Wpisy archiwalne w kategorii
dojazdy
Dystans całkowity: | 26235.53 km (w terenie 204.30 km; 0.78%) |
Czas w ruchu: | 1360:35 |
Średnia prędkość: | 19.28 km/h |
Maksymalna prędkość: | 53.20 km/h |
Suma podjazdów: | 35782 m |
Maks. tętno maksymalne: | 172 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 148 (83 %) |
Suma kalorii: | 141746 kcal |
Liczba aktywności: | 1193 |
Średnio na aktywność: | 21.99 km i 1h 08m |
Więcej statystyk |
Veturilo bezboleśnie
Wtorek, 28 sierpnia 2012 Kategoria dojazdy
Km: | 9.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:45 | km/h: | 12.40 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: rower z Veturilo | Aktywność: Jazda na rowerze |
Powrót z pracy rowerkiem z wypożyczalni. Tym razem skorzystałam z aplikacji Nextbike na telefon do wypożyczania rowerów i okazało się, że jest bardzo praktyczna. Bez kolejki do panelu sterowania, bez konieczności zapamiętywania lub zapisywania różnych numerków, szybko i bezboleśnie. I za pierwszym podejściem. W dodatku można sobie skorzystać z mapki, z informacji czy na danej stacji są rowery...
Niestety, wypożyczony rower okropnie stukał przy pedałowaniu co nieco zakłóciło tę idylle ;)
Niestety, wypożyczony rower okropnie stukał przy pedałowaniu co nieco zakłóciło tę idylle ;)
Veturilo przygód ciąg dalszy
Piątek, 17 sierpnia 2012 Kategoria dojazdy
Km: | 9.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:43 | km/h: | 12.98 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: rower z Veturilo | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiaj znów wróciłam do domu rowerem z wypożyczalni. Tym razem potrzebne były dwa podejścia. Za pierwszym razem po odblokowaniu rower nie chciał wyjść z uchwytu jednak to była przyczyna czysto mechaniczna. Dziś już wiedziałam czego się spodziewać i jazda była dużo mniej stresujaca niż wczoraj
moje boje czyli mój pierwszy raz z Veturilo
Czwartek, 16 sierpnia 2012 Kategoria dojazdy
Km: | 9.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:45 | km/h: | 12.40 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: rower z Veturilo | Aktywność: Jazda na rowerze |
W końcu, po kilkudniowych perturbacjach, Veturilo aktywowało moje konto. Dla potomności, perturbacje te i dalsze - związane z wypożyczeniem - opiszę ;)
Otóż, zarejestrowałam się. Wszystko pięknie, dane, konto, cyk - załatwione, e-mail z potwierdzeniem założenia konta jest.
Po rejestracji system poinformował mnie, że trzeba zapłacić 10 zł "opłaty inicjalnej". Można to było zrobić kartą lub przelewem. Super. No to karta.
Najpierw zwykła Visa do konta - przy płatności trzeba podać pełen numer karty i kod CSV co mnie trochę zdziwiło. Dawno co prawda nie dokonywałam płatności kartą ale wydawało mi się, że zwykle przy płatności chcą tylko część numeru karty. Ale może nie pamiętam - wiec podałam wszystko a tu bach "Operator odrzucił transakcję".
Hm, dobra, w końcu napisane było, że płatności można dokonać kartą kredytową a nie debetową. No, OK to wzięłam drugą. Cyk cyk - dokładnie ten sam komunikat.
Lekkie zdziwko no ale obie to Visy, może operator ma jakiś problem. No to login do banku - zrobiłam przelew według danych podanych na stronie Veturilo. Jako tytuł płatności podany jest jakiś numer - jak rozumiem, to numer do identyfikacji mnie w systemie. Zadowolona, czekam na e-maila z potwierdzeniem aktywacji konta.
I tak czekam. Jeden dzień, drugi, trzeci... W czwartym dniu zirytowałam się i wysłałam e-maila z pytaniem "o co cho". Dostałam automatyczną odpowiedź, iż Veturilo łaskawie rozpatrzy mój problem w ciągu 21 dni. No szok lekki, przyznam.
Ale zaraz potem zorientowałam się, że na stronie jest pole do podania swojego numeru konta, z którego idzie przelew. Więc wpisałam go.
Następnego dnia zalogowałam się i zobaczyłam, że konto jest aktywne :) A niedługo potem dostałam e-maila z informacją o aktywacji. UFFFFF!
To było we wtorek a potem była paskudna pogoda :) Dopiero dziś jest na tyle przyjemnie, że mogę wreszcie wypróbować wypożyczalnię. Po wizycie w Złotych Tarasach, gdzie zrobiłam spore zakupy ciążowe :) człapię pod Rotundę po rower. Nie stoi ich zbyt wiele. Przede mną 3 osoby a rowerów stoi 6, OK - starczy. Dwie osoby wypożyczyły rowery bez problemu. Trzecia osoba za to snuje się pod panelem i narzeka, że kodu jej nie daje. Wypróbowuje wszystkie rowery po kolei. Po 10 minutach wreszcie odjeżdża rowerem.
Moja kolejka. Czytam instrukcję, zresztą nie ma takiej potrzeby bo na ekraniku wszystko jest napisane co trzeba. Podaję swój nr telefonu i PIN. Potem trzeba podać numer roweru, który chce się wypożyczyć. Aha, no to biegnę do stojaka, zapamiętuje pierwszy z brzega, podaję. Pokazuje mi się reklama Tymbarku więc ją "skipuję" i... bach, kod do odblokowania pokazuje się ale dosłownie na ułamek sekundy - nie sposób zdążyć przeczytać wszystkich czterech cyfr. No to jeszcze raz - system pyta czy chce zwrócić rower, bo przecież już pożyczyłam :D Tak, chcę zwrócić. Próbuję wypożyczyć inny rower - ale tym razem idę po rozum do głowy i nie skipuję reklamy Tymbarku. To było słuszne, kod się wyświetla na wystarczająco długo więc idę do roweru i próbuję odblokować zamknięcie. Ni cholery nie chce zaskoczyć. W międzyczasie dwie kolejne osoby wypożyczają rowery i na stojaku zostaje już tylko mój. Podjeżdża jednak jakiś gość, który rower oddaje, więc pytam go jak to odblokować. Wyjaśnia mi, ale mimo to zamek nie chce odskoczyć. Dobra, do trzech razy sztuka - oddaję ten rower i próbuję wypożyczyć jeszcze raz - tym razem wszystko przebiega sprawnie, rower daje się odpiąć, uffff. Ciekawe, czy z oddaniem będą takie same hocki.
Dopasowuję sobie wysokość siodła, łomatko, jaka kanapa :) A rower ciężki jak nie wiem co, ile to waży, chyba z TONĘ! Druga niespodzianka to koszyk z przodu, który nie jest zamocowany do kiery tylko do wspornika więc nie skręca razem z kierownicą. Strasznie to dziwne jak się jedzie.
Pierwsze utrudnienie już w Centrum. Aby dotrzeć na ścieżkę rowerową w stronę Ursynowa, trzeba przeciągnąć to ciężkie bydlę przez przejście podziemne. Dobrze, że na niektórych schodach są metalowe "szyny". Podejrzewam, że to jakieś fragmenty instalacji dla niepełnosprawnych - do sprowadzenia roweru dość niewygodne, ale wystarczy, aby nie nosić tego słonia po schodach.
OK, wreszcie wsiadam i jadę. O dziwo, rower jedzie dość lekko jak na taki ciężar, ale rozpędzić się na nim nie idzie. Przede wszystkim z powodu masy ale też z powodu dwóch innych rzeczy - trzystopniowej przerzutki, na której maksymalne przełożenie na oko odpowiada mojemu 2x7 oraz pedałów, które nie mają kompletnie żadnych ząbków - są gładkie jak stół i buty się na nich ślizgają i zjeżdżają przy byle wyboju. Kolejną niespodziankę sprawia mi obecność kontry w pedałach. Ja mam niestety odruch, który jest bardzo zły w tym przypadku - ustawianie pedałów poziomo przy wszelkich przeszkodach, nawet tak drobnych jak przerwa w chodniku czy zjazd z krawężnika :D Ze 2 razy mało nie spadam z roweru, gdy podczas zjeżdżania z krawężnika przyhamował z tego powodu. Ufff...!
Gdy wreszcie już sobie wbiłam w mózg, że mam tego nie robić, jedzie mi się już całkiem fajnie. Niespiesznie, bo spiesznie się nie da, majestatycznie i dość wygodnie. Poza tym plecak mogę wsadzić do koszyka więc nic mnie nie grzeje w plecy :) Poza słonkiem. Szkoda, że toto nie ma rogów :) Za to poza kontrą jest również hamulec ręczny, co mi odpowiada. Nawet całkiem efektywny. Dojeżdżam do stacji na Ursynowie bez większych przeszkód, z jednym tylko zazipaniem się przy maleńkim podjeździe ze ścieżki pod Kopą Cwila na górę. Ale nie dziwota, ten rower waży chyba ze 20 kilo! Z oddaniem nie ma kompletnie żadnych problemów. Odstawiam, zapinam, w panelu wklikuję "zwrot" i koniec sprawy :) W domu jeszcze na wszelki wypadek loguję się na stronę i sprawdzam, czy nie mam żadnych nadmiarowych rowerów wypożyczonych ;) ale wszystko jest OK
Ogólnie, wrażenia pozytywne, choć dziwne - po tym jak jestem przyzwyczajona do kolarki i górala, jazda na mieszczuchu jest naprawdę ciekawym przeżyciem. Na długie jazdy ten rower się nie nadaje, jest dość męczący. Ale na powroty z pracy i przemieszczanie się w obrębie Ursynowa będzie fajny :)
Otóż, zarejestrowałam się. Wszystko pięknie, dane, konto, cyk - załatwione, e-mail z potwierdzeniem założenia konta jest.
Po rejestracji system poinformował mnie, że trzeba zapłacić 10 zł "opłaty inicjalnej". Można to było zrobić kartą lub przelewem. Super. No to karta.
Najpierw zwykła Visa do konta - przy płatności trzeba podać pełen numer karty i kod CSV co mnie trochę zdziwiło. Dawno co prawda nie dokonywałam płatności kartą ale wydawało mi się, że zwykle przy płatności chcą tylko część numeru karty. Ale może nie pamiętam - wiec podałam wszystko a tu bach "Operator odrzucił transakcję".
Hm, dobra, w końcu napisane było, że płatności można dokonać kartą kredytową a nie debetową. No, OK to wzięłam drugą. Cyk cyk - dokładnie ten sam komunikat.
Lekkie zdziwko no ale obie to Visy, może operator ma jakiś problem. No to login do banku - zrobiłam przelew według danych podanych na stronie Veturilo. Jako tytuł płatności podany jest jakiś numer - jak rozumiem, to numer do identyfikacji mnie w systemie. Zadowolona, czekam na e-maila z potwierdzeniem aktywacji konta.
I tak czekam. Jeden dzień, drugi, trzeci... W czwartym dniu zirytowałam się i wysłałam e-maila z pytaniem "o co cho". Dostałam automatyczną odpowiedź, iż Veturilo łaskawie rozpatrzy mój problem w ciągu 21 dni. No szok lekki, przyznam.
Ale zaraz potem zorientowałam się, że na stronie jest pole do podania swojego numeru konta, z którego idzie przelew. Więc wpisałam go.
Następnego dnia zalogowałam się i zobaczyłam, że konto jest aktywne :) A niedługo potem dostałam e-maila z informacją o aktywacji. UFFFFF!
To było we wtorek a potem była paskudna pogoda :) Dopiero dziś jest na tyle przyjemnie, że mogę wreszcie wypróbować wypożyczalnię. Po wizycie w Złotych Tarasach, gdzie zrobiłam spore zakupy ciążowe :) człapię pod Rotundę po rower. Nie stoi ich zbyt wiele. Przede mną 3 osoby a rowerów stoi 6, OK - starczy. Dwie osoby wypożyczyły rowery bez problemu. Trzecia osoba za to snuje się pod panelem i narzeka, że kodu jej nie daje. Wypróbowuje wszystkie rowery po kolei. Po 10 minutach wreszcie odjeżdża rowerem.
Moja kolejka. Czytam instrukcję, zresztą nie ma takiej potrzeby bo na ekraniku wszystko jest napisane co trzeba. Podaję swój nr telefonu i PIN. Potem trzeba podać numer roweru, który chce się wypożyczyć. Aha, no to biegnę do stojaka, zapamiętuje pierwszy z brzega, podaję. Pokazuje mi się reklama Tymbarku więc ją "skipuję" i... bach, kod do odblokowania pokazuje się ale dosłownie na ułamek sekundy - nie sposób zdążyć przeczytać wszystkich czterech cyfr. No to jeszcze raz - system pyta czy chce zwrócić rower, bo przecież już pożyczyłam :D Tak, chcę zwrócić. Próbuję wypożyczyć inny rower - ale tym razem idę po rozum do głowy i nie skipuję reklamy Tymbarku. To było słuszne, kod się wyświetla na wystarczająco długo więc idę do roweru i próbuję odblokować zamknięcie. Ni cholery nie chce zaskoczyć. W międzyczasie dwie kolejne osoby wypożyczają rowery i na stojaku zostaje już tylko mój. Podjeżdża jednak jakiś gość, który rower oddaje, więc pytam go jak to odblokować. Wyjaśnia mi, ale mimo to zamek nie chce odskoczyć. Dobra, do trzech razy sztuka - oddaję ten rower i próbuję wypożyczyć jeszcze raz - tym razem wszystko przebiega sprawnie, rower daje się odpiąć, uffff. Ciekawe, czy z oddaniem będą takie same hocki.
Dopasowuję sobie wysokość siodła, łomatko, jaka kanapa :) A rower ciężki jak nie wiem co, ile to waży, chyba z TONĘ! Druga niespodzianka to koszyk z przodu, który nie jest zamocowany do kiery tylko do wspornika więc nie skręca razem z kierownicą. Strasznie to dziwne jak się jedzie.
Pierwsze utrudnienie już w Centrum. Aby dotrzeć na ścieżkę rowerową w stronę Ursynowa, trzeba przeciągnąć to ciężkie bydlę przez przejście podziemne. Dobrze, że na niektórych schodach są metalowe "szyny". Podejrzewam, że to jakieś fragmenty instalacji dla niepełnosprawnych - do sprowadzenia roweru dość niewygodne, ale wystarczy, aby nie nosić tego słonia po schodach.
OK, wreszcie wsiadam i jadę. O dziwo, rower jedzie dość lekko jak na taki ciężar, ale rozpędzić się na nim nie idzie. Przede wszystkim z powodu masy ale też z powodu dwóch innych rzeczy - trzystopniowej przerzutki, na której maksymalne przełożenie na oko odpowiada mojemu 2x7 oraz pedałów, które nie mają kompletnie żadnych ząbków - są gładkie jak stół i buty się na nich ślizgają i zjeżdżają przy byle wyboju. Kolejną niespodziankę sprawia mi obecność kontry w pedałach. Ja mam niestety odruch, który jest bardzo zły w tym przypadku - ustawianie pedałów poziomo przy wszelkich przeszkodach, nawet tak drobnych jak przerwa w chodniku czy zjazd z krawężnika :D Ze 2 razy mało nie spadam z roweru, gdy podczas zjeżdżania z krawężnika przyhamował z tego powodu. Ufff...!
Gdy wreszcie już sobie wbiłam w mózg, że mam tego nie robić, jedzie mi się już całkiem fajnie. Niespiesznie, bo spiesznie się nie da, majestatycznie i dość wygodnie. Poza tym plecak mogę wsadzić do koszyka więc nic mnie nie grzeje w plecy :) Poza słonkiem. Szkoda, że toto nie ma rogów :) Za to poza kontrą jest również hamulec ręczny, co mi odpowiada. Nawet całkiem efektywny. Dojeżdżam do stacji na Ursynowie bez większych przeszkód, z jednym tylko zazipaniem się przy maleńkim podjeździe ze ścieżki pod Kopą Cwila na górę. Ale nie dziwota, ten rower waży chyba ze 20 kilo! Z oddaniem nie ma kompletnie żadnych problemów. Odstawiam, zapinam, w panelu wklikuję "zwrot" i koniec sprawy :) W domu jeszcze na wszelki wypadek loguję się na stronę i sprawdzam, czy nie mam żadnych nadmiarowych rowerów wypożyczonych ;) ale wszystko jest OK
Ogólnie, wrażenia pozytywne, choć dziwne - po tym jak jestem przyzwyczajona do kolarki i górala, jazda na mieszczuchu jest naprawdę ciekawym przeżyciem. Na długie jazdy ten rower się nie nadaje, jest dość męczący. Ale na powroty z pracy i przemieszczanie się w obrębie Ursynowa będzie fajny :)
drypdrypdryp
Czwartek, 2 sierpnia 2012 Kategoria dojazdy
Km: | 20.63 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:03 | km/h: | 19.65 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 158158 ( 87%) | HRavg | 137( 76%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
O, tyle powiem. Czyli mało i powoli. Ale przynajmniej nic mnie nie bolało dzisiaj. Odwiedziłam wracając okolice Smródki, objechałam sobie wydeptaną w trawie ścieżkę po drugiej stronie i uciekłam przed kundlem. Chociaż powinnam go skopać. Nie, właściwie to nie jego tylko właściciela, który siedział sobie z kolegami na ławce i ewidentnie psa podjudził. Ale postanowiłam, że nie będę się męczyć bo mnie brzuch rozboli.
spokojnie, bez nerw...
Wtorek, 31 lipca 2012 Kategoria dojazdy
Km: | 19.79 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:08 | km/h: | 17.46 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 157157 ( 87%) | HRavg | 127( 70%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś postanowiłam się nie forsować. Tylko do pracy i powrót.
Rano wkurzyło mnie kilku kierowców a potem, w pracy, koleżanka, która dała mi delikatnie do zrozumienia, że w jej opinii jestem nienormalna, że wciąż jeżdżę na rowerze. Oczywiście, najlepiej i najbezpieczniej byłoby, gdybym leżała plackiem w domu nie ruszając ręką ani nogą. I weź tu się nie stresuj człowieku w ciąży.
Trochę mi niewygodnie już jest na obu rowerach, cały czas uciskam sobie "wałeczek" w brzuchu. Pozycja na Skocie jest prawie identyczna jak na Tribanie w górnym chwycie więc zmiana roweru nie pomogła. W Plusie doradzili mi, żebym sobie odwróciła mostek. Gosh, jak mogłam na to sama nie wpaść? Teraz pozostaje tylko kwestia, kiedy ruszę tyłek, żeby to zrobić :):)
Rano wkurzyło mnie kilku kierowców a potem, w pracy, koleżanka, która dała mi delikatnie do zrozumienia, że w jej opinii jestem nienormalna, że wciąż jeżdżę na rowerze. Oczywiście, najlepiej i najbezpieczniej byłoby, gdybym leżała plackiem w domu nie ruszając ręką ani nogą. I weź tu się nie stresuj człowieku w ciąży.
Trochę mi niewygodnie już jest na obu rowerach, cały czas uciskam sobie "wałeczek" w brzuchu. Pozycja na Skocie jest prawie identyczna jak na Tribanie w górnym chwycie więc zmiana roweru nie pomogła. W Plusie doradzili mi, żebym sobie odwróciła mostek. Gosh, jak mogłam na to sama nie wpaść? Teraz pozostaje tylko kwestia, kiedy ruszę tyłek, żeby to zrobić :):)
ups, chyba przeholowałam dzisiaj
Poniedziałek, 30 lipca 2012 Kategoria dojazdy
Km: | 46.84 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:38 | km/h: | 17.79 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 156156 ( 86%) | HRavg | 124( 68%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po prawie tygodniu przerwy dziś postanowiłam nadrobić i to był błąd. Zaczęłam się czuć źle w okolicy Wału Zawadowskiego lecz niestety, stamtąd nie bardzo było wrócić inaczej niż tak, jak się tam dotarło. Więc w sumie z dzisiaj wyszło prawie 50 km, z czego ostatnie 20 km przy naprawdę niekomfortowym smaopoczuciu. W efekcie resztę dnia po powrocie przewegetowałam w pozycji horyzontalnej z okropnym bólem brzucha. Znaczy się, przesadziłam. Trzeba od tej pory brać poprawkę i nie wybierać się w okolice, z których nie można wrócić ZTM'em w nagłym przypadku.
Przy okazji dzisiaj w popołudniowym słonku przekonałam się, jak bardzo zakurzony jest Szkot. Trzeba go chyba trochę umyć...
Zerknęłam sobie dziś na wyniki z Ducha Puszczy. Naprawdę tęsknię za wyścigami, strasznie mi tego brakuje. Jeszcze bardziej żal mi się zrobiło jak się zorientowałam, że z moim zeszłorocznym (kiepskim) wynikiem byłabym czwarta na czasówce. A najprawdopodobniej jednak w tym roku przy normalnych treningach byłabym w pierwszej trójce. Pierwsza raczej bym nie była a to z tego powodu, że startowała M. Sadłecka :D:D Była pierwsza a kolejnej lasce w K3 wsadziła ponad 2,5 minuty. Za to w Supraślu na mega jechała Sadłecka, Ula Luboińska i Ania Klimczuk, które zajęły miejsca podiumowe. Zaraz po nich była Renata Supryk więc prawdopodobnie byłabym piąta, czyli wynik taki sam jak w zeszłym roku.
Przy okazji dzisiaj w popołudniowym słonku przekonałam się, jak bardzo zakurzony jest Szkot. Trzeba go chyba trochę umyć...
Zerknęłam sobie dziś na wyniki z Ducha Puszczy. Naprawdę tęsknię za wyścigami, strasznie mi tego brakuje. Jeszcze bardziej żal mi się zrobiło jak się zorientowałam, że z moim zeszłorocznym (kiepskim) wynikiem byłabym czwarta na czasówce. A najprawdopodobniej jednak w tym roku przy normalnych treningach byłabym w pierwszej trójce. Pierwsza raczej bym nie była a to z tego powodu, że startowała M. Sadłecka :D:D Była pierwsza a kolejnej lasce w K3 wsadziła ponad 2,5 minuty. Za to w Supraślu na mega jechała Sadłecka, Ula Luboińska i Ania Klimczuk, które zajęły miejsca podiumowe. Zaraz po nich była Renata Supryk więc prawdopodobnie byłabym piąta, czyli wynik taki sam jak w zeszłym roku.
trochu lepiej :)
Wtorek, 24 lipca 2012 Kategoria dojazdy
Km: | 45.56 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:20 | km/h: | 19.53 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 164164 ( 91%) | HRavg | 129( 71%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: b'twin Triban 3 (sprzedany) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po paskudnym pod względem samopoczucia weekendzie i poniedziałku, dzisiaj rano było dobrze, więc zabrałam Trybana na przejażdżkę. Po południu też nie było tak źle i postanowiłam wydłużyć rundkę o Wał Zawadowski. Przejechałam sobie do Mostu Siekierkowskiego i stamtąd ścieżką na wale a potem asfaltem wzdłuż wału, przez Okrzeszyn. Wyszło trochę więcej km niż zwykle.
wałeczek
Piątek, 20 lipca 2012 Kategoria dojazdy
Km: | 24.32 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:21 | km/h: | 18.01 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 155155 ( 86%) | HRavg | 124( 68%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: b'twin Triban 3 (sprzedany) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rano było jeszcze OK ale jak wracałam z pracy to wałeczek w brzuchu przeszkadzał mi na maksa. Być może to dlatego, że zjadłam tuż przed wyjściem i dodatkowo oprócz wałeczka miałam w brzuchu wielką bułę. Dość, żeby jechało mi się fatalnie. Skróciłam trasę a i tak jechałam chyba z 15 km/h już w pewnym momencie.
Cały wieczór bolał mnie brzuch i było mi niedobrze.
Cały wieczór bolał mnie brzuch i było mi niedobrze.
tym razem ulewa mnie oszczędziła
Środa, 18 lipca 2012 Kategoria dojazdy
Km: | 34.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:50 | km/h: | 18.71 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 157157 ( 87%) | HRavg | 125( 69%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: b'twin Triban 3 (sprzedany) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś ulewa mnie oszczędziła. Ulało się z godzinę przed tym jak wyszłam z pracy. Potem wyglądało tylko dość groźnie, bo nad miastem wisiały czarne chmury i był dość silny wiatr. Ale zanim dojechałam do domu to spadło zaledwie kilka kropli deszczu, zupełnie nieprzeszkadzających.
Ostatnio zaczynam odczuwać, że brzuch mi przeszkadza trochę. To dziwne wrażenie - jakbym miała w dolnej części brzucha zwinięty ręcznik, który się trochę roluje do góry przy każdym ruchu kolana do góry :):)
Koleżanka w pracy mnie oświeciła, że ten zwinięty ręcznik to dziecko. Thank you C'ptain Obvious :):)
Uznałam, że chyba nie ma co szaleć i chodzić na treningi terenowe z WKK. Szkoda mi tego ale jeśli na każdym wertepie ma mi być niedobrze i przy każdym gwałtownym ruchu ma mnie boleć brzuch to "dziękuję, nie". Spokojna jazda po płaskim - OK ale wertepy odpadają.
Ostatnio zaczynam odczuwać, że brzuch mi przeszkadza trochę. To dziwne wrażenie - jakbym miała w dolnej części brzucha zwinięty ręcznik, który się trochę roluje do góry przy każdym ruchu kolana do góry :):)
Koleżanka w pracy mnie oświeciła, że ten zwinięty ręcznik to dziecko. Thank you C'ptain Obvious :):)
Uznałam, że chyba nie ma co szaleć i chodzić na treningi terenowe z WKK. Szkoda mi tego ale jeśli na każdym wertepie ma mi być niedobrze i przy każdym gwałtownym ruchu ma mnie boleć brzuch to "dziękuję, nie". Spokojna jazda po płaskim - OK ale wertepy odpadają.
wielka ulewa
Poniedziałek, 16 lipca 2012 Kategoria dojazdy
Km: | 14.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:47 | km/h: | 17.87 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 157157 ( 87%) | HRavg | 133( 73%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: b'twin Triban 3 (sprzedany) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś przymusowa wędrówka z rowerem metrem. Rano jeszcze OK ale gdy wracałam z pracy, złapała mnie niezła ulewa. Akurat byłam w Urzędzie Patentowym (po drodze z pracy) i lunęło gdy wyszłam. Postałam zatem chwilkę pod daszkiem ale zrobiło się zimno więc nie czekałam aż ulewa całkiem przejdzie. Szybko przemieściłam się do metra. Dlatego dziś tylko nędzne 14 km.