Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2010
Dystans całkowity: | 503.72 km (w terenie 35.00 km; 6.95%) |
Czas w ruchu: | 26:36 |
Średnia prędkość: | 18.94 km/h |
Maksymalna prędkość: | 49.10 km/h |
Suma podjazdów: | 4828 m |
Maks. tętno maksymalne: | 170 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 142 (81 %) |
Suma kalorii: | 22818 kcal |
Liczba aktywności: | 16 |
Średnio na aktywność: | 31.48 km i 1h 39m |
Więcej statystyk |
trzynasty?
Środa, 13 października 2010 Kategoria dojazdy, trening
Km: | 34.64 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:45 | km/h: | 19.79 |
Pr. maks.: | 48.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 170170 ( 97%) | HRavg | 136( 78%) |
Kalorie: | 1563kcal | Podjazdy: | 238m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Cały dzień byłam zdechła i flakowata. Rano nogi nie chciały kręcić zupełnie. Wszystko po drodze mi przeszkadzało. Ludzie włazili mi pod koła, ciężarówka jechała przede mną w ciut zbyt wolnym tempie, a wyprzedzić też się nie dało. Wszystkie światła się źle poukładały i na każdych stawałam. No w ogóle tragedia :)
Po południu nie udało mi się nadrobić kadencji, która rano była słaba, choć nastrój się zdecydowanie poprawił i zdechlactwo też trochę przeszło.
Wjechałam na Agrykolę do połowy z kadencją ponad 85 na przełożeniu 2x7 :) Rekord świata :)
Zasnęłam koło 20tej patrząc, jak Marek gra w ścigałkę na PS3. Potem obudziłam się już tylko po to, żeby umyć zęby i przenieść się do sypialni... :)
Wciąż nie mogę dogonić Carmeliany w ilości km... liczę na to, że zakończy sezon w końcu ;)
kadencja 87/129
KOW: 5
obciążenie 5x105 = 525
Po południu nie udało mi się nadrobić kadencji, która rano była słaba, choć nastrój się zdecydowanie poprawił i zdechlactwo też trochę przeszło.
Wjechałam na Agrykolę do połowy z kadencją ponad 85 na przełożeniu 2x7 :) Rekord świata :)
Zasnęłam koło 20tej patrząc, jak Marek gra w ścigałkę na PS3. Potem obudziłam się już tylko po to, żeby umyć zęby i przenieść się do sypialni... :)
Wciąż nie mogę dogonić Carmeliany w ilości km... liczę na to, że zakończy sezon w końcu ;)
kadencja 87/129
KOW: 5
obciążenie 5x105 = 525
ostatnie podrygi
Wtorek, 12 października 2010 Kategoria dojazdy, trening
Km: | 35.25 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:47 | km/h: | 19.77 |
Pr. maks.: | 48.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 169169 ( 97%) | HRavg | 136( 78%) |
Kalorie: | 1462kcal | Podjazdy: | 343m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Widać, że to ostatnie podrygi ciepłej pogody. Słonko coraz niżej. Jak wychodzę z pracy to jeszcze grzeje, ale jak dojeżdżam do domu, to już wszędzie jest cień i chłodno. A to przecież tylko trochę więcej niż godzina. No nic, trzeba wykorzystać złotą polską jesień do maksimum :)
kadencja 89/121
KOW: 4
obciążenie: 4x107 = 428
kadencja 89/121
KOW: 4
obciążenie: 4x107 = 428
niesie nas wiatr... w słoneczny letni (?) dzień
Poniedziałek, 11 października 2010 Kategoria dojazdy, trening, ze zdjęciami
Km: | 35.04 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:44 | km/h: | 20.22 |
Pr. maks.: | 48.18 | Temperatura: | °C | HRmax: | 169169 ( 97%) | HRavg | 141( 81%) |
Kalorie: | 1458kcal | Podjazdy: | 262m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Jakoś ostatnio mi się tak lekko i radośnie jeździ. Ciekawe, co na to wpływa. Pogoda...? A może to, że zmieniłam trochę styl jazdy - może jeżdżę trochę wolniej ale za to z wyższą kadencją. A może to, że schudłam 2 kg :) A może wszystko na raz.
Dzisiaj byłam dzielna, zatrzymałam się po drodze, żeby zrobić zdjęcie :) Zwykle nie potrafię się zmusić do zatrzymania się ;)
A zatrzymałam się z tego powodu:
Trasa, którą ostatnio jeżdżę z pracy aż się prosi o kolarkę. Zresztą nawet spotykam jednego czy dwóch trenujących na kolarkach bikerów tam.
Jedno podejście do kolarki już co prawda miałam... Ale kusi mnie, kusi... Uwielbiam szybko jechać po asfalcie :)
Poza tym przetestowałam dzisiaj sobotnie zakupy z Decathlonu (bluza, spodnie) i jestem bardzo z nich zadowolona :)
podkręcamy kadencję 89/128
Garmin mi dzisiaj pokazał maksymalną prędkość 97 km/h... chyba zmierzył przejeżdżający samochód! :) Więc maks z Sigmy 48,18 :)
KOW: 4
obciążenie 4x104 = 416
Dzisiaj byłam dzielna, zatrzymałam się po drodze, żeby zrobić zdjęcie :) Zwykle nie potrafię się zmusić do zatrzymania się ;)
A zatrzymałam się z tego powodu:
Trasa, którą ostatnio jeżdżę z pracy aż się prosi o kolarkę. Zresztą nawet spotykam jednego czy dwóch trenujących na kolarkach bikerów tam.
Jedno podejście do kolarki już co prawda miałam... Ale kusi mnie, kusi... Uwielbiam szybko jechać po asfalcie :)
Poza tym przetestowałam dzisiaj sobotnie zakupy z Decathlonu (bluza, spodnie) i jestem bardzo z nich zadowolona :)
podkręcamy kadencję 89/128
Garmin mi dzisiaj pokazał maksymalną prędkość 97 km/h... chyba zmierzył przejeżdżający samochód! :) Więc maks z Sigmy 48,18 :)
KOW: 4
obciążenie 4x104 = 416
praca
Piątek, 8 października 2010 Kategoria dojazdy, trening
Km: | 34.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:46 | km/h: | 19.64 |
Pr. maks.: | 47.60 | Temperatura: | °C | HRmax: | 163163 ( 93%) | HRavg | 134( 77%) |
Kalorie: | 1463kcal | Podjazdy: | 190m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rześko dzisiaj było... termometr rano pokazał 0,2 kreski poniżej zera. Ale nic, ubrałam się dobrze :)
Po południu było zaskakująco ciepło, ale zbyt pochopnie pozbyłam się ocieplaczy na buty. Po drodze zdecydowałam się je jednak założyć.
Pogoda wprost cudna, dlatego rundka przedłużona w stronę Konstancina. Ciekawe, jak długo się to jeszcze utrzyma.
Udało mi się podkręcić kadencję :)
kadencja 89/125
KOW: 5
obciążenie: 5x 106 = 530
Po południu było zaskakująco ciepło, ale zbyt pochopnie pozbyłam się ocieplaczy na buty. Po drodze zdecydowałam się je jednak założyć.
Pogoda wprost cudna, dlatego rundka przedłużona w stronę Konstancina. Ciekawe, jak długo się to jeszcze utrzyma.
Udało mi się podkręcić kadencję :)
kadencja 89/125
KOW: 5
obciążenie: 5x 106 = 530
tak cudnie, się chce a nie można :(
Czwartek, 7 października 2010 Kategoria dojazdy, trening
Km: | 27.09 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:26 | km/h: | 18.90 |
Pr. maks.: | 45.40 | Temperatura: | °C | HRmax: | 161161 ( 92%) | HRavg | 134( 77%) |
Kalorie: | 1189kcal | Podjazdy: | 370m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rano baaardzo rześko. +1 na termometrze za oknem. Ostatnio próbowałam zestawu spodenki Berknera + krótkie bojówki + nogawki ale było mi za ciepło i niewygodnie więc dzisiaj biorę zestaw z bawełnianymi 3/4 spodenkami do biegania na wierzch zamiast bojówek. Okazuje się, że to strzał w dziesiątkę. Komfort termiczny :)
Temperatura jednak zachęca do wyższej kadencji :)
Zresztą w pewnej chwili robi mi się przez chwilę nawet gorąco bo chcąc ominąć zawalidrogę na chodniku (w postaci traktora-kosiarki do trawy) zjeżdżam na trawnik i MEGA DZIURĘ zauważam w ostatniej chwili (tak na oko średnica mniej więcej mojego koła i głębokość do piasty - OTB murowane). Szybka kontra, tyłek do tyłu... uff... udało się ;)
Urywam się wcześniej z pracy bo muszę pojechać na szczepionkę p-alergiczną. Wychodzę zatem o czternastej. Stacja meteo na Wydziale Fizyki PW powiedziała, że jest +6 stopni ale jakoś jej nie wierzę, wydaje mi się, że jest cieplej.
Aura jest przecudna, aż chce się kręcić a tu gucio - trzeba standardową trasą do chaty, zostawić rower i polecieć na szczepionkę. Potem wieczorem jeszcze spotkanie ze znajomymi więc na rower już dzisiaj nie da rady ;(
kadencja 87/124
Edit: O dopiero teraz zauważyłam, że przekroczyłam 3500 km w tym roku. Może jednak uda się dobić chociaż do 4000? Oby pogoda sprzyjała...
KOW: 4
obciążenie: 4x86=344
Temperatura jednak zachęca do wyższej kadencji :)
Zresztą w pewnej chwili robi mi się przez chwilę nawet gorąco bo chcąc ominąć zawalidrogę na chodniku (w postaci traktora-kosiarki do trawy) zjeżdżam na trawnik i MEGA DZIURĘ zauważam w ostatniej chwili (tak na oko średnica mniej więcej mojego koła i głębokość do piasty - OTB murowane). Szybka kontra, tyłek do tyłu... uff... udało się ;)
Urywam się wcześniej z pracy bo muszę pojechać na szczepionkę p-alergiczną. Wychodzę zatem o czternastej. Stacja meteo na Wydziale Fizyki PW powiedziała, że jest +6 stopni ale jakoś jej nie wierzę, wydaje mi się, że jest cieplej.
Aura jest przecudna, aż chce się kręcić a tu gucio - trzeba standardową trasą do chaty, zostawić rower i polecieć na szczepionkę. Potem wieczorem jeszcze spotkanie ze znajomymi więc na rower już dzisiaj nie da rady ;(
kadencja 87/124
Edit: O dopiero teraz zauważyłam, że przekroczyłam 3500 km w tym roku. Może jednak uda się dobić chociaż do 4000? Oby pogoda sprzyjała...
KOW: 4
obciążenie: 4x86=344
no po prostu nie chciało mi się
Środa, 6 października 2010 Kategoria dojazdy
Km: | 17.75 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | km/h: | 17.75 |
Pr. maks.: | 34.70 | Temperatura: | °C | HRmax: | 147147 ( 84%) | HRavg | 128( 73%) |
Kalorie: | 996kcal | Podjazdy: | 420m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Znowu wmordewind. Słonko co prawda nastrajało na wycieczę, ale dzisiaj to już mi się po prostu nie chciało trzeci dzień z rzędu walczyć z wiatrem. Tym bardziej, że jak wyszłam z pracy, to próba jechania ulicą skończyła się zwianiem na chodnik. Wróciłam zatem do chaty najkrótszą drogą.
kadencja 87/118
KOW: 4
obciążenie 4x60 = 240
kadencja 87/118
KOW: 4
obciążenie 4x60 = 240
praca
Wtorek, 5 października 2010 Kategoria dojazdy, trening
Km: | 35.18 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:50 | km/h: | 19.19 |
Pr. maks.: | 45.70 | Temperatura: | °C | HRmax: | 161161 ( 92%) | HRavg | 135( 77%) |
Kalorie: | 1500kcal | Podjazdy: | 283m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj był chyba jeszcze większy wmordewind niż wczoraj. Tylko wiatr chyba wiał nieco pod innym kątem. Postanowiłam nie dać się i jechać jednak z większą kadencją. Dzisiaj kadencja średnia troszeczkę wyższa niż zwykle.
Zauważyłam, że ostatnio coraz mniej używam przełożenia 2x9, wolę się rozkręcić do 30 km/h na 2x8, co wcześniej mi się nie udawało.
kadencja 86/123
KOW: 5
obciążenie: 90x5 = 450
Zauważyłam, że ostatnio coraz mniej używam przełożenia 2x9, wolę się rozkręcić do 30 km/h na 2x8, co wcześniej mi się nie udawało.
kadencja 86/123
KOW: 5
obciążenie: 90x5 = 450
Co za pogoda :)
Poniedziałek, 4 października 2010 Kategoria dojazdy, trening, ze zdjęciami
Km: | 35.83 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 17.91 |
Pr. maks.: | 44.40 | Temperatura: | °C | HRmax: | 162162 ( 93%) | HRavg | 132( 75%) |
Kalorie: | 1458kcal | Podjazdy: | 379m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po niedzielnym biegu dzisiaj tylko głowa chce, ale nogi nie bardzo. Rano ledwo kręcę na przełożeniu 2x8. Poza tym noga daje mi się we znaki. Nie mogę stanąć na pedałach, bo boli.
Jednak siedząc potem w pracy tęsknie spoglądam za okno (co prawda za oknem widzę jedynie mur sąsiedniego budynku, ale za to pięknie oświetlony słoneczkiem).
O godzinie 16:00 już oglądają tylko moje pięty zbiegające po schodach do garażu po rower :)
Jest tak pięknie, że aż się nie chce jechać do domu prostą drogą. Plan jest taki, żeby trasę dzisiaj trochę wydłużyć, jadąc w stronę Konstancina.
Niestety, wmordewind daje mi się ostro we znaki. Miałam ochotę zrobić trening szybkościowy a robię siłówkę. Dopiero przy pomniku Sobieskiego z Marysieńką droga trochę zakręca i wiatr zaczyna wiać pod kątem - a zatem nieco lżej. Mimo wszystko, jedzie się dość ciężko. Wreszcie na ul. Przekornej wiatr zaczyna mi pomagać. Naprawdę za to świetnie mi się jedzie dalej, ul. Gąsek, w stronę Ursynowa - pocinam 30 km/h pod górkę :)
Troszkę uciekam z trasy, zahaczając o skraj Lasku Kabackiego.
Wracam koło Tesco. Po drodze niespodzianka - dawno tędy nie jechałam, a tu ścieżka rowerowa całkiem rozbebeszona na sporym odcinku KEN.
Jeszcze drobne zakupy na straganie z warzywami koło Metra Ursynów - pani sprzedająca warzywka już mnie chyba rozpoznaje :)
kadencja 84/114
KOW: 5
obciążenie: 120x5 = 600
Jednak siedząc potem w pracy tęsknie spoglądam za okno (co prawda za oknem widzę jedynie mur sąsiedniego budynku, ale za to pięknie oświetlony słoneczkiem).
O godzinie 16:00 już oglądają tylko moje pięty zbiegające po schodach do garażu po rower :)
Jest tak pięknie, że aż się nie chce jechać do domu prostą drogą. Plan jest taki, żeby trasę dzisiaj trochę wydłużyć, jadąc w stronę Konstancina.
Niestety, wmordewind daje mi się ostro we znaki. Miałam ochotę zrobić trening szybkościowy a robię siłówkę. Dopiero przy pomniku Sobieskiego z Marysieńką droga trochę zakręca i wiatr zaczyna wiać pod kątem - a zatem nieco lżej. Mimo wszystko, jedzie się dość ciężko. Wreszcie na ul. Przekornej wiatr zaczyna mi pomagać. Naprawdę za to świetnie mi się jedzie dalej, ul. Gąsek, w stronę Ursynowa - pocinam 30 km/h pod górkę :)
Troszkę uciekam z trasy, zahaczając o skraj Lasku Kabackiego.
Wracam koło Tesco. Po drodze niespodzianka - dawno tędy nie jechałam, a tu ścieżka rowerowa całkiem rozbebeszona na sporym odcinku KEN.
Jeszcze drobne zakupy na straganie z warzywami koło Metra Ursynów - pani sprzedająca warzywka już mnie chyba rozpoznaje :)
kadencja 84/114
KOW: 5
obciążenie: 120x5 = 600
Biegnij Warszawo
Niedziela, 3 października 2010 Kategoria zawody biegowe, bieganie
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Miałam nie biec, bo noga.
Jeszcze w sobotę przed południem miałam nie biec. Ale przecież nie mogę nie biec :) Muszę mieć medal :D Poza tym pogoda taka piękna, aż szkoda by było nie pobiec.
W sobotę noga zamilkła, widać podziela moje zdanie :) No to jednak biegnę.
Rano jest chłodno. Ubieram się w koszulkę termiczną z długim rękawem i koszulkę Biegnij Warszawo na wierzch. W zapasie mam kurtkę. Podczas biegu przyczepię ją na "nosidełku" do bidon na pasku.
Na miejscu pełno ludzi, wesoła atmosfera, wszyscy w niebieskich i zielonych koszulkach, krzyczą, biegają, rozgrzewka, żarty, rozmowy :) Głównie wspominki innych biegów :)
Nie robię za bardzo rozgrzewki bo się boję ruszać nogi. Po dojściu z metra na miejsce imprezy noga zaczyna pobolewać. Nie przyznaję się do tego Markowi, przecież nie mogę nie biec. Gdzieś pod Tojami spotykamy kolegę Marka z pracy, "Harpagana" Michała :) Harpagan biega ultramaratony średnio raz w tygodniu, dlatego nazywam go Harpaganem :) Dzisiaj biegnie ze swoją córeczką w wózku. Witamy się tylko i Michał gdzieś leci, chyba już na start.
Stajemy z Markiem dość daleko od linii startu, więc jak bieg się rozpoczyna to jeszcze tylko idziemy, nie biegniemy. Robi się zadziwiająco ciepło, myślę o zdjęciu koszulki spod spodu ale w końcu rezygnuję z tego. Nie mam co z nią zrobić. Potem tego żałuję bo się robi naprawdę dobrze ciepło.
Biegnę zachowawczo, powoli - nie zamierzam dzisiaj bić życiówki, poza tym boję się, że noga mi przeszkodzi ukończyć bieg. Doganiamy jednak Michała, który wcześniej wystartował. Biegnie z wózkiem a obok jego mama. Chyba pierwszy jej bieg dzisiaj. Planują dobiec w 1:50. Chwilę biegniemy razem, rozmawiamy, ale oni biegną naprawdę wolno więc za jakiś czas wracamy do własnego tempa.
Po około 2 km podbieg Belwederską. Przed nami widać zielony dywan z ludzi w zielonych koszulkach na podbiegu. Wygląda to świetnie.
Biegnie mi się zadziwiająco lekko i przyjemnie, noga siedzi cicho. Cały podbieg bez zatrzymania, hura! I po podbiegu dalej biegnie mi się dobrze, chociaż spodziewałam się, że "zdechnę" po tym.
Po drodze spotykamy się z imprezą towarzyszącą "Maszeruję - kibicuję" - przybijam "piątki" z kibicami wędrującymi w przeciwnym kierunku. Atmosfera jest świetna, dodaje mi skrzydeł.
Pierwszy kryzys dopada mnie około 5 kilometra, w samym centrum (koło Rotundy). Mam ochotę zwolnić, ale widzę fotografa więc nie zwalniam, żeby mieć dobre zdjęcie ;) Potem kryzys mija. Bieg już jest mocno rozciągnięty, zrobiło się luźno - łatwiej mijać i być mijanym.
Wymieniam z Markiem uwagi na temat zakorkowania Warszawy dzisiaj i tydzień temu (Maraton). Pewnie niektórzy kierowcy trafili w oba korki, muszą nienawidzić biegaczy z całego serca.
Olewam bufet bo jest przy nim taki korek, że chociaż chce mi się pić, to nie mam ochoty tam się zatrzymywać.
Tempo jest dobre, średnia 6:35. Jeśli je utrzymam to znów będzie życiówka. Podejrzewam jednak, że nie dam rady bo czuję się już mocno zmęczona.
Na Nowym Świecie robi się wąsko i ciasno - biegniemy wzdłuż straganów kiermaszu wyrobów regionalnych. Tutaj też łapie mnie kryzys, muszę na moment zwolnić. Ale już niedaleko - 3 km, 2 km. Trasa ucieka nawet nie wiadomo kiedy.
Końcowy odcinek, w dół, koło Sejmu, ostatni kilometr, pozwala mi trochę przyspieszyć, jednak nie mam już siły na finisz do mety. Nogi wiedzą swoje. Po wpadnięciu na metę jestem ledwo żywa.
Przez chwilę stoję i zipię, hiperwentylacja mnie dopadła.
Szukam wzrokiem stolików z wodą, ale są daleko! Uff, trzeba tam doczłapać... po drodze odbieram medal od chłopaka z dreadami. Ale ciężki (medal, nie chłopak). Jest też woda.
Zadowolona, zmęczona jak pies, chyba język mam do pasa :)
Jednak jest życiówka :D
1:05:58 - pobita o 1:12
HR 161/175
KOW: 9
obciążenie 9x66 = 594
Jeszcze w sobotę przed południem miałam nie biec. Ale przecież nie mogę nie biec :) Muszę mieć medal :D Poza tym pogoda taka piękna, aż szkoda by było nie pobiec.
W sobotę noga zamilkła, widać podziela moje zdanie :) No to jednak biegnę.
Rano jest chłodno. Ubieram się w koszulkę termiczną z długim rękawem i koszulkę Biegnij Warszawo na wierzch. W zapasie mam kurtkę. Podczas biegu przyczepię ją na "nosidełku" do bidon na pasku.
Na miejscu pełno ludzi, wesoła atmosfera, wszyscy w niebieskich i zielonych koszulkach, krzyczą, biegają, rozgrzewka, żarty, rozmowy :) Głównie wspominki innych biegów :)
Nie robię za bardzo rozgrzewki bo się boję ruszać nogi. Po dojściu z metra na miejsce imprezy noga zaczyna pobolewać. Nie przyznaję się do tego Markowi, przecież nie mogę nie biec. Gdzieś pod Tojami spotykamy kolegę Marka z pracy, "Harpagana" Michała :) Harpagan biega ultramaratony średnio raz w tygodniu, dlatego nazywam go Harpaganem :) Dzisiaj biegnie ze swoją córeczką w wózku. Witamy się tylko i Michał gdzieś leci, chyba już na start.
Stajemy z Markiem dość daleko od linii startu, więc jak bieg się rozpoczyna to jeszcze tylko idziemy, nie biegniemy. Robi się zadziwiająco ciepło, myślę o zdjęciu koszulki spod spodu ale w końcu rezygnuję z tego. Nie mam co z nią zrobić. Potem tego żałuję bo się robi naprawdę dobrze ciepło.
Biegnę zachowawczo, powoli - nie zamierzam dzisiaj bić życiówki, poza tym boję się, że noga mi przeszkodzi ukończyć bieg. Doganiamy jednak Michała, który wcześniej wystartował. Biegnie z wózkiem a obok jego mama. Chyba pierwszy jej bieg dzisiaj. Planują dobiec w 1:50. Chwilę biegniemy razem, rozmawiamy, ale oni biegną naprawdę wolno więc za jakiś czas wracamy do własnego tempa.
Po około 2 km podbieg Belwederską. Przed nami widać zielony dywan z ludzi w zielonych koszulkach na podbiegu. Wygląda to świetnie.
Biegnie mi się zadziwiająco lekko i przyjemnie, noga siedzi cicho. Cały podbieg bez zatrzymania, hura! I po podbiegu dalej biegnie mi się dobrze, chociaż spodziewałam się, że "zdechnę" po tym.
Po drodze spotykamy się z imprezą towarzyszącą "Maszeruję - kibicuję" - przybijam "piątki" z kibicami wędrującymi w przeciwnym kierunku. Atmosfera jest świetna, dodaje mi skrzydeł.
Pierwszy kryzys dopada mnie około 5 kilometra, w samym centrum (koło Rotundy). Mam ochotę zwolnić, ale widzę fotografa więc nie zwalniam, żeby mieć dobre zdjęcie ;) Potem kryzys mija. Bieg już jest mocno rozciągnięty, zrobiło się luźno - łatwiej mijać i być mijanym.
Wymieniam z Markiem uwagi na temat zakorkowania Warszawy dzisiaj i tydzień temu (Maraton). Pewnie niektórzy kierowcy trafili w oba korki, muszą nienawidzić biegaczy z całego serca.
Olewam bufet bo jest przy nim taki korek, że chociaż chce mi się pić, to nie mam ochoty tam się zatrzymywać.
Tempo jest dobre, średnia 6:35. Jeśli je utrzymam to znów będzie życiówka. Podejrzewam jednak, że nie dam rady bo czuję się już mocno zmęczona.
Na Nowym Świecie robi się wąsko i ciasno - biegniemy wzdłuż straganów kiermaszu wyrobów regionalnych. Tutaj też łapie mnie kryzys, muszę na moment zwolnić. Ale już niedaleko - 3 km, 2 km. Trasa ucieka nawet nie wiadomo kiedy.
Końcowy odcinek, w dół, koło Sejmu, ostatni kilometr, pozwala mi trochę przyspieszyć, jednak nie mam już siły na finisz do mety. Nogi wiedzą swoje. Po wpadnięciu na metę jestem ledwo żywa.
Przez chwilę stoję i zipię, hiperwentylacja mnie dopadła.
Szukam wzrokiem stolików z wodą, ale są daleko! Uff, trzeba tam doczłapać... po drodze odbieram medal od chłopaka z dreadami. Ale ciężki (medal, nie chłopak). Jest też woda.
Zadowolona, zmęczona jak pies, chyba język mam do pasa :)
Jednak jest życiówka :D
1:05:58 - pobita o 1:12
HR 161/175
KOW: 9
obciążenie 9x66 = 594
praca + test nogi
Piątek, 1 października 2010 Kategoria dojazdy, trening, bieganie
Km: | 27.23 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:26 | km/h: | 19.00 |
Pr. maks.: | 47.60 | Temperatura: | °C | HRmax: | 162162 ( 93%) | HRavg | 138( 79%) |
Kalorie: | 1297kcal | Podjazdy: | 236m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Fervex pomógł. Dzisiaj czułam się już całkiem dobrze, więc powrót z pracy standardową trasą przez Agrykolę i Wilanów. O dziwo, wygląda na to, że mój rower nie może być zbyt czysty. Z obserwacji wynika, że jeździ najciszej, gdy przejadę się po deszczu i kałużach :) Napęd przestał piszczeć po ostatniej mżawce.
Po "prawie przerwie" w jeżdżeniu od niedzielnego maratonu, dzisiejszy pojedynczy podjazd pod Agrykolę był... bardzo męczący.
Zadziwiająco wysoka kadencja: 88/117
KOW: 4
Boląca noga trochę odpuściła (już nie boli przy chodzeniu, tylko przy wchodzeniu po schodach) więc postanowiłam sprawdzić, czy da się biec. Niestety, boli. Nie wiem, co to będzie w niedzielę. Czarno to widzę... :(
2,89 km / 20:03
HR 146/158
KOW: 4
obciążenie: 4x 86 + 4x20 = 424
Po "prawie przerwie" w jeżdżeniu od niedzielnego maratonu, dzisiejszy pojedynczy podjazd pod Agrykolę był... bardzo męczący.
Zadziwiająco wysoka kadencja: 88/117
KOW: 4
Boląca noga trochę odpuściła (już nie boli przy chodzeniu, tylko przy wchodzeniu po schodach) więc postanowiłam sprawdzić, czy da się biec. Niestety, boli. Nie wiem, co to będzie w niedzielę. Czarno to widzę... :(
2,89 km / 20:03
HR 146/158
KOW: 4
obciążenie: 4x 86 + 4x20 = 424