kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Tatra Road Race

Sobota, 8 lipca 2017 Kategoria >50 km, wyścigi, ze zdjęciami
Km: 55.58 Km teren: 0.00 Czas: 02:52 km/h: 19.39
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze
Do tego wyścigu byłam nastawiona mocno bojowo. Po zeszłym roku był to mój żelazny i najważniejszy punkt programu w tym roku. Planowałam znaczną poprawę czasu i TOP 5 w kategorii.
No cóż, plany planami a rzeczywistość bywa bolesna ;)

Podobnie jak w zeszłym roku, kobiety startują z pierwszego sektora. Podobnie, jak w zeszłym roku, nie jest nas dużo ale chyba i tak więcej tym razem. Podobnie jak w zeszłym roku, nie napinam się po starcie, jadę sobie spokojnie bo wiem, że przede mną prawie 5km z ponad 200m przewyższenia w górę, na Butorowy Wierch. Jak się przeżyje ten podjazd to potem jest już z górki (przez jakieś kolejne 5 km... hehe). Salamandrę jadę dziarsko, wydaje mi się nawet, że bardziej dziarsko niż w zeszłym roku. Jednak, jak się potem okazuje, nieznacznie poprawiłam czas tylko na dolnym odcinku Salamandry, pozostała część była znacznie wolniejsza.

fot. Edyta Lesiak


Na górę, tak czy siak, docieram znowu z płucami na wierzchu ;) a potem nagroda, czyli...
Zjazd. Wiatr we włosach, komary w zębach. Wróć, nie ma komarów, na szczęście, zresztą wiatru we włosach też nie ma, bo mam kask a pod kaskiem buffa). Droga jest wilgotna, jej część przebiega w lesie więc po "showerku", który przeszedł przed startem, nie zdążyła wyschnąć. Nie szkodzi, znam swój rower i siebie. Nie dotykając hebli lecę w dół do Dzianisza na złamanie karku.
Potem "hopki" - bezproblemowy Ostrysz i ścianka na Zoki. Te 700m na Zoki dają mi znowu popalić, są dokładnie tak samo parszywee jak w zeszłym roku ;) Dalej znów kawał zjazdu, ze 6km i długi podjazd przez Czerwienne, zakończony kolejną ścianą na Bachledówce. Cały czas wydaje mi się, że dobrze, równo cisnę i że jedzie mi się lepiej i mocniej niż w zeszłym roku. To mniej więcej połowa drogi.

fot. Katarzyna Bańka - Fotografia Sportowa


Na Bachledówce, na bufecie tym razem zatrzymuję się. Zamieniam trzy słowa z Babą na Rowerze. "Nie rób wstydu, nie zatrzymuj się, masz banana do kieszonki". Chociaż protestuję, wciska mi jednak tego banana, nawet nie wiem w którym momencie, znajduję go potem rozklapcianego w kieszonce, po dojechaniu na metę. Wymieniam też pusty bidon po wodzie na pełny z izotonikiem. Prawdę mówiąc nie za dobry ten izotonik, chyba wolałabym wodę. Mam na szczęście jeszcze drugi swój bidon z wodą.
Tuż za bufetem zaczyna padać. Pada coraz mocniej. W deszczu najpierw mały zjazd, potem podjazd na Ząb a potem szalony zjazd, w oberwaniu chmury. Krople wody a może grad, nie wiem, sieką mnie po twarzy jakby ktoś wbijał igły. Na drodze kilkucentrymetrowa warstwa wody. Hamulce odmawiają współpracy więc staram się nie hamować. Na zjeździe dopędzam samochód. Ze mną jeszcze jeden kolarz, jedzie po lewej za tym samochodem. Podwójna ciągła, brak kontroli nad rowerem a ten wyprzedza, tuż przed autem nadjeżdżającym z przeciwnej strony. Zero instynktu samozachowawczego. Ja pier... 

fot. Piotrkol

Ja zjeżdżam szybko ale biorąc pod uwagę warunki, jednak trochę ostrożniej. Diabli wiedzą, co się może stać przy takiej ulewie. Deszcz przechodzi po jakichś 10 minutach ale kolana już zdążyły wystygnąć i jedzie mi się sporo gorzej niż przed ulewą.
Po raz drugi podjazd na Zoki a potem znów szalony zjazd. Na tym odcinku mijam się z kilkoma dziewczynami. Wyraźnie one lepiej na podjazdach, ja lepiej na zjazdach. Czy to jednak wystarczy, żeby być przed nimi na mecie?
Wymiękam na kolejnej ściance - podjazd od drugiej strony na Ostrysz. Podjazd jest idealnie prosto przede mną i idealnie widać, jaki jest stromy. Podupadam na duchu. Podjeżdżam kawałek ale w końcu schodzę z roweru, czuję się tu trochę pokonana. Wyprzedza mnie tu czyjś samochód "techniczny" i karetka ale za chwilę "techniczny" grzęźnie za wolniejszym kolarzem. Na tym stromym podjeździe po prostu staje, jadąc zbyt wolno, i nie może ruszyć. Karetka za nim trąbi a podjeżdżający kolarze przeklinają i schodzą z roweru, bo zatoru nie sposób ominąć inaczej niż kamienistym skrajem drogi (zbyt wąsko). 

fot. Piotrkol


Ja przechodzę obok i obserwuję, wreszcie auto rusza, za nim karetka, ale dłuższą chwilę to trwa. Kilka osób przez to będzie miało czas o kilkadziesiąt sekund gorszy. Gdy pojazdy nieco odjeżdżają a stromicha nieco maleje, wsiadam na rower i dalej pedałuję do góry. Mimo wszystko kilka pań, z którym się przedtem mijałam, ucieka mi tutaj.
Przede mną już "tylko" mały kawałek zjazdu na Dzianisz, długi i znajomy już podjazd na Butorowy oraz ostatni zjazd do mety, zakończony wrednym małym podjazdem pod hotel Mercure-Kasprowy. Na podjeździe na Butorowy znów mijam się z jakąś kobietką ale mi ucieka wreszcie.

fot. Wiktor Bubniak Fotografia


Łapię ją na zjeździe z Butorowego Wierchu. Na Salamandrze śmierć w oczach, ależ to cudowne jest ;D Potem jeszcze końcówka przez Kościelisko. Szczerze? To najbardziej niebezpieczny odcinek trasy TRR. Otwarty ruch samochodowy, auta, busy i autokary wyjeżdżające z parkingów i bocznych ulic i jazda na rowerze z prędkością bliską 70km/h (w moim przypadku, w przypadku czołówki zapewne jeszcze szybciej). Dopędzam i wymijam auto "koniec wyścigu". W ogóle... skąd ono się tu wzięło, czy nie powinno jechać na końcu wyścigu? Potem dopędzam i wyprzedzam autokar, który ugrzązł za innym kolarzem.

fot. Piotrkol


Wreszcie zakręt do mety a tu wrzaski mojego męża i synka, "Mama, gazu, gazu! Dajesz, dajesz!". Gazu starcza mi na chwilę, jak tylko ich mijam, odcina mnie i końcówkę do mety dojeżdżam na totalnych oparach.

Mimo mojego pozytywnego odczucia co do jazdy, średnia gorsza od zeszłorocznej. Choć zjazdy sporo szybsze, nie zrekompensowało to o wiele gorszych wyników na pokrywających się podjazdach. Chciałam urwać jakieś 10 minut z zeszłorocznego czasu - zamiast tego dołożyłam ze 20. Chciałam być TOP5, byłam 10. Nie wiem czy to kwestia zatłuczenia się przed wyścigiem (łażenie po szlakach, jazda rowerem powyżej "zadanej" przez trenera intensywności), czy może moja waga (niestety, w tym roku sporo wyższa od zeszłorocznej)... a może po prostu trudniejsza trasa (o około 300m w górę więcej) grunt, że jestem mocno rozczarowana i niezadowolona z wyniku. No cóż, zawsze mogę powiedzieć, że przyjechałam tu dla fotek ;)
Mimo wszystko, wyścig jest mega i na pewno wrócę tu w przyszłym roku.

komentarze
Dzięki :)
kantele
- 12:53 środa, 26 lipca 2017 | linkuj
Dobrze się czytało, opis pełen emocji :))
A co do fotek to rzeczywiście warto było dla nich przyjechać :) Przedostatni kadr jest kapitalny!
rmk
- 20:19 wtorek, 25 lipca 2017 | linkuj
Dobrze się czytało, opis pełen emocji :))
A co do fotek to rzeczywiście warto było dla nich przyjechać :) Przedostatni kadr jest kapitalny!
rmk
- 20:14 wtorek, 25 lipca 2017 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum