Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2014
Dystans całkowity: | 687.44 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 32:43 |
Średnia prędkość: | 21.01 km/h |
Liczba aktywności: | 23 |
Średnio na aktywność: | 29.89 km i 1h 25m |
Więcej statystyk |
praca
Poniedziałek, 5 maja 2014
Km: | 19.36 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:58 | km/h: | 20.03 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: KTM Strada 2000 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kazurka
Niedziela, 4 maja 2014 Kategoria trening
Km: | 22.53 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:23 | km/h: | 16.29 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
No to mnie rozłożyło. Bynajmniej nie z powodu ostatniej wycieczki, na której zmarzłam jak sto diabłów. Ewidentnie przypętał się do nas jakiś wirus. Najpierw była upojna noc z Zającem, ze środy na czwartek, który to Zając dostał takiego gila, że normalnie można by było z niego upleść linę i zejść po niej na parter z naszego 9 piętra. Budził się co chwilę więc ze snu - nici. Mimo wszystko, chociaż zmęczona, to zupełnie niechora - poszłam na czwartkowy trening grupowy (o tym było w tym wpisie).
Tego dnia po południu Marek dostał wysokiej temperatury i czuł się fatalnie. Mnie za to dopadło dopiero w piątek - rozbolało mnie gardło i również dostałam mega gila. Dlatego w piątek pokręciłam tylko lekko na trenażerze. Pokręciłam bo jeszcze miałam nadzieję, że nie będę musiała rezygnować z niedzielnego udziału w maratonu w Sandomierzu.
Niestety, w sobotę było gorzej więc poprosiłam o przepisanie opłaty startowej i zawiadomiłam Krzycha, że nie jadę z nimi. W sobotę była słaba pogoda a poza tym czułam się na tyle kiepsko, że odpuściłam jakikolwiek sport - poza uganianiem się za Zającem po domu. No i sprzątnęłam w moim mieszkaniu po ostatnim najemcy.
Tak przy okazji, może ktoś szuka kawalerki do wynajęcia na Ursynowie? :)
Dziś czułam się nieco lepiej. Trochę byłam zła, że odwołałam akcję Sandomierz i to mi przez cały dzień psuło humor. Żeby zatem nie truć się tym, po południu w końcu - mimo gila ciągu dalszego - postanowiłam się ruszyć na jakiś rower. Przekręciłam po singlu w lesie, złapałam trochę błotka a potem pojechałam na Kazurkę poćwiczyć podjazdy.
Kilka razy podjechałam sobie po ścieżkach z czwartkowego treningu a potem kilka razy wdrapałam się na pumptracka. Przy okazji poprawiłam sobie humor. Bo po górnej pętli pumptracku jeździły na hardtailach jakieś dwa młokosy (tak na oko ze 10-12 lat) i podśmiewały się ze mnie, że sapię - po którymś z kolei podjeździe. Zauważyłam jednak, że w pewnym momencie zjechali obaj na sam dół i próbowali podjechać moją ścieżką. Nie udało im się dojechać do 1/3 więc chyba nabrali trochę respektu i potem już się nie śmiali ;)
Wróciłam w każdym razie do domu w o wiele lepszym nastroju.
Tego dnia po południu Marek dostał wysokiej temperatury i czuł się fatalnie. Mnie za to dopadło dopiero w piątek - rozbolało mnie gardło i również dostałam mega gila. Dlatego w piątek pokręciłam tylko lekko na trenażerze. Pokręciłam bo jeszcze miałam nadzieję, że nie będę musiała rezygnować z niedzielnego udziału w maratonu w Sandomierzu.
Niestety, w sobotę było gorzej więc poprosiłam o przepisanie opłaty startowej i zawiadomiłam Krzycha, że nie jadę z nimi. W sobotę była słaba pogoda a poza tym czułam się na tyle kiepsko, że odpuściłam jakikolwiek sport - poza uganianiem się za Zającem po domu. No i sprzątnęłam w moim mieszkaniu po ostatnim najemcy.
Tak przy okazji, może ktoś szuka kawalerki do wynajęcia na Ursynowie? :)
Dziś czułam się nieco lepiej. Trochę byłam zła, że odwołałam akcję Sandomierz i to mi przez cały dzień psuło humor. Żeby zatem nie truć się tym, po południu w końcu - mimo gila ciągu dalszego - postanowiłam się ruszyć na jakiś rower. Przekręciłam po singlu w lesie, złapałam trochę błotka a potem pojechałam na Kazurkę poćwiczyć podjazdy.
Kilka razy podjechałam sobie po ścieżkach z czwartkowego treningu a potem kilka razy wdrapałam się na pumptracka. Przy okazji poprawiłam sobie humor. Bo po górnej pętli pumptracku jeździły na hardtailach jakieś dwa młokosy (tak na oko ze 10-12 lat) i podśmiewały się ze mnie, że sapię - po którymś z kolei podjeździe. Zauważyłam jednak, że w pewnym momencie zjechali obaj na sam dół i próbowali podjechać moją ścieżką. Nie udało im się dojechać do 1/3 więc chyba nabrali trochę respektu i potem już się nie śmiali ;)
Wróciłam w każdym razie do domu w o wiele lepszym nastroju.
s1 trenażer, chora
Piątek, 2 maja 2014
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Trenażer | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trening z grupą z Fejsa
Czwartek, 1 maja 2014 Kategoria trening
Uczestnicy
Km: | 28.53 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:32 | km/h: | 11.26 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Miałam dziś robić tlen ale wreszcie jest okazja, żeby potrenować technikę w grupie. Fundacja Teraz Twój Ruch od dawna już organizuje otwarte treningi MTB ale dotychczas nie udało mi się na żaden dotrzeć. Tym razem jednak start niedaleko (park Morskie Oko) i 1 maja więc wszyscy w domu, mogę zostawić Zająca z tatą i iść.
Dotarłam na miejsce zbiórki piętnaście minut przed czasem ale sporo ludzi już było na miejscu. Dowiedziałam się, że jedziemy na Kazoorę. Zanim jednak grupa się ogarnęła i dotarła na Kazoorę, minęła godzina z okładem - gdybym wiedziała, to stawiłabym się na Kazurce, godzinę później.
Z ciekawostek, to trening prowadził znajomy, Norbert, który na miejsce zbiórki przyjechał Veturilem bo górak mu się zepsuł. Z większych ciekawostek, to prowadząc grupę na Veturilu zapierniczał tak, że część grupy nie nadążała.
Na szczęście postanowił nas nie zawstydzać jeżdżąc Veturilem po Kazurce i trening prowadził stacjonarnie ;-)
Na górce kilka razy wdrapaliśmy się i zjechaliśmy pumptrackiem, potem trenowaliśmy dwa podjazdy obok, gdzie trzeba było balansowac rozkładem dociążenia kół, żeby podjechać je w całości. Mnie udało się to przy którymś z kolei podejściu ale byli i tacy, którym się nie udało wcale. Podjazdy wyglądały niewinnie ale wcale nie były takie proste.
Trening trwał ze dwie godziny (razem z dojazdem i powrotem) a zrobiłam zaledwie 28,5 km, nieźle ;-)
Dotarłam na miejsce zbiórki piętnaście minut przed czasem ale sporo ludzi już było na miejscu. Dowiedziałam się, że jedziemy na Kazoorę. Zanim jednak grupa się ogarnęła i dotarła na Kazoorę, minęła godzina z okładem - gdybym wiedziała, to stawiłabym się na Kazurce, godzinę później.
Z ciekawostek, to trening prowadził znajomy, Norbert, który na miejsce zbiórki przyjechał Veturilem bo górak mu się zepsuł. Z większych ciekawostek, to prowadząc grupę na Veturilu zapierniczał tak, że część grupy nie nadążała.
Na szczęście postanowił nas nie zawstydzać jeżdżąc Veturilem po Kazurce i trening prowadził stacjonarnie ;-)
Na górce kilka razy wdrapaliśmy się i zjechaliśmy pumptrackiem, potem trenowaliśmy dwa podjazdy obok, gdzie trzeba było balansowac rozkładem dociążenia kół, żeby podjechać je w całości. Mnie udało się to przy którymś z kolei podejściu ale byli i tacy, którym się nie udało wcale. Podjazdy wyglądały niewinnie ale wcale nie były takie proste.
Trening trwał ze dwie godziny (razem z dojazdem i powrotem) a zrobiłam zaledwie 28,5 km, nieźle ;-)