Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2012
Dystans całkowity: | 540.53 km (w terenie 179.94 km; 33.29%) |
Czas w ruchu: | 31:01 |
Średnia prędkość: | 18.90 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 175 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 160 (88 %) |
Liczba aktywności: | 29 |
Średnio na aktywność: | 21.62 km i 1h 04m |
Więcej statystyk |
Merida Mazovia MTB Lublin - rozgrzewka i objazd trasy
Niedziela, 17 czerwca 2012 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany
Km: | 5.74 | Km teren: | 3.74 | Czas: | 00:20 | km/h: | 17.22 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
nie chce mi się
Piątek, 15 czerwca 2012 Kategoria dojazdy, trening
Km: | 35.56 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:59 | km/h: | 17.93 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 149149 ( 82%) | HRavg | 114( 63%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: b'twin Triban 3 (sprzedany) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Strasznie się czuję ostatnio zmęczona. Nie chce mi się nic, tylko bym spała. Jak wracałam z pracy to nawet mi się nie chciało nogami kręcić, w dodatku miałam wmordewind.
Prawdę mówiąc, nie chce mi się jechać na zawody w Lublinie. Jak cholera.
Nic, jutro odpocznę od roweru całkiem, może mi się poprawi.
Wieczorem odebrałam kółko od Skociny z nową obręczą. Niestety, nie dało się zapleść na starych szprychach, były za długie. Dostałam więc nowe, również DT Swiss, cieniowane (przy końcach 2, na środku chyba 1,8). Poza tym dostałam alunyple. Pewnie to autosugestia, ale koło wydaje mi się lżejsze ;)
Przy okazji chłopaki wyserwisowali piastę i wyczyścili kasetę. Dawno taka czysta nie była :D
kadencja 74/107
Prawdę mówiąc, nie chce mi się jechać na zawody w Lublinie. Jak cholera.
Nic, jutro odpocznę od roweru całkiem, może mi się poprawi.
Wieczorem odebrałam kółko od Skociny z nową obręczą. Niestety, nie dało się zapleść na starych szprychach, były za długie. Dostałam więc nowe, również DT Swiss, cieniowane (przy końcach 2, na środku chyba 1,8). Poza tym dostałam alunyple. Pewnie to autosugestia, ale koło wydaje mi się lżejsze ;)
Przy okazji chłopaki wyserwisowali piastę i wyczyścili kasetę. Dawno taka czysta nie była :D
kadencja 74/107
praca
Czwartek, 14 czerwca 2012 Kategoria dojazdy
Km: | 22.89 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:12 | km/h: | 19.08 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 144144 ( 80%) | HRavg | 117( 65%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: b'twin Triban 3 (sprzedany) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Zmierzyłam sobie rano tętno i wyszło 51. Czyli podobnie jak ostatnio. Znaczy się wszystko w normie.
To zdechlactwo w tym tygodniu to chyba jednak musi być kwestia zmęczenia po Gwieździe Mazurskiej. Albo aury. Bo aura jest taka, że ciągle chce mi się spać.
Dzisiaj po obiedzie położyłam się i spałam z 1,5 godziny.
To zdechlactwo w tym tygodniu to chyba jednak musi być kwestia zmęczenia po Gwieździe Mazurskiej. Albo aury. Bo aura jest taka, że ciągle chce mi się spać.
Dzisiaj po obiedzie położyłam się i spałam z 1,5 godziny.
zipu zipu
Środa, 13 czerwca 2012 Kategoria bieganie, trening
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:42 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 159159 ( 88%) | HRavg | 140( 77%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rano lało jak z cebra więc przymusowy odpoczynek od roweru.
W pracy będąc dostałam dość nieciekawe wieści, a mianowicie - mam pękniętą obręcz po Purdzie.
W Bikemanie, gdzie dałam rower do serwisu, nie mają dobrej obręczy, którą mogliby mi sprzedać.
W Plusie są pod tarcze ale dość ciężkie albo lekkie tylko pod V-braki. Niby pasuje, ale nie kolorystycznie (srebrny rant). Zresztą nie dadzą rady przepleść koła w tym tygodniu. A muszę mieć na niedzielne zawody w Lublinie.
W Airbiku na KEN mają deficyt szprych i nie wiedzą, czy się to da zrobić na tych, co mają. A żeby było przed niedzielą to płatne +100%. To już lepiej całe koło nowe kupić.
Uratował mnie dopiero Airbike na Dereniowej. Nie mieli co prawda takiej obręczy jak chciałam (chciałam Mavic XC 717), ale jest inna, też dobra (Mavic XC 317). I zrobią na piątek.
Powstał co prawda inny problem, a mianowicie mam jakieś super niespotykane szprychy (DT Swiss, czarne cieniowane 1,8), nie można ich dostać w Polsce. Stanęło na tym, że spróbują przepleść na tych co mam (o ile będą pasować) a jak nie to dadzą inne.
Uf.
Wieczorem spokojne bieganko. Biegało mi się okropnie. Niby tempo w miarę spokojne, tętno niezbyt wysokie, ale zazipałam się na maksa. Coś z tym bieganiem mi nie idzie ostatnio.
Z ciekawych rzeczy to bezpośrednio po przyjściu z dworu (załatwianie sprawy z kołem) miałam tętno 54. Strasznie niskie, jak na pomiar bezpośrednio po łażeniu.
Może coś jest na rzeczy, że mi się źle biegało a wczoraj źle jeździło. Muszę zrobić pomiar jutro rano i zobaczyć jakie mam spoczynkowe.
spokojny bieg ok 6 km
W pracy będąc dostałam dość nieciekawe wieści, a mianowicie - mam pękniętą obręcz po Purdzie.
W Bikemanie, gdzie dałam rower do serwisu, nie mają dobrej obręczy, którą mogliby mi sprzedać.
W Plusie są pod tarcze ale dość ciężkie albo lekkie tylko pod V-braki. Niby pasuje, ale nie kolorystycznie (srebrny rant). Zresztą nie dadzą rady przepleść koła w tym tygodniu. A muszę mieć na niedzielne zawody w Lublinie.
W Airbiku na KEN mają deficyt szprych i nie wiedzą, czy się to da zrobić na tych, co mają. A żeby było przed niedzielą to płatne +100%. To już lepiej całe koło nowe kupić.
Uratował mnie dopiero Airbike na Dereniowej. Nie mieli co prawda takiej obręczy jak chciałam (chciałam Mavic XC 717), ale jest inna, też dobra (Mavic XC 317). I zrobią na piątek.
Powstał co prawda inny problem, a mianowicie mam jakieś super niespotykane szprychy (DT Swiss, czarne cieniowane 1,8), nie można ich dostać w Polsce. Stanęło na tym, że spróbują przepleść na tych co mam (o ile będą pasować) a jak nie to dadzą inne.
Uf.
Wieczorem spokojne bieganko. Biegało mi się okropnie. Niby tempo w miarę spokojne, tętno niezbyt wysokie, ale zazipałam się na maksa. Coś z tym bieganiem mi nie idzie ostatnio.
Z ciekawych rzeczy to bezpośrednio po przyjściu z dworu (załatwianie sprawy z kołem) miałam tętno 54. Strasznie niskie, jak na pomiar bezpośrednio po łażeniu.
Może coś jest na rzeczy, że mi się źle biegało a wczoraj źle jeździło. Muszę zrobić pomiar jutro rano i zobaczyć jakie mam spoczynkowe.
spokojny bieg ok 6 km
praca
Wtorek, 12 czerwca 2012 Kategoria dojazdy
Km: | 9.17 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:27 | km/h: | 20.38 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 143143 ( 79%) | HRavg | 126( 70%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wczoraj odpoczynek od sportu po Gwieździe Mazurskiej, zresztą spora część dnia to szykowanie się do podróży, podróż do Warszawy i ogarnięcie się po wyjeździe.
Dziś na Skocinie. Wczoraj wieczorem umyłam i nasmarowałam ale należy mu się centrowanie kół i regulacja, więc plan jest taki, że po treningu zaprowadzę go do serwisu :)
Rano przyjemnie, koło 15 stopni i wietrzyk w plecy. Dojazd do pracy bardzo spokojny.
Dziś na Skocinie. Wczoraj wieczorem umyłam i nasmarowałam ale należy mu się centrowanie kół i regulacja, więc plan jest taki, że po treningu zaprowadzę go do serwisu :)
Rano przyjemnie, koło 15 stopni i wietrzyk w plecy. Dojazd do pracy bardzo spokojny.
gdzie ta strefa?
Wtorek, 12 czerwca 2012 Kategoria dojazdy, trening
Km: | 37.38 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:39 | km/h: | 22.65 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 157157 ( 87%) | HRavg | 124( 68%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wyszłam z pracy i zdziwiłam się, bo zapowiadali deszcze, a tu upał!
Całe centrum zawalone kibicami. Wszyscy ciągną do strefy kibica. Z mojej perspektywy, strefa kibica to czarna dziura, wciągająca z okolicy kolory biały i czerwony ;)
Na szczęście puścili nas wcześniej z pracy w związku z zamknięciem ulic w okolicy. Lubię takie dni ;)
Po wczorajszej labie, dzisiaj reżim od początku.
Plan był na powtórzenia w 3 strefie ale jakoś nie szło mi. Zaczęłam na Przyczółkowej, w dość silnym frontalnym wietrze - powinno mi się dać łatwo wkręcić do 3 strefy w takich warunkach, niestety jakoś nie mogłam. 2,9 i nie chce być lepiej. Drugie powtórzenie to już dojazdówka na Okrzeszyn - trochę lepiej, kilka razy Garmin pokazał trójkę, ale tylko na chwilę. Dopiero dwa ostatnie powtórzenia udało mi się w miarę stabilnie zrobić, ale musiałam wrzucić na blat - na wysokiej kadencji się nie dało.
Na pętli okrzeszyńskiej zaczepił mnie szosowiec, pytał o trening, coś tam opowiadał o swoim. Ale nie rozmawialiśmy długo, bo rozjechały się nasze drogi :) Ja w lewo, on w prawo. Życzyłam mu miłego treningu i pojechałam do domku.
Oczywiście po drodze zostawiłam rower w Bikemanie, bo kółka mam nieco zwichrowane po zawodach ;)
rozgrzewka
4 x 5min (3 strefa) x 2min
rozjazd
kadencja 79/108
Całe centrum zawalone kibicami. Wszyscy ciągną do strefy kibica. Z mojej perspektywy, strefa kibica to czarna dziura, wciągająca z okolicy kolory biały i czerwony ;)
Na szczęście puścili nas wcześniej z pracy w związku z zamknięciem ulic w okolicy. Lubię takie dni ;)
Po wczorajszej labie, dzisiaj reżim od początku.
Plan był na powtórzenia w 3 strefie ale jakoś nie szło mi. Zaczęłam na Przyczółkowej, w dość silnym frontalnym wietrze - powinno mi się dać łatwo wkręcić do 3 strefy w takich warunkach, niestety jakoś nie mogłam. 2,9 i nie chce być lepiej. Drugie powtórzenie to już dojazdówka na Okrzeszyn - trochę lepiej, kilka razy Garmin pokazał trójkę, ale tylko na chwilę. Dopiero dwa ostatnie powtórzenia udało mi się w miarę stabilnie zrobić, ale musiałam wrzucić na blat - na wysokiej kadencji się nie dało.
Na pętli okrzeszyńskiej zaczepił mnie szosowiec, pytał o trening, coś tam opowiadał o swoim. Ale nie rozmawialiśmy długo, bo rozjechały się nasze drogi :) Ja w lewo, on w prawo. Życzyłam mu miłego treningu i pojechałam do domku.
Oczywiście po drodze zostawiłam rower w Bikemanie, bo kółka mam nieco zwichrowane po zawodach ;)
rozgrzewka
4 x 5min (3 strefa) x 2min
rozjazd
kadencja 79/108
Gwiazda Mazurska etap IV - Jedwabno
Niedziela, 10 czerwca 2012 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: | 34.31 | Km teren: | 32.00 | Czas: | 01:28 | km/h: | 23.39 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 166166 ( 92%) | HRavg | 156( 86%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po przyjechaniu do Jedwabna z niepokojem najpierw lecę do biura zawodów - na szczęście p. Zamana dotrzymał słowa i uff, moje kółko jest, naprostowane (no, nie idealnie, ale daje się jechać). Oddycham z ulgą. Montuję do roweru, tradycyjny już objazd trasy i do sektora.
O ile wczoraj w sektorze było miło i sympatycznie, to dzisiaj to już prawie "stare znajome". Już ustalamy z Gosią co i jak, planujemy zgubić Agatę itd.
Dzisiaj p. Jerzy zapowiada nieco dłuższy dystans, tak około 10-12 km więcej niż wczoraj i przedwczoraj więc trzeba trochę inaczej rozłożyć siły. Poza tym jest dziś gorąco, w porównaniu do poprzednich dni.
Na początku, po starcie jest OK, wyrywamy do przodu, znów w tej samej czwórce co wczoraj, a w niezadługim czasie odrywamy się z Gosią od pozostałej dwójki.
Jedzie się fajnie, dopóki nie pojawią się większe piachy. Tu już daje mi się we znaki zmęczenie po poprzednich etapach. Czuję, że nogi mam nieco ołowiane i zaczynam od Gosi odstawać. Niestety. Ona najwyraźniej czeka na mnie, ogląda się, czy jadę, ale chyba nie dam rady jej dziś utrzymać koła.
Na samym początku jest dobrze - popylam na czele (zdjęcie z galerii Edyty Kuklińskiej
Urywamy się z Gosią
Około 10 kilometra mijamy Krzyśka, ale niedługo potem odpadam. Mówię Gosi, żeby już na mnie nie czekała, niech jedzie własnym tempem. Co też ona czyni, i niezadługo znika mi z pola widzenia.
Wytęż wzrok :) Gosia już odjechała, teraz jadę sama
Jakoś mi się teraz źle jedzie, ciężko. Mijam co prawda kolejnych panów, ale jest słabo i jakby coraz wolniej. Na domiar złego, na 20tym kilometrze dogania mnie Agata i mija mnie z taką prędkością, że nawet nie daję rady złapać jej koła.
Pan Zbyszek postanowił mi dziś wynagrodzić niewielką ilość lub brak fotek z kilku ostatnich maratonów
No cóż, starość nie radość ;) Żałuję, że nie zaczęłam uprawiać tego sportu wcześniej.
W dodatku coś mi się pierniczy z kilometrażem. Dziesiątki mi się zmyliły i gdy jest na liczniku 25 km kilometrów to wydaje mi się, że już zaraz meta i przyspieszam. Jednak gdy mety ani widu ani słychu a na liczniku już 30 km, dociera do mnie, że dziesiątki mi się pomyliły. Do mety jeszcze kilka kilometrów, od teraz! Morale mi spada i znów się snuję.
Odzyskuję siły dopiero, gdy doganiam całkiem żwawo jadący pociąg kilku panów. Najpierw siadam im na koło, odpoczywam, a potem ich wyprzedzam i ciągnę już aż do mety. Na skarpie przy stadionie siedzą kibice i wrzeszczą do mnie "Dawaj! Nie odpuszczaj!". Ja wiem, że na plecach siedzi mi co najmniej jeden gość, ale nie dam się wyprzedzić. Nie daję się wyprzedzić. Na mecie okazuje się, że tylko jeden siedział mi na kole. Pozostali musieli odpaść wcześniej.
Dekoracja etapowa
Dekoracja w generalce kategorii
34,31 km / 01:28:04
klasyfikacja podobna jak wczoraj, K3 - 1/22, open 3/25.
Strata do Gosi 2 minuty, do Agaty niecała minuta. Szkoda.
W generalce utrzymałam pozycję 1 w kategorii i 3 w open.
Krzysiek był dzisiaj 10 a ostatecznie w generalce uplasował się na 8.
Gratulacje! :)
Zrealizowałam jeden ze swoich celów treningowych na ten sezon: miało być top 3 na Gwieździe w kategorii. Jest pierwsza pozycja i top 3 w open. Tylko nie do końca jestem usatysfakcjonowana bo nie na Mega tylko na Fit.
Ale gdybym pojechała na Mega to byłabym jeszcze mniej usatysfakcjonowana bo byłabym na podium niezależnie od wyniku - w mojej kategorii jechały tylko 2 panie.
Więc chyba koniec końców, lepiej że było z kim się pościgać jednak na Fit.
Wspólne pamiątkowe zdjęcie. Od lewej: Kasia, Gosia, Ja, Karina, Ewa, Ela
#
kadencja 77/110
O ile wczoraj w sektorze było miło i sympatycznie, to dzisiaj to już prawie "stare znajome". Już ustalamy z Gosią co i jak, planujemy zgubić Agatę itd.
Dzisiaj p. Jerzy zapowiada nieco dłuższy dystans, tak około 10-12 km więcej niż wczoraj i przedwczoraj więc trzeba trochę inaczej rozłożyć siły. Poza tym jest dziś gorąco, w porównaniu do poprzednich dni.
Na początku, po starcie jest OK, wyrywamy do przodu, znów w tej samej czwórce co wczoraj, a w niezadługim czasie odrywamy się z Gosią od pozostałej dwójki.
Jedzie się fajnie, dopóki nie pojawią się większe piachy. Tu już daje mi się we znaki zmęczenie po poprzednich etapach. Czuję, że nogi mam nieco ołowiane i zaczynam od Gosi odstawać. Niestety. Ona najwyraźniej czeka na mnie, ogląda się, czy jadę, ale chyba nie dam rady jej dziś utrzymać koła.
Na samym początku jest dobrze - popylam na czele (zdjęcie z galerii Edyty Kuklińskiej
Urywamy się z Gosią
Około 10 kilometra mijamy Krzyśka, ale niedługo potem odpadam. Mówię Gosi, żeby już na mnie nie czekała, niech jedzie własnym tempem. Co też ona czyni, i niezadługo znika mi z pola widzenia.
Wytęż wzrok :) Gosia już odjechała, teraz jadę sama
Jakoś mi się teraz źle jedzie, ciężko. Mijam co prawda kolejnych panów, ale jest słabo i jakby coraz wolniej. Na domiar złego, na 20tym kilometrze dogania mnie Agata i mija mnie z taką prędkością, że nawet nie daję rady złapać jej koła.
Pan Zbyszek postanowił mi dziś wynagrodzić niewielką ilość lub brak fotek z kilku ostatnich maratonów
No cóż, starość nie radość ;) Żałuję, że nie zaczęłam uprawiać tego sportu wcześniej.
W dodatku coś mi się pierniczy z kilometrażem. Dziesiątki mi się zmyliły i gdy jest na liczniku 25 km kilometrów to wydaje mi się, że już zaraz meta i przyspieszam. Jednak gdy mety ani widu ani słychu a na liczniku już 30 km, dociera do mnie, że dziesiątki mi się pomyliły. Do mety jeszcze kilka kilometrów, od teraz! Morale mi spada i znów się snuję.
Odzyskuję siły dopiero, gdy doganiam całkiem żwawo jadący pociąg kilku panów. Najpierw siadam im na koło, odpoczywam, a potem ich wyprzedzam i ciągnę już aż do mety. Na skarpie przy stadionie siedzą kibice i wrzeszczą do mnie "Dawaj! Nie odpuszczaj!". Ja wiem, że na plecach siedzi mi co najmniej jeden gość, ale nie dam się wyprzedzić. Nie daję się wyprzedzić. Na mecie okazuje się, że tylko jeden siedział mi na kole. Pozostali musieli odpaść wcześniej.
Dekoracja etapowa
Dekoracja w generalce kategorii
34,31 km / 01:28:04
klasyfikacja podobna jak wczoraj, K3 - 1/22, open 3/25.
Strata do Gosi 2 minuty, do Agaty niecała minuta. Szkoda.
W generalce utrzymałam pozycję 1 w kategorii i 3 w open.
Krzysiek był dzisiaj 10 a ostatecznie w generalce uplasował się na 8.
Gratulacje! :)
Zrealizowałam jeden ze swoich celów treningowych na ten sezon: miało być top 3 na Gwieździe w kategorii. Jest pierwsza pozycja i top 3 w open. Tylko nie do końca jestem usatysfakcjonowana bo nie na Mega tylko na Fit.
Ale gdybym pojechała na Mega to byłabym jeszcze mniej usatysfakcjonowana bo byłabym na podium niezależnie od wyniku - w mojej kategorii jechały tylko 2 panie.
Więc chyba koniec końców, lepiej że było z kim się pościgać jednak na Fit.
Wspólne pamiątkowe zdjęcie. Od lewej: Kasia, Gosia, Ja, Karina, Ewa, Ela
#
kadencja 77/110
Gwiazda Mazurska etap IV - objazd trasy
Niedziela, 10 czerwca 2012 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany
Km: | 4.60 | Km teren: | 3.50 | Czas: | 00:16 | km/h: | 17.25 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Gwiazda Mazurska etap III - Purda
Sobota, 9 czerwca 2012 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: | 25.56 | Km teren: | 23.00 | Czas: | 01:07 | km/h: | 22.89 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 168168 ( 93%) | HRavg | 159( 88%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś z dziewczynami w sektorze już jakbyśmy się znały od dawna. Jest:
Gosia, z którą wczoraj cały dystans jechałam razem,
Karina, która przyjechała na metę jako druga w mojej kategorii,
Kasia (Wkręceni.pl), którą wczoraj urwałam jak przestrzeliła zakręt,
Agata z WKK, którą wczoraj postanowiłyśmy z Gosią zgubić,
Ela, którą znam z całego cyklu Mazovii i która regularnie staje na podium w swojej kategorii
i jeszcze kilka dziewczyn, z którymi gadamy, śmiejemy się i obmyślamy strategię.
Wesoło jest w sektorze.
Nie ma za to w naszym sektorze Uli, która jako jedyna została dopuszczona do startu w sektorze "elity", tzn. jedzie wśród osób, które dojechały na Mega w pierwszej 50-tce (jako jedyna kobieta).
Start znów dobry, urywamy się we cztery: Gosia, Kasia, Agata i ja. Dość szybko odsadzamy resztę pań i zmieniamy się między sobą. Właściwie to się już od razu zaczynamy ścigać.
Jeszcze jadę z czołówką. Za mną Gosia, Kasia i Agata
Dziś doganiamy Krzyśka trochę później niż wczoraj, bo na około 6tym kilometrze.
Tuż potem popełniam błąd fatalny w skutkach. Obieram zły tor jazdy przed Agatą na piaszczystym zakręcie. Koło mi się zarywa i lecę, niestety jest gleba. Dziewczyny mi uciekają.
Gdy się gramolę, Krzysiek mnie mija i się pyta co się stało. Trochę mnie irytuje jego pytanie, jakby nie było widać. Doganiam go szybko i przeganiam. On mnie dopinguje do szybszej jazdy.
Przez jakiś czas spinam się ostro, liczę na to, że jednak dogonię dziewczyny, jednak gdy już widzę ich plecy, znów popełniam błąd - tym razem ja przestrzeliwuję niedostatecznie czytelnie oznaczony zakręt. Znów kilkanaście sekund straty i tym razem czołówka odjeżdża mi na dobre.
Trochę mi spada motywacja, bo nie mam z kim się ścigać. Kolejnych panów łykam na śniadanie, nie ma z kim powalczyć. Zaczynam tracić nadzieję, że dogonię dziewczyny, chociaż pedałuję ile pary w nogach. Na rozjeździe Fit/Mega pytam, czy dawno przejechały i otrzymuję informację, że dość dawno.
Dalej jadę prawie sama, nie licząc młodego zawodnika z WKK, który siada mi na kole. Jak się okazuje, dość pechowo - bo w połowie trasy, przy kolejnym źle oznaczonym zakręcie ostro hamuję, żeby się w nim zmieścić i młody wpakowuje mi się prosto w tylne koło. Nie powoduje to wywrotki, jednak zaczyna coś mi stukać w rowerze. Patrzę na koło - ups, jeździ na boki, lekko wygięte a szprycha zahacza o wózek przerzutki. No coż, przyglądam się tylko czy wszystkie szprychy całe i mam tylko nadzieję, że wytrzyma do końca dystansu.
Raczej nie mam szans na dogonienie dziewczyn więc skupiam się na równym tempie. Dzisiejszy etap, według słów organizatora, miał mieć nieco utrudnień. Tak jak się spodziewałam, utrudnienia polegają na jeszcze większej ilości piachu niż wczoraj. Ale radzę sobie z nimi bez problemu (poza tą pierwszą, wyglebioną, łachą).
Doganiam jednak Kasię. Jak się po zawodach okazuje, również miała glebę. Przez chwilę mój widok ją dopinguje i próbuje się ze mną ścigać jednak w jednym miejscu ja obieram lepszy tor jazdy na zakręcie i wychodzę z niego pierwsza, podczas gdy Kasia utyka w piachu. Odsadzam ją sporo i nie widzę jej aż do końca dzisiejszych zawodów.
Na metę wjeżdżam ze sporą stratą do Gosi (około 3 min) i ciut mniejszą do Agaty (niecałe 2 min) jednak w generalce open zrzuca mnie to na 3 lokatę.
25,56 km / 01:06:51
K3 - 1/19, open - 3/27
Niezadowolona jestem, spartaczyłam koncertowo. Gleba, przestrzelony zakręt - moje ewidentne błędy. To, że gość z WKK wjechał mi w koło to zwykły pech, który zresztą by się nie zdarzył gdyby nie te dwie pierwsze wpadki. Mogłam przynajmniej trzymać się czołówki - gdyby nie moje błędy może byłabym druga w open.
Krzysiek dzisiaj na 12 pozycji, w generalce nadal 10.
Po zawodach jeszcze próbuję załatwić coś ze zwichrowanym kołem. Niestety, serwis nie ma centrownicy. Karina deklaruje, że jej team może mi pożyczyć koło w razie czego - mają jedno zapasowe, nawet z dobrą tarczą i zębatką pasujacą. Ale postanawiam jeszcze skorzystać z ostatniej deski ratunku bo na horyzoncie pojawia się p. Cezary Zamana - idę do niego z miną kota ze Shreka... i po chwili sprawa załatwiona. P. Cezary zabiera moje koło - będzie do odbioru jutro w biurze zawodów przed startem. Hura!
#
kadencja 78/111
Gosia, z którą wczoraj cały dystans jechałam razem,
Karina, która przyjechała na metę jako druga w mojej kategorii,
Kasia (Wkręceni.pl), którą wczoraj urwałam jak przestrzeliła zakręt,
Agata z WKK, którą wczoraj postanowiłyśmy z Gosią zgubić,
Ela, którą znam z całego cyklu Mazovii i która regularnie staje na podium w swojej kategorii
i jeszcze kilka dziewczyn, z którymi gadamy, śmiejemy się i obmyślamy strategię.
Wesoło jest w sektorze.
Nie ma za to w naszym sektorze Uli, która jako jedyna została dopuszczona do startu w sektorze "elity", tzn. jedzie wśród osób, które dojechały na Mega w pierwszej 50-tce (jako jedyna kobieta).
Start znów dobry, urywamy się we cztery: Gosia, Kasia, Agata i ja. Dość szybko odsadzamy resztę pań i zmieniamy się między sobą. Właściwie to się już od razu zaczynamy ścigać.
Jeszcze jadę z czołówką. Za mną Gosia, Kasia i Agata
Dziś doganiamy Krzyśka trochę później niż wczoraj, bo na około 6tym kilometrze.
Tuż potem popełniam błąd fatalny w skutkach. Obieram zły tor jazdy przed Agatą na piaszczystym zakręcie. Koło mi się zarywa i lecę, niestety jest gleba. Dziewczyny mi uciekają.
Gdy się gramolę, Krzysiek mnie mija i się pyta co się stało. Trochę mnie irytuje jego pytanie, jakby nie było widać. Doganiam go szybko i przeganiam. On mnie dopinguje do szybszej jazdy.
Przez jakiś czas spinam się ostro, liczę na to, że jednak dogonię dziewczyny, jednak gdy już widzę ich plecy, znów popełniam błąd - tym razem ja przestrzeliwuję niedostatecznie czytelnie oznaczony zakręt. Znów kilkanaście sekund straty i tym razem czołówka odjeżdża mi na dobre.
Trochę mi spada motywacja, bo nie mam z kim się ścigać. Kolejnych panów łykam na śniadanie, nie ma z kim powalczyć. Zaczynam tracić nadzieję, że dogonię dziewczyny, chociaż pedałuję ile pary w nogach. Na rozjeździe Fit/Mega pytam, czy dawno przejechały i otrzymuję informację, że dość dawno.
Dalej jadę prawie sama, nie licząc młodego zawodnika z WKK, który siada mi na kole. Jak się okazuje, dość pechowo - bo w połowie trasy, przy kolejnym źle oznaczonym zakręcie ostro hamuję, żeby się w nim zmieścić i młody wpakowuje mi się prosto w tylne koło. Nie powoduje to wywrotki, jednak zaczyna coś mi stukać w rowerze. Patrzę na koło - ups, jeździ na boki, lekko wygięte a szprycha zahacza o wózek przerzutki. No coż, przyglądam się tylko czy wszystkie szprychy całe i mam tylko nadzieję, że wytrzyma do końca dystansu.
Raczej nie mam szans na dogonienie dziewczyn więc skupiam się na równym tempie. Dzisiejszy etap, według słów organizatora, miał mieć nieco utrudnień. Tak jak się spodziewałam, utrudnienia polegają na jeszcze większej ilości piachu niż wczoraj. Ale radzę sobie z nimi bez problemu (poza tą pierwszą, wyglebioną, łachą).
Doganiam jednak Kasię. Jak się po zawodach okazuje, również miała glebę. Przez chwilę mój widok ją dopinguje i próbuje się ze mną ścigać jednak w jednym miejscu ja obieram lepszy tor jazdy na zakręcie i wychodzę z niego pierwsza, podczas gdy Kasia utyka w piachu. Odsadzam ją sporo i nie widzę jej aż do końca dzisiejszych zawodów.
Na metę wjeżdżam ze sporą stratą do Gosi (około 3 min) i ciut mniejszą do Agaty (niecałe 2 min) jednak w generalce open zrzuca mnie to na 3 lokatę.
25,56 km / 01:06:51
K3 - 1/19, open - 3/27
Niezadowolona jestem, spartaczyłam koncertowo. Gleba, przestrzelony zakręt - moje ewidentne błędy. To, że gość z WKK wjechał mi w koło to zwykły pech, który zresztą by się nie zdarzył gdyby nie te dwie pierwsze wpadki. Mogłam przynajmniej trzymać się czołówki - gdyby nie moje błędy może byłabym druga w open.
Krzysiek dzisiaj na 12 pozycji, w generalce nadal 10.
Po zawodach jeszcze próbuję załatwić coś ze zwichrowanym kołem. Niestety, serwis nie ma centrownicy. Karina deklaruje, że jej team może mi pożyczyć koło w razie czego - mają jedno zapasowe, nawet z dobrą tarczą i zębatką pasujacą. Ale postanawiam jeszcze skorzystać z ostatniej deski ratunku bo na horyzoncie pojawia się p. Cezary Zamana - idę do niego z miną kota ze Shreka... i po chwili sprawa załatwiona. P. Cezary zabiera moje koło - będzie do odbioru jutro w biurze zawodów przed startem. Hura!
#
kadencja 78/111
Gwiazda Mazurska etap III - objazd trasy
Sobota, 9 czerwca 2012 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany
Km: | 5.79 | Km teren: | 4.50 | Czas: | 00:20 | km/h: | 17.37 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |