i tak oto niepostrzeżenie...
Poniedziałek, 25 kwietnia 2011 Kategoria >50 km, trening, wycieczki i inne spontany
Km: | 64.94 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 03:43 | km/h: | 17.47 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | 164164 ( 91%) | HRavg | 125( 69%) |
Kalorie: | 2397kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Scott Scale 70 | Aktywność: Jazda na rowerze |
... zrobiło się prawie 65 km.
W planach był co prawda trening terenowy w Kabatach, ale Krzyśkowi się nie chciało robić podjazdów bo był zmęczony po ostatnich wycieczkach. Zaproponował więc zwykłą przejażdżkę. Nie protestowałam zbytnio, bo wczoraj jeszcze miałam potworne zakwasy w łydkach po piątkowych ćwiczeniach i sobotnim bieganiu a dzisiaj dość ciężkie i zmęczone nogi.
Przy okazji obniuchałam nową maszynę Krzyśka, chwilkę się przejechałam... i... o wielkie moje zdziwienie, bo zdecydowanie wolę mój rower, choć spodziewałam się, że umrę z zazdrości jak przejadę się na Krzyśkowym Scale35.
Dziwna geometria. Podejrzewam, że geometria 35-tki jest zbliżona do poprzedniej geometrii mojego roweru. Ja zdążyłam się jednak już przyzwyczaić do nowych ustawień po BGFit i jak wsiadłam na rower Krzyśka, to poczułam się jak na kozie... ;)
Szybko więc oddałam mu rower, niech sobie jeździ ;)
Trochę pokręciliśmy się po Kabatach, trochę po okołopowsińskich wioskach. Potem dojechaliśmy nad Wisłę i tam kawałek drogą, kawałek wałem, dotarliśmy do Trasy Siekierkowskiej. Tu skręciliśmy na Gocław, bo byłam umówiona z rodzicami. Krzysiek jechał z nadzieją, że załapie się na kanapkę u moich rodziców... ale okazało się, że pół bloku nie ma prądu i winda nie działa. Nie bardzo chciało mi się dygać z rowerem schodami na 14 piętro więc zawróciliśmy na pięcie. Po drodze przypomniałam sobie o hydrancie, gdzie oprócz uzupełnienia naszych bukłaków dopełniliśmy wielkanocnej tradycji i sowicie pooblewaliśmy się wodą. Ała, mokre, zimne :)
Obejrzeliśmy z daleka McDonalds w Wilanowie (dzikie tłumy) i najedliśmy się dopiero na Wałbrzyskiej. Potem jeszcze na zakończenie wycieczki zaliczyliśmy jeden podjazd na Kopę Cwila i Krzysiek odprowadził mnie do domu. Sam poszedł jeszcze jeździć.
kadencja: 74/120
KOW: 4
obciążenie: 892
W planach był co prawda trening terenowy w Kabatach, ale Krzyśkowi się nie chciało robić podjazdów bo był zmęczony po ostatnich wycieczkach. Zaproponował więc zwykłą przejażdżkę. Nie protestowałam zbytnio, bo wczoraj jeszcze miałam potworne zakwasy w łydkach po piątkowych ćwiczeniach i sobotnim bieganiu a dzisiaj dość ciężkie i zmęczone nogi.
Przy okazji obniuchałam nową maszynę Krzyśka, chwilkę się przejechałam... i... o wielkie moje zdziwienie, bo zdecydowanie wolę mój rower, choć spodziewałam się, że umrę z zazdrości jak przejadę się na Krzyśkowym Scale35.
Dziwna geometria. Podejrzewam, że geometria 35-tki jest zbliżona do poprzedniej geometrii mojego roweru. Ja zdążyłam się jednak już przyzwyczaić do nowych ustawień po BGFit i jak wsiadłam na rower Krzyśka, to poczułam się jak na kozie... ;)
Szybko więc oddałam mu rower, niech sobie jeździ ;)
Trochę pokręciliśmy się po Kabatach, trochę po okołopowsińskich wioskach. Potem dojechaliśmy nad Wisłę i tam kawałek drogą, kawałek wałem, dotarliśmy do Trasy Siekierkowskiej. Tu skręciliśmy na Gocław, bo byłam umówiona z rodzicami. Krzysiek jechał z nadzieją, że załapie się na kanapkę u moich rodziców... ale okazało się, że pół bloku nie ma prądu i winda nie działa. Nie bardzo chciało mi się dygać z rowerem schodami na 14 piętro więc zawróciliśmy na pięcie. Po drodze przypomniałam sobie o hydrancie, gdzie oprócz uzupełnienia naszych bukłaków dopełniliśmy wielkanocnej tradycji i sowicie pooblewaliśmy się wodą. Ała, mokre, zimne :)
Obejrzeliśmy z daleka McDonalds w Wilanowie (dzikie tłumy) i najedliśmy się dopiero na Wałbrzyskiej. Potem jeszcze na zakończenie wycieczki zaliczyliśmy jeden podjazd na Kopę Cwila i Krzysiek odprowadził mnie do domu. Sam poszedł jeszcze jeździć.
kadencja: 74/120
KOW: 4
obciążenie: 892
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!