kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Merida Mazovia MTB Otwock - pełen przekrój

Niedziela, 1 kwietnia 2012 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: 42.28 Km teren: 41.00 Czas: 02:23 km/h: 17.74
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: 174174 ( 96%) HRavg 165( 91%)
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 70 Aktywność: Jazda na rowerze
Cholerka, co to były za zawody. Takich jeszcze nie przeżyłam. Rowerowo oczywiście, bo biegowo zdarzyło się... i to nawet w tym roku.
Zimno. Naprawdę zimno. Błędem było wylezienie z ciepłego auta tak wcześnie i stanie w sektorze pół godziny. Ale ja już taka jestem... muszę być wcześniej.

Przy ustawianiu siodła po transporcie, pierwsze co, to wjeżdżam w psią kupę :) Już gdzieś to przerabiałam, w Nowym Dworze w sezonie 2010. Psia kupa na szczęście.

Sterczę w tym sektorze (czwartym). Obok marzną Marek i Krzysiek. Krzysiek dzisiaj przyjechał towarzysko, bo z wielkim żelastwem w nodze byłoby mu się trudno ścigać. W sektorze odnajduję wzrokiem Beatę z pokrewnego teamu (Świat Rowerów). Machamy do siebie. Obok sektora stoi też Daniel, kapitan mojego teamu. Po jakimś czasie dołącza do nas jeszcze Tomek. W oddali widzę Che. Mocno wieje a od czasu do czasu zawiewa śniegiem.

Nie mam dziś zbyt wielkich widoków na utrzymanie tego sektora, ale spróbuję chociaż powalczyć, żeby nie spaść dalej niż do piątki.

Start jak zwykle po asfalcie, tutaj emocje biorą górę i zapierniczam zdrowo, prawie wychodzę za skalę stref tętna ;) Oczywiście nie starcza mi pary i po wjechaniu na szuter muszę zwolnić. Gdzieś po drodze przegania mnie Tomek. Poza tym przegania mnie cały czwarty sektor i chyba duża część piątego. Niedobrze.
Cały zeszły sezon jeszcze nie nabrałam nawyku kontrolowania tętna podczas zawodów.

Do około połowy jedzie mi się stosunkowo nieźle. Poza tymi, co wyprzedzili mnie na początku, raczej mnie nikt nie wyprzedza. Jednak potem zaczynam powoli odpadać bo trasa, choć nie ma zbyt wielkich przewyższeń, jest dość interwałowa. W kółko tylko podjazd-zjazd-podjazd-zjazd. Po iluś takich zaczynam tracić siły. Ze dwa razy na piaszczystym podjeździe podprowadzam rower bo nie daję rady podjechać do końca. W dodatku nawierzchnia jest trudna. Albo mokry, lepki piach albo cały czas cieniutka warstwa lekko zasysającego opony błotka. Pełno korzeni. Pojawiają się też nieco większe błota, ale z nimi radzę sobie bez większych problemów.

Na początku jedzie mi się nieźle


Miałam nadzieję, że nie będzie strumyków, ale są. Dwa. Jeden przeskakuję z rowerem, ląduję o suchych nogach. Przy drugim już mi się tak gładko nie udaje - nogi ubłocone. Gdy widzę znów gdzieś dalej gigantyczną kałużę to już mi jest wszystko jedno - przejeżdżam, ochlapując błotem, nieopatrznie zbyt blisko stojącego, osobnika z "zabezpieczenia trasy".

Warunki atmosferyczne dają do wiwatu. Najpierw świeci słońce, potem przerabiamy deszcz, grad i śnieg, który pada prawie aż do samego końca. Cały czas mocny wiatr. A śnieg w pewnym momencie pada tak intensywny, że na trasie robi się biało i trochę ślisko.

Zawodnicy też robią się biali



Pod koniec jeszcze się ścigam z jakąś dziewczyną. Jest trudno bo co ja nadrabiam na podjazdach to ona na prostym. To nietypowe bo zwykle na prostym wygrywam takie rywalizacje. Jestem naprawdę już mocno zmęczona. W końcu jednak ją gubię.

Gdy wjeżdżam na metę, nie mam ani siły ani ochoty na finisz. Zresztą nawierzchnia na stadionie jest rozciapkana i lepka - nawet trudno się rozpędzić na czymś takim. Marek z Krzyśkiem już na mnie czekają.

Chwilę po mnie wjeżdża Tomek. Gdzie ja go wyprzedziłam - nie mam zielonego pojęcia. Za moment też dojeżdża Beata - przybijam z nią piątkę. Czyli nie było tak źle, nie cały sektor mnie wyprzedził ;)

Oddaję rower w ręce Marka, który leci zająć kolejkę do myjni. Sama idę zerknąć na wyniki. No tak - w mojej kategorii Iwona i Renata mnie wyprzedziły - te panie już znam. Jest jeszcze jedna, która dojechała przede mną - tej nie znam. W domu sprawdzam - no tak, w tym roku przeszła z K2. Czyli podium nie ma. Można jechać do domu.

W międzyczasie Krzysiek ratuje mnie od przeziębienia ciepłą herbatą z termosu, o dzięki Ci! :)

Prysznic - tu spotykam Olgę - narzeka, że około 02:30 - oraz Natalię - moją kolejną nową rywalkę (ona z kolei przeszła z dystansu Fit, ale w domu sprawdzam, że dojechała po mnie).

Po myciu szybko się pakujemy i wio do domu - za zimno na to, żeby się jeszcze kręcić po okolicy...

Mam mieszane uczucia :) Z jednej strony jestem niezadowolona trochę, z drugiej - zadowolona.
Bo tak:
Założyłam, że się zmieszczę w 02:15h. Ale nie przewidziałam, że pogoda może tak bardzo wpłynąć na szybkość jazdy. Chyba dzisiaj były wszystkie możliwe warunki, jakie tylko można sobie wyobrazić (no, może poza burzą z piorunami). Był bardzo silny wiatr, słońce, deszcz, śnieg, grad. Nawierzchnia również - pełen przekrój: piach (w większości mokry ale wciąż sypki), błoto, kałuże, strumyki, szutry, korzenie, momentami robiło się ślisko z powodu śniegu, który zaczął pokrywać nawet trasę. W zasadzie cała trasa była lekko błotnista a w takich warunkach opony mają zdecydowanie zbyt wysoką przyczepność i jedzie się niezbyt dobrze. W dodatku gdy robi się zimno (a jak padał grad i śnieg to było dość zimno) to kolana "zamarzają" tzn. nie są tak mobilne jak powinny, co też utrudnia pedałowanie. Ubrana co prawda byłam dobrze, dodatkowa warstwa na kolanach, było mi ciepło, ale i tak jakoś stawy inaczej pracują w tej temperaturze. Profil trasy w sumie dość płaski ale mocno interwałowy - ciągła zmiana biegów - podjazd, zjazd, podjazd, zjazd - i tak w kółko. W efekcie nie wyrobiłam się w tych założonych 02:15, ani nawet w 02:20! Mój czas oficjalny to 02:22:56. Więc z czasu nie jestem zadowolona. Ale warunki były naprawdę trudne.

Jestem za to zadowolona z pozycji na mecie w kategorii, bo byłam 4 na 18 startujących pań. Dla porównania - w zeszłym roku byłam 7/18 podczas pierwszych zawodów. Wyprzedziły mnie dwie moje rywalki z poprzedniego sezonu oraz jedna nowa. Strata do najlepszej 13:45.

Pierwsze trzy panie wjechały na metę w bardzo małych odstępach (wszystkie wjechały w ciągu 1:10 min.) więc w zasadzie podobną stratę mam do całej pierwszej trójki. Z tego nie jestem zadowolona bo widać, że do czołówki muszę jeszcze trochę nadrobić. Ale znów - dla porównania: w zeszłym roku miałam stratę do pierwszej około 40 minut, a do trzeciej około 33 minuty. Więc jest postęp wręcz gigantyczny :)
W open byłam 17/45 (w zeszłym roku 34/54).
Niestety, spadłam do 7 sektora :(
Ale za to rating w kategorii doskonały 90,4% :) Gorzej w open ale Gorycka jechała... więc... eee... :)

Niezadowolona jestem bo znów wyrwałam od początku jak głupia, za szybko, źle rozłożyłam siły, poniosły mnie emocje. Zapomniałam kompletnie o kontrolowaniu tętna i w połowie wymiękłam. Ale pierwsze koty za płoty - za 2 tygodnie już będę o tym pamiętać.

No i jeszcze jedna totalna porażka... obtarłam się ostro i chwilowo nie bardzo mogę siedzieć na siodełku ;( Siodło Gianta od pół roku robi się coraz mniej wygodne, nie wiem o co chodzi - wygniotło się, czy co?

#

kadencja 82/113

komentarze
Oj tam... nie czujesz dramatyzmu sytuacji? :)
kantele
- 06:23 wtorek, 3 kwietnia 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum