PB Radzymin - odcięło mnie ale bunkry są, więc jest fajnie ;)
Niedziela, 8 maja 2016 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: | 45.02 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:22 | km/h: | 19.02 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ten Radzymin to wyszedł tak trochę przypadkowo. Ogólnie nie bardzo mam ochotę jeździć w mazowieckich maratonach bo po dwóch sezonach w MTB Cross Maraton, Mazowsze jako teren do ścigania nie odpowiada mi za bardzo.
Ale jakoś tak wyszło, że pusty weekend. Pusty do tego stopnia, że nawet do teściów nie jedziemy bo akurat mają remont ;)
Więc padło na Radzymin.
Planowana długość trasy 45 km. No to wyścig na 2h z okładem, max 2,5h, czyli z rodzaju krótkich.
Nie mam żeli, skończyły się w Daleszycach. Zapomniałam kupić, zamówione w Cyklonie w tym tygodniu jeszcze nie przyszły. Gdy stwierdziłam w sobotę późnym popołudniem, że jednak by się przydały, to już nie było gdzie w okolicy kupić. No to sobie pomyślałam, że kupię coś przed maratonem w miasteczku startowym. Ale gdzie tam, wieczorem okazało się, że w portfelu mam tylko kasę na start i czipa ;) Pozostaje jeszcze w odwodzie Szymon, z którym mam jechać do Radzymina. Niestety, Szymon nie ma nadmiaru aby się podzielić :)
No cóż, 2,5h bez żelu powinnam przeżyć ;)
Izotonika też nie mam bo na taki krótki wyścig, po co ;)
... ja to nie wiem, czy mi ktoś mózg wyjął przed tym Radzyminem...?
No dobra, trudno. Nie mam nic.
Przed startem robimy sobie rozgrzewkę z Szymonem i Pawłem. Pogoda jest wspaniała, jest ciepełko, wieje co prawda wiatr ale czy u nas w ogóle zdarza się, że nie wieje?
Potem chłopaki gdzieś się rozjeżdżają a ja idę szukać Bogdana Saternusa (w Biurze Zawodów kazali mi się do Niego udać w celu zmiany sektora), bo nie chce mi się jechać z ostatniego sektora. Po drodze spotykam Beatę, z rozmowy wynika, że ona startuje z siódmego więc postanawiam poprosić o siódmy. Jednak inny pan, który uczestniczy w moich negocjacjach sektorowych nie chce mnie wpuścić do "swojego" siódmego (co to w ogóle znaczy?) więc ostatecznie ląduję w szóstym. A przy okazji, duży szacunek dla Bogdana, z którym "oko w oko" widziałam się dotychczas tylko raz, przy czym w PB startowałam dosłownie kilkukrotnie a mimo to, pamięta jak mam na imię :) To naprawdę miłe!
fot. Zbigniew Świderski
W moim sektorze nie widzę nikogo znajomego, miga mi jednak jakiś koszul Cyklona. Nie znam gościa ale machamy sobie. Między nami jest spory tłumek więc nawet nie próbuję się dostać do, jak się potem okazuje, Piotra, który w PB startuje regularnie.
Po starcie tempo jest naprawdę mocne. Na początek duży kawał asfaltu a potem szutry, przez pierwsze 20 minut cały czas tempo oscyluje około 30 km/h a momentami dochodzi do 35 km/h.
fot. Artur Więckowski Fotolinks.pl
Choć sporo ludzi mnie wyprzedza, to dość długo trzymam się głównej grupy. Tętno cały czas w okolicach progu i tylko od czasu do czasu, na czyimś kole, udaje się odsapnąć. Po godzinie jednak zaczyna mi być dość trudno zdzierżyć taki wysiłek i zaczynam nieco odpadać.
fot. Bike Concept
Mimo wszystko jeszcze jakiś czas ciągnę mocno, starając się dospawać do uciekającego "peletoniku" ale coraz trudniej mi to przychodzi. Na aslfatach i szutrach jeszcze jako tako, ale jak tylko wjeżdżamy w las, zdecydowanie zwalniam i po kolei kolarze mi uciekają.Trasa w pierwszej połowie raczej monotonna, szutry, leśne ścieżki, łąki, sporo asfaltu, fury piachu, trochę piachu i jeszcze więcej piachu. Przypominam sobie, dlaczego uciekłam na górskie maratony ;) Uroki Mazowsza: wertepiaste, trzęsące łąki i piach lub błoto, zależnie od warunków pogodowych. Mało urozmaiceń. No dobra... są szyszki. I piach.
Druga połowa jest ciekawsza, jest nieco interwałowo. Sporo hopek, niektóre szybkie, ze dwie do wjechania na młynku (!), niektóre dość niesympatyczne (piach), gdzieniegdzie nie udaje się po piachu wjechać i trzeba podprowadzać. Jedno wzniesienie robi na mnie spore wrażenie - tak na oko kilkanaście metrów w górę po znacznej stromiźnie (Garmin zapisał 19m w górę na około 200m w poziomie). Czegoś takiego na mazowieckim maratonie chyba nie widziałam. Wszyscy dookoła złażą z rowerów ale ja podjeżdżam. Chyba HR max osiągnięty ale daje się wjechać ;) Z tego miejsca jest naprawdę ciekawy kawałek singla, wije się pomiędzy dziwnymi budowlami, które wyglądają jak pozostałości jakichś bunkrów czy ziemianek. Ponadto wszędzie widać charakterystyczne betonowe słupy, zagięte w górnej części, po ogrodzeniu z drutu kolczastego. To jest zdecydowanie najfajniejszy kawałek tej trasy. Szkoda, że nie ma zdjęć z tamtego fragmentu, zwłaszcza z podjazdu ;)
fot. Artur Więckowski Fotolinks.pl
Kilka fajnych, krótkich zjazdów, ze dwa czy trzy nawet trochę techniczne (korzenie, piach). Końcówkę jednak jadę już zdecydowanie na odcięciu. Z braku żeli poratowałam się tylko bananem na 1 bufecie i izotonikiem na 2. Na trasie mijam się z Piotrkiem, raz on mnie wyprzedza, raz ja jego, jednak na końcowym odcinku najwyraźniej jest jeszcze bardziej odcięty ode mnie i kiedy go wyprzedzam gdzieś pół godziny przed metą to już potem go nie widzę. Szymon i Paweł startowali z wysokiego sektora więc na trasie totalnie nie ma szans na zobaczenie nawet kurzu spod ich opon ;) Wiem, że gdzieś jeszcze na trasie jest Zaki ale widziałam go tylko przed startem a potem już nie. Beaty też nie widzę.
Ostatnie kilometry to cierpienie i modlenie się o kawałek asfaltu. W dodatku w pewnym momencie po którymś podjeździe zaczynają mnie piec uda i orientuję się, że zjechało mi siodło. I to chyba dość znacznie. Postanawiam jednak nie zsiadać z roweru bo czuję się już tak zmęczona, że po poprawieniu siodła chyba już nie ruszę ;) Zresztą liczę na to, że resztki FiberGripa załapią i siodło przestanie się zsuwać. Niestety, niekomfortowa pozycja nie pomaga w jeździe, jest coraz gorzej i kilometry wloką się w nieskończoność.
Naprawdę jestem szczęśliwa, gdy widzę przy trasie napis "5km" wcześniej niż się spodziewałam (organizator przed startem podał 48 ale wygląda na to, że będzie jednak 45).
Na metę wjeżdżam ostatkiem sił, kompletnie wypruta, zajechana. Zapomniałam już, jakie są mazowieckie maratony - ogień od startu... ;)
fot. Zbigniew Świderski
Wynik niepiękny więc nie będę się nim tutaj chwalić. Jak ktoś chce wiedzieć to łatwo sprawdzić na Bikermanii ;)
Ale jakoś tak wyszło, że pusty weekend. Pusty do tego stopnia, że nawet do teściów nie jedziemy bo akurat mają remont ;)
Więc padło na Radzymin.
Planowana długość trasy 45 km. No to wyścig na 2h z okładem, max 2,5h, czyli z rodzaju krótkich.
Nie mam żeli, skończyły się w Daleszycach. Zapomniałam kupić, zamówione w Cyklonie w tym tygodniu jeszcze nie przyszły. Gdy stwierdziłam w sobotę późnym popołudniem, że jednak by się przydały, to już nie było gdzie w okolicy kupić. No to sobie pomyślałam, że kupię coś przed maratonem w miasteczku startowym. Ale gdzie tam, wieczorem okazało się, że w portfelu mam tylko kasę na start i czipa ;) Pozostaje jeszcze w odwodzie Szymon, z którym mam jechać do Radzymina. Niestety, Szymon nie ma nadmiaru aby się podzielić :)
No cóż, 2,5h bez żelu powinnam przeżyć ;)
Izotonika też nie mam bo na taki krótki wyścig, po co ;)
... ja to nie wiem, czy mi ktoś mózg wyjął przed tym Radzyminem...?
No dobra, trudno. Nie mam nic.
Przed startem robimy sobie rozgrzewkę z Szymonem i Pawłem. Pogoda jest wspaniała, jest ciepełko, wieje co prawda wiatr ale czy u nas w ogóle zdarza się, że nie wieje?
Potem chłopaki gdzieś się rozjeżdżają a ja idę szukać Bogdana Saternusa (w Biurze Zawodów kazali mi się do Niego udać w celu zmiany sektora), bo nie chce mi się jechać z ostatniego sektora. Po drodze spotykam Beatę, z rozmowy wynika, że ona startuje z siódmego więc postanawiam poprosić o siódmy. Jednak inny pan, który uczestniczy w moich negocjacjach sektorowych nie chce mnie wpuścić do "swojego" siódmego (co to w ogóle znaczy?) więc ostatecznie ląduję w szóstym. A przy okazji, duży szacunek dla Bogdana, z którym "oko w oko" widziałam się dotychczas tylko raz, przy czym w PB startowałam dosłownie kilkukrotnie a mimo to, pamięta jak mam na imię :) To naprawdę miłe!
fot. Zbigniew Świderski
W moim sektorze nie widzę nikogo znajomego, miga mi jednak jakiś koszul Cyklona. Nie znam gościa ale machamy sobie. Między nami jest spory tłumek więc nawet nie próbuję się dostać do, jak się potem okazuje, Piotra, który w PB startuje regularnie.
Po starcie tempo jest naprawdę mocne. Na początek duży kawał asfaltu a potem szutry, przez pierwsze 20 minut cały czas tempo oscyluje około 30 km/h a momentami dochodzi do 35 km/h.
fot. Artur Więckowski Fotolinks.pl
Choć sporo ludzi mnie wyprzedza, to dość długo trzymam się głównej grupy. Tętno cały czas w okolicach progu i tylko od czasu do czasu, na czyimś kole, udaje się odsapnąć. Po godzinie jednak zaczyna mi być dość trudno zdzierżyć taki wysiłek i zaczynam nieco odpadać.
fot. Bike Concept
Mimo wszystko jeszcze jakiś czas ciągnę mocno, starając się dospawać do uciekającego "peletoniku" ale coraz trudniej mi to przychodzi. Na aslfatach i szutrach jeszcze jako tako, ale jak tylko wjeżdżamy w las, zdecydowanie zwalniam i po kolei kolarze mi uciekają.Trasa w pierwszej połowie raczej monotonna, szutry, leśne ścieżki, łąki, sporo asfaltu, fury piachu, trochę piachu i jeszcze więcej piachu. Przypominam sobie, dlaczego uciekłam na górskie maratony ;) Uroki Mazowsza: wertepiaste, trzęsące łąki i piach lub błoto, zależnie od warunków pogodowych. Mało urozmaiceń. No dobra... są szyszki. I piach.
Druga połowa jest ciekawsza, jest nieco interwałowo. Sporo hopek, niektóre szybkie, ze dwie do wjechania na młynku (!), niektóre dość niesympatyczne (piach), gdzieniegdzie nie udaje się po piachu wjechać i trzeba podprowadzać. Jedno wzniesienie robi na mnie spore wrażenie - tak na oko kilkanaście metrów w górę po znacznej stromiźnie (Garmin zapisał 19m w górę na około 200m w poziomie). Czegoś takiego na mazowieckim maratonie chyba nie widziałam. Wszyscy dookoła złażą z rowerów ale ja podjeżdżam. Chyba HR max osiągnięty ale daje się wjechać ;) Z tego miejsca jest naprawdę ciekawy kawałek singla, wije się pomiędzy dziwnymi budowlami, które wyglądają jak pozostałości jakichś bunkrów czy ziemianek. Ponadto wszędzie widać charakterystyczne betonowe słupy, zagięte w górnej części, po ogrodzeniu z drutu kolczastego. To jest zdecydowanie najfajniejszy kawałek tej trasy. Szkoda, że nie ma zdjęć z tamtego fragmentu, zwłaszcza z podjazdu ;)
fot. Artur Więckowski Fotolinks.pl
Kilka fajnych, krótkich zjazdów, ze dwa czy trzy nawet trochę techniczne (korzenie, piach). Końcówkę jednak jadę już zdecydowanie na odcięciu. Z braku żeli poratowałam się tylko bananem na 1 bufecie i izotonikiem na 2. Na trasie mijam się z Piotrkiem, raz on mnie wyprzedza, raz ja jego, jednak na końcowym odcinku najwyraźniej jest jeszcze bardziej odcięty ode mnie i kiedy go wyprzedzam gdzieś pół godziny przed metą to już potem go nie widzę. Szymon i Paweł startowali z wysokiego sektora więc na trasie totalnie nie ma szans na zobaczenie nawet kurzu spod ich opon ;) Wiem, że gdzieś jeszcze na trasie jest Zaki ale widziałam go tylko przed startem a potem już nie. Beaty też nie widzę.
Ostatnie kilometry to cierpienie i modlenie się o kawałek asfaltu. W dodatku w pewnym momencie po którymś podjeździe zaczynają mnie piec uda i orientuję się, że zjechało mi siodło. I to chyba dość znacznie. Postanawiam jednak nie zsiadać z roweru bo czuję się już tak zmęczona, że po poprawieniu siodła chyba już nie ruszę ;) Zresztą liczę na to, że resztki FiberGripa załapią i siodło przestanie się zsuwać. Niestety, niekomfortowa pozycja nie pomaga w jeździe, jest coraz gorzej i kilometry wloką się w nieskończoność.
Naprawdę jestem szczęśliwa, gdy widzę przy trasie napis "5km" wcześniej niż się spodziewałam (organizator przed startem podał 48 ale wygląda na to, że będzie jednak 45).
Na metę wjeżdżam ostatkiem sił, kompletnie wypruta, zajechana. Zapomniałam już, jakie są mazowieckie maratony - ogień od startu... ;)
fot. Zbigniew Świderski
Wynik niepiękny więc nie będę się nim tutaj chwalić. Jak ktoś chce wiedzieć to łatwo sprawdzić na Bikermanii ;)
nad Wisłą
Piątek, 6 maja 2016 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 42.96 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:59 | km/h: | 21.66 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Trenażer | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po przerwie chorobowej od środy zaczęłam "z grubej rury". s3, s4, s3, łomatko.
Ale z kamerką na kierownicy nawet w s3 można robić zdjęcia ;)
Urokliwa ścieżka na wschodnim brzegu Wisły
A gdy skręci się w nieznane...
Szutrowa ścieżka na Wale Zawadowskim. Po prawej widać kominy elektrociepłowni Siekierki
Gdy ścieżka się kończy, pozostaje do wyboru wydept na wale lub obśrupany szuter obok.
Wisła wysoko
Selfi z Wisłą
Wisła bez selfi ;)
Ciekawe zjawisko - jadąc do domu miałam wmordewind a mimo to, ta chmurka wyraźnie mnie ścigała
Ale z kamerką na kierownicy nawet w s3 można robić zdjęcia ;)
Urokliwa ścieżka na wschodnim brzegu Wisły
A gdy skręci się w nieznane...
Szutrowa ścieżka na Wale Zawadowskim. Po prawej widać kominy elektrociepłowni Siekierki
Gdy ścieżka się kończy, pozostaje do wyboru wydept na wale lub obśrupany szuter obok.
Wisła wysoko
Selfi z Wisłą
Wisła bez selfi ;)
Ciekawe zjawisko - jadąc do domu miałam wmordewind a mimo to, ta chmurka wyraźnie mnie ścigała
widok z rana :)
Piątek, 6 maja 2016 Kategoria dojazdy, ze zdjęciami
Km: | 10.49 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:38 | km/h: | 16.56 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Widok z rana
aaaale mnie zlałooooooooooo!
Wtorek, 3 maja 2016 Kategoria >50 km, trening, ze zdjęciami
Km: | 53.52 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:09 | km/h: | 24.89 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Jadąc w stronę Gassów prosiłam się dziś o lańsko. No i dostałam. Jak byłam w zasadzie w najdalszym możliwym punkcie treningu to zaczęło lać. I lało dobre 10 minut. Z drobnym dodatkiem gradu. Temperatura z 20 stopni spadła do 10 i naprawdę musiałam ostro pedałować, żeby nie zmarznąć. Dobrze, że chociaż rękawki i rękawiczki wzięłam... ;)
Sprawdzałam, czy rower dobrze chodzi po serwisie ;)
Niedziela, 24 kwietnia 2016 Kategoria trening, serwis, ze zdjęciami
Km: | 33.60 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:12 | km/h: | 15.27 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rower chodzi dobrze ;) Przy okazji sprawdziłam czy jest bardzo błotnie przy Parku - nie jest. Tylko na pierwszym odcinku przy Skarpie jest mega błotna kałuża (czy ona kiedykolwiek znika?) a potem już całkiem sucho :)
Skarpa Ursynowska
Kierszek
ścieżka wzdłuż torów metra
Zmiana łańcucha, linek i pancerzy - przebieg roweru 3305 km
Skarpa Ursynowska
Kierszek
ścieżka wzdłuż torów metra
Zmiana łańcucha, linek i pancerzy - przebieg roweru 3305 km
popracowe zabłąkanie
Piątek, 22 kwietnia 2016 Kategoria dojazdy, ze zdjęciami
Km: | 36.39 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:02 | km/h: | 17.90 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Most Gdański... totalny industrial. Zawsze mi się podobał :D
Ścieżka nad Wisłą. Szkoda, że przy ładnej pogodzie szwenda się po niej masa ludzi bo można by tam naprawdę ostro popylać
Most Siekierkowski spod przepompowni na wschodnim brzegu Wisły
A otóż i sama przepompownia. A tutaj silny podmuch wiatru sprawił, że rower rzucił się na mnie i ubódł mnie w łydkę rogiem. W domu okazało się, że pół nogi mam zakrwawione ;)
Ścieżka przy Potoku Służewieckim
Ścieżka nad Wisłą. Szkoda, że przy ładnej pogodzie szwenda się po niej masa ludzi bo można by tam naprawdę ostro popylać
Most Siekierkowski spod przepompowni na wschodnim brzegu Wisły
A otóż i sama przepompownia. A tutaj silny podmuch wiatru sprawił, że rower rzucił się na mnie i ubódł mnie w łydkę rogiem. W domu okazało się, że pół nogi mam zakrwawione ;)
Ścieżka przy Potoku Służewieckim
MTB Cross Maraton Daleszyce
Niedziela, 17 kwietnia 2016 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: | 42.59 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:12 | km/h: | 13.31 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na początku po prostu mi się nie jedzie.
Mam wrażenie, że mam drewniane nogi, tętno nie chce się rozbujać, czuję się kompletnie bez siły a znane bywalcom tego cyklu gołoborza na wzniesieniach wywołują szczękościsk. Sporo kawałków przebywam z buta (podjazdy, kamienie, błoto). Po około godzinie biorę żel i znacznie się poprawia, a jeszcze bardziej się poprawia jak się orientuję w połowie trasy, że jadę na zablokowanym amorze, hehe ;) Po żelu naprawdę czuję, że on działa, prawie momentalnie przestaję mieć odczucie braku siły i wreszcie normalnie zaczynam jechać. Potem chyba zasadniczo już wszystko w siodle a jak zaczynam doganiać członków mojego teamu, którzy mnie wcześniej wyprzedzili to już w ogóle robi się super, motywacja i siła od razu +10 ;)
Rozgrzewka
Z ciekawych rzeczy, to na zablokowanym amorze zjeżdżam Zamczysko (po raz pierwszy włącznie z najbardziej stromym odcinkiem na samym początku) i następny taki kamienisty zjazd gdzieś z kilometr dalej. Pamiętam, że w 2014 miałam odczucie: "o matko zaraz się wywalę, ratunku, na pewno złamię sobie coś albo rozwalę sobie głowę" - bałam się wtedy strasznie ale zjechałam (poza pierwszą krótką stromizną). W 2015 na większym kole już było inaczej "no dobra, jest trochę trudno ale generalnie o co było to wielkie halo w zeszłym roku" (ale też pierwszej stromizny nie zjechałam). A w teraz to jest takie odczucie "eeee? co tu tak płasko, było stromiej? i więcej kamieni było? łatwizna" - i to mimo braku amortyzacji ;) Jeszcze chyba ze dwie osoby wyprzedzam na tych zjazdach. Aha, no i pierwszy raz po Daleszycach nie bolą mnie ręce od napinki na zjazdach, siłownia działa.
Plecy Krzycha - +10 do motywacji
Widoki z Zamczyska
Najbardziej żmudny podjazd na trasie
To tyle w telegraficznym skrócie. Zamiast pisać długą relację, poświęciłam mnóstwo czasu na obróbkę nagranego materiału video i oto co z tego wyszło:
https://www.youtube.com/watch?v=yFvgJpST48o
Stwierdzenie "daleko od podium" byłoby eufemizmem ;) Ostatnio miałam tak niski rating dwa lata temu. Moja strata do 1 miejsca to około 50 minut, masakra.
Niemniej jednak, zważywszy na fakt iż zdecydowanie nie byłam w niedzielę w dobrej dyspozycji, to poprawienie średniej prędkości na trasie o 1,1 km/h, w porównaniu do zeszłego roku jest chyba dobrym znakiem.
fot. Labbatice
fot. MTB Cross Maraton
Zadowolona jestem też bo na metę wpadłam jako pierwsza osoba z teamu po "wycinakach" (trzech naszych chłopaków jest nie do dogonienia), tuż przed Krzychem, który w zeszłym roku czekał na mnie na mecie z tekstem "ile można czekać!" ;) i sporo przed pozostałymi osobami z teamu (w sumie po mnie z teamu wjechały 4 osoby, w tym Karolina, chociaż gdyby nie drobna awaria to ona pewnie byłaby szybsza).
Warunki do ścigania idealne, słońce, niezbyt silny wiatr, cieplutko (19 stopni).
Mam wrażenie, że mam drewniane nogi, tętno nie chce się rozbujać, czuję się kompletnie bez siły a znane bywalcom tego cyklu gołoborza na wzniesieniach wywołują szczękościsk. Sporo kawałków przebywam z buta (podjazdy, kamienie, błoto). Po około godzinie biorę żel i znacznie się poprawia, a jeszcze bardziej się poprawia jak się orientuję w połowie trasy, że jadę na zablokowanym amorze, hehe ;) Po żelu naprawdę czuję, że on działa, prawie momentalnie przestaję mieć odczucie braku siły i wreszcie normalnie zaczynam jechać. Potem chyba zasadniczo już wszystko w siodle a jak zaczynam doganiać członków mojego teamu, którzy mnie wcześniej wyprzedzili to już w ogóle robi się super, motywacja i siła od razu +10 ;)
Rozgrzewka
Z ciekawych rzeczy, to na zablokowanym amorze zjeżdżam Zamczysko (po raz pierwszy włącznie z najbardziej stromym odcinkiem na samym początku) i następny taki kamienisty zjazd gdzieś z kilometr dalej. Pamiętam, że w 2014 miałam odczucie: "o matko zaraz się wywalę, ratunku, na pewno złamię sobie coś albo rozwalę sobie głowę" - bałam się wtedy strasznie ale zjechałam (poza pierwszą krótką stromizną). W 2015 na większym kole już było inaczej "no dobra, jest trochę trudno ale generalnie o co było to wielkie halo w zeszłym roku" (ale też pierwszej stromizny nie zjechałam). A w teraz to jest takie odczucie "eeee? co tu tak płasko, było stromiej? i więcej kamieni było? łatwizna" - i to mimo braku amortyzacji ;) Jeszcze chyba ze dwie osoby wyprzedzam na tych zjazdach. Aha, no i pierwszy raz po Daleszycach nie bolą mnie ręce od napinki na zjazdach, siłownia działa.
Plecy Krzycha - +10 do motywacji
Widoki z Zamczyska
Najbardziej żmudny podjazd na trasie
To tyle w telegraficznym skrócie. Zamiast pisać długą relację, poświęciłam mnóstwo czasu na obróbkę nagranego materiału video i oto co z tego wyszło:
https://www.youtube.com/watch?v=yFvgJpST48o
Stwierdzenie "daleko od podium" byłoby eufemizmem ;) Ostatnio miałam tak niski rating dwa lata temu. Moja strata do 1 miejsca to około 50 minut, masakra.
Niemniej jednak, zważywszy na fakt iż zdecydowanie nie byłam w niedzielę w dobrej dyspozycji, to poprawienie średniej prędkości na trasie o 1,1 km/h, w porównaniu do zeszłego roku jest chyba dobrym znakiem.
fot. Labbatice
fot. MTB Cross Maraton
Zadowolona jestem też bo na metę wpadłam jako pierwsza osoba z teamu po "wycinakach" (trzech naszych chłopaków jest nie do dogonienia), tuż przed Krzychem, który w zeszłym roku czekał na mnie na mecie z tekstem "ile można czekać!" ;) i sporo przed pozostałymi osobami z teamu (w sumie po mnie z teamu wjechały 4 osoby, w tym Karolina, chociaż gdyby nie drobna awaria to ona pewnie byłaby szybsza).
Warunki do ścigania idealne, słońce, niezbyt silny wiatr, cieplutko (19 stopni).
Recenzja subiektywna Garmin Virb
Czwartek, 7 kwietnia 2016 Kategoria recenzje, testy, ze zdjęciami, >50 km, trening
Km: | 53.67 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:30 | km/h: | 21.47 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dość długo uważałam, że kamera nie jest mi potrzebna, bo przecież mam telefon.
Mam jednak taką "przypadłość", że jak już jadę to nawet jeśli widzę jakiś oszałamiający widok, to ciężko mi jest się zdecydować na zatrzymanie się po to, żeby wygrzebać z kieszonki bluzy rowerowej telefon zawinięty w torebkę foliową, odwinąć telefon i cyknąć fotkę. Raz, że w warunkach zimowych zatrzymanie się choćby na 2-3 minuty powoduje bardzo szybkie wychłodzenie i potem ciężko się rozgrzać. Dwa, że fotki z telefonu często wychodzą nieostre, czego nie widać na niewielkim ekranie - dopiero gdy się "zrzuci" na komputer i obejrzy na monitorze to widać nieostrość, wynikającą najczęściej z drżenia dłoni.
Ponadto, na pewno nie cyknę żadnej fotki z telefonu podczas wyścigów - raz, że na wyścig zabieram zawsze stary pancerny telefon, którego aparat jest z epoki "Króla Ćwieczka" a dwa, że nawet gdybym zabrała smartfona to i tak się nie zatrzymam w celu zrobienia zdjęcia (dawno temu raz tak zrobiłam i straciłam przez to podium).
Po pewnym czasie prowadzenia bloga na Fejsiku uznałam, że takie roztrzęsione zdjęcia są "do bani". Po prostu wstyd je wrzucać i pokazywać publicznie. Zaczęłam się zatem zastanawiać nad kamerą sportową. Oczywiście, kamera - jak sama nazwa wskazuje - służy do kręcenia filmów ale mnie chodziło głównie o to, żeby robiła ładne zdjęcia.
Bardzo dużo czasu spędziłam czytając recenzje, oglądając filmy video i zastanawiając się. Oglądałam wszystkie możliwe wersje GoPro (no, jakżeby nie), różne chińskie wynalazki typu Xiaomi i różne kamery Garmina.
Warunki były w zasadzie dwa: po pierwsze, kamera miała robić ładne zdjęcia; po drugie, miała nie kosztować majątku. Jeśli przy okazji będzie miała różne inne ciekawe zalety/funkcje/dodatki to git.
Po obejrzeniu miliona filmów i zdjęć z różnych kamer uznałam, że Garmin Virb oferuje najlepszy stosunek ceny do funkcji, które mnie interesują. Przypomniałam sobie jeszcze, że Ptaq na Bajq cyka przepiękne fotki właśnie Virbem. Skonsultowałam z nim zatem jeszcze pewne kwestie i ostatecznie zdecydowałam się na tę kamerę.
Nie będę tutaj wrzucać fotek kamery i akcesoriów bo te można sobie łatwo wygooglać. Skupię się raczej na cechach funkcjonalnych kamery, jej wadach i zaletach - oczywiście czysto subiektywnie.
Zalety
- Kamera jest dość pancerna, stosunkowo ciężka, jej obudowa sprawia wrażenie jakby była z twardej gumy (w istocie nie wiem co to za materiał) i robi wrażenie bardzo odpornej na ewentualne upadki i uderzenia. W przeciwieństwie do innych kamer, nie wymaga dodatkowej obudowy.
- Bardzo wygodny sposób uruchamiania nagrywania - duży (na pół długości kciuka) suwak po lewej stronie. Ten suwak włącza nagrywanie zarówno wtedy gdy kamera jest włączona/uśpiona jak i wtedy gdy jest wyłączona.
- Szeroki kąt 146 stopni. Nie jest może tak szeroki jak w GoPro Hero4 ale jest szerszy niż w większości popularnych kamer.
- Osłona na obiektyw o takiej konstrukcji, że chlapy z wody i błota bardzo szybko z niej same spływają.
- Długi czas pracy baterii. Ciągłe nagrywanie - około 2h. Przy kamerze w trybie uśpienia i nagrywaniu/robieniu zdjęć od czasu do czasu - ponad 3h.
- Możliwość sparowania z zegarkiem treningowym. Ja posiadam Edge 810 i po sparowaniu pojawia się na nim dodatkowy ekran. Na tym dodatkowym ekranie jest duży suwak odpowiadający suwakowi nagrywania na kamerze oraz mały przycisk odpowiadający przyciskowi robienia zdjęcia na kamerze. Jest to kapitalne rozwiązanie, jeśli masz kamerę zamontowaną np. na kasku lub w innym niewygodnym miejscu.
- Wodoodporność. Kamera ponoć wytrzymuje pół godziny na głębokości 1m. Przyznam, że nie sprawdzałam tego z zegarkiem w ręku, po prostu raz wzięłam kamerę na basen i świetnie się nią bawiłam ;) Jak ktoś nurkuje, można dokupić dodatkową obudowę do nurkowania.
- Obsługuje karty SD - tu chyba nie muszę komentować.
- Świetna stabilizacja i jakość obrazu
- Pomysłowe mocowanie na kask. Nic nie trzeba przyklejać, przeplata się tylko paski przez dziurki w kasku i zaciąga je po bokach. Uchwyt jest podgumowany i trzyma się dobrze i nie przesuwa.
- Uszko do przeplecenia smyczy. Przydatne kiedy się z kamerą gdzieś łazi. Z tym, że uszko jest malutkie i można tam zaczepić tylko taką smycz, która ma na końcu cienką pętelkę.
- Możliwość kręcenia filmów w trybie time-lapse (z regulacją częstotliwości klatek) oraz slow-motion (dwa tryby).
- Bardzo dobre odwzorowanie rzeczywistych kolorów.
- Możliwość robienia zdjęć seryjnych.
Wady
- Bardzo kiepski wyświetlacz. Garmin reklamuje go tak: "Kolorowy ekran o wysokiej rozdzielczości pokazuje dokładnie to, co urządzenie filmuje. Łatwa konfiguracja, podgląd i odtwarzanie. Wyświetlacz wykorzystuje światło słoneczne i jest włączony zawsze, gdy kamera jest włączona, ale niemal nie zużywa baterii. Jest również oknem na menu, które pozwala szybko zmieniać ustawienia." Istotą tego tekstu jest ten fragment: "Wyświetlacz wykorzystuje światło słoneczne". Otóż na ekranie coś widać tylko gdy jest jasno. W gęstym lesie albo jak zaczyna się ściemniać, nie widać na nim kompletnie NIC. Oczywiście, jak ustawisz kamerę na uchwycie odpowiednio to nie musisz się przejmować bo cykając zdjęcie czy włączając nagrywanie już nie musisz patrzeć na ekran. Jeśli jednak robisz nagranie "z rąsi" to warto byłoby móc zobaczyć co się nagrywa...
- Małe przyciski funkcyjne. Cykanie fotek w trakcie jazdy jest trudne, Trzy przyciski funkcyjne po prawej stronie kamery są bardzo małe i trzeba je dość mocno wcisnąć. Jeśli chcesz zmienić ustawienia podczas jazdy, a nie daj bogi jeszcze może w rękawiczkach z długimi palcami - zapomnij! Przycisk do wywołania menu jest całkiem płaski, tzn. nie wystaje z obudowy tylko jest zaznaczony w niej jedynie wklęsłą obwódką. Masakra!!!!!!
- Równie słaby pomysł na ekran obsługi Virba w Edge'u. Jak napisałam wcześniej, suwak nagrywania na tym ekranie jest duży ale przycisk robienia zdjęcia jest mały i w kącie ekranu. Naprawdę, nie jest łatwo w niego trafić palcem podczas jazdy, zwłaszcza w terenie. Jak trafisz, na ekranie pojawia się napis "photo taken" ale przecież nie będziesz się gapić na ekran kilka sekund jadąc gdzieś po jakichś kamulach.
- Brak wbudowanej pamięci - bez karty SD ani rusz!
- Bazowe uchwyty nie bardzo do zastosowania w kolarstwie, trzeba sobie dokupić mocowanie na kierownicę/kask oddzielnie.
Jak widać, z mojego punktu widzenia, przeważają zalety. Naprawdę podoba mi się ta kamera. Najgorszy jest ten ekran ale ostatecznie w większości przypadków i tak się na niego nie patrzy. Kamera robi przepiękne zdjęcia i kręci filmy o świetnej jakości a przy tym jest stosunkowo niedroga (model podstawowy kosztuje około 550 zł, ten bardziej wypaśny około 850 zł).
Wszystkie zdjęcia w tym wpisie zostały wykonane tą kamerą. Jak już wspomniałam, kamera doskonale oddaje rzeczywiste kolory więc dość często zdarza mi się podbijać nasycenie i stosować filtr stopniowy ale to w zasadzie jedyne efekty jakich używam dla nadania zdjęciom wyrazu ;) Jak zdjęcie jest wykonane przy słońcu to często nie potrzeba żadnych efektów (jak np. na zdjęciu bezpośrednio nad tym akapitem).
Poniżej kilka testowych filmików:
MTB zima https://www.youtube.com/watch?v=nEe7Qg4yQ6s
MTB zima https://www.youtube.com/watch?v=A1od0TZdTWE
szosa, noc, zima https://www.youtube.com/watch?v=PlHlP4zmTqE
sanki https://www.youtube.com/watch?v=6ti-Lrb_5uU
snowboard https://www.youtube.com/watch?v=6bLZ0drYaiA
basen https://www.youtube.com/watch?v=NT-IdbyKpc4
zima, śnieg, zjawisko optyczne na Kasprowym https://www.youtube.com/watch?v=KjHVRtj8ozo
Mam jednak taką "przypadłość", że jak już jadę to nawet jeśli widzę jakiś oszałamiający widok, to ciężko mi jest się zdecydować na zatrzymanie się po to, żeby wygrzebać z kieszonki bluzy rowerowej telefon zawinięty w torebkę foliową, odwinąć telefon i cyknąć fotkę. Raz, że w warunkach zimowych zatrzymanie się choćby na 2-3 minuty powoduje bardzo szybkie wychłodzenie i potem ciężko się rozgrzać. Dwa, że fotki z telefonu często wychodzą nieostre, czego nie widać na niewielkim ekranie - dopiero gdy się "zrzuci" na komputer i obejrzy na monitorze to widać nieostrość, wynikającą najczęściej z drżenia dłoni.
Ponadto, na pewno nie cyknę żadnej fotki z telefonu podczas wyścigów - raz, że na wyścig zabieram zawsze stary pancerny telefon, którego aparat jest z epoki "Króla Ćwieczka" a dwa, że nawet gdybym zabrała smartfona to i tak się nie zatrzymam w celu zrobienia zdjęcia (dawno temu raz tak zrobiłam i straciłam przez to podium).
Po pewnym czasie prowadzenia bloga na Fejsiku uznałam, że takie roztrzęsione zdjęcia są "do bani". Po prostu wstyd je wrzucać i pokazywać publicznie. Zaczęłam się zatem zastanawiać nad kamerą sportową. Oczywiście, kamera - jak sama nazwa wskazuje - służy do kręcenia filmów ale mnie chodziło głównie o to, żeby robiła ładne zdjęcia.
Bardzo dużo czasu spędziłam czytając recenzje, oglądając filmy video i zastanawiając się. Oglądałam wszystkie możliwe wersje GoPro (no, jakżeby nie), różne chińskie wynalazki typu Xiaomi i różne kamery Garmina.
Warunki były w zasadzie dwa: po pierwsze, kamera miała robić ładne zdjęcia; po drugie, miała nie kosztować majątku. Jeśli przy okazji będzie miała różne inne ciekawe zalety/funkcje/dodatki to git.
Po obejrzeniu miliona filmów i zdjęć z różnych kamer uznałam, że Garmin Virb oferuje najlepszy stosunek ceny do funkcji, które mnie interesują. Przypomniałam sobie jeszcze, że Ptaq na Bajq cyka przepiękne fotki właśnie Virbem. Skonsultowałam z nim zatem jeszcze pewne kwestie i ostatecznie zdecydowałam się na tę kamerę.
Nie będę tutaj wrzucać fotek kamery i akcesoriów bo te można sobie łatwo wygooglać. Skupię się raczej na cechach funkcjonalnych kamery, jej wadach i zaletach - oczywiście czysto subiektywnie.
Zalety
- Kamera jest dość pancerna, stosunkowo ciężka, jej obudowa sprawia wrażenie jakby była z twardej gumy (w istocie nie wiem co to za materiał) i robi wrażenie bardzo odpornej na ewentualne upadki i uderzenia. W przeciwieństwie do innych kamer, nie wymaga dodatkowej obudowy.
- Bardzo wygodny sposób uruchamiania nagrywania - duży (na pół długości kciuka) suwak po lewej stronie. Ten suwak włącza nagrywanie zarówno wtedy gdy kamera jest włączona/uśpiona jak i wtedy gdy jest wyłączona.
- Szeroki kąt 146 stopni. Nie jest może tak szeroki jak w GoPro Hero4 ale jest szerszy niż w większości popularnych kamer.
- Osłona na obiektyw o takiej konstrukcji, że chlapy z wody i błota bardzo szybko z niej same spływają.
- Długi czas pracy baterii. Ciągłe nagrywanie - około 2h. Przy kamerze w trybie uśpienia i nagrywaniu/robieniu zdjęć od czasu do czasu - ponad 3h.
- Możliwość sparowania z zegarkiem treningowym. Ja posiadam Edge 810 i po sparowaniu pojawia się na nim dodatkowy ekran. Na tym dodatkowym ekranie jest duży suwak odpowiadający suwakowi nagrywania na kamerze oraz mały przycisk odpowiadający przyciskowi robienia zdjęcia na kamerze. Jest to kapitalne rozwiązanie, jeśli masz kamerę zamontowaną np. na kasku lub w innym niewygodnym miejscu.
- Wodoodporność. Kamera ponoć wytrzymuje pół godziny na głębokości 1m. Przyznam, że nie sprawdzałam tego z zegarkiem w ręku, po prostu raz wzięłam kamerę na basen i świetnie się nią bawiłam ;) Jak ktoś nurkuje, można dokupić dodatkową obudowę do nurkowania.
- Obsługuje karty SD - tu chyba nie muszę komentować.
- Świetna stabilizacja i jakość obrazu
- Pomysłowe mocowanie na kask. Nic nie trzeba przyklejać, przeplata się tylko paski przez dziurki w kasku i zaciąga je po bokach. Uchwyt jest podgumowany i trzyma się dobrze i nie przesuwa.
- Uszko do przeplecenia smyczy. Przydatne kiedy się z kamerą gdzieś łazi. Z tym, że uszko jest malutkie i można tam zaczepić tylko taką smycz, która ma na końcu cienką pętelkę.
- Możliwość kręcenia filmów w trybie time-lapse (z regulacją częstotliwości klatek) oraz slow-motion (dwa tryby).
- Bardzo dobre odwzorowanie rzeczywistych kolorów.
- Możliwość robienia zdjęć seryjnych.
Wady
- Bardzo kiepski wyświetlacz. Garmin reklamuje go tak: "Kolorowy ekran o wysokiej rozdzielczości pokazuje dokładnie to, co urządzenie filmuje. Łatwa konfiguracja, podgląd i odtwarzanie. Wyświetlacz wykorzystuje światło słoneczne i jest włączony zawsze, gdy kamera jest włączona, ale niemal nie zużywa baterii. Jest również oknem na menu, które pozwala szybko zmieniać ustawienia." Istotą tego tekstu jest ten fragment: "Wyświetlacz wykorzystuje światło słoneczne". Otóż na ekranie coś widać tylko gdy jest jasno. W gęstym lesie albo jak zaczyna się ściemniać, nie widać na nim kompletnie NIC. Oczywiście, jak ustawisz kamerę na uchwycie odpowiednio to nie musisz się przejmować bo cykając zdjęcie czy włączając nagrywanie już nie musisz patrzeć na ekran. Jeśli jednak robisz nagranie "z rąsi" to warto byłoby móc zobaczyć co się nagrywa...
- Małe przyciski funkcyjne. Cykanie fotek w trakcie jazdy jest trudne, Trzy przyciski funkcyjne po prawej stronie kamery są bardzo małe i trzeba je dość mocno wcisnąć. Jeśli chcesz zmienić ustawienia podczas jazdy, a nie daj bogi jeszcze może w rękawiczkach z długimi palcami - zapomnij! Przycisk do wywołania menu jest całkiem płaski, tzn. nie wystaje z obudowy tylko jest zaznaczony w niej jedynie wklęsłą obwódką. Masakra!!!!!!
- Równie słaby pomysł na ekran obsługi Virba w Edge'u. Jak napisałam wcześniej, suwak nagrywania na tym ekranie jest duży ale przycisk robienia zdjęcia jest mały i w kącie ekranu. Naprawdę, nie jest łatwo w niego trafić palcem podczas jazdy, zwłaszcza w terenie. Jak trafisz, na ekranie pojawia się napis "photo taken" ale przecież nie będziesz się gapić na ekran kilka sekund jadąc gdzieś po jakichś kamulach.
- Brak wbudowanej pamięci - bez karty SD ani rusz!
- Bazowe uchwyty nie bardzo do zastosowania w kolarstwie, trzeba sobie dokupić mocowanie na kierownicę/kask oddzielnie.
Jak widać, z mojego punktu widzenia, przeważają zalety. Naprawdę podoba mi się ta kamera. Najgorszy jest ten ekran ale ostatecznie w większości przypadków i tak się na niego nie patrzy. Kamera robi przepiękne zdjęcia i kręci filmy o świetnej jakości a przy tym jest stosunkowo niedroga (model podstawowy kosztuje około 550 zł, ten bardziej wypaśny około 850 zł).
Wszystkie zdjęcia w tym wpisie zostały wykonane tą kamerą. Jak już wspomniałam, kamera doskonale oddaje rzeczywiste kolory więc dość często zdarza mi się podbijać nasycenie i stosować filtr stopniowy ale to w zasadzie jedyne efekty jakich używam dla nadania zdjęciom wyrazu ;) Jak zdjęcie jest wykonane przy słońcu to często nie potrzeba żadnych efektów (jak np. na zdjęciu bezpośrednio nad tym akapitem).
Poniżej kilka testowych filmików:
MTB zima https://www.youtube.com/watch?v=nEe7Qg4yQ6s
MTB zima https://www.youtube.com/watch?v=A1od0TZdTWE
szosa, noc, zima https://www.youtube.com/watch?v=PlHlP4zmTqE
sanki https://www.youtube.com/watch?v=6ti-Lrb_5uU
snowboard https://www.youtube.com/watch?v=6bLZ0drYaiA
basen https://www.youtube.com/watch?v=NT-IdbyKpc4
zima, śnieg, zjawisko optyczne na Kasprowym https://www.youtube.com/watch?v=KjHVRtj8ozo
Testy po fittingu, ciąg dalszy
Środa, 6 kwietnia 2016 Kategoria trening, fitting, ze zdjęciami
Km: | 36.92 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:55 | km/h: | 19.26 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś trochę lepiej mi się już jeździło na Szkocie niż wczoraj ale też nie eksploatowałam go tak bardzo na podjazdach.
fitting, testy po fittingu
Wtorek, 5 kwietnia 2016 Kategoria wycieczki i inne spontany, fitting, ze zdjęciami
Km: | 10.42 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:21 | km/h: | 7.72 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś poprawka fittingu robionego w SportGuru. Z tamtego coś niezbyt jestem zadowolona, mam wrażenie obciążonych dłoni i na podjazdach odrywającego się przedniego koła.
Poprawka w Airbiku, jestem tam już z czwartym rowerem ;)
Pojechałam potem od razu na Kazurkę potestować ale jakoś nie mogę się odnaleźć w nowych ustawieniach - nadal mam odczucie, że przednie koło mi ucieka na podjazdach a w dodatku rower po zmianie mostka na dłuższy zrobił się mniej zwrotny.
No nic, pamiętam że po fittingu pierwszego Scotta też miałam takie odczucia, nie mogłam się przyzwyczaić. Trzeba się wjeździć.
Taki tam zjazd
Poprawka w Airbiku, jestem tam już z czwartym rowerem ;)
Pojechałam potem od razu na Kazurkę potestować ale jakoś nie mogę się odnaleźć w nowych ustawieniach - nadal mam odczucie, że przednie koło mi ucieka na podjazdach a w dodatku rower po zmianie mostka na dłuższy zrobił się mniej zwrotny.
No nic, pamiętam że po fittingu pierwszego Scotta też miałam takie odczucia, nie mogłam się przyzwyczaić. Trzeba się wjeździć.
Taki tam zjazd