MTB Cross Maraton Chęciny
Wtorek, 4 października 2016 Kategoria wyścigi, ze zdjęciami
Km: | 47.88 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:50 | km/h: | 12.49 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 740 | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś finałowy wyścig cyklu. Najtrudniejszy wyścig w sezonie. Zeszłoroczne Chęciny były trudne. Profil i dane tegorocznej trasy zapowiadają, że będzie jeszcze trudniej. Ale też jest to chyba wyścig najfajniejszy. Trasa z widokiem na wspaniałe ruiny XIII-wiecznego zamku królewskiego z trudnymi, karkołomnymi zjazdami. Epicki, męczący.... w zeszłym roku jechałam tu na luzie bo pierwsze miejsce w generalce miałam już w kieszeni. W tym roku muszę się postarać, żeby nie stracić czwartego.
Poranek zaczyna się od niefartu. Podczas zakładania soczewek coś mi nie idzie - zacieram sobie jedno oko tak, że założenie soczewek już nie wchodzi w grę. Będę musiała jechać w okularach. Z doświadczenia wiem, że jazda w okularach jest wolniejsza bo jest inne pole ostrego widzenia a ponadto zwykłe okulary tak nie chronią oczu jak sportowe - przed wiatrem, pyłem i odpryskami spod kół innych zawodników.
fot. Robert Obuchowski
Pogoda jest ładna, zapowiada się, że będzie sucho. Po deszczowo-zimnym Masłowie zapowiadało się, że pogodowo może być nieciekawie więc jest git. Na krótki rękaw, choć nie jest aż tak gorąco jak w zeszłym roku. Robię sobie rozgrzewkę na początkowym fragmencie trasy ale czuję, że nogi mam drewniane, nie bardzo chce im się kręcić.
Zwykle nie zawracam sobie głowy tym, czy przysługuje mi sektor, czy nie ale w tym roku sprawdzam - skoro mam sektor to pojadę z sektora. Zawsze to minutka lub dwie do przodu, kilkunastu zawodników mniej blokujących trasę w trudniejszych miejscach. Jakoś nie bardzo przed startem spotykam znajomych, chociaż wiem, że są. Dużo kolegów z Cyklona, Mysza, Mariusz na pewno też jest i jeszcze kilka osób. W sektorze macha do mnie chyba Kamil, jest tam też chyba Janek ale nie będę się do nich przeciskać, wolę wystartować za wycinakami.
fot. MTB Cross
Zgodnie z przewidywaniami, jedzie mi się tak sobie, nie mogę się rozkręcić. Kurz wciska mi się w oczy. Na zjazdach wiatr wyciska mi łzy i nie bardzo coś widzę - nie mogę sobie przez to pozwolić na puszczenie hamulców. Za to mam czas na podziwianie okoliczności przyrody a te, naprawdę są przecudne. Wysokie, strzeliste drzewa, falujące single, wąwozy, widoki... I te kolory... trudno opisać piękno tej trasy.
Jedyny mankament to smród spalin. W okolicy kręcą się quadowcy i motocykliści. W zasadzie przez pierwszą połowę trasy czuć prawie cały czas mocny zapach spalin, co wcale nie jest przyjemne. Słychać też czasem bardziej bliski, czasem oddalony, warkot silników. No cóż, oni też gdzieś się muszą bawić, mam tylko nadzieję, że nagle ktoś na mnie nie wyjedzie motorem ;)
fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"
Są miejsca, gdzie łapię flow ale generalnie to czuję, że wynik nie będzie najlepszy. Na jednym zjeździe mam pretekst do chwili odpoczynku. Młody zawodnik prowadzi rower z "kapciem". Zatrzymuję się, pytam czy 27,5 - tak.
- Chcesz dętkę? (żałujcie, że nie widzieliście jego zachwyconej miny w tym momencie).
- Masz pompkę? - nie ma.
Oddaję mu dętkę, pompkę, łyżki i nabój z gazem i lecę dalej. Kurka, przedziwne dla mnie jest, że ludzie jeżdżą na zawody w taką trasę bez choćby dętki i pompki, już nie wspomnę o narzędziach...
Pozbywszy się kilkuset gramów balastu, mam dziwne odczucie, że jedzie mi się lepiej, a może to uczucie spełnienia dobrego uczynku mnie tak uniosło ;)
O, psiont groszy! (fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem")
Ze dwa kilometry dalej dobijam tylną oponę na jakimś korzeniu. Przeklinam się przez moment ale chyba jednak nie złapałam gumy... ufff... w sumie jeżdżenie na stosunkowo wysokim ciśnieniu nie jest takie głupie. Ja wiem, że przyczepność... ale w ciągu całej swojej "kariery" maratonowej złapałam na maratonie gumę chyba tylko raz! To już częściej łapię na XC (swoją drogą to ciekawe zjawisko...).
Trasa jest trudniejsza niż w poprzednim sezonie, sporo przebywam z "buta". Jest jedno miejsce, które obiecałam sobie zjechać, zsunąwszy się na nim na butach w zeszłym roku. Jest dziś postęp - nie zjeżdżam co prawda całego ale... tak z jedną trzecią na rowerze ;) Właściwie prawie wszyscy tutaj jadą na butach, jeden co próbuje na rowerze, sprowadza się szybko sam do parteru ;) No coż, może uda się w przyszłym roku.
fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"
Po 3h odczuwam już spore zmęczenie a jeszcze kawał trasy przede mną. Próbuję się czasem podczepiać komuś na koło ale szybko odpadam. Gdy wreszcie na liczniku zbliża się upragniony 45 kilometr, krzesam resztki sił, żeby na metę wjechać z godnością. Ale czeka mnie niespodzianka, trzeba jeszcze się trochę powspinać - przejechać półką nad nieczynnym kamieniołomem i Centrum Edukacji Geologicznej a potem na drugą stronę góry Rzepka. Gdy z asfaltu trasa odbija w stronę kamieniołomu, przypominam sobie tę część trasy i wydziera mi się wewnętrzny jęk rozpaczy. Jeszcze kawał drogi do mety a ja jestem kompletnie spruta.
fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"
Mimo wszystko podjeżdżam. Dopędzam zawodniczkę Crazy Racing Team. Ona podprowadza rower, ja mielę. Na prostych, ona wsiada i odjeżdża mi, podczas gdy ja muszę nieco odzipnąć po podjeździe. Nie mam świadomości, że właśnie walczę o 5 miejsce w tym maratonie ani że to moja rywalka do 4 miejsca w generalce, Ola. Chyba zbyt jestem zmęczona, żeby teraz ją skojarzyć.
fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"
Mijamy się tak przez kolejne 2,5 kilometra. W końcu, na jakimś asfalcie odrywam się i wyrywam do przodu. Towarzyszący jej zawodnik chyba za moimi plecami rzuca jej coś motywującego, bo ona zaczyna mnie gonić, chociaż widać było, że też leci na oparach. No i mnie dogania a potem przegania. A ostatnie kilkaset metrów to seria zakrętów, nie udaje mi się jej wyprzedzić i na metę wpada sekundę przede mną... Może gdybym skojarzyła, że to Ola, postarałabym się bardziej, chociaż nie wiem czy starczyło by mi siły :) Może, gdybym się nie zatrzymała przy młodzieńcu z gumą, nie musiałabym się ścigać na końcówce... może może może ;)
fot. MTB Cross
No cóż, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, jestem dziś szósta ale na szczęście przewaga Oli na mecie była tak niewielka, że udało mi się obronić przed utratą czwartego miejsca w generalce.
fot. MTB Cross
W tym roku było naprawdę trudno, bardzo mocna konkurencja i trudniejsze trasy nie pozwoliły mi na lepszą pozycję w klasyfikacji końcowej więc jestem i tak zadowolona z tego wyniku.
Jeszcze, nie mogę o tym nie wspomnieć przy okazji tej relacji. Na mecie dowiedziałam się, że Zosia, która mając w kieszeni generalkę zdecydowała się w Chęcinach pojechać dystans Master, uległa wypadkowi tuż po starcie. Została zawieziona karetką do szpitala i nie pojawiła się na dekoracji. Nagrodę Zosi odebrała w zastępstwie Agnieszka.
Jest mi strasznie przykro, że sezon dla Zosi skończył się w taki sposób ale mam nadzieję, że szybko wróci do zdrowia i do ścigania.
Zośka, trzymam kciuki za szybką rekonwalescencję i do zobaczenia na trasach wkrótce!
Poranek zaczyna się od niefartu. Podczas zakładania soczewek coś mi nie idzie - zacieram sobie jedno oko tak, że założenie soczewek już nie wchodzi w grę. Będę musiała jechać w okularach. Z doświadczenia wiem, że jazda w okularach jest wolniejsza bo jest inne pole ostrego widzenia a ponadto zwykłe okulary tak nie chronią oczu jak sportowe - przed wiatrem, pyłem i odpryskami spod kół innych zawodników.
fot. Robert Obuchowski
Pogoda jest ładna, zapowiada się, że będzie sucho. Po deszczowo-zimnym Masłowie zapowiadało się, że pogodowo może być nieciekawie więc jest git. Na krótki rękaw, choć nie jest aż tak gorąco jak w zeszłym roku. Robię sobie rozgrzewkę na początkowym fragmencie trasy ale czuję, że nogi mam drewniane, nie bardzo chce im się kręcić.
Zwykle nie zawracam sobie głowy tym, czy przysługuje mi sektor, czy nie ale w tym roku sprawdzam - skoro mam sektor to pojadę z sektora. Zawsze to minutka lub dwie do przodu, kilkunastu zawodników mniej blokujących trasę w trudniejszych miejscach. Jakoś nie bardzo przed startem spotykam znajomych, chociaż wiem, że są. Dużo kolegów z Cyklona, Mysza, Mariusz na pewno też jest i jeszcze kilka osób. W sektorze macha do mnie chyba Kamil, jest tam też chyba Janek ale nie będę się do nich przeciskać, wolę wystartować za wycinakami.
fot. MTB Cross
Zgodnie z przewidywaniami, jedzie mi się tak sobie, nie mogę się rozkręcić. Kurz wciska mi się w oczy. Na zjazdach wiatr wyciska mi łzy i nie bardzo coś widzę - nie mogę sobie przez to pozwolić na puszczenie hamulców. Za to mam czas na podziwianie okoliczności przyrody a te, naprawdę są przecudne. Wysokie, strzeliste drzewa, falujące single, wąwozy, widoki... I te kolory... trudno opisać piękno tej trasy.
Jedyny mankament to smród spalin. W okolicy kręcą się quadowcy i motocykliści. W zasadzie przez pierwszą połowę trasy czuć prawie cały czas mocny zapach spalin, co wcale nie jest przyjemne. Słychać też czasem bardziej bliski, czasem oddalony, warkot silników. No cóż, oni też gdzieś się muszą bawić, mam tylko nadzieję, że nagle ktoś na mnie nie wyjedzie motorem ;)
fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"
Są miejsca, gdzie łapię flow ale generalnie to czuję, że wynik nie będzie najlepszy. Na jednym zjeździe mam pretekst do chwili odpoczynku. Młody zawodnik prowadzi rower z "kapciem". Zatrzymuję się, pytam czy 27,5 - tak.
- Chcesz dętkę? (żałujcie, że nie widzieliście jego zachwyconej miny w tym momencie).
- Masz pompkę? - nie ma.
Oddaję mu dętkę, pompkę, łyżki i nabój z gazem i lecę dalej. Kurka, przedziwne dla mnie jest, że ludzie jeżdżą na zawody w taką trasę bez choćby dętki i pompki, już nie wspomnę o narzędziach...
Pozbywszy się kilkuset gramów balastu, mam dziwne odczucie, że jedzie mi się lepiej, a może to uczucie spełnienia dobrego uczynku mnie tak uniosło ;)
O, psiont groszy! (fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem")
Ze dwa kilometry dalej dobijam tylną oponę na jakimś korzeniu. Przeklinam się przez moment ale chyba jednak nie złapałam gumy... ufff... w sumie jeżdżenie na stosunkowo wysokim ciśnieniu nie jest takie głupie. Ja wiem, że przyczepność... ale w ciągu całej swojej "kariery" maratonowej złapałam na maratonie gumę chyba tylko raz! To już częściej łapię na XC (swoją drogą to ciekawe zjawisko...).
Trasa jest trudniejsza niż w poprzednim sezonie, sporo przebywam z "buta". Jest jedno miejsce, które obiecałam sobie zjechać, zsunąwszy się na nim na butach w zeszłym roku. Jest dziś postęp - nie zjeżdżam co prawda całego ale... tak z jedną trzecią na rowerze ;) Właściwie prawie wszyscy tutaj jadą na butach, jeden co próbuje na rowerze, sprowadza się szybko sam do parteru ;) No coż, może uda się w przyszłym roku.
fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"
Po 3h odczuwam już spore zmęczenie a jeszcze kawał trasy przede mną. Próbuję się czasem podczepiać komuś na koło ale szybko odpadam. Gdy wreszcie na liczniku zbliża się upragniony 45 kilometr, krzesam resztki sił, żeby na metę wjechać z godnością. Ale czeka mnie niespodzianka, trzeba jeszcze się trochę powspinać - przejechać półką nad nieczynnym kamieniołomem i Centrum Edukacji Geologicznej a potem na drugą stronę góry Rzepka. Gdy z asfaltu trasa odbija w stronę kamieniołomu, przypominam sobie tę część trasy i wydziera mi się wewnętrzny jęk rozpaczy. Jeszcze kawał drogi do mety a ja jestem kompletnie spruta.
fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"
Mimo wszystko podjeżdżam. Dopędzam zawodniczkę Crazy Racing Team. Ona podprowadza rower, ja mielę. Na prostych, ona wsiada i odjeżdża mi, podczas gdy ja muszę nieco odzipnąć po podjeździe. Nie mam świadomości, że właśnie walczę o 5 miejsce w tym maratonie ani że to moja rywalka do 4 miejsca w generalce, Ola. Chyba zbyt jestem zmęczona, żeby teraz ją skojarzyć.
fot. Zagnańskie Stowarzyszenie Rowerowe "Pod Bartkiem"
Mijamy się tak przez kolejne 2,5 kilometra. W końcu, na jakimś asfalcie odrywam się i wyrywam do przodu. Towarzyszący jej zawodnik chyba za moimi plecami rzuca jej coś motywującego, bo ona zaczyna mnie gonić, chociaż widać było, że też leci na oparach. No i mnie dogania a potem przegania. A ostatnie kilkaset metrów to seria zakrętów, nie udaje mi się jej wyprzedzić i na metę wpada sekundę przede mną... Może gdybym skojarzyła, że to Ola, postarałabym się bardziej, chociaż nie wiem czy starczyło by mi siły :) Może, gdybym się nie zatrzymała przy młodzieńcu z gumą, nie musiałabym się ścigać na końcówce... może może może ;)
fot. MTB Cross
No cóż, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, jestem dziś szósta ale na szczęście przewaga Oli na mecie była tak niewielka, że udało mi się obronić przed utratą czwartego miejsca w generalce.
fot. MTB Cross
W tym roku było naprawdę trudno, bardzo mocna konkurencja i trudniejsze trasy nie pozwoliły mi na lepszą pozycję w klasyfikacji końcowej więc jestem i tak zadowolona z tego wyniku.
Jeszcze, nie mogę o tym nie wspomnieć przy okazji tej relacji. Na mecie dowiedziałam się, że Zosia, która mając w kieszeni generalkę zdecydowała się w Chęcinach pojechać dystans Master, uległa wypadkowi tuż po starcie. Została zawieziona karetką do szpitala i nie pojawiła się na dekoracji. Nagrodę Zosi odebrała w zastępstwie Agnieszka.
Jest mi strasznie przykro, że sezon dla Zosi skończył się w taki sposób ale mam nadzieję, że szybko wróci do zdrowia i do ścigania.
Zośka, trzymam kciuki za szybką rekonwalescencję i do zobaczenia na trasach wkrótce!
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!