Wpisy archiwalne w kategorii
wycieczki i inne spontany
Dystans całkowity: | 9732.82 km (w terenie 896.47 km; 9.21%) |
Czas w ruchu: | 559:53 |
Średnia prędkość: | 18.34 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.35 km/h |
Suma podjazdów: | 7812 m |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (96 %) |
Maks. tętno średnie: | 157 (84 %) |
Suma kalorii: | 29597 kcal |
Liczba aktywności: | 349 |
Średnio na aktywność: | 30.23 km i 1h 36m |
Więcej statystyk |
z Azagiem przez świat ;)
Środa, 11 sierpnia 2010 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: | 44.03 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:01 | km/h: | 14.60 |
Pr. maks.: | 45.49 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 2170kcal | Podjazdy: | 591m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Postanowiliśmy powędrować po Warszawie z kolegą, który lubi "wędrować" (jeździć tu i tam bez określonego celu). Wycieczka przebiegła pod hasłem miejsc kultu. Spod „Malborska” na Ursynowie najpierw polecieliśmy do Sobieskiego i dalej Al. Ujazdowskimi. Po drodze „zaliczyliśmy” Technikum, które kończył Azag i ławkę w parku, na której siadywał podczas wagarów (to było pierwsze miejsce kultu). Zjechaliśmy Agrykolą (po czym wjechaliśmy i zjechaliśmy jeszcze raz). Jadąc "dołem" minęliśmy Topiel, podjechaliśmy Oboźną i pojechaliśmy zobaczyć „Krzyż Niezgody” pod Pałacem Prezydenckim (drugie miejsce kultu). Potem przejechaliśmy Podwalem i zjechaliśmy do Wisły. Dalej Mostem Świętokrzyskim i Targową. Z Kijowskiej skręciliśmy w Brzeską i pojechaliśmy zobaczyć wyremontowaną Ząbkowską (trzecie miejsce kultu). Przejechaliśmy Ząbkowską i Kawęczyńską i odwiedziliśmy moją podstawówkę (czwarte miejsce kultu). Myknęliśmy Objazdową w stronę torów i wertepami dojechaliśmy znów do Kijowskiej. Dalej pomknęliśmy Zieleniecką i Francuską, po czym odbiliśmy w Berezyńską, gdzie kiedyś na stancji mieszkał Marek (piąte miejsce kultu). Jakubowską dojechaliśmy do Wału Miedzeszyńskiego i Wałem jechaliśmy aż do Mostu Siekierkowskiego, którym powróciliśmy na nasz brzeg Wisły. Pojechaliśmy Sikorskiego i z Dolinki Służewieckiej skręciliśmy w Nowoursynowską, zaś na Wałbrzyskiej odwiedziliśmy ostatnie miejsce kultu (McDonald’s). Stamtąd Puławską, Janowskiego i Herbsta wróciliśmy do punktu wyjścia.
kadencja 51 (z Sigmy), 59/111 (z Garmina)
kadencja 51 (z Sigmy), 59/111 (z Garmina)
Długopole Dolne - Wodospad Wilczki i powrót inną trasą
Piątek, 30 lipca 2010 Kategoria wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: | 32.57 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 02:04 | km/h: | 15.76 |
Pr. maks.: | 47.16 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 369m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzielna Magda poprowadziła nas wprost do celu, głównie szosą, ale był też kawałek terenowy. Około 10 km po miedzach, wyjeżdżonych traktorami i podeszłych wodą koleinach, ściernisku, polu macierzanki i lesie :) Powrót szosą bo nie chcieliśmy ryzykować powtórnej wizyty w macierzance ;)



kadencja 63



kadencja 63
Długopole Dolne - Poręba - Długopole Dolne - Bystrzyca Kłodzka - Długopole Dolne
Środa, 28 lipca 2010 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: | 29.41 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 14.71 |
Pr. maks.: | 58.17 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 902m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
W zasadzie dwie wycieczki. Pierwsza z Magdą z Długopola Dolnego na Porębę i nazad. Magda, niestety, ma problemy z wysokim tętnem więc wjazd na górę na Porębę odbywał się powoli i z przystankami. Za to zjazd... marzenie ;)
Druga wycieczka z Markiem i Michałem do Bystrzycy Kłodzkiej po pieniążki do ściany płaczu ;) Znowu pod górkę i potem zjazd :)
średnia kadencja 61 i całkiem pokaźna suma podjazdów :)
Druga wycieczka z Markiem i Michałem do Bystrzycy Kłodzkiej po pieniążki do ściany płaczu ;) Znowu pod górkę i potem zjazd :)
średnia kadencja 61 i całkiem pokaźna suma podjazdów :)
Witów - Droga pod Reglami - Zakopane - Powst. Śląskich - Nędzy - Kościelisko - Rysułówka - Roztoki - Witów
Środa, 21 lipca 2010 Kategoria wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: | 32.03 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 02:55 | km/h: | 10.98 |
Pr. maks.: | 54.40 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 588m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ja wiem, że jestem straszna noga jeśli chodzi o jazdę terenową. Ale to już lekka przesada. Ten kto oznaczył Drogę pod Reglami jako szlak rowerowy powinien sam się nim przejechać :) Sporo stromych podjazdów po kamulcach, zwłaszcza wilgotnych (bo aura taka była tego dnia) - sama rozkosz...
W Zakopanem złapała nas ulewa ale za to przy powrocie była już tęcza i piękne widoki z ul. Powstańców Śląskich

kadencja 58
W Zakopanem złapała nas ulewa ale za to przy powrocie była już tęcza i piękne widoki z ul. Powstańców Śląskich

kadencja 58
Witów - Dolina Chochołowska - Zakopane - Gubałówka - Dzianisz - Witów
Sobota, 17 lipca 2010 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: | 47.41 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 02:28 | km/h: | 19.22 |
Pr. maks.: | 62.35 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 457m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na "rozruch" po przyjeździe do Witowa, tego samego dnia postanowiliśmy porowerować. Zapowiadało się co prawda na deszcz, ale chyba udało nam się go odegnać bo tylko postraszyło i uciekło. Z Witowa ruszyliśmy do Doliny Chochołowskiej, tę przebyliśmy w tę i nazad :) zaprawiając w schronisku szarlotką i czekoladą na gorąco. Potem popedałowaliśmy do Zakopanego. Uznawszy, że jak na pierwszy dzień pedałowanie pod górę do Witowa będzie zbyt dużym wyzwaniem, postanowiliśmy wjechać kolejką na Gubałówkę i stamtąd zjechać znaną już nam trasą przez Dzianisz. Co też uczyniliśmy :)
średnia kadencja 68
średnia kadencja 68
takie tam sobie jeżdżenie
Czwartek, 15 lipca 2010 Kategoria wycieczki i inne spontany, dojazdy
Km: | 45.10 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:58 | km/h: | 22.93 |
Pr. maks.: | 43.20 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
najpierw z Ursynowa pod BN i powrót. potem na Kabaty a stamtąd na Gocław i powrót. teoretycznie nie powinnam była dzisiaj jeździć (po szczepionce antyalergicznej) ale...
kadencja 76
kadencja 76
warszawa - siedlce
Sobota, 3 lipca 2010 Kategoria wycieczki i inne spontany, >50 km
Km: | 94.32 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:47 | km/h: | 19.72 |
Pr. maks.: | 40.80 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
pod górę i pod wiatr. sama rozkosz. najkrótsza trasa przez mińsk. dane są z gps-a a licznik pokazał 93,68km i 3:56 jazdy. kadencja 74
Szczawnica - Przechyba (prawie) - Szczawnica
Niedziela, 6 czerwca 2010 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: | 19.67 | Km teren: | 18.00 | Czas: | 02:31 | km/h: | 7.82 |
Pr. maks.: | 34.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Słonko znów zaświeciło a dzień był już ostatni naszego pobytu w Szczawnicy, więc po wczorajszym dniu "łażenia" (traska z Wąwozu Homole na Palenicę) postanowiliśmy w ramach "relaksu" znów wsiąść na rowery. Po naradzie bojowej postanowiliśmy: Prehyba.
Okazało się, że to bynajmniej relaks nie był, bo trasa na Przechybę leci dość ostro pod górę (ta łatwiejsza), zaś przewyższenia wynoszą około 600m. Więc sporą część trasy pokonałam tachając rower pod górę. Marek był mocarny, większość trasy przejechał (respect). Nie dojechaliśmy do samej Przechyby bo miałam już serdecznie dość. Nawet nie tachania roweru, tylko wszędobylskich stad much. Zawróciliśmy zatem, jak potem się okazało, jakieś 1,5km przed Przechybą. Trochę szkoda, ale trudno - następnym razem.
Powrotna droga wydawała się łatwiejsza, ale w rzeczywistości chyba nie była, bo stanowiła stromy i dość kamienisty zjazd, poprzecinany strumykami. Ręce bolały od "trzęsiawki", hamulce piszczały a mięśnie ud i łydek dawały znać. No cóż, skończyło się to wywrotką i stłuczeniem kolana (na szczęście niezbyt groźnym). Poza tym po raz kolejny przygoda z SPD - tym razem urwałam kawałek zatrzasku, znowu w lewym pedale :)
Gdy wreszcie dotarliśmy do domu, odczułam głównie ulgę, ale w sumie wycieczka była dość ciekawa i emocjonująca.
Kadencja 62
Okazało się, że to bynajmniej relaks nie był, bo trasa na Przechybę leci dość ostro pod górę (ta łatwiejsza), zaś przewyższenia wynoszą około 600m. Więc sporą część trasy pokonałam tachając rower pod górę. Marek był mocarny, większość trasy przejechał (respect). Nie dojechaliśmy do samej Przechyby bo miałam już serdecznie dość. Nawet nie tachania roweru, tylko wszędobylskich stad much. Zawróciliśmy zatem, jak potem się okazało, jakieś 1,5km przed Przechybą. Trochę szkoda, ale trudno - następnym razem.
Powrotna droga wydawała się łatwiejsza, ale w rzeczywistości chyba nie była, bo stanowiła stromy i dość kamienisty zjazd, poprzecinany strumykami. Ręce bolały od "trzęsiawki", hamulce piszczały a mięśnie ud i łydek dawały znać. No cóż, skończyło się to wywrotką i stłuczeniem kolana (na szczęście niezbyt groźnym). Poza tym po raz kolejny przygoda z SPD - tym razem urwałam kawałek zatrzasku, znowu w lewym pedale :)
Gdy wreszcie dotarliśmy do domu, odczułam głównie ulgę, ale w sumie wycieczka była dość ciekawa i emocjonująca.
Kadencja 62
Szczawnica - Czerwony Klasztor - zapora na jez. Sromowiec - Czerwony Klasztor - Szczawnica
Czwartek, 3 czerwca 2010 Kategoria wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: | 44.00 | Km teren: | 38.00 | Czas: | 02:32 | km/h: | 17.37 |
Pr. maks.: | 53.90 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Zaraz po porannym przyjeździe do Szczawnicy postanowiliśmy nie marnować pięknej pogody (bo zapowiadali burze). Zamiast pójść odespać nocną podróż, postanowiliśmy zrobić lekką wycieczkę do Czerwonego Klasztoru.
Droga prowadziła znanym znakowanym szlakiem najpierw wzdłuż potoku Grajcarek a potem wzdłuż Dunajca.

Zarówno Dunajec jak i Grajcarek wyglądały dość groźnie po serii ulew i powodzi. Woda była wzburzona, brunatna i bardzo wysoka.


W spokojnym tempie dojechaliśmy do Czerwonego Klasztoru. Tu, na chwilę zatrzymaliśmy się przy miejscu startu spływów Dunajcem.

Stąd roztaczał się widok na Trzy Korony.

Przejechaliśmy przez Dunajec mostkiem w Czerwonym Klasztorze do Sromowców Niżnych.

Marek koniecznie chciał zobaczyć osuwisko, o którym było głośno w radiu ("Sromowce Niżne odcięte od świata"). Skierowaliśmy się więc dalej w stronę Sromowców Wyżnych. Okazało się, że faktycznie osuwisko było spore, ale droga już jest przejezdna. Ale skoro już tak daleko zajechaliśmy, to postanowiliśmy trochę wydłużyć wycieczkę. Dojechaliśmy aż do zapory w Sromowcach Wyżnych, zaliczając po drodze straszliwie długi, choć niezbyt strony podjazd o przewyższeniu około 100m. Żałuję, że nie wzięłam ze sobą pulsometru ;). Potem zaliczyliśmy za to mega zjazd, osiągając oszałamiającą prędkość 53,9 km/h (choć to nie był rekord prędkości z jaką jechałam na rowerze).
Zaporą przejechaliśmy znów na drugą stronę. Wróciliśmy po słowackiej stronie, przez Lysa, Majere i Czerwony Klasztor, po lewej mając Trzy Korony.
Tam wjechaliśmy na znaną już nam trasę rowerową, którą dojechaliśmy do Szczawnicy.
średnia kadencja 61
Droga prowadziła znanym znakowanym szlakiem najpierw wzdłuż potoku Grajcarek a potem wzdłuż Dunajca.

Zarówno Dunajec jak i Grajcarek wyglądały dość groźnie po serii ulew i powodzi. Woda była wzburzona, brunatna i bardzo wysoka.


W spokojnym tempie dojechaliśmy do Czerwonego Klasztoru. Tu, na chwilę zatrzymaliśmy się przy miejscu startu spływów Dunajcem.

Stąd roztaczał się widok na Trzy Korony.

Przejechaliśmy przez Dunajec mostkiem w Czerwonym Klasztorze do Sromowców Niżnych.

Marek koniecznie chciał zobaczyć osuwisko, o którym było głośno w radiu ("Sromowce Niżne odcięte od świata"). Skierowaliśmy się więc dalej w stronę Sromowców Wyżnych. Okazało się, że faktycznie osuwisko było spore, ale droga już jest przejezdna. Ale skoro już tak daleko zajechaliśmy, to postanowiliśmy trochę wydłużyć wycieczkę. Dojechaliśmy aż do zapory w Sromowcach Wyżnych, zaliczając po drodze straszliwie długi, choć niezbyt strony podjazd o przewyższeniu około 100m. Żałuję, że nie wzięłam ze sobą pulsometru ;). Potem zaliczyliśmy za to mega zjazd, osiągając oszałamiającą prędkość 53,9 km/h (choć to nie był rekord prędkości z jaką jechałam na rowerze).
Zaporą przejechaliśmy znów na drugą stronę. Wróciliśmy po słowackiej stronie, przez Lysa, Majere i Czerwony Klasztor, po lewej mając Trzy Korony.
Tam wjechaliśmy na znaną już nam trasę rowerową, którą dojechaliśmy do Szczawnicy.
średnia kadencja 61
ursynów - otwock - glinki - kawęczyn - konstancin - powsin - ursynów
Poniedziałek, 3 maja 2010 Kategoria wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami, >50 km
Km: | 71.79 | Km teren: | 40.00 | Czas: | 04:01 | km/h: | 17.87 |
Pr. maks.: | 31.38 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
no i się zrobiła całkiem fajna wycieczka :)
z Ursynowa pojechaliśmy Mostem Siekierkowskim, potem wałem do Otwocka. Gdzieś w Otwocku odbiliśmy na jakieś boczne drogi i tamtędy dojechaliśmy do Glinek. Nie chciało nam się zapylać do mostu, w związku z tym przeprawiliśmy się przez Wisłę mostem kolejowym w Glinkach

Próbowaliśmy potem jazdy terenowej wzdłuż Wisły ale natknęliśmy się na wielkie bajoro i musieliśmy zawrócić. Dalsza droga do domu szosą przez Kawęczym i Konstancin. Od Powsina już Laskiem Kabackim aż do domu.
Deszcz trochę "groził" przez cały czas ale złapał nas dopiero jak byliśmy około 20 minut jazdy od domu. Za to złapał nas tak, że musieliśmy wykręcać koszulki :)
z Ursynowa pojechaliśmy Mostem Siekierkowskim, potem wałem do Otwocka. Gdzieś w Otwocku odbiliśmy na jakieś boczne drogi i tamtędy dojechaliśmy do Glinek. Nie chciało nam się zapylać do mostu, w związku z tym przeprawiliśmy się przez Wisłę mostem kolejowym w Glinkach

Próbowaliśmy potem jazdy terenowej wzdłuż Wisły ale natknęliśmy się na wielkie bajoro i musieliśmy zawrócić. Dalsza droga do domu szosą przez Kawęczym i Konstancin. Od Powsina już Laskiem Kabackim aż do domu.
Deszcz trochę "groził" przez cały czas ale złapał nas dopiero jak byliśmy około 20 minut jazdy od domu. Za to złapał nas tak, że musieliśmy wykręcać koszulki :)