kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2011

Dystans całkowity:926.76 km (w terenie 254.00 km; 27.41%)
Czas w ruchu:64:16
Średnia prędkość:17.14 km/h
Maksymalna prędkość:40.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:178 (98 %)
Maks. tętno średnie:165 (91 %)
Suma kalorii:2425 kcal
Liczba aktywności:45
Średnio na aktywność:26.48 km i 1h 25m
Więcej statystyk

uf, trochę cieplej

Piątek, 6 maja 2011 Kategoria dojazdy, trening
Km: 18.45 Km teren: 0.00 Czas: 01:01 km/h: 18.15
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 152152 ( 84%) HRavg 125( 69%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Dzisiaj rano było niespodziewanie ciepło. W trakcie jazdy musiałam się pozbyć kurtki. Po południu w ogóle wracałam już w krótki rękaw. Miałam dzisiaj przyjemnie bo w obie strony popędzał mnie wplecywind :) Biedny Marek, On miał dzisiaj na odwrót...
Wracając zahaczyłam o ursynowskiego Bikemana, z moim wczorajszym pytaniem. Okazało się, że jednak pójście z tym samym problemem do innych ludzi może zaowocować konstruktywnym rozwiązaniem. Otóż - jeśli chodzi o hamulec, serwisant polecił mi używać "zaślepki" do hamulca jak przednie koło jest zdemontowane. Zapobiegnie to przypadkowemu poruszeniu klocków i prawdopodobnie po założeniu koła hamulec nie będzie ocierał. Muszę to wypróbować, ciągle zapominam o tej zaślepce :)
Co do kierownicy, zorganizowano krótkie trzyosobowe konsylium i okazało się, że zmieszczenie wszystkiego na kierze po jej przycięciu nie jest problemem, tylko muszę zmienić manetki na SLX lub XT (bez telewizorków).
Ot i po problemie. Tzn. drobny nadal pozostał, w postaci braku kasy... ale w końcu od czego jest kredytówka ;)

kadencja 87/118
KOW: 3
obciążenie: 183

studium gołębia w stanie rozkładu II

Czwartek, 5 maja 2011 Kategoria dojazdy
Km: 18.58 Km teren: 0.00 Czas: 00:59 km/h: 18.89
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 152152 ( 84%) HRavg 124( 68%)
Kalorie: 1042kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Dzisiaj buro, szaro i ponuro. I zimno. W dodatku jak tylko wyszłam z domu, zaczęło coś mżyć. Na szczęście mżyło na tyle niemrawie, że przez pół godziny dojazdu do pracy nie zmokłam prawie w ogóle, tylko kask był "okroplony".
Rozkładający się gołąb leży sobie dalej, to już prawie trzy tygodnie. Obecnie to już nawet trudno stwierdzić, że to był gołąb - tylko dla wtajemniczonych...
Po południu się rozpogodziło, a wplecywindzik był tak przyjemny, że nie mogłam sobie podarować i pedałowałam do domu ile Bozia dała :)
Zajrzałam na chwilę do Plusa, żeby przedyskutować kilka kwestii. Między innymi kwestię ocierania hamulca i skrócenia kiery. Co do hamulca to ponoć standardowa przypadłość Avidów, że ocierają - bo jest mała odległość klocków od tarczy. Można to próbować rozwiązać zmieniając piastę na bardziej ... stabilną (?) albo zmienić hamule.

Co do kiery to jest problem bo manetka blokady skoku od amora ma obejmę o konkretnej średnicy i jak się skróci kierę, po przesunięciu manetek i klamek bliżej mostka, manetki amora nie będzie gdzie przyczepić (bo kiera w stronę mostka się rozszerza, tzn. jej średnica). Rozwiązaniem jest kupienie kiery o mniejszym przekroju i przymocowanie jej za pomocą różnych podkładek do obecnego mostka. Ale z kolei nie ma carbonowych kier (a jak już zmieniać to na carbon) o mniejszej średnicy. I dupa, ma ktoś jakiś pomysł...?

Przy okazji w Plusie skrytykowali mnie, że mam brudny rower, w szczególności napęd... fakt, był tylko opłukany po Sierpcu ale napęd nie był wyczyszczony i nasmarowany.

No to wieczorem zabrałam się za toaletę rowerka, dawno tak porządnej nie miał. Wyczyściłam cały rowerek szmatką z płynem do mycia naczyń ;) Do wyczyszczenia napędu użyłam eksperymentalnie zakupionej przez Marka w Lidlu maszynki :) Najpierw zastosowałam dołączony do tej maszynki płyn pachnący kwiatkami, a jak się skończył, poprawiłam benzyną ekstrakcyjną.
Geeez... ależ czarne błoto z tego leci. I można tak myć i myć i cały czas leci czarne błoto...
Na wysoki połysk przetarłam jeszcze szmatą z WD40 (stara indiańska metoda i niech nikt nie mówi, że tak nie wolno), przetarłam też zębatki i kółeczka wszelakie, korbę itd. wytarłam do sucha i nasmarowałam :D

wiosno, wróć!

Środa, 4 maja 2011 Kategoria dojazdy
Km: 19.43 Km teren: 0.00 Czas: 01:06 km/h: 17.66
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 145145 ( 80%) HRavg 119( 66%)
Kalorie: 1383kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Jak już uznałam, że można odłożyć zimowe ciuchy na dobre, zima podstępnie zaatakowała znowu. Dzisiaj rano wstaję i oczom nie wierzę, na termometrze 0 stopni! Jednak słonko nieźle już daje. Pół godziny później już jest ciepło, +2 stopnie ;)
No cóż, ubieram się ostro na cebulkę bo pewnie po południu już będzie w miarę znośnie.
Rano jedzie mi się okropnie. Zmęczenie po zawodach, wmordewind, zimno, oczy się kleją z niewyspania, w dodatku zwyczajowo ociera mi przednia tarcza hamulcowa.
Po południu na szczęście wietrzyk w plecy więc do domu już jedzie się przyjemnie, no i jest zdecydowanie cieplej.

Mazovia MTB Marathon Sierpc - nudno i potwornie zimno

Wtorek, 3 maja 2011 Kategoria >50 km, wyścigi, ze zdjęciami
Km: 55.00 Km teren: 45.00 Czas: 02:47 km/h: 19.76
Pr. maks.: 40.00 Temperatura: °C HRmax: 172172 ( 95%) HRavg 158( 87%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
No ja pierniczę... W zasadzie tylko to mi się nasuwa po dzisiejszych zawodach.

Do Sierpca przyjechaliśmy z Markiem już w niedzielę. Jakoś po południu. W sumie pogoda była całkiem znośna, było dość chłodno ale słonko świeciło. Wieczorem wybraliśmy się na przechadzkę po Sierpcu i zmarzliśmy troszkę.

W poniedziałek "zaliczyliśmy" skansen. Ja już byłam tu wcześniej, ale Marek nie - więc poszliśmy. To jest bardzo fajne miejsce. Duży obszar z wieloma zabytkowymi chatami z pełnym wyposażeniem wnętrz, z drewnianym zabytkowym kościółkiem i młynem, tzw. "koźlakiem". Młyn jest najlepszy, a najlepsze jest to, że można wleźć do środka, na samą górę, obejrzeć mechanizm itd.
Nałaziliśmy się trochę, naoglądalim. Zmarzlim jeszcze bardziej niż poprzedniego dnia, bo słonka było co na lekarstwo a chmury wyglądały tak, jakby zaraz miało zacząć z nich padać. Żeby się ogrzać zaliczyliśmy pajdę ze smalcem i herbatkę w również zabytkowej karczmie na terenie skansenu :)
Potem jeszcze odwiedziliśmy muzeum w Sierpcu, gdzie była ciekawa wystawa czasowa lalek z różnych stron świata. Clue wystawy polegało na ręcznie wykonanych ludowych strojach lalek.
Niestety, poza skansenem i muzeum nic więcej wartego uwagi w Sierpcu nie ma. Pani w muzeum również rozłożyła ręce i powiedziała właśnie to zdanie... a kto jak kto, ale ona powinna wiedzieć, co można tu zobaczyć.
Trochę zniechęceni resztę dnia spędziliśmy w naszym pokoju zaklepanym w zajeździe Sonata w pobliskim Studzieńcu. Swoją drogą polecam to miejsce. Jest cicho, wygodnie, stosunkowo niedrogo.
Jakoś jednak wolałam nie oglądać prognozy pogody w TV na następny dzień...
Wieczorem jednak zadzwonił Krzysiek z hiobowymi wieściami, że pono zapowiadają paskudną pogodę i w ogóle i w ogóle.

Rano w dniu zawodów wstajemy ciut za wcześnie. Po zjedzeniu śniadania okazuje się, że mamy jeszcze od cholery czasu więc leżymy sobie jeszcze trochę.
Potem zbieramy się do kupy i opuszczamy ten miły przybytek.
Na dworze parszywie zimno, przenikliwy wiatr i niska temperatura. Na szczęście mam całą masę ciuchów rowerowych "na zimno". Nie wzięłam tylko długopalczastych rękawiczek i to był największy błąd jak mogłam zrobić.
Oczywiście z miejscem do zaparkowania w pobliżu miasteczka maratonowego jak zwykle jest problem, ale znamy już ukrytą miejscówkę (parkowaliśmy tam dzień wcześniej). Więc od razu tam zajeżdżamy.

Na piechotkę udajemy się do miasteczka maratonowego. Rozglądam się za znajomymi i trafiam na Olafa. Potem również pojawia się Krzysiek ze swoją nową maszynką. CheEvary nigdzie nie widać. Jak się po maratonie dowiaduję, wyższe sektory jechały z innej uliczki (!), więc pewnie dlatego.
Chwilę gadu gadu, marzniemy trochę, ale po wizycie w Toiu robi mi się cieplej. Zostawiam Markowi sweter i kurtkę. Zimno mi tylko w ręce, palce zaczynają grabieć. Trochę mnie to martwi, ale pocieszam się, że po starcie się rozgrzeją.
Startuję dzisiaj z "ósemki". Olaf i Krzysiek z 9 sektora, więc jestem tam sama. Ale za chwilę zaczepia mnie jakaś laska, okazuje się, że to znajoma z zimowych treningów WKK w Kabatach. Niestety, nie pamiętam jak ma na imię :(

Zimno, zimno, podskakuję, kręcę nogami, rękami..· brrr... Na chwilę muszę przestać, bo pada komenda "Do hymnu". No tak, 3 maja. Mamroczę sobie pierwsze dwie zwrotki do muzyki. Trzeciej słów już nie pamiętam. Potem jest odegrany hymn Sierpca, bardzo krótki.

I wreszcie start. Od razu zaczynam zapierniczać, żeby się rozgrzać. Niestety, jakoś się nie mogę rozgrzać. Zgrabiałe paluchy nie czują manetek ani klamek hamulcowych, będzie kiepsko.




... i właściwie tutaj mogłabym skończyć tę opowieść bo... to jest najnudniejszy maraton Mazovii, w którym miałam okazję do tej pory brać udział. Trasa płaska, nieurozmaicona, nieatrakcyjna widokowo. Po drodze nie ma kompletnie nic wartego wzmianki, nawet żadne wydarzenie z udziałem rowerzystów, nic się nie dzieje, nikt na nikogo nie wjechał ;)

W dodatku trasa jest męcząca bo wszędzie tylko piach piach piach. A jak kończy się piach to jeszcze dale jest trochę piachu. Ja rozumiem, łacha piachu od czasu do czasu, ale tutaj piach przewala się w mniejszych lub większych ilościach przez całą trasę.

Jedynym urozmaiceniem jest jedno łatwo przejezdne błotko i dwa strumyki. Jeden przechodzę na piechotę. W drugim utykam na środku próbując go przejechać (jest głębszy niż wyglądał z brzegu). Całe szczęście, że stąd nie jest już tak bardzo daleko do mety, bo z wodą w butach w takich warunkach pogodowych jak dzisiaj, to chwilkę dłużej i chyba by mi palce odpadły. Zresztą od tego momentu to jedyna myśl jaka gości w mojej głowie to "zimno, ja chcę pod kołderkę, niech ten cholerny maraton już się skończy!"

Jedzie mi się generalnie słabo. Chyba głównie przez te piachy, ale też silny wiatr. Orgowie, niestety, większość trasy poprowadzili polnymi szutrówkami, gdzie wiatr hula w najlepsze. Może do tego też dołożył się do tego mocny trening biegowy w sobotę. Jednak jadąc tymi otwartymi przestrzeniami uczę się, że faktycznie "siedzenie na kole" komuś pomaga. Wyprzedzam w ten sposób kilka osób, przyczepiając się do szybszych rowerzystów.

Jedynym akcentem wartym uwagi jest mój końcowy sprint na asfalcie, gdzie dosłownie chyba z metr przed matą na mecie wyprzedzam jednego gościa :)
Wjeżdżam na mete z uczuciem triumfu, bo było trudno go dogonić ;)

Na mecie okazuje się, że Krzysiek dotarł jakieś 10 minut przede mną :) Super, fajnie, cieszę się, że wreszcie ma dobry sprzęt do jazdy :)

Mimo przebrania się w suche i świeże ciuchy, jest mi potwornie zimno. Marek przynosi mi "posiłek regeneracyjny" ale jest ohydny, nie dojadam do końca. Wolę ciasto.
Zmywamy się dość szybko bo aura nie sprzyja pogaduchom ani siedzeniu na trawce.
Tuż po naszym wyjechaniu z Sierpca zaczyna padać deszcz. Dziękuję niebiosom, że nie zaczął padać w trakcie maratonu!
W Warszawie za oknem robi się szaroburo, chmury wyglądają wyraźnie śniegowo. I faktycznie, wieczorem zaczyna padać mokry, lepki śnieg (!).

Czas: 2:46:42
Open: 22/31
Kat: 7/11
Pozycje nie za dobre, ale rating powyżej 80, to już drugi pod rząd tak wysoki rating na Mega :) Nadal jestem 3 w generalce mojej kategorii, a przesunęłam się do 7 sektora :)
Niestety, nie jestem zadowolona z mojej jazdy. Myślę, że mogłam lepiej. Jednak było mi tak zimno, że myślałam głównie o tym, że jest mi zimno i że mi palce grabieją, a nie o tym, żeby się ścigać.


kadencja 81/107 (o kurczę, niezła kadencja jak na maraton!)
KOW: 8
obciążenie: 1336

twarde przełożenie i wmordewind

Niedziela, 1 maja 2011 Kategoria trening
Km: 18.58 Km teren: 0.00 Czas: 00:52 km/h: 21.44
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 160160 ( 88%) HRavg 128( 71%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
No nie ma to jak mieć zdolności przewidywania sytuacji. Wymyśliłam sobie, tak dla odróżnienia od standardu ;) że dzisiejszy trening zrobię Przyczółkową w przeciwnym kierunku niż zwykle. A więc raźno udałam się w stronę Kabat aby stamtąd zjechawszy ul. Rzekotki i Gąsek dalej pozapylać Przyczółkową w stronę Wilanowa. Jakoś dziwnym trafem nie dało mi do myślenia to, że w stronę Kabat jedzie mi się wprost wspaniale... rzekłabym samo się jedzie...
A zatem, jak to ja, wybrałam sobie NAJGORSZY MOŻLIWY KIERUNEK na zrobienie treningu na twardym przełożeniu... oczywiście nie dało się jechać na 3x9, ni cholery. Maks to było 3x7 i na liczniku 25 km/h. I tak byłam twarda i wyprzedzałam wszystkich mozolących się niedzielnych rowerzystów. Wytrwałam te 10 minut ale znów mięśnie nad kolanami sobie spaliłam ;)
Ja nie wiem, jak wczorajsze bieganie i dzisiejszy wmordewind wpłyną na wynik na wtorkowej Mazovii...

KOW: 6
obciążenie: 312

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum