MTB Cross Maraton Miedziana Góra
Niedziela, 21 maja 2017 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: | 42.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:38 | km/h: | 11.64 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Prognozy pogody i poranna aura nie napawały optymizmem ale z obowiązku (podwózka do Miedzianej dla Pawła) zwlokłam się rano z wyrka po jak zawsze zbyt małej ilości godzin snu. W Warszawie było pochmurno i zdecydowanie chłodniej niż w poprzednie dni, jednak zobaczywszy 17 stopni na termometrze o 6 rano uznałam, że "się ociepli" i nie zabrałam nic cieplejszego do ubrania na maraton.
W miarę jazdy termometr w samochodzie pokazywał coraz niższą temperaturę, momentami nawet tylko 13 stopni, co trochę zmroziło zarówno mnie jak i jadącego ze mną Pawła. Pochmurna i wietrzna aura powodowała, że strasznie chciało się spać i chyba tylko ledwo klejąca się rozmowa nie pozwalała zasnąć i wtarabanić się w jakiś rów.
fot. MTB Cross Maraton
Dotarliśmy jednak na miejsce bez przygód i grubo przed czasem, tylko po to, aby po wyjściu z auta stwierdzić, że jest dość zimno i pożałować, że nie wzięliśmy rękawków. Paweł był o tyle bardziej przewidujący, że zabrał chociaż kamizelkę. Chowając się przed wiatrem za samochodem (przynajmniej ja) ogarnęliśmy się jednak i ruszyliśmy na rekonesans i rozgrzewkę.
Już po chwili było nam ciepło a podczas rozgrzewki mieliśmy okazję się przekonać, że nocny deszcz zrobił swoje i prawie od początku na trasie jest błoto. No cóż... chyba Szkot będzie po maratonie potrzebował porządnego przeglądu, bo 2 błotne maratony bez przeglądu to przesada.
fot. MTB Cross Maraton
Startuję z sektora, gdzie spotykam Grażkę. Gadamy, śmiejemy się. W sektorze jest ciasno, ciężko było nawet doń wejść, ale za to jest ciepło ;) Poza tym pogoda tuż przed startem się poprawia. Pojawia się słońce więc robi się trochę cieplej, to powinna być idealna pogoda do ścigania.
Start jest szybki, po asfalcie, ale po niedługim odcinku droga już prowadzi szutrówką a potem niespodziewanie odbija w lewo na wąską ścieżkę prowadzącą nieco w górę. Od razu robią się korki, bo stawka jeszcze nie zdążyła się ponaciągać. Trochę z buta ale jednak staram się jechać. W pierwszej połowie trasy to trudne bo po pierwsze jest jeszcze ciasno a po drugie, pierwsza połowa jest bardzo błotnista. Interwałowy charakter trasy nie ułatwia sprawy. Jedzie mi się dość zdechło, tętno nie chce się rozbujać.
fot. MTB Cross Maraton
Mijam się z Grażką - ja ją łykam na zjazdach a ona mnie na błocie. Sam fakt, że jadę mniej więcej w jej tempie świadczy albo o tym, że ona ma bardzo dobry dzień albo że ja mam bardzo słaby ;) Wciągam planowo żele, piję jak smok - uzupełniam izotonik na pierwszym bufecie i zjadam banana.
Po 22 kilometrze jakby odżywam. Błota robi się wyraźnie mniej a trasa chyba nieco bardziej kamienista. O ile pierwsza połowa prowadziła głównie przez las to w drugiej jedziemy więcej między polami i łąkami. Nie brakuje jednak naprawdę czadowych fragmentów, takich jak np. dwa dość trudne zjazdy (choć nie tak trudne jak w Daleszycach). W tej drugiej połowie jedzie mi się całkiem dobrze, choć jeden podjazd jest totalnie na dobitkę - poddaję się już po pierwszych kilkudziesięciu metrach i resztę stoku w Tumlinie pokonuję na piechotę ;)
fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"
fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"
Odjeżdżam Grażce i już jej nie widzę aż do mety. Co ciekawe, nie widzę też Pawła, który startował z 2 sektora. Dotychczas w tym sezonie mnie doganiał gdzieś w drugiej połowie trasy ale tym razem go nie spotykam. Czyżby wyjątkowo udało mi się go przegonić? Otóż nie, okazało się potem, że zaklepał dla mnie miejsce do myjki pół godziny przed moim wjazdem na metę, a minął mnie prawie na samym początku, jednak akurat dłubałam przy odpadającym magnesie od kadencji więc tego nie widziałam ;)
fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"
W każdym razie w tej drugiej połowie jedzie mi się naprawdę fajnie i wreszcie to ja mijam innych zawodników a nie oni mnie. Niestety, nie udaje mi się nadrobić brodzenia w błocie więc tak czy siak, wjeżdżam na metę znów po 3,5h z okładem a Paweł czeka na mnie już od dłuższego czasu, naprawdę dziś miał nogę i na tyle dobrze pojechał, że był 26 w kategorii. Za to Grażce wsadzam kilkanaście minut.
fot. MTB Cross Maraton
fot. MTB Cross Maraton
Na mecie czeka nie tylko Paweł ale też makaron z sosem (nawet niezły, ale nie umywa się do żurku z Daleszyc...) i ciasteczka, które pochłaniam w przemysłowych ilościach ;) Gdy dostaję smsa z wynikiem to już jestem najedzona więc 7 miejsce mnie aż tak bardzo nie dobija, hehe ;)
W miarę jazdy termometr w samochodzie pokazywał coraz niższą temperaturę, momentami nawet tylko 13 stopni, co trochę zmroziło zarówno mnie jak i jadącego ze mną Pawła. Pochmurna i wietrzna aura powodowała, że strasznie chciało się spać i chyba tylko ledwo klejąca się rozmowa nie pozwalała zasnąć i wtarabanić się w jakiś rów.
fot. MTB Cross Maraton
Dotarliśmy jednak na miejsce bez przygód i grubo przed czasem, tylko po to, aby po wyjściu z auta stwierdzić, że jest dość zimno i pożałować, że nie wzięliśmy rękawków. Paweł był o tyle bardziej przewidujący, że zabrał chociaż kamizelkę. Chowając się przed wiatrem za samochodem (przynajmniej ja) ogarnęliśmy się jednak i ruszyliśmy na rekonesans i rozgrzewkę.
Już po chwili było nam ciepło a podczas rozgrzewki mieliśmy okazję się przekonać, że nocny deszcz zrobił swoje i prawie od początku na trasie jest błoto. No cóż... chyba Szkot będzie po maratonie potrzebował porządnego przeglądu, bo 2 błotne maratony bez przeglądu to przesada.
fot. MTB Cross Maraton
Startuję z sektora, gdzie spotykam Grażkę. Gadamy, śmiejemy się. W sektorze jest ciasno, ciężko było nawet doń wejść, ale za to jest ciepło ;) Poza tym pogoda tuż przed startem się poprawia. Pojawia się słońce więc robi się trochę cieplej, to powinna być idealna pogoda do ścigania.
Start jest szybki, po asfalcie, ale po niedługim odcinku droga już prowadzi szutrówką a potem niespodziewanie odbija w lewo na wąską ścieżkę prowadzącą nieco w górę. Od razu robią się korki, bo stawka jeszcze nie zdążyła się ponaciągać. Trochę z buta ale jednak staram się jechać. W pierwszej połowie trasy to trudne bo po pierwsze jest jeszcze ciasno a po drugie, pierwsza połowa jest bardzo błotnista. Interwałowy charakter trasy nie ułatwia sprawy. Jedzie mi się dość zdechło, tętno nie chce się rozbujać.
fot. MTB Cross Maraton
Mijam się z Grażką - ja ją łykam na zjazdach a ona mnie na błocie. Sam fakt, że jadę mniej więcej w jej tempie świadczy albo o tym, że ona ma bardzo dobry dzień albo że ja mam bardzo słaby ;) Wciągam planowo żele, piję jak smok - uzupełniam izotonik na pierwszym bufecie i zjadam banana.
Po 22 kilometrze jakby odżywam. Błota robi się wyraźnie mniej a trasa chyba nieco bardziej kamienista. O ile pierwsza połowa prowadziła głównie przez las to w drugiej jedziemy więcej między polami i łąkami. Nie brakuje jednak naprawdę czadowych fragmentów, takich jak np. dwa dość trudne zjazdy (choć nie tak trudne jak w Daleszycach). W tej drugiej połowie jedzie mi się całkiem dobrze, choć jeden podjazd jest totalnie na dobitkę - poddaję się już po pierwszych kilkudziesięciu metrach i resztę stoku w Tumlinie pokonuję na piechotę ;)
fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"
fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"
Odjeżdżam Grażce i już jej nie widzę aż do mety. Co ciekawe, nie widzę też Pawła, który startował z 2 sektora. Dotychczas w tym sezonie mnie doganiał gdzieś w drugiej połowie trasy ale tym razem go nie spotykam. Czyżby wyjątkowo udało mi się go przegonić? Otóż nie, okazało się potem, że zaklepał dla mnie miejsce do myjki pół godziny przed moim wjazdem na metę, a minął mnie prawie na samym początku, jednak akurat dłubałam przy odpadającym magnesie od kadencji więc tego nie widziałam ;)
fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"
W każdym razie w tej drugiej połowie jedzie mi się naprawdę fajnie i wreszcie to ja mijam innych zawodników a nie oni mnie. Niestety, nie udaje mi się nadrobić brodzenia w błocie więc tak czy siak, wjeżdżam na metę znów po 3,5h z okładem a Paweł czeka na mnie już od dłuższego czasu, naprawdę dziś miał nogę i na tyle dobrze pojechał, że był 26 w kategorii. Za to Grażce wsadzam kilkanaście minut.
fot. MTB Cross Maraton
fot. MTB Cross Maraton
Na mecie czeka nie tylko Paweł ale też makaron z sosem (nawet niezły, ale nie umywa się do żurku z Daleszyc...) i ciasteczka, które pochłaniam w przemysłowych ilościach ;) Gdy dostaję smsa z wynikiem to już jestem najedzona więc 7 miejsce mnie aż tak bardzo nie dobija, hehe ;)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!