Kazurka
Niedziela, 4 maja 2014 Kategoria trening
Km: | 22.53 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:23 | km/h: | 16.29 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
No to mnie rozłożyło. Bynajmniej nie z powodu ostatniej wycieczki, na której zmarzłam jak sto diabłów. Ewidentnie przypętał się do nas jakiś wirus. Najpierw była upojna noc z Zającem, ze środy na czwartek, który to Zając dostał takiego gila, że normalnie można by było z niego upleść linę i zejść po niej na parter z naszego 9 piętra. Budził się co chwilę więc ze snu - nici. Mimo wszystko, chociaż zmęczona, to zupełnie niechora - poszłam na czwartkowy trening grupowy (o tym było w tym wpisie).
Tego dnia po południu Marek dostał wysokiej temperatury i czuł się fatalnie. Mnie za to dopadło dopiero w piątek - rozbolało mnie gardło i również dostałam mega gila. Dlatego w piątek pokręciłam tylko lekko na trenażerze. Pokręciłam bo jeszcze miałam nadzieję, że nie będę musiała rezygnować z niedzielnego udziału w maratonu w Sandomierzu.
Niestety, w sobotę było gorzej więc poprosiłam o przepisanie opłaty startowej i zawiadomiłam Krzycha, że nie jadę z nimi. W sobotę była słaba pogoda a poza tym czułam się na tyle kiepsko, że odpuściłam jakikolwiek sport - poza uganianiem się za Zającem po domu. No i sprzątnęłam w moim mieszkaniu po ostatnim najemcy.
Tak przy okazji, może ktoś szuka kawalerki do wynajęcia na Ursynowie? :)
Dziś czułam się nieco lepiej. Trochę byłam zła, że odwołałam akcję Sandomierz i to mi przez cały dzień psuło humor. Żeby zatem nie truć się tym, po południu w końcu - mimo gila ciągu dalszego - postanowiłam się ruszyć na jakiś rower. Przekręciłam po singlu w lesie, złapałam trochę błotka a potem pojechałam na Kazurkę poćwiczyć podjazdy.
Kilka razy podjechałam sobie po ścieżkach z czwartkowego treningu a potem kilka razy wdrapałam się na pumptracka. Przy okazji poprawiłam sobie humor. Bo po górnej pętli pumptracku jeździły na hardtailach jakieś dwa młokosy (tak na oko ze 10-12 lat) i podśmiewały się ze mnie, że sapię - po którymś z kolei podjeździe. Zauważyłam jednak, że w pewnym momencie zjechali obaj na sam dół i próbowali podjechać moją ścieżką. Nie udało im się dojechać do 1/3 więc chyba nabrali trochę respektu i potem już się nie śmiali ;)
Wróciłam w każdym razie do domu w o wiele lepszym nastroju.
Tego dnia po południu Marek dostał wysokiej temperatury i czuł się fatalnie. Mnie za to dopadło dopiero w piątek - rozbolało mnie gardło i również dostałam mega gila. Dlatego w piątek pokręciłam tylko lekko na trenażerze. Pokręciłam bo jeszcze miałam nadzieję, że nie będę musiała rezygnować z niedzielnego udziału w maratonu w Sandomierzu.
Niestety, w sobotę było gorzej więc poprosiłam o przepisanie opłaty startowej i zawiadomiłam Krzycha, że nie jadę z nimi. W sobotę była słaba pogoda a poza tym czułam się na tyle kiepsko, że odpuściłam jakikolwiek sport - poza uganianiem się za Zającem po domu. No i sprzątnęłam w moim mieszkaniu po ostatnim najemcy.
Tak przy okazji, może ktoś szuka kawalerki do wynajęcia na Ursynowie? :)
Dziś czułam się nieco lepiej. Trochę byłam zła, że odwołałam akcję Sandomierz i to mi przez cały dzień psuło humor. Żeby zatem nie truć się tym, po południu w końcu - mimo gila ciągu dalszego - postanowiłam się ruszyć na jakiś rower. Przekręciłam po singlu w lesie, złapałam trochę błotka a potem pojechałam na Kazurkę poćwiczyć podjazdy.
Kilka razy podjechałam sobie po ścieżkach z czwartkowego treningu a potem kilka razy wdrapałam się na pumptracka. Przy okazji poprawiłam sobie humor. Bo po górnej pętli pumptracku jeździły na hardtailach jakieś dwa młokosy (tak na oko ze 10-12 lat) i podśmiewały się ze mnie, że sapię - po którymś z kolei podjeździe. Zauważyłam jednak, że w pewnym momencie zjechali obaj na sam dół i próbowali podjechać moją ścieżką. Nie udało im się dojechać do 1/3 więc chyba nabrali trochę respektu i potem już się nie śmiali ;)
Wróciłam w każdym razie do domu w o wiele lepszym nastroju.
komentarze
Ej babo, babo, w końcu Cię dopadło :P a mówiłaś, że z katarem da się jeździć :) To masz ;) W sumie lepiej teraz niż w lipcu, kto to widział chorować w lipcu? :) Jestem z Ciebie dumna, że dwa smarki poczuły respekt do Ciebie, w końcu górki to jest to, co my kochamy ;)
Twoja Baba na rowerze ;) ladyinblack - 18:26 poniedziałek, 5 maja 2014 | linkuj
Twoja Baba na rowerze ;) ladyinblack - 18:26 poniedziałek, 5 maja 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!