kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Mazovia MTB Marathon Nowy Dwór Mazowiecki - wszyscy mnie wyprzedzili

Niedziela, 11 września 2011 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: 46.06 Km teren: 46.06 Czas: 02:15 km/h: 20.47
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 176176 ( 97%) HRavg 164( 91%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
W zasadzie to mogłam dzisiaj wcale nie jechać. No bo mój wynik z dzisiaj nie wpłynie w żaden sposób na moje miejsce w generalce. Ale chciałam odebrać bonusa z kuponów za starty i spróbować powalczyć o 4 sektor (chociaż na to akurat miałam małe szanse, but "it's worth a try"...). No więc jadę.

Zapowiada się niezły upał, chociaż zeszły tydzień był chłodny. Akurat dzisiaj musiało wrócić lato. Nie mogło poczekać do jutra? No dobra, już nie marudzę, wolę upał niż pogodę jak w Sierpcu.

Startuję z piątki. Oprócz Eli w sektorze nie widzę nikogo znajomego. Krzysiek i Tomek jadą z szóstki, gdzieś dalej jeszcze jest Olaf. Mija mnie Arek, który idzie chyba do czwórki.

Dzisiaj uważam, żeby nie wleźć w nic, jak to zrobiłam w zeszłym roku.

Jest bardzo tłoczno - wytęż wzrok


Może jednak trzeba było w coś wleźć bo od samego startu jedzie mi się okropnie. Nie mogę się rozpędzić, chociaż trasa jest płaska i szeroka. W dodatku wyraźnie odbija się moja niechęć do objechania chociaż kawałka trasy przed maratonem. W jednym miejscu wiele osób wybiera objechanie straszliwej łachy piachu górą wału. Ja grzęznę i duża część sektora mi odjeżdża. Gdybym się kawałek przejechała trasą, wiedziałabym, że trzeba górą. Staram się potem nadrobić ale strata jest duża.

Nadal jest bardzo tłoczno ;) - wytęż wzrok


Zresztą w ogóle to mam wrażenie, że cały mój sektor jest dzisiaj jakiś dupowaty. Wąsko, snują się. Piach, snują się. Kałuże, snują się. Blokują. Ciężko takie coś objechać. Jest jedno miejsce, gdzie się trochę przerzedza - krótki ale dość stromy i kręty podjazd. Tu dużo osób schodzi z roweru, ja wpedałowuję na górę odzyskując kilka miejsc. Zresztą na tego typu podjazdach, o ile ktoś mnie nie zblokuje, jestem wyraźnie lepsza od innych i zawsze wyprzedzam.

Szkoda, że nie załapałam się tu na zdjęcie jak podjeżdżam :)


Korzystam też w miejscach, gdzie wszyscy jadą rządkiem jedną wyjeżdżoną dróżką. Jadą rządkiem, chociaż jest na tyle szeroko, że spokojnie da się wyprzedzać, jadąc mniej wyraźną dróżką obok. Wyprzedzam w ten sposób kilkanaście osób, zjeżdżając do "rządka" tylko w miejscach, gdzie są błotniste kałuże a pośrodku grobelka. Zresztą też nie wszędzie w ogóle zawracam sobie głowę, żeby jechać tą grobelką.

Raz robię sobie niespodziankę bo kałuża, wyglądająca na niegroźną, okazuje się na tyle głęboka, że koło zanurza się po ośkę prawie. Jednak przejeżdżam przez nią ochlapując solidnie sąsiada. Zresztą kałużami generalnie się nie przejmuję więc jestem ubłocona niemiłosiernie.

No więc mam "momenty". Ale generalnie jedzie mi się fatalnie. Wyprzedza mnie o wiele więcej osób, niż ja wyprzedzam. Łącznie z tym, że wyprzedza mnie najpierw Tomek a potem Krzysiek (czyli szósty sektor). Obaj znikają mi z oczu w jakimś masakrycznym tempie, nawet nie próbuję ich dogonić.
Ze dwa albo trzy razy spada mi łańcuch przy redukcji na młynek. Chyba muszę przestać korzystać z młynka ;)

Dwa obrzydliwie piaszczyste podjazdy, na jednym znów, jak w Szeligach, zacina mi się korba i muszę się zatrzymać i dokończyć z buta. Drugi, ze zmęczenia, też z buta. Na szczycie obu łapię jakąś hiperwentylację straszliwą i muszę skorzystać z inhalatora. Pech, inhalator się akurat skończył. Zdecydowanie mam zły dzień. Staram się uspokoić oddech i nie zipać bo się zazipię na śmierć. Po chwili mogę jechać dalej.

Fachowo pozbywam się zużytych tubek po żelach w strefie bufetu, ale facet za mną chyba się przeżegnał na ten widok :D


Podupadam na duchu, ale wmawiam sobie, że nie szkodzi bo i tak wynik w tych zawodach nie ma już większego znaczenia do generalki (co najwyżej ma znaczenie dla mojego samopoczucia). Postanawiam chwilę odpocząć i pozwalam sobie na luz przez jakiś czas.

Na rozjeździe


Siły wracają mi dopiero na ostatnie 10 kilometrów, gdzie zaczynam już gnać jak szalona. Na najbardziej upiardliwym kawałku w postaci błotnistej łąki i potem na singlu prowadzącym aż do mety, wyprzedzam wszystkich - jak się potem okazuje - łącznie z Tomkiem.

Samotnie do mety


Wreszcie wyjeżdżam z lasu, kawałek łąki, zakręt i nagle - meta. Meta kompletnie mnie zaskoczyła, wyskoczyła na mnie z lasu jak Filip z konopii :)

Stoję przez dłuższą chwilę, odpoczywam. Gdy ruszam w stronę miasteczka maratonowego, dogania mnie Tomek, który wjechał na metę tuż po mnie. Sądziłam, że będzie miał ode mnie lepszy czas, bo startował z dalszego sektora, ale nie - wyprzedziłam go o ponad minutę. Wyprzedziłam też Dorotę, o 2 minuty. Za to Krzysiek władował mi aż 4,5 minuty. Musiał mieć dzisiaj naprawdę niezłą nogę.

Pod bufetem do mnie zdychającej na trawie przysiada się Damian. Jakoś podświadomie spodziewałam się go tutaj. Blisko ma z domu ;)
Gawędzimy przez chwilę, informuje mnie, że widział Renatę. No cóż, to raczej niweczy moje szanse na 3 miejsce w generalce bo został jej jeden maraton do przejechania, żeby wskoczyła przede mnie w klasyfikacji.
Damian, dla odmiany ode mnie, pojechał świetnie - 10 miejsce w kategorii i 27 w open. Rewelacja. W dodatku wczoraj jechał Giga w Międzygórzu więc jego dzisiejsza jazda to w ogóle jest wyczyn.

46 km (wg orga 45 km), czas 02:15:17
miejsce k3 4/10, open 13/37
Nie wiem, jakim cudem jestem czwarta, jechałam jak ostatnia dupa wołowa, ale najwyraźniej wszystkie oprócz trzech pierwszych jechały jak ostatnie dupy wołowe ;)
Zresztą wyniki są ciekawe - pierwsze dwie wjechały na metę w odstępie kilkunastu sekund, trzecia po około 4 minutach później. Potem było długo długo nic (9 minut) i ja a potem Dorota.
Do zmiany sektora zabrakło mi sporo, 8 punktów. Ale nic, jeszcze jest Toruń ;) Spaść już nie spadnę na pewno.

Sprawdzam w domu, JEEEESS Renata jednak nie jechała, chyba była tylko towarzysko :) Więc trzecie miejsce w generalce mam już zapewnione.

kadencja 77/124
KOW: 9 (1215)

komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum