Wpisy archiwalne w kategorii
>50 km
Dystans całkowity: | 11313.88 km (w terenie 1283.00 km; 11.34%) |
Czas w ruchu: | 502:53 |
Średnia prędkość: | 22.50 km/h |
Maksymalna prędkość: | 46.31 km/h |
Suma podjazdów: | 1632 m |
Maks. tętno maksymalne: | 186 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 167 (94 %) |
Suma kalorii: | 16999 kcal |
Liczba aktywności: | 191 |
Średnio na aktywność: | 59.23 km i 2h 37m |
Więcej statystyk |
Tatra Road Race
Sobota, 8 lipca 2017 Kategoria >50 km, wyścigi, ze zdjęciami
Km: | 55.58 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:52 | km/h: | 19.39 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Do tego wyścigu byłam nastawiona mocno bojowo. Po zeszłym roku był to mój żelazny i najważniejszy punkt programu w tym roku. Planowałam znaczną poprawę czasu i TOP 5 w kategorii.
No cóż, plany planami a rzeczywistość bywa bolesna ;)
Podobnie jak w zeszłym roku, kobiety startują z pierwszego sektora. Podobnie, jak w zeszłym roku, nie jest nas dużo ale chyba i tak więcej tym razem. Podobnie jak w zeszłym roku, nie napinam się po starcie, jadę sobie spokojnie bo wiem, że przede mną prawie 5km z ponad 200m przewyższenia w górę, na Butorowy Wierch. Jak się przeżyje ten podjazd to potem jest już z górki (przez jakieś kolejne 5 km... hehe). Salamandrę jadę dziarsko, wydaje mi się nawet, że bardziej dziarsko niż w zeszłym roku. Jednak, jak się potem okazuje, nieznacznie poprawiłam czas tylko na dolnym odcinku Salamandry, pozostała część była znacznie wolniejsza.
fot. Edyta Lesiak
Na górę, tak czy siak, docieram znowu z płucami na wierzchu ;) a potem nagroda, czyli...
Zjazd. Wiatr we włosach, komary w zębach. Wróć, nie ma komarów, na szczęście, zresztą wiatru we włosach też nie ma, bo mam kask a pod kaskiem buffa). Droga jest wilgotna, jej część przebiega w lesie więc po "showerku", który przeszedł przed startem, nie zdążyła wyschnąć. Nie szkodzi, znam swój rower i siebie. Nie dotykając hebli lecę w dół do Dzianisza na złamanie karku.
Potem "hopki" - bezproblemowy Ostrysz i ścianka na Zoki. Te 700m na Zoki dają mi znowu popalić, są dokładnie tak samo parszywee jak w zeszłym roku ;) Dalej znów kawał zjazdu, ze 6km i długi podjazd przez Czerwienne, zakończony kolejną ścianą na Bachledówce. Cały czas wydaje mi się, że dobrze, równo cisnę i że jedzie mi się lepiej i mocniej niż w zeszłym roku. To mniej więcej połowa drogi.
fot. Katarzyna Bańka - Fotografia Sportowa
Na Bachledówce, na bufecie tym razem zatrzymuję się. Zamieniam trzy słowa z Babą na Rowerze. "Nie rób wstydu, nie zatrzymuj się, masz banana do kieszonki". Chociaż protestuję, wciska mi jednak tego banana, nawet nie wiem w którym momencie, znajduję go potem rozklapcianego w kieszonce, po dojechaniu na metę. Wymieniam też pusty bidon po wodzie na pełny z izotonikiem. Prawdę mówiąc nie za dobry ten izotonik, chyba wolałabym wodę. Mam na szczęście jeszcze drugi swój bidon z wodą.
Tuż za bufetem zaczyna padać. Pada coraz mocniej. W deszczu najpierw mały zjazd, potem podjazd na Ząb a potem szalony zjazd, w oberwaniu chmury. Krople wody a może grad, nie wiem, sieką mnie po twarzy jakby ktoś wbijał igły. Na drodze kilkucentrymetrowa warstwa wody. Hamulce odmawiają współpracy więc staram się nie hamować. Na zjeździe dopędzam samochód. Ze mną jeszcze jeden kolarz, jedzie po lewej za tym samochodem. Podwójna ciągła, brak kontroli nad rowerem a ten wyprzedza, tuż przed autem nadjeżdżającym z przeciwnej strony. Zero instynktu samozachowawczego. Ja pier...
fot. Piotrkol
Ja zjeżdżam szybko ale biorąc pod uwagę warunki, jednak trochę ostrożniej. Diabli wiedzą, co się może stać przy takiej ulewie. Deszcz przechodzi po jakichś 10 minutach ale kolana już zdążyły wystygnąć i jedzie mi się sporo gorzej niż przed ulewą.
Po raz drugi podjazd na Zoki a potem znów szalony zjazd. Na tym odcinku mijam się z kilkoma dziewczynami. Wyraźnie one lepiej na podjazdach, ja lepiej na zjazdach. Czy to jednak wystarczy, żeby być przed nimi na mecie?
Wymiękam na kolejnej ściance - podjazd od drugiej strony na Ostrysz. Podjazd jest idealnie prosto przede mną i idealnie widać, jaki jest stromy. Podupadam na duchu. Podjeżdżam kawałek ale w końcu schodzę z roweru, czuję się tu trochę pokonana. Wyprzedza mnie tu czyjś samochód "techniczny" i karetka ale za chwilę "techniczny" grzęźnie za wolniejszym kolarzem. Na tym stromym podjeździe po prostu staje, jadąc zbyt wolno, i nie może ruszyć. Karetka za nim trąbi a podjeżdżający kolarze przeklinają i schodzą z roweru, bo zatoru nie sposób ominąć inaczej niż kamienistym skrajem drogi (zbyt wąsko).
fot. Piotrkol
Ja przechodzę obok i obserwuję, wreszcie auto rusza, za nim karetka, ale dłuższą chwilę to trwa. Kilka osób przez to będzie miało czas o kilkadziesiąt sekund gorszy. Gdy pojazdy nieco odjeżdżają a stromicha nieco maleje, wsiadam na rower i dalej pedałuję do góry. Mimo wszystko kilka pań, z którym się przedtem mijałam, ucieka mi tutaj.
Przede mną już "tylko" mały kawałek zjazdu na Dzianisz, długi i znajomy już podjazd na Butorowy oraz ostatni zjazd do mety, zakończony wrednym małym podjazdem pod hotel Mercure-Kasprowy. Na podjeździe na Butorowy znów mijam się z jakąś kobietką ale mi ucieka wreszcie.
fot. Wiktor Bubniak Fotografia
Łapię ją na zjeździe z Butorowego Wierchu. Na Salamandrze śmierć w oczach, ależ to cudowne jest ;D Potem jeszcze końcówka przez Kościelisko. Szczerze? To najbardziej niebezpieczny odcinek trasy TRR. Otwarty ruch samochodowy, auta, busy i autokary wyjeżdżające z parkingów i bocznych ulic i jazda na rowerze z prędkością bliską 70km/h (w moim przypadku, w przypadku czołówki zapewne jeszcze szybciej). Dopędzam i wymijam auto "koniec wyścigu". W ogóle... skąd ono się tu wzięło, czy nie powinno jechać na końcu wyścigu? Potem dopędzam i wyprzedzam autokar, który ugrzązł za innym kolarzem.
fot. Piotrkol
Wreszcie zakręt do mety a tu wrzaski mojego męża i synka, "Mama, gazu, gazu! Dajesz, dajesz!". Gazu starcza mi na chwilę, jak tylko ich mijam, odcina mnie i końcówkę do mety dojeżdżam na totalnych oparach.
Mimo mojego pozytywnego odczucia co do jazdy, średnia gorsza od zeszłorocznej. Choć zjazdy sporo szybsze, nie zrekompensowało to o wiele gorszych wyników na pokrywających się podjazdach. Chciałam urwać jakieś 10 minut z zeszłorocznego czasu - zamiast tego dołożyłam ze 20. Chciałam być TOP5, byłam 10. Nie wiem czy to kwestia zatłuczenia się przed wyścigiem (łażenie po szlakach, jazda rowerem powyżej "zadanej" przez trenera intensywności), czy może moja waga (niestety, w tym roku sporo wyższa od zeszłorocznej)... a może po prostu trudniejsza trasa (o około 300m w górę więcej) grunt, że jestem mocno rozczarowana i niezadowolona z wyniku. No cóż, zawsze mogę powiedzieć, że przyjechałam tu dla fotek ;)
Mimo wszystko, wyścig jest mega i na pewno wrócę tu w przyszłym roku.
No cóż, plany planami a rzeczywistość bywa bolesna ;)
Podobnie jak w zeszłym roku, kobiety startują z pierwszego sektora. Podobnie, jak w zeszłym roku, nie jest nas dużo ale chyba i tak więcej tym razem. Podobnie jak w zeszłym roku, nie napinam się po starcie, jadę sobie spokojnie bo wiem, że przede mną prawie 5km z ponad 200m przewyższenia w górę, na Butorowy Wierch. Jak się przeżyje ten podjazd to potem jest już z górki (przez jakieś kolejne 5 km... hehe). Salamandrę jadę dziarsko, wydaje mi się nawet, że bardziej dziarsko niż w zeszłym roku. Jednak, jak się potem okazuje, nieznacznie poprawiłam czas tylko na dolnym odcinku Salamandry, pozostała część była znacznie wolniejsza.
fot. Edyta Lesiak
Na górę, tak czy siak, docieram znowu z płucami na wierzchu ;) a potem nagroda, czyli...
Zjazd. Wiatr we włosach, komary w zębach. Wróć, nie ma komarów, na szczęście, zresztą wiatru we włosach też nie ma, bo mam kask a pod kaskiem buffa). Droga jest wilgotna, jej część przebiega w lesie więc po "showerku", który przeszedł przed startem, nie zdążyła wyschnąć. Nie szkodzi, znam swój rower i siebie. Nie dotykając hebli lecę w dół do Dzianisza na złamanie karku.
Potem "hopki" - bezproblemowy Ostrysz i ścianka na Zoki. Te 700m na Zoki dają mi znowu popalić, są dokładnie tak samo parszywee jak w zeszłym roku ;) Dalej znów kawał zjazdu, ze 6km i długi podjazd przez Czerwienne, zakończony kolejną ścianą na Bachledówce. Cały czas wydaje mi się, że dobrze, równo cisnę i że jedzie mi się lepiej i mocniej niż w zeszłym roku. To mniej więcej połowa drogi.
fot. Katarzyna Bańka - Fotografia Sportowa
Na Bachledówce, na bufecie tym razem zatrzymuję się. Zamieniam trzy słowa z Babą na Rowerze. "Nie rób wstydu, nie zatrzymuj się, masz banana do kieszonki". Chociaż protestuję, wciska mi jednak tego banana, nawet nie wiem w którym momencie, znajduję go potem rozklapcianego w kieszonce, po dojechaniu na metę. Wymieniam też pusty bidon po wodzie na pełny z izotonikiem. Prawdę mówiąc nie za dobry ten izotonik, chyba wolałabym wodę. Mam na szczęście jeszcze drugi swój bidon z wodą.
Tuż za bufetem zaczyna padać. Pada coraz mocniej. W deszczu najpierw mały zjazd, potem podjazd na Ząb a potem szalony zjazd, w oberwaniu chmury. Krople wody a może grad, nie wiem, sieką mnie po twarzy jakby ktoś wbijał igły. Na drodze kilkucentrymetrowa warstwa wody. Hamulce odmawiają współpracy więc staram się nie hamować. Na zjeździe dopędzam samochód. Ze mną jeszcze jeden kolarz, jedzie po lewej za tym samochodem. Podwójna ciągła, brak kontroli nad rowerem a ten wyprzedza, tuż przed autem nadjeżdżającym z przeciwnej strony. Zero instynktu samozachowawczego. Ja pier...
fot. Piotrkol
Ja zjeżdżam szybko ale biorąc pod uwagę warunki, jednak trochę ostrożniej. Diabli wiedzą, co się może stać przy takiej ulewie. Deszcz przechodzi po jakichś 10 minutach ale kolana już zdążyły wystygnąć i jedzie mi się sporo gorzej niż przed ulewą.
Po raz drugi podjazd na Zoki a potem znów szalony zjazd. Na tym odcinku mijam się z kilkoma dziewczynami. Wyraźnie one lepiej na podjazdach, ja lepiej na zjazdach. Czy to jednak wystarczy, żeby być przed nimi na mecie?
Wymiękam na kolejnej ściance - podjazd od drugiej strony na Ostrysz. Podjazd jest idealnie prosto przede mną i idealnie widać, jaki jest stromy. Podupadam na duchu. Podjeżdżam kawałek ale w końcu schodzę z roweru, czuję się tu trochę pokonana. Wyprzedza mnie tu czyjś samochód "techniczny" i karetka ale za chwilę "techniczny" grzęźnie za wolniejszym kolarzem. Na tym stromym podjeździe po prostu staje, jadąc zbyt wolno, i nie może ruszyć. Karetka za nim trąbi a podjeżdżający kolarze przeklinają i schodzą z roweru, bo zatoru nie sposób ominąć inaczej niż kamienistym skrajem drogi (zbyt wąsko).
fot. Piotrkol
Ja przechodzę obok i obserwuję, wreszcie auto rusza, za nim karetka, ale dłuższą chwilę to trwa. Kilka osób przez to będzie miało czas o kilkadziesiąt sekund gorszy. Gdy pojazdy nieco odjeżdżają a stromicha nieco maleje, wsiadam na rower i dalej pedałuję do góry. Mimo wszystko kilka pań, z którym się przedtem mijałam, ucieka mi tutaj.
Przede mną już "tylko" mały kawałek zjazdu na Dzianisz, długi i znajomy już podjazd na Butorowy oraz ostatni zjazd do mety, zakończony wrednym małym podjazdem pod hotel Mercure-Kasprowy. Na podjeździe na Butorowy znów mijam się z jakąś kobietką ale mi ucieka wreszcie.
fot. Wiktor Bubniak Fotografia
Łapię ją na zjeździe z Butorowego Wierchu. Na Salamandrze śmierć w oczach, ależ to cudowne jest ;D Potem jeszcze końcówka przez Kościelisko. Szczerze? To najbardziej niebezpieczny odcinek trasy TRR. Otwarty ruch samochodowy, auta, busy i autokary wyjeżdżające z parkingów i bocznych ulic i jazda na rowerze z prędkością bliską 70km/h (w moim przypadku, w przypadku czołówki zapewne jeszcze szybciej). Dopędzam i wymijam auto "koniec wyścigu". W ogóle... skąd ono się tu wzięło, czy nie powinno jechać na końcu wyścigu? Potem dopędzam i wyprzedzam autokar, który ugrzązł za innym kolarzem.
fot. Piotrkol
Wreszcie zakręt do mety a tu wrzaski mojego męża i synka, "Mama, gazu, gazu! Dajesz, dajesz!". Gazu starcza mi na chwilę, jak tylko ich mijam, odcina mnie i końcówkę do mety dojeżdżam na totalnych oparach.
Mimo mojego pozytywnego odczucia co do jazdy, średnia gorsza od zeszłorocznej. Choć zjazdy sporo szybsze, nie zrekompensowało to o wiele gorszych wyników na pokrywających się podjazdach. Chciałam urwać jakieś 10 minut z zeszłorocznego czasu - zamiast tego dołożyłam ze 20. Chciałam być TOP5, byłam 10. Nie wiem czy to kwestia zatłuczenia się przed wyścigiem (łażenie po szlakach, jazda rowerem powyżej "zadanej" przez trenera intensywności), czy może moja waga (niestety, w tym roku sporo wyższa od zeszłorocznej)... a może po prostu trudniejsza trasa (o około 300m w górę więcej) grunt, że jestem mocno rozczarowana i niezadowolona z wyniku. No cóż, zawsze mogę powiedzieć, że przyjechałam tu dla fotek ;)
Mimo wszystko, wyścig jest mega i na pewno wrócę tu w przyszłym roku.
interwały pod górę czyli podjazd do Zębu
Środa, 5 lipca 2017 Kategoria >50 km, trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: | 54.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:46 | km/h: | 19.70 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wczoraj wolne od roweru, co nie znaczy, że wolne od tyrania. Chcieliśmy pojechać autem do Łysej Polany i dalej na Morskie Oko, ale "pocałowaliśmy klamkę" bo kompletnie nie było gdzie zaparkować. Wróciliśmy więc do domu, zostawiliśmy tam auto a potem przeczłapaliśmy z Zającem sporo po Zakopanem i Drogą pod Reglami od Strążyskiej do Krokwi i dalej do domu. Zającowi chyba podoba się MTB bo z upodobaniem wybierał największe kamienie na swoim rowerku. Inna sprawa, że trzeba go było pchać (z dwóch powodów: po pierwsze - spadał ciągle łańcuch a po drugie - po kamieniach raczej by sam sobie nie poradził), więc my też mieliśmy "robotę".
Na dziś zaplanowane interwały. Jak tu zrobić interwały, skoro wszędzie jest w górę albo w dół? No, chyba tylko pod górę... Wybrałam więc sobie górę... i to całkiem niezłą, bo podjazd pod Ząb z Poronina ;) a potem przez Nowe Bystre i Ratułów zjazd do Chochołowa. Za mało mi było, więc odbiłam jeszcze sobie na Dzianisz i Słodyczki, wjeżdżając na Butorowy Wierch a potem zjechałam Salamandrą do Kościeliska. Częściowo trasa pokrywała się z trasą TRR.
Podjazd pod Ząb
Gdzieś za Zębem
Zjazd z Zębu
Gdzieś w okolicy Cichego
Zjazd z Butorowego Wierchu. Najpiękniej <3
Na dziś zaplanowane interwały. Jak tu zrobić interwały, skoro wszędzie jest w górę albo w dół? No, chyba tylko pod górę... Wybrałam więc sobie górę... i to całkiem niezłą, bo podjazd pod Ząb z Poronina ;) a potem przez Nowe Bystre i Ratułów zjazd do Chochołowa. Za mało mi było, więc odbiłam jeszcze sobie na Dzianisz i Słodyczki, wjeżdżając na Butorowy Wierch a potem zjechałam Salamandrą do Kościeliska. Częściowo trasa pokrywała się z trasą TRR.
Podjazd pod Ząb
Gdzieś za Zębem
Zjazd z Zębu
Gdzieś w okolicy Cichego
Zjazd z Butorowego Wierchu. Najpiękniej <3
w poszukiwaniu Ściany Bukoviny
Niedziela, 2 lipca 2017 Kategoria >50 km, trening, wycieczki i inne spontany, ze zdjęciami
Km: | 51.21 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:37 | km/h: | 19.57 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Przyjechaliśmy do Zakopanego w piątek wieczorem, raczej bez opcji, żeby wieczorem przekręcić nogę. W sobotę od rana było pochmurnie i siąpiło więc wyprawiliśmy się do Wieliczki. W Wieliczce była piękna pogoda więc liczyłam na to, że uda się po południu pokręcić ale po powrocie do Zakopanego okazało się, że tu nadal jest pochmurnie i siąpi.
To nie wyglądało optymistycznie, więc odpuściłam sobie wczoraj...
Dopiero więc dziś, też po deszczu, wyprawiłam się na pierwszą przejażdżkę po okolicznych podjazdach. Chciałam znaleźć sławny podjazd z Tour de Pologne, żeby wiedzieć, jak on wygląda, przed moim planowanym startem w TdPA w sierpniu, więc wybrałam trasę przez Cyrhlę i Głodówkę do Gliczarowa a potem zjazd do Zakopianki. W Gliczarowie chyba jednak wybrałam nie ten skręt i Ściany Bukoviny nie znalazłam, ale też było fajnie :D
Ciągle w górę, aż do ronda przed Łysą Polaną
Od ronda do Głodówki
Widoki z Głodówki. Do końca nie mogłam być pewna, czy mnie po drodze jednak nie zleje...
Nigdy wcześniej nie miałam okazji nacieszyć się takimi widokami w trakcie jazdy rowerem (zeszłorocznego Tatra Road Race nie liczę bo tam nie było czasu na cieszenie się widokami), dlatego miska ucieszona na maksa :)
Za Głodówką
Gliczarów (chyba)
Choć w trakcie jazdy wypogodziło się, na zjazdach było naprawdę rześko. Bez większych oporów wskoczyłam w kurtkę p-deszcz (jak dobrze, że ją zabrałam!)
Po zjechaniu do Zakopianki chciałam jej fragment ominąć przez Poronin ale nie wzięłam pod uwagę zamkniętej jednej drogi ;) więc trochę nadłożyłam i wróciłam przez Murzasichle i znów Cyrhlę.
To nie wyglądało optymistycznie, więc odpuściłam sobie wczoraj...
Dopiero więc dziś, też po deszczu, wyprawiłam się na pierwszą przejażdżkę po okolicznych podjazdach. Chciałam znaleźć sławny podjazd z Tour de Pologne, żeby wiedzieć, jak on wygląda, przed moim planowanym startem w TdPA w sierpniu, więc wybrałam trasę przez Cyrhlę i Głodówkę do Gliczarowa a potem zjazd do Zakopianki. W Gliczarowie chyba jednak wybrałam nie ten skręt i Ściany Bukoviny nie znalazłam, ale też było fajnie :D
Ciągle w górę, aż do ronda przed Łysą Polaną
Od ronda do Głodówki
Widoki z Głodówki. Do końca nie mogłam być pewna, czy mnie po drodze jednak nie zleje...
Nigdy wcześniej nie miałam okazji nacieszyć się takimi widokami w trakcie jazdy rowerem (zeszłorocznego Tatra Road Race nie liczę bo tam nie było czasu na cieszenie się widokami), dlatego miska ucieszona na maksa :)
Za Głodówką
Gliczarów (chyba)
Choć w trakcie jazdy wypogodziło się, na zjazdach było naprawdę rześko. Bez większych oporów wskoczyłam w kurtkę p-deszcz (jak dobrze, że ją zabrałam!)
Po zjechaniu do Zakopianki chciałam jej fragment ominąć przez Poronin ale nie wzięłam pod uwagę zamkniętej jednej drogi ;) więc trochę nadłożyłam i wróciłam przez Murzasichle i znów Cyrhlę.
dowolnie
Niedziela, 18 czerwca 2017 Kategoria >50 km, trening
Km: | 50.95 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:51 | km/h: | 27.54 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
s5
Sobota, 17 czerwca 2017 Kategoria >50 km, trening
Km: | 50.43 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:55 | km/h: | 26.31 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
dowolnie
Piątek, 16 czerwca 2017 Kategoria >50 km, trening
Km: | 53.71 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:19 | km/h: | 23.18 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzikie tłumy na Bulwarach Wiślanych
Czwartek, 15 czerwca 2017 Kategoria >50 km, trening, ze zdjęciami
Km: | 51.25 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:47 | km/h: | 18.41 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wybrałam się na Bulwary jak ten baran. Tuż po otwarciu odcinka, który był remontowany przez ostatnie 150tysięcy lat, w piękny, słoneczny dzień, w święto, wolne od pracy ;) Co ja sobie w ogóle myślałam?
Na szczęście po drugiej stronie Wisły tłumów nie było :)
Na szczęście po drugiej stronie Wisły tłumów nie było :)
interwały max
Piątek, 9 czerwca 2017 Kategoria >50 km, trening
Km: | 51.44 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:12 | km/h: | 23.38 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
s4
Czwartek, 1 czerwca 2017 Kategoria >50 km, trening
Km: | 52.05 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:08 | km/h: | 24.40 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
s6
Wtorek, 30 maja 2017 Kategoria >50 km, trening
Km: | 52.53 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:16 | km/h: | 23.18 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |