kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Biedny lud bez asfaltu

Wtorek, 8 marca 2016 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: 37.49 Km teren: 0.00 Czas: 01:48 km/h: 20.83
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
A... jakoś tak mi się skręciło do Siekierek


Dawno tędy nie jechałam. Postanowiłam sprawdzić, czy okoliczny lud uciemiężony, od mojej ostatniej wizyty, wynalazł asfalt. Ale jak widać - dotychczas ich w tej materii nie olśniło. Ten kawałek trudno się jedzie nawet na góralu, co do dopiero na kolarce...

dawno nie brudziłam Szkota ;)

Niedziela, 6 marca 2016 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: 34.92 Km teren: 0.00 Czas: 02:40 km/h: 13.10
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Ponieważ rower był zdecydowanie zbyt czysty to znów odwiedziłam okolice Parku Natolińskiego. Tam można liczyć na odpowiednią dawkę błota nawet przy dobrej pogodzie ;)
A dziś, deszcz przestał padać tuż przed tym jak wyszłam na rower więc mogłam liczyć na naprawdę dużą dawkę błota ;)

Już po pierwszym odcinku wiedziałam, że czysta nie wrócę ;)


Urokliwie chaszczasto


Błoto strzelało wysoko, kamera na kierownicy nie została oszczędzona.



W Lesie Kabackim, o dziwo, dość sucho


Gdzieś mnie wywiało, w środek niczego. A ta czarna chmura z tyłu nie wygląda dobrze.

brudzenie Szkota po przeglądzie

Niedziela, 28 lutego 2016 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany
Km: 23.42 Km teren: 0.00 Czas: 02:01 km/h: 11.61
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
W tym tygodniu byłam chora ale weekend był fajny i miałam wielką ochotę wyjść na rower. Wczoraj wyszłam tylko na godzinkę, bardziej postać niż pojeździć ;) ale dziś na myśl o pojechaniu do lasu od razu skoczyło mi tętno więc nie zastanawiałam się zbytnio :)

Znów pojechałam ścieżką pod skarpą. Zjazd ze skarpy na przedłużeniu Ciszewskiego dziś poszedł sprawniej niż przy poprzednim, pierwszym podejściu (pisząc "sprawniej" mam na myśli nieco mniej kurczowe ściskanie hamulców). Ścieżką pojechałam aż do ogrodzenia Parku Natolińskiego. Tam, jak zwykle, zastanawiałam się chwilę, czy mam ochotę brnąć w to błoto ale chęć pojechania tą przyjemną trasą przeważyła. Przedostałam się po pniakach zwalonych przy ogrodzeniu a potem już się dało jechać, choć tylne koło tańczyło oberki ;)


Słonko czasem wyglądały zza cienkiej powłoki chmur ale ogólnie nie było go dziś zbyt wiele. Jechało się jednak bardzo przyjemnie i w sumie radochę sprawiały mi te uślizgi na błocie - zwłaszcza, że posiadłam już umiejętność nie spadania z roweru w takiej sytuacji ;)
Dojechałam wreszcie do lasu, gdzie od razu skierowałam się na "dołki". Jeździł sobie tam już jakiś rowerzysta ale nie wyglądał na bardzo towarzyskiego więc po kilku rundkach pojechałam dalej, dość bezmyślnie, i koła same zaprowadziły mnie na pętelkę XC koło parku linowego :) Oczywiście speniałam przed zjazdem po korzeniach (a niech to!) ale za to sprawnie pokonałam dziś betonowy stopień, który zawsze dotychczas zmuszał mnie do podpórki.


Stamtąd jednak też szybko uciekłam bo gonił mnie jakiś zawodnik :)
Koniec końców wylądowałam na drewnianych schodkach, gdzie przetestowałam Virba pod kątem slow motion.
tu filmik

I wróciłam do domu po 2h, niemiłosiernie ubłocona i całkiem szczęśliwa ;) Roweru nie umyłam bo kolejka była do myjni :(

Wheelie pod fontanną

Sobota, 27 lutego 2016 Kategoria trening
Km: 8.26 Km teren: 0.00 Czas: 01:07 km/h: 7.40
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Zrobiłam dziś wstrząsającą ilość kilometrów ;)
Ale to dlatego, że Czarek zaproponował mi trening techniki, a konkretnie trening wheelie. Wyszłam ciut wcześniej, żeby zrobić małą rozgrzewkę i stąd aż 8 km ;)
Potem spotkaliśmy się pod fontanną, gdzie jest niewielkie nachylenie chodnika i tam Czarek najpierw wytłumaczył a potem pokazał mnie i Dagmarze, jak to się robi.
No i godzinę spędziłam na próbie wypchnięcia tyłkiem siodła do przodu przy jednoczesnym pociągnięciu kierownicy do tyłu ale moje wysiłki zostały uwieńczone jedynie nieco wyższym podniesieniem koła niż zazwyczaj ;)
Dużo pracy jeszcze przede mną, hihi.

wypadek przy pracy czyli test FTP i w lutym jak w garncu czyli rozkręcenie nogi po teście ;)

Niedziela, 21 lutego 2016 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: 22.31 Km teren: 0.00 Czas: 01:21 km/h: 16.53
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Wczoraj robiłam test FTP, pierwszy w tym roku. Ze względu na sporą przerwę w treningach w styczniu (choroba, wyjazd, w sumie ze 2 tygodnie), nie spodziewałam się przyrostu watów a nawet spodziewałam się lekkiego spadku w porównaniu do testu grudniowego. Nie spodziewałam się jednak, że to będzie kataklizm.


Poranne dziwnie niskie tętno spoczynkowe już sygnalizowało, że coś jest nie tak. Czułam się jednak dobrze i nie sądziłam, żeby był jakiś problem podczas testu. Rozgrzewka pokazała, że chyba nie będzie dobrze - moje tempo podczas jazdy w drugiej strefie tętna było o wiele niższe niż zazwyczaj.
Pięciominutówkę zaczęłam zbyt mocno - wjechałam od razu na 220 watów i chociaż zorientowałam się zaraz, że to jest za mocno i zwolniłam, pierwsze depnięcia już dały palenie mięśni. Po około minucie musiałam mocno zluzować, żeby w ogóle dokończyć tę część testu. Koniec końców ta część wyszła ze średnią 168 watów.

Przerwa dała odpocząć i myślałam, że dalej będzie lepiej ale nie było. Właściwą część testu zaczęłam od około 165 watów ale po półtorej minucie musiałam zredukować a po kolejnych dwóch - znowu. Przez resztę dwudziestominutówki udawało mi się jechać w miarę równo, ale utrzymanie w miarę równego poziomu mocy oraz kadencji powyżej 90 było dziś naprawdę trudne. Nie mogłam wrzucić na twardsze przełożenie i zacząć kręcić na niższej kadencji bo bym odpadła w tempie natychmiastowym. Męczyłam się więc przez te pozostałe minuty ale jakoś udało mi się dojechać test do końca. Średnia z tej części wyszła 138 watów.
To jest najgorszy wynik wszechczasów. Tak złego wyniku nie miałam od kiedy zaczęłam robić te testy.

Na rozjeździe tętno nie bardzo chciało spadać. Chociaż kręciłam bardzo lajtowo, przez 15 minut nie spadło do pierwszej strefy.
Mam nadzieję, że wynik tego testu to tylko "wypadek przy pracy" spowodowany jakimiś czynnikami zewnętrznymi (zmęczenie? babskie sprawy? stres? pogoda? czyhające choróbsko?) i że powtórka da bardziej zadowalający rezultat.

Dziś dla rozluźnienia przejechałam się po mieście w tempie baby z kańkami. Pogoda, choć iście marcowa, była łaskawa i wstrzeliłam się z rowerem idealnie w okienko bez opadów a nawet na moment zaświeciło słońce. Mimo silnego wiatru było bardzo przyjemnie a aura pozwoliła zrobić kilka fotek.

Walentynkowe MTB

Niedziela, 14 lutego 2016 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: 28.28 Km teren: 0.00 Czas: 01:55 km/h: 14.75
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Ależ przewspaniała pogoda! Słonko, ciepło, wiosna po całości. W lesie ptaki śpiewają, dzięcioły nawet słychać. Cudownie :)






A potem walentynokwo umyłam Scotta... bo należało mu się już od dłuższego czasu ;)

jak długo?

Niedziela, 7 lutego 2016 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: 30.20 Km teren: 0.00 Czas: 02:34 km/h: 11.77
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś było tak ciepło, że zaczęłam się zastanawiać, kiedy pojawią się pierwsze pączki. Oczywiście wykorzystałam aurę na pojechanie w teren. Zwiedziłam przy tym ścieżkę, którą nigdy dotąd nie jechałam. Ścieżka zaczyna się na północnym końcu Skarpy Ursynowskiej, pod płotem Parku Imielińskiego. Odbija się tam w lewo i jedzie wzdłuż ogrodzenia aż do Kabat.



Ilekroć tam mnie zawiewało, witało mnie na początkowym odcinku tej ścieżki mega błotne bajoro. Leżą sobie tam jakieś dechy i gałęzie, żeby łatwiej było przejść ale dotychczas rezygnowałam z prób przedarcia się.


Ostatnio Cygan zarzucił temat tej ścieżki i dziś postanowiłam zaryzykować. Z powodu zeszłorocznej suszy i niewielkich opadów również w zimie, bajoro było sporo mniejsze i mniej błotne niż zazwyczaj. Co oczywiście nie znaczy, że go nie było, jednak uznałam że można spróbować przedostać się i zobaczyć co jest dalej.


Ten fragment był chyba najgorszy, potem dało już się normalnie jechać bez zsiadania z roweru. Nawierzchnia było mocno błotna ale w całości przejezdna a momentami nawet sucha.
Wreszcie wyjechałam w jakieś bardziej cywilizowane okolice, których jednak nie mogłam w myślach zlokalizować. Po wjechaniu pod górę takim oto wąwozikiem, ze zdumieniem stwierdziłam, że dotarłam do ul. Rosoła.



Ponieważ już wiedziałam gdzie jestem to zjechałam na dół i dalej pojechałam kawałek ul. Gąsek skąd odbiłam do Lasu Kabackiego. Pokręciłam się po technicznych singielkach zahaczając też o "dołki".
Po długiej przerwie w kręceniu "nogi" nie ma totalnie. Po kilku podjazdach miałam dość więc jeszcze chwilę pojeździłam po głównych duktach i gdy słońce było już dość nisko, wreszcie zawinęłam do domu.



Bardzo jestem ciekawa, czy ta wiosenna aura już tak zostanie aż do prawdziwej wiosny, czy czekają nas jeszcze jakieś niespodziewane ataki zimy.

Czy to już wiosna?

Sobota, 30 stycznia 2016 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: 48.34 Km teren: 0.00 Czas: 02:21 km/h: 20.57
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Przedwczoraj zaliczyłam glebę na lodzie w lesie. Wczoraj też zaliczyłam glebę, o wiele bardziej bolesną, na asfalcie. Wydawało mi się, że jest tylko wilgotno na zakręcie. Nie było. Rower uciekł mi spod tyłka jakby dostał poprzecznych kółek, nie zdążyłam nawet powiedzieć "o". Dawno tak boleśnie się nie walnęłam + jeszcze zaliczyłam lekki szlifek.
Całą pozostałą cześć dnia chłodziłam kolano ale i tak obawiałam się, czy będę mogła dziś ruszać nogą. Na szczęście chłodzenie pomogło, dziś mogłam ruszać nogą choć jakiekolwiek dotknięcie jest bolesne. Choć przesuwanie się napiętego na kolanie materiału spodni było męką, poszłam jednak dziś na rower. No bo jak tu nie pójść, kiedy full lampa i 6 stopni na termometrze?
Ptaki śpiewają, słonko przygrzewa, gdyby nie wmordewind - byłoby idealnie ;)
Chyba przez ostatnie lenistwo odzwyczaiłam się od takich dystansów, dzisiejsza jazda + silny wiatr mocno mnie zmęczyły.




Taniec pingwina na szkle

Środa, 27 stycznia 2016 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: 13.59 Km teren: 0.00 Czas: 01:10 km/h: 11.65
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Trochę mnie nie było. Nie jeździłam. Najpierw byłam chora, potem kociokwik przedurlopowy a potem byłam wyjechana (Zakopane welcome to). Z pogodą na urlop trafiłam idealnie, w jedyny zimowy tydzień tej zimy. Warun na deskę był wprost wspaniały. Liczyłam na to, że po powrocie zdążę jeszcze wyciągnąć biegówki, ale przydałyby się raczej łyżwy.
Wymyśliłam, że pojadę rowerkiem w Kabaty. Spodziewałam się, że będzie lodowisko, ale nie, że aż takie ;)
Od dziś rozpoznaję przynajmniej 6 rodzajów lodu oraz mam nauczkę: nie próbuj sięgać do przycisku aparatu gdy jedziesz po lodowisku (zdjęcie jednej ręki z chwytu zakończyło się glebą).



A teraz coś z zupełnie innej beczki czyli gdzie na sanki w okolicach Zakopanego?

Niedziela, 24 stycznia 2016 Kategoria białe szaleństwo, recenzje, testy, ze zdjęciami
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: min/km:
Pr. maks.: Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m
Będzie na temat kompletnie nie związany z rowerem - będzie o organizacji dziecięco-sankowo-snowboardowej ;)
Wiem, wiem, wpis totalnie nie na temat ale ostatecznie to jest blog, tak? ;)

Widok z rana - pierwszego poranka nie było widać nic bo śnieg padał, ale drugiego... :)


Dziś ostatni dzień pobytu w Zakopanem, ostatnia szansa na polatanie na desce, którą wykorzystałam, oczywiście. A przy okazji zawirowań logistycznych związanych z wyborem odpowiedniego miejsca abym ja mogła polatać na desce a Zając miał też możliwość pobawienia się na sankach, podzielę się z Wami pewnymi obserwacjami w tym temacie.

Tęskniłam za tym widokiem... nie byłam w górach od ciąży, czyli od 3 lat z okładem a w zimie - od czterech.



Mieliśmy niebywałe szczęście w styczniowym bezzimiu, trafić do Zakopanego akurat w jedyny tydzień prawdziwej zimy w tym miesiącu. Ponieważ przed wyjazdem zanosiło się na brak śniegu, to nie kupowaliśmy sanek. Kupiliśmy dopiero na miejscu.

Zając na Gubałówce. Jarał się śniegiem jak świstak sreberkami i właził w największe zaspy.


I tak, przemyślenie pierwsze:
Jeśli nie macie sanek, nie warto ich kupować przed wyjazdem. Zwłaszcza jak pogoda jest niepewna. W Zakopanem można sanki kupić co 10 metrów, milion rodzajów, w różnych cenach. Co więcej, przy niektórych stokach są górki saneczkowe i można sanki wypożyczyć zamiast kupować, to grosze kosztuje.

Przemyślenie drugie:
Jeśli jesteście z Mazowsza, jak ja, to w ogóle nie warto kupować sanek bo będą potem stały i się kurzyły aż do następnego zimowego wyjazdu w góry. Bo jak wiadomo, od paru lat na Mazowszu śniegu zasadniczo nie ma a jak jest to przez tydzień, max.

Widoki z górnej stacji WItów-Ski




A teraz do sedna. Bo tak w zasadzie to chodzi mi o to, gdzie na te sanki, zwłaszcza jak chce się przy okazji pośmigać na desce. Jako używacz snowboardu, preferuję stoki z wyciągiem krzesełkowym. Orczykom mówimy nasze stanowcze "ytam". Ponadto, niech ten stok ma chociaż ten kilometr...
Z reguły na stokach narciarskich jest zakaz jazdy na sankach, niestety, ale słusznie. Zwłaszcza, że dziecka niezbyt te sanki kontrolują. Dlatego potrzebny jest stok z wydzieloną częścią, gdzie można zjeżdżać, lub mniej albo bardziej dzika górka saneczkowa koło stoku.

W wagoniku na Kasprowy


Oczywiście w Zakopanem tak ogólnie to jest gdzie pójść na sanki.
Po pierwsze primo, jest całkiem spora górka saneczkowa przy Wielkiej Krokwi, po jej zachodniej stronie. W ciągu dnia, tak gdzieś do 16 górka ta jest odpłatna. Przy wypożyczeniu sanek nie płaci się już za wejście na górkę. Po godz. 16 natomiast obsługa górki zmywa się i można jeździć do woli tylko że jest ciemnawo. Tzn. górka jest nieco oświetlona od świateł z Krokwi i pobliskiego stoku narciarskiego. Wystarczająco żeby zjeżdżać, ale zabawa jest o wiele mniejsza gdy jest buro i ponuro. Stok obok tej górki to ośla łączka, odpada w przedbiegach.
Po drugie primo, jest również całkiem spora górka saneczkowa przy wyciągu Nosal - bezpłatna. Nosal, niestety, jest bardzo małym stokiem a ponadto ma tylko orczyki. Za to dla dzieci jest dodatkowa atrakcja - karuzela pontonowa.
Po trzecie primo, jest odpłatna górka przy dolnej stacji kolejki na Gubałówkę. Stoku obok niet.
Po czwarte primo, można też pojeździć na małej dzikiej górce na Równi Krupowej, przy ul. Kościuszki.

Ciekawe zjawisko optyczne na Kasprowym WIerchu


W zasadzie jeśli nie chcecie sami śmigać na nartach/deskach to jest z czego wybierać w samym Zakopanem. Jak jeździcie na nartach i orczyki Wam nie wadzą, zawsze można na Nosal. Ale mnie żadna z tych opcji nie odpowiadała więc szukałam dalej.



Fajną opcją jest Harenda. Oferuje "przedszkole" dla dzieciaków z opieką i przekąskami. Fajny pomysł ale odpadł bo stok na Harendzie co prawda oferuje wyciąg krzesełkowy ale po obejrzeniu go na filmach, wydał mi się bardzo trudny.

Po czterech latach przerwy, miałam lekkiego pietra przed pierwszym zjazdem. Ale, jak się okazało, tego się nie zapomina ;)


Postanowiliśmy obadać w końcu coś troszkę dalej i padło na Witów-Ski. Byliśmy już tam z Mężem, na początku naszej przygody snowboardowej. Pamiętny wyjazd, po którym wróciłam z tak obitym tyłkiem i kolanami, że nigdy, ani przedtem, ani potem, na rowerze tak się nie posiniaczyłam ;) Witów Ski jest dość długim, jak na okoliczne warunki, stokiem, bo ma około 900m z tego co pamiętam i nie jest zbyt trudny - akurat dla mnie. Czteroosobowy wyciąg kanapowy oraz dwie górki sankowe obok stoku. Jedna duża "dzika" górka a druga ogrodzona i przygotowana, mała górka akurat dla takich małych kajtków jak Zając, otwarta do godz. 16. Jest bezpłatna a do dyspozycji dzieciaków opony do zjeżdżania. Jak raz tu przyjechaliśmy z Zającem to potem już przestaliśmy się zastanawiać gdzie się udać. To naprawdę fajne miejsce i mogę je polecić wszystkim rodzicom. Oczywiście na miejscu jest też co zjeść a dodatkowym atutem jest duży bezpłatny (!) parking.

Zając w śniegu - okulary przeciwsłoneczne to naprawdę dobra opcja przy takiej pogodzie.


Na zakończenie dodam jeszcze, że na wielu stokach oferowane są kursy oraz szkółki narciarskie dla maluchów, przeważnie od 4 roku życia. Więc można też zrobić tak, że rzucasz dziecko w ręce instruktora i na 2h zapominasz o jego istnieniu ;) 
Zając jeszcze za mały na to. Wypożyczyłam raz dla niego nartki (bo chciał) ale po pięciu minutach prób trzymania razem nóżek - stwierdził, że już nie chce ;) Dobrze, że w wypożyczalni potraktowali mnie wyrozumiale i zapłaciłam tylko 5 zł ;)

Jestem przeszczęśliwa, że udało nam się pojechać, że Zając się dobrze bawił i że miałam możliwość choć kilka razy sobie pozjeżdżać. Nie czuję się co prawda wyjeżdżona bo nie jeździłam codziennie ale lepszy rydz niż nic ;)

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum