kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Mazovia MBT Supraśl - jak to Wielki Manitou uratował mnie przed OTB

Niedziela, 31 lipca 2011 Kategoria >50 km, wyścigi, ze zdjęciami
Km: 59.00 Km teren: 55.00 Czas: 03:10 km/h: 18.63
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 171171 ( 95%) HRavg 159( 88%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Po wczorajszej czasówce, nocleg w Supraślu, około 1 km od miasteczka maratonowego, pozwolił się trochę wyspać. Tym bardziej, że spać poszłam dość wcześnie. Oko otwieram i widzę, że na dworze wreszcie słonko.

Na start jadę rowerkiem, bo Marek musi wytarabanić auto z parkingu pod naszą kwaterą a potem znaleźć miejsce do zaparkowania przy miasteczku maratonowym. W międzyczasie ja szukam namiotu serwisowego i smaruję napęd po wczorajszym piaskowym występie. Niedaleko spotykam Olafa, z którym zamieniam parę słów. Idę potem od razu do sektora. Tam już czeka Krzysiek. Po chwili dołącza do nas Aretzky, który bezceremonialnie i z zachwytem oświadcza: „Objechałem Cię wczoraj!”. Już nie chcę mu mówić, żeby go nie zestresować przed startem, że objechanie mnie o minutę to żaden wynik, jak na faceta, ale napisać mogę, a co ;P Z naszego sektora startuje też Ela, którą spotkałam wczoraj na czasówce.

Start jest szybki, asfaltowy. Całkiem długi, pofałdowany odcinek, na którym cały sektor grzeje na maksa, ja też - z blatu. Szybko zapominam, że miałam nie napierać na początku i po chwili doganiam Krzyśka, który w międzyczasie wysforował się na czoło naszego małego peletonu. Razem robimy małą ucieczkę ale sektor szybko nas wchłania. Jednak to fajne doświadczenie, przez chwilę prowadzić peleton.

Potem już nie szarżuję, ale staram się kontrolować Krzyśka. Gdzieś go przeganiam, potem on mnie dogania znów i powtarza moje słowa z któregoś maratonu: „Co to, spacerek”? Chyba jednak przedwcześnie ten tekst, bo gdzieś w okolicach pierwszego bufetu mu odjeżdżam. Przez kilometr czy coś koło tego widzę go gdzieś za swoimi plecami przy zakrętach, ale po pewnym czasie już przestaje mi migać między drzewami.

Trasa jest świetna. Nietechniczna, ale mocno pofałdowana. Amplituda i częstotliwość wzniesień całkiem spore ;) Marek skomentował to potem tak, że od razu widać, że zgodnie z prawami fizyki energia zależy od amplitudy i częstotliwości ;) Chyba lubię takie trasy. Wymagające kondycyjnie, tak jak wszystkie trzy tegoroczne maratony Mazovii na Mazurach. Jednak ta, w porównaniu do mazurskich, jest BARDZO wymagająca kondycyjnie. Ciągłe podjazdy i zjazdy powodują jednak, że nie ma czasu podziwiać uroków trasy. Cały czas trzeba pilnować kierownicy... albo oganiać się od komarów. Te atakują głównie na podjazdach – bo część podjazdów, czy to ze względu na nastromienie, czy też ze względu na zmęczenie, pokonuje się na najmniejszym przełożeniu, w ślimaczym tempie. Najgorzej, że w takich miejscach nie bardzo daje się od nich oganiać bo ręce cały czas muszą pilnować kierownicy.

Po maratonie w Szydłowcu nie mam żadnych oporów żeby przejeżdżać centralnie przez wszystkie kałuże i drobne błotka na trasie, dzięki czemu zyskuję trochę czasu. Nie ma ich zresztą na trasie wiele. Na podjazdach wyprzedzam, na zjazdach też wyprzedzam. Na nielicznych prostych odcinkach odpoczywam.

Pierwsza połowa trasy zlatuje mi jak z bicza strzelił. Nawet nie wiem kiedy. Druga połowa jednak jest bardziej wymagająca. Tutaj już ze trzy razy podprowadzam rower ze zmęczenia, bo podjazdy lecą jeden za drugim. Nawet podchodzić jest mi trudno. Ale jest też kilka fajnych miejsc, gdzie rozpędzam się na zjeździe i podjazd zaliczam co najwyżej podpedałowując trochę pod koniec.

Z ciekawszych momentów trasy zapamiętuje mi się slalom między krowami :D Zastanawiam się tylko, czy której nie wpadnie do głowy aby akurat wleźć mi pod koło. Jednak one znoszą przejeżdżających rowerzystów ze stoickim spokojem, przeżuwając sobie trawkę.

No i najważniejszy moment na trasie, a mianowicie mój cudny R7 ratuje mnie przed OTB! Otóż jest sobie kałuża, nieduża, ot wielkości może koła od roweru. I głębokości równej promieniowi piłki do nogi, tak na oko. A za tą kałużą... płyta chodnikowa, dość wysoko położona. Nie zauważam tego, dopiero w ostatniej chwili – gdy już za późno na hamowanie, ale wystarczająco wcześnie, żeby się przerazić. Może i dobrze, bo bym zahamowała a tak – amor po prostu się ugina i rower bezproblemowo przejeżdża przez to.

Inny fajny fragment, już pod koniec, to przejazd przez gigantyczną kałużę i wjazd na wąski mostek. Przez kałużę przejeżdżam impetem środkiem, ochlapując solidnie wolniejszego rowerzystę, szukającego suchszej trasy (oj, biedny był). Mostek za to jest fajny, a za nim masa fotografów. Jednak pewnie będę miała głupią minę na zdjęciach.

Nie jest tak źle, z tą miną


Gdzieś w okolicach tego mostku dopędzam dwóch rowerzystów. Wyraźnie jeden ciągnie drugiego. W pierwszej chwili chcę się podłączyć jako wagonik do tego pociągu, ale widzę, że jestem sporo szybsza, więc ich wyprzedzam. Wagonik od tego pociągu odczepia się i przyczepia się do mnie. Lokomotywa też się przyczepia, ale szybko odpada.

Wagonik ciągnę aż do mety, gdzie bezczelnie wagonik wrzuca wyższy bieg i mnie wyprzedza. Na mecie okazuje się, że to Arek. Co jak co, ale jego nie spodziewałam się za swoimi plecami!

Z niedowierzaniem patrzę, jak mnie wyprzedza, próbuję jeszcze cisnąć


Muszę chyba popracować nad sprintami do mety


Arek jednak ledwo żyje. Po wtorkowej glebie jest mocno poobijany i wszystko go boli. Sam się dziwi, że nie pojechał Fit. Ratuję go jeszcze wodą i izotonikiem.

Dystans według orga 61 km, według licznika niecałe 59 km, czas 03:10:36.
Średnia nie za wysoka, ale trasa była naprawdę wymagająca (bardzo dużo męczących podjazdów, było mocno kondycyjnie). Garmin pokazuje sumę przewyższeń około 800 m (!)
Miejsce open 12/25, w kategorii 5/9. Strata do najlepszej w open tylko 20:06, a do najlepszej w K3 16:04. W związku z tym mam bardzo wysokie ratingi, zarówno w open jak i w kategorii - najlepsze w tym sezonie. Niestety, spadłam do 6 sektora bo odpadł mi najlepszy z ostatnich startów, a dzisiaj nie starczyło mi punktów, żeby zostać w piątce.

Dobrze rozłożyłam siły, miałam jeszcze "parę" żeby całkiem ostro finiszować. Wyprzedziłam Krzyśka o prawie 20 minut, zaś Dorotę o 28 minut. Mam nad nią w tej chwili sporą przewagę punktową w generalce. Podjazdy w drugiej połowie dystansu dały mi ostro w kość, było ich dużo i długie. Nie wszystkie dałam radę podjechać z powodu zmęczenia (technicznie wszystkie były do podjechania bez problemów). Za to błotny trening w Szydłowcu spowodował, że na dzisiaj przejeżdżałam centralnie przez wszystkie kałuże i błotka na trasie, nie szukając dogodnej ścieżki na przejechanie "suchą nogą" - co pozwoliło mi na wyprzedzenie kilku osób. Jak to Majka Włoszczowska kiedyś stwierdziła "najgorszy wyścig jest lepszy od najlepszego treningu" :)
Ogólnie jestem bardzo zadowolona :)

Aha, jeszcze:
Generalka Podlasie MTB Tour - Duch Puszczy czyli ITT Białystok + MTB Supraśl
Nie popisałam się, 7/8 ;)



kadencja 77/113
KOW: 9 (657)

komentarze
Marta...nasze miny są bezbłędne :)
Sorki, że się troszkę powiozłem na kole a potem to wykorzystałem :)
Zetinho
- 19:21 wtorek, 2 sierpnia 2011 | linkuj
W ogóle to uważaj z motywowaniem bo stworzysz potwora ;) jeszcze Cię objedzie gdzieś kiedyś i co będzie... (żart)
kantele
- 12:55 poniedziałek, 1 sierpnia 2011 | linkuj
No w końcu nie na darmo uważam Cię za swojego GURU :)
kantele
- 12:31 poniedziałek, 1 sierpnia 2011 | linkuj
A, faktycznie masz rację z tym najlepszym. Co do 7-mki to liczę na to jednak, że uda mi się utrzymać w 6-ce po Ełku. Podobno ma być płasko więc będą niewielkie różnice między zawodnikami, jak sądzę.
3 miejsce jest całkiem realne bo DP ma siedem startów w tej chwili i jak policzyłam swoje najlepsze siedem to mam prawie 100 punktów przewagi. No i jeszcze mam możliwość poprawiania wyników.
RS i IW musiałyby przejechać wszystkie pozostałe do końca sezonu, żeby mnie wygryźć. Faktycznie jest to pewne zagrożenie ale obie w poprzednich latach nie przejechały 8 edycji. No i zawsze jest ryzyko jakiejś "wpadki" jeśli już masz mus żeby przejechać wszystkie, które zostały.
Za to 1-2 miejsce są nierealne bo wątpię, żeby JK i BK nie pojechały wymaganych ośmiu do generalki.
kantele
- 12:14 poniedziałek, 1 sierpnia 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum