kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

ze zdjęciami

Dystans całkowity:11430.57 km (w terenie 2034.63 km; 17.80%)
Czas w ruchu:707:49
Średnia prędkość:17.31 km/h
Maksymalna prędkość:60.40 km/h
Suma podjazdów:7583 m
Maks. tętno maksymalne:181 (100 %)
Maks. tętno średnie:166 (94 %)
Suma kalorii:37753 kcal
Liczba aktywności:335
Średnio na aktywność:36.29 km i 2h 06m
Więcej statystyk

MTB Cross Maraton Kielce

Niedziela, 25 czerwca 2017 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: 47.67 Km teren: 0.00 Czas: 03:42 km/h: 12.88
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Relacja będzie krótka bo piszę ją strasznie długo po wyścigu (uuuhuuuu... ponad 3 tygodnie już minęły) więc, niestety, dużo z wyścigu już wyparłam z pamięci :)

Patrząc przed wyścigiem na profil trasy postanowiłam zaoszczędzić trochę siły na początku (największe podjazdy w pierwszych 15km). Wykonanie tego założenia nie jest takie proste (patrz poprzedni nawias) ale jakoś się udaje.

fot. MTB Cross Maraton


Do około 3h jedzie mi się całkiem dobrze, wszystko w siodle. Trasa wymagająca wydolnościowo ale dość prosta technicznie. Sucho. Jest kilka dość karkołomnych zjazdów (lecz wszystkie do zjechania bez problemów), dużo szutrów, ale też w lesie duże ilości męczącego piachu. Upał.

fot. mła


Pierwszy raz prowadzę rower dopiero gdzieś na 30tym kilometrze. Schodzę z roweru na naprawdę dużej stromiźnie, którą być może bym podjechała na świeżości ale na zmęczeniu już nie daję rady. Drugi raz schodzę na mocno dłużącym się podjeździe o zmiennym nachyleniu - wymiękam, gdy zza zakrętu, zamiast spodziewanego wypłaszczenia, wyłania się dalszy ciąg podjazdu...
Ostatnie 45min umieram. Spruta jestem tak, że sił na końcówce już nie ma a i warunków na finisz też nie bardzo - teren prawie do samego końca, ostatnie kilometry poprowadzone po okropnej patelni po wybijającej z rytmu łące. Tu chyba bliska jestem udaru ale ratuje mnie świeżo (na drugim bufecie) zatankowane 2L wody w bukłaku. Końcowa krótka asfaltowa prosta i zakręt tuż przed metą także nie pozwoliły na szybki finisz, zresztą chyba i nie mam już z czego finiszować.

fot. MTB Cross Maraton


Ukończyłam na 2 miejscu w kategorii ale mam lekki niedosyt. Myślę, że mogłam pojechać ciut mocniej w drugiej połowie ale tak czy siak bym nie była pierwsza więc strata niewielka ;) tak poza tym to jestem dość zadowolona (chociaż raz).

fot. Mateusz Goszczyński

Dzikie tłumy na Bulwarach Wiślanych

Czwartek, 15 czerwca 2017 Kategoria >50 km, trening, ze zdjęciami
Km: 51.25 Km teren: 0.00 Czas: 02:47 km/h: 18.41
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Wybrałam się na Bulwary jak ten baran. Tuż po otwarciu odcinka, który był remontowany przez ostatnie 150tysięcy lat, w piękny, słoneczny dzień, w święto, wolne od pracy  ;) Co ja sobie w ogóle myślałam?





Na szczęście po drugiej stronie Wisły tłumów nie było :)







takie tam, po lesie

Niedziela, 11 czerwca 2017 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: 27.81 Km teren: 0.00 Czas: 01:44 km/h: 16.04
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś trening totalnie dowolny, poszłam sobie po prostu pokręcić. Singiel, Kazurka, trochę interwałów ogólnie ;)



MTB Cross Maraton Piekoszów

Niedziela, 4 czerwca 2017 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: 48.45 Km teren: 0.00 Czas: 04:26 km/h: 10.93
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Czułam się rano dobrze, wydawało mi się, że "mam nogę", takoż i na rozgrzewce, więc ustawiam się w sektorze i jestem dobrej myśli.
Niestety, po starcie jest jak zwykle. Przez około 1/3 trasy jedzie mi się źle. Tętno niskie, nogi drewniane. Trochę w tej części z buta ale zdecydowanie mniej niż na poprzednich maratonach.

fot. MTB Cross Maraton


Gdy się wreszcie nieco rozkręcam to w pewnym momencie rejestruję, że tylny hamulec coś nie bangla więc na zjazdach nieco zachowawczo. Mimo to zaliczam głupią glebę. Na niezbyt trudnym zjeździe jest zakręt na ścieżkę w prawo, przed tą ścieżką wypłukany przez wodę rowek i łagodna ścieżka przez ten rowek wyjeżdżona kołami poprzedników. Niestety, moje hamowanie aby wjechać w tę ścieżkę jest nieskuteczne i wjeżdżam centralnie w ten cholerny rowek, tuż za ścieżką. Oczywiście OTB. Efektem jest mocno podarty łokieć i obita łydka. 

fot. MTB Cross Maraton


Po glebie jadę już znacznie wolniej. Boli mnie ręka i włączyła się blokada w głowie. Mimo to drugą część jedzie mi się lepiej, zdecydowanie więcej w siodle niż na nogach. Poza tym hamulec w pewnym momencie wraca do normy i mogę jechać pewniej - ale i tak wolę nie szarżować bo nie wiem, w którym momencie wysiądzie... zastanawiam się cały czas, czy zdarłam klocki czy to coś innego.
Gdzieś w połowie trasy mija mnie Ania Sawicka, "jak furmankę"... ;) Tylko kurz po niej został. W ogóle Ania w tym roku odsadziła się ode mnie mocno i odjeżdża mi już regularnie :(

fot. MTB Cross Maraton


W trzeciej godzinie zmagam się ze strasznymi skurczami - łapią mnie w różnych miejscach, głównie po wewnętrznej stronie ud. Ratuje mnie po drodze kolega zawodnik batonem Oshee z magnezem - po zjedzeniu połówki batona skurcze mijają. Ciekawe, autosugestia? Czy magiczne działanie batona ze śladowymi ilościami Mg? A może po prostu chwila odpoczynku ;)



Trasa sucha ale bardzo trudna i wymagająca - zarówno kondycyjnie jak i technicznie. W dużej części stanowi powtórzenie znanej i słynnej trasy z Nowin, połączone z Chęcinami. Chyba dodane jest też kilka soczystych kawałków, których nie było (albo nie pamiętam) na innych maratonach. To chyba najtrudniejsza dla mnie, jak dotąd, trasa w tym cyklu.
Piję straszliwe ilości wody, jak podsumowuję wieczorem to wychodzi mi ze 4L ;) Na dwóch z trzech bufetów dobieram wodę i izotonik, na trzecim łapię banana. Czuję niedobór jednego carbosnacka (trzy wystarczają zazwyczaj na 3-3,5h ale nie spodziewałam się jazdy powyżej 4h).



Gdzieś z 10km przed metą ucieka mi 4 miejsce czyli Monika Alimanovic. Choć przez sporą część trasy się z nią mijam, rozmawiamy nawet, to na koniec nie starcza mi siły ani motywacji, żeby ją gonić. W sumie szkoda, że w tym tłumie startujących kobiety "znikają" i nie wie się, na które miejsce się jedzie. Gdyby kobiety startowały razem, byłoby lepiej - byłoby prawdziwe ściganie, jak u Czarka Zamany na Gwieździe Mazurskiej. Gdybym wiedziała, że to 4 miejsce mi odjeżdża to może bym Monikę pogoniła ;) Ale to też nauczka na przyszłość - nie odpuszczać.
Podjazdy i podejścia strasznie męczące, jednak zostaje mi trochę siły, żeby docisnąć na końcówce, poza czterema kilometrami po okropnie muldziastej łące - to jest po prostu droga przez mękę.

fot. MTB Cross Maraton


Na plus mogę sobie policzyć, że kończę wyścig z wyższą średnią prędkością niż Nowiny 2014 (chociaż dystans był o 10 km dłuższy). Poprawę widać zresztą potem po segmentach na Stravie (poprawione czasy na prawie wszystkich podjazdach, które się pojawiały na wcześniejszych maratonach, natomiast z powodu awarii hamulca na zjazdach sporo gorsze).
Na drugi plus - zjechanie niesławnej Belni. W sumie nie wiem o co takie halo z tą Belnią, ot taki sobie wyższy posypany szutrem kopczyk. Bez większych problemów. W Nowinach 2014 na kole 26 nie zjechałam i miałam rachunki do wyrównania aż do dziś (po Nowinach nie było okazji aż do dzisiaj). Niestety, nie załapałam się na ŻADNYM zdjęciu na tym zjeździe, demmit! 
Trzeci plus - chyba samopoczucie lepsze po tym maratonie niż po poprzednich. Tzn. lepiej zniosłam tę długą jazdę, może to zasługa ostatnich kilku dłuższych treningów - muszę to kontynuować.

fot. MTB Cross Maraton



Niestety, wynik zdecydowanie poniżej oczekiwań... Po zeszłym roku i tych pierwszych tegorocznych startach już straciłam nadzieję na dobre wyniki i chyba trochę jadę te maratony lżej niż bym mogła bo brak mi motywacji.

Łurzyckie Ściganie - Gassy - czasówka V

Niedziela, 28 maja 2017 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: 19.56 Km teren: 0.00 Czas: 00:33 km/h: 35.56
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że powinnam tę czasówkę pojechać dobrze. Noga podaje, świeżość w kroku jest... nastawiona bojowo wsiadłam na rower i ruszyłam na miejsce zawodów - jak zwykle - bo Gassy to w zasadzie mój wyścig domowy, prawie pod blokiem ;) 
Nastawiona bojowo (pora wygrać wreszcie te zawody, a nie ciągle tylko 2-3-4 miejsce) drobne 20-kilka km na miejsce dojeżdżam niespiesznie. Odbieram numer startowy. Startuję 13:44, 3 minuty po mnie klubowy kolega - czasowiec - Mateusz.
Rozgrzewka na trasie do Słomczyna. Wszędzie pełno rasowych czasowych rowerów, ja - jedyne co mam czasowego to lemondkę założoną na zwykłą kolarkę. Lemondkę kupiłam sobie zaledwie nieco ponad tydzień wcześniej ale już ją zdążyłam polubić. Na wietrzne Gassy jak znalazł. Tylko moja prokrastynacja dała o sobie znać i do tej pory nie założyłam na nią owijki więc mam na zawody cienkie rękawiczki, żeby nie ślizgały mi się ręce.
Po rozgrzewce chwila pogaduch z Mateuszem i Adasiem z Cyklona. Dla Adasia to debiut w czasówce, natomiast Mateusz to stary wyjadacz aczkolwiek nie nastawia się na dobry wynik bo miał przerwę. Prorokuję Mateuszowi, że mnie zdubluje a Adasiowi, który startuje pod koniec zawodów - że będzie miał czas około 36 minut. 
Jest strasznie gorąco, gdy stoję na słońcu w kolejce do rampy, Garmin pokazuje 40 minut. Wieje, ale nie tak mocno jak potrafi tutaj wiać :) No i kierunek wiatru wydaje się być korzystny, nie powinno być nigdzie na pętli prostego "wmordewindu". Start z rampy ale jak zwykle nie ufam podtrzymywaczowi i startuję sama.
To kolejny mój start w czasówce i kolejny raz za mocno zaczynam. Spalam się w pierwszych 5 minutach i muszę trochę odpuścić. Usiłuję trzymać moc powyżej 220 Watów ale kiepsko mi to idzie. Na pierwszej pętli, na dojeździe z Ciszycy do Wału... korek samochodowy. Samochody wjeżdżają i wyjeżdżają z miejsc parkingowych, inne czekają w kolejce. Porządkowy stara się jak może ale przecież zamknięci w puszkach kierowcy nie słyszą jego poleceń. Przeciskam się między samochodami i tracę tu zapewne kilkanaście sekund. Skręcam na Wał i tutaj z kolei zaczyna się lawirowanie między spacerowiczami, rolkarzami, niedzielnymi rowerzystami... co jakiś czas wrzeszczę do kogoś "z drogi!", odsuwają się niespiesznie ale wydaje się, że nie tracę tutaj dalszych sekund. Wreszcie skręt z Wału do punktu pomiaru czasu w Gassach, rzut oka - na półmetku mam około 16:20. Liczę sobie w myślach, że jeśli pojadę drugą pętlę w tym samym tempie (na co nie ma szans) to będę miała czas powyżej 34 minut (wyższa matematyka, co nie? chyba z upału i zapieku mózg mi się wyłączył). 34 minuty z okładem miałam w zeszłym roku i to był mój najgorszy wynik w historii tej czasowki. Załamuję się trochę ale nie poddaję się.
Za punktem pomiaru coś do mnie krzyczy Adam ale nie dociera do mnie nic, zapiek na maksa i jedziem drugą pętlę.
Na prostej Opacz-Ciszyca dojeżdżam do jadącego dość wolno kolarza, kiedy wyprzedza mnie samochód i jedzie teraz między nami. Po wyprzedzeniu mnie zwalnia i jedzie tempem tego kolarza, ja bezpośrednio za nim - przeklinam bo po pierwsze spowalnia mnie a po drugie - zaraz dostanę karę za drafting za autem ;) Na szczęście jednak auto zaraz odjeżdża, ja za nim - wyprzedzam też kolarza i dalej już jadę sama. 
Dalej - znów korek na dojeździe do Wału. Tym razem trochę luźniej więc udaje mi się przejechać bez większej straty. Na kolejnej prostej wyprzedzają mnie dwa Lamborghini, czyli dwóch zawodników pędzących na rowerach czasowych z pełnym kołem. Co ciekawe, jeden z nich za chwilę pęka i dojeżdżam do niego. Zaginam dalej i za chwilę znów mnie ktoś wyprzedza z tekstem "Dobrze dajesz, dajesz, dajesz!". To motywujące, staram się jeszcze przyspieszyć ale generalnie na tym drugim kółku nie udaje mi się trzymać mocy powyżej 200W. Pod koniec prostej wzdłuż Wału, zgodnie z moimi przewidywaniami, wyprzedza mnie Mateusz.
Przejeżdżam przez metę bez sprawdzania czasu, bo nie mam ochoty się zdołować. Chwila luźnego kręcenia, żeby nie rzucić pawia... ale zaraz ciekawość mnie ciągnie do listy wyników. I tu zdziwko - bo czas 33:08! Życiówka na tej trasie poprawiona o 45 sekund!
Przeliczam sobie jeszcze raz międzyczas ale nijak nie wychodzą mi 33 minuty, raczej 34. Dopiero po dłuższej chwili dociera do mnie, że źle policzyłam 16,5 x 2 ;)
Robimy sobie rozjazd, a potem wracamy podopingować Adasia, który jeszcze jedzie. Dojeżdża na metę z czasem około 36 minut. Chyba powinnam zacząć obstawiać totka ;)



Niestety, mijam się z podium w open o 11 sekund, być może te, które straciłam na korku przy Wale... W kategorii jestem druga.
Wracam do domu rowerem, ze złości waląc dwa QOMy ;)

MTB Cross Maraton Miedziana Góra

Niedziela, 21 maja 2017 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: 42.30 Km teren: 0.00 Czas: 03:38 km/h: 11.64
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Prognozy pogody i poranna aura nie napawały optymizmem ale z obowiązku (podwózka do Miedzianej dla Pawła) zwlokłam się rano z wyrka po jak zawsze zbyt małej ilości godzin snu. W Warszawie było pochmurno i zdecydowanie chłodniej niż w poprzednie dni, jednak zobaczywszy 17 stopni na termometrze o 6 rano uznałam, że "się ociepli" i nie zabrałam nic cieplejszego do ubrania na maraton.



W miarę jazdy termometr w samochodzie pokazywał coraz niższą temperaturę, momentami nawet tylko 13 stopni, co trochę zmroziło zarówno mnie jak i jadącego ze mną Pawła. Pochmurna i wietrzna aura powodowała, że strasznie chciało się spać i chyba tylko ledwo klejąca się rozmowa nie pozwalała zasnąć i wtarabanić się w jakiś rów.

fot. MTB Cross Maraton



Dotarliśmy jednak na miejsce bez przygód i grubo przed czasem, tylko po to, aby po wyjściu z auta stwierdzić, że jest dość zimno i pożałować, że nie wzięliśmy rękawków. Paweł był o tyle bardziej przewidujący, że zabrał chociaż kamizelkę. Chowając się przed wiatrem za samochodem (przynajmniej ja) ogarnęliśmy się jednak i ruszyliśmy na rekonesans i rozgrzewkę.
Już po chwili było nam ciepło a podczas rozgrzewki mieliśmy okazję się przekonać, że nocny deszcz zrobił swoje i prawie od początku na trasie jest błoto. No cóż... chyba Szkot będzie po maratonie potrzebował porządnego przeglądu, bo 2 błotne maratony bez przeglądu to przesada.

fot. MTB Cross Maraton



Startuję z sektora, gdzie spotykam Grażkę. Gadamy, śmiejemy się. W sektorze jest ciasno, ciężko było nawet doń wejść, ale za to jest ciepło ;) Poza tym pogoda tuż przed startem się poprawia. Pojawia się słońce więc robi się trochę cieplej, to powinna być idealna pogoda do ścigania.

Start jest szybki, po asfalcie, ale po niedługim odcinku droga już prowadzi szutrówką a potem niespodziewanie odbija w lewo na wąską ścieżkę prowadzącą nieco w górę. Od razu robią się korki, bo stawka jeszcze nie zdążyła się ponaciągać. Trochę z buta ale jednak staram się jechać. W pierwszej połowie trasy to trudne bo po pierwsze jest jeszcze ciasno a po drugie, pierwsza połowa jest bardzo błotnista. Interwałowy charakter trasy nie ułatwia sprawy. Jedzie mi się dość zdechło, tętno nie chce się rozbujać.

fot. MTB Cross Maraton


Mijam się z Grażką - ja ją łykam na zjazdach a ona mnie na błocie. Sam fakt, że jadę mniej więcej w jej tempie świadczy albo o tym, że ona ma bardzo dobry dzień albo że ja mam bardzo słaby ;) Wciągam planowo żele, piję jak smok - uzupełniam izotonik na pierwszym bufecie i zjadam banana.
Po 22 kilometrze jakby odżywam. Błota robi się wyraźnie mniej a trasa chyba nieco bardziej kamienista. O ile pierwsza połowa prowadziła głównie przez las to w drugiej jedziemy więcej między polami i łąkami. Nie brakuje jednak naprawdę czadowych fragmentów, takich jak np. dwa dość trudne zjazdy (choć nie tak trudne jak w Daleszycach). W tej drugiej połowie jedzie mi się całkiem dobrze, choć jeden podjazd jest totalnie na dobitkę - poddaję się już po pierwszych kilkudziesięciu metrach i resztę stoku w Tumlinie pokonuję na piechotę ;)

fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"


fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"


Odjeżdżam Grażce i już jej nie widzę aż do mety. Co ciekawe, nie widzę też Pawła, który startował z 2 sektora. Dotychczas w tym sezonie mnie doganiał gdzieś w drugiej połowie trasy ale tym razem go nie spotykam. Czyżby wyjątkowo udało mi się go przegonić? Otóż nie, okazało się potem, że zaklepał dla mnie miejsce do myjki pół godziny przed moim wjazdem na metę, a minął mnie prawie na samym początku, jednak akurat dłubałam przy odpadającym magnesie od kadencji więc tego nie widziałam ;)

fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"



W każdym razie w tej drugiej połowie jedzie mi się naprawdę fajnie i wreszcie to ja mijam innych zawodników a nie oni mnie. Niestety, nie udaje mi się nadrobić brodzenia w błocie więc tak czy siak, wjeżdżam na metę znów po 3,5h z okładem a Paweł czeka na mnie już od dłuższego czasu, naprawdę dziś miał nogę i na tyle dobrze pojechał, że był 26 w kategorii. Za to Grażce wsadzam kilkanaście minut.

fot. MTB Cross Maraton


fot. MTB Cross Maraton


Na mecie czeka nie tylko Paweł ale też makaron z sosem (nawet niezły, ale nie umywa się do żurku z Daleszyc...) i ciasteczka, które pochłaniam w przemysłowych ilościach ;) Gdy dostaję smsa z wynikiem to już jestem najedzona więc 7 miejsce mnie aż tak bardzo nie dobija, hehe ;)


ja tylko poszłam testować lemondkę ;)

Niedziela, 14 maja 2017 Kategoria >50 km, trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: 73.78 Km teren: 0.00 Czas: 02:56 km/h: 25.15
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Kupiłam sobie w prezencie lemondkę na urodziny. A co, w końcu mogę sobie coś kupić na urodziny, nie? ;)
Dziś ją zamontowałam i pojechałam testować. Tak testowałam, że wyszła mi czasówka... ;)
Ale było pięknie!













wiosna

Sobota, 13 maja 2017 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami, >50 km
Km: 72.21 Km teren: 0.00 Czas: 02:45 km/h: 26.26
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
W zeszłą sobotę wstałam kompletnie połamana. Coś mi "wlazło" w kark i szyję i w ogóle nie mogłam ruszać głową. W ciągu dalszych kilku dni poprawiało się stopniowo ale nie na tyle, żeby można było pójść na rower. Dpiero we czwartek uznałam, że mogę chwilę pokręcić i wróciłam z pracy Veturilem. W piątek pojechałam już do pracy swoim rowerem i zrobiłam lekki trening ale dopiero dziś pozwoliłam sobie na coś mocniejszego. 
Pogoda idealna - wreszcie zrobiła się prawdziwa wiosna. Słońce, ciepło... wyposzczona od roweru pocisnęłam sobie dzisiaj trochę ale znalazłam też parę momentów żeby zrobić kilka zdjęć.







sprinty

Piątek, 5 maja 2017 Kategoria >50 km, trening, ze zdjęciami
Km: 62.55 Km teren: 0.00 Czas: 02:50 km/h: 22.08
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
A na moich trasach można zobaczyć takie śliczności :) (mam na myśli samolot)





    jest BŁOTO (Daleszyce) i błotko (Kabaty)

    Środa, 3 maja 2017 Kategoria trening, ze zdjęciami
    Km: 39.65 Km teren: 0.00 Czas: 02:44 km/h: 14.51
    Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
    Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
    Minął zaledwie nieco ponad tydzień a ja chyba już zatęskniłam do daleszyckiego błota. Pogoda błotku sprzyja tej wiosny więc poszłam go szukać w Lesie Kabackim i na Skarpie Ursynowskiej. Nie znalazłam go jednak zbyt wiele - w każdym razie w porównaniu do Daleszyc to u nas błota w zasadzie nie ma. Chociaż i tak się utytłałam trochę ;)



    kategorie bloga

    Moje rowery

    KTM Strada 2000 24420 km
    Scott Scale 740 6502 km
    Scott Scale 70 18070 km
    b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
    Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
    Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
    Trenażer 51 km
    rower z Veturilo 323 km

    szukaj

    archiwum