Wpisy archiwalne w kategorii
ze zdjęciami
Dystans całkowity: | 11430.57 km (w terenie 2034.63 km; 17.80%) |
Czas w ruchu: | 707:49 |
Średnia prędkość: | 17.31 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.40 km/h |
Suma podjazdów: | 7583 m |
Maks. tętno maksymalne: | 181 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 166 (94 %) |
Suma kalorii: | 37753 kcal |
Liczba aktywności: | 335 |
Średnio na aktywność: | 36.29 km i 2h 06m |
Więcej statystyk |
MTB Cross Maraton Daleszyce
Niedziela, 17 kwietnia 2016 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: | 42.59 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:12 | km/h: | 13.31 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na początku po prostu mi się nie jedzie.
Mam wrażenie, że mam drewniane nogi, tętno nie chce się rozbujać, czuję się kompletnie bez siły a znane bywalcom tego cyklu gołoborza na wzniesieniach wywołują szczękościsk. Sporo kawałków przebywam z buta (podjazdy, kamienie, błoto). Po około godzinie biorę żel i znacznie się poprawia, a jeszcze bardziej się poprawia jak się orientuję w połowie trasy, że jadę na zablokowanym amorze, hehe ;) Po żelu naprawdę czuję, że on działa, prawie momentalnie przestaję mieć odczucie braku siły i wreszcie normalnie zaczynam jechać. Potem chyba zasadniczo już wszystko w siodle a jak zaczynam doganiać członków mojego teamu, którzy mnie wcześniej wyprzedzili to już w ogóle robi się super, motywacja i siła od razu +10 ;)
Rozgrzewka


Z ciekawych rzeczy, to na zablokowanym amorze zjeżdżam Zamczysko (po raz pierwszy włącznie z najbardziej stromym odcinkiem na samym początku) i następny taki kamienisty zjazd gdzieś z kilometr dalej. Pamiętam, że w 2014 miałam odczucie: "o matko zaraz się wywalę, ratunku, na pewno złamię sobie coś albo rozwalę sobie głowę" - bałam się wtedy strasznie ale zjechałam (poza pierwszą krótką stromizną). W 2015 na większym kole już było inaczej "no dobra, jest trochę trudno ale generalnie o co było to wielkie halo w zeszłym roku" (ale też pierwszej stromizny nie zjechałam). A w teraz to jest takie odczucie "eeee? co tu tak płasko, było stromiej? i więcej kamieni było? łatwizna" - i to mimo braku amortyzacji ;) Jeszcze chyba ze dwie osoby wyprzedzam na tych zjazdach. Aha, no i pierwszy raz po Daleszycach nie bolą mnie ręce od napinki na zjazdach, siłownia działa.
Plecy Krzycha - +10 do motywacji

Widoki z Zamczyska

Najbardziej żmudny podjazd na trasie

To tyle w telegraficznym skrócie. Zamiast pisać długą relację, poświęciłam mnóstwo czasu na obróbkę nagranego materiału video i oto co z tego wyszło:
https://www.youtube.com/watch?v=yFvgJpST48o
Stwierdzenie "daleko od podium" byłoby eufemizmem ;) Ostatnio miałam tak niski rating dwa lata temu. Moja strata do 1 miejsca to około 50 minut, masakra.
Niemniej jednak, zważywszy na fakt iż zdecydowanie nie byłam w niedzielę w dobrej dyspozycji, to poprawienie średniej prędkości na trasie o 1,1 km/h, w porównaniu do zeszłego roku jest chyba dobrym znakiem.
fot. Labbatice

fot. MTB Cross Maraton

Zadowolona jestem też bo na metę wpadłam jako pierwsza osoba z teamu po "wycinakach" (trzech naszych chłopaków jest nie do dogonienia), tuż przed Krzychem, który w zeszłym roku czekał na mnie na mecie z tekstem "ile można czekać!" ;) i sporo przed pozostałymi osobami z teamu (w sumie po mnie z teamu wjechały 4 osoby, w tym Karolina, chociaż gdyby nie drobna awaria to ona pewnie byłaby szybsza).
Warunki do ścigania idealne, słońce, niezbyt silny wiatr, cieplutko (19 stopni).


Mam wrażenie, że mam drewniane nogi, tętno nie chce się rozbujać, czuję się kompletnie bez siły a znane bywalcom tego cyklu gołoborza na wzniesieniach wywołują szczękościsk. Sporo kawałków przebywam z buta (podjazdy, kamienie, błoto). Po około godzinie biorę żel i znacznie się poprawia, a jeszcze bardziej się poprawia jak się orientuję w połowie trasy, że jadę na zablokowanym amorze, hehe ;) Po żelu naprawdę czuję, że on działa, prawie momentalnie przestaję mieć odczucie braku siły i wreszcie normalnie zaczynam jechać. Potem chyba zasadniczo już wszystko w siodle a jak zaczynam doganiać członków mojego teamu, którzy mnie wcześniej wyprzedzili to już w ogóle robi się super, motywacja i siła od razu +10 ;)
Rozgrzewka


Z ciekawych rzeczy, to na zablokowanym amorze zjeżdżam Zamczysko (po raz pierwszy włącznie z najbardziej stromym odcinkiem na samym początku) i następny taki kamienisty zjazd gdzieś z kilometr dalej. Pamiętam, że w 2014 miałam odczucie: "o matko zaraz się wywalę, ratunku, na pewno złamię sobie coś albo rozwalę sobie głowę" - bałam się wtedy strasznie ale zjechałam (poza pierwszą krótką stromizną). W 2015 na większym kole już było inaczej "no dobra, jest trochę trudno ale generalnie o co było to wielkie halo w zeszłym roku" (ale też pierwszej stromizny nie zjechałam). A w teraz to jest takie odczucie "eeee? co tu tak płasko, było stromiej? i więcej kamieni było? łatwizna" - i to mimo braku amortyzacji ;) Jeszcze chyba ze dwie osoby wyprzedzam na tych zjazdach. Aha, no i pierwszy raz po Daleszycach nie bolą mnie ręce od napinki na zjazdach, siłownia działa.
Plecy Krzycha - +10 do motywacji

Widoki z Zamczyska

Najbardziej żmudny podjazd na trasie

To tyle w telegraficznym skrócie. Zamiast pisać długą relację, poświęciłam mnóstwo czasu na obróbkę nagranego materiału video i oto co z tego wyszło:
https://www.youtube.com/watch?v=yFvgJpST48o
Stwierdzenie "daleko od podium" byłoby eufemizmem ;) Ostatnio miałam tak niski rating dwa lata temu. Moja strata do 1 miejsca to około 50 minut, masakra.
Niemniej jednak, zważywszy na fakt iż zdecydowanie nie byłam w niedzielę w dobrej dyspozycji, to poprawienie średniej prędkości na trasie o 1,1 km/h, w porównaniu do zeszłego roku jest chyba dobrym znakiem.
fot. Labbatice

fot. MTB Cross Maraton

Zadowolona jestem też bo na metę wpadłam jako pierwsza osoba z teamu po "wycinakach" (trzech naszych chłopaków jest nie do dogonienia), tuż przed Krzychem, który w zeszłym roku czekał na mnie na mecie z tekstem "ile można czekać!" ;) i sporo przed pozostałymi osobami z teamu (w sumie po mnie z teamu wjechały 4 osoby, w tym Karolina, chociaż gdyby nie drobna awaria to ona pewnie byłaby szybsza).
Warunki do ścigania idealne, słońce, niezbyt silny wiatr, cieplutko (19 stopni).


Recenzja subiektywna Garmin Virb
Czwartek, 7 kwietnia 2016 Kategoria recenzje, testy, ze zdjęciami, >50 km, trening
Km: | 53.67 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:30 | km/h: | 21.47 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dość długo uważałam, że kamera nie jest mi potrzebna, bo przecież mam telefon.

Mam jednak taką "przypadłość", że jak już jadę to nawet jeśli widzę jakiś oszałamiający widok, to ciężko mi jest się zdecydować na zatrzymanie się po to, żeby wygrzebać z kieszonki bluzy rowerowej telefon zawinięty w torebkę foliową, odwinąć telefon i cyknąć fotkę. Raz, że w warunkach zimowych zatrzymanie się choćby na 2-3 minuty powoduje bardzo szybkie wychłodzenie i potem ciężko się rozgrzać. Dwa, że fotki z telefonu często wychodzą nieostre, czego nie widać na niewielkim ekranie - dopiero gdy się "zrzuci" na komputer i obejrzy na monitorze to widać nieostrość, wynikającą najczęściej z drżenia dłoni.

Ponadto, na pewno nie cyknę żadnej fotki z telefonu podczas wyścigów - raz, że na wyścig zabieram zawsze stary pancerny telefon, którego aparat jest z epoki "Króla Ćwieczka" a dwa, że nawet gdybym zabrała smartfona to i tak się nie zatrzymam w celu zrobienia zdjęcia (dawno temu raz tak zrobiłam i straciłam przez to podium).

Po pewnym czasie prowadzenia bloga na Fejsiku uznałam, że takie roztrzęsione zdjęcia są "do bani". Po prostu wstyd je wrzucać i pokazywać publicznie. Zaczęłam się zatem zastanawiać nad kamerą sportową. Oczywiście, kamera - jak sama nazwa wskazuje - służy do kręcenia filmów ale mnie chodziło głównie o to, żeby robiła ładne zdjęcia.

Bardzo dużo czasu spędziłam czytając recenzje, oglądając filmy video i zastanawiając się. Oglądałam wszystkie możliwe wersje GoPro (no, jakżeby nie), różne chińskie wynalazki typu Xiaomi i różne kamery Garmina.

Warunki były w zasadzie dwa: po pierwsze, kamera miała robić ładne zdjęcia; po drugie, miała nie kosztować majątku. Jeśli przy okazji będzie miała różne inne ciekawe zalety/funkcje/dodatki to git.

Po obejrzeniu miliona filmów i zdjęć z różnych kamer uznałam, że Garmin Virb oferuje najlepszy stosunek ceny do funkcji, które mnie interesują. Przypomniałam sobie jeszcze, że Ptaq na Bajq cyka przepiękne fotki właśnie Virbem. Skonsultowałam z nim zatem jeszcze pewne kwestie i ostatecznie zdecydowałam się na tę kamerę.

Nie będę tutaj wrzucać fotek kamery i akcesoriów bo te można sobie łatwo wygooglać. Skupię się raczej na cechach funkcjonalnych kamery, jej wadach i zaletach - oczywiście czysto subiektywnie.

Zalety
- Kamera jest dość pancerna, stosunkowo ciężka, jej obudowa sprawia wrażenie jakby była z twardej gumy (w istocie nie wiem co to za materiał) i robi wrażenie bardzo odpornej na ewentualne upadki i uderzenia. W przeciwieństwie do innych kamer, nie wymaga dodatkowej obudowy.
- Bardzo wygodny sposób uruchamiania nagrywania - duży (na pół długości kciuka) suwak po lewej stronie. Ten suwak włącza nagrywanie zarówno wtedy gdy kamera jest włączona/uśpiona jak i wtedy gdy jest wyłączona.
- Szeroki kąt 146 stopni. Nie jest może tak szeroki jak w GoPro Hero4 ale jest szerszy niż w większości popularnych kamer.
- Osłona na obiektyw o takiej konstrukcji, że chlapy z wody i błota bardzo szybko z niej same spływają.
- Długi czas pracy baterii. Ciągłe nagrywanie - około 2h. Przy kamerze w trybie uśpienia i nagrywaniu/robieniu zdjęć od czasu do czasu - ponad 3h.
- Możliwość sparowania z zegarkiem treningowym. Ja posiadam Edge 810 i po sparowaniu pojawia się na nim dodatkowy ekran. Na tym dodatkowym ekranie jest duży suwak odpowiadający suwakowi nagrywania na kamerze oraz mały przycisk odpowiadający przyciskowi robienia zdjęcia na kamerze. Jest to kapitalne rozwiązanie, jeśli masz kamerę zamontowaną np. na kasku lub w innym niewygodnym miejscu.
- Wodoodporność. Kamera ponoć wytrzymuje pół godziny na głębokości 1m. Przyznam, że nie sprawdzałam tego z zegarkiem w ręku, po prostu raz wzięłam kamerę na basen i świetnie się nią bawiłam ;) Jak ktoś nurkuje, można dokupić dodatkową obudowę do nurkowania.
- Obsługuje karty SD - tu chyba nie muszę komentować.
- Świetna stabilizacja i jakość obrazu
- Pomysłowe mocowanie na kask. Nic nie trzeba przyklejać, przeplata się tylko paski przez dziurki w kasku i zaciąga je po bokach. Uchwyt jest podgumowany i trzyma się dobrze i nie przesuwa.
- Uszko do przeplecenia smyczy. Przydatne kiedy się z kamerą gdzieś łazi. Z tym, że uszko jest malutkie i można tam zaczepić tylko taką smycz, która ma na końcu cienką pętelkę.
- Możliwość kręcenia filmów w trybie time-lapse (z regulacją częstotliwości klatek) oraz slow-motion (dwa tryby).
- Bardzo dobre odwzorowanie rzeczywistych kolorów.
- Możliwość robienia zdjęć seryjnych.

Wady
- Bardzo kiepski wyświetlacz. Garmin reklamuje go tak: "Kolorowy ekran o wysokiej rozdzielczości pokazuje dokładnie to, co urządzenie filmuje. Łatwa konfiguracja, podgląd i odtwarzanie. Wyświetlacz wykorzystuje światło słoneczne i jest włączony zawsze, gdy kamera jest włączona, ale niemal nie zużywa baterii. Jest również oknem na menu, które pozwala szybko zmieniać ustawienia." Istotą tego tekstu jest ten fragment: "Wyświetlacz wykorzystuje światło słoneczne". Otóż na ekranie coś widać tylko gdy jest jasno. W gęstym lesie albo jak zaczyna się ściemniać, nie widać na nim kompletnie NIC. Oczywiście, jak ustawisz kamerę na uchwycie odpowiednio to nie musisz się przejmować bo cykając zdjęcie czy włączając nagrywanie już nie musisz patrzeć na ekran. Jeśli jednak robisz nagranie "z rąsi" to warto byłoby móc zobaczyć co się nagrywa...
- Małe przyciski funkcyjne. Cykanie fotek w trakcie jazdy jest trudne, Trzy przyciski funkcyjne po prawej stronie kamery są bardzo małe i trzeba je dość mocno wcisnąć. Jeśli chcesz zmienić ustawienia podczas jazdy, a nie daj bogi jeszcze może w rękawiczkach z długimi palcami - zapomnij! Przycisk do wywołania menu jest całkiem płaski, tzn. nie wystaje z obudowy tylko jest zaznaczony w niej jedynie wklęsłą obwódką. Masakra!!!!!!
- Równie słaby pomysł na ekran obsługi Virba w Edge'u. Jak napisałam wcześniej, suwak nagrywania na tym ekranie jest duży ale przycisk robienia zdjęcia jest mały i w kącie ekranu. Naprawdę, nie jest łatwo w niego trafić palcem podczas jazdy, zwłaszcza w terenie. Jak trafisz, na ekranie pojawia się napis "photo taken" ale przecież nie będziesz się gapić na ekran kilka sekund jadąc gdzieś po jakichś kamulach.
- Brak wbudowanej pamięci - bez karty SD ani rusz!
- Bazowe uchwyty nie bardzo do zastosowania w kolarstwie, trzeba sobie dokupić mocowanie na kierownicę/kask oddzielnie.

Jak widać, z mojego punktu widzenia, przeważają zalety. Naprawdę podoba mi się ta kamera. Najgorszy jest ten ekran ale ostatecznie w większości przypadków i tak się na niego nie patrzy. Kamera robi przepiękne zdjęcia i kręci filmy o świetnej jakości a przy tym jest stosunkowo niedroga (model podstawowy kosztuje około 550 zł, ten bardziej wypaśny około 850 zł).

Wszystkie zdjęcia w tym wpisie zostały wykonane tą kamerą. Jak już wspomniałam, kamera doskonale oddaje rzeczywiste kolory więc dość często zdarza mi się podbijać nasycenie i stosować filtr stopniowy ale to w zasadzie jedyne efekty jakich używam dla nadania zdjęciom wyrazu ;) Jak zdjęcie jest wykonane przy słońcu to często nie potrzeba żadnych efektów (jak np. na zdjęciu bezpośrednio nad tym akapitem).
Poniżej kilka testowych filmików:
MTB zima https://www.youtube.com/watch?v=nEe7Qg4yQ6s
MTB zima https://www.youtube.com/watch?v=A1od0TZdTWE
szosa, noc, zima https://www.youtube.com/watch?v=PlHlP4zmTqE
sanki https://www.youtube.com/watch?v=6ti-Lrb_5uU
snowboard https://www.youtube.com/watch?v=6bLZ0drYaiA
basen https://www.youtube.com/watch?v=NT-IdbyKpc4
zima, śnieg, zjawisko optyczne na Kasprowym https://www.youtube.com/watch?v=KjHVRtj8ozo

Mam jednak taką "przypadłość", że jak już jadę to nawet jeśli widzę jakiś oszałamiający widok, to ciężko mi jest się zdecydować na zatrzymanie się po to, żeby wygrzebać z kieszonki bluzy rowerowej telefon zawinięty w torebkę foliową, odwinąć telefon i cyknąć fotkę. Raz, że w warunkach zimowych zatrzymanie się choćby na 2-3 minuty powoduje bardzo szybkie wychłodzenie i potem ciężko się rozgrzać. Dwa, że fotki z telefonu często wychodzą nieostre, czego nie widać na niewielkim ekranie - dopiero gdy się "zrzuci" na komputer i obejrzy na monitorze to widać nieostrość, wynikającą najczęściej z drżenia dłoni.

Ponadto, na pewno nie cyknę żadnej fotki z telefonu podczas wyścigów - raz, że na wyścig zabieram zawsze stary pancerny telefon, którego aparat jest z epoki "Króla Ćwieczka" a dwa, że nawet gdybym zabrała smartfona to i tak się nie zatrzymam w celu zrobienia zdjęcia (dawno temu raz tak zrobiłam i straciłam przez to podium).

Po pewnym czasie prowadzenia bloga na Fejsiku uznałam, że takie roztrzęsione zdjęcia są "do bani". Po prostu wstyd je wrzucać i pokazywać publicznie. Zaczęłam się zatem zastanawiać nad kamerą sportową. Oczywiście, kamera - jak sama nazwa wskazuje - służy do kręcenia filmów ale mnie chodziło głównie o to, żeby robiła ładne zdjęcia.

Bardzo dużo czasu spędziłam czytając recenzje, oglądając filmy video i zastanawiając się. Oglądałam wszystkie możliwe wersje GoPro (no, jakżeby nie), różne chińskie wynalazki typu Xiaomi i różne kamery Garmina.

Warunki były w zasadzie dwa: po pierwsze, kamera miała robić ładne zdjęcia; po drugie, miała nie kosztować majątku. Jeśli przy okazji będzie miała różne inne ciekawe zalety/funkcje/dodatki to git.

Po obejrzeniu miliona filmów i zdjęć z różnych kamer uznałam, że Garmin Virb oferuje najlepszy stosunek ceny do funkcji, które mnie interesują. Przypomniałam sobie jeszcze, że Ptaq na Bajq cyka przepiękne fotki właśnie Virbem. Skonsultowałam z nim zatem jeszcze pewne kwestie i ostatecznie zdecydowałam się na tę kamerę.

Nie będę tutaj wrzucać fotek kamery i akcesoriów bo te można sobie łatwo wygooglać. Skupię się raczej na cechach funkcjonalnych kamery, jej wadach i zaletach - oczywiście czysto subiektywnie.

Zalety
- Kamera jest dość pancerna, stosunkowo ciężka, jej obudowa sprawia wrażenie jakby była z twardej gumy (w istocie nie wiem co to za materiał) i robi wrażenie bardzo odpornej na ewentualne upadki i uderzenia. W przeciwieństwie do innych kamer, nie wymaga dodatkowej obudowy.
- Bardzo wygodny sposób uruchamiania nagrywania - duży (na pół długości kciuka) suwak po lewej stronie. Ten suwak włącza nagrywanie zarówno wtedy gdy kamera jest włączona/uśpiona jak i wtedy gdy jest wyłączona.
- Szeroki kąt 146 stopni. Nie jest może tak szeroki jak w GoPro Hero4 ale jest szerszy niż w większości popularnych kamer.
- Osłona na obiektyw o takiej konstrukcji, że chlapy z wody i błota bardzo szybko z niej same spływają.
- Długi czas pracy baterii. Ciągłe nagrywanie - około 2h. Przy kamerze w trybie uśpienia i nagrywaniu/robieniu zdjęć od czasu do czasu - ponad 3h.
- Możliwość sparowania z zegarkiem treningowym. Ja posiadam Edge 810 i po sparowaniu pojawia się na nim dodatkowy ekran. Na tym dodatkowym ekranie jest duży suwak odpowiadający suwakowi nagrywania na kamerze oraz mały przycisk odpowiadający przyciskowi robienia zdjęcia na kamerze. Jest to kapitalne rozwiązanie, jeśli masz kamerę zamontowaną np. na kasku lub w innym niewygodnym miejscu.
- Wodoodporność. Kamera ponoć wytrzymuje pół godziny na głębokości 1m. Przyznam, że nie sprawdzałam tego z zegarkiem w ręku, po prostu raz wzięłam kamerę na basen i świetnie się nią bawiłam ;) Jak ktoś nurkuje, można dokupić dodatkową obudowę do nurkowania.
- Obsługuje karty SD - tu chyba nie muszę komentować.
- Świetna stabilizacja i jakość obrazu
- Pomysłowe mocowanie na kask. Nic nie trzeba przyklejać, przeplata się tylko paski przez dziurki w kasku i zaciąga je po bokach. Uchwyt jest podgumowany i trzyma się dobrze i nie przesuwa.
- Uszko do przeplecenia smyczy. Przydatne kiedy się z kamerą gdzieś łazi. Z tym, że uszko jest malutkie i można tam zaczepić tylko taką smycz, która ma na końcu cienką pętelkę.
- Możliwość kręcenia filmów w trybie time-lapse (z regulacją częstotliwości klatek) oraz slow-motion (dwa tryby).
- Bardzo dobre odwzorowanie rzeczywistych kolorów.
- Możliwość robienia zdjęć seryjnych.

Wady
- Bardzo kiepski wyświetlacz. Garmin reklamuje go tak: "Kolorowy ekran o wysokiej rozdzielczości pokazuje dokładnie to, co urządzenie filmuje. Łatwa konfiguracja, podgląd i odtwarzanie. Wyświetlacz wykorzystuje światło słoneczne i jest włączony zawsze, gdy kamera jest włączona, ale niemal nie zużywa baterii. Jest również oknem na menu, które pozwala szybko zmieniać ustawienia." Istotą tego tekstu jest ten fragment: "Wyświetlacz wykorzystuje światło słoneczne". Otóż na ekranie coś widać tylko gdy jest jasno. W gęstym lesie albo jak zaczyna się ściemniać, nie widać na nim kompletnie NIC. Oczywiście, jak ustawisz kamerę na uchwycie odpowiednio to nie musisz się przejmować bo cykając zdjęcie czy włączając nagrywanie już nie musisz patrzeć na ekran. Jeśli jednak robisz nagranie "z rąsi" to warto byłoby móc zobaczyć co się nagrywa...
- Małe przyciski funkcyjne. Cykanie fotek w trakcie jazdy jest trudne, Trzy przyciski funkcyjne po prawej stronie kamery są bardzo małe i trzeba je dość mocno wcisnąć. Jeśli chcesz zmienić ustawienia podczas jazdy, a nie daj bogi jeszcze może w rękawiczkach z długimi palcami - zapomnij! Przycisk do wywołania menu jest całkiem płaski, tzn. nie wystaje z obudowy tylko jest zaznaczony w niej jedynie wklęsłą obwódką. Masakra!!!!!!
- Równie słaby pomysł na ekran obsługi Virba w Edge'u. Jak napisałam wcześniej, suwak nagrywania na tym ekranie jest duży ale przycisk robienia zdjęcia jest mały i w kącie ekranu. Naprawdę, nie jest łatwo w niego trafić palcem podczas jazdy, zwłaszcza w terenie. Jak trafisz, na ekranie pojawia się napis "photo taken" ale przecież nie będziesz się gapić na ekran kilka sekund jadąc gdzieś po jakichś kamulach.
- Brak wbudowanej pamięci - bez karty SD ani rusz!
- Bazowe uchwyty nie bardzo do zastosowania w kolarstwie, trzeba sobie dokupić mocowanie na kierownicę/kask oddzielnie.

Jak widać, z mojego punktu widzenia, przeważają zalety. Naprawdę podoba mi się ta kamera. Najgorszy jest ten ekran ale ostatecznie w większości przypadków i tak się na niego nie patrzy. Kamera robi przepiękne zdjęcia i kręci filmy o świetnej jakości a przy tym jest stosunkowo niedroga (model podstawowy kosztuje około 550 zł, ten bardziej wypaśny około 850 zł).

Wszystkie zdjęcia w tym wpisie zostały wykonane tą kamerą. Jak już wspomniałam, kamera doskonale oddaje rzeczywiste kolory więc dość często zdarza mi się podbijać nasycenie i stosować filtr stopniowy ale to w zasadzie jedyne efekty jakich używam dla nadania zdjęciom wyrazu ;) Jak zdjęcie jest wykonane przy słońcu to często nie potrzeba żadnych efektów (jak np. na zdjęciu bezpośrednio nad tym akapitem).
Poniżej kilka testowych filmików:
MTB zima https://www.youtube.com/watch?v=nEe7Qg4yQ6s
MTB zima https://www.youtube.com/watch?v=A1od0TZdTWE
szosa, noc, zima https://www.youtube.com/watch?v=PlHlP4zmTqE
sanki https://www.youtube.com/watch?v=6ti-Lrb_5uU
snowboard https://www.youtube.com/watch?v=6bLZ0drYaiA
basen https://www.youtube.com/watch?v=NT-IdbyKpc4
zima, śnieg, zjawisko optyczne na Kasprowym https://www.youtube.com/watch?v=KjHVRtj8ozo
Testy po fittingu, ciąg dalszy
Środa, 6 kwietnia 2016 Kategoria trening, fitting, ze zdjęciami
Km: | 36.92 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:55 | km/h: | 19.26 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś trochę lepiej mi się już jeździło na Szkocie niż wczoraj ale też nie eksploatowałam go tak bardzo na podjazdach.

fitting, testy po fittingu
Wtorek, 5 kwietnia 2016 Kategoria wycieczki i inne spontany, fitting, ze zdjęciami
Km: | 10.42 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:21 | km/h: | 7.72 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś poprawka fittingu robionego w SportGuru. Z tamtego coś niezbyt jestem zadowolona, mam wrażenie obciążonych dłoni i na podjazdach odrywającego się przedniego koła.
Poprawka w Airbiku, jestem tam już z czwartym rowerem ;)
Pojechałam potem od razu na Kazurkę potestować ale jakoś nie mogę się odnaleźć w nowych ustawieniach - nadal mam odczucie, że przednie koło mi ucieka na podjazdach a w dodatku rower po zmianie mostka na dłuższy zrobił się mniej zwrotny.
No nic, pamiętam że po fittingu pierwszego Scotta też miałam takie odczucia, nie mogłam się przyzwyczaić. Trzeba się wjeździć.
Taki tam zjazd
Poprawka w Airbiku, jestem tam już z czwartym rowerem ;)
Pojechałam potem od razu na Kazurkę potestować ale jakoś nie mogę się odnaleźć w nowych ustawieniach - nadal mam odczucie, że przednie koło mi ucieka na podjazdach a w dodatku rower po zmianie mostka na dłuższy zrobił się mniej zwrotny.
No nic, pamiętam że po fittingu pierwszego Scotta też miałam takie odczucia, nie mogłam się przyzwyczaić. Trzeba się wjeździć.
Taki tam zjazd

PM MTB XC Kazura - sezon start
Niedziela, 3 kwietnia 2016 Kategoria ze zdjęciami, wyścigi
Km: | 9.98 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:51 | km/h: | 11.74 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Sezon start.
Start nie za dobry bo tuż przed wyjściem z domu mam ścięcie z Małżem i jadę na Kazurę wkurzona i z niechęcią. Wcale nie mam ochoty startować ale nie mam ochoty też być w domu. Na szczęście start opłacony więc szkoda byłoby marnować kasę na fochy ;)
Do przejechania 4 bardzo wymagające kółka po około 3,2km. W porównaniu do trasy zawodów XC sprzed dwóch lat, ciut wydłużona i utrudniona. Doszły ze dwa podjazdy i zjazdy, w tym jeden bardzo stromy podjazd i jeden bardzo stromy zjazd. Byłam jednak wcześniej na objeździe trasy i wiedziałam, że wszystko jest do przejechania przynajmniej raz (poza jednym głupim około 1,5 metrowym odcinkiem...) ;) Na zmęczeniu może być już gorzej.
fot. http://sport.ursynow.waw.pl/

Jestem źle ubrana, za ciepło. Przed wyjściem z domu wyszłam na balkon i stwierdziłam, że jest zimno i wieje ale tu, pod Kazurką, jest ciepło. Pozbywam się spod bluzy koszulki ale w bluzie i w jesiennych rękawiczkach na pewno i tak będzie mi za ciepło. Trudno, teraz już nic z tym nie zrobię.
W mojej kategorii nie spodziewałam się wysokiej frekwencji i słusznie. Startuje nas cztery - trzy Marty i Nikola. Jest spora szansa, że będę jedyną osobą poza podium ;) Ale obiecałam sobie, że nie będę ostatnia.
fot. Zaki

Oczywiście moja kategoria startuje w większej grupie, złożonej z innych kategorii damskich i grupy panów chyba Masters, natomiast ustawione jesteśmy przez organizatora na końcu stawki (akurat w moim przypadku to dobrze, nikogo nie będę blokować, przynajmniej na 1 okrążeniu).
fot. http://sport.ursynow.waw.pl/

Pierwsze okrążenie idzie mi gładko, chyba nawet jadę je na prowadzeniu mojej kategorii. Mijam się z Agnieszką Tkaczyk, którą poznałam na objeździe trasy, jednak Agnieszka odjeżdża mi kiedy na jednym sztywnym krótkim podjeździe za bardzo wytracam prędkość i muszę się podeprzeć. A sądziłam, że dotrzymam jej tempa ;)
fot. Zaki

Już pod koniec pierwszego okrążenia mam język na brodzie, interwałowość trasy naprawdę daje mi się we znaki i pokazuje, że XC to nie moja bajka ;) Ale akurat tego się spodziewałam. Jest mi strasznie gorąco, rozpinam bluzę na tyle, żeby mi biust nie wypadł ale i tak się gotuję ;)
fot. Zaki

Drugie okrążenie idzie mi już znacznie gorzej ale jednak jeszcze wszystko w siodle, no może też z jedną gdzieś podpórką. Dogania mnie Marta Mikołajczyk (Mama na rowerze), która ma świetny doping na trasie w postaci swoich dzieci. Żałuję, że ja takiego nie mam. Musi mi wystarczyć trzech czy czterech znajomych kolarskich dryblasów ;) Ale i tak fajnie, że w ogóle mam jakiś doping ;) Mijam się z Martą na tym drugim okrążeniu ale na metę okrążenia chyba wjeżdżam jeszcze przed nią.
fot. Zaki

Na trzecim okrążeniu polegam. Ze dwie gleby spowodowane szwankującymi blokami i wyplute płuca powodują, że już nie mam siły gonić Marty kiedy mnie wyprzedza (a nawet dzielę się z nią wodą tuż przed tym jak mi odjeżdża, hehe, taka ze mnie altruistka). Ze dwa razy nie daję już podjechać podjazdów i muszę podprowadzić rower.
fot. http://sport.ursynow.waw.pl/

Pozostałych dwóch zawodniczek z kategorii w ogóle chyba nie widzę ani razu od momentu startu, muszą jechać sporo wolniej.
Tuż przed metą trzeciego okrążenia mija mnie chyba kończąca wyścig pierwsza zawodniczka open (dubel, znaczy się). Widząc przy trasie szefa WKK, Błażeja, pytam go z nadzieją w głosie, czy mogę już nie jechać czwartego okrążenia i z dużą ulgą przyjmuję, że owszem, nie muszę ;)
fot. Adam Starzyński

Na mecie bardzo długo wiszę na kierownicy i zastanawiam się, czy zwymiotuję ze zmęczenia, czy może jednak mi przejdzie ;) Łapie mnie straszny kaszel, mam odczucie jakby płuca mi miały wypaść, zresztą w ogóle jechałam z niedoleczonym przeziębieniem i mam nadzieję, że nie wyjdzie z tego jakieś gorsze choróbsko.
Bardzo długo nie ma wyników, ale przynajmniej dowiaduję się, że trzy Marty dojechały do mety a Nikola chyba nie więc podzielimy się podium ;) Dekoracja dopiero na koniec wszystkich wyścigów, jestem druga (hura, nie ostatnia!) ;)
fot. Krzysiek
Start nie za dobry bo tuż przed wyjściem z domu mam ścięcie z Małżem i jadę na Kazurę wkurzona i z niechęcią. Wcale nie mam ochoty startować ale nie mam ochoty też być w domu. Na szczęście start opłacony więc szkoda byłoby marnować kasę na fochy ;)
Do przejechania 4 bardzo wymagające kółka po około 3,2km. W porównaniu do trasy zawodów XC sprzed dwóch lat, ciut wydłużona i utrudniona. Doszły ze dwa podjazdy i zjazdy, w tym jeden bardzo stromy podjazd i jeden bardzo stromy zjazd. Byłam jednak wcześniej na objeździe trasy i wiedziałam, że wszystko jest do przejechania przynajmniej raz (poza jednym głupim około 1,5 metrowym odcinkiem...) ;) Na zmęczeniu może być już gorzej.
fot. http://

Jestem źle ubrana, za ciepło. Przed wyjściem z domu wyszłam na balkon i stwierdziłam, że jest zimno i wieje ale tu, pod Kazurką, jest ciepło. Pozbywam się spod bluzy koszulki ale w bluzie i w jesiennych rękawiczkach na pewno i tak będzie mi za ciepło. Trudno, teraz już nic z tym nie zrobię.
W mojej kategorii nie spodziewałam się wysokiej frekwencji i słusznie. Startuje nas cztery - trzy Marty i Nikola. Jest spora szansa, że będę jedyną osobą poza podium ;) Ale obiecałam sobie, że nie będę ostatnia.
fot. Zaki

Oczywiście moja kategoria startuje w większej grupie, złożonej z innych kategorii damskich i grupy panów chyba Masters, natomiast ustawione jesteśmy przez organizatora na końcu stawki (akurat w moim przypadku to dobrze, nikogo nie będę blokować, przynajmniej na 1 okrążeniu).
fot. http://

Pierwsze okrążenie idzie mi gładko, chyba nawet jadę je na prowadzeniu mojej kategorii. Mijam się z Agnieszką Tkaczyk, którą poznałam na objeździe trasy, jednak Agnieszka odjeżdża mi kiedy na jednym sztywnym krótkim podjeździe za bardzo wytracam prędkość i muszę się podeprzeć. A sądziłam, że dotrzymam jej tempa ;)
fot. Zaki

Już pod koniec pierwszego okrążenia mam język na brodzie, interwałowość trasy naprawdę daje mi się we znaki i pokazuje, że XC to nie moja bajka ;) Ale akurat tego się spodziewałam. Jest mi strasznie gorąco, rozpinam bluzę na tyle, żeby mi biust nie wypadł ale i tak się gotuję ;)
fot. Zaki

Drugie okrążenie idzie mi już znacznie gorzej ale jednak jeszcze wszystko w siodle, no może też z jedną gdzieś podpórką. Dogania mnie Marta Mikołajczyk (Mama na rowerze), która ma świetny doping na trasie w postaci swoich dzieci. Żałuję, że ja takiego nie mam. Musi mi wystarczyć trzech czy czterech znajomych kolarskich dryblasów ;) Ale i tak fajnie, że w ogóle mam jakiś doping ;) Mijam się z Martą na tym drugim okrążeniu ale na metę okrążenia chyba wjeżdżam jeszcze przed nią.
fot. Zaki

Na trzecim okrążeniu polegam. Ze dwie gleby spowodowane szwankującymi blokami i wyplute płuca powodują, że już nie mam siły gonić Marty kiedy mnie wyprzedza (a nawet dzielę się z nią wodą tuż przed tym jak mi odjeżdża, hehe, taka ze mnie altruistka). Ze dwa razy nie daję już podjechać podjazdów i muszę podprowadzić rower.
fot. http://

Pozostałych dwóch zawodniczek z kategorii w ogóle chyba nie widzę ani razu od momentu startu, muszą jechać sporo wolniej.
Tuż przed metą trzeciego okrążenia mija mnie chyba kończąca wyścig pierwsza zawodniczka open (dubel, znaczy się). Widząc przy trasie szefa WKK, Błażeja, pytam go z nadzieją w głosie, czy mogę już nie jechać czwartego okrążenia i z dużą ulgą przyjmuję, że owszem, nie muszę ;)
fot. Adam Starzyński

Na mecie bardzo długo wiszę na kierownicy i zastanawiam się, czy zwymiotuję ze zmęczenia, czy może jednak mi przejdzie ;) Łapie mnie straszny kaszel, mam odczucie jakby płuca mi miały wypaść, zresztą w ogóle jechałam z niedoleczonym przeziębieniem i mam nadzieję, że nie wyjdzie z tego jakieś gorsze choróbsko.
Bardzo długo nie ma wyników, ale przynajmniej dowiaduję się, że trzy Marty dojechały do mety a Nikola chyba nie więc podzielimy się podium ;) Dekoracja dopiero na koniec wszystkich wyścigów, jestem druga (hura, nie ostatnia!) ;)
fot. Krzysiek

objazd trasy XC
Czwartek, 31 marca 2016 Kategoria ze zdjęciami
Km: | 16.63 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:36 | km/h: | 10.39 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Korzystając z tego, że mogę, mam czas i nie mam Zająca na głowie, wybrałam się na objazd trasy XC na Kazurce przed zawodami.
Trasa nieco wydłużona i utrudniona w porównaniu do trasy sprzed dwóch lat. Doszły stoliki, doszło trochę techniki i chyba ze dwa zjazdy i podjazdy, w tym jeden podjazd dość stromy (oj, uciekało mi kółko) i jeden zjazd taki stromy, że moja reakcja była: "o... k..." Zatrzymałam się tam przez moment a potem: "a... ch... z tym" i pojechałam w dół ;)
Kazurka po ostatnich delikatnych opadach dość mokra, przyczepność bardzo dobra, u podnóża po zachodniej stronie trochę bajora ale bez dramatu.
Parę zdjęć z objazdu.
Może górka mała ale w niektórych miejscach naprawdę nieźle stroma

Wcale nie łatwy podjazd po bandzie, którą normalnie jedzie się w dół ;)

Najstromszy zjazd w okolicy

Na sam szczyt

Mój ulubiony odcinek - po trasie do 4crossu

Wjeżdżając na hopkę patrzymy w niebo (tak naprawdę to nie my, tylko kamera z kierownicy)

Pierwsza banda w dół

Łiiiiiiiiii!!!

Zjazd ze stolika na dalszym odcinku trasy

Wredne hopy pod koniec pętli

Najszybszy zjazd

I jeszcze mały filmik z trasy, gdyby ktoś miał ochotę sobie ją przerobić ;)
https://www.youtube.com/watch?v=a3FPoYYXcLU
Trasa nieco wydłużona i utrudniona w porównaniu do trasy sprzed dwóch lat. Doszły stoliki, doszło trochę techniki i chyba ze dwa zjazdy i podjazdy, w tym jeden podjazd dość stromy (oj, uciekało mi kółko) i jeden zjazd taki stromy, że moja reakcja była: "o... k..." Zatrzymałam się tam przez moment a potem: "a... ch... z tym" i pojechałam w dół ;)
Kazurka po ostatnich delikatnych opadach dość mokra, przyczepność bardzo dobra, u podnóża po zachodniej stronie trochę bajora ale bez dramatu.
Parę zdjęć z objazdu.
Może górka mała ale w niektórych miejscach naprawdę nieźle stroma

Wcale nie łatwy podjazd po bandzie, którą normalnie jedzie się w dół ;)

Najstromszy zjazd w okolicy

Na sam szczyt

Mój ulubiony odcinek - po trasie do 4crossu

Wjeżdżając na hopkę patrzymy w niebo (tak naprawdę to nie my, tylko kamera z kierownicy)

Pierwsza banda w dół

Łiiiiiiiiii!!!

Zjazd ze stolika na dalszym odcinku trasy

Wredne hopy pod koniec pętli

Najszybszy zjazd

I jeszcze mały filmik z trasy, gdyby ktoś miał ochotę sobie ją przerobić ;)
https://www.youtube.com/watch?v=a3FPoYYXcLU
Standardzik kabacki
Środa, 30 marca 2016 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 22.78 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:31 | km/h: | 15.02 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Coś mnie dopadło. Oczywiście zaraziłam się od Zająca, który od momentu pójścia do przedszkola, co drugi tydzień jest chory. Wczoraj czułam się naprawdę fatalnie. Dziś nieco lepiej ale bez rewelacji. Tak naprawdę powinnam siedzieć w domu ale jest tak piękna pogoda, że nie mogłam sobie podarować... Poszłam więc trochę pokręcić po lesie ;)
Wiosna wreszcie przyszła
Wiosna wreszcie przyszła

pitupitu po lesie
Poniedziałek, 28 marca 2016 Kategoria wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: | 22.54 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:33 | km/h: | 14.54 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Obudziłam się dziś z bólem gardła, bólem głowy i w mega złym humorze. Uznałam, że muszę choć na chwilę wyjść pokręcić bo inaczej rozniosę coś.
Przejechałam się kabackim singlem w tempie ranionego żółwia. Pogoda jak drut, trochę zbyt ciepło się ubrałam więc po drodze pozbyłam się ciepłej czapki spod kasku i owiew. Trochę mi było dziwnie tak jechać bez owiew ;) ale nie zimno.
Ta powolna przejażdżka wystarczyła, żeby mi poprawić nastrój.
Ilekroć tędy przejeżdżam, zastanawiam się czy wściekły kolorek potoku jest efektem jakiegoś gatunku rosnących w nim glonów czy jakiegoś gatunku homo sapiens. I tak, to są jak najbardziej prawdziwe kolory, zdjęcie w żaden sposób nie edytowane.
Przejechałam się kabackim singlem w tempie ranionego żółwia. Pogoda jak drut, trochę zbyt ciepło się ubrałam więc po drodze pozbyłam się ciepłej czapki spod kasku i owiew. Trochę mi było dziwnie tak jechać bez owiew ;) ale nie zimno.
Ta powolna przejażdżka wystarczyła, żeby mi poprawić nastrój.
Ilekroć tędy przejeżdżam, zastanawiam się czy wściekły kolorek potoku jest efektem jakiegoś gatunku rosnących w nim glonów czy jakiegoś gatunku homo sapiens. I tak, to są jak najbardziej prawdziwe kolory, zdjęcie w żaden sposób nie edytowane.

Zjazdowo
Sobota, 26 marca 2016 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: | 28.65 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:19 | km/h: | 8.64 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś od rana lana sobota. ICM, niestety, już od kilku dni zapowiadał ten wariant ale też zapowiadał, że ma lać gdzieś do południa a potem przestać. I faktycznie tak się stało.
Po porannym odsiedzeniu z Zającem na ostrym dyżurze, nafaszerowaniu go lekarstwami i po położeniu go spać, musiałam jakoś odreagować. I to odreagować porządnie, solidnie i najlepiej w dobrym towarzystwie.
Wychodząc na rower wysłałam szybkiego smsa do Czarka. Nie liczyłam zbytnio, że będzie chętny na wspólną jazdę bo zwykle jeździ rano albo w ogóle go nie ma w Warszawie, zwłaszcza w święta wszelakie. Ale ku mojej radości odpisał że spoko. Umówiliśmy się zatem przy szlabanie i podyrdałam do lasu. Po drodze zdążyłam już ubłocić niemiłosiernie siebie i rower (droga koło Reala a potem wałem przy metrze, gdzie było mokro, błotniście i ślapowato).
W planie było s2 więc czekając na Czarka parę razy obróciłam po północnej części skarpy, starając się nie wyskakiwać zanadto z tętnem i zaglądając co jakiś czas, czy przy szlabanie coś nie wyrosło. W końcu Czarek przybył, co zdecydowanie poprawiło mi nastrój.
Po prostu jedź!

Nie była to dziś jakaś bardzo wyczynowa jazda. Staraliśmy się obydwoje unikać podnoszenia tętna więc raczej były zjazdy i podejścia co stromszych odcinków na piechotę. Na dobry początek na jednym zjeździe Czarek rozdarł sobie spodnie i był wielce niepocieszony. Zrobiliśmy jednak sporo pętelek po skarpie, zjeżdżając po kilka razy wszystkie fajne zjazdy. Okazało się nawet, że udało mi się Czarkowi pokazać ze dwa miejsca, w których jeszcze nie był.
Nierówna walka z przyrodą. Zdziwiłam się, że Czarek nie zna tego zjazdu.

Nakręciliśmy kilka filmików, w międzyczasie zrobiliśmy sobie przerwę na snaka, po której Czarek wreszcie zaczął się uśmiechać ;)
Po kawałku czekolady od razu lepiej

Na koniec pojechaliśmy na pętelke dookoła parku linowego, gdzie pod okiem Czarka wreszcie, po raz pierwszy, udało mi się zjechać po tych cholernych korzeniach z barierkami na dole :) Przy kolejnym podejściu jednak się wyglebiłam i doszłam do wniosku, że chyba jestem zbyt już zmęczona na szlifowanie tego zjazdu ;)
W sumie wyszło mi prawie 3,5h, ostatnio tyle czasu spędziłam na rowerze chyba na którymś maratonie ;) Ale było cudownie! A pod okiem Czarka wszystkie zjazdy wydają się jakieś łatwiejsze... :)
Po porannym odsiedzeniu z Zającem na ostrym dyżurze, nafaszerowaniu go lekarstwami i po położeniu go spać, musiałam jakoś odreagować. I to odreagować porządnie, solidnie i najlepiej w dobrym towarzystwie.
Wychodząc na rower wysłałam szybkiego smsa do Czarka. Nie liczyłam zbytnio, że będzie chętny na wspólną jazdę bo zwykle jeździ rano albo w ogóle go nie ma w Warszawie, zwłaszcza w święta wszelakie. Ale ku mojej radości odpisał że spoko. Umówiliśmy się zatem przy szlabanie i podyrdałam do lasu. Po drodze zdążyłam już ubłocić niemiłosiernie siebie i rower (droga koło Reala a potem wałem przy metrze, gdzie było mokro, błotniście i ślapowato).
W planie było s2 więc czekając na Czarka parę razy obróciłam po północnej części skarpy, starając się nie wyskakiwać zanadto z tętnem i zaglądając co jakiś czas, czy przy szlabanie coś nie wyrosło. W końcu Czarek przybył, co zdecydowanie poprawiło mi nastrój.
Po prostu jedź!

Nie była to dziś jakaś bardzo wyczynowa jazda. Staraliśmy się obydwoje unikać podnoszenia tętna więc raczej były zjazdy i podejścia co stromszych odcinków na piechotę. Na dobry początek na jednym zjeździe Czarek rozdarł sobie spodnie i był wielce niepocieszony. Zrobiliśmy jednak sporo pętelek po skarpie, zjeżdżając po kilka razy wszystkie fajne zjazdy. Okazało się nawet, że udało mi się Czarkowi pokazać ze dwa miejsca, w których jeszcze nie był.
Nierówna walka z przyrodą. Zdziwiłam się, że Czarek nie zna tego zjazdu.

Nakręciliśmy kilka filmików, w międzyczasie zrobiliśmy sobie przerwę na snaka, po której Czarek wreszcie zaczął się uśmiechać ;)
Po kawałku czekolady od razu lepiej

Na koniec pojechaliśmy na pętelke dookoła parku linowego, gdzie pod okiem Czarka wreszcie, po raz pierwszy, udało mi się zjechać po tych cholernych korzeniach z barierkami na dole :) Przy kolejnym podejściu jednak się wyglebiłam i doszłam do wniosku, że chyba jestem zbyt już zmęczona na szlifowanie tego zjazdu ;)
W sumie wyszło mi prawie 3,5h, ostatnio tyle czasu spędziłam na rowerze chyba na którymś maratonie ;) Ale było cudownie! A pod okiem Czarka wszystkie zjazdy wydają się jakieś łatwiejsze... :)
w poszukiwaniu wiosny
Niedziela, 20 marca 2016 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 36.78 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:50 | km/h: | 12.98 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś było dość buro i ponuro ale sucho. Za sucho. Więc znów odwiedziłam Park Natoliński, bo jakże to tak, nie przynieść na kołach trochę czarnego błotka...?
Tam też jednak było wyjątkowo sucho (poza pierwszym odcinkiem, tuż przy skarpie, gdzie tradycyjnie przeniosłam rower ostrożnie przechodząc po leżących pod ogrodzeniem kłodach).


Wiosny za bardzo jeszcze nie widać. No, może jeśli się na chwilę jednak zatrzymać i rozejrzeć, to wtedy widać już lekkie zielenienie gałązek, rosnące pączki, gdzieniegdzie wyłażące listki. Ale ja się za bardzo nie zatrzymywałam więc poza śpiewem ptaków nie zauważyłam zbyt wielu oznak wiosny.

Prawie jak w górach ;)


A poza tym... było zimno. Niby 5 stopni na plusie ale przenikliwy, zimny wiatr nie dał zapomnieć, że wiosna to jest chyba tylko w kalendarzu ;) Nie ukrywam, wyglądam ocieplenia jak kania dżdżu ;)
Tam też jednak było wyjątkowo sucho (poza pierwszym odcinkiem, tuż przy skarpie, gdzie tradycyjnie przeniosłam rower ostrożnie przechodząc po leżących pod ogrodzeniem kłodach).


Wiosny za bardzo jeszcze nie widać. No, może jeśli się na chwilę jednak zatrzymać i rozejrzeć, to wtedy widać już lekkie zielenienie gałązek, rosnące pączki, gdzieniegdzie wyłażące listki. Ale ja się za bardzo nie zatrzymywałam więc poza śpiewem ptaków nie zauważyłam zbyt wielu oznak wiosny.

Prawie jak w górach ;)


A poza tym... było zimno. Niby 5 stopni na plusie ale przenikliwy, zimny wiatr nie dał zapomnieć, że wiosna to jest chyba tylko w kalendarzu ;) Nie ukrywam, wyglądam ocieplenia jak kania dżdżu ;)
