moje boje czyli mój pierwszy raz z Veturilo
Czwartek, 16 sierpnia 2012 Kategoria dojazdy
Km: | 9.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:45 | km/h: | 12.40 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: rower z Veturilo | Aktywność: Jazda na rowerze |
W końcu, po kilkudniowych perturbacjach, Veturilo aktywowało moje konto. Dla potomności, perturbacje te i dalsze - związane z wypożyczeniem - opiszę ;)
Otóż, zarejestrowałam się. Wszystko pięknie, dane, konto, cyk - załatwione, e-mail z potwierdzeniem założenia konta jest.
Po rejestracji system poinformował mnie, że trzeba zapłacić 10 zł "opłaty inicjalnej". Można to było zrobić kartą lub przelewem. Super. No to karta.
Najpierw zwykła Visa do konta - przy płatności trzeba podać pełen numer karty i kod CSV co mnie trochę zdziwiło. Dawno co prawda nie dokonywałam płatności kartą ale wydawało mi się, że zwykle przy płatności chcą tylko część numeru karty. Ale może nie pamiętam - wiec podałam wszystko a tu bach "Operator odrzucił transakcję".
Hm, dobra, w końcu napisane było, że płatności można dokonać kartą kredytową a nie debetową. No, OK to wzięłam drugą. Cyk cyk - dokładnie ten sam komunikat.
Lekkie zdziwko no ale obie to Visy, może operator ma jakiś problem. No to login do banku - zrobiłam przelew według danych podanych na stronie Veturilo. Jako tytuł płatności podany jest jakiś numer - jak rozumiem, to numer do identyfikacji mnie w systemie. Zadowolona, czekam na e-maila z potwierdzeniem aktywacji konta.
I tak czekam. Jeden dzień, drugi, trzeci... W czwartym dniu zirytowałam się i wysłałam e-maila z pytaniem "o co cho". Dostałam automatyczną odpowiedź, iż Veturilo łaskawie rozpatrzy mój problem w ciągu 21 dni. No szok lekki, przyznam.
Ale zaraz potem zorientowałam się, że na stronie jest pole do podania swojego numeru konta, z którego idzie przelew. Więc wpisałam go.
Następnego dnia zalogowałam się i zobaczyłam, że konto jest aktywne :) A niedługo potem dostałam e-maila z informacją o aktywacji. UFFFFF!
To było we wtorek a potem była paskudna pogoda :) Dopiero dziś jest na tyle przyjemnie, że mogę wreszcie wypróbować wypożyczalnię. Po wizycie w Złotych Tarasach, gdzie zrobiłam spore zakupy ciążowe :) człapię pod Rotundę po rower. Nie stoi ich zbyt wiele. Przede mną 3 osoby a rowerów stoi 6, OK - starczy. Dwie osoby wypożyczyły rowery bez problemu. Trzecia osoba za to snuje się pod panelem i narzeka, że kodu jej nie daje. Wypróbowuje wszystkie rowery po kolei. Po 10 minutach wreszcie odjeżdża rowerem.
Moja kolejka. Czytam instrukcję, zresztą nie ma takiej potrzeby bo na ekraniku wszystko jest napisane co trzeba. Podaję swój nr telefonu i PIN. Potem trzeba podać numer roweru, który chce się wypożyczyć. Aha, no to biegnę do stojaka, zapamiętuje pierwszy z brzega, podaję. Pokazuje mi się reklama Tymbarku więc ją "skipuję" i... bach, kod do odblokowania pokazuje się ale dosłownie na ułamek sekundy - nie sposób zdążyć przeczytać wszystkich czterech cyfr. No to jeszcze raz - system pyta czy chce zwrócić rower, bo przecież już pożyczyłam :D Tak, chcę zwrócić. Próbuję wypożyczyć inny rower - ale tym razem idę po rozum do głowy i nie skipuję reklamy Tymbarku. To było słuszne, kod się wyświetla na wystarczająco długo więc idę do roweru i próbuję odblokować zamknięcie. Ni cholery nie chce zaskoczyć. W międzyczasie dwie kolejne osoby wypożyczają rowery i na stojaku zostaje już tylko mój. Podjeżdża jednak jakiś gość, który rower oddaje, więc pytam go jak to odblokować. Wyjaśnia mi, ale mimo to zamek nie chce odskoczyć. Dobra, do trzech razy sztuka - oddaję ten rower i próbuję wypożyczyć jeszcze raz - tym razem wszystko przebiega sprawnie, rower daje się odpiąć, uffff. Ciekawe, czy z oddaniem będą takie same hocki.
Dopasowuję sobie wysokość siodła, łomatko, jaka kanapa :) A rower ciężki jak nie wiem co, ile to waży, chyba z TONĘ! Druga niespodzianka to koszyk z przodu, który nie jest zamocowany do kiery tylko do wspornika więc nie skręca razem z kierownicą. Strasznie to dziwne jak się jedzie.
Pierwsze utrudnienie już w Centrum. Aby dotrzeć na ścieżkę rowerową w stronę Ursynowa, trzeba przeciągnąć to ciężkie bydlę przez przejście podziemne. Dobrze, że na niektórych schodach są metalowe "szyny". Podejrzewam, że to jakieś fragmenty instalacji dla niepełnosprawnych - do sprowadzenia roweru dość niewygodne, ale wystarczy, aby nie nosić tego słonia po schodach.
OK, wreszcie wsiadam i jadę. O dziwo, rower jedzie dość lekko jak na taki ciężar, ale rozpędzić się na nim nie idzie. Przede wszystkim z powodu masy ale też z powodu dwóch innych rzeczy - trzystopniowej przerzutki, na której maksymalne przełożenie na oko odpowiada mojemu 2x7 oraz pedałów, które nie mają kompletnie żadnych ząbków - są gładkie jak stół i buty się na nich ślizgają i zjeżdżają przy byle wyboju. Kolejną niespodziankę sprawia mi obecność kontry w pedałach. Ja mam niestety odruch, który jest bardzo zły w tym przypadku - ustawianie pedałów poziomo przy wszelkich przeszkodach, nawet tak drobnych jak przerwa w chodniku czy zjazd z krawężnika :D Ze 2 razy mało nie spadam z roweru, gdy podczas zjeżdżania z krawężnika przyhamował z tego powodu. Ufff...!
Gdy wreszcie już sobie wbiłam w mózg, że mam tego nie robić, jedzie mi się już całkiem fajnie. Niespiesznie, bo spiesznie się nie da, majestatycznie i dość wygodnie. Poza tym plecak mogę wsadzić do koszyka więc nic mnie nie grzeje w plecy :) Poza słonkiem. Szkoda, że toto nie ma rogów :) Za to poza kontrą jest również hamulec ręczny, co mi odpowiada. Nawet całkiem efektywny. Dojeżdżam do stacji na Ursynowie bez większych przeszkód, z jednym tylko zazipaniem się przy maleńkim podjeździe ze ścieżki pod Kopą Cwila na górę. Ale nie dziwota, ten rower waży chyba ze 20 kilo! Z oddaniem nie ma kompletnie żadnych problemów. Odstawiam, zapinam, w panelu wklikuję "zwrot" i koniec sprawy :) W domu jeszcze na wszelki wypadek loguję się na stronę i sprawdzam, czy nie mam żadnych nadmiarowych rowerów wypożyczonych ;) ale wszystko jest OK
Ogólnie, wrażenia pozytywne, choć dziwne - po tym jak jestem przyzwyczajona do kolarki i górala, jazda na mieszczuchu jest naprawdę ciekawym przeżyciem. Na długie jazdy ten rower się nie nadaje, jest dość męczący. Ale na powroty z pracy i przemieszczanie się w obrębie Ursynowa będzie fajny :)
Otóż, zarejestrowałam się. Wszystko pięknie, dane, konto, cyk - załatwione, e-mail z potwierdzeniem założenia konta jest.
Po rejestracji system poinformował mnie, że trzeba zapłacić 10 zł "opłaty inicjalnej". Można to było zrobić kartą lub przelewem. Super. No to karta.
Najpierw zwykła Visa do konta - przy płatności trzeba podać pełen numer karty i kod CSV co mnie trochę zdziwiło. Dawno co prawda nie dokonywałam płatności kartą ale wydawało mi się, że zwykle przy płatności chcą tylko część numeru karty. Ale może nie pamiętam - wiec podałam wszystko a tu bach "Operator odrzucił transakcję".
Hm, dobra, w końcu napisane było, że płatności można dokonać kartą kredytową a nie debetową. No, OK to wzięłam drugą. Cyk cyk - dokładnie ten sam komunikat.
Lekkie zdziwko no ale obie to Visy, może operator ma jakiś problem. No to login do banku - zrobiłam przelew według danych podanych na stronie Veturilo. Jako tytuł płatności podany jest jakiś numer - jak rozumiem, to numer do identyfikacji mnie w systemie. Zadowolona, czekam na e-maila z potwierdzeniem aktywacji konta.
I tak czekam. Jeden dzień, drugi, trzeci... W czwartym dniu zirytowałam się i wysłałam e-maila z pytaniem "o co cho". Dostałam automatyczną odpowiedź, iż Veturilo łaskawie rozpatrzy mój problem w ciągu 21 dni. No szok lekki, przyznam.
Ale zaraz potem zorientowałam się, że na stronie jest pole do podania swojego numeru konta, z którego idzie przelew. Więc wpisałam go.
Następnego dnia zalogowałam się i zobaczyłam, że konto jest aktywne :) A niedługo potem dostałam e-maila z informacją o aktywacji. UFFFFF!
To było we wtorek a potem była paskudna pogoda :) Dopiero dziś jest na tyle przyjemnie, że mogę wreszcie wypróbować wypożyczalnię. Po wizycie w Złotych Tarasach, gdzie zrobiłam spore zakupy ciążowe :) człapię pod Rotundę po rower. Nie stoi ich zbyt wiele. Przede mną 3 osoby a rowerów stoi 6, OK - starczy. Dwie osoby wypożyczyły rowery bez problemu. Trzecia osoba za to snuje się pod panelem i narzeka, że kodu jej nie daje. Wypróbowuje wszystkie rowery po kolei. Po 10 minutach wreszcie odjeżdża rowerem.
Moja kolejka. Czytam instrukcję, zresztą nie ma takiej potrzeby bo na ekraniku wszystko jest napisane co trzeba. Podaję swój nr telefonu i PIN. Potem trzeba podać numer roweru, który chce się wypożyczyć. Aha, no to biegnę do stojaka, zapamiętuje pierwszy z brzega, podaję. Pokazuje mi się reklama Tymbarku więc ją "skipuję" i... bach, kod do odblokowania pokazuje się ale dosłownie na ułamek sekundy - nie sposób zdążyć przeczytać wszystkich czterech cyfr. No to jeszcze raz - system pyta czy chce zwrócić rower, bo przecież już pożyczyłam :D Tak, chcę zwrócić. Próbuję wypożyczyć inny rower - ale tym razem idę po rozum do głowy i nie skipuję reklamy Tymbarku. To było słuszne, kod się wyświetla na wystarczająco długo więc idę do roweru i próbuję odblokować zamknięcie. Ni cholery nie chce zaskoczyć. W międzyczasie dwie kolejne osoby wypożyczają rowery i na stojaku zostaje już tylko mój. Podjeżdża jednak jakiś gość, który rower oddaje, więc pytam go jak to odblokować. Wyjaśnia mi, ale mimo to zamek nie chce odskoczyć. Dobra, do trzech razy sztuka - oddaję ten rower i próbuję wypożyczyć jeszcze raz - tym razem wszystko przebiega sprawnie, rower daje się odpiąć, uffff. Ciekawe, czy z oddaniem będą takie same hocki.
Dopasowuję sobie wysokość siodła, łomatko, jaka kanapa :) A rower ciężki jak nie wiem co, ile to waży, chyba z TONĘ! Druga niespodzianka to koszyk z przodu, który nie jest zamocowany do kiery tylko do wspornika więc nie skręca razem z kierownicą. Strasznie to dziwne jak się jedzie.
Pierwsze utrudnienie już w Centrum. Aby dotrzeć na ścieżkę rowerową w stronę Ursynowa, trzeba przeciągnąć to ciężkie bydlę przez przejście podziemne. Dobrze, że na niektórych schodach są metalowe "szyny". Podejrzewam, że to jakieś fragmenty instalacji dla niepełnosprawnych - do sprowadzenia roweru dość niewygodne, ale wystarczy, aby nie nosić tego słonia po schodach.
OK, wreszcie wsiadam i jadę. O dziwo, rower jedzie dość lekko jak na taki ciężar, ale rozpędzić się na nim nie idzie. Przede wszystkim z powodu masy ale też z powodu dwóch innych rzeczy - trzystopniowej przerzutki, na której maksymalne przełożenie na oko odpowiada mojemu 2x7 oraz pedałów, które nie mają kompletnie żadnych ząbków - są gładkie jak stół i buty się na nich ślizgają i zjeżdżają przy byle wyboju. Kolejną niespodziankę sprawia mi obecność kontry w pedałach. Ja mam niestety odruch, który jest bardzo zły w tym przypadku - ustawianie pedałów poziomo przy wszelkich przeszkodach, nawet tak drobnych jak przerwa w chodniku czy zjazd z krawężnika :D Ze 2 razy mało nie spadam z roweru, gdy podczas zjeżdżania z krawężnika przyhamował z tego powodu. Ufff...!
Gdy wreszcie już sobie wbiłam w mózg, że mam tego nie robić, jedzie mi się już całkiem fajnie. Niespiesznie, bo spiesznie się nie da, majestatycznie i dość wygodnie. Poza tym plecak mogę wsadzić do koszyka więc nic mnie nie grzeje w plecy :) Poza słonkiem. Szkoda, że toto nie ma rogów :) Za to poza kontrą jest również hamulec ręczny, co mi odpowiada. Nawet całkiem efektywny. Dojeżdżam do stacji na Ursynowie bez większych przeszkód, z jednym tylko zazipaniem się przy maleńkim podjeździe ze ścieżki pod Kopą Cwila na górę. Ale nie dziwota, ten rower waży chyba ze 20 kilo! Z oddaniem nie ma kompletnie żadnych problemów. Odstawiam, zapinam, w panelu wklikuję "zwrot" i koniec sprawy :) W domu jeszcze na wszelki wypadek loguję się na stronę i sprawdzam, czy nie mam żadnych nadmiarowych rowerów wypożyczonych ;) ale wszystko jest OK
Ogólnie, wrażenia pozytywne, choć dziwne - po tym jak jestem przyzwyczajona do kolarki i górala, jazda na mieszczuchu jest naprawdę ciekawym przeżyciem. Na długie jazdy ten rower się nie nadaje, jest dość męczący. Ale na powroty z pracy i przemieszczanie się w obrębie Ursynowa będzie fajny :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!