kanteleblog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(19)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kantele.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2016

Dystans całkowity:424.13 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:25:30
Średnia prędkość:17.31 km/h
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:22.32 km i 1h 16m
Więcej statystyk

s2

Niedziela, 16 października 2016 Kategoria trening
Km: 22.58 Km teren: 0.00 Czas: 01:23 km/h: 16.32
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze

zdjęciowo mi

Sobota, 15 października 2016 Kategoria ze zdjęciami, trening
Km: 23.11 Km teren: 0.00 Czas: 01:27 km/h: 15.94
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze









wreszcie słońce

Czwartek, 13 października 2016 Kategoria trening, ze zdjęciami
Km: 18.03 Km teren: 0.00 Czas: 01:05 km/h: 16.64
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Jak ostatnio zaczęło padać to padało chyba przez półtora tygodnia, ciurkiem. A poza tym było wietrznie i nieprzyjemnie. Całe szczęście, że akurat w tym czasie Łukasz rozpisał mi roztrenowanie ;)
Tak, wiem, dla niektórych "roztrenowanie" brzmi śmiesznie, gdy mówi o nim amator. Ja jednak uważam, że to wcale śmieszne nie jest bo moim zdaniem amator o wiele bardziej potrzebuje roztrenowania niż zawodowiec. Zawodowiec w zasadzie poświęca czas tylko na treningi i starty. Resztę tego czasu ma dla siebie. Owszem, treningi są długie, nierzadko po dwa dziennie - ale pomiędzy - może spędzać czas na bumelowaniu, czytaniu, spaniu albo co tam mu przyjdzie do głowy. Tak wygląda jego praca.
A amator, ambitny amator - pracuje, po pracy trenuje, często po nocy albo bladym świtem, wyrywa ochłapy czasu żeby zrobić cokolwiek innego.
Tak, że ten. 
Roztrenowanie.



Naprawdę fajnie, że akurat w ten mżysty początek października ;)
W pierwszym tygodniu siedziałam sama (Małż w delegacji) z wciąż smarkającym Zającem w domu. Dwa lekko-krótkie treningi, które w tym czasie miałam zadane, odbębniłam na rowerku spinningowym w fitnesklabie. Fitnesklab jest fajny bo ma opiekunkę więc można bezstresowo pójść sobie na trening :)
W piątek Małż wziął urlop żeby odpocząć po delegacji. Ja akurat w ten dzień miałam nie jeździć ale musiałam załatwić coś na mieście więc pojechałam rowerem. I miałam takie szczęście, że o ile przestało w tym dniu padać na jakiś czas, o tyle zaczęło znowu, jak tylko wystawiłam nos z domu... Więc zmokłam i zmarzłam. Ale załatwiłam co miałam załatwić.
W weekend nie udało mi się pokręcić, byliśmy u teściów a prognozy zapowiadały dalszy ciąg siąpienia i lania więc nie wzięłam roweru. Trochę szkoda, bo akurat w sobotę po południu było całkiem fajnie a w niedzielę przed południem - też.
W poniedziałek za to w pracy czułam się dość źle, telepało mnie na wszystkie strony ale złożyłam to na karb zepsutego ogrzewania. Potem okazało się, że chyba jednak miałam po prostu temperaturę.
Ponieważ po południu czułam się dobrze, mimo lekkiej mżawki (wydawało mi się, że jest dość przyjemnie) poszłam na godzinkę na rower. To był mega błąd bo chyba już wtedy miałam znowu temperaturę ale sądziłam, że jak się poruszam to mi przejdzie. Chyba temperatura musiała być wysoka bo rzuciło mi się wyraźnie na mózg ;)
Ubrałam się za lekko. Podejrzewam, że każdy ubiór byłby za lekki w takiej sytuacji. O ile przez pierwsze 20 minut było fajnie, o tyle przez kolejne 40 robiło mi się coraz zimniej. Gdy wróciłam, trzęsło mnie tak, że nie mogłam rozpiąć butów. Trzęsło mnie pod prawie wrzącą wodą, którą lałam na siebie z prysznica i trzęsło mnie jak poszłam po Zająca do przedszkola. Trzęsło mnie gdy ubrałam się jak na sybir i wlazłam pod koc po powrocie. Termometr pokazał 39 stopni. Wzięłam fervex i poszłam spać. W nocy znów mnie trzęsło, wzięłam polopirynę.
Następnego dnia o 5 rano się obudziłam i wyłączyłam budzik, z zamiarem nie pójścia do pracy. O 6.20 obudziłam się znowu, całkiem dobrze się czując, i stwierdziłam, ze jednak do tej roboty pójdę. Tego dnia, poza bólem głowy, nic mi nie było.

Coś przedziwnego, ale na wszelki wypadek nie jeździłam przez dwa dni. Dziś jednak ucieszyłam się, po pierwsze z tego, że mam w planie wpisane s2 a po drugie z tego, że Zając zażądał, żeby go z przedszkola odebrał Tata a po trzecie z tego, że po 1,5tygodnia wreszcie wyszło słońce! Więc po przyjściu z pracy ubrałam się porządnie (zimowo) i myknęłam na Szkocie do lasu.
I było pięknie <3


s1

Poniedziałek, 10 października 2016 Kategoria trening
Km: 17.51 Km teren: 0.00 Czas: 01:02 km/h: 16.95
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze

załatwianie epuap

Piątek, 7 października 2016 Kategoria dojazdy
Km: 10.68 Km teren: 0.00 Czas: 00:38 km/h: 16.86
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze

s1 spinning

Czwartek, 6 października 2016 Kategoria trenażer, trening
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: 01:00 km/h: 0.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Aktywność: Jazda na rowerze

MTB Cross Maraton Chęciny

Wtorek, 4 października 2016 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: 47.88 Km teren: 0.00 Czas: 03:50 km/h: 12.49
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś finałowy wyścig cyklu. Najtrudniejszy wyścig w sezonie. Zeszłoroczne Chęciny były trudne. Profil i dane tegorocznej trasy zapowiadają, że będzie jeszcze trudniej. Ale też jest to chyba wyścig najfajniejszy. Trasa z widokiem na wspaniałe ruiny XIII-wiecznego zamku królewskiego z trudnymi, karkołomnymi zjazdami. Epicki, męczący.... w zeszłym roku jechałam tu na luzie bo pierwsze miejsce w generalce miałam już w kieszeni. W tym roku muszę się postarać, żeby nie stracić czwartego.



Poranek zaczyna się od niefartu. Podczas zakładania soczewek coś mi nie idzie - zacieram sobie jedno oko tak, że założenie soczewek już nie wchodzi w grę. Będę musiała jechać w okularach. Z doświadczenia wiem, że jazda w okularach jest wolniejsza bo jest inne pole ostrego widzenia a ponadto zwykłe okulary tak nie chronią oczu jak sportowe - przed wiatrem, pyłem i odpryskami spod kół innych zawodników. 

fot. Robert Obuchowski


Pogoda jest ładna, zapowiada się, że będzie sucho. Po deszczowo-zimnym Masłowie zapowiadało się, że pogodowo może być nieciekawie więc jest git. Na krótki rękaw, choć nie jest aż tak gorąco jak w zeszłym roku. Robię sobie rozgrzewkę na początkowym fragmencie trasy ale czuję, że nogi mam drewniane, nie bardzo chce im się kręcić.

Zwykle nie zawracam sobie głowy tym, czy przysługuje mi sektor, czy nie ale w tym roku sprawdzam - skoro mam sektor to pojadę z sektora. Zawsze to minutka lub dwie do przodu, kilkunastu zawodników mniej blokujących trasę w trudniejszych miejscach. Jakoś nie bardzo przed startem spotykam znajomych, chociaż wiem, że są. Dużo kolegów z Cyklona, Mysza, Mariusz na pewno też jest i jeszcze kilka osób. W sektorze macha do mnie chyba Kamil, jest tam też chyba Janek ale nie będę się do nich przeciskać, wolę wystartować za wycinakami.

fot. MTB Cross


Zgodnie z przewidywaniami, jedzie mi się tak sobie, nie mogę się rozkręcić. Kurz wciska mi się w oczy. Na zjazdach wiatr wyciska mi łzy i nie bardzo coś widzę - nie mogę sobie przez to pozwolić na puszczenie hamulców. Za to mam czas na podziwianie okoliczności przyrody a te, naprawdę są przecudne. Wysokie, strzeliste drzewa, falujące single, wąwozy, widoki... I te kolory... trudno opisać piękno tej trasy.




Jedyny mankament to smród spalin. W okolicy kręcą się quadowcy i motocykliści. W zasadzie przez pierwszą połowę trasy czuć prawie cały czas mocny zapach spalin, co wcale nie jest przyjemne. Słychać też czasem bardziej bliski, czasem oddalony, warkot silników. No cóż, oni też gdzieś się muszą bawić, mam tylko nadzieję, że nagle ktoś na mnie nie wyjedzie motorem ;) 

fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"


Są miejsca, gdzie łapię flow ale generalnie to czuję, że wynik nie będzie najlepszy. Na jednym zjeździe mam pretekst do chwili odpoczynku. Młody zawodnik prowadzi rower z "kapciem". Zatrzymuję się, pytam czy 27,5 - tak.
- Chcesz dętkę? (żałujcie, że nie widzieliście jego zachwyconej miny w tym momencie).
- Masz pompkę? - nie ma.
Oddaję mu dętkę, pompkę, łyżki i nabój z gazem i lecę dalej. Kurka, przedziwne dla mnie jest, że ludzie jeżdżą na zawody w taką trasę bez choćby dętki i pompki, już nie wspomnę o narzędziach...
Pozbywszy się kilkuset gramów balastu, mam dziwne odczucie, że jedzie mi się lepiej, a może to uczucie spełnienia dobrego uczynku mnie tak uniosło ;)

O, psiont groszy! (fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem")


Ze dwa kilometry dalej dobijam tylną oponę na jakimś korzeniu. Przeklinam się przez moment ale chyba jednak nie złapałam gumy... ufff... w sumie jeżdżenie na stosunkowo wysokim ciśnieniu nie jest takie głupie. Ja wiem, że przyczepność... ale w ciągu całej swojej "kariery" maratonowej złapałam na maratonie gumę chyba tylko raz! To już częściej łapię na XC (swoją drogą to ciekawe zjawisko...).

Trasa jest trudniejsza niż w poprzednim sezonie, sporo przebywam z "buta". Jest jedno miejsce, które obiecałam sobie zjechać, zsunąwszy się na nim na butach w zeszłym roku. Jest dziś postęp - nie zjeżdżam co prawda całego ale... tak z jedną trzecią na rowerze ;) Właściwie prawie wszyscy tutaj jadą na butach, jeden co próbuje na rowerze, sprowadza się szybko sam do parteru ;) No coż, może uda się w przyszłym roku.

fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"


Po 3h odczuwam już spore zmęczenie a jeszcze kawał trasy przede mną. Próbuję się czasem podczepiać komuś na koło ale szybko odpadam. Gdy wreszcie na liczniku zbliża się upragniony 45 kilometr, krzesam resztki sił, żeby na metę wjechać z godnością. Ale czeka mnie niespodzianka, trzeba jeszcze się trochę powspinać - przejechać półką nad nieczynnym kamieniołomem i Centrum Edukacji Geologicznej a potem na drugą stronę góry Rzepka. Gdy z asfaltu trasa odbija w stronę kamieniołomu, przypominam sobie tę część trasy i wydziera mi się wewnętrzny jęk rozpaczy. Jeszcze kawał drogi do mety a ja jestem kompletnie spruta.

fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"


Mimo wszystko podjeżdżam. Dopędzam zawodniczkę Crazy Racing Team. Ona podprowadza rower, ja mielę. Na prostych, ona wsiada i odjeżdża mi, podczas gdy ja muszę nieco odzipnąć po podjeździe. Nie mam świadomości, że właśnie walczę o 5 miejsce w tym maratonie ani że to moja rywalka do 4 miejsca w generalce, Ola. Chyba zbyt jestem zmęczona, żeby teraz ją skojarzyć.

fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"


Mijamy się tak przez kolejne 2,5 kilometra. W końcu, na jakimś asfalcie odrywam się i wyrywam do przodu. Towarzyszący jej zawodnik chyba za moimi plecami rzuca jej coś motywującego, bo ona zaczyna mnie gonić, chociaż widać było, że też leci na oparach. No i mnie dogania a potem przegania. A ostatnie kilkaset metrów to seria zakrętów, nie udaje mi się jej wyprzedzić i na metę wpada sekundę przede mną... Może gdybym skojarzyła, że to Ola, postarałabym się bardziej, chociaż nie wiem czy starczyło by mi siły :) Może, gdybym się nie zatrzymała przy młodzieńcu z gumą, nie musiałabym się ścigać na końcówce... może może może ;)

fot. MTB Cross



No cóż, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, jestem dziś szósta ale na szczęście przewaga Oli na mecie była tak niewielka, że udało mi się obronić przed utratą czwartego miejsca w generalce.

fot. MTB Cross


W tym roku było naprawdę trudno, bardzo mocna konkurencja i trudniejsze trasy nie pozwoliły mi na lepszą pozycję w klasyfikacji końcowej więc jestem i tak zadowolona z tego wyniku.

Jeszcze, nie mogę o tym nie wspomnieć przy okazji tej relacji. Na mecie dowiedziałam się, że Zosia, która mając w kieszeni generalkę zdecydowała się w Chęcinach pojechać dystans Master, uległa wypadkowi tuż po starcie. Została zawieziona karetką do szpitala i nie pojawiła się na dekoracji. Nagrodę Zosi odebrała w zastępstwie Agnieszka.
Jest mi strasznie przykro, że sezon dla Zosi skończył się w taki sposób ale mam nadzieję, że szybko wróci do zdrowia i do ścigania.
Zośka, trzymam kciuki za szybką rekonwalescencję i do zobaczenia na trasach wkrótce!

s1 spinning

Wtorek, 4 października 2016 Kategoria trening
Km: 0.00 Km teren: 0.00 Czas: km/h:
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Aktywność: Jazda na rowerze

s1

Poniedziałek, 3 października 2016 Kategoria trening
Km: 17.51 Km teren: 0.00 Czas: 01:02 km/h: 16.95
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: KTM Strada 2000 Aktywność: Jazda na rowerze

chęciny rozgrzewka

Niedziela, 2 października 2016 Kategoria trening
Km: 4.26 Km teren: 0.00 Czas: 00:15 km/h: 17.04
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Scott Scale 740 Aktywność: Jazda na rowerze

kategorie bloga

Moje rowery

KTM Strada 2000 24420 km
Scott Scale 740 6502 km
Scott Scale 70 18070 km
b'twin Triban 3 (sprzedany) 2423 km
Scott Scale 80 (skradziony) 507 km
Giant Rincon (sprzedany) 9408 km
Trenażer 51 km
rower z Veturilo 323 km

szukaj

archiwum