PM MTB XC Kazura - sezon start
Niedziela, 3 kwietnia 2016 Kategoria ze zdjęciami, wyścigi
Km: | 9.98 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:51 | km/h: | 11.74 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Sezon start.
Start nie za dobry bo tuż przed wyjściem z domu mam ścięcie z Małżem i jadę na Kazurę wkurzona i z niechęcią. Wcale nie mam ochoty startować ale nie mam ochoty też być w domu. Na szczęście start opłacony więc szkoda byłoby marnować kasę na fochy ;)
Do przejechania 4 bardzo wymagające kółka po około 3,2km. W porównaniu do trasy zawodów XC sprzed dwóch lat, ciut wydłużona i utrudniona. Doszły ze dwa podjazdy i zjazdy, w tym jeden bardzo stromy podjazd i jeden bardzo stromy zjazd. Byłam jednak wcześniej na objeździe trasy i wiedziałam, że wszystko jest do przejechania przynajmniej raz (poza jednym głupim około 1,5 metrowym odcinkiem...) ;) Na zmęczeniu może być już gorzej.
fot. http://sport.ursynow.waw.pl/
Jestem źle ubrana, za ciepło. Przed wyjściem z domu wyszłam na balkon i stwierdziłam, że jest zimno i wieje ale tu, pod Kazurką, jest ciepło. Pozbywam się spod bluzy koszulki ale w bluzie i w jesiennych rękawiczkach na pewno i tak będzie mi za ciepło. Trudno, teraz już nic z tym nie zrobię.
W mojej kategorii nie spodziewałam się wysokiej frekwencji i słusznie. Startuje nas cztery - trzy Marty i Nikola. Jest spora szansa, że będę jedyną osobą poza podium ;) Ale obiecałam sobie, że nie będę ostatnia.
fot. Zaki
Oczywiście moja kategoria startuje w większej grupie, złożonej z innych kategorii damskich i grupy panów chyba Masters, natomiast ustawione jesteśmy przez organizatora na końcu stawki (akurat w moim przypadku to dobrze, nikogo nie będę blokować, przynajmniej na 1 okrążeniu).
fot. http://sport.ursynow.waw.pl/
Pierwsze okrążenie idzie mi gładko, chyba nawet jadę je na prowadzeniu mojej kategorii. Mijam się z Agnieszką Tkaczyk, którą poznałam na objeździe trasy, jednak Agnieszka odjeżdża mi kiedy na jednym sztywnym krótkim podjeździe za bardzo wytracam prędkość i muszę się podeprzeć. A sądziłam, że dotrzymam jej tempa ;)
fot. Zaki
Już pod koniec pierwszego okrążenia mam język na brodzie, interwałowość trasy naprawdę daje mi się we znaki i pokazuje, że XC to nie moja bajka ;) Ale akurat tego się spodziewałam. Jest mi strasznie gorąco, rozpinam bluzę na tyle, żeby mi biust nie wypadł ale i tak się gotuję ;)
fot. Zaki
Drugie okrążenie idzie mi już znacznie gorzej ale jednak jeszcze wszystko w siodle, no może też z jedną gdzieś podpórką. Dogania mnie Marta Mikołajczyk (Mama na rowerze), która ma świetny doping na trasie w postaci swoich dzieci. Żałuję, że ja takiego nie mam. Musi mi wystarczyć trzech czy czterech znajomych kolarskich dryblasów ;) Ale i tak fajnie, że w ogóle mam jakiś doping ;) Mijam się z Martą na tym drugim okrążeniu ale na metę okrążenia chyba wjeżdżam jeszcze przed nią.
fot. Zaki
Na trzecim okrążeniu polegam. Ze dwie gleby spowodowane szwankującymi blokami i wyplute płuca powodują, że już nie mam siły gonić Marty kiedy mnie wyprzedza (a nawet dzielę się z nią wodą tuż przed tym jak mi odjeżdża, hehe, taka ze mnie altruistka). Ze dwa razy nie daję już podjechać podjazdów i muszę podprowadzić rower.
fot. http://sport.ursynow.waw.pl/
Pozostałych dwóch zawodniczek z kategorii w ogóle chyba nie widzę ani razu od momentu startu, muszą jechać sporo wolniej.
Tuż przed metą trzeciego okrążenia mija mnie chyba kończąca wyścig pierwsza zawodniczka open (dubel, znaczy się). Widząc przy trasie szefa WKK, Błażeja, pytam go z nadzieją w głosie, czy mogę już nie jechać czwartego okrążenia i z dużą ulgą przyjmuję, że owszem, nie muszę ;)
fot. Adam Starzyński
Na mecie bardzo długo wiszę na kierownicy i zastanawiam się, czy zwymiotuję ze zmęczenia, czy może jednak mi przejdzie ;) Łapie mnie straszny kaszel, mam odczucie jakby płuca mi miały wypaść, zresztą w ogóle jechałam z niedoleczonym przeziębieniem i mam nadzieję, że nie wyjdzie z tego jakieś gorsze choróbsko.
Bardzo długo nie ma wyników, ale przynajmniej dowiaduję się, że trzy Marty dojechały do mety a Nikola chyba nie więc podzielimy się podium ;) Dekoracja dopiero na koniec wszystkich wyścigów, jestem druga (hura, nie ostatnia!) ;)
fot. Krzysiek
Start nie za dobry bo tuż przed wyjściem z domu mam ścięcie z Małżem i jadę na Kazurę wkurzona i z niechęcią. Wcale nie mam ochoty startować ale nie mam ochoty też być w domu. Na szczęście start opłacony więc szkoda byłoby marnować kasę na fochy ;)
Do przejechania 4 bardzo wymagające kółka po około 3,2km. W porównaniu do trasy zawodów XC sprzed dwóch lat, ciut wydłużona i utrudniona. Doszły ze dwa podjazdy i zjazdy, w tym jeden bardzo stromy podjazd i jeden bardzo stromy zjazd. Byłam jednak wcześniej na objeździe trasy i wiedziałam, że wszystko jest do przejechania przynajmniej raz (poza jednym głupim około 1,5 metrowym odcinkiem...) ;) Na zmęczeniu może być już gorzej.
fot. http://
Jestem źle ubrana, za ciepło. Przed wyjściem z domu wyszłam na balkon i stwierdziłam, że jest zimno i wieje ale tu, pod Kazurką, jest ciepło. Pozbywam się spod bluzy koszulki ale w bluzie i w jesiennych rękawiczkach na pewno i tak będzie mi za ciepło. Trudno, teraz już nic z tym nie zrobię.
W mojej kategorii nie spodziewałam się wysokiej frekwencji i słusznie. Startuje nas cztery - trzy Marty i Nikola. Jest spora szansa, że będę jedyną osobą poza podium ;) Ale obiecałam sobie, że nie będę ostatnia.
fot. Zaki
Oczywiście moja kategoria startuje w większej grupie, złożonej z innych kategorii damskich i grupy panów chyba Masters, natomiast ustawione jesteśmy przez organizatora na końcu stawki (akurat w moim przypadku to dobrze, nikogo nie będę blokować, przynajmniej na 1 okrążeniu).
fot. http://
Pierwsze okrążenie idzie mi gładko, chyba nawet jadę je na prowadzeniu mojej kategorii. Mijam się z Agnieszką Tkaczyk, którą poznałam na objeździe trasy, jednak Agnieszka odjeżdża mi kiedy na jednym sztywnym krótkim podjeździe za bardzo wytracam prędkość i muszę się podeprzeć. A sądziłam, że dotrzymam jej tempa ;)
fot. Zaki
Już pod koniec pierwszego okrążenia mam język na brodzie, interwałowość trasy naprawdę daje mi się we znaki i pokazuje, że XC to nie moja bajka ;) Ale akurat tego się spodziewałam. Jest mi strasznie gorąco, rozpinam bluzę na tyle, żeby mi biust nie wypadł ale i tak się gotuję ;)
fot. Zaki
Drugie okrążenie idzie mi już znacznie gorzej ale jednak jeszcze wszystko w siodle, no może też z jedną gdzieś podpórką. Dogania mnie Marta Mikołajczyk (Mama na rowerze), która ma świetny doping na trasie w postaci swoich dzieci. Żałuję, że ja takiego nie mam. Musi mi wystarczyć trzech czy czterech znajomych kolarskich dryblasów ;) Ale i tak fajnie, że w ogóle mam jakiś doping ;) Mijam się z Martą na tym drugim okrążeniu ale na metę okrążenia chyba wjeżdżam jeszcze przed nią.
fot. Zaki
Na trzecim okrążeniu polegam. Ze dwie gleby spowodowane szwankującymi blokami i wyplute płuca powodują, że już nie mam siły gonić Marty kiedy mnie wyprzedza (a nawet dzielę się z nią wodą tuż przed tym jak mi odjeżdża, hehe, taka ze mnie altruistka). Ze dwa razy nie daję już podjechać podjazdów i muszę podprowadzić rower.
fot. http://
Pozostałych dwóch zawodniczek z kategorii w ogóle chyba nie widzę ani razu od momentu startu, muszą jechać sporo wolniej.
Tuż przed metą trzeciego okrążenia mija mnie chyba kończąca wyścig pierwsza zawodniczka open (dubel, znaczy się). Widząc przy trasie szefa WKK, Błażeja, pytam go z nadzieją w głosie, czy mogę już nie jechać czwartego okrążenia i z dużą ulgą przyjmuję, że owszem, nie muszę ;)
fot. Adam Starzyński
Na mecie bardzo długo wiszę na kierownicy i zastanawiam się, czy zwymiotuję ze zmęczenia, czy może jednak mi przejdzie ;) Łapie mnie straszny kaszel, mam odczucie jakby płuca mi miały wypaść, zresztą w ogóle jechałam z niedoleczonym przeziębieniem i mam nadzieję, że nie wyjdzie z tego jakieś gorsze choróbsko.
Bardzo długo nie ma wyników, ale przynajmniej dowiaduję się, że trzy Marty dojechały do mety a Nikola chyba nie więc podzielimy się podium ;) Dekoracja dopiero na koniec wszystkich wyścigów, jestem druga (hura, nie ostatnia!) ;)
fot. Krzysiek
objazd trasy XC
Czwartek, 31 marca 2016 Kategoria ze zdjęciami
Km: | 16.63 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:36 | km/h: | 10.39 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Korzystając z tego, że mogę, mam czas i nie mam Zająca na głowie, wybrałam się na objazd trasy XC na Kazurce przed zawodami.
Trasa nieco wydłużona i utrudniona w porównaniu do trasy sprzed dwóch lat. Doszły stoliki, doszło trochę techniki i chyba ze dwa zjazdy i podjazdy, w tym jeden podjazd dość stromy (oj, uciekało mi kółko) i jeden zjazd taki stromy, że moja reakcja była: "o... k..." Zatrzymałam się tam przez moment a potem: "a... ch... z tym" i pojechałam w dół ;)
Kazurka po ostatnich delikatnych opadach dość mokra, przyczepność bardzo dobra, u podnóża po zachodniej stronie trochę bajora ale bez dramatu.
Parę zdjęć z objazdu.
Może górka mała ale w niektórych miejscach naprawdę nieźle stroma
Wcale nie łatwy podjazd po bandzie, którą normalnie jedzie się w dół ;)
Najstromszy zjazd w okolicy
Na sam szczyt
Mój ulubiony odcinek - po trasie do 4crossu
Wjeżdżając na hopkę patrzymy w niebo (tak naprawdę to nie my, tylko kamera z kierownicy)
Pierwsza banda w dół
Łiiiiiiiiii!!!
Zjazd ze stolika na dalszym odcinku trasy
Wredne hopy pod koniec pętli
Najszybszy zjazd
I jeszcze mały filmik z trasy, gdyby ktoś miał ochotę sobie ją przerobić ;)
https://www.youtube.com/watch?v=a3FPoYYXcLU
Trasa nieco wydłużona i utrudniona w porównaniu do trasy sprzed dwóch lat. Doszły stoliki, doszło trochę techniki i chyba ze dwa zjazdy i podjazdy, w tym jeden podjazd dość stromy (oj, uciekało mi kółko) i jeden zjazd taki stromy, że moja reakcja była: "o... k..." Zatrzymałam się tam przez moment a potem: "a... ch... z tym" i pojechałam w dół ;)
Kazurka po ostatnich delikatnych opadach dość mokra, przyczepność bardzo dobra, u podnóża po zachodniej stronie trochę bajora ale bez dramatu.
Parę zdjęć z objazdu.
Może górka mała ale w niektórych miejscach naprawdę nieźle stroma
Wcale nie łatwy podjazd po bandzie, którą normalnie jedzie się w dół ;)
Najstromszy zjazd w okolicy
Na sam szczyt
Mój ulubiony odcinek - po trasie do 4crossu
Wjeżdżając na hopkę patrzymy w niebo (tak naprawdę to nie my, tylko kamera z kierownicy)
Pierwsza banda w dół
Łiiiiiiiiii!!!
Zjazd ze stolika na dalszym odcinku trasy
Wredne hopy pod koniec pętli
Najszybszy zjazd
I jeszcze mały filmik z trasy, gdyby ktoś miał ochotę sobie ją przerobić ;)
https://www.youtube.com/watch?v=a3FPoYYXcLU
Standardzik kabacki
Środa, 30 marca 2016 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 22.78 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:31 | km/h: | 15.02 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Coś mnie dopadło. Oczywiście zaraziłam się od Zająca, który od momentu pójścia do przedszkola, co drugi tydzień jest chory. Wczoraj czułam się naprawdę fatalnie. Dziś nieco lepiej ale bez rewelacji. Tak naprawdę powinnam siedzieć w domu ale jest tak piękna pogoda, że nie mogłam sobie podarować... Poszłam więc trochę pokręcić po lesie ;)
Wiosna wreszcie przyszła
Wiosna wreszcie przyszła
pitupitu po lesie
Poniedziałek, 28 marca 2016 Kategoria wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: | 22.54 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:33 | km/h: | 14.54 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Obudziłam się dziś z bólem gardła, bólem głowy i w mega złym humorze. Uznałam, że muszę choć na chwilę wyjść pokręcić bo inaczej rozniosę coś.
Przejechałam się kabackim singlem w tempie ranionego żółwia. Pogoda jak drut, trochę zbyt ciepło się ubrałam więc po drodze pozbyłam się ciepłej czapki spod kasku i owiew. Trochę mi było dziwnie tak jechać bez owiew ;) ale nie zimno.
Ta powolna przejażdżka wystarczyła, żeby mi poprawić nastrój.
Ilekroć tędy przejeżdżam, zastanawiam się czy wściekły kolorek potoku jest efektem jakiegoś gatunku rosnących w nim glonów czy jakiegoś gatunku homo sapiens. I tak, to są jak najbardziej prawdziwe kolory, zdjęcie w żaden sposób nie edytowane.
Przejechałam się kabackim singlem w tempie ranionego żółwia. Pogoda jak drut, trochę zbyt ciepło się ubrałam więc po drodze pozbyłam się ciepłej czapki spod kasku i owiew. Trochę mi było dziwnie tak jechać bez owiew ;) ale nie zimno.
Ta powolna przejażdżka wystarczyła, żeby mi poprawić nastrój.
Ilekroć tędy przejeżdżam, zastanawiam się czy wściekły kolorek potoku jest efektem jakiegoś gatunku rosnących w nim glonów czy jakiegoś gatunku homo sapiens. I tak, to są jak najbardziej prawdziwe kolory, zdjęcie w żaden sposób nie edytowane.
Zjazdowo
Sobota, 26 marca 2016 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: | 28.65 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:19 | km/h: | 8.64 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś od rana lana sobota. ICM, niestety, już od kilku dni zapowiadał ten wariant ale też zapowiadał, że ma lać gdzieś do południa a potem przestać. I faktycznie tak się stało.
Po porannym odsiedzeniu z Zającem na ostrym dyżurze, nafaszerowaniu go lekarstwami i po położeniu go spać, musiałam jakoś odreagować. I to odreagować porządnie, solidnie i najlepiej w dobrym towarzystwie.
Wychodząc na rower wysłałam szybkiego smsa do Czarka. Nie liczyłam zbytnio, że będzie chętny na wspólną jazdę bo zwykle jeździ rano albo w ogóle go nie ma w Warszawie, zwłaszcza w święta wszelakie. Ale ku mojej radości odpisał że spoko. Umówiliśmy się zatem przy szlabanie i podyrdałam do lasu. Po drodze zdążyłam już ubłocić niemiłosiernie siebie i rower (droga koło Reala a potem wałem przy metrze, gdzie było mokro, błotniście i ślapowato).
W planie było s2 więc czekając na Czarka parę razy obróciłam po północnej części skarpy, starając się nie wyskakiwać zanadto z tętnem i zaglądając co jakiś czas, czy przy szlabanie coś nie wyrosło. W końcu Czarek przybył, co zdecydowanie poprawiło mi nastrój.
Po prostu jedź!
Nie była to dziś jakaś bardzo wyczynowa jazda. Staraliśmy się obydwoje unikać podnoszenia tętna więc raczej były zjazdy i podejścia co stromszych odcinków na piechotę. Na dobry początek na jednym zjeździe Czarek rozdarł sobie spodnie i był wielce niepocieszony. Zrobiliśmy jednak sporo pętelek po skarpie, zjeżdżając po kilka razy wszystkie fajne zjazdy. Okazało się nawet, że udało mi się Czarkowi pokazać ze dwa miejsca, w których jeszcze nie był.
Nierówna walka z przyrodą. Zdziwiłam się, że Czarek nie zna tego zjazdu.
Nakręciliśmy kilka filmików, w międzyczasie zrobiliśmy sobie przerwę na snaka, po której Czarek wreszcie zaczął się uśmiechać ;)
Po kawałku czekolady od razu lepiej
Na koniec pojechaliśmy na pętelke dookoła parku linowego, gdzie pod okiem Czarka wreszcie, po raz pierwszy, udało mi się zjechać po tych cholernych korzeniach z barierkami na dole :) Przy kolejnym podejściu jednak się wyglebiłam i doszłam do wniosku, że chyba jestem zbyt już zmęczona na szlifowanie tego zjazdu ;)
W sumie wyszło mi prawie 3,5h, ostatnio tyle czasu spędziłam na rowerze chyba na którymś maratonie ;) Ale było cudownie! A pod okiem Czarka wszystkie zjazdy wydają się jakieś łatwiejsze... :)
Po porannym odsiedzeniu z Zającem na ostrym dyżurze, nafaszerowaniu go lekarstwami i po położeniu go spać, musiałam jakoś odreagować. I to odreagować porządnie, solidnie i najlepiej w dobrym towarzystwie.
Wychodząc na rower wysłałam szybkiego smsa do Czarka. Nie liczyłam zbytnio, że będzie chętny na wspólną jazdę bo zwykle jeździ rano albo w ogóle go nie ma w Warszawie, zwłaszcza w święta wszelakie. Ale ku mojej radości odpisał że spoko. Umówiliśmy się zatem przy szlabanie i podyrdałam do lasu. Po drodze zdążyłam już ubłocić niemiłosiernie siebie i rower (droga koło Reala a potem wałem przy metrze, gdzie było mokro, błotniście i ślapowato).
W planie było s2 więc czekając na Czarka parę razy obróciłam po północnej części skarpy, starając się nie wyskakiwać zanadto z tętnem i zaglądając co jakiś czas, czy przy szlabanie coś nie wyrosło. W końcu Czarek przybył, co zdecydowanie poprawiło mi nastrój.
Po prostu jedź!
Nie była to dziś jakaś bardzo wyczynowa jazda. Staraliśmy się obydwoje unikać podnoszenia tętna więc raczej były zjazdy i podejścia co stromszych odcinków na piechotę. Na dobry początek na jednym zjeździe Czarek rozdarł sobie spodnie i był wielce niepocieszony. Zrobiliśmy jednak sporo pętelek po skarpie, zjeżdżając po kilka razy wszystkie fajne zjazdy. Okazało się nawet, że udało mi się Czarkowi pokazać ze dwa miejsca, w których jeszcze nie był.
Nierówna walka z przyrodą. Zdziwiłam się, że Czarek nie zna tego zjazdu.
Nakręciliśmy kilka filmików, w międzyczasie zrobiliśmy sobie przerwę na snaka, po której Czarek wreszcie zaczął się uśmiechać ;)
Po kawałku czekolady od razu lepiej
Na koniec pojechaliśmy na pętelke dookoła parku linowego, gdzie pod okiem Czarka wreszcie, po raz pierwszy, udało mi się zjechać po tych cholernych korzeniach z barierkami na dole :) Przy kolejnym podejściu jednak się wyglebiłam i doszłam do wniosku, że chyba jestem zbyt już zmęczona na szlifowanie tego zjazdu ;)
W sumie wyszło mi prawie 3,5h, ostatnio tyle czasu spędziłam na rowerze chyba na którymś maratonie ;) Ale było cudownie! A pod okiem Czarka wszystkie zjazdy wydają się jakieś łatwiejsze... :)
w poszukiwaniu wiosny
Niedziela, 20 marca 2016 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 36.78 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:50 | km/h: | 12.98 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś było dość buro i ponuro ale sucho. Za sucho. Więc znów odwiedziłam Park Natoliński, bo jakże to tak, nie przynieść na kołach trochę czarnego błotka...?
Tam też jednak było wyjątkowo sucho (poza pierwszym odcinkiem, tuż przy skarpie, gdzie tradycyjnie przeniosłam rower ostrożnie przechodząc po leżących pod ogrodzeniem kłodach).
Wiosny za bardzo jeszcze nie widać. No, może jeśli się na chwilę jednak zatrzymać i rozejrzeć, to wtedy widać już lekkie zielenienie gałązek, rosnące pączki, gdzieniegdzie wyłażące listki. Ale ja się za bardzo nie zatrzymywałam więc poza śpiewem ptaków nie zauważyłam zbyt wielu oznak wiosny.
Prawie jak w górach ;)
A poza tym... było zimno. Niby 5 stopni na plusie ale przenikliwy, zimny wiatr nie dał zapomnieć, że wiosna to jest chyba tylko w kalendarzu ;) Nie ukrywam, wyglądam ocieplenia jak kania dżdżu ;)
Tam też jednak było wyjątkowo sucho (poza pierwszym odcinkiem, tuż przy skarpie, gdzie tradycyjnie przeniosłam rower ostrożnie przechodząc po leżących pod ogrodzeniem kłodach).
Wiosny za bardzo jeszcze nie widać. No, może jeśli się na chwilę jednak zatrzymać i rozejrzeć, to wtedy widać już lekkie zielenienie gałązek, rosnące pączki, gdzieniegdzie wyłażące listki. Ale ja się za bardzo nie zatrzymywałam więc poza śpiewem ptaków nie zauważyłam zbyt wielu oznak wiosny.
Prawie jak w górach ;)
A poza tym... było zimno. Niby 5 stopni na plusie ale przenikliwy, zimny wiatr nie dał zapomnieć, że wiosna to jest chyba tylko w kalendarzu ;) Nie ukrywam, wyglądam ocieplenia jak kania dżdżu ;)
Siekierki trip
Czwartek, 17 marca 2016 Kategoria >50 km, trening, ze zdjęciami
Km: | 70.49 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:04 | km/h: | 22.99 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś to mnie trochę wywiało. W planie były 2h ale jechało mi się tak doskonale a pogoda była tak przecudna, że przeciągnęłam do trochę powyżej trzech.
Lampa full na Przyczółkowej
Po "odbębnieniu" "zadanego" treningu, w tym zaliczeniu PR na podjeździe na Baczyńskiego oraz zaliczeniu podjazdu w Słomczynie, postanowiłam odwiedzić dawno nie widzianą przeze mnie trasę czyli wracając przez Kępę Okrzewską odbić w prawo.
Lampa full w Piaskach. Zwróćcie uwagę na dość ciekawe chmury mniej więcej centralnie, tuż za czterema pojedynczymi drzewkami. Wyglądalły jak wierzchołki gór. Zatrzymałam się, żeby zrobić zdjęcie a tymczasem nieznajomy kolarz wpakował mi się w kadr :) Pozdrawiam!
Lampa full w Kępie Oborskiej
Kierunek - Siekierki
Lampa full na Przyczółkowej
Po "odbębnieniu" "zadanego" treningu, w tym zaliczeniu PR na podjeździe na Baczyńskiego oraz zaliczeniu podjazdu w Słomczynie, postanowiłam odwiedzić dawno nie widzianą przeze mnie trasę czyli wracając przez Kępę Okrzewską odbić w prawo.
Lampa full w Piaskach. Zwróćcie uwagę na dość ciekawe chmury mniej więcej centralnie, tuż za czterema pojedynczymi drzewkami. Wyglądalły jak wierzchołki gór. Zatrzymałam się, żeby zrobić zdjęcie a tymczasem nieznajomy kolarz wpakował mi się w kadr :) Pozdrawiam!
Lampa full w Kępie Oborskiej
Kierunek - Siekierki
kto twierdzi, że 13stki są nieszczęśliwe?
Niedziela, 13 marca 2016 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 39.22 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:07 | km/h: | 12.58 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś był ten dzień. Dzień na najcudowniejszą jazdę. Idealna pogoda, idealne warunki przyczepności, wspaniałe nastawienie. Sporo dziś było XC, wybierałam tylko najtrudniejsze (dla mnie) zjazdy i wróciłam do chaty we wspaniałym nastroju po ponad trzech godzinach ;D
Na skarpie przy SGGW
Magiczny las
Lampa full!
Na Skarpie nad ul. Opieńki
Na Skarpie nad ul. Gąsek
Na Kabackim singlu
Na skarpie przy SGGW
Magiczny las
Lampa full!
Na Skarpie nad ul. Opieńki
Na Skarpie nad ul. Gąsek
Na Kabackim singlu
Spodziewałam się błota
Sobota, 12 marca 2016 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 35.63 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:28 | km/h: | 14.44 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po przedwczorajszym wieczorno-nocnym ataku zimy spodziewałam się dziś w lesie błotnej masakry. Nie zaryzykowałam dziś pojechania dookoła Parku Imielińskiego ale byłam przyjemnie zaskoczona warunkami na ścieżkach pod Skarpą i w Lesie. Błota było stosunkowo niewiele, w zasadzie nawet nie było potrzeby mycia roweru. Tylko w bieżniku zostało dużo "materiału", który zapewne się obsypie po wyschnięciu jutro jak tylko dotknę rower... hihi
Wiosna, psiakrew
Piątek, 11 marca 2016 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 36.27 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:33 | km/h: | 23.40 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Naprawdę, chyba wolę się porządnie ubłocić w terenie. To, co leci z zasyfiałej szosy na rower jest stukrotnie gorsze. Jest to okropna, trąca wszystko piaskowopyłowa maź, której nijak nie idzie wymyć z napędu. Po umyciu wszystko chrzęści, trze i szoruje. Tak naprawdę trzeba by rozkręcić i wyczyścić każdy trybik z osobna...
Błoto z lasu ma cięższą konsystencję i nie włazi tak w tryby.
Błoto z lasu ma cięższą konsystencję i nie włazi tak w tryby.