Mazovia ITT Białystok
Sobota, 30 lipca 2011 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: | 9.29 | Km teren: | 7.00 | Czas: | 00:23 | km/h: | 24.23 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 169169 ( 93%) | HRavg | 161( 89%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dojechaliśmy do Białegostoku około 45 minut przed planowanym startem czasówki. Niestety, jak stałam w kolejce do biura zawodów, to zaczęło lać. I tak lało, na przemian z siąpieniem, prawie do wieczora. W związku z deszczem, popełniłam dwa poważne błędy strategiczne.
Pierwszy - nie zrobiłam objazdu trasy, chociaż mogłam i powinnam bo była na tyle krótka, że spokojnie można było ją sobie przejechać bez męczenia się a przy okazji zrobić rozgrzewkę.
Drugi - nie zrobiłam rozgrzewki.
W związku z tym po pierwszym około 2,5 km asfaltowej ścieżki rowerowej, gdzie dawałam jak tylko mogłam najszybciej, gdy trasa odbiła w piaszczystą polno-leśną drogę - spuchłam. Spuchłam tym bardziej, że piach na trasie w deszczu przypominał piach na plaży. Koła grzęzły a piasek przyklejał się do wszystkiego. Napęd zaczął trzeszczeć już po 30 sekundach od zjechania z asfaltu. Cały "terenowy" odcinek zmęczył mnie mocno.
Końcowy odcinek asfaltu, około 1 km tak na oko, piął się całkiem ostro w górę do linii mety i byłam już tak zdechła, że się na nim trochę wlokłam.
Najśmieszniejsze z tego wszystkiego było to, że startowałam pierwsza :)
Trochę mokro było...
W związku z tym przez początkowy odcinek trasy eskortowała mnie policja, jadąc szosą wzdłuż ścieżki rowerowej, a potem prowadził mnie pick-up mazovii i dwa quady. Dobrze, że jechały na tyle daleko, żeby nie bryzgać na mnie piachem.
Wadą tego, że jechałam pierwsza było to, że organizator nie zdążył do końca przygotować oznaczeń trasy! Taśma na wyjeździe z lasu na ścieżkę rowerową była niezałożona i w związku z tym zamiast wjechać na ścieżkę rowerową, wjechałam na szosę. Dopiero po pokrzykiwaniach i machaniu ręcami przez obsługę trasy, wróciłam się i wjechałam na ścieżkę. Myślę, że parę cennych sekund na tym straciłam.
Gdyby nie błędy strategiczne i strata na zawracaniu na trasę, mogłabym urwać z minutę z wyniku, tak przynajmniej sądzę, co i tak nie poprawiłoby mojej pozycji końcowej, ale przynajmniej nie miałabym sobie nic do zarzucenia.
Ale nic, nigdy nie jechałam czegoś takiego, pierwsze koty za płoty :)
Dystans wg licznika 9,36, wg orga 10 km, czas 23:09, miejsce open 8/17, miejsce K3 5/7, strata do najlepszej (jednocześnie w open i w mojej kategorii) 2:06. Dla porównania, najlepszy facet przejechał to w niecałe 17 minut! Co za mutanty :)
kadencja 86/126
KOW: 8 (184)
Pierwszy - nie zrobiłam objazdu trasy, chociaż mogłam i powinnam bo była na tyle krótka, że spokojnie można było ją sobie przejechać bez męczenia się a przy okazji zrobić rozgrzewkę.
Drugi - nie zrobiłam rozgrzewki.
W związku z tym po pierwszym około 2,5 km asfaltowej ścieżki rowerowej, gdzie dawałam jak tylko mogłam najszybciej, gdy trasa odbiła w piaszczystą polno-leśną drogę - spuchłam. Spuchłam tym bardziej, że piach na trasie w deszczu przypominał piach na plaży. Koła grzęzły a piasek przyklejał się do wszystkiego. Napęd zaczął trzeszczeć już po 30 sekundach od zjechania z asfaltu. Cały "terenowy" odcinek zmęczył mnie mocno.
Końcowy odcinek asfaltu, około 1 km tak na oko, piął się całkiem ostro w górę do linii mety i byłam już tak zdechła, że się na nim trochę wlokłam.
Najśmieszniejsze z tego wszystkiego było to, że startowałam pierwsza :)
Trochę mokro było...
W związku z tym przez początkowy odcinek trasy eskortowała mnie policja, jadąc szosą wzdłuż ścieżki rowerowej, a potem prowadził mnie pick-up mazovii i dwa quady. Dobrze, że jechały na tyle daleko, żeby nie bryzgać na mnie piachem.
Wadą tego, że jechałam pierwsza było to, że organizator nie zdążył do końca przygotować oznaczeń trasy! Taśma na wyjeździe z lasu na ścieżkę rowerową była niezałożona i w związku z tym zamiast wjechać na ścieżkę rowerową, wjechałam na szosę. Dopiero po pokrzykiwaniach i machaniu ręcami przez obsługę trasy, wróciłam się i wjechałam na ścieżkę. Myślę, że parę cennych sekund na tym straciłam.
Gdyby nie błędy strategiczne i strata na zawracaniu na trasę, mogłabym urwać z minutę z wyniku, tak przynajmniej sądzę, co i tak nie poprawiłoby mojej pozycji końcowej, ale przynajmniej nie miałabym sobie nic do zarzucenia.
Ale nic, nigdy nie jechałam czegoś takiego, pierwsze koty za płoty :)
Dystans wg licznika 9,36, wg orga 10 km, czas 23:09, miejsce open 8/17, miejsce K3 5/7, strata do najlepszej (jednocześnie w open i w mojej kategorii) 2:06. Dla porównania, najlepszy facet przejechał to w niecałe 17 minut! Co za mutanty :)
kadencja 86/126
KOW: 8 (184)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!