kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2012

Dystans całkowity:716.34 km (w terenie 152.00 km; 21.22%)
Czas w ruchu:38:18
Średnia prędkość:20.35 km/h
Maks. tętno maksymalne:174 (96 %)
Maks. tętno średnie:165 (91 %)
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:31.15 km i 1h 25m
Więcej statystyk

Merida Mazovia MTB Chorzele - zabójcza rywalizacja

Niedziela, 22 kwietnia 2012 Kategoria wyścigi, >50 km, ze zdjęciami
Km: 54.00 Km teren: 48.00 Czas: 02:44 km/h: 19.76
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 173173 ( 96%) HRavg 164( 91%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Nie wiem czemu, ale dzisiaj denerwuję się bardziej niż przed poprzednimi dwoma edycjami Mazovii. Może dlatego, że dojazd do Chorzel zajmuje więcej czasu i człowiek ma więcej czasu żeby myśleć o tym? A może dlatego, że pogoda jest piękna i zapowiadają się fajne warunki do jazdy. Przy złej aurze można zły wynik zwalić na pogodę. Przy dobrej, nie.

Jesteśmy na miejscu wcześnie, ale - jak się okazuje - wcześniej od nas dotarli Krzychu z Olafem. Oni już powyciągali rowery z auta i zajadają się bananami.
Parkujemy niedaleko. Słonko przygrzewa, aura wreszcie wiosenna i piknikowa. Większość zawodników startuje w krótkim, ja zresztą też. Wyjeżdżając z domu jeszcze się zastanawiałam nad cieplejszym zestawem, nawet zabrałam go ze sobą. Na szczęście okazał się niepotrzebny.

Mam dużo czasu do startu więc pięćset razy sprawdzam ustawienie siodła i reguluję przedni hamulec, który ciągle ociera po zamontowaniu koła po transporcie wewnątrz auta. Zjadam batona i popijam izotonik, odwiedzam Toja itd.

500 razy sprawdzam ustawienie siodła


Ustawiam się w sektorze o 10.30 i za chwilę zjawia się tam Beata oraz Zosia. W sektorze stoi jeszcze kilka dziewczyn. Będzie ostra walka. Rozmawiamy z Beatą. Wczoraj startowała w Biegu dookoła ZOO (10 km) oraz w zawodach PolandBike w Nowym Dworze. Zapowiada dzisiaj walkę o 5 sektor. Postanawiam zatem trzymać się jej. Po jej wczorajszym męczącym dniu, jest szansa, że mi się to uda ;)

Krzychu podchodzi do nas na chwilę na pogawędkę. On startuje dzisiaj z końca stawki bo to jego pierwszy start w sezonie. Będzie się musiał przebijać przez maruderów.

Start bardzo sprawny, sektory są puszczane szybko więc w zasadzie chwilka tylko mija i już startuje mój sektor (7).
Pilnuję się, żeby za bardzo nie wyrwać, ale zależy mi na tym, żeby cały czas widzieć plecy Beaty. Na asfalcie to proste. Z mojego sektora mało kto mi tu dotrzymuje tempa. Doganiam Beatę i nawet jest moment, że prowadzę cały sektor. Niestety, wiatr jest przeciwny więc postanawiam trochę pofolgować. Daję się wchłonąć i przez jakiś czas jedziemy w grupie, ale już na tym początkowym kawałku asfaltu Zosia zostaje gdzieś z tyłu.

Pilnuję się, żeby za bardzo nie wyrwać

Asfaltowy fragment jest dość długi, daje rozwinąć skrzydła. Amor zblokowany i daję ile mogę (oczywiście pilnując tętna, żeby się nie spalić na starcie). Tempo dochodzi do 40 km/h (na płaskim!).
Gdy wjeżdżamy na szutry i potem do lasu, Beata - z którą do tej pory mijałyśmy się - gdzieś się gubi. Co jakiś czas się oglądam, ale wygląda na to, ze została w tyle.

Pierwszą błotną kałużę przejeżdżam pędem, nawet nie zwracając na nią większej uwagi. Trasa zapowiada się obiecująco - wygląda na to, że poza tą kałużą nie będzie za bardzo gdzie pobrudzić butów. I faktycznie tak jest.
Cała trasa jest suchutka - gdzieniegdzie co najwyżej nieco wilgotna. Ale błota nie ma. Cóż za miła odmiana po Piasecznie. Po Piasecznie obiecywałam sobie, że to mój ostatni sezon w Mazovii, ale dzisiejsza trasa wynagradza poprzednią w pełni.
Jest fantastycznie. Interwałowo, wymagająco, szybko, wolno, zwrotnie - jest FLOW.
Są krótkie i długie podjazdy, bardziej i mniej strome. Są też świetne zjazdy, gdzie wiatr gwiżdże w szczelinach między zębami ;)
W zeszłorocznych Chorzelach zaskoczyło mnie kilka miejsc. Tym razem nie dałam się zaskoczyć. Pierwszy podjazd był dokładnie w tym samym miejscu. Był długi i dość stromy. Podjeżdżam bez większych kłopotów, za wyjątkiem miejsca, gdzie pewien biker prowadzący rower pod górkę włazi mi pod koło. No to koniec podjazdu. Ale w zasadzie prawie cały połknęłam. W zeszłym roku było prowadzenie roweru od podnóża tej górki.
Również inny podjazd, który mnie zaskoczył poprzednio (bardzo szybki zjazd po czym ostry zakręt w lewo i natychmiast podjazd - wówczas nie zdążyłam zredukować), połykam bez problemu. W zasadzie z całej trasy nie podjeżdżam chyba tylko dwóch podjazdów - tego na początku i potem, w drugiej połowie, jednego takiego długiego podjazdu, który wyczerpał chyba wszystkie moje zapasy glikogenu ;)

W jednym miejscu mylę trasę. Jest fajny zjazd a potem dwie drogi - jedna w prawo w dół, druga w lewo w górę. Taśma pośrodku nie wskazuje żadnej drogi. Są co prawda strzałki, ale kto by tam patrzył na strzałki. Przecież ten zjazd jest taki fajny, że musi prowadzić dalej. Budzi mnie dopiero krzyk zawodnika za moimi plecami: "Ej, źle!". Uf, stary dzięki, dzięki Tobie straciłam tylko około 30-40 sekund. Jak się na mecie okazuje, o 30 sekund za dużo ;)

Podjazdów jest mnóstwo, naprawdę dają w kość. Po którymś takim podjeździe, gdy postanawiam chwilę zluzować, dogania mnie Norbert. Narzeka, że pluję na ludzi ;) A co, nie mogę czasem opluć konkurencji? On też chwilę odpoczywa ale jest ode mnie szybszy więc zaraz ucieka gdzieś do przodu.
Niespodziewanie natykam się na niego znów, na przewspaniałym singlowym zjeździe z agrafkami. Ten zjazd, pierwsza myśl... o rety rety... o rety... a potem - ej, przecież przerabialiśmy takie zjazdy na treningach, to się da zjechać przecież!
Jednak najpierw muszę tam przyhamować, bo przede mną biker ma wywrotkę. Na szczęście szybko się zbiera i można przejechać. Pierwszą agrafkę pokonuję powoli ale bezproblemowo. Na dojeździe do drugiej najpierw mam niegroźną glebkę. Koło mi się ześlizguje po zboczu i pac - na bok. Na szczęście za mną nikt nie jedzie na kołach, wszyscy prowadzą (!). Tylko ja taki harpagan? Niemożliwe. Ale fakt jest faktem.
Potem na tymże kawałku właśnie widzę Norberta. Dłubie coś przy rowerze z boku ścieżki i klnie na czym świat stoi. Zerwana taśma wkręciła mu się w zacisk. Fatalnie, trochę mu zajmie wyciągnięcie tego. Ale nie zatrzymuję się tylko dokańczam zjazd. Jeszcze jeden ostry zakręt i potem stromy zjazd.
Oooooch normalnie ten fragment to orgazm w trampkach. Chcę tam jeszcze raz! Wydaje mi się jednak, że nie stał tam żaden fotograf, co za strata :(
Swoją drogą, ciekawa jestem, czy odważyłabym się to zjechać nie będąc w amoku ścigania się - w trzeźwym myśleniu jakoś zwykle mam więcej oporów.

W miarę zbliżania się do mety, trochę ubywa mi sił - podjazdy coraz częściej na młynku, ale jednak podjeżdżam. Odżywam trochę na prostych kawałkach - których jednak nie jest wiele. Tempo jednak jest niewystarczające a w dodatku moja wcześniejsza pomyłka w trasie powoduje, że dogania mnie Beata! A niech to szlag :)
Końcówkę trasy, jakieś 20 kilometrów jedziemy łeb w łeb. Raz ja z przodu, raz ona. W końcu, na fragmencie asfaltu, postanawiamy się przyczepić na koło jakiemuś facetowi. Pechowo jednak, Beacie spada łańcuch i musi się na moment zatrzymać. Nie czekam na nią. siedzę bikerowi na kole przez jakiś czas, żeby odpocząć a potem daję grzecznościowo zmianę. Facet jednak ucieka mi, gdy wjeżdżamy w teren. Zmęczona już jestem i Beata - mimo chwilowej awarii - dogania mnie bez większych problemów.

Kałużę, która była na początku, trzeba przebyć jeszcze raz. Przejeżdżam całą, jednak pod koniec zagrzebuję się trochę w błotku. Jednak kibice biją mi brawo ;)
Kibice stoją jeszcze w jednym fajnym miejscu - w wiosce, na asfalcie, po obu stronach zakrętu o 90 stopni. Drą się i machają rękami jak na Tour de France, całkiem ich sporo! Fajnie dodają siły :) Dobrze, że nie włażą na drogę ;)

Z Beatą cały czas prawie jedziemy razem ale na ostatnim podjeździe nie starcza mi sił, żeby za nią nadążyć. Próbuję nadgonić na kolejnym asfalcie, ale jest za daleko. Gdyby końcówka była cała na asfalcie, pewnie bym ją doszła - ale w tym roku jest inaczej niż w zeszłym. Końcówka schodzi jeszcze na łąkę i szuter. Wertepy zniechęcają mnie do gonienia. Wjeżdżam na stadion i robię ostatnie kółko - 26 sekund za Beatą. Gdyby nie to zmylenie trasy... :)
Jednak walka była wspaniała, dziękuję Beacie na mecie, to było wspaniałe doświadczenie.
Mam dla niej wielki szacunek, że po wczorajszych 2x zawodach jeszcze mi wklepała dzisiaj! Niedużo, ale jednak!
Stoimy sobie jeszcze przez chwilę gawędząc i odpoczywając. Kilka minut po nas na metę wjeżdża Zosia a potem Norbert. Nie dogonił mnie - ale koniec końców i tak ma lepszy czas ode mnie, i to sporo, bo startował z 11 sektora.

Loguję się przy bufecie i po chwili przychodzi Marek. Chwilkę siedzimy, jemy ciasto, pijemy izotonik. Po jakimś czasie na mecie melduje się Olaf a jeszcze potem Krzychu. Pogoda jest piękna, nie chce się ruszyć więc jeszcze siedzimy.
W międzyczasie sms - znów jestem 4. Szlag. :)

Marek ofiarnie zajmuje się moim rowerem, gdy ja próbuję się umyć


55km / 02:41:43
K3: 4/9, open: 14/30
Sektora piątego nie ma, jest szósty (Beata też). Ale jechała dzisiaj jakaś straszliwa harpaganka, która nawet Renacie Supryk wklepała 20 minut!
Ratingi poleciały zatem trochę, sektory też.
Z miejsca i ratingu nie jestem zadowolona ale z czasu - tak. Moja średnia jest o 2 km/h lepsza niż w Chorzelach zeszłorocznych.
Trasa była zachwycająca, naprawdę - numer jeden wśród wszystkich, które dotychczas przejechałam.
Przez cały dystans w zasadzie ścigałam się z Beatą. Nawet, gdy wydawało mi się, że ją zgubiłam to - tylko mi się tak wydawało. Dała mi naprawdę popalić - w niektórych miejscach to myślałam, ze płuca wypluję ;)


kadencja 78/113

ROWER... i WIOSNA!

Piątek, 20 kwietnia 2012 Kategoria dojazdy, trening, ze zdjęciami
Km: 36.60 Km teren: 0.00 Czas: 01:41 km/h: 21.74
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 166166 ( 92%) HRavg 134( 74%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: b'twin Triban 3 (sprzedany) Aktywność: Jazda na rowerze
Trening dość nieudany, ale za to przyjemność z popołudniowej jazdy ogromna.
Około 14tej była burza. Obawiałam się, że jak będę wychodzić z pracy to będzie lało. Owszem, padało trochę. Ale na szczęście dość szybko przestało. Dobrze jednak, że w Tribanie mam błotniki ;)
Miałam jechać na Okrzeszyn, ale trochę mi się nie chciało więc rozpoczęłam część treningową na Przyczółkowej. To był błąd bo ciągle coś. A to auto wyjeżdżające, a to rozkopy, to, siamto, owamto. W końcu więc wcisnęłam na Garminie stop i na drugą połowę treningu przeniosłam się na pętlę Okrzeszyńską. Ta część poszła lepiej, bez przeszkadzajek.
Nogi trochę mokre bo wszędzie pełno kałuż. Jednak w trakcie treningu wyszło nawet słonko i zrobiło się bardzo przyjemnie. Wracając nawet machnęłam kilka wiosennych fotek.

Dopiero co się rozchmurzyło


Przygotowania do uprawy ziemi już prawie wszędzie zakończone


Woda po zimie jeszcze nie odparowała


Łabądek


Wieczorem szybki wypad na myjnię z obydwoma rowerami, z pomocą Marka. Obu się należało. Scotta nie myłam od niedzielnych błotnych-spa-zawodów a Tribana od 2 tygodni. Fakt, nie jeździłam na nim ostatnio ale był usyfiony bo ostatnio ciągle coś pada ;)

rozgrzewka
2min w narastającym tempie x 1min x 10
rozjazd (z akcentem w postaci podjazdu na dość twardym przełożeniu i z końcówką na stojąco na ul. Podgrzybków)

kadencja 77/107

ROWER!

Piątek, 20 kwietnia 2012 Kategoria dojazdy, test
Km: 9.42 Km teren: 0.00 Czas: 00:26 km/h: 21.74
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 160160 ( 88%) HRavg 137( 76%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: b'twin Triban 3 (sprzedany) Aktywność: Jazda na rowerze
Jeeeeju, po przymusowym odpoczynku (wyjazd służbowy) dzisiaj pierwszy raz na rower od zawodów w Piasecznie. Tym bardziej chętnie, że na wyjeździe byłam w Berlinie, gdzie jest MASA rowerzystów, są wszędzie. I zazdrość mnie zżerała. Oczywiście, mogłam sobie wypożyczyć rower i pojeździć ale nie było czasu na to :(
Dlatego dzisiaj rano wsiadłam na Tribana z wielkim bananem na twarzy.

W pracy odebrałam mejla i okazało się, że przyszły wyniki testów wydolnościowych. Pomijając wszelkie blabla początkowe i sprawy mniej dla mnie istotne, jest tak:

Zawartość tłuszczu: 26,1%. Zdecydowanie za dużo. Ale to wiem sama.
Tkanka mięśniowa: 48,84 kg - nieźle.
Zawartość wody: 52,2&. Trochę za mało. A wydawało mi się, że się dobrze nawadniam.
HR spoczynkowe: 70. To chyba nie był dobry moment na pomiar bo byłam po wstaniu, śniadaniu, myciu, dojechaniu z USN na Targówek, przebraniu i rozgrzewce na rowerze ;) W domu nie mierzyłam akurat tego dnia ale zwykle mam około 60, ciut poniżej nawet.
HR max w teście: 172. Hmmm chyba mogłam więcej - w treningach/zawodach uzyskałam ze dwa razy wyższe, około 178.
Tętno 30 sek po zakończeniu wysiłku: 157
Kwas mlekowy po rozgrzewce 1,7mmol/l
Przy 220 Watt (HR max 147): 2,7mmol/l
Przy 260 Watt (HR max 158): 4,1mmol/l
Powysiłkowe: 13,1mmol/l
Maksymalna wentylacja minutowa płuc (czy to jest to samo co VO2max?): 125,1 l/min
Czas trwania testu: 15 min
Maksymalne obciążenie: 320 Watt (wydawało mi się, że nie dociągnęłam tyle, ale może już nie widziałam bo mi pot zalewał oczy)
Kadencja: 85-90 rpm

Komentarz:
Po rozgrzewce w zakresie 70-100 Watt i po ustabilizowaniu się równowagi czynnościowej tętno wynosiło 109 ud/min. W pierwszych sekundach testu tętno wynosiło ok. 98 ud/min. Po rozgrzewce obciążenie wzrastało o 40 watt /3 min, zaś kadencja (rytm pedałowania) wynosiła 85-90/min.
Uzyskany przez zawodniczkę maksymalny pobór tlenu (VO2max) na ponadprzeciętnym poziomie, wynoszącym 47,6 ml/kg/min. Dla porównania wyczynowe kolarki osiągają wynik ponad 60 ml/kg/min, zaś studentki AWF 42-47. Wzrost częstości skurczów serca (HR) podczas testu następował spokojnie i równo o ok. 7-10 ud/ min co świadczy o dobrej ekonomice pracy układu krążeniowo-oddechowego.
Wentylacyjny próg przemian beztlenowych (AT) wypadł w 9,45 minucie testu przy wartościach: 39,9 VO2 ml/kg/min (83% VO2max), 154 HR (90% HRmax) i obciążeniu 230 Watt.

Zalecane zakresy treningowe:
- W celu aktywnej regeneracji lub odchudzania zaleca się wysiłek w zakresach tętna: 102-121 (do 120 Watt),
- w celu zwiększenia wydolności tlenowej zaleca się trening w zakresach tętna: 122-150 ud/min (130-210 Watt),
- Celem podniesienia progu tlenowego: 151-156 HR (220-240 Watt),
- Celem podniesienia wytrzymałości tempowej i VO2max (interwały): 157-169 HR (250-300 Watt),
- Treningi beztlenowe: powyżej 170 HR
Analiza wyników świadczy, że zawodniczka jest przeciętnie przygotowana pod względem wydolności tlenowej. Poziom VO2max jest na średnim poziomie. Jednakże zawodnik z pewnością posiada jeszcze rezerwy w obrębie układu oddechowego (stosunkowo niska wentylacja min. płuc na poziomie 125 l/min, podczas gdy wyczynowe kolarki osiągają 160-180 l). Zawodniczka jest jednak dość dobrze przygotowana pod względem wytrzymałości siłowej. Poziom 320 Watt to poziom często osiągany przez mężczyzn- amatorów.
Regeneracja w ciągu 30 sekund po wysiłku na przeciętnym poziomie, o 14 uderzeń serca.
Skład ciała – gdyby kolarka zrzuciła 4-5 kg tłuszczu wówczas skład ciała byłby o wiele lepszy, a tym samym wskaźnik VO2max byłby wyższy, wszak jest on przeliczany na kg masy ciała – czyli im więcej ważymy, tym jest on niższy. Ponadto przydałoby się też bardziej nawadniać organizm, by poziom wody zbliżył się do 58-60%.
Zaleca się przeprowadzenie kolejnych badań za 3-4 miesiące celem monitorowania postępów treningowych.

Merida Mazovia MTB Piaseczno - "99% trasy jest suche"

Niedziela, 15 kwietnia 2012 Kategoria wyścigi
Km: 48.00 Km teren: 43.00 Czas: 02:42 km/h: 17.78
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 171171 ( 95%) HRavg 160( 88%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Cytat ze strony Mazovii:
"Trasa maratonu w Piasecznie na 48 godz. przed maratonem jest 99% sucha. Jedyne utrudnienie na dystansie mega i giga, to mała rzeczka pod torami, na której planujemy zbudować z palet suche przejście. Drugim utrudnieniem na dystansach fit, mega i giga, to odcinek zielonego szlaku na 8 km do mety. Są tam spore kałuże, wokół których zrobimy objazdy i jadący z uwagą rowerzyści o suchej nodze powinni je przejechać.
Nie błoto i kałuże będą więc wyzwaniem tego maratonu:)"

Ja rozumiem, wieści z trasy sprzed 2 dni - OK. Faktycznie, popadało, może się nieco różnić. Ale to coś na trasie na pewno nie było efektem lekkiego deszczyku padającego od piątku wieczór. Na pewno nie. Takie błoto nie powstaje w ten sposób. To było najzwyklejsze w świecie podmokłe błoto z podmokłych terenów i nie wierzę, że 48 godzin temu było sucho. Po prostu nie wierzę i już. I prawdę mówiąc, lepiej żeby p. Zamana nie pisał NIC o trasie, niż ma pisać coś, co jest w 100% przeciwne do prawdy. Bo prawdę mówiąc, to na trasie było 99% błota. Ot co.

Jestem koszmarnie zmęczona, uchetana i nawet mi się nie chce pisać relacji więc się streszczę.
Wspominałam już, że było błoto? Było. W dużych ilościach, po kilku minutach jazdy było już wszędzie. Na okularach, daszku, koszulce, spodniach, plecaku i w zębach.
Trasa była płaska jak stół. "Nie błoto i kałuże będą więc wyzwaniem tego maratonu:)" tak hm... No więc co miało być wyzwaniem? Płaska płaskość? Nawet złamanego korzenia na trasie nie było, na którym można było podskoczyć. Wszystko było przykryte grubą warstwą błota. Z domieszką błota. Była jedna, słownie jedna, górka. O wysokości 1 metra i długości podjazdu 2 metrów. Świetnie.
Naprawdę, w pewnym momencie po prostu zabrakło mi siły na to, żeby przejeżdżać przez mokradła. W jednym miejscu mokradła zajeżdżały gnojówką. Nie wiem jakim cudem ja cała nie zajeżdżam i mój rower nie zajeżdża gnojówką jeszcze teraz.
Był strumyk. Ponieważ przed strumykiem był ładny, długi kawałek błota to chociaż strumyk wydawał się przejezdny, nie chciało mi się wsiadać na rower żeby go przejechać i zaraz wpakować się w kolejne błoto więc przeszłam po paletach. Oczywiście suchą nogą się nie dało bo palety były częściowo zalane. A zaraz za strumykiem było błoto.
Potem było jeszcze więcej błota.
Miałam dwie przygody w trasie. Sama nie wiedziałam, czy mam się z nich śmiać, czy płakać. Pierwsza była taka, że chciałam przejechać przez dość głęboką kałużę. Niestety, coś tkwiło w dnie. Rower zatrzymał się a ja, niestety, też. Po pas w kałuży. Ha, ha, ha. Druga - zwisająca gałąź złapała mnie za dziurki w kasku i byłaby mnie po prostu zmiotła z roweru, gdyby nie fakt, że nie jechałam akurat zbyt szybko i zdążyłam zahamować. Ha, ha, ha. To było na etapie, gdy byłam już tak wściekła na to błoto, że chciało mi się płakać ze złości i przeklinać.
Zaczęłam dobrze, nie wyrwałam do przodu, jak ostatnio, i pewnie byłoby mi się super jechało gdyby nie to błoto. Próby przejechania przez większe rozlewiska zmęczyły mnie potwornie. Wciąż mam zdecydowanie mało siły i pewnie jestem za ciężka. Dobra, wiem, trzeba podjąć jakieś postanowienie.
Zaczynam od 23 kwietnia. Jeszcze nie wiem co, ale przynajmniej datę mam wyznaczoną.

Dobra, koniec tego narzekania. Przynajmniej nie jechałam 4h19min jak 2 lata temu.

Aha, no w zasadzie wypadałoby też wspomnieć, że jechałam dzisiaj pierwsze zawody na nowej sztycy i siodle i pierwszy raz pod koniec dystansu mój tyłek nie modlił się o kawałek asfaltu. Ale zastanawiam się, czy to nie był efekt myślenia jedynie o błocie... nic, następne zawody pokażą ;)

48 km (według orga 55km), czas 02:41:45
miejsce K3 6/19, open 15/35. Po końcówce zeszłego sezonu rating 86,3 już mnie nie satysfakcjonuje. Strata do pierwszej ponad 20 minut. Dawno tak słabo nie było. Jestem cholernie niezadowolona. Aha, no i nadal cholerny 7 sektor.

kadencja 77/174 (e?)
#

turlajka

Piątek, 13 kwietnia 2012 Kategoria trening
Km: 18.70 Km teren: 0.00 Czas: 00:58 km/h: 19.34
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 131131 ( 72%) HRavg 113( 62%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Dzisiaj miało być cośtamcośtam, tzn. jakiś konkret. Ale ze względu na poranne testy wydolnościowe Jacek zmienił plan i zostawił tylko 45 minut spokojnej jazdy.
Trochę tam wyszło więcej niż 45 minut ale za to było naprawdę spokojnie, dawno tak spokojnie nie jechałam ;)
Nie chciało mi się kombinować z trasą więc pojechałam sobie do Kabat i wróciłam Przyczółkową.

kadencja 73/105

testy wydolnościowe

Piątek, 13 kwietnia 2012 Kategoria test
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:30 km/h: 0.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Trenażer Aktywność: Jazda na rowerze
Jakoś tak, spontanicznie wyszło :) Mazovia ogłosiła, że organizuje, ja się z głupia frant zgłosiłam... ;) Badania robiło Centrum Badań Wydolnościowych Olimpiakos a odbyły się w klubie Gravitan, na Targówku.

Trochę jestem zawiedziona tymi badaniami (tzn. jakoś spodziewałam się czegoś bardziej wybajerzonego), ale może wyniki będą wybajerzone. Wyniki z omówieniem mają być w ciągu ok. tygodnia.

Badanie wyglądało prawie identycznie do tego, co ja robię w domu - tzn. kręcenie ze zwiększaniem obciążenia. Co jakiś czas pobieranie krwi żeby zmierzyć zakwaszenie a na twarzy maska tlenowa.
Fajne jest to, że obciążenie zwiększał automat a ja tylko na początku zadeklarowałam z jaką kadencją chcę jechać mniej więcej i tylko musiałam trzymać się tej kadencji. Maska strasznie przeszkadzała oddychać :(

Obciążenie było od 100 Watt i zwiększane co 2 minuty o 40 Watt. Czyli bardzo podobnie do testu Friela (tam jest co minutę o 20 Watt). Dociągnęłam do 300 Watt, pociągnęłam ze 45 sekund i odpadłam ale to i tak lepiej niż w ostatnim teście (nie mówię o tym kompletnie nieudanym, co Jacek mierzył zakwaszenie, tylko o ostatnim udanym). Dociągnęłam w ostatnim do 240.

Aczkolwiek nie wiem jak się mają te Watty do Wattów, które pokazuje mój trenażer ;) Przy 100 Wattach miałam wrażenie, że na moim trenażerze 100 Watt jest jednak cięższe. Ale może to jakaś sugestia.

Ekipa badająca powiedziała, że było 5 pań na badaniu (włącznie ze mną) i wyszłam przeciętnie, haha ;)
Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że muszę schudnąć. Co najmniej 5 kilo a najlepiej 10. Obydwoje państwo, zarówno technik od trenażera jak i pani dietetyczka powiedzieli, że jeśli zrzucę wagę o co najmniej 5 kg to z wynikami badania (a co za tym idzie również ze sportowymi) wyskoczę grubo ponad przeciętną.
Akurat to sama wiem, hehe ;)

To teraz pozostaje mi tylko czekać na wyniki :)

... i jeszcze wieje...

Czwartek, 12 kwietnia 2012 Kategoria dojazdy
Km: 19.79 Km teren: 0.00 Czas: 00:57 km/h: 20.83
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 155155 ( 86%) HRavg 134( 74%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś tylko do pracy i nazad. Nie ma treningu a poza tym po odczulaniu antyalergicznym nie należy podejmować żadnych wysiłków.
Nie podejmowanie wysiłków przy powrocie nie było łatwe bo nadal wieje silny wiatr. Zaczynam go nienawidzić, poważnie.

pod górkę pod kościołem

Środa, 11 kwietnia 2012 Kategoria bieganie, trening
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: 00:55 km/h: 0.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 171171 ( 95%) HRavg 154( 85%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Aktywność: Jazda na rowerze
Trochę byłam zmęczona po dzisiejszym wmordewindzie podczas powrotu z pracy i nie bardzo chciało mi się iść biegać. Ale trening jest trening, nie ma przebacz. Wyciągnęłam zatem Marka, żeby mi samej nie było smutno :)
Podbiegi robiłam na ul. Fosa, która jest fajnie pochyła, z końcówką pod kościołem. Dobrze, że nie muszę robić podbiegów na kolanach bo by to dziwnie wyglądało ;)
Rytmy za to wyszły mi okropnie nierówno. Chociaż krótkie, ale jakieś takie szarpane - jeden szybciej, jeden wolniej...

ok 2 km rozgrzewka
10 x 100m podbiegi (4:44, 5:17, 5:20, 5:27, 5:17, 5:34, 5:00, 5:03, 4:26, 3:59)
10 x 100m x 100m rytmy (4:24, 4:17, 4:24, 3:55, 4:07, 3:38, 4:20, 4:07, 4:20, 3:45)
ok 2 km rozbieganie

... i nadal wieje

Środa, 11 kwietnia 2012 Kategoria dojazdy
Km: 31.57 Km teren: 0.00 Czas: 01:38 km/h: 19.33
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 157157 ( 87%) HRavg 134( 74%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś tylko do pracy i nazad. Ale po południu było tak pięknie, że grzechem byłoby wrócić do domu najkrótszą trasą. Wybrałam zatem dłuższy wariant standardowy. Niestety, pechowo ten wariant prowadził akurat tak, że przez prawie całą drogę z pracy aż do Kabat miałam wmordewind. Więc wyszedł mi trochę niezaplanowany trening siłowy.

znooowu wieje...

Wtorek, 10 kwietnia 2012 Kategoria trening
Km: 43.87 Km teren: 0.00 Czas: 01:59 km/h: 22.12
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 164164 ( 91%) HRavg 139( 77%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Uf, dzisiaj wreszcie trochę ciepełka. Tak na oko odczuwalna około 10 stopni więc nie przesadzałam z wyskakiwaniem z ciepłych ciuchów. Bielizna z długim, na to koszulka z krótkim, spodenki 3/4 a pod spód jeszcze na wszelki wypadek jedne krótkie gatki ;)
I nie powiem, żebym się jakoś strasznie zgrzała w tym zestawie :)
Ale jednak słonko zdecydowanie poprawia nastrój.

Podczas dojazdu na treningową miejscówkę, na Sobieskiego, witam się głośno z Arkiem.
Trening na wioskach, na upatrzonej pętli. Niestety, na odcinku wzdłuż wału wmordewind tak potężny, że naprawdę ciężko było jechać. No i narastające tempo nie bardzo tam wychodziło ;) Przy trzecim powtórzeniu uratował mnie van wyjeżdżający ze stadniny - skutecznie zatarasował całą szerokość drogi więc skończyłam ostatni, najszybszy (właściwie to on miał być najszybszy, ale w rzeczywistości był tylko najbardziej męczący), odcinek o 7 sekund wcześniej.

Natomiast powrót to już była sama rozkosz - uwielbiam wracać z treningu z wiatrem :D:D

Wieczorem odebrałam zamówioną książkę, "Waga startowa". Żeby mieć dobry nastrój do czytania, wrąbałam porcję lodów, zagryzłam kanapką z nutellą i popiłam piwem... ;)

ok 45min rozgrzewka
4x 10min narastające tempo x 2 min
ok 26min rozjazd

kadencja 82/123

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum