Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2011
Dystans całkowity: | 773.64 km (w terenie 156.00 km; 20.16%) |
Czas w ruchu: | 55:08 |
Średnia prędkość: | 16.93 km/h |
Maksymalna prędkość: | 41.00 km/h |
Suma podjazdów: | 942 m |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (99 %) |
Maks. tętno średnie: | 162 (90 %) |
Suma kalorii: | 40246 kcal |
Liczba aktywności: | 39 |
Średnio na aktywność: | 23.44 km i 1h 24m |
Więcej statystyk |
praca
Piątek, 8 kwietnia 2011 Kategoria dojazdy, trening
Km: | 18.29 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:09 | km/h: | 15.90 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 152152 ( 84%) | HRavg | 124( 68%) |
Kalorie: | 1103kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nieeee no... CheEvara ma rację z tym wiatrem. Przewala już totalnie.
Rano - potworny wmordewind. Po południu, na tej samej trasie tylko w drugą stronę... co? Też wmordewind, no... może trochę mniejszy. I jak tu się nie wkurzyć.
W dodatku wczoraj mnie zlało, dzisiaj mnie zaś zlało dość poważnie...
Dwa takie dni i od razu człowiek przestaje mieć ochotę na rower. Piekło i szatani.
I weź tu człowieku poza tym zrób trening pt. "spokojna jazda". Jak tętno przy 20 km/h przy takiej wichurze od razu leci powyżej strefy wytrzymałościowej. Żeby jechać wytrzymałościówkę musiałabym chyba zwolnić do 15 km/h.
Kat: E2
kadencja 82/115
KOW: 4
obciążenie: 276
Rano - potworny wmordewind. Po południu, na tej samej trasie tylko w drugą stronę... co? Też wmordewind, no... może trochę mniejszy. I jak tu się nie wkurzyć.
W dodatku wczoraj mnie zlało, dzisiaj mnie zaś zlało dość poważnie...
Dwa takie dni i od razu człowiek przestaje mieć ochotę na rower. Piekło i szatani.
I weź tu człowieku poza tym zrób trening pt. "spokojna jazda". Jak tętno przy 20 km/h przy takiej wichurze od razu leci powyżej strefy wytrzymałościowej. Żeby jechać wytrzymałościówkę musiałabym chyba zwolnić do 15 km/h.
Kat: E2
kadencja 82/115
KOW: 4
obciążenie: 276
zieeew
Czwartek, 7 kwietnia 2011 Kategoria dojazdy
Km: | 18.09 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:03 | km/h: | 17.23 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 151151 ( 83%) | HRavg | 125( 69%) |
Kalorie: | 974kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Zieeeew, ziieeeeeewww... jechałam do pracy rozdziawiając paszczę, ziewałam jak krokodyl. Dziwne, że mi żadne ptaki nie powpadały. I jechało mi się ciężko... do momentu, kiedy się zorientowałam, że chyba mam za nisko siodło. Pewnie źle ustawiłam po transporcie roweru po Mazovii w Otwocku i jakoś nie zwróciłam na to uwagi.
Jak poprawiłam siodło to się okazało, że wcale nie jestem taka zdechła :)
Ale mimo wszystko... zieewww...
Jak poprawiłam siodło to się okazało, że wcale nie jestem taka zdechła :)
Ale mimo wszystko... zieewww...
miało być z narastającą prędkością
Środa, 6 kwietnia 2011 Kategoria dojazdy, trening
Km: | 22.11 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:12 | km/h: | 18.43 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 155155 ( 86%) | HRavg | 123( 68%) |
Kalorie: | 976kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
No właśnie. Miało być z narastającą prędkością a wyszło jak zwykle. To znaczy, ogólnie złe samopoczucie, które mnie jeszcze trzymało od poranka a poza tym światła, wmordewind i w ogóle. Odcięło mi prąd na 12-tym kilometrze.
Załamana trochę jestem generalnie. Abstrahując od mojego dzisiejszego samopoczucia, ostatnio mam wrażenie kompletnego braku siły... :(
kadencja 86/115
KOW: 5
obciążenie: 360
Załamana trochę jestem generalnie. Abstrahując od mojego dzisiejszego samopoczucia, ostatnio mam wrażenie kompletnego braku siły... :(
kadencja 86/115
KOW: 5
obciążenie: 360
do pracy
Środa, 6 kwietnia 2011 Kategoria dojazdy
Km: | 9.33 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:35 | km/h: | 15.99 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 147147 ( 81%) | HRavg | 113( 62%) |
Kalorie: | 596kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po wczorajszym dniu byłam zmęczona, smutna, rozbita, bez nastroju na cokolwiek. Nawet nie chciało mi się rowerem jechać, ale z odruchu jednak pojechałam rowerem. Jechało mi się okropnie. Czułam się słabo, nogi się nie chciały kręcić, jechałam ślamazarnie i kompletnie bez radości, która zwykle temu towarzyszy.
Awantura
Wtorek, 5 kwietnia 2011 Kategoria dojazdy, trening
Km: | 26.89 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:43 | km/h: | 15.66 |
Pr. maks.: | 25.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 166166 ( 92%) | HRavg | 133( 73%) |
Kalorie: | 1741kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nie wyspałam się. Zrobił mi się pryszcz na nosie. Zimno. Ciężko mi się jechało do pracy. Pod pracą zorientowałam się, że przednie koło nie bardzo się chce kręcić. Poprawianie nic nie dało. Zaklęłam sobie szpetnie i poszłam pracować. W pracy tyle roboty, że nie bardzo wiadomo za co najpierw się zabrać. W dodatku pokłóciłam się z Markiem. Pół dnia ryczałam, oczywiście z pracy nici. Musiałam zostać w pracy dłużej potem, żeby trochę nadrobić. Miałam robić podjazdy na Agrykoli z Krzychem, ale musiałam to odwołać. Odreagowałam później na Kopie Cwila. Zamiast 10 podjazdów zrobiłam 12, bez przerw i odpoczynków. Zajęło mi to około 20 minut (licząc z nawrotami).
Potem pojechałam do Airbika bo miałam zwrócić testowy mostek. Jedyne co dobre z tego dnia, to że Wojtek pozwolił mi jeszcze mostek testować do poniedziałku. Za to dowiedziałam się, że mam skrzywioną tarczę i to dlatego przednie koło się nie chciało kręcić. Naprostowali, ale chyba czeka mnie inwestycja.
nawrót 1: 1:35, HR 149/164, kadencja 82/96
nawrót 2: 1:23, HR 151/162, kadencja 87/109
nawrót 3: 1:44, HR 152/162, kadencja 82/98
nawrót 4: 1:34, HR 150/158, kadencja 71/85
nawrót 5: 1:45, HR 152/161, kadencja 84/112
nawrót 6: 1:40, HR 151/160, kadencja 84/92
nawrót 7: 1:43, HR 154/162, kadencja 80/102
nawrót 8: 1:31, HR 156/164, kadencja 78/95
nawrót 9: 1:35, HR 158/166, kadencja 75/89
nawrót 10: 1:35, HR 157/165, kadencja 80/98
nawrót 11: 1:40, HR 156/166, kadencja 79/93
nawrót 12: 1:23, HR 155/161, kadencja 77/87
kadencja 82/112
KOW: 4
obciążenie: 412
Potem pojechałam do Airbika bo miałam zwrócić testowy mostek. Jedyne co dobre z tego dnia, to że Wojtek pozwolił mi jeszcze mostek testować do poniedziałku. Za to dowiedziałam się, że mam skrzywioną tarczę i to dlatego przednie koło się nie chciało kręcić. Naprostowali, ale chyba czeka mnie inwestycja.
nawrót 1: 1:35, HR 149/164, kadencja 82/96
nawrót 2: 1:23, HR 151/162, kadencja 87/109
nawrót 3: 1:44, HR 152/162, kadencja 82/98
nawrót 4: 1:34, HR 150/158, kadencja 71/85
nawrót 5: 1:45, HR 152/161, kadencja 84/112
nawrót 6: 1:40, HR 151/160, kadencja 84/92
nawrót 7: 1:43, HR 154/162, kadencja 80/102
nawrót 8: 1:31, HR 156/164, kadencja 78/95
nawrót 9: 1:35, HR 158/166, kadencja 75/89
nawrót 10: 1:35, HR 157/165, kadencja 80/98
nawrót 11: 1:40, HR 156/166, kadencja 79/93
nawrót 12: 1:23, HR 155/161, kadencja 77/87
kadencja 82/112
KOW: 4
obciążenie: 412
relaksowo
Poniedziałek, 4 kwietnia 2011 Kategoria dojazdy
Km: | 19.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:05 | km/h: | 17.54 |
Pr. maks.: | 25.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 144144 ( 80%) | HRavg | 123( 68%) |
Kalorie: | 1169kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Relaksik po wczorajszej Mazovii. Spokojnie, powolutku, żeby się nie spocić, nie zmęczyć... Rano było super przyjemnie. Około 7 stopni i słonko. Miałam pojechać po pracy na myjnię, ale po południu dla odmiany zrobiło się zimno i wietrznie a na dodatek zaczęło padać. Stwierdziłam, że rower nie chrzęści aż tak bardzo żeby wymagał natychmiastowego mycia... :)
Mazovia MTB Marathon Otwock - test wszystkiego :)
Niedziela, 3 kwietnia 2011 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: | 46.73 | Km teren: | 46.00 | Czas: | 03:00 | km/h: | 15.58 |
Pr. maks.: | 35.50 | Temperatura: | °C | HRmax: | 174174 ( 96%) | HRavg | 159( 88%) |
Kalorie: | 2325kcal | Podjazdy: | 203m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Szykowałam się na Giga, w końcu ustawka z CheEvarą do czegoś zobowiązuje. Ale nie wyszło mi to Giga... z dwóch powodów, ale po kolei.
Byłam dzisiaj mocno poddenerwowana przed startem. Po pierwsze, to miał być test sensowności treningów. Po drugie, to miał być test ustawień BG Fit.
Mogłabym powiedzieć w zasadzie, że "both failed" ale może jeszcze nie będę wydawać tak ostatecznych sądów bo:
1) Tydzień temu biegłam półmaraton i w piątek nadal jeszcze "czułam nogi" po nim. Zmęczone na maksa. Nie mogło to mieć dobrego wpływu na dzisiejszy wynik
2) Podczas jazdy poluzowały mi się śrubki od mocowania siodła i po dokręceniu siodło nie wylądowało zapewne w idealnej pozycji.
Dobra, dam drugą szansę, za 2 tygodnie kolejne zawody.
Chociaż wypracowałam sobie w zeszłym sezonie trzeci sektor, na własną prośbę startowałam z 6 sektora (nie lubię startować z harpaganami).
Od początku miałam wrażenie braku mocy. Nawet na początkowych asfaltowych prostych, na których zwykle "łykam" konkurencję. Jechało mi się słabo, wolno, nogi nie chciały jakoś kręcić za bardzo.
Zauważyłam jednak kilka pozytywnych zmian w mojej technice.
Dobrze radziłam sobie w piachu i błocie. Oczywiście zdarzyła mi się jedna kąpiel piaskowa (wywrotka) bo się zagrzebałam i w dwóch czy trzech miejscach musiałam przeprowadzić rower przez błoto (w jednym zrobił się zator a w jednym wszyscy prowadzili bo się nie dało inaczej).
Jeszcze w peletonie
Przejechałam przez dwa "strumyki", gdzie większość przeprowadzała rowery.
Wjechałam prawie wszystkie podjazdy (były niezbyt strome ale za to długie). Na miękkich przełożeniach i z wysoką kadencją na podjazdach nawet wyprzedzałam. Dwóch podjazdów nie podjechałam. Jeden był stromy i bardzo piaszczysty pod koniec. Na drugim zrobił się zator i nie dało się jechać.
Zjechałam dwa czy trzy również niezbyt strome ale długie zjazdy, na których rower rozpędzał się do niebotycznych prędkości. Wzięłam sobie do serca rady McCormicka i Lopesa z "Jazdy rowerem górskim" i mocno ścisnęłam gripy, żeby mnie nie kusiło naciskać hamulców. Przejechałam w jakimś masakrycznym tempie i z wytrzeszczonymi oczami nawet piaskowe łachy na dole tych zjazdów, ze śmiercią w oczach dosłownie.
Jednego zjazdu nie zjechałam bo był straszny. Zresztą może dobrze się stało, bo sprowadzając rower zauważyłam, że telepie mi się siodło, znaczy śrubki się poluzowały.
Niedługo po tym zjeździe dogonił mnie Krzysiek. Przez chwilę jechaliśmy jakoś razem ale potem mi uciekł. Trochę mnie załamał tym wyprzedzeniem, przyznam, bo startował z 8 sektora.
Po tym jak mnie wyprzedził zdecydowałam, że jednak nie będę jechać na "Giga" bo nie mam pary na to. Po podjęciu tej decyzji zaczęło mi się jakby lepiej jechać trochę ;)
Drugim powodem nie pojechania Giga był fakt, iż nie zdążyłam do 14:00 na rozjazd. Organizatorzy opóźnili start o pół godziny ale godziny zamknięcia rozjazdu nie przesunęli więc się nie wyrobiłam.
Gdzieś w trasie
Gdzieśtam po drodze, przy zrzucaniu na małą zębatkę z przodu przed podjazdem łańcuch zaklinował mi się między korbą a ramą. Przez chwilę się z nim mocowałam i nie mogłam go wyciągnąć. Szlag! Na szczęście mój mózg po chwili odzyskał sprawność myślenia. Pokręciłam korbą w przeciwnym kierunku... poszło. Ufff...
Pod koniec, chyba ze 2km przed metą, gdzieś na piaszczystym zjeździe ktoś miał wypadek. Kilku rowerzystów stało i kierowało objazdem a jeden tłumaczył, że tamten ma przestawiony bark czy kość ramienia, nie pamiętam. Ten poszkodowany jednak stwierdził, że on nie odpuści tak blisko przed metą. Wsiadł na rower i pojechał. Twardziel.
Nie starczyło mi pary na porządny finisz, zresztą na wejściu na łuk do mety był okrutny wmordewind i max co udało mi się tam wycisnąć to 27 km/h.
Prawie na mecie
Za metą spotkałam Krzyśka. Twierdził, ze wjechał na metę około 5 minut wcześniej. Aż dziwne to, wziąwszy pod uwagę, że wyprzedził mnie gdzieś na 28-mym kilometrze czyli daaawno temu.
Potem znalazł się Marek, który czekał na mnie na trawce.
Kopnęliśmy się najpierw do myjni i do auta, zostawić rowery. Chcieliśmy przymierzyć koszulki ale tak się guzdraliśmy, że stoisko zdążyło się zwinąć.
Zatem trochę umyliśmy sobie twarze i ręce z pyłu i błota, zaopiekowaliśmy się kilkoma kawałkami ciasta i izotoniku, po czym wydzwonilismy i spotkaliśmyCheEvarę i Zetinho oraz jeszcze kilka nieznanych mi osób. Pokibicowaliśmy CheEvarze na pudle (3 miejsce na giga) i po przekazaniu jeszcze siodełka na wypróbowanie rozczłapaliśmy się w swoje strony.
Edit: oficjalny czas 02:59:45
miejsce Mega K Open 34/53, K3 7/18
Wygląda na to, że klasyfikacja o wiele lepsza niż w którymkolwiek maratonie z zeszłego sezonu. Rating też bardzo dobry (drugi najlepszy rating wśród Mega z 3 sezonów). Chyba jednak nie było tak źle...? :)
kadencja 79/122
Byłam dzisiaj mocno poddenerwowana przed startem. Po pierwsze, to miał być test sensowności treningów. Po drugie, to miał być test ustawień BG Fit.
Mogłabym powiedzieć w zasadzie, że "both failed" ale może jeszcze nie będę wydawać tak ostatecznych sądów bo:
1) Tydzień temu biegłam półmaraton i w piątek nadal jeszcze "czułam nogi" po nim. Zmęczone na maksa. Nie mogło to mieć dobrego wpływu na dzisiejszy wynik
2) Podczas jazdy poluzowały mi się śrubki od mocowania siodła i po dokręceniu siodło nie wylądowało zapewne w idealnej pozycji.
Dobra, dam drugą szansę, za 2 tygodnie kolejne zawody.
Chociaż wypracowałam sobie w zeszłym sezonie trzeci sektor, na własną prośbę startowałam z 6 sektora (nie lubię startować z harpaganami).
Od początku miałam wrażenie braku mocy. Nawet na początkowych asfaltowych prostych, na których zwykle "łykam" konkurencję. Jechało mi się słabo, wolno, nogi nie chciały jakoś kręcić za bardzo.
Zauważyłam jednak kilka pozytywnych zmian w mojej technice.
Dobrze radziłam sobie w piachu i błocie. Oczywiście zdarzyła mi się jedna kąpiel piaskowa (wywrotka) bo się zagrzebałam i w dwóch czy trzech miejscach musiałam przeprowadzić rower przez błoto (w jednym zrobił się zator a w jednym wszyscy prowadzili bo się nie dało inaczej).
Jeszcze w peletonie
Przejechałam przez dwa "strumyki", gdzie większość przeprowadzała rowery.
Wjechałam prawie wszystkie podjazdy (były niezbyt strome ale za to długie). Na miękkich przełożeniach i z wysoką kadencją na podjazdach nawet wyprzedzałam. Dwóch podjazdów nie podjechałam. Jeden był stromy i bardzo piaszczysty pod koniec. Na drugim zrobił się zator i nie dało się jechać.
Zjechałam dwa czy trzy również niezbyt strome ale długie zjazdy, na których rower rozpędzał się do niebotycznych prędkości. Wzięłam sobie do serca rady McCormicka i Lopesa z "Jazdy rowerem górskim" i mocno ścisnęłam gripy, żeby mnie nie kusiło naciskać hamulców. Przejechałam w jakimś masakrycznym tempie i z wytrzeszczonymi oczami nawet piaskowe łachy na dole tych zjazdów, ze śmiercią w oczach dosłownie.
Jednego zjazdu nie zjechałam bo był straszny. Zresztą może dobrze się stało, bo sprowadzając rower zauważyłam, że telepie mi się siodło, znaczy śrubki się poluzowały.
Niedługo po tym zjeździe dogonił mnie Krzysiek. Przez chwilę jechaliśmy jakoś razem ale potem mi uciekł. Trochę mnie załamał tym wyprzedzeniem, przyznam, bo startował z 8 sektora.
Po tym jak mnie wyprzedził zdecydowałam, że jednak nie będę jechać na "Giga" bo nie mam pary na to. Po podjęciu tej decyzji zaczęło mi się jakby lepiej jechać trochę ;)
Drugim powodem nie pojechania Giga był fakt, iż nie zdążyłam do 14:00 na rozjazd. Organizatorzy opóźnili start o pół godziny ale godziny zamknięcia rozjazdu nie przesunęli więc się nie wyrobiłam.
Gdzieś w trasie
Gdzieśtam po drodze, przy zrzucaniu na małą zębatkę z przodu przed podjazdem łańcuch zaklinował mi się między korbą a ramą. Przez chwilę się z nim mocowałam i nie mogłam go wyciągnąć. Szlag! Na szczęście mój mózg po chwili odzyskał sprawność myślenia. Pokręciłam korbą w przeciwnym kierunku... poszło. Ufff...
Pod koniec, chyba ze 2km przed metą, gdzieś na piaszczystym zjeździe ktoś miał wypadek. Kilku rowerzystów stało i kierowało objazdem a jeden tłumaczył, że tamten ma przestawiony bark czy kość ramienia, nie pamiętam. Ten poszkodowany jednak stwierdził, że on nie odpuści tak blisko przed metą. Wsiadł na rower i pojechał. Twardziel.
Nie starczyło mi pary na porządny finisz, zresztą na wejściu na łuk do mety był okrutny wmordewind i max co udało mi się tam wycisnąć to 27 km/h.
Prawie na mecie
Za metą spotkałam Krzyśka. Twierdził, ze wjechał na metę około 5 minut wcześniej. Aż dziwne to, wziąwszy pod uwagę, że wyprzedził mnie gdzieś na 28-mym kilometrze czyli daaawno temu.
Potem znalazł się Marek, który czekał na mnie na trawce.
Kopnęliśmy się najpierw do myjni i do auta, zostawić rowery. Chcieliśmy przymierzyć koszulki ale tak się guzdraliśmy, że stoisko zdążyło się zwinąć.
Zatem trochę umyliśmy sobie twarze i ręce z pyłu i błota, zaopiekowaliśmy się kilkoma kawałkami ciasta i izotoniku, po czym wydzwonilismy i spotkaliśmyCheEvarę i Zetinho oraz jeszcze kilka nieznanych mi osób. Pokibicowaliśmy CheEvarze na pudle (3 miejsce na giga) i po przekazaniu jeszcze siodełka na wypróbowanie rozczłapaliśmy się w swoje strony.
Edit: oficjalny czas 02:59:45
miejsce Mega K Open 34/53, K3 7/18
Wygląda na to, że klasyfikacja o wiele lepsza niż w którymkolwiek maratonie z zeszłego sezonu. Rating też bardzo dobry (drugi najlepszy rating wśród Mega z 3 sezonów). Chyba jednak nie było tak źle...? :)
kadencja 79/122
do sklepu po... W5
Sobota, 2 kwietnia 2011 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: | 4.29 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:14 | km/h: | 18.39 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po pierwsze, przestawiłam trochę siodło bo po BG Fit miałam wrażenie, że jest nachylone do przodu (a nie powinno). Szybkie zastosowanie poziomicy - no faktycznie jest nachylone. Poprawiłam, poszłam na chwilkę na dwór, żeby sprawdzić, czy jest OK. Przy okazji skoczyłam do Lidla po W5 dla Marka, żeby mógł sobie nasmarować kostkę Rubika :)
pierwszy dzień po BG Fit
Piątek, 1 kwietnia 2011 Kategoria trening, dojazdy
Km: | 25.26 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:21 | km/h: | 18.71 |
Pr. maks.: | 33.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 162162 ( 90%) | HRavg | 134( 74%) |
Kalorie: | 1069kcal | Podjazdy: | 235m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
AaaaaAAA!!! Nie umiem jeździć na rowerze! Normalnie załamka. Wolna kadencja, zsuwanie się z siodła, szybko złapało mnie zmęczenie.
Tak było rano. Ale jakoś dotoczyłam się do pracy.
Po południu przejazd do klubu na imprezę integracyjną już był lepszy. Chociaż strasznie ciężko mi się jechało bo był bardzo silny wmordewind, to jakoś chyba już mój tyłek "zaskoczył". Już kadencja wyraźnie wyższa a zmęczenie nie wynikało z pozycji tylko z wmordewindu.
Po imprezie do domu, już z wiatrem, jechało mi się całkiem dobrze.
Być może pierwszy szok już minął i teraz będzie już tylko lepiej...
Zastanawiam się nad wycieczką jutro, żeby sprawdzić, czy ból barków zniknął. Ale nie chciałabym się skatować przed Mazovią... No nic, jeszcze się zastanowię.
kadencja 84/118
KOW: 5
obciążenie: 405
Tak było rano. Ale jakoś dotoczyłam się do pracy.
Po południu przejazd do klubu na imprezę integracyjną już był lepszy. Chociaż strasznie ciężko mi się jechało bo był bardzo silny wmordewind, to jakoś chyba już mój tyłek "zaskoczył". Już kadencja wyraźnie wyższa a zmęczenie nie wynikało z pozycji tylko z wmordewindu.
Po imprezie do domu, już z wiatrem, jechało mi się całkiem dobrze.
Być może pierwszy szok już minął i teraz będzie już tylko lepiej...
Zastanawiam się nad wycieczką jutro, żeby sprawdzić, czy ból barków zniknął. Ale nie chciałabym się skatować przed Mazovią... No nic, jeszcze się zastanowię.
kadencja 84/118
KOW: 5
obciążenie: 405