Szczawnica - Czerwony Klasztor - zapora na jez. Sromowiec - Czerwony Klasztor - Szczawnica
Czwartek, 3 czerwca 2010 Kategoria wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: | 44.00 | Km teren: | 38.00 | Czas: | 02:32 | km/h: | 17.37 |
Pr. maks.: | 53.90 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Zaraz po porannym przyjeździe do Szczawnicy postanowiliśmy nie marnować pięknej pogody (bo zapowiadali burze). Zamiast pójść odespać nocną podróż, postanowiliśmy zrobić lekką wycieczkę do Czerwonego Klasztoru.
Droga prowadziła znanym znakowanym szlakiem najpierw wzdłuż potoku Grajcarek a potem wzdłuż Dunajca.
Zarówno Dunajec jak i Grajcarek wyglądały dość groźnie po serii ulew i powodzi. Woda była wzburzona, brunatna i bardzo wysoka.
W spokojnym tempie dojechaliśmy do Czerwonego Klasztoru. Tu, na chwilę zatrzymaliśmy się przy miejscu startu spływów Dunajcem.
Stąd roztaczał się widok na Trzy Korony.
Przejechaliśmy przez Dunajec mostkiem w Czerwonym Klasztorze do Sromowców Niżnych.
Marek koniecznie chciał zobaczyć osuwisko, o którym było głośno w radiu ("Sromowce Niżne odcięte od świata"). Skierowaliśmy się więc dalej w stronę Sromowców Wyżnych. Okazało się, że faktycznie osuwisko było spore, ale droga już jest przejezdna. Ale skoro już tak daleko zajechaliśmy, to postanowiliśmy trochę wydłużyć wycieczkę. Dojechaliśmy aż do zapory w Sromowcach Wyżnych, zaliczając po drodze straszliwie długi, choć niezbyt strony podjazd o przewyższeniu około 100m. Żałuję, że nie wzięłam ze sobą pulsometru ;). Potem zaliczyliśmy za to mega zjazd, osiągając oszałamiającą prędkość 53,9 km/h (choć to nie był rekord prędkości z jaką jechałam na rowerze).
Zaporą przejechaliśmy znów na drugą stronę. Wróciliśmy po słowackiej stronie, przez Lysa, Majere i Czerwony Klasztor, po lewej mając Trzy Korony.
Tam wjechaliśmy na znaną już nam trasę rowerową, którą dojechaliśmy do Szczawnicy.
średnia kadencja 61
Droga prowadziła znanym znakowanym szlakiem najpierw wzdłuż potoku Grajcarek a potem wzdłuż Dunajca.
Zarówno Dunajec jak i Grajcarek wyglądały dość groźnie po serii ulew i powodzi. Woda była wzburzona, brunatna i bardzo wysoka.
W spokojnym tempie dojechaliśmy do Czerwonego Klasztoru. Tu, na chwilę zatrzymaliśmy się przy miejscu startu spływów Dunajcem.
Stąd roztaczał się widok na Trzy Korony.
Przejechaliśmy przez Dunajec mostkiem w Czerwonym Klasztorze do Sromowców Niżnych.
Marek koniecznie chciał zobaczyć osuwisko, o którym było głośno w radiu ("Sromowce Niżne odcięte od świata"). Skierowaliśmy się więc dalej w stronę Sromowców Wyżnych. Okazało się, że faktycznie osuwisko było spore, ale droga już jest przejezdna. Ale skoro już tak daleko zajechaliśmy, to postanowiliśmy trochę wydłużyć wycieczkę. Dojechaliśmy aż do zapory w Sromowcach Wyżnych, zaliczając po drodze straszliwie długi, choć niezbyt strony podjazd o przewyższeniu około 100m. Żałuję, że nie wzięłam ze sobą pulsometru ;). Potem zaliczyliśmy za to mega zjazd, osiągając oszałamiającą prędkość 53,9 km/h (choć to nie był rekord prędkości z jaką jechałam na rowerze).
Zaporą przejechaliśmy znów na drugą stronę. Wróciliśmy po słowackiej stronie, przez Lysa, Majere i Czerwony Klasztor, po lewej mając Trzy Korony.
Tam wjechaliśmy na znaną już nam trasę rowerową, którą dojechaliśmy do Szczawnicy.
średnia kadencja 61
komentarze
Świetne zdjęcia szkoda, że Czerwony Klasztor nie został uwieczniony. Zapraszam do dzielenia się zdjęciami na facebook.com/pieniny
Pieniny - 17:46 piątek, 3 czerwca 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!