Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2014
Dystans całkowity: | 614.07 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 34:06 |
Średnia prędkość: | 18.01 km/h |
Liczba aktywności: | 25 |
Średnio na aktywność: | 24.56 km i 1h 21m |
Więcej statystyk |
bez licznika; praca - Gocław
Wtorek, 17 czerwca 2014 Kategoria dojazdy
Km: | 21.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:55 | km/h: | 22.91 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dane na oko :)
Garmin został w sypialni i nie chciałam rano tam włazić i budzić Marka
Garmin został w sypialni i nie chciałam rano tam włazić i budzić Marka
bynajmniej nie lekko
Poniedziałek, 16 czerwca 2014 Kategoria dojazdy, trening
Km: | 20.23 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:53 | km/h: | 22.90 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś miało być do 90 minut lekkiego rozjazdu. Niestety, Zając dał popalić w nocy i gdy o 6:15 zadzwonił budzik, mój zmęczony mózg zanegował rzeczywistość. Obudziłam się o 08:30, "lekko" spóźniona do pracy. Więc w stronę "do" wyszły sprinty (z postojami na światłach). Dobrze, że chociaż z wiatrem. W stronę "od" też szybko bo chciałam jak najszybciej zwolnić Mamę z dyżuru z Zającem.
PolandBike Nadarzyn - płaska nudność
Niedziela, 15 czerwca 2014 Kategoria ze zdjęciami, wyścigi
Km: | 44.19 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:03 | km/h: | 21.56 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
W tym roku skupiam się na MTB Cross Maraton jednak maratony tego cyklu są tak odmienne od tego, co jeździłam dotychczas (Mazovia), że kompletnie nie mam punktu odniesienia, żeby ocenić swoją formę. Również wykonywane przeze mnie testy wydolnościowe są inne od tych, które robiłam wcześniej więc tutaj też nie mam punktu odniesienia.
W związku z tym, postanowiłam pojechać jakiś maraton zbliżony poziomem trudności do Mazovii - żeby porównać siebie do siebie sprzed ciąży. Padło na PolandBike no i akurat napatoczyła się edycja w Nadarzynie.
Nadarzyn startuje dopiero o 12:30. Muszę co prawda stawić się w biurze zawodów bo startuję w PB pierwszy raz. Nie wiedząc jakiej kolejki się spodziewać, postanowiłam pojechać na 11-tą.
Więc kulturalnie wstaję sobie dziś o zwykłej godzinie (tzn. o tej godzinie, o której obudził mnie Zając, co wyszło około 8:00). Jak to cudownie jest, gdy nie trzeba wstawać o 5:30 rano na maraton! Bez pośpiechu, śniadanie, ostatni "czek" czy wszystko mam co trzeba i jadę.
Na miejscu widzę stoisko Adama Starzyńskiego, w okolicy kręci się już Radek z Cyklona.
Kolejki do biura zawodów nie ma więc szybko załatwiam co trzeba, również transfer sektorowy. Wysłałam kilka dni temu e-mail do orga z moim wynikami i zapytaniem, czy można nie startować z ostatniego, chciałam szósty albo siódmy - ale nikt mi nie odpisał - więc załatwiam to w biurze zawodów i dostaję sektor 5. Ups, chyba trochę przesada... ale jestem tak osłupiała, że po prostu przyjmuję to do wiadomości i odchodzę od stoiska.
W międzyczasie pojawiają się jeszcze inne Cyklony, między innymi Krzychu i Łukasz. Jest mnóstwo czasu do startu więc sobie gadamy. Namawiam Radka na objazd fragmentu trasy. Wygląda na tradycyjną trasę mazowiecką czyli "płaskodługo". Trochę kałuż ale wszystkie da się objechać, przynajmniej na tym początkowym odcinku.
Przedstartowa "gadka szmatka" (fot. Procycling Promotion)
Namawiam Radka na objazd fragmentu trasy (fot. Procycling Promotion)
Przyznam, że stresuję się. Obawiam się konfrontacji ze samą sobą, w dodatku wiem, że najprawdopodobniej sektor mi ucieknie zaraz po starcie i mam tylko cichą nadzieję, że uda mi się utrzymać w szóstym, który mnie zapewne dogoni.
Start nie różni się zbytnio od tego co na Mazovii - ruszają kolejne sektory, wreszcie mój. Na początku staram się trzymać tempo sektora. Jest szeroko, tempo jest szybkie, nikt nie zamula - jedzie się dobrze i sprawnie. Niestety, coraz więcej osób mi ucieka. Zaginam na maksa, aż mnie palą uda ale luzuję w pewnym momencie. Jeszcze na początku trasy, nie więcej niż 2 km po starcie, widzę Krzycha, który dzwoni po pomoc dla kogoś, kto uległ wypadkowi.
Sporo ludzi mnie wyprzedza, w tym dość dużo kobiet ale nie przejmuję się zbytnio bo spodziewałam się tego. Jadę tylko z myślą, żeby nie dogoniła mnie Kasia z Cyklona (startowała z 6 sektora) ;)
Trasa jest płaska i nudna, nie ma żadnych wyzwań technicznych (czego się niby spodziewałam?), jedyne co się liczy to łyda. Dwie pętle na dystansie MAX, czyli dwa razy pewne urozmaicenie w postaci przejazdu przez okolice kamieniołomu - ze trzy zjazdy (krótkie, troszkę strome, po uklepanym piachu - banał) + mata kontrolna za lekkim podjazdem i fajną hopką. Pod koniec trasy, na dojazdówce z pętli do mety, jeszcze niedługi kręty singielek, gdzie osoby z szeroką kierą mogą mieć pewien kłopot. I tyle z atrakcji. Nawet błota na trasie nie ma, chociaż po ostatnich deszczach spodziewałam się błotnej masakry.
Gdzieś po 2/3 trasy trochę mnie odcina - za bardzo pozaginałam na początku, jak zwykle. Ech, kiedy ja się nauczę?
Dogania mnie Krzychu. Ja się na moment zatrzymuję, żeby podnieść zgubione przez kogoś okulary i próbuję potem Krzycha dogonić ale nie daję rady. Dobrze popracował, najwyraźniej :) Gdzieś wyprzedza mnie też Ela Dobosz, czym trochę mnie załamuje.
Na mecie z czasem 02:03:39. W sumie uznaję to całkiem fajny czas i po cichu liczę na podium lub chociaż okolice podium. Czekam i czekam na wyniki, gadam z Cyklonami, którzy już są na mecie oraz z Adamem, zjadam makaron i zupę z soczewicy, podjadam trochę ciastek, spotykam Beatę Moćko i Elę i w ogóle bez sensu marznę zamiast iść do auta i się przebrać. A wyników jak nie ma tak nie ma.
Adam pakuje manatki, chłopaki znikają, miasteczko pustoszeje a wyniki dopiero pojawiają się koło 16tej. W postaci dekoracji, więc czekam na tę dekorację, bo cały czas liczę że może podium. Ale nie, nie ma podium.
No to idę do auta i w międzyczasie przychodzi sms z nieoficjalnym wynikiem. 9 miejsce. Dopiero 9, o rany ale kiepawo...
[Edit z wieczora]
Miejsce w kategorii 8/12, w open 15/21.
Strata do zwyciężczyni ok 20 minut, to tak w standardzie raczej. Rating 83,5% to nie taki zły ale daleki od wyników z najlepszego sezonu, które niejednokrotnie sięgały powyżej 90%.
Sektor 6 - o, tego się nie spodziewałam. Spodziewałam się zlecieć do 7 a tu proszę, taka niespodzianka - w dodatku całkiem sporo punktów sektorowych bo tylko 4 punktów zabrakło, żeby zostać w 5.
No i jeszcze całkiem niezły wkład w klasyfikację drużynową, bo ponad 500 punktów (drugi z czterech najlepszych wyników w teamie).
Podsumowując... nie jest bardzo źle, ale mam jeszcze sporo do odrobienia. Nie ma co bimbać tylko trzeba się zabierać DO ROBOTY!
W związku z tym, postanowiłam pojechać jakiś maraton zbliżony poziomem trudności do Mazovii - żeby porównać siebie do siebie sprzed ciąży. Padło na PolandBike no i akurat napatoczyła się edycja w Nadarzynie.
Nadarzyn startuje dopiero o 12:30. Muszę co prawda stawić się w biurze zawodów bo startuję w PB pierwszy raz. Nie wiedząc jakiej kolejki się spodziewać, postanowiłam pojechać na 11-tą.
Więc kulturalnie wstaję sobie dziś o zwykłej godzinie (tzn. o tej godzinie, o której obudził mnie Zając, co wyszło około 8:00). Jak to cudownie jest, gdy nie trzeba wstawać o 5:30 rano na maraton! Bez pośpiechu, śniadanie, ostatni "czek" czy wszystko mam co trzeba i jadę.
Na miejscu widzę stoisko Adama Starzyńskiego, w okolicy kręci się już Radek z Cyklona.
Kolejki do biura zawodów nie ma więc szybko załatwiam co trzeba, również transfer sektorowy. Wysłałam kilka dni temu e-mail do orga z moim wynikami i zapytaniem, czy można nie startować z ostatniego, chciałam szósty albo siódmy - ale nikt mi nie odpisał - więc załatwiam to w biurze zawodów i dostaję sektor 5. Ups, chyba trochę przesada... ale jestem tak osłupiała, że po prostu przyjmuję to do wiadomości i odchodzę od stoiska.
W międzyczasie pojawiają się jeszcze inne Cyklony, między innymi Krzychu i Łukasz. Jest mnóstwo czasu do startu więc sobie gadamy. Namawiam Radka na objazd fragmentu trasy. Wygląda na tradycyjną trasę mazowiecką czyli "płaskodługo". Trochę kałuż ale wszystkie da się objechać, przynajmniej na tym początkowym odcinku.
Przedstartowa "gadka szmatka" (fot. Procycling Promotion)
Namawiam Radka na objazd fragmentu trasy (fot. Procycling Promotion)
Przyznam, że stresuję się. Obawiam się konfrontacji ze samą sobą, w dodatku wiem, że najprawdopodobniej sektor mi ucieknie zaraz po starcie i mam tylko cichą nadzieję, że uda mi się utrzymać w szóstym, który mnie zapewne dogoni.
Start nie różni się zbytnio od tego co na Mazovii - ruszają kolejne sektory, wreszcie mój. Na początku staram się trzymać tempo sektora. Jest szeroko, tempo jest szybkie, nikt nie zamula - jedzie się dobrze i sprawnie. Niestety, coraz więcej osób mi ucieka. Zaginam na maksa, aż mnie palą uda ale luzuję w pewnym momencie. Jeszcze na początku trasy, nie więcej niż 2 km po starcie, widzę Krzycha, który dzwoni po pomoc dla kogoś, kto uległ wypadkowi.
Sporo ludzi mnie wyprzedza, w tym dość dużo kobiet ale nie przejmuję się zbytnio bo spodziewałam się tego. Jadę tylko z myślą, żeby nie dogoniła mnie Kasia z Cyklona (startowała z 6 sektora) ;)
Trasa jest płaska i nudna, nie ma żadnych wyzwań technicznych (czego się niby spodziewałam?), jedyne co się liczy to łyda. Dwie pętle na dystansie MAX, czyli dwa razy pewne urozmaicenie w postaci przejazdu przez okolice kamieniołomu - ze trzy zjazdy (krótkie, troszkę strome, po uklepanym piachu - banał) + mata kontrolna za lekkim podjazdem i fajną hopką. Pod koniec trasy, na dojazdówce z pętli do mety, jeszcze niedługi kręty singielek, gdzie osoby z szeroką kierą mogą mieć pewien kłopot. I tyle z atrakcji. Nawet błota na trasie nie ma, chociaż po ostatnich deszczach spodziewałam się błotnej masakry.
Gdzieś po 2/3 trasy trochę mnie odcina - za bardzo pozaginałam na początku, jak zwykle. Ech, kiedy ja się nauczę?
Dogania mnie Krzychu. Ja się na moment zatrzymuję, żeby podnieść zgubione przez kogoś okulary i próbuję potem Krzycha dogonić ale nie daję rady. Dobrze popracował, najwyraźniej :) Gdzieś wyprzedza mnie też Ela Dobosz, czym trochę mnie załamuje.
Na mecie z czasem 02:03:39. W sumie uznaję to całkiem fajny czas i po cichu liczę na podium lub chociaż okolice podium. Czekam i czekam na wyniki, gadam z Cyklonami, którzy już są na mecie oraz z Adamem, zjadam makaron i zupę z soczewicy, podjadam trochę ciastek, spotykam Beatę Moćko i Elę i w ogóle bez sensu marznę zamiast iść do auta i się przebrać. A wyników jak nie ma tak nie ma.
Adam pakuje manatki, chłopaki znikają, miasteczko pustoszeje a wyniki dopiero pojawiają się koło 16tej. W postaci dekoracji, więc czekam na tę dekorację, bo cały czas liczę że może podium. Ale nie, nie ma podium.
No to idę do auta i w międzyczasie przychodzi sms z nieoficjalnym wynikiem. 9 miejsce. Dopiero 9, o rany ale kiepawo...
[Edit z wieczora]
Miejsce w kategorii 8/12, w open 15/21.
Strata do zwyciężczyni ok 20 minut, to tak w standardzie raczej. Rating 83,5% to nie taki zły ale daleki od wyników z najlepszego sezonu, które niejednokrotnie sięgały powyżej 90%.
Sektor 6 - o, tego się nie spodziewałam. Spodziewałam się zlecieć do 7 a tu proszę, taka niespodzianka - w dodatku całkiem sporo punktów sektorowych bo tylko 4 punktów zabrakło, żeby zostać w 5.
No i jeszcze całkiem niezły wkład w klasyfikację drużynową, bo ponad 500 punktów (drugi z czterech najlepszych wyników w teamie).
Podsumowując... nie jest bardzo źle, ale mam jeszcze sporo do odrobienia. Nie ma co bimbać tylko trzeba się zabierać DO ROBOTY!
PolandBike Nadarzyn - objazd trasy, rozgrzewka, rozjazd
Niedziela, 15 czerwca 2014 Kategoria trening
Km: | 1.98 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:26 | km/h: | 4.57 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
wywrotki przy prędkości zero i małe kółka
Czwartek, 12 czerwca 2014 Kategoria trening
Km: | 4.52 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:44 | km/h: | 6.16 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trening techniki jazdy - stójki (dwie gleby zaliczone) i ciasne zakręty
praca
Czwartek, 12 czerwca 2014 Kategoria dojazdy
Km: | 21.07 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:07 | km/h: | 18.87 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Traktor Chaosu, błędne światełka i komarowa wyżerka
Środa, 11 czerwca 2014 Kategoria >50 km, trening
Km: | 52.84 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:58 | km/h: | 26.87 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Powrót do korzeni. Tzn. po dwóch miesiącach samodzielnego układania sobie planu treningowego i braku bata nad moją głową (co powodowało dość częstą zmianę planów treningowych, przeważnie na "wolne"...), odpuściłam i pokajałam się przed Jackiem ;) Przyjął mnie z otwartymi ramionami jak córę marnotrawną i dzisiaj miałam pierwszy zaplanowany przez Jacka trening. Godzinka w narastającym tempie <3 Wyszłam dość późno bo jeszcze miałam wizytę u lekarza, ale może i dobrze bo przestało być gorąco.
Po dość długim okresie bimbania dzisiaj wreszcie coś konkretnego i fajnie mi się jechało. Oczywiście pojechałam na pętlę Gassy.
Po drodze musiałam się zatrzymać w okolicach wału bo się zorientowałam, że coś mi się telepie. Telepał się koszyk na bidon. Zaczęłam go dokręcać ale najwyraźniej coś się stało z gwintem bo śrubka ni cholery nie chciała zaskoczyć. A tu coraz więcej komarów się zlatywało i bardziej się opędzałam od nich niż dokręcałam. Sprawy nie ułatwiał mi kompletnie zardzewiały McGyverowy klucz (chyba dawno do niego nie zaglądałam a torebce podsiodłowej się parę razy dostało ze strumienia wody). Komarów w pewnym momencie było tyle, że dostałam prawie ataku paniki, średnie zagęszczenie komarów na mnie - 1 komar/cm2. W końcu, wkurzona i zestresowana tymi komarami, odkręciłam obie śrubki, wyciągnęłam mocowanie pompki i przykręciłam koszyk bezpośrednio. Dopiero wtedy śrubka załapała.
Uff. pojechałam dalej, strzepując z siebie jeszcze te komary, które się przyssały i nie odpadły przy ostrym starcie ;)
Przy drugiej pętelce zrobiło się już prawie całkiem ciemno. Że aura była fajna to na trasie wielu rowerzystów i spacerowiczów (co się nie ulękli komarów albo wyszli nieświadomi zagrożenia) i tylko różnej maści światła i światełka świeciły i mrugały. Jedno czerwone światło, które jakiś czas majaczyło przede mną, było dość ciekawe bo było nisko i majtało się na boki. W głowę zachodziłam, co to może być ale dopiero jak dojechałam blisko to zobaczyłam, że to rolkarz ze światełkiem na kostce, haha :)
Ostatni, najszybszy odcinek, kończyłam już przy całkowitej ciemności. Dobrze, że mam mocną lampę ale i ona nie wszystko widzi. Na przykład, w pewnym momencie zauważyłam przed sobą delikatną poświatę z białego światła, potem długo długo nic i za tą poświatą, najczarniejszą z czarnych czarną plamę czegoś. Podjeżdżałam coraz bliżej i za poświatą pojawił się traktor ale za tym traktorem nadal widniała najczarniejsza z czarnych czarna plama czegoś. Zaintrygowana trochę straciłam rytm. Pomyślałam, że to może przyczepa ale byłam już dość blisko i nadal nie widać było nawet konturu tego czegoś. Dopiero około 2 metry od tej czerni wydało się, że to drugi traktor. Nie miał świateł i był tak czarny, że wsysał chyba wszystkie resztki światła jakie były w okolicy. Normalnie upiór, Traktor Chaosu.
Niby człowiek wie, że to tylko traktor, ale postarałam się go minąć jak tylko mogłam najszybciej... ;)
Po dość długim okresie bimbania dzisiaj wreszcie coś konkretnego i fajnie mi się jechało. Oczywiście pojechałam na pętlę Gassy.
Po drodze musiałam się zatrzymać w okolicach wału bo się zorientowałam, że coś mi się telepie. Telepał się koszyk na bidon. Zaczęłam go dokręcać ale najwyraźniej coś się stało z gwintem bo śrubka ni cholery nie chciała zaskoczyć. A tu coraz więcej komarów się zlatywało i bardziej się opędzałam od nich niż dokręcałam. Sprawy nie ułatwiał mi kompletnie zardzewiały McGyverowy klucz (chyba dawno do niego nie zaglądałam a torebce podsiodłowej się parę razy dostało ze strumienia wody). Komarów w pewnym momencie było tyle, że dostałam prawie ataku paniki, średnie zagęszczenie komarów na mnie - 1 komar/cm2. W końcu, wkurzona i zestresowana tymi komarami, odkręciłam obie śrubki, wyciągnęłam mocowanie pompki i przykręciłam koszyk bezpośrednio. Dopiero wtedy śrubka załapała.
Uff. pojechałam dalej, strzepując z siebie jeszcze te komary, które się przyssały i nie odpadły przy ostrym starcie ;)
Przy drugiej pętelce zrobiło się już prawie całkiem ciemno. Że aura była fajna to na trasie wielu rowerzystów i spacerowiczów (co się nie ulękli komarów albo wyszli nieświadomi zagrożenia) i tylko różnej maści światła i światełka świeciły i mrugały. Jedno czerwone światło, które jakiś czas majaczyło przede mną, było dość ciekawe bo było nisko i majtało się na boki. W głowę zachodziłam, co to może być ale dopiero jak dojechałam blisko to zobaczyłam, że to rolkarz ze światełkiem na kostce, haha :)
Ostatni, najszybszy odcinek, kończyłam już przy całkowitej ciemności. Dobrze, że mam mocną lampę ale i ona nie wszystko widzi. Na przykład, w pewnym momencie zauważyłam przed sobą delikatną poświatę z białego światła, potem długo długo nic i za tą poświatą, najczarniejszą z czarnych czarną plamę czegoś. Podjeżdżałam coraz bliżej i za poświatą pojawił się traktor ale za tym traktorem nadal widniała najczarniejsza z czarnych czarna plama czegoś. Zaintrygowana trochę straciłam rytm. Pomyślałam, że to może przyczepa ale byłam już dość blisko i nadal nie widać było nawet konturu tego czegoś. Dopiero około 2 metry od tej czerni wydało się, że to drugi traktor. Nie miał świateł i był tak czarny, że wsysał chyba wszystkie resztki światła jakie były w okolicy. Normalnie upiór, Traktor Chaosu.
Niby człowiek wie, że to tylko traktor, ale postarałam się go minąć jak tylko mogłam najszybciej... ;)
praca
Poniedziałek, 9 czerwca 2014 Kategoria dojazdy, serwis
Km: | 21.92 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:06 | km/h: | 19.93 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Serwis Strada
wymiana linki przerzutki, regulacja
Przebieg roweru 4240
wymiana linki przerzutki, regulacja
Przebieg roweru 4240
załatana uliczka i matoły na ścieżce
Niedziela, 8 czerwca 2014 Kategoria dojazdy
Km: | 25.87 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:13 | km/h: | 21.26 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Luzacki dojazd i powrót na zajęcia. Wróciłam sobie okrężną trasą bo dostałam info od 19115, że "sprawa zamknięta". Już wyjaśniam o co chodzi :) Otóż jest sobie taka aplikacja na smartfony, o nazwie własnie 19115, do zgłaszania problemów (ogólnie różnej natury) komunikacyjnych w Warszawie. Między innymi można zgłaszać dziury w nawierzchni :) I zgłosiłam okropnie dziurawą wschodnią część ul. Gąsek. No i właśnie dostałam powiadomienie, że "sprawa zamknięta" więc pojechałam sprawdzić.
Faktycznie, trochę połatali te dziury. Nie wiem, czemu spodziewałam się, że położą nową nawierzchnię... ale lepsze załatanie dziur niż nic ;) Przynajmniej na kolarce nie wybiję sobie tam zębów :)
W każdym razie aplikacja działa! Ludzie, używajcie jej, może poprawi się trochę jakość dróg i ścieżek, przynajmniej tych najbardziej pośrupanych :)
Dalej z Gąsek jechałam już ścieżką rowerową na Rosoła i cholera mnie brała na niedzielnych rowerzystów bo jadą sobie takie święte krowy, np. dwoje koło siebie, zajmując całą szerokość ścieżki. Albo jedno - zygzakiem - zajmując całą szerokość ścieżki. Albo jedno, po lewej stronie zamiast po prawej (i nie wiadomo czego się spodziewać, czy nie wpadnie nagle na pomysł zjechania na prawą...).
Faktycznie, trochę połatali te dziury. Nie wiem, czemu spodziewałam się, że położą nową nawierzchnię... ale lepsze załatanie dziur niż nic ;) Przynajmniej na kolarce nie wybiję sobie tam zębów :)
W każdym razie aplikacja działa! Ludzie, używajcie jej, może poprawi się trochę jakość dróg i ścieżek, przynajmniej tych najbardziej pośrupanych :)
Dalej z Gąsek jechałam już ścieżką rowerową na Rosoła i cholera mnie brała na niedzielnych rowerzystów bo jadą sobie takie święte krowy, np. dwoje koło siebie, zajmując całą szerokość ścieżki. Albo jedno - zygzakiem - zajmując całą szerokość ścieżki. Albo jedno, po lewej stronie zamiast po prawej (i nie wiadomo czego się spodziewać, czy nie wpadnie nagle na pomysł zjechania na prawą...).
bez spalary
Sobota, 7 czerwca 2014 Kategoria dojazdy, test
Km: | 14.16 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:43 | km/h: | 19.76 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dojazd na zajęcia, baaardzo luzacko, rozjazd po teście.
Na teście mała niespodzianka. Po wizycie Strady u Marcelego i przeglądzie gwarancyjnym nie wchodzi mi blat. Jakoś nie miałam okazji tego sprawdzić do tej pory, szkoda, że wyszło akurat na teście. Więc test po kilku sekundach przerwałam i ręcznie naciągnęłam łańcuch na blat. W trakcie okazało się, że nie wchodzi również ostatnia i przedostatnia zębatka z tyłu. Noż kur......! Musiałam nadrabiać kadencją, przynajmniej w pięciominutówce, gdzie jest zdecydowanie większy czad.
Ogólnie test spoko, poprawa o 9 Watów na obu kawałkach.
Na teście mała niespodzianka. Po wizycie Strady u Marcelego i przeglądzie gwarancyjnym nie wchodzi mi blat. Jakoś nie miałam okazji tego sprawdzić do tej pory, szkoda, że wyszło akurat na teście. Więc test po kilku sekundach przerwałam i ręcznie naciągnęłam łańcuch na blat. W trakcie okazało się, że nie wchodzi również ostatnia i przedostatnia zębatka z tyłu. Noż kur......! Musiałam nadrabiać kadencją, przynajmniej w pięciominutówce, gdzie jest zdecydowanie większy czad.
Ogólnie test spoko, poprawa o 9 Watów na obu kawałkach.