Krzyśkiem kilka rundek ze zjazdem, podjazdem i podejściem.
Gorąco się zrobiło

W końcu znudziło nam się i Krzysiek zaproponował żeby gdzieś pojechać. No to pojechaliśmy gdzieś.

Gdzieś koło Kępy Zawadowskiej

Przerwa techniczna

W lesie było bardzo przyjemnie i ciepło, ale na reszcie rundki już nie. Ponieważ nie spodziewałam się dalszego wypadu, ubrałam się zbyt lekko. Zmarzły mi palce u rąk i przewiało mi plecy. Mam nadzieję, że nie będę chora po tym ;)
Kat: S5, E2
KOW: 3
obciążenie 375
Gorąco się zrobiło

W końcu znudziło nam się i Krzysiek zaproponował żeby gdzieś pojechać. No to pojechaliśmy gdzieś.

Gdzieś koło Kępy Zawadowskiej

Przerwa techniczna

W lesie było bardzo przyjemnie i ciepło, ale na reszcie rundki już nie. Ponieważ nie spodziewałam się dalszego wypadu, ubrałam się zbyt lekko. Zmarzły mi palce u rąk i przewiało mi plecy. Mam nadzieję, że nie będę chora po tym ;)
Kat: S5, E2
KOW: 3
obciążenie 375
łyżwy po ... 2? 3? latach
Czwartek, 3 lutego 2011 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:15 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Umówiłam się z koleżanką na łyżwy. Jak się okazało, koleżanka zapomniała o spotkaniu... ale skoro już z Markiem byliśmy pod lodowiskiem, to mając własne łyżwy i od 2008 roku niewykorzystany karnet na kilka darmowych wejść to poszliśmy pojeździć sami :) Okazało się, że karnet jest jeszcze ważny ;)
Pierwsze kroki to był szok dla organizmu. Ja w ogóle nie jestem dobrym łyżwiarzem, raczej nędznym wręcz. A że łyżwy wkładam rzadko... to jeszcze pogarsza sprawę. Mięśnie w okolicach bioder zaczęły mnie boleć już po kilku minutach. Stopy, po kolejnych kilku. Na szczęście powoli się rozruszałam i rozluźniłam, ale dopiero po około godzinie poczułam się w miarę swobodnie. Jednak po tym czasie byłam już tak zmęczona, że zdecydowaliśmy się wkrótce zakończyć zabawę.
Ciekawe, że niby człowiek taki ruchliwy, usportowiony, z kondycją... a jak przychodzi do jakiegoś nietypowego ruchu to zaraz go wszystko boli :)
Jeszcze jedno, chyba od poprzedniej wizyty na lodowisku wysmuklały mi łydki w dolnej ich części bo łyżwy dało się zawiązać wyraźnie bardziej ściśle :D
Zmarzłam wracając do domu i w domu było mi jakoś strasznie zimno. Postanowiłam na wieczór łyknąć profilaktycznie Fervex.
A poza tym, umówiłam się z koleżanką na następny tydzień na łyżwy. Mam nadzieję, że tym razem nie zapomni :)
KOW: 2
obciążenie 150
Pierwsze kroki to był szok dla organizmu. Ja w ogóle nie jestem dobrym łyżwiarzem, raczej nędznym wręcz. A że łyżwy wkładam rzadko... to jeszcze pogarsza sprawę. Mięśnie w okolicach bioder zaczęły mnie boleć już po kilku minutach. Stopy, po kolejnych kilku. Na szczęście powoli się rozruszałam i rozluźniłam, ale dopiero po około godzinie poczułam się w miarę swobodnie. Jednak po tym czasie byłam już tak zmęczona, że zdecydowaliśmy się wkrótce zakończyć zabawę.
Ciekawe, że niby człowiek taki ruchliwy, usportowiony, z kondycją... a jak przychodzi do jakiegoś nietypowego ruchu to zaraz go wszystko boli :)
Jeszcze jedno, chyba od poprzedniej wizyty na lodowisku wysmuklały mi łydki w dolnej ich części bo łyżwy dało się zawiązać wyraźnie bardziej ściśle :D
Zmarzłam wracając do domu i w domu było mi jakoś strasznie zimno. Postanowiłam na wieczór łyknąć profilaktycznie Fervex.
A poza tym, umówiłam się z koleżanką na następny tydzień na łyżwy. Mam nadzieję, że tym razem nie zapomni :)
KOW: 2
obciążenie 150
zamęczyłam stepper na śmierć
Sobota, 8 stycznia 2011 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:40 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Miałam dzisiaj rozpisany bieg lub biegówki. Niestety, roztopy są takie, że ani jedno ani drugie mi się nie uśmiecha. Marek poradził mi, żebym sobie potupała na stepperze. Jedyny problem ze stepperem polega na tym, że nie uda mi się zbytnio zrobić na nim "interwałów"... No nic.
Po 20 minutach rozgrzewkowego człapania, pierwsze powtórzenie 1 minuta. Stepper zaczął śmierdzieć. 5 minut człapania. Kolejne powtórzenie, stepper zaczął mocno śmierdzieć i lekko skrzypieć. 5 minut człapania. Trzecie powtórzenie - stepper śmierdzi na maksa i mocno skrzypi. 5 minut człapania. Czwarte powtórzenie, stepper przestał śmierdzieć (chyba się przyzwyczaiłam) ale za to tak skrzypi, że własnych myśli nie słychać... Po kolejnych 2 minutach człapania postanowiłam dać mu spokój, chociaż w planie było jeszcze jakieś 20 minut człapania. Tym bardziej, że Marek kazał mi uważać na ilość kroków (podobno przy 2500 kroków stepper puszcza olej). Doszłam do 2185 kroków i nie chciałam ryzykować zabrudzenia dywanu ;)
Kat: ?
HR: 124/154
KOW: 3
obciążenie 120
Po 20 minutach rozgrzewkowego człapania, pierwsze powtórzenie 1 minuta. Stepper zaczął śmierdzieć. 5 minut człapania. Kolejne powtórzenie, stepper zaczął mocno śmierdzieć i lekko skrzypieć. 5 minut człapania. Trzecie powtórzenie - stepper śmierdzi na maksa i mocno skrzypi. 5 minut człapania. Czwarte powtórzenie, stepper przestał śmierdzieć (chyba się przyzwyczaiłam) ale za to tak skrzypi, że własnych myśli nie słychać... Po kolejnych 2 minutach człapania postanowiłam dać mu spokój, chociaż w planie było jeszcze jakieś 20 minut człapania. Tym bardziej, że Marek kazał mi uważać na ilość kroków (podobno przy 2500 kroków stepper puszcza olej). Doszłam do 2185 kroków i nie chciałam ryzykować zabrudzenia dywanu ;)
Kat: ?
HR: 124/154
KOW: 3
obciążenie 120