Wpisy archiwalne w kategorii
>50 km
Dystans całkowity: | 11313.88 km (w terenie 1283.00 km; 11.34%) |
Czas w ruchu: | 502:53 |
Średnia prędkość: | 22.50 km/h |
Maksymalna prędkość: | 46.31 km/h |
Suma podjazdów: | 1632 m |
Maks. tętno maksymalne: | 186 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 167 (94 %) |
Suma kalorii: | 16999 kcal |
Liczba aktywności: | 191 |
Średnio na aktywność: | 59.23 km i 2h 37m |
Więcej statystyk |
dzień wywozu gabarytów
Czwartek, 17 października 2013 Kategoria >50 km, trening
Km: | 50.25 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 25.12 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 162162 ( 87%) | HRavg | 136( 73%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Takie tam, po Okrzeszynie.
Gdyby ktoś chciał się zaopatrzyć w kanapę albo komplet krzeseł albo wózek dziecięcy to dziś był na to dobry dzień. Najwyraźniej był to dzień wywozu gabarytów bo w Gassach, Czernidłach, Opaczu i Habdzinie przy co drugiej bramie stały tego typu rzeczy. Można było wybierać i przebierać ;-) Swoją droga ciekawe, ile ludzi ma meble, których chcą się pozbyć.
Gdyby ktoś chciał się zaopatrzyć w kanapę albo komplet krzeseł albo wózek dziecięcy to dziś był na to dobry dzień. Najwyraźniej był to dzień wywozu gabarytów bo w Gassach, Czernidłach, Opaczu i Habdzinie przy co drugiej bramie stały tego typu rzeczy. Można było wybierać i przebierać ;-) Swoją droga ciekawe, ile ludzi ma meble, których chcą się pozbyć.
kolka
Niedziela, 13 października 2013 Kategoria trening, >50 km
Km: | 57.22 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:08 | km/h: | 26.82 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 166166 ( 89%) | HRavg | 144( 77%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Chyba już wiem czemu mi się tak słabo jeździło w czwartek. Była to zapowiedź nagłego ataku jakiegoś choróbska, które zaatakowało mnie znienacka w sobotę rano, prawdopodobnie wzmocnione delikatnym spoceniem się a potemb szybkim schłodzeniem przed wykładami w piątek. Czułam się fatalnie i nawet miałam lekką temperaturę. Dlatego między innymi odpuściłam wczorajsze wykłady, rower i w ogóle cokolwiek poza spacerem z Zającem.
Dzisiaj czułam się dużo lepiej więc zaliczyłam wykład a po południu wyszłam na trening. Zrobiłam nieco lżej niż zadane ale i tak ostatni odcinek, który miał być "na maksa" nie wyszedł bo złapała mnie kolka (!!!). To chyba drugi raz w życiu, że mnie kolka na rowerze łapie. W każdym razie uniemożliwiła mi dokończenie treningu zgodnie z planem - musiałam zwolnić.
Ale tak czy siak jeździło mi się dziś świetnie.
Dzisiaj czułam się dużo lepiej więc zaliczyłam wykład a po południu wyszłam na trening. Zrobiłam nieco lżej niż zadane ale i tak ostatni odcinek, który miał być "na maksa" nie wyszedł bo złapała mnie kolka (!!!). To chyba drugi raz w życiu, że mnie kolka na rowerze łapie. W każdym razie uniemożliwiła mi dokończenie treningu zgodnie z planem - musiałam zwolnić.
Ale tak czy siak jeździło mi się dziś świetnie.
...a może nie uzupełnię
Wtorek, 8 października 2013 Kategoria >50 km, trening
Km: | 51.09 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:01 | km/h: | 25.33 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 163163 ( 87%) | HRavg | 139( 74%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
... bo ostatnio coraz mniej mi się chce prowadzić bloga. I tak nikt tego nie czyta poza mną samą, ArtD i Azagiem (dzięki) a ja nie mam czasu, ochoty ani weny.
Dziś zmodyfikowana pętla po Okrzeszynie.
Dziś zmodyfikowana pętla po Okrzeszynie.
Merida Mazovia MTB Rawa Mazowiecka - co mnie podkusiło...
Niedziela, 15 września 2013 Kategoria >50 km, wyścigi, ze zdjęciami
Km: | 55.24 | Km teren: | 50.00 | Czas: | 02:45 | km/h: | 20.09 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 177177 ( 95%) | HRavg | 164( 88%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Do Rawy jadę dziś sama, moje Kochania zostały w domu. Dodatkowy lekki stres z powodu samotnej jazdy autem (nie należę do wprawnych kierowców), a może nawet nie jazdy tylko dojazdu na miejsce i perspektywy parkowania w obcym miejscu i potencjalnie wśród tabunów kręcących się wszędzie, nieprzewidywalnych rowerzystów ;)
Zaskakujące, ale prowadzi mi się bardzo dobrze, chociaż tuż po tym jak opuszczam Warszawę, zaczyna siąpić i siąpi właściwie przez cała drogę. Postanawiam jechać Fita bo nie chce mi się tyrać w błocie przez 60 km. Do Rawy dojeżdżam bez kłopotów, całkiem szybko. Na moment zatrzymuję się w zacisznym miejscu, żeby sprawdzić na mapce gdzie dokładnie mam jechać. Potem parkuję auto dość daleko od biura zawodów, żeby nie musieć się przepychać i dodatkowo stresować.
Po wyładowaniu roweru i ogarnięciu się dojeżdżam do miasteczka maratonowego. Jest bardzo chłodno więc postanawiam zrezygnować z objazdu trasy i wrócić do auta po cieplejsze ciuchy. W sektorze ustawiam się zaledwie 10 minut przed startem. W sektorze spotykam Basię ale poza tym nie widać nigdzie nikogo znajomego.
Start po asfalcie, jadę w czubie sektora i jedzie mi się fajnie. Prędkości grubo powyżej 30 km/h a nawet prawie 40 km/h. Mam plan, żeby nie przekraczać tętna 160 ale to oczywiście mi nie wychodzi ;)
Na początku jedzie mi się fajnie (fot. Michał CGR)
Bolące ostatnio kolano rozkręca się i przestaje boleć. Pierwsze kilometry jedzie mi się na tyle dobrze, że zaczynam rozważać jednak Mega. Tym bardziej, że mimo deszczyku trasa nie jest błotnista. Jest fajna i ubita, mało piachu, równe podłoże. Poza tym najwyraźniej organizator zadbał, żeby nie było całkiem płasko bo jest trochę hopek.
Piachu było niewiele
Wyprzedzam jakąś kobitkę i daję jej znać, żeby wskoczyła na koło. Wiezie mi się na kole przez jakiś czas, potem chwilę ja się wiozę jej, rozmawiamy. Ona jedzie Mega, a że jedzie nam się razem do rozjazdu dobrze, to postanawiam jednak pojechać Mega. Po rozjeździe ona gdzieś się gubi. Sprawdzam potem w domu, to Magda Chądzyńska, moja kategoria.
Gdzieś koło 17go kilometra zaliczam glebę, gdy znienacka z boku atakuje mnie podstępny, śliski korzeń. Przy okazji wypiernicza się dwóch kolarzy, którzy jechali za mną ;) Na szczęście nic się nikomu nie stało. Po glebie, tradycyjnie, dostaję speeda, ale nie na długo mi to starcza. Na 24tym kilometrze mnie odcina. W międzyczasie wciągam żel, potem drugi, jednak to niewiele pomaga. Jest coraz gorzej.
Magda mnie dogania i przegania. Przez chwilę jeszcze widzę jej plecy a potem znika w oddali. U mnie coraz gorzej i gorzej. Nie daję rady trzymać koła komukolwiek, powoli wyprzedzają mnie kolejni zawodnicy a ja mam wrażenie, że jadę coraz wolniej i wolniej i wolniej i wolniej, pod koniec wlokę się 15 km/h i nie daję rady mocniej nacisnąć na korby. Poza tym coraz mocniej pada i teren zaczyna robić się ślapkowaty.
Dojeżdżam na metę bardzo późno, z nędzną średnią. Korzyścią z tego jest jedynie to, że nie ma wielkiej kolejki do myjki.
Zła jestem na siebie, ale nie z powodu wyniku ani swojej niedyspozycji (o której doskonale wiem, bo jaką można mieć dyspozycję, mając co chwilę przerwy w treningach) ale z tego powodu, że nie pojechałam Fit, jak pierwotnie planowałam.
To miał być trening i zabawa a wyszło tyle, że się kompletnie bez sensu uchetałam. Magda była na mecie około 12 minut szybciej, to świadczy o rozmiarze kataklizmu w drugiej połowie trasy ;)
Trasa była fajna, szybka ale urozmaicona - nie całkiem płaska. Były ze 3 ciekawe zjazdy, w tym jeden całkiem stromy, zakończony zakrętem o 90 stopni i jedna dość ciasna agrafka do zjechania.
To, ze stoję tak daleko od biura zawodów też mnie wkurza, bo jak wracam do auta z umytym rowerem to już mi się nie chce na piechotę dyrdać do prysznica. Więc na tyle na ile mogłam wycieram się ręcznikiem z wody i błota, przebieram i ogrzewam w aucie a potem wkurzona ruszam do domu.
Ech, głupia ja.
Zaskakujące, ale prowadzi mi się bardzo dobrze, chociaż tuż po tym jak opuszczam Warszawę, zaczyna siąpić i siąpi właściwie przez cała drogę. Postanawiam jechać Fita bo nie chce mi się tyrać w błocie przez 60 km. Do Rawy dojeżdżam bez kłopotów, całkiem szybko. Na moment zatrzymuję się w zacisznym miejscu, żeby sprawdzić na mapce gdzie dokładnie mam jechać. Potem parkuję auto dość daleko od biura zawodów, żeby nie musieć się przepychać i dodatkowo stresować.
Po wyładowaniu roweru i ogarnięciu się dojeżdżam do miasteczka maratonowego. Jest bardzo chłodno więc postanawiam zrezygnować z objazdu trasy i wrócić do auta po cieplejsze ciuchy. W sektorze ustawiam się zaledwie 10 minut przed startem. W sektorze spotykam Basię ale poza tym nie widać nigdzie nikogo znajomego.
Start po asfalcie, jadę w czubie sektora i jedzie mi się fajnie. Prędkości grubo powyżej 30 km/h a nawet prawie 40 km/h. Mam plan, żeby nie przekraczać tętna 160 ale to oczywiście mi nie wychodzi ;)
Na początku jedzie mi się fajnie (fot. Michał CGR)
Bolące ostatnio kolano rozkręca się i przestaje boleć. Pierwsze kilometry jedzie mi się na tyle dobrze, że zaczynam rozważać jednak Mega. Tym bardziej, że mimo deszczyku trasa nie jest błotnista. Jest fajna i ubita, mało piachu, równe podłoże. Poza tym najwyraźniej organizator zadbał, żeby nie było całkiem płasko bo jest trochę hopek.
Piachu było niewiele
Wyprzedzam jakąś kobitkę i daję jej znać, żeby wskoczyła na koło. Wiezie mi się na kole przez jakiś czas, potem chwilę ja się wiozę jej, rozmawiamy. Ona jedzie Mega, a że jedzie nam się razem do rozjazdu dobrze, to postanawiam jednak pojechać Mega. Po rozjeździe ona gdzieś się gubi. Sprawdzam potem w domu, to Magda Chądzyńska, moja kategoria.
Gdzieś koło 17go kilometra zaliczam glebę, gdy znienacka z boku atakuje mnie podstępny, śliski korzeń. Przy okazji wypiernicza się dwóch kolarzy, którzy jechali za mną ;) Na szczęście nic się nikomu nie stało. Po glebie, tradycyjnie, dostaję speeda, ale nie na długo mi to starcza. Na 24tym kilometrze mnie odcina. W międzyczasie wciągam żel, potem drugi, jednak to niewiele pomaga. Jest coraz gorzej.
Magda mnie dogania i przegania. Przez chwilę jeszcze widzę jej plecy a potem znika w oddali. U mnie coraz gorzej i gorzej. Nie daję rady trzymać koła komukolwiek, powoli wyprzedzają mnie kolejni zawodnicy a ja mam wrażenie, że jadę coraz wolniej i wolniej i wolniej i wolniej, pod koniec wlokę się 15 km/h i nie daję rady mocniej nacisnąć na korby. Poza tym coraz mocniej pada i teren zaczyna robić się ślapkowaty.
Dojeżdżam na metę bardzo późno, z nędzną średnią. Korzyścią z tego jest jedynie to, że nie ma wielkiej kolejki do myjki.
Zła jestem na siebie, ale nie z powodu wyniku ani swojej niedyspozycji (o której doskonale wiem, bo jaką można mieć dyspozycję, mając co chwilę przerwy w treningach) ale z tego powodu, że nie pojechałam Fit, jak pierwotnie planowałam.
To miał być trening i zabawa a wyszło tyle, że się kompletnie bez sensu uchetałam. Magda była na mecie około 12 minut szybciej, to świadczy o rozmiarze kataklizmu w drugiej połowie trasy ;)
Trasa była fajna, szybka ale urozmaicona - nie całkiem płaska. Były ze 3 ciekawe zjazdy, w tym jeden całkiem stromy, zakończony zakrętem o 90 stopni i jedna dość ciasna agrafka do zjechania.
To, ze stoję tak daleko od biura zawodów też mnie wkurza, bo jak wracam do auta z umytym rowerem to już mi się nie chce na piechotę dyrdać do prysznica. Więc na tyle na ile mogłam wycieram się ręcznikiem z wody i błota, przebieram i ogrzewam w aucie a potem wkurzona ruszam do domu.
Ech, głupia ja.
nieudana czasówka
Czwartek, 5 września 2013 Kategoria >50 km, trening
Km: | 53.92 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:02 | km/h: | 26.52 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 165165 ( 88%) | HRavg | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Popatrzyłam rano na prognozę pogody i uznałam, że dziś może być dobry dzień na poprawę wyniku czasówki - słaby wiatr północno-zachodni.
Na miejscu okazało się, że wiatr bynajmniej słaby nie jest a w dodatku wieje we wszystkich kierunkach. Czasówki nie udało się poprawić. :-)
Na miejscu okazało się, że wiatr bynajmniej słaby nie jest a w dodatku wieje we wszystkich kierunkach. Czasówki nie udało się poprawić. :-)
poprawka czasówki
Piątek, 23 sierpnia 2013 Kategoria >50 km, trening, test
Km: | 56.43 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:04 | km/h: | 27.30 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 171171 ( 91%) | HRavg | 167( 89%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś był wprost idealny dzień na rower, bieganie, spacery i w ogóle cokolwiek na powietrzu. Wybrałam się zatem na Okrzeszyn z zamiarem poprawienia czasówki.
Dojazd na miejscówkę na lajcie a od mostka ogień.
Jak zwykle na odcinku od Wisły niezły wmordewind, ale postanowiłam nie odpuszczać i pozwoliłam sobie na chwilę oddechu dopiero tuż przed skrzyżowaniem że znakiem "stop" (czasówka czasówką, ale lepiej nie dać się przypadkiem zabić przy tej okazji). Niestety po zakręcie nie starczyło mi już pary żeby wrócić do dobrego tempa sprzed wmordewindu.
Ale i tak wynik całkiem dobry, uważam - 20 minut zapierniczania ze średnią 33,8 km/h, czyli przejechałam 11,28 km.
Powrót do domu dość mocno we wmordewindzie.
Dojazd na miejscówkę na lajcie a od mostka ogień.
Jak zwykle na odcinku od Wisły niezły wmordewind, ale postanowiłam nie odpuszczać i pozwoliłam sobie na chwilę oddechu dopiero tuż przed skrzyżowaniem że znakiem "stop" (czasówka czasówką, ale lepiej nie dać się przypadkiem zabić przy tej okazji). Niestety po zakręcie nie starczyło mi już pary żeby wrócić do dobrego tempa sprzed wmordewindu.
Ale i tak wynik całkiem dobry, uważam - 20 minut zapierniczania ze średnią 33,8 km/h, czyli przejechałam 11,28 km.
Powrót do domu dość mocno we wmordewindzie.
TT mini
Wtorek, 13 sierpnia 2013 Kategoria test, wycieczki i inne spontany, >50 km
Km: | 51.41 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:58 | km/h: | 26.14 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Zaczęło się od pogoni. Gdy wjeżdżałam na Roso, z bocznej uliczki wyjechał gość na kolarce więc Postanowiłam go dogonić. Nie zajęło mi to dużo czasu i siadłam mu na kole. Nie był chyba zbyt szczęśliwy z tego powodu bo po pluł i smarkał po krasnoludzku, jednak nie przejęłam się tym bo jechaliśmy z wiatrem więc byłam dość bezpieczna.
Jakiś czas jechałam za nim, dochodząc do 40km/h ale musiałam się zatrzymać bo się zorientowałam, że mam źle przyczepioną torbę podsiodłową. Dogoniłam go potem znów bez problemu ale, że to było już na trasie mojej zaplanowanej "czasówki", to go wyprzedziłam i pognałam dalej.
Pętla przez Gassy ma około 13 km i zajęła mi 24:42, czyli średnia 31,1.
Sadzę, że mogło być lepiej ale trochę się boję ekscesów, bo nie minęło jeszcze nawet 6 pełnych tygodni od operacji. Niemniej jednak jestem zadowolona z wyniku.
Poza tym na odcinku Gassy - Łęg i dalej do skrzyżowania był straszny wmordewind.
Powrót też we wmordewindzie, ledwo dało się jechać. Momentami nie dało się jechać szybciej niż 21-22. Uf!
Jakiś czas jechałam za nim, dochodząc do 40km/h ale musiałam się zatrzymać bo się zorientowałam, że mam źle przyczepioną torbę podsiodłową. Dogoniłam go potem znów bez problemu ale, że to było już na trasie mojej zaplanowanej "czasówki", to go wyprzedziłam i pognałam dalej.
Pętla przez Gassy ma około 13 km i zajęła mi 24:42, czyli średnia 31,1.
Sadzę, że mogło być lepiej ale trochę się boję ekscesów, bo nie minęło jeszcze nawet 6 pełnych tygodni od operacji. Niemniej jednak jestem zadowolona z wyniku.
Poza tym na odcinku Gassy - Łęg i dalej do skrzyżowania był straszny wmordewind.
Powrót też we wmordewindzie, ledwo dało się jechać. Momentami nie dało się jechać szybciej niż 21-22. Uf!
bomba nie wybiera
Wtorek, 6 sierpnia 2013 Kategoria wycieczki i inne spontany, >50 km
Km: | 63.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:32 | km/h: | 25.07 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 178178 ( 95%) | HRavg | 148( 79%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Takie tam, przy 31 stopniach w cieniu.
Trochę zabłądziłam i te 2,5h wyszło nieplanowane. Dlatego nie starczyło mi picia. Gdy wracałam, przy Św. Opaczności bomba mnie dopadła. Może to Duch Święty na mnie spłynął i dlatego tak ciężko mi się jechało twe ostatnie kilka kaemów, uf uf.
Zjarałam się i spłynęłam, dobrze mi :-) :-)
Trochę zabłądziłam i te 2,5h wyszło nieplanowane. Dlatego nie starczyło mi picia. Gdy wracałam, przy Św. Opaczności bomba mnie dopadła. Może to Duch Święty na mnie spłynął i dlatego tak ciężko mi się jechało twe ostatnie kilka kaemów, uf uf.
Zjarałam się i spłynęłam, dobrze mi :-) :-)
zgon
Niedziela, 7 lipca 2013 Kategoria wycieczki i inne spontany, >50 km
Km: | 50.07 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:47 | km/h: | 28.08 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 178178 ( 95%) | HRavg | 157( 84%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Przez tydzień nie jeździłam bo byliśmy na wakacjach. Niestety, zabranie roweru nie wchodziło w grę. Dlatego wróciliśmy wczoraj, żebym mogła się jeszcze raz przejechać przed operacją.
Standardowa runda po Okrzeszynie ale w szybkim tempie. Powrót był pod wiatr ale bardzo starałam się utrzymać średnią więc końcówka wyszła mocna.
Po powrocie poszliśmy na chinola i tam dopadł mnie masakryczny zgon. Mało nie zasnęłam na stole. W domu położyłam się, ale nie mogłam zasnąć. Chyba się denerwuję.
Standardowa runda po Okrzeszynie ale w szybkim tempie. Powrót był pod wiatr ale bardzo starałam się utrzymać średnią więc końcówka wyszła mocna.
Po powrocie poszliśmy na chinola i tam dopadł mnie masakryczny zgon. Mało nie zasnęłam na stole. W domu położyłam się, ale nie mogłam zasnąć. Chyba się denerwuję.
daleko ale blisko
Czwartek, 27 czerwca 2013 Kategoria wycieczki i inne spontany, >50 km
Km: | 50.22 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:59 | km/h: | 25.32 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 167167 ( 89%) | HRavg | 142( 76%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pół nocy nie spałam i poważnie zastanawiałam się, czy w ogóle iść na rower. Ale w końcu poszłam - to jedna z ostatnich okazji przed operacją, żeby pójść pokręcić. Nie miałam pomysłu gdzie pojeździć więc postanowiłam sprawdzić, czy pewna droga prowadzi do Konstancina, jak mi się zdawało. Prowadzi. W ogóle, to jakiś czas temu jeszcze wydawało mi się, że do Konstancina jest dość daleko, ale okazało się, że jest całkiem blisko. Przez Okrzeszyn i Opacz. Z powrotem, najkrótszą drogą, jeszcze bliżej, dlatego zawróciłam na Okrzeszyn i zrobiłam tak jeszcze jedną pętelkę.
Zimno dziś, dobrze chociaż, że nie pada. Poza tym przez to niewyspanie bomba dopadła mnie po półtorej godzinie i ledwo doturlałam się do chaty.
Zimno dziś, dobrze chociaż, że nie pada. Poza tym przez to niewyspanie bomba dopadła mnie po półtorej godzinie i ledwo doturlałam się do chaty.