kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Łurzyckie Ściganie - Gassy - czasówka V

Niedziela, 28 maja 2017 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: 19.56 Km teren: 0.00 Czas: 00:33 km/h: 35.56
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że powinnam tę czasówkę pojechać dobrze. Noga podaje, świeżość w kroku jest... nastawiona bojowo wsiadłam na rower i ruszyłam na miejsce zawodów - jak zwykle - bo Gassy to w zasadzie mój wyścig domowy, prawie pod blokiem ;) 
Nastawiona bojowo (pora wygrać wreszcie te zawody, a nie ciągle tylko 2-3-4 miejsce) drobne 20-kilka km na miejsce dojeżdżam niespiesznie. Odbieram numer startowy. Startuję 13:44, 3 minuty po mnie klubowy kolega - czasowiec - Mateusz.
Rozgrzewka na trasie do Słomczyna. Wszędzie pełno rasowych czasowych rowerów, ja - jedyne co mam czasowego to lemondkę założoną na zwykłą kolarkę. Lemondkę kupiłam sobie zaledwie nieco ponad tydzień wcześniej ale już ją zdążyłam polubić. Na wietrzne Gassy jak znalazł. Tylko moja prokrastynacja dała o sobie znać i do tej pory nie założyłam na nią owijki więc mam na zawody cienkie rękawiczki, żeby nie ślizgały mi się ręce.
Po rozgrzewce chwila pogaduch z Mateuszem i Adasiem z Cyklona. Dla Adasia to debiut w czasówce, natomiast Mateusz to stary wyjadacz aczkolwiek nie nastawia się na dobry wynik bo miał przerwę. Prorokuję Mateuszowi, że mnie zdubluje a Adasiowi, który startuje pod koniec zawodów - że będzie miał czas około 36 minut. 
Jest strasznie gorąco, gdy stoję na słońcu w kolejce do rampy, Garmin pokazuje 40 minut. Wieje, ale nie tak mocno jak potrafi tutaj wiać :) No i kierunek wiatru wydaje się być korzystny, nie powinno być nigdzie na pętli prostego "wmordewindu". Start z rampy ale jak zwykle nie ufam podtrzymywaczowi i startuję sama.
To kolejny mój start w czasówce i kolejny raz za mocno zaczynam. Spalam się w pierwszych 5 minutach i muszę trochę odpuścić. Usiłuję trzymać moc powyżej 220 Watów ale kiepsko mi to idzie. Na pierwszej pętli, na dojeździe z Ciszycy do Wału... korek samochodowy. Samochody wjeżdżają i wyjeżdżają z miejsc parkingowych, inne czekają w kolejce. Porządkowy stara się jak może ale przecież zamknięci w puszkach kierowcy nie słyszą jego poleceń. Przeciskam się między samochodami i tracę tu zapewne kilkanaście sekund. Skręcam na Wał i tutaj z kolei zaczyna się lawirowanie między spacerowiczami, rolkarzami, niedzielnymi rowerzystami... co jakiś czas wrzeszczę do kogoś "z drogi!", odsuwają się niespiesznie ale wydaje się, że nie tracę tutaj dalszych sekund. Wreszcie skręt z Wału do punktu pomiaru czasu w Gassach, rzut oka - na półmetku mam około 16:20. Liczę sobie w myślach, że jeśli pojadę drugą pętlę w tym samym tempie (na co nie ma szans) to będę miała czas powyżej 34 minut (wyższa matematyka, co nie? chyba z upału i zapieku mózg mi się wyłączył). 34 minuty z okładem miałam w zeszłym roku i to był mój najgorszy wynik w historii tej czasowki. Załamuję się trochę ale nie poddaję się.
Za punktem pomiaru coś do mnie krzyczy Adam ale nie dociera do mnie nic, zapiek na maksa i jedziem drugą pętlę.
Na prostej Opacz-Ciszyca dojeżdżam do jadącego dość wolno kolarza, kiedy wyprzedza mnie samochód i jedzie teraz między nami. Po wyprzedzeniu mnie zwalnia i jedzie tempem tego kolarza, ja bezpośrednio za nim - przeklinam bo po pierwsze spowalnia mnie a po drugie - zaraz dostanę karę za drafting za autem ;) Na szczęście jednak auto zaraz odjeżdża, ja za nim - wyprzedzam też kolarza i dalej już jadę sama. 
Dalej - znów korek na dojeździe do Wału. Tym razem trochę luźniej więc udaje mi się przejechać bez większej straty. Na kolejnej prostej wyprzedzają mnie dwa Lamborghini, czyli dwóch zawodników pędzących na rowerach czasowych z pełnym kołem. Co ciekawe, jeden z nich za chwilę pęka i dojeżdżam do niego. Zaginam dalej i za chwilę znów mnie ktoś wyprzedza z tekstem "Dobrze dajesz, dajesz, dajesz!". To motywujące, staram się jeszcze przyspieszyć ale generalnie na tym drugim kółku nie udaje mi się trzymać mocy powyżej 200W. Pod koniec prostej wzdłuż Wału, zgodnie z moimi przewidywaniami, wyprzedza mnie Mateusz.
Przejeżdżam przez metę bez sprawdzania czasu, bo nie mam ochoty się zdołować. Chwila luźnego kręcenia, żeby nie rzucić pawia... ale zaraz ciekawość mnie ciągnie do listy wyników. I tu zdziwko - bo czas 33:08! Życiówka na tej trasie poprawiona o 45 sekund!
Przeliczam sobie jeszcze raz międzyczas ale nijak nie wychodzą mi 33 minuty, raczej 34. Dopiero po dłuższej chwili dociera do mnie, że źle policzyłam 16,5 x 2 ;)
Robimy sobie rozjazd, a potem wracamy podopingować Adasia, który jeszcze jedzie. Dojeżdża na metę z czasem około 36 minut. Chyba powinnam zacząć obstawiać totka ;)



Niestety, mijam się z podium w open o 11 sekund, być może te, które straciłam na korku przy Wale... W kategorii jestem druga.
Wracam do domu rowerem, ze złości waląc dwa QOMy ;)

komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum