Wpisy archiwalne w miesiącu
Styczeń, 2011
Dystans całkowity: | 243.71 km (w terenie 104.00 km; 42.67%) |
Czas w ruchu: | 36:37 |
Średnia prędkość: | 12.91 km/h |
Maksymalna prędkość: | 36.60 km/h |
Suma podjazdów: | 7669 m |
Maks. tętno maksymalne: | 170 (96 %) |
Maks. tętno średnie: | 147 (83 %) |
Suma kalorii: | 14567 kcal |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 22.16 km i 1h 21m |
Więcej statystyk |
zamęczyłam stepper na śmierć
Sobota, 8 stycznia 2011 Kategoria trening, wycieczki i inne spontany
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:40 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Miałam dzisiaj rozpisany bieg lub biegówki. Niestety, roztopy są takie, że ani jedno ani drugie mi się nie uśmiecha. Marek poradził mi, żebym sobie potupała na stepperze. Jedyny problem ze stepperem polega na tym, że nie uda mi się zbytnio zrobić na nim "interwałów"... No nic.
Po 20 minutach rozgrzewkowego człapania, pierwsze powtórzenie 1 minuta. Stepper zaczął śmierdzieć. 5 minut człapania. Kolejne powtórzenie, stepper zaczął mocno śmierdzieć i lekko skrzypieć. 5 minut człapania. Trzecie powtórzenie - stepper śmierdzi na maksa i mocno skrzypi. 5 minut człapania. Czwarte powtórzenie, stepper przestał śmierdzieć (chyba się przyzwyczaiłam) ale za to tak skrzypi, że własnych myśli nie słychać... Po kolejnych 2 minutach człapania postanowiłam dać mu spokój, chociaż w planie było jeszcze jakieś 20 minut człapania. Tym bardziej, że Marek kazał mi uważać na ilość kroków (podobno przy 2500 kroków stepper puszcza olej). Doszłam do 2185 kroków i nie chciałam ryzykować zabrudzenia dywanu ;)
Kat: ?
HR: 124/154
KOW: 3
obciążenie 120
Po 20 minutach rozgrzewkowego człapania, pierwsze powtórzenie 1 minuta. Stepper zaczął śmierdzieć. 5 minut człapania. Kolejne powtórzenie, stepper zaczął mocno śmierdzieć i lekko skrzypieć. 5 minut człapania. Trzecie powtórzenie - stepper śmierdzi na maksa i mocno skrzypi. 5 minut człapania. Czwarte powtórzenie, stepper przestał śmierdzieć (chyba się przyzwyczaiłam) ale za to tak skrzypi, że własnych myśli nie słychać... Po kolejnych 2 minutach człapania postanowiłam dać mu spokój, chociaż w planie było jeszcze jakieś 20 minut człapania. Tym bardziej, że Marek kazał mi uważać na ilość kroków (podobno przy 2500 kroków stepper puszcza olej). Doszłam do 2185 kroków i nie chciałam ryzykować zabrudzenia dywanu ;)
Kat: ?
HR: 124/154
KOW: 3
obciążenie 120
interwałowy test koszulki Bikestats
Piątek, 7 stycznia 2011 Kategoria trenażer, trening
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:10 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Trenażer | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ponieważ dumam nad zakupem amortyzatora, to odwiedziłam dzisiaj Plusa. Mają wyprz amortyzatorów Manitou.
Myślę o Manitou R7 Carbon. Ma świetną cenę. Odłożyli go dla mnie, mam do poniedziałku podjąć decyzję.
Do trenażera obejrzałam sobie koncert Mike Oldfielda Tubular Bells III z Londynu. Co za piękny koncert, mogłabym go oglądać na okrągło.
Strasznie dzisiaj było gorąco, na dworze +4 więc nawet uchylony balkon nie dawał zbytnio ochłody. Bałam się jednak go otworzyć na oścież, żeby mnie nie "przewiało".
Przetestowałam Bikestats'ową koszulkę. Niestety, okazało się, że zrobił się z niej kompres z potu... :( daję jej tylko 4-
Dzisiaj powtórzenia
Kat: K
15 min rozgrzewka
3 min x 1 min x 10
15 min rozjazd
powt. 1: kadencja 104/108, HR 142/149
powt. 2: kadencja 105/106, HR 144/152
powt. 3: kadencja 105/106, HR 149/157
powt. 4: kadencja 105/105, HR 150/156
powt. 5: kadencja 105/107, HR 152/160
powt. 6: kadencja 104/106, HR 153/159
powt. 7: kadencja 106/108, HR 156/163
powt. 8: kadencja 106/108, HR 158/164
powt. 9: kadencja 108/109, HR 160/166
powt. 10: kadencja 109/111, HR 163/168
Widzę postęp. :)
poranne tętno 62
KOW: 5
obciążenie 350
Myślę o Manitou R7 Carbon. Ma świetną cenę. Odłożyli go dla mnie, mam do poniedziałku podjąć decyzję.
Do trenażera obejrzałam sobie koncert Mike Oldfielda Tubular Bells III z Londynu. Co za piękny koncert, mogłabym go oglądać na okrągło.
Strasznie dzisiaj było gorąco, na dworze +4 więc nawet uchylony balkon nie dawał zbytnio ochłody. Bałam się jednak go otworzyć na oścież, żeby mnie nie "przewiało".
Przetestowałam Bikestats'ową koszulkę. Niestety, okazało się, że zrobił się z niej kompres z potu... :( daję jej tylko 4-
Dzisiaj powtórzenia
Kat: K
15 min rozgrzewka
3 min x 1 min x 10
15 min rozjazd
powt. 1: kadencja 104/108, HR 142/149
powt. 2: kadencja 105/106, HR 144/152
powt. 3: kadencja 105/106, HR 149/157
powt. 4: kadencja 105/105, HR 150/156
powt. 5: kadencja 105/107, HR 152/160
powt. 6: kadencja 104/106, HR 153/159
powt. 7: kadencja 106/108, HR 156/163
powt. 8: kadencja 106/108, HR 158/164
powt. 9: kadencja 108/109, HR 160/166
powt. 10: kadencja 109/111, HR 163/168
Widzę postęp. :)
poranne tętno 62
KOW: 5
obciążenie 350
a niech to jasny wentylek...
Czwartek, 6 stycznia 2011 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: | 27.99 | Km teren: | 18.00 | Czas: | 02:04 | km/h: | 13.54 |
Pr. maks.: | 22.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 168168 ( 95%) | HRavg | 146( 82%) |
Kalorie: | 1721kcal | Podjazdy: | 205m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Korzystając z wolnego dnia umówiłam się z Krzychem i Krzyśkiem na rundkę po Lasku Kabackim.
Jadąc w stronę Lasku stwierdzam bujanie tylnej opony. "A niech to... mam nadzieję, że to nie dziurka. No nic, podpompuję i zobaczymy co dalej." Niestety... nakrętka na wentyl odkręca się razem z tym małym "coś-iem", który jest w wentylach typu presta... pssst... i to by było na tyle jeśli chodzi o dalszą jazdę. No bo gdyby to była dziurka, to łatki miałam ze sobą. Ale całej dętki, niestety, nie.
Chwilę stoję drapiąc się w kask. Na szczęście stoję tuż przy KEN'ie więc akurat widzę przejeżdżającego autem Krzycha z rowerem na dachu, zmierzającego do Kabat. Macham, zatrzymuje się. "Masz dętkę?" "Mam". Ufff, super... Wyciąga dętkę, porządną pompkę... ja w międzyczasie rozbebeszam koło i... O NIE! Dętka z samochodowym wentylem...! No i dupa, wentyl nie wejdzie w dziurkę w obręczy.
No nic, dzwonię do Krzyśka - "Gdzie jesteś?" - "Czekam na Kabatach" - "Masz dętkę?" - "Nie".
Cholera... no nic, żegnam się z Krzychem i życzę im miłej jazdy beze mnie bo zanim dotrę do chaty po dętkę to trochę czasu minie :(
Trochę z buta, rower na jednym ramieniu, na drugim, pod jedną pachą, pod drugą. W pewnym momencie słyszę za sobą "hihihihi" i moja mnie rowerzysta. Sądząc po znajomej kolorystyce roweru, znajomym błotniku i znajomym napisie "WKK" na tyłku, chyba Błażej z WKK. Niestety, nie reaguje na moje rozpaczliwe wrzaski ;) No nic. Zresztą nie wygląda na mającego ze sobą dętkę.
Uff jest metro. Jedną stację podjeżdżam sobie.
Docieram do domu, zmieniam dętkę. Pompuję. Coś kurcze dziwna jakaś. Jakby... za mała do mojej opony...? No tak, dętka, którą kupił mi Marek jakiś czas temu w kryzysowej sytuacji... do opony zdaje się 2.0, a ja mam 2.25. Męczę się, męczę... Spociłam się jak ruda mysz. Wkurzona w końcu rozbieram się z ciuchów, które miałam na dworze. Dopompowuję, jakoś to będzie.
Montując koło poruszam niechcący wajhę od czujnika od Garmina. Szlag! Oczywiście nie da się jej przekręcić do poprzedniej pozycji bez śrubokręta. Oczywiście potrzeba zupełnie innego śrubokręta niż w moim podręcznym "scyzoryku" narzędziowym. Dobra. Szafa z narzędziami, gmeru gmeru, dobra, jest odpowiedni śrubokręt. Odkręcam, poprawiam, zakręcam, zakładam koło.
Mija już godzina od mojej awarii. Wkurzona już mówię Markowi, że nie mam ochoty iść. On radzi, żebym jednak poszła bo będę wkurzona przez cały dzień. Może i racja. Ubieram się, idę.
Jazda poprawia mi nastrój, jest mi ciepło i przyjemnie, aura jest cudowna. Słonko świeci, rower dobrze jedzie. Trochę wmordewind, ale to dobrze, będzie w plecy przy powrocie.
W Lasku rozglądam się za chłopakami, ale nie spotykam ich.
Pełno ludzi, trzeba uważać żeby nie rozjechać jakiegoś szkraba albo początkującego narciarza :)
Zauważam, że ludzie coraz mniej patrzą na zimowych rowerzystów jak na świrów. Chyba się przyzwyczaili.
Zrobiłam parę pętelek. Dość ślisko, ale daje radę. Tempo dużo lepsze niż w niedzielę.
Wracam do domu zadowolona z wycieczki.
kat: S5
kadencja 77/118
rano tętno 58
Jadąc w stronę Lasku stwierdzam bujanie tylnej opony. "A niech to... mam nadzieję, że to nie dziurka. No nic, podpompuję i zobaczymy co dalej." Niestety... nakrętka na wentyl odkręca się razem z tym małym "coś-iem", który jest w wentylach typu presta... pssst... i to by było na tyle jeśli chodzi o dalszą jazdę. No bo gdyby to była dziurka, to łatki miałam ze sobą. Ale całej dętki, niestety, nie.
Chwilę stoję drapiąc się w kask. Na szczęście stoję tuż przy KEN'ie więc akurat widzę przejeżdżającego autem Krzycha z rowerem na dachu, zmierzającego do Kabat. Macham, zatrzymuje się. "Masz dętkę?" "Mam". Ufff, super... Wyciąga dętkę, porządną pompkę... ja w międzyczasie rozbebeszam koło i... O NIE! Dętka z samochodowym wentylem...! No i dupa, wentyl nie wejdzie w dziurkę w obręczy.
No nic, dzwonię do Krzyśka - "Gdzie jesteś?" - "Czekam na Kabatach" - "Masz dętkę?" - "Nie".
Cholera... no nic, żegnam się z Krzychem i życzę im miłej jazdy beze mnie bo zanim dotrę do chaty po dętkę to trochę czasu minie :(
Trochę z buta, rower na jednym ramieniu, na drugim, pod jedną pachą, pod drugą. W pewnym momencie słyszę za sobą "hihihihi" i moja mnie rowerzysta. Sądząc po znajomej kolorystyce roweru, znajomym błotniku i znajomym napisie "WKK" na tyłku, chyba Błażej z WKK. Niestety, nie reaguje na moje rozpaczliwe wrzaski ;) No nic. Zresztą nie wygląda na mającego ze sobą dętkę.
Uff jest metro. Jedną stację podjeżdżam sobie.
Docieram do domu, zmieniam dętkę. Pompuję. Coś kurcze dziwna jakaś. Jakby... za mała do mojej opony...? No tak, dętka, którą kupił mi Marek jakiś czas temu w kryzysowej sytuacji... do opony zdaje się 2.0, a ja mam 2.25. Męczę się, męczę... Spociłam się jak ruda mysz. Wkurzona w końcu rozbieram się z ciuchów, które miałam na dworze. Dopompowuję, jakoś to będzie.
Montując koło poruszam niechcący wajhę od czujnika od Garmina. Szlag! Oczywiście nie da się jej przekręcić do poprzedniej pozycji bez śrubokręta. Oczywiście potrzeba zupełnie innego śrubokręta niż w moim podręcznym "scyzoryku" narzędziowym. Dobra. Szafa z narzędziami, gmeru gmeru, dobra, jest odpowiedni śrubokręt. Odkręcam, poprawiam, zakręcam, zakładam koło.
Mija już godzina od mojej awarii. Wkurzona już mówię Markowi, że nie mam ochoty iść. On radzi, żebym jednak poszła bo będę wkurzona przez cały dzień. Może i racja. Ubieram się, idę.
Jazda poprawia mi nastrój, jest mi ciepło i przyjemnie, aura jest cudowna. Słonko świeci, rower dobrze jedzie. Trochę wmordewind, ale to dobrze, będzie w plecy przy powrocie.
W Lasku rozglądam się za chłopakami, ale nie spotykam ich.
Pełno ludzi, trzeba uważać żeby nie rozjechać jakiegoś szkraba albo początkującego narciarza :)
Zauważam, że ludzie coraz mniej patrzą na zimowych rowerzystów jak na świrów. Chyba się przyzwyczaili.
Zrobiłam parę pętelek. Dość ślisko, ale daje radę. Tempo dużo lepsze niż w niedzielę.
Wracam do domu zadowolona z wycieczki.
kat: S5
kadencja 77/118
rano tętno 58
i jeszcze jedna seria
Środa, 5 stycznia 2011 Kategoria trenażer, trening, trening siłowy
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:45 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Trenażer | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś wiązanka treningowa w postaci lekkiego półgodzinnego kręcenia na trenażerze (dokończyłam oglądać Dom Latających Sztyletów) oraz serii siła + stabilizacja przy akompaniamencie w postaci Death "Sound of Perseverance" oraz Edge of Sanity "The Spectral Sorrows". Jakoś tak od wczoraj mam klimat na death metal :D
Co ciekawe, dzisiaj dość ciężko mi się robiło pierwszą serię siłową, za to trzecią serię pompek zrobiłam pierwszy raz bez żadnej przerwy. W nagrodę dorzuciłam sobie jeszcze po jednej miniserii każdego ćwiczenia.
Rano tętno jakoś trudno mi było zmierzyć. Siedziałam bez ruchu chyba ze dwie minuty a tętno robiło co chciało - skakało sobie od 54 do 65 i weź tu dojdź, jakie właściwie jest...
trenażer:
Kat: E1
głównie 1 strefa tętna (116/136), kadencja 82/93
KOW: 3
obciążenie 90
siła:
przysiad z obciążeniem 3x20 + 10
sprężyna (ściąganie do klatki piersiowej) 3x14 + 7 na każdą rękę
step z obciążeniem 3x20 + 10 na każdą nogę
pompki 3x10 + 5
wspięcia na palcach bez obciążenia 3x15 + 8
wiosłowanie na stojąco 3x18 + 9
brzuszki ze skrętem 3x20 + 10
stabilizacja:
wypad z obciążeniem 3x4 + 2
pseudopompka na piłce rehabilitacyjnej 3x4 + 2
no i na koniec rozciąganie
KOW: 4
obciążenie 300
suma obciążeń: 390
Co ciekawe, dzisiaj dość ciężko mi się robiło pierwszą serię siłową, za to trzecią serię pompek zrobiłam pierwszy raz bez żadnej przerwy. W nagrodę dorzuciłam sobie jeszcze po jednej miniserii każdego ćwiczenia.
Rano tętno jakoś trudno mi było zmierzyć. Siedziałam bez ruchu chyba ze dwie minuty a tętno robiło co chciało - skakało sobie od 54 do 65 i weź tu dojdź, jakie właściwie jest...
trenażer:
Kat: E1
głównie 1 strefa tętna (116/136), kadencja 82/93
KOW: 3
obciążenie 90
siła:
przysiad z obciążeniem 3x20 + 10
sprężyna (ściąganie do klatki piersiowej) 3x14 + 7 na każdą rękę
step z obciążeniem 3x20 + 10 na każdą nogę
pompki 3x10 + 5
wspięcia na palcach bez obciążenia 3x15 + 8
wiosłowanie na stojąco 3x18 + 9
brzuszki ze skrętem 3x20 + 10
stabilizacja:
wypad z obciążeniem 3x4 + 2
pseudopompka na piłce rehabilitacyjnej 3x4 + 2
no i na koniec rozciąganie
KOW: 4
obciążenie 300
suma obciążeń: 390
Dom Latających Sztyletów
Wtorek, 4 stycznia 2011 Kategoria trenażer, trening
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:20 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Trenażer | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rowerek po niedzieli nasmarowany więc dobrze oglądało mi się film, który
a) już widziałam kilka razy
b) nie wymagał skupiania się na tekście
c) pozwalał na oglądanie pięknych, malarskich krajobrazów
d) dostarczał sporej dawki pięknej muzyki.
A przed treningiem, robiąc obiad, nastroiłam się do szybkiego kręcenia dawno nie odkurzaną płytą Dark Tranquillity "Character" :) Ależ to ma power... :)
Dzisiejszy trening to:
15 min rozgrzewki
3 min x 2 min odpoczynku x 10
15 min rozjazdu
Przy okazji obserwacja: mój poziom zmęczenia nie zależy od długości odpoczynku pomiędzy powtórzeniami. Jest podobny przy odpoczynkach 1 minutowych i 2 minutowych. Natomiast bardzo mocno zależy od kadencji. Wystarczy podkręcić średnią kadencję z powtórzenia o 1-2 obroty i już padam na pysk :)
Niedzielny siniol, niestety, trochę daje mi się we znaki. But z wyższą cholewką muszę mieć poluzowany a i tak boli.
W ogóle, kaleka ze mnie. Jedna kostka stłuczona, druga kostka i kolano skręcone na wyjeździe snowboardowym. A ostatnio przyganiałam Damianowi, że się rozbija ciągle ;)
Mam nadzieję, że mi te bolączki przejdą przed "piątką" w Wiązownej. Na razie myśli o półmaratonie przesuwam na marzec :)
Tętno z ranka: 58
kat: K
powt. 1: kadencja 101/106, HR 142/150
powt. 2: kadencja 101/103, HR 145/151
powt. 3: kadencja 104/106, HR 150/156
powt. 4: kadencja 103/107, HR 149/156
powt. 5: kadencja 103/104, HR 151/160
powt. 6: kadencja 102/105, HR 150/159
powt. 7: kadencja 107/109, HR 159/166
powt. 8: kadencja 107/109, HR 158/165
powt. 9: kadencja 104/105, HR 156/153
powt. 10: kadencja 107/111, HR 158/166
KOW: 5
obciążenie: 400
a) już widziałam kilka razy
b) nie wymagał skupiania się na tekście
c) pozwalał na oglądanie pięknych, malarskich krajobrazów
d) dostarczał sporej dawki pięknej muzyki.
A przed treningiem, robiąc obiad, nastroiłam się do szybkiego kręcenia dawno nie odkurzaną płytą Dark Tranquillity "Character" :) Ależ to ma power... :)
Dzisiejszy trening to:
15 min rozgrzewki
3 min x 2 min odpoczynku x 10
15 min rozjazdu
Przy okazji obserwacja: mój poziom zmęczenia nie zależy od długości odpoczynku pomiędzy powtórzeniami. Jest podobny przy odpoczynkach 1 minutowych i 2 minutowych. Natomiast bardzo mocno zależy od kadencji. Wystarczy podkręcić średnią kadencję z powtórzenia o 1-2 obroty i już padam na pysk :)
Niedzielny siniol, niestety, trochę daje mi się we znaki. But z wyższą cholewką muszę mieć poluzowany a i tak boli.
W ogóle, kaleka ze mnie. Jedna kostka stłuczona, druga kostka i kolano skręcone na wyjeździe snowboardowym. A ostatnio przyganiałam Damianowi, że się rozbija ciągle ;)
Mam nadzieję, że mi te bolączki przejdą przed "piątką" w Wiązownej. Na razie myśli o półmaratonie przesuwam na marzec :)
Tętno z ranka: 58
kat: K
powt. 1: kadencja 101/106, HR 142/150
powt. 2: kadencja 101/103, HR 145/151
powt. 3: kadencja 104/106, HR 150/156
powt. 4: kadencja 103/107, HR 149/156
powt. 5: kadencja 103/104, HR 151/160
powt. 6: kadencja 102/105, HR 150/159
powt. 7: kadencja 107/109, HR 159/166
powt. 8: kadencja 107/109, HR 158/165
powt. 9: kadencja 104/105, HR 156/153
powt. 10: kadencja 107/111, HR 158/166
KOW: 5
obciążenie: 400
pierwszy rowerowy ślizg
Niedziela, 2 stycznia 2011 Kategoria trening
Km: | 25.89 | Km teren: | 18.00 | Czas: | 02:24 | km/h: | 10.79 |
Pr. maks.: | 22.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 148148 ( 84%) | HRavg | 120( 68%) |
Kalorie: | 1347kcal | Podjazdy: | 158m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Krzychu się wyłamał z dzisiejszej rundki po Lasku Kabackim, co mnie bardzo zdziwiło bo on zawsze pierwszy do treningu. Ale za to Azag stawił się rześki, zwarty i gotowy :) Zapowiadała się piękna pogoda - słoneczko świeciło a termometr w domu pokazał malutki minusik.
Po dojechaniu do Kabat pierwsze co zrobiliśmy, obydwoje, to zaliczyliśmy piękny ślizg bokiem po wielkie łasze lodu na zakręcie :) Możnaby rzec, że polecieliśmy jak gruszki... ;) Pierwszy siniec w tym roku zaliczony :)
W Kabatach dzisiaj bardzo ślisko, szukaliśmy miejsc, gdzie leżało trochę śniegu i jechaliśmy dość ostrożnie. Znowu masa ludzi, ale w przeciwieństwie do dnia wczorajszego, oprócz rodzin z dziećmi i psami, narciarzy i biegaczy, również całkiem sporo rowerzystów! I wszyscy pozdrawiają się na trasie :) Zimowe jeżdżenie wyzwala poczucie jakiejś wspólnoty chyba ;)
Niedługo po wjechaniu w las, niespodziewanie, pogoda zmieniła się diametralnie. Zaczęło wiać i poważnie sypać śniegiem. Na coś takiego przydałyby się podgrzewane okulary z wycieraczkami :D Postanowiliśmy jednak nie dać się zimie i
zrobiliśmy rundkę po lesie.
Jak wracaliśmy, zrobiło się naprawdę zimno i wiatr wiał nam w twarz. Ręce mi zgrabiały do tego stopnia, że nie mogłam naciskać dźwigni przerzutek. Już marzyłam tylko o ciepłym domku.
W domu okazało się, że walnięta przy "ślizgu" noga całkiem nieźle spuchła. Mam nadzieję, że altacet pomoże :)
Kat: S2
kadencja 70/115
KOW: 3
obciążenie: 432
poranne tętno 60
Po dojechaniu do Kabat pierwsze co zrobiliśmy, obydwoje, to zaliczyliśmy piękny ślizg bokiem po wielkie łasze lodu na zakręcie :) Możnaby rzec, że polecieliśmy jak gruszki... ;) Pierwszy siniec w tym roku zaliczony :)
W Kabatach dzisiaj bardzo ślisko, szukaliśmy miejsc, gdzie leżało trochę śniegu i jechaliśmy dość ostrożnie. Znowu masa ludzi, ale w przeciwieństwie do dnia wczorajszego, oprócz rodzin z dziećmi i psami, narciarzy i biegaczy, również całkiem sporo rowerzystów! I wszyscy pozdrawiają się na trasie :) Zimowe jeżdżenie wyzwala poczucie jakiejś wspólnoty chyba ;)
Niedługo po wjechaniu w las, niespodziewanie, pogoda zmieniła się diametralnie. Zaczęło wiać i poważnie sypać śniegiem. Na coś takiego przydałyby się podgrzewane okulary z wycieraczkami :D Postanowiliśmy jednak nie dać się zimie i
zrobiliśmy rundkę po lesie.
Jak wracaliśmy, zrobiło się naprawdę zimno i wiatr wiał nam w twarz. Ręce mi zgrabiały do tego stopnia, że nie mogłam naciskać dźwigni przerzutek. Już marzyłam tylko o ciepłym domku.
W domu okazało się, że walnięta przy "ślizgu" noga całkiem nieźle spuchła. Mam nadzieję, że altacet pomoże :)
Kat: S2
kadencja 70/115
KOW: 3
obciążenie: 432
poranne tętno 60
biegówki noworoczne
Sobota, 1 stycznia 2011 Kategoria biegówki, trening
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:25 | km/h: | 0.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wyciągnęłam Marka na biegówki. Opierał się strasznie, ale jednak poszedł. Co prawda żałowałam potem, że go wyciągnęłam, bo cały czas miał tak skwaszoną minę, że aż było przykro patrzeć.
Aura niezbyt zachęcająca. Około +2 na termometrze i wichura. Podejrzewałam jednak, że w Lasku Kabackim po pierwsze jest chłodniej a po drugie mniej wieje. Okazało się, że faktycznie tak jest. Już po chwili biegu musiałam się pozbyć wiatrówki i buffa z szyi.
Ludzi w lasku całkiem sporo - widać, że nie wszyscy mają noworocznego kaca ;) Sporo spacerowiczów, zatrzęsienie narciarzy i biegaczy. Rowerzystę spotkaliśmy tylko jednego.
Ślady, jak to zwykle chyba w Kabatach. rozdeptane :( Na szczęście dróżki były na tyle ubite, że dobrze jechało się środkiem. W ogóle świetnie mi się jechało i miałam wrażenie, że "zasuwam" (oczywiście to tylko wrażenie, bo tempo jak zwykle dość ślimacze - chyba potrzebuję kilku lekcji techniki).
Kat: E2
8,64 km // 1:25
HR: 143/160
KOW: 5
obciążenie: 425
Aura niezbyt zachęcająca. Około +2 na termometrze i wichura. Podejrzewałam jednak, że w Lasku Kabackim po pierwsze jest chłodniej a po drugie mniej wieje. Okazało się, że faktycznie tak jest. Już po chwili biegu musiałam się pozbyć wiatrówki i buffa z szyi.
Ludzi w lasku całkiem sporo - widać, że nie wszyscy mają noworocznego kaca ;) Sporo spacerowiczów, zatrzęsienie narciarzy i biegaczy. Rowerzystę spotkaliśmy tylko jednego.
Ślady, jak to zwykle chyba w Kabatach. rozdeptane :( Na szczęście dróżki były na tyle ubite, że dobrze jechało się środkiem. W ogóle świetnie mi się jechało i miałam wrażenie, że "zasuwam" (oczywiście to tylko wrażenie, bo tempo jak zwykle dość ślimacze - chyba potrzebuję kilku lekcji techniki).
Kat: E2
8,64 km // 1:25
HR: 143/160
KOW: 5
obciążenie: 425