Wpisy archiwalne w kategorii
wycieczki i inne spontany
Dystans całkowity: | 9732.82 km (w terenie 896.47 km; 9.21%) |
Czas w ruchu: | 559:53 |
Średnia prędkość: | 18.34 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.35 km/h |
Suma podjazdów: | 7812 m |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (96 %) |
Maks. tętno średnie: | 157 (84 %) |
Suma kalorii: | 29597 kcal |
Liczba aktywności: | 349 |
Średnio na aktywność: | 30.23 km i 1h 36m |
Więcej statystyk |
fitting, testy po fittingu
Wtorek, 5 kwietnia 2016 Kategoria wycieczki i inne spontany, fitting, ze zdjęciami
Km: | 10.42 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:21 | km/h: | 7.72 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś poprawka fittingu robionego w SportGuru. Z tamtego coś niezbyt jestem zadowolona, mam wrażenie obciążonych dłoni i na podjazdach odrywającego się przedniego koła.
Poprawka w Airbiku, jestem tam już z czwartym rowerem ;)
Pojechałam potem od razu na Kazurkę potestować ale jakoś nie mogę się odnaleźć w nowych ustawieniach - nadal mam odczucie, że przednie koło mi ucieka na podjazdach a w dodatku rower po zmianie mostka na dłuższy zrobił się mniej zwrotny.
No nic, pamiętam że po fittingu pierwszego Scotta też miałam takie odczucia, nie mogłam się przyzwyczaić. Trzeba się wjeździć.
Taki tam zjazd
Poprawka w Airbiku, jestem tam już z czwartym rowerem ;)
Pojechałam potem od razu na Kazurkę potestować ale jakoś nie mogę się odnaleźć w nowych ustawieniach - nadal mam odczucie, że przednie koło mi ucieka na podjazdach a w dodatku rower po zmianie mostka na dłuższy zrobił się mniej zwrotny.
No nic, pamiętam że po fittingu pierwszego Scotta też miałam takie odczucia, nie mogłam się przyzwyczaić. Trzeba się wjeździć.
Taki tam zjazd
kazurka
Sobota, 2 kwietnia 2016 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany
Km: | 12.09 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:42 | km/h: | 7.11 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Więcej stania niż jeżdżenia ;)
s2
Czwartek, 31 marca 2016 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: | 20.62 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:03 | km/h: | 19.64 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
pitupitu po lesie
Poniedziałek, 28 marca 2016 Kategoria wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: | 22.54 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:33 | km/h: | 14.54 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Obudziłam się dziś z bólem gardła, bólem głowy i w mega złym humorze. Uznałam, że muszę choć na chwilę wyjść pokręcić bo inaczej rozniosę coś.
Przejechałam się kabackim singlem w tempie ranionego żółwia. Pogoda jak drut, trochę zbyt ciepło się ubrałam więc po drodze pozbyłam się ciepłej czapki spod kasku i owiew. Trochę mi było dziwnie tak jechać bez owiew ;) ale nie zimno.
Ta powolna przejażdżka wystarczyła, żeby mi poprawić nastrój.
Ilekroć tędy przejeżdżam, zastanawiam się czy wściekły kolorek potoku jest efektem jakiegoś gatunku rosnących w nim glonów czy jakiegoś gatunku homo sapiens. I tak, to są jak najbardziej prawdziwe kolory, zdjęcie w żaden sposób nie edytowane.
Przejechałam się kabackim singlem w tempie ranionego żółwia. Pogoda jak drut, trochę zbyt ciepło się ubrałam więc po drodze pozbyłam się ciepłej czapki spod kasku i owiew. Trochę mi było dziwnie tak jechać bez owiew ;) ale nie zimno.
Ta powolna przejażdżka wystarczyła, żeby mi poprawić nastrój.
Ilekroć tędy przejeżdżam, zastanawiam się czy wściekły kolorek potoku jest efektem jakiegoś gatunku rosnących w nim glonów czy jakiegoś gatunku homo sapiens. I tak, to są jak najbardziej prawdziwe kolory, zdjęcie w żaden sposób nie edytowane.
Zjazdowo
Sobota, 26 marca 2016 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: | 28.65 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:19 | km/h: | 8.64 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś od rana lana sobota. ICM, niestety, już od kilku dni zapowiadał ten wariant ale też zapowiadał, że ma lać gdzieś do południa a potem przestać. I faktycznie tak się stało.
Po porannym odsiedzeniu z Zającem na ostrym dyżurze, nafaszerowaniu go lekarstwami i po położeniu go spać, musiałam jakoś odreagować. I to odreagować porządnie, solidnie i najlepiej w dobrym towarzystwie.
Wychodząc na rower wysłałam szybkiego smsa do Czarka. Nie liczyłam zbytnio, że będzie chętny na wspólną jazdę bo zwykle jeździ rano albo w ogóle go nie ma w Warszawie, zwłaszcza w święta wszelakie. Ale ku mojej radości odpisał że spoko. Umówiliśmy się zatem przy szlabanie i podyrdałam do lasu. Po drodze zdążyłam już ubłocić niemiłosiernie siebie i rower (droga koło Reala a potem wałem przy metrze, gdzie było mokro, błotniście i ślapowato).
W planie było s2 więc czekając na Czarka parę razy obróciłam po północnej części skarpy, starając się nie wyskakiwać zanadto z tętnem i zaglądając co jakiś czas, czy przy szlabanie coś nie wyrosło. W końcu Czarek przybył, co zdecydowanie poprawiło mi nastrój.
Po prostu jedź!
Nie była to dziś jakaś bardzo wyczynowa jazda. Staraliśmy się obydwoje unikać podnoszenia tętna więc raczej były zjazdy i podejścia co stromszych odcinków na piechotę. Na dobry początek na jednym zjeździe Czarek rozdarł sobie spodnie i był wielce niepocieszony. Zrobiliśmy jednak sporo pętelek po skarpie, zjeżdżając po kilka razy wszystkie fajne zjazdy. Okazało się nawet, że udało mi się Czarkowi pokazać ze dwa miejsca, w których jeszcze nie był.
Nierówna walka z przyrodą. Zdziwiłam się, że Czarek nie zna tego zjazdu.
Nakręciliśmy kilka filmików, w międzyczasie zrobiliśmy sobie przerwę na snaka, po której Czarek wreszcie zaczął się uśmiechać ;)
Po kawałku czekolady od razu lepiej
Na koniec pojechaliśmy na pętelke dookoła parku linowego, gdzie pod okiem Czarka wreszcie, po raz pierwszy, udało mi się zjechać po tych cholernych korzeniach z barierkami na dole :) Przy kolejnym podejściu jednak się wyglebiłam i doszłam do wniosku, że chyba jestem zbyt już zmęczona na szlifowanie tego zjazdu ;)
W sumie wyszło mi prawie 3,5h, ostatnio tyle czasu spędziłam na rowerze chyba na którymś maratonie ;) Ale było cudownie! A pod okiem Czarka wszystkie zjazdy wydają się jakieś łatwiejsze... :)
Po porannym odsiedzeniu z Zającem na ostrym dyżurze, nafaszerowaniu go lekarstwami i po położeniu go spać, musiałam jakoś odreagować. I to odreagować porządnie, solidnie i najlepiej w dobrym towarzystwie.
Wychodząc na rower wysłałam szybkiego smsa do Czarka. Nie liczyłam zbytnio, że będzie chętny na wspólną jazdę bo zwykle jeździ rano albo w ogóle go nie ma w Warszawie, zwłaszcza w święta wszelakie. Ale ku mojej radości odpisał że spoko. Umówiliśmy się zatem przy szlabanie i podyrdałam do lasu. Po drodze zdążyłam już ubłocić niemiłosiernie siebie i rower (droga koło Reala a potem wałem przy metrze, gdzie było mokro, błotniście i ślapowato).
W planie było s2 więc czekając na Czarka parę razy obróciłam po północnej części skarpy, starając się nie wyskakiwać zanadto z tętnem i zaglądając co jakiś czas, czy przy szlabanie coś nie wyrosło. W końcu Czarek przybył, co zdecydowanie poprawiło mi nastrój.
Po prostu jedź!
Nie była to dziś jakaś bardzo wyczynowa jazda. Staraliśmy się obydwoje unikać podnoszenia tętna więc raczej były zjazdy i podejścia co stromszych odcinków na piechotę. Na dobry początek na jednym zjeździe Czarek rozdarł sobie spodnie i był wielce niepocieszony. Zrobiliśmy jednak sporo pętelek po skarpie, zjeżdżając po kilka razy wszystkie fajne zjazdy. Okazało się nawet, że udało mi się Czarkowi pokazać ze dwa miejsca, w których jeszcze nie był.
Nierówna walka z przyrodą. Zdziwiłam się, że Czarek nie zna tego zjazdu.
Nakręciliśmy kilka filmików, w międzyczasie zrobiliśmy sobie przerwę na snaka, po której Czarek wreszcie zaczął się uśmiechać ;)
Po kawałku czekolady od razu lepiej
Na koniec pojechaliśmy na pętelke dookoła parku linowego, gdzie pod okiem Czarka wreszcie, po raz pierwszy, udało mi się zjechać po tych cholernych korzeniach z barierkami na dole :) Przy kolejnym podejściu jednak się wyglebiłam i doszłam do wniosku, że chyba jestem zbyt już zmęczona na szlifowanie tego zjazdu ;)
W sumie wyszło mi prawie 3,5h, ostatnio tyle czasu spędziłam na rowerze chyba na którymś maratonie ;) Ale było cudownie! A pod okiem Czarka wszystkie zjazdy wydają się jakieś łatwiejsze... :)
s1
Czwartek, 24 marca 2016 Kategoria wycieczki i inne spontany
Km: | 11.59 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:57 | km/h: | 12.20 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
brudzenie Szkota po przeglądzie
Niedziela, 28 lutego 2016 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany
Km: | 23.42 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:01 | km/h: | 11.61 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
W tym tygodniu byłam chora ale weekend był fajny i miałam wielką ochotę wyjść na rower. Wczoraj wyszłam tylko na godzinkę, bardziej postać niż pojeździć ;) ale dziś na myśl o pojechaniu do lasu od razu skoczyło mi tętno więc nie zastanawiałam się zbytnio :)
Znów pojechałam ścieżką pod skarpą. Zjazd ze skarpy na przedłużeniu Ciszewskiego dziś poszedł sprawniej niż przy poprzednim, pierwszym podejściu (pisząc "sprawniej" mam na myśli nieco mniej kurczowe ściskanie hamulców). Ścieżką pojechałam aż do ogrodzenia Parku Natolińskiego. Tam, jak zwykle, zastanawiałam się chwilę, czy mam ochotę brnąć w to błoto ale chęć pojechania tą przyjemną trasą przeważyła. Przedostałam się po pniakach zwalonych przy ogrodzeniu a potem już się dało jechać, choć tylne koło tańczyło oberki ;)
Słonko czasem wyglądały zza cienkiej powłoki chmur ale ogólnie nie było go dziś zbyt wiele. Jechało się jednak bardzo przyjemnie i w sumie radochę sprawiały mi te uślizgi na błocie - zwłaszcza, że posiadłam już umiejętność nie spadania z roweru w takiej sytuacji ;)
Dojechałam wreszcie do lasu, gdzie od razu skierowałam się na "dołki". Jeździł sobie tam już jakiś rowerzysta ale nie wyglądał na bardzo towarzyskiego więc po kilku rundkach pojechałam dalej, dość bezmyślnie, i koła same zaprowadziły mnie na pętelkę XC koło parku linowego :) Oczywiście speniałam przed zjazdem po korzeniach (a niech to!) ale za to sprawnie pokonałam dziś betonowy stopień, który zawsze dotychczas zmuszał mnie do podpórki.
Stamtąd jednak też szybko uciekłam bo gonił mnie jakiś zawodnik :)
Koniec końców wylądowałam na drewnianych schodkach, gdzie przetestowałam Virba pod kątem slow motion.
tu filmik
I wróciłam do domu po 2h, niemiłosiernie ubłocona i całkiem szczęśliwa ;) Roweru nie umyłam bo kolejka była do myjni :(
Znów pojechałam ścieżką pod skarpą. Zjazd ze skarpy na przedłużeniu Ciszewskiego dziś poszedł sprawniej niż przy poprzednim, pierwszym podejściu (pisząc "sprawniej" mam na myśli nieco mniej kurczowe ściskanie hamulców). Ścieżką pojechałam aż do ogrodzenia Parku Natolińskiego. Tam, jak zwykle, zastanawiałam się chwilę, czy mam ochotę brnąć w to błoto ale chęć pojechania tą przyjemną trasą przeważyła. Przedostałam się po pniakach zwalonych przy ogrodzeniu a potem już się dało jechać, choć tylne koło tańczyło oberki ;)
Słonko czasem wyglądały zza cienkiej powłoki chmur ale ogólnie nie było go dziś zbyt wiele. Jechało się jednak bardzo przyjemnie i w sumie radochę sprawiały mi te uślizgi na błocie - zwłaszcza, że posiadłam już umiejętność nie spadania z roweru w takiej sytuacji ;)
Dojechałam wreszcie do lasu, gdzie od razu skierowałam się na "dołki". Jeździł sobie tam już jakiś rowerzysta ale nie wyglądał na bardzo towarzyskiego więc po kilku rundkach pojechałam dalej, dość bezmyślnie, i koła same zaprowadziły mnie na pętelkę XC koło parku linowego :) Oczywiście speniałam przed zjazdem po korzeniach (a niech to!) ale za to sprawnie pokonałam dziś betonowy stopień, który zawsze dotychczas zmuszał mnie do podpórki.
Stamtąd jednak też szybko uciekłam bo gonił mnie jakiś zawodnik :)
Koniec końców wylądowałam na drewnianych schodkach, gdzie przetestowałam Virba pod kątem slow motion.
tu filmik
I wróciłam do domu po 2h, niemiłosiernie ubłocona i całkiem szczęśliwa ;) Roweru nie umyłam bo kolejka była do myjni :(
wypadek przy pracy czyli test FTP i w lutym jak w garncu czyli rozkręcenie nogi po teście ;)
Niedziela, 21 lutego 2016 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: | 22.31 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:21 | km/h: | 16.53 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wczoraj robiłam test FTP, pierwszy w tym roku. Ze względu na sporą przerwę w treningach w styczniu (choroba, wyjazd, w sumie ze 2 tygodnie), nie spodziewałam się przyrostu watów a nawet spodziewałam się lekkiego spadku w porównaniu do testu grudniowego. Nie spodziewałam się jednak, że to będzie kataklizm.
Poranne dziwnie niskie tętno spoczynkowe już sygnalizowało, że coś jest nie tak. Czułam się jednak dobrze i nie sądziłam, żeby był jakiś problem podczas testu. Rozgrzewka pokazała, że chyba nie będzie dobrze - moje tempo podczas jazdy w drugiej strefie tętna było o wiele niższe niż zazwyczaj.
Pięciominutówkę zaczęłam zbyt mocno - wjechałam od razu na 220 watów i chociaż zorientowałam się zaraz, że to jest za mocno i zwolniłam, pierwsze depnięcia już dały palenie mięśni. Po około minucie musiałam mocno zluzować, żeby w ogóle dokończyć tę część testu. Koniec końców ta część wyszła ze średnią 168 watów.
Przerwa dała odpocząć i myślałam, że dalej będzie lepiej ale nie było. Właściwą część testu zaczęłam od około 165 watów ale po półtorej minucie musiałam zredukować a po kolejnych dwóch - znowu. Przez resztę dwudziestominutówki udawało mi się jechać w miarę równo, ale utrzymanie w miarę równego poziomu mocy oraz kadencji powyżej 90 było dziś naprawdę trudne. Nie mogłam wrzucić na twardsze przełożenie i zacząć kręcić na niższej kadencji bo bym odpadła w tempie natychmiastowym. Męczyłam się więc przez te pozostałe minuty ale jakoś udało mi się dojechać test do końca. Średnia z tej części wyszła 138 watów.
To jest najgorszy wynik wszechczasów. Tak złego wyniku nie miałam od kiedy zaczęłam robić te testy.
Na rozjeździe tętno nie bardzo chciało spadać. Chociaż kręciłam bardzo lajtowo, przez 15 minut nie spadło do pierwszej strefy.
Mam nadzieję, że wynik tego testu to tylko "wypadek przy pracy" spowodowany jakimiś czynnikami zewnętrznymi (zmęczenie? babskie sprawy? stres? pogoda? czyhające choróbsko?) i że powtórka da bardziej zadowalający rezultat.
Dziś dla rozluźnienia przejechałam się po mieście w tempie baby z kańkami. Pogoda, choć iście marcowa, była łaskawa i wstrzeliłam się z rowerem idealnie w okienko bez opadów a nawet na moment zaświeciło słońce. Mimo silnego wiatru było bardzo przyjemnie a aura pozwoliła zrobić kilka fotek.
Poranne dziwnie niskie tętno spoczynkowe już sygnalizowało, że coś jest nie tak. Czułam się jednak dobrze i nie sądziłam, żeby był jakiś problem podczas testu. Rozgrzewka pokazała, że chyba nie będzie dobrze - moje tempo podczas jazdy w drugiej strefie tętna było o wiele niższe niż zazwyczaj.
Pięciominutówkę zaczęłam zbyt mocno - wjechałam od razu na 220 watów i chociaż zorientowałam się zaraz, że to jest za mocno i zwolniłam, pierwsze depnięcia już dały palenie mięśni. Po około minucie musiałam mocno zluzować, żeby w ogóle dokończyć tę część testu. Koniec końców ta część wyszła ze średnią 168 watów.
Przerwa dała odpocząć i myślałam, że dalej będzie lepiej ale nie było. Właściwą część testu zaczęłam od około 165 watów ale po półtorej minucie musiałam zredukować a po kolejnych dwóch - znowu. Przez resztę dwudziestominutówki udawało mi się jechać w miarę równo, ale utrzymanie w miarę równego poziomu mocy oraz kadencji powyżej 90 było dziś naprawdę trudne. Nie mogłam wrzucić na twardsze przełożenie i zacząć kręcić na niższej kadencji bo bym odpadła w tempie natychmiastowym. Męczyłam się więc przez te pozostałe minuty ale jakoś udało mi się dojechać test do końca. Średnia z tej części wyszła 138 watów.
To jest najgorszy wynik wszechczasów. Tak złego wyniku nie miałam od kiedy zaczęłam robić te testy.
Na rozjeździe tętno nie bardzo chciało spadać. Chociaż kręciłam bardzo lajtowo, przez 15 minut nie spadło do pierwszej strefy.
Mam nadzieję, że wynik tego testu to tylko "wypadek przy pracy" spowodowany jakimiś czynnikami zewnętrznymi (zmęczenie? babskie sprawy? stres? pogoda? czyhające choróbsko?) i że powtórka da bardziej zadowalający rezultat.
Dziś dla rozluźnienia przejechałam się po mieście w tempie baby z kańkami. Pogoda, choć iście marcowa, była łaskawa i wstrzeliłam się z rowerem idealnie w okienko bez opadów a nawet na moment zaświeciło słońce. Mimo silnego wiatru było bardzo przyjemnie a aura pozwoliła zrobić kilka fotek.
jak długo?
Niedziela, 7 lutego 2016 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: | 30.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:34 | km/h: | 11.77 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś było tak ciepło, że zaczęłam się zastanawiać, kiedy pojawią się pierwsze pączki. Oczywiście wykorzystałam aurę na pojechanie w teren. Zwiedziłam przy tym ścieżkę, którą nigdy dotąd nie jechałam. Ścieżka zaczyna się na północnym końcu Skarpy Ursynowskiej, pod płotem Parku Imielińskiego. Odbija się tam w lewo i jedzie wzdłuż ogrodzenia aż do Kabat.
Ilekroć tam mnie zawiewało, witało mnie na początkowym odcinku tej ścieżki mega błotne bajoro. Leżą sobie tam jakieś dechy i gałęzie, żeby łatwiej było przejść ale dotychczas rezygnowałam z prób przedarcia się.
Ostatnio Cygan zarzucił temat tej ścieżki i dziś postanowiłam zaryzykować. Z powodu zeszłorocznej suszy i niewielkich opadów również w zimie, bajoro było sporo mniejsze i mniej błotne niż zazwyczaj. Co oczywiście nie znaczy, że go nie było, jednak uznałam że można spróbować przedostać się i zobaczyć co jest dalej.
Ten fragment był chyba najgorszy, potem dało już się normalnie jechać bez zsiadania z roweru. Nawierzchnia było mocno błotna ale w całości przejezdna a momentami nawet sucha.
Wreszcie wyjechałam w jakieś bardziej cywilizowane okolice, których jednak nie mogłam w myślach zlokalizować. Po wjechaniu pod górę takim oto wąwozikiem, ze zdumieniem stwierdziłam, że dotarłam do ul. Rosoła.
Ponieważ już wiedziałam gdzie jestem to zjechałam na dół i dalej pojechałam kawałek ul. Gąsek skąd odbiłam do Lasu Kabackiego. Pokręciłam się po technicznych singielkach zahaczając też o "dołki".
Po długiej przerwie w kręceniu "nogi" nie ma totalnie. Po kilku podjazdach miałam dość więc jeszcze chwilę pojeździłam po głównych duktach i gdy słońce było już dość nisko, wreszcie zawinęłam do domu.
Bardzo jestem ciekawa, czy ta wiosenna aura już tak zostanie aż do prawdziwej wiosny, czy czekają nas jeszcze jakieś niespodziewane ataki zimy.
Ilekroć tam mnie zawiewało, witało mnie na początkowym odcinku tej ścieżki mega błotne bajoro. Leżą sobie tam jakieś dechy i gałęzie, żeby łatwiej było przejść ale dotychczas rezygnowałam z prób przedarcia się.
Ostatnio Cygan zarzucił temat tej ścieżki i dziś postanowiłam zaryzykować. Z powodu zeszłorocznej suszy i niewielkich opadów również w zimie, bajoro było sporo mniejsze i mniej błotne niż zazwyczaj. Co oczywiście nie znaczy, że go nie było, jednak uznałam że można spróbować przedostać się i zobaczyć co jest dalej.
Ten fragment był chyba najgorszy, potem dało już się normalnie jechać bez zsiadania z roweru. Nawierzchnia było mocno błotna ale w całości przejezdna a momentami nawet sucha.
Wreszcie wyjechałam w jakieś bardziej cywilizowane okolice, których jednak nie mogłam w myślach zlokalizować. Po wjechaniu pod górę takim oto wąwozikiem, ze zdumieniem stwierdziłam, że dotarłam do ul. Rosoła.
Ponieważ już wiedziałam gdzie jestem to zjechałam na dół i dalej pojechałam kawałek ul. Gąsek skąd odbiłam do Lasu Kabackiego. Pokręciłam się po technicznych singielkach zahaczając też o "dołki".
Po długiej przerwie w kręceniu "nogi" nie ma totalnie. Po kilku podjazdach miałam dość więc jeszcze chwilę pojeździłam po głównych duktach i gdy słońce było już dość nisko, wreszcie zawinęłam do domu.
Bardzo jestem ciekawa, czy ta wiosenna aura już tak zostanie aż do prawdziwej wiosny, czy czekają nas jeszcze jakieś niespodziewane ataki zimy.
s2
Niedziela, 31 stycznia 2016 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany
Km: | 44.31 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:06 | km/h: | 21.10 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |