Wpisy archiwalne w kategorii
trening
Dystans całkowity: | 30825.36 km (w terenie 1180.74 km; 3.83%) |
Czas w ruchu: | 1795:05 |
Średnia prędkość: | 19.55 km/h |
Maksymalna prędkość: | 53.20 km/h |
Suma podjazdów: | 23423 m |
Maks. tętno maksymalne: | 186 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 167 (91 %) |
Suma kalorii: | 108933 kcal |
Liczba aktywności: | 1173 |
Średnio na aktywność: | 32.38 km i 1h 31m |
Więcej statystyk |
Niedokończony objazd jeziora
Czwartek, 6 sierpnia 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 26.36 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:28 | km/h: | 17.97 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Miałam dziś w planie objechać jezioro Gim, znana trasa. Z zeszłego roku pamiętałam, że gdzieś na tej trasie skręciłam w obiecująco wyglądającą leśną drogę i okazała się ona ślepa.
Trzeba zupełnie nie mieć wyobraźni, żeby wybrać dokładnie ten sam skręt i w tym roku ;)
Koniec trasy. W zeszłym roku było tu bagno.

Wróciłam się więc i dalej jechałam wokół jeziora. Niestety, wyjechałam na asfalt w czasie krótszym, niż się spodziewałam. Ponieważ nie miałam dziś ochoty na asfalt to zawróciłam i pokluczyłam po okolicznych szutrówkach, zbaczając raz w lewo, raz w prawo. Dojechałam do obozu harcerskiego i znowu gdzieś odbiłam.
Tutaj uratowałam Pana Ropucha przed niechybną śmiercią pod kołami aut wczasowiczów, przeganiając go z szutrówki w krzaki.

Kluczenie i tak wyprowadziło mnie na drogę do Bałdów więc już nie kombinowałam tylko wróciłam asfaltem.
Trzeba zupełnie nie mieć wyobraźni, żeby wybrać dokładnie ten sam skręt i w tym roku ;)
Koniec trasy. W zeszłym roku było tu bagno.

Wróciłam się więc i dalej jechałam wokół jeziora. Niestety, wyjechałam na asfalt w czasie krótszym, niż się spodziewałam. Ponieważ nie miałam dziś ochoty na asfalt to zawróciłam i pokluczyłam po okolicznych szutrówkach, zbaczając raz w lewo, raz w prawo. Dojechałam do obozu harcerskiego i znowu gdzieś odbiłam.
Tutaj uratowałam Pana Ropucha przed niechybną śmiercią pod kołami aut wczasowiczów, przeganiając go z szutrówki w krzaki.

Kluczenie i tak wyprowadziło mnie na drogę do Bałdów więc już nie kombinowałam tylko wróciłam asfaltem.
Prawie do Olsztynka
Środa, 5 sierpnia 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 45.58 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:02 | km/h: | 22.42 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś miałam do zrobienia długi, szybki odcinek. Trener napisał mi co prawda "teren" ale nie chciało mi się za bardzo robić tego w lesie więc postanowiłam odbębnić to jednak na szosie do Olsztynka i przy okazji może odzyskać QOM w Kurkach ;)
Gdy skończyłam ten odcinek, to do Olsztynka zostało mi zaledwie 5-6km ale postanowiłam zawrócić. Już w spokojnym tempie kontemplowałam uroki tutejszych asfaltów.


Ale żeby być w zgodzie sama ze sobą, odbiłam jednak w las.

Po drodze skręciłam na chwilę na mostek nad Łyną.

QOMa się nie udało odzyskać ;)
Gdy skończyłam ten odcinek, to do Olsztynka zostało mi zaledwie 5-6km ale postanowiłam zawrócić. Już w spokojnym tempie kontemplowałam uroki tutejszych asfaltów.


Ale żeby być w zgodzie sama ze sobą, odbiłam jednak w las.

Po drodze skręciłam na chwilę na mostek nad Łyną.

QOMa się nie udało odzyskać ;)
Wyprawa do Jedwabna i znów prawie zabładziłam ;)
Wtorek, 4 sierpnia 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 43.28 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:05 | km/h: | 20.77 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś miałam do zrobienia sprinty. Do tego był mi potrzebny solidny kawał asfaltu więc odpuściłam sobie terenową jazdę w pierwszej części treningu. Asfaltem myknęłam do Jedwabna i muszę przyznać, że zżerała mnie przy tym złość, że nie mam kolarki. Cudnej urody asfalt i wspaniała, w większości zacieniona droga, nie zachęcały do spokojnej jazdy pomiędzy sprintami i musiałam się powstrzymywać, żeby nie wychodzić poza tlen ;) Ta trasa ma, niestety, jedną wadę. Jest dość ruchliwa, przy czym sporo jeździ ciężarówek i nie ma pobocza. Na szczęście kierowcy chyba są przyzwyczajeni do obecności tutaj rowerzystów bo nie było chamstwa, trąbienia i wyprzedzania na żyletkę. Wręcz przeciwnie, gdy w pewnym momencie zorientowałam się, że jedzie za mną auto i zjechałam z asfaltu na trawę, żeby je puścić, okazało się, że puszczam całkiem niezły sznureczek samochodów - wszyscy grzecznie jechali w rządku i czekali na okazję do legalnego (bez przekraczania podwójnej ciągłej, której tu pełno) wyprzedzenia mnie.
W Jedwabnem, po wykonaniu sprintów, miałam odbić w lewo na leśne drogi. Ale źle obliczyłam czas i sprinty zakończyłam już za Jedwabnem. Nie chciało mi się wracać więc odbiłam później, w miejscowości Narty, w skręt nad jezioro Świętajno.
Zapytani przeze mnie wakacjowicze nie wiedzieli, czy dojadę tędy gdziekolwiek. Nawet nie wiedzieli, jakie to jezioro, chociaż przyjechali się w nim kąpać.
Machnęłam ręką i pojechałam dalej tutaj - akurat - mega dziurawym asfaltem, który po jakimś czasie zmienił się w szuter. Odbiłam z niego w lewo, bo z kierunku prawo-lewo, ten drugi wydawał się bardziej zgodny z moim celem ale musiałam zawrócić, bo droga w lewo zaczęła skręcać z powrotem do Jedwabna.
Upał dzisiaj niemiłosierny.

Pojechałam zatem w prawo i w końcu dojechałam do poprzecznej szosy. Tutaj nie bardzo wiedziałam, jak dalej ale na szczęście napatoczył się samotny samochód. Pani powiedziała mi, że do Burdąga muszę dojechać i dalej skręcić do Małszewa. Ta opcja wyglądała na zgodną z moim pierwotnym planem więc tak pojechałam.
Na tej trasie dość długo jechałam wzdłuż jeziora Małszewskiego a potem szutrówka odbiła i wbiła się w las. W pewnym momencie zaczęłam mieć wątpliwości, czy jadę w dobrym kierunku ale napotkany leśny drogowskaz na szczęście potwierdził, że tak.
Do Bałdów już blisko.

Z Bałdów wróciłam inną, znaną sobie, szutrówką, niż ta koło Wrót Warmii. Prowadziła przez obóz harcerski nad jeziorem Gim.
Tym razem obyło się bez wielkiego błądzenia ale i tak trasa zajęła mi więcej czasu niż przewidywałam.
W Jedwabnem, po wykonaniu sprintów, miałam odbić w lewo na leśne drogi. Ale źle obliczyłam czas i sprinty zakończyłam już za Jedwabnem. Nie chciało mi się wracać więc odbiłam później, w miejscowości Narty, w skręt nad jezioro Świętajno.
Zapytani przeze mnie wakacjowicze nie wiedzieli, czy dojadę tędy gdziekolwiek. Nawet nie wiedzieli, jakie to jezioro, chociaż przyjechali się w nim kąpać.
Machnęłam ręką i pojechałam dalej tutaj - akurat - mega dziurawym asfaltem, który po jakimś czasie zmienił się w szuter. Odbiłam z niego w lewo, bo z kierunku prawo-lewo, ten drugi wydawał się bardziej zgodny z moim celem ale musiałam zawrócić, bo droga w lewo zaczęła skręcać z powrotem do Jedwabna.
Upał dzisiaj niemiłosierny.

Pojechałam zatem w prawo i w końcu dojechałam do poprzecznej szosy. Tutaj nie bardzo wiedziałam, jak dalej ale na szczęście napatoczył się samotny samochód. Pani powiedziała mi, że do Burdąga muszę dojechać i dalej skręcić do Małszewa. Ta opcja wyglądała na zgodną z moim pierwotnym planem więc tak pojechałam.
Na tej trasie dość długo jechałam wzdłuż jeziora Małszewskiego a potem szutrówka odbiła i wbiła się w las. W pewnym momencie zaczęłam mieć wątpliwości, czy jadę w dobrym kierunku ale napotkany leśny drogowskaz na szczęście potwierdził, że tak.
Do Bałdów już blisko.

Z Bałdów wróciłam inną, znaną sobie, szutrówką, niż ta koło Wrót Warmii. Prowadziła przez obóz harcerski nad jeziorem Gim.
Tym razem obyło się bez wielkiego błądzenia ale i tak trasa zajęła mi więcej czasu niż przewidywałam.
Nowa Kaletka - pitu pitu po okolicy
Poniedziałek, 3 sierpnia 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 16.85 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:58 | km/h: | 17.43 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś lekka, krótka jazda. Po wczorajszym błądzeniu dziś postanowiłam nie oddalać się zbytnio od znanych sobie ścieżek.
Więc znów na Bałdy i Wrota Warmii.
Tak malowniczych szos jest tu pod dostatkiem. A przy tym asfalt na większości z nich - świetnej jakości. Jak zwykle żałuję, że nie przywiozłam szosy ze sobą.

Wrota Warmii - atrakcja turystyczna - konkretnie jest to ścieżka dydaktyczna opisująca kolejnych warmińskich biskupów. Nuda. Ale sama ścieżka jest bardzo urokliwa i wiedzie pomiędzy bardzo starymi drzewami.

Po przejechaniu przez Wrota Warmii skierowałam się do Butryn a tam wbiłam się na szuter prowadzący do Starej Kaletki.
MIędzy polami

Niestety, odgałęzienie szutrówki, które wybrałam, okazało się kończyć na czyimś podwórku ;) więc zawróciłam i wybrałam inny skręt.
Ze zdumieniem odkryłam, że ta droga prowadzi na tyły parku rozrywki Bartbo. Jeden pracownik parku chyba był tak zdziwiony, że ktoś im wjechał "od tyłu", że aż mi powiedział "Dzień dobry" ;) Dodam, że na teren parku wchodzi się od frontu za opłatą ;)
Takie tu atrakcje (między innymi)

Pokręciłam się chwilę po parku patrząc "co tu jeszcze jest", po czym wyjechałam główną bramą. Dalej, szosą udałam się do Zgniłochy po zaopatrzenie obiadowe ;) i wróciłam do domu.
Więc znów na Bałdy i Wrota Warmii.
Tak malowniczych szos jest tu pod dostatkiem. A przy tym asfalt na większości z nich - świetnej jakości. Jak zwykle żałuję, że nie przywiozłam szosy ze sobą.

Wrota Warmii - atrakcja turystyczna - konkretnie jest to ścieżka dydaktyczna opisująca kolejnych warmińskich biskupów. Nuda. Ale sama ścieżka jest bardzo urokliwa i wiedzie pomiędzy bardzo starymi drzewami.

Po przejechaniu przez Wrota Warmii skierowałam się do Butryn a tam wbiłam się na szuter prowadzący do Starej Kaletki.
MIędzy polami

Niestety, odgałęzienie szutrówki, które wybrałam, okazało się kończyć na czyimś podwórku ;) więc zawróciłam i wybrałam inny skręt.
Ze zdumieniem odkryłam, że ta droga prowadzi na tyły parku rozrywki Bartbo. Jeden pracownik parku chyba był tak zdziwiony, że ktoś im wjechał "od tyłu", że aż mi powiedział "Dzień dobry" ;) Dodam, że na teren parku wchodzi się od frontu za opłatą ;)
Takie tu atrakcje (między innymi)

Pokręciłam się chwilę po parku patrząc "co tu jeszcze jest", po czym wyjechałam główną bramą. Dalej, szosą udałam się do Zgniłochy po zaopatrzenie obiadowe ;) i wróciłam do domu.
Jak się jedzie jak popadnie to... się błądzi ;)
Niedziela, 2 sierpnia 2015 Kategoria trening, >50 km, ze zdjęciami
Km: | 51.82 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:49 | km/h: | 18.40 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś miałam w planie treningowym 2-3h. Żeby nie obciążać zbytnio mojego Taty opieką nad Zającem, postanowiłam jeździć około 2h.
Ruszyłam w stronę Bałdów i Wrót Warmii. Po przejechaniu ścieżką "biskupią" przez jakiś czas jechałam znaną sobie trasą... ale gdzieś skręciłam a potem znowu gdzieś skręciłam i w pewnym momencie pomyliły mi się chyba kierunki... ;)
Którą drogą do domu?

Zaczęłam kluczyć, szukając asfaltu. No bo jak jest asfalt, to prowadzi tylko we dwie strony i jedna z nich na pewno jest dobra ;) Na asfalt natknęłam się dość szybko ale nie bardzo chciało mi się nim jechać więc znów zboczyłam w las z zamiarem jechania wzdłuż szosy. E-e... znowu mnie gdzieś poniosło bo drogi leśne mają to do siebie, że rzadko lecą wzdłuż szos ;) Zresztą znów gdzieś skręciłam bo tamta droga wyglądała tak zachęcająco... :)
Gdzie ja do jasnej ciasnej jestem?

Może i bym się wkrótce "wybłądziła" bo po jakimś czasie znowu trafiłam na asfalt i to na drogę, którą już jechałam w zeszłym roku... ale znowu gdzieś skręciłam ;) I tym razem zabłądziłam już na dobre. W dodatku trafiłam na Łynę (dalej się nie dało jechać). Nawet Garmin się zgubił (na zapisie są w niektórych miejscach proste co oznacza brak zasięgu GPS).
Łyna - dalej drogi ni mo.

Zaczęłam kluczyć, wracać po własnych śladach, potem zorientowałam się, że wcale nie wracam tą samą drogą i zaczęłam się martwić, że już się nie wybłądzę. Na szczęście (po raz pierwszy dzisiaj) trafiłam na żywą duszę. Pana na rowerze z dzieciem na siodełku oraz drugim dzieciem na rowerku. Uszczęśliwiona, wysłuchałam wskazówek, jak dojechać do Butryn i ruszyłam. Po chwili znowu zabłądziłam ale na krótko bo ta sama ekipa zmaterializowała się nagle koło mnie, jakby się teleportowali z miejsca gdzie się rozstaliśmy. Pan musiał się ze mnie uśmiać w duchu bo postanowił mi towarzyszyć przez część trasy wyjazdowej z lasu ;)
Gdy dojechałam do szosy wiedziałam już dokładnie gdzie jestem i postanowiłam już nigdzie nie skręcać tylko jechać do domu.
Zamiast 2h wyszły prawie 3 ale na szczęście Tato nie miał problemu z Zającem :)
Ruszyłam w stronę Bałdów i Wrót Warmii. Po przejechaniu ścieżką "biskupią" przez jakiś czas jechałam znaną sobie trasą... ale gdzieś skręciłam a potem znowu gdzieś skręciłam i w pewnym momencie pomyliły mi się chyba kierunki... ;)
Którą drogą do domu?

Zaczęłam kluczyć, szukając asfaltu. No bo jak jest asfalt, to prowadzi tylko we dwie strony i jedna z nich na pewno jest dobra ;) Na asfalt natknęłam się dość szybko ale nie bardzo chciało mi się nim jechać więc znów zboczyłam w las z zamiarem jechania wzdłuż szosy. E-e... znowu mnie gdzieś poniosło bo drogi leśne mają to do siebie, że rzadko lecą wzdłuż szos ;) Zresztą znów gdzieś skręciłam bo tamta droga wyglądała tak zachęcająco... :)
Gdzie ja do jasnej ciasnej jestem?

Może i bym się wkrótce "wybłądziła" bo po jakimś czasie znowu trafiłam na asfalt i to na drogę, którą już jechałam w zeszłym roku... ale znowu gdzieś skręciłam ;) I tym razem zabłądziłam już na dobre. W dodatku trafiłam na Łynę (dalej się nie dało jechać). Nawet Garmin się zgubił (na zapisie są w niektórych miejscach proste co oznacza brak zasięgu GPS).
Łyna - dalej drogi ni mo.

Zaczęłam kluczyć, wracać po własnych śladach, potem zorientowałam się, że wcale nie wracam tą samą drogą i zaczęłam się martwić, że już się nie wybłądzę. Na szczęście (po raz pierwszy dzisiaj) trafiłam na żywą duszę. Pana na rowerze z dzieciem na siodełku oraz drugim dzieciem na rowerku. Uszczęśliwiona, wysłuchałam wskazówek, jak dojechać do Butryn i ruszyłam. Po chwili znowu zabłądziłam ale na krótko bo ta sama ekipa zmaterializowała się nagle koło mnie, jakby się teleportowali z miejsca gdzie się rozstaliśmy. Pan musiał się ze mnie uśmiać w duchu bo postanowił mi towarzyszyć przez część trasy wyjazdowej z lasu ;)
Gdy dojechałam do szosy wiedziałam już dokładnie gdzie jestem i postanowiłam już nigdzie nie skręcać tylko jechać do domu.
Zamiast 2h wyszły prawie 3 ale na szczęście Tato nie miał problemu z Zającem :)
Nowa Kaletka, powitanie
Sobota, 1 sierpnia 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 16.31 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | km/h: | 16.31 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś dzień podróży, po dotarciu na miejsce nie było zbyt wiele czasu przed zmrokiem, żeby sobie pokręcić ale udało mi się godzinkę pokręcić.
Mentalnie jako pierwszy z auta wyciągnęłam rower. Fizycznie, było to niemożliwe bo był obłożony innymi bagażami ;) Gotowy do jazdy.

Przejażdżka niedługa, pokręciłam się tylko koło jeziora Gim, Nowej Kaletki i Zgniłochy, głównie po lesie. Ach, te zapachy! Zawsze takie, jakie pamiętam z dzieciństwa.

Wieczorem, rowery spały koło mojego łóżka ;)

Mentalnie jako pierwszy z auta wyciągnęłam rower. Fizycznie, było to niemożliwe bo był obłożony innymi bagażami ;) Gotowy do jazdy.

Przejażdżka niedługa, pokręciłam się tylko koło jeziora Gim, Nowej Kaletki i Zgniłochy, głównie po lesie. Ach, te zapachy! Zawsze takie, jakie pamiętam z dzieciństwa.

Wieczorem, rowery spały koło mojego łóżka ;)

otwarty trening techniki Polskiego Klubu MTB
Czwartek, 30 lipca 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 16.78 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:46 | km/h: | 9.50 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ponieważ mój Szanowny Małż ma rozwaloną nogę ale już jest trochę lepiej ;) to zostawiłam go z Zającem i skorzystałam z okazji, że Polski Klub MTB akurat dziś organizuje otwarty trening techniki w Lesie Kabackim.
Trening na znanej rundzie wokół parku linowego w Powsinie ale trenowaliśmy pewien konkretny szczegół - zmianę biegów w odpowiednim momencie.
Jak zwykle, oglądam ten zjazd... ale jak zwykle nie zjechałam ;) Chociaż poczyniłam pewien krok naprzód bo przynajmniej podjęłam próbę. (fot. Krzysztof Lipczyński)

Koniec jazdy po pętli. Tu się rozstaliśmy - chłopaki pojechali na schody przy polance a ja, z buta, z flakiem do metra (fot. Arek Zieliński)

Trener zrobił sobie z nami selfie ;)

Strasznie fajnie mi się dziś jeździło ale musiałam zakończyć imprezę przedwcześnie. Przez większość czasu miałam wrażenie, że schodzi mi powietrze z tyłu no i gdy w końcu zdecydowałam się podpompować to spowodowało to chyba powiększenie się dziury w dętce i powietrze schodziło w minutę. Oczywiście nie miałam ze sobą dętki. Żaden z uczestników nie miał również dętki w rozmiarze 27,5 więc o dalszej jeździe nie było mowy :)
Cztery kapcie w ciągu dwóch tygodni to chyba lekka przesada.
W domu obejrzałam dokładnie oponę i znalazłam o takie:
Trening na znanej rundzie wokół parku linowego w Powsinie ale trenowaliśmy pewien konkretny szczegół - zmianę biegów w odpowiednim momencie.
Jak zwykle, oglądam ten zjazd... ale jak zwykle nie zjechałam ;) Chociaż poczyniłam pewien krok naprzód bo przynajmniej podjęłam próbę. (fot. Krzysztof Lipczyński)

Koniec jazdy po pętli. Tu się rozstaliśmy - chłopaki pojechali na schody przy polance a ja, z buta, z flakiem do metra (fot. Arek Zieliński)

Trener zrobił sobie z nami selfie ;)

Strasznie fajnie mi się dziś jeździło ale musiałam zakończyć imprezę przedwcześnie. Przez większość czasu miałam wrażenie, że schodzi mi powietrze z tyłu no i gdy w końcu zdecydowałam się podpompować to spowodowało to chyba powiększenie się dziury w dętce i powietrze schodziło w minutę. Oczywiście nie miałam ze sobą dętki. Żaden z uczestników nie miał również dętki w rozmiarze 27,5 więc o dalszej jeździe nie było mowy :)
Cztery kapcie w ciągu dwóch tygodni to chyba lekka przesada.
W domu obejrzałam dokładnie oponę i znalazłam o takie:

przez chwilę w domu ;)
Środa, 29 lipca 2015 Kategoria >50 km, trening, ze zdjęciami
Km: | 51.64 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:02 | km/h: | 25.40 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
W poniedziałek wróciliśmy z Gór Świętokrzyskich. O rany, ale tu jest płasko... bleeee... ;)
Dziś podrzuciłam Zająca dziadkom i wybrałam się na trening od nich. Na zwyczajową trasę musiałam przejechać mostem Siekierkowskim, za którym wisiała czarna chmura. Mocno zastanawiałam się, czy uda mi się pojeździć na sucho ;)

Po zjechaniu z wału na kawałek szutrówki, złapałam gumę. No... szlag! Dawno żadnej gumy nie złapałam ;)
Na szczęście tym razem miałam i dętkę i pompkę więc po 10 minutach sprawa była załatwiona. Ja, trochę tylko brudniejsza niż przedtem, pojechałam dalej, machać interwały.
A na rozjazd natchnęło mnie na takie coś.
A mówią, że to dzieci się znajduje w kapuście.
Dziś podrzuciłam Zająca dziadkom i wybrałam się na trening od nich. Na zwyczajową trasę musiałam przejechać mostem Siekierkowskim, za którym wisiała czarna chmura. Mocno zastanawiałam się, czy uda mi się pojeździć na sucho ;)

Po zjechaniu z wału na kawałek szutrówki, złapałam gumę. No... szlag! Dawno żadnej gumy nie złapałam ;)
Na szczęście tym razem miałam i dętkę i pompkę więc po 10 minutach sprawa była załatwiona. Ja, trochę tylko brudniejsza niż przedtem, pojechałam dalej, machać interwały.
A na rozjazd natchnęło mnie na takie coś.
A mówią, że to dzieci się znajduje w kapuście.

S1
Wtorek, 28 lipca 2015 Kategoria trening
Km: | 14.53 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:03 | km/h: | 13.84 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Święta Katarzyna - dzień 7
Niedziela, 26 lipca 2015 Kategoria trening, ze zdjęciami, wycieczki i inne spontany
Km: | 28.62 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:44 | km/h: | 16.51 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś miałam jakieś straszliwe interwały do zrobienia. Miałam przeczucie, że nic z tego nie będzie ale postanowiłam pojechać na ten podjazd, którym zjeżdżałam wczoraj. Tam tętno powinno samo wpaść do dobrej strefy ;)
Na rozgrzewkę wjechałam w jakieś straszliwe chaszcze, które pokroiły mi kolana na plasterki.

Uciekłam z tamtej scieżki czym prędzej i wróciłam na asfalt.
Oczywiście z interwałów nic nie wyszło, bo nie tylko tętno nie chciało ale nogi za nic nie chciały. Chyba mój mazowiecki organizm nie jest przyzwyczajony do takich dawek podjazdów, jakie sobie zaserwowałam w tym tygodniu ;)
Po dwóch minutach pierwszego interwału, kiedy to próbowałam swoje serducho zmusić do wejścia do S4 a ono nie tylko do S4 nie chciało ale nawet do S3, poddałam się i postanowiłam po prostu pojechać sobie trasę odwrotną do wczorajszej.
Z tego pomysłu też nic nie wyszło bo skręciłam gdzieś w bok i odkryłam fajny szuter, który po chwili wleciał w las i zamienił się w starą, zarośniętą, asfaltową drogę a potem w zarośnięty bruk.


Niestety, tutaj rzuciły się na mnie takie chmary owadów (chyba nie jadły od miesiąca), że uciekałam stamtąd szybciej, niż się zatrzymałam ;)
Wyjechałam, zupełnie niespodziewanie, w Świętej Katarzynie.

Na rozgrzewkę wjechałam w jakieś straszliwe chaszcze, które pokroiły mi kolana na plasterki.

Uciekłam z tamtej scieżki czym prędzej i wróciłam na asfalt.
Oczywiście z interwałów nic nie wyszło, bo nie tylko tętno nie chciało ale nogi za nic nie chciały. Chyba mój mazowiecki organizm nie jest przyzwyczajony do takich dawek podjazdów, jakie sobie zaserwowałam w tym tygodniu ;)
Po dwóch minutach pierwszego interwału, kiedy to próbowałam swoje serducho zmusić do wejścia do S4 a ono nie tylko do S4 nie chciało ale nawet do S3, poddałam się i postanowiłam po prostu pojechać sobie trasę odwrotną do wczorajszej.
Z tego pomysłu też nic nie wyszło bo skręciłam gdzieś w bok i odkryłam fajny szuter, który po chwili wleciał w las i zamienił się w starą, zarośniętą, asfaltową drogę a potem w zarośnięty bruk.


Niestety, tutaj rzuciły się na mnie takie chmary owadów (chyba nie jadły od miesiąca), że uciekałam stamtąd szybciej, niż się zatrzymałam ;)
Wyjechałam, zupełnie niespodziewanie, w Świętej Katarzynie.
